-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać1
-
ArtykułyPortret toksycznego związku w ostatnich dniach NRD. Międzynarodowy Booker dla niemieckiej pisarkiKonrad Wrzesiński6
-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać6
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
Biblioteczka
O rany, rany. Gdzie tu zacząć. Słowem wstępu, książką dostała się w moje ręce przypadkowo, otrzymałem ją w prezencie. Nie jestem znawcą i jakimś fanem gatunku, zatem moja niepochlebna ocena może wzburzyć parę osób, stąd postaram się ją logiczne uargumentować. Generalnie, podczas lektury towarzyszyło mi odczucia zażenowania przekładanego częstymi salwami śmiechu. Nawet najbardziej makabryczne i brutalne sceny potrafiły mnie wprowadzić w nastrój rozbawienia, co, jak mniemam, intencją autora nie było. W rzeczy samej, na kartach powieści kryje się MŚCICIEL, obawiam się, że jednak jest nim sam autor, który znęca się nad czytelnikiem swoim fatalnym warsztatem i najgorszym wątkiem miłosnym w historii literatury.
Na temat niedociągnięć książki "Dom" mógłbym napisać pracę naukową, ale skupmy się na najbardziej kolących w oczy aspektach. Numer jeden: język. Niegdyś ideologiczne sadziