-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński2
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać311
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
Biblioteczka
2016-05-18
2015-04-13
Osobom zdrowym, depresja i przebieg tej choroby może wydawać się czymś bardzo niezrozumiałym, odległym i niepojętym. Ja jestem niepoprawną optymistką i mnie w życiu cieszy dosłownie wszystko. To, że mówię, słyszę, chodzę, mam rodzinę, pracę, mam gdzie mieszkać, co jeść. Mogę się realizować i z uśmiechem iść do przodu, wszystko wydaje mi się piękne - słońce i deszcz, lato i zima, góry i morze. Każdy nowy dzień jest dla mnie darem i cieszę się, że mam możliwość go przeżyć. Niestety nie wszyscy mają tyle szczęścia. Ta podstępna choroba może dopaść każdego i zrujnować życie. Czasem wystarczy zaledwie iskra, która zniweczy nasze życiowe plany i sprawi, że stajemy się apatyczni, obojętni, smutni, rozgoryczeni i całkowicie tracimy chęci do dalszego życia.
Marlena Serafin jest młodą dziewczyną, w zasadzie całe życie przed nią. Jest zdolna, mądra i ma ambicje, by realizować swoje marzenia o pisarstwie. Niestety w jej życiu nie wszystko się układa. Właściwie od czasów gdy była nastolatką, co jakiś czas dopadają ją stany depresyjne, lęki przed ludźmi i światem, szeroko pojęte uczucie beznadziei i coraz częstsze myśli samobójcze. Przy kolejnym nawrocie choroby dziewczyna postanawia dać sobie ostatnią szansę i zgłasza się na leczenie do szpitala psychiatrycznego.
Narratorką w książce jest sama Marlena, która jak mniemam jest alter ego autorki. Bohaterka przedstawia czytelnikom proces leczenia szpitalnego, wplatając w treść wiele informacji na temat depresji (zwłaszcza afektywnej chorobie dwubiegunowej), procesu leczenia i przebiegu terapii. To właśnie sceny rozmów z psychologiem dają nam największy wgląd w duszę Marleny. Poznajemy jej przeszłość, dzięki czemu możemy zrozumieć przyczyny choroby, a tym samym samą depresję. Całość napisana bardzo spójnie i przystępnie. Autorka użyła prostego języka, dzięki czemu czytelnikowi łatwiej jest zgłębić temat. Wplatając w treść informacje o innych pacjentach daje nam zarys innych zaburzeń i chorób psychicznych oraz częściowo wskazuje ich ewentualne przyczyny.
W tym miejscu chciałam napisać coś na temat zachowania matki Marleny, ale dosłownie brakuje mi słów. Nie! Tego zrozumieć nie potrafię. Nie widzę żadnej możliwości usprawiedliwienia tego, w jaki sposób traktowała swoje dzieci. Tak naprawdę każde z czwórki dzieci uciekło od niej na swój sposób, a ona w ogóle nie była w stanie tego dostrzec. Nie rozumiem jak można własne dziecko tak obrażać, wyzywać, a mówiąc kolokwialnie wręcz gnoić (tak to słowo pasuje tu jak ulał). Jak można być tak chłodnym, apodyktycznym i niezainteresowanym prawdziwymi potrzebami dziecka? Żadna przeszłość nie jest tu wytłumaczeniem. Och!!! Jestem przekonana, że w tym przypadku to matka tak naprawdę jest wszystkiemu winna! Przez lata wprowadzała córkę w poczucie winy, wpajała, że jest głupia i gruba i nie widziała w tym wszystkim nic złego. Co gorsza, nie zmieniło się to przez lata, nawet wtedy gdy teoretycznie powinna sobie uświadomić zagrożenie ("Marlena, on jest ślepy, przecież nosi okulary, nie przyjrzał ci się, nie zauważył, jaka jesteś gruba. Teraz dopiero zobaczył i zrezygnował"*).
A jednak dostałam jakiegoś niepohamowanego słowotoku i coś w tej kwestii napisałam.
Jak wcześniej wspomniałam, trudno mi było wcześniej wyobrazić sobie czym jest depresja, jak można czuć się tak chronicznie smutnym, zniechęconym i niezadowolonym, a czasem nawet zupełnie obojętnym. Wydawało mi się, że wystarczy się rozejrzeć, by dostrzec dobro i piękno z każdej otaczającej nas strony. Wystarczy zrobić krok, by odnaleźć szczęście. Wydawało mi się, że sami jesteśmy kowalami swojego losu i tylko od nas zależy czy dostrzegamy swoje szczęście i chcemy być szczęśliwi, czy też widzimy wszystko w czarnych barwach. Wśród najbliższych mi osób jest też ktoś, kto cierpi na depresję (choć to inny jej rodzaj) i też wydawało mi się to niemal abstrakcyjne. Myślałam się, że jeśli udzielę kilka "mądrych" życiowo rad to wszystko minie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. W rozmowach może nie popełniałam, aż takich błędów jak matka i brat Marleny, a jednak :(
Po lekturze książki nie czuję się bardziej kompetentna w tym temacie, nie uważam już, że wystarczy, że powiem coś pokrzepiającego, życiowego i optymistycznego i problem zniknie. Mam za to dużo większą wiedzę w zakresie tego tematu i postaram się ją pozytywnie wykorzystać. Zrozumiałam czym jest choroba oraz fakt, że nie ustępuje ona ot tak. Leczenie może trwać latami, a gorsze dni mogą pojawić się w każdej chwili, wywołane zwyczajnymi zdarzeniami. Teraz rozumiem, że matura może być takim samym momentem kryzysowym jak rozmowa o pracę czy koniec związku i każdy sygnał chorego należy traktować równie poważnie.
Najważniejszy wniosek, jaki nasunął mi się po lekturze książki to to, że nie musimy być ekspertami, lekarzami czy terapeutami. Wsparcie mentalne, rozmowy, akceptacja i okazywanie ciepłych uczuć może w pewnym zakresie być substytutem leków (oczywiście nie całkowicie). Dla nas to może być mały gest, a dla kogoś potrzebującego oznacza on bardzo wiele. Wiadomo, że w ten sposób nikogo nie uleczymy, ale też nie zaszkodzimy, a jeśli to nasze wsparcie okaże się choć trochę pomocne to w każdym przypadku warto się go podjąć.
Osobom zdrowym, depresja i przebieg tej choroby może wydawać się czymś bardzo niezrozumiałym, odległym i niepojętym. Ja jestem niepoprawną optymistką i mnie w życiu cieszy dosłownie wszystko. To, że mówię, słyszę, chodzę, mam rodzinę, pracę, mam gdzie mieszkać, co jeść. Mogę się realizować i z uśmiechem iść do przodu, wszystko wydaje mi się piękne - słońce i deszcz, lato i...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-06-05
czwartek, 5 czerwca 2014
Agnieszka Turzyniecka, Inspektor Kres i zaginiona
Autor: Agnieszka Turzyniecka
Tytuł: Inspektor Kres i zaginiona
Wydawnictwo: Szara Godzina
Miejsce i rok wydania: Katowice 2013
Ilość stron: 256
Zdjęcie pochodzi z tej strony.
Moje pierwsze spotkanie z twórczością Agnieszki Turzynieckiej uważam, za bardzo udane :) Szczerze mówiąc nie spodziewałam się aż tak dobrej książki. Nie wiem czy to dlatego, że autorka jest zaledwie rok starsza ode mnie, czy dlatego, że o książce nie jest specjalnie głośno. A szkoda, bo nieznajomość tej pozycji to duża strata dla czytelnika.
Pierwsze, co bardzo przypadło mi do gustu to wielowątkowość. Żmudne śledztwo, w którym Marian Kres próbuje dowiedzieć się co stało się z zaginioną Basią trwa kilka miesięcy. Sprawa wydaje się być beznadziejna, bo inspektor kilkukrotnie "trafia w ślepą uliczkę". Nie poddaje się jednak, nie odpuszcza. W końcu dał słowo matce zaginionej. Sam ma córkę, więc wie, że żaden rodzic nie spocznie i nie będzie mógł spać spokojnie dopóki nie dowie się, co dzieje się z jego dzieckiem. Choć śledztwo utknęło w martwym punkcie i dochodzenie zamknięto, nasz bohater nie poddaje się. Po drodze przyjmuje nowe, bardzo absorbujące sprawy, które spokojnie mogłyby być zalążkami kolejnych części serii o inspektorze Kresie. Autorka jednak zafundowała nam je wszystkie w jednej książce.
Po drugie duże wrażenie wywarła na mnie realność i wiarygodność postaci. Począwszy od samego Mariana Kresa, który był "zwyczajnym" facetem, a nie "przerysowanym" twardzielem rodem z amerykańskich filmów. Jego żona, niesamowita zrzęda. Trudne relacje małżeńskie są tak naprawdę modelem życia, które przynosi małżonkom poczucie bezpieczeństwa, przynależności, a nawet - choć trudno w to uwierzyć - miłości. Każdy z bohaterów poszczególnych spraw dochodzeniowych posiada inne cechy, dzięki temu bardzo łatwo "wejść" w ich psychikę i spróbować zrozumieć ich postępowanie. Rzeczywistość przedstawiona w powieści jest bardzo "polska" i całe szczęście, bo skoro fabuła toczy się w naszym kraju, to nie ma sensu udawać, że jest inaczej :) Na temat policji każdy ma wyrobione zdanie, i nie ma co zgrywać CSI. Autorka jednak sprawiła, że czytelnik bardzo polubił Kresa, a jego ujmująca osobowość rekompensuje braki postępu głównego śledztwa.
Świetny język, szybka akcja, realistyczna fabuła oraz bohaterowie z krwi i kości sprawiają, że na próżno można doszukiwać się wad książki. Autorka dzięki połączeniu elementów powieści kryminalnej z powieścią obyczajową zadowoli nawet najwybredniejszych czytelników. "Inspektor Kres i zaginiona" kolejny raz utwierdził mnie w przekonaniu, że współczesna literatura polska jest niedoceniana i niesprawiedliwie szufladkowana. Przy naszych, rodzimych autorach nie jeden poczytny autor amerykański (chyba najczęściej wybierana literatura) mógłby się zawstydzić.
Gorąco polecam wszystkim dorosłym czytelnikom! Jestem bardzo ciekawa nowej książki autorki "Dziewczynka z balonikami", choć bardziej chciałabym poznać kolejne sprawy inspektora Kresa.
czwartek, 5 czerwca 2014
Agnieszka Turzyniecka, Inspektor Kres i zaginiona
Autor: Agnieszka Turzyniecka
Tytuł: Inspektor Kres i zaginiona
Wydawnictwo: Szara Godzina
Miejsce i rok wydania: Katowice 2013
Ilość stron: 256
Zdjęcie pochodzi z tej strony.
Moje pierwsze spotkanie z twórczością Agnieszki Turzynieckiej uważam, za bardzo udane :) Szczerze mówiąc nie...
Debiut literacki nagrodzonej za najlepszy blog roku 2014 Anny Grzyb wywołał w sieci wiele emocji. Czytałam na temat jej książki wiele nieprzychylnych komentarzy, czytelniczki miały też żal do znanych autorek, które rekomendowały treść na okładce książki. Trudno było mi w to wszystko uwierzyć, no bo jak to? Życiowa książka (coś co lubię), skierowana do kobiet w przedziale 25 - 40 lat (pasuje) o codzienności, dzieciach i kłopotach małżeńskich. Wszystko to, co w książkach lubię, więc co mogło pójść nie tak? Przecież sama chętnie czytałam teksty autorki na blogu "Pisaninka". Musiałam przekonać się sama...
... i strasznie żałuję! "Życie z drugiej ręki" było dla mnie niezwykle trudną lekturą, choć to może akurat złe określenie, bo treść była prosta i nijaka. Kompletnie nic nie wniosła w moje życie... no może trochę więcej snu, bo choć to niewielka objętościowo książka, to prawie za każdym razem gdy zaczynałam czytać zasypiałam. Od momentu gdy przeczytałam wreszcie ostatnią stronę (a było to kilka dni temu) zastanawiam się po co ona właściwie powstała. Lubię gdy książka, nawet o sprawach codziennych, zmusza do refleksji nad własnym życiem, pokazuje świat z nieco innej perspektywy, daje kopa do działania czy zwyczajnie stanowi nadzieję na lepsze jutro. Tutaj nie ma nic. Bohaterka jest marudna, nieprzyjemna, apatyczna, ciągle narzeka, a przy tym czuje się nierozumiana i niedoceniana. Nie widzi swoich ewidentnych wad. Jest toksyczna, męcząca i ciągle niezadowolona. Gdy opowiadała o powodach swoich frustracji nie mogłam się z nią zgodzić, ja wszystko widziałam zupełnie inaczej. Ten Mąż wykazywał się wielkim zrozumieniem i... miłością, skoro wytrzymał z taką zołzą!
Autorka na końcu książki pisze, że wszystkie zdarzenia są fikcją i czytelnicy nie powinni upatrywać się w niej podobieństwa do jej prywatnego życia. Hmmm... trudno się tego trzymać, gdy podobieństwo (nawet dla osób, które ledwo "znają" ją z lektury bloga) jest bardzo prawdopodobne. Poza tym pierwszoosobowa narracja sugeruje, że autorka dokładnie wie o czym pisze i dokładnie wczuwa się w losy bohaterki. Swego czasu Anna Grzyb pisała wiele o żalu, który żywi do wydawców, autorów i czytelników swojego bloga. Pisała o tym, że czuje się wykorzystana i oszukana. Anita, bohaterka książki (swoją drogą Ania - Anita, obie mają trójkę dzieci) też jest tą dobrą, życzliwą, zawsze pomocną, a ludzie cięgle wystawiają ją do wiatru, zawodzą i zostawiają na lodzie. Ten Mąż nie rozumie, nie przytula, nie adoruje, ale jak wraca do domu to Anita odlicza dni kiedy wreszcie odjedzie z powrotem, by mieć święty spokój. Ten Mąż nigdy nie pomaga w domu, no chyba, że da mu się wytyczne i dokładnie powie co ma zrobić (serio? taki mąż to skarb!), no tak, ale przecież wszystko robi źle i ma to stale wytykane (wcale się nie dziwię, że sam nie podejmuje inicjatywy, skoro wie, że obojętnie jakby się nie starał to i tak będzie źle, jednak wie, że to nie w porządku, więc jak musi to robi). Mnie się tu coś nie zgadza, a Wam? Postać Anity przypomina mi przypadek osoby z chorobą dwubiegunową. Raz euforia, chęci do działania, świat w kolorach, a po chwili narzekanie, lamentowanie i zniekształcony obraz rzeczywistości (która zadowoliłaby nie jedną osobę). Gdyby tylko Anita zdawała sobie z tego sprawę i autorka "pociągnęłaby" wątek choroby to książka miałaby zupełnie inny wymiar, a tak jest płaska, nudna i strasznie irytująca :(
Zdecydowanie nie polecam! Nie róbcie tego co ja i nie upierajcie się przy tym, że musicie przekonać się sami i wyrobić sobie własną opinię o książce. Totalna strata czasu!
Debiut literacki nagrodzonej za najlepszy blog roku 2014 Anny Grzyb wywołał w sieci wiele emocji. Czytałam na temat jej książki wiele nieprzychylnych komentarzy, czytelniczki miały też żal do znanych autorek, które rekomendowały treść na okładce książki. Trudno było mi w to wszystko uwierzyć, no bo jak to? Życiowa książka (coś co lubię), skierowana do kobiet w przedziale 25...
więcej Pokaż mimo to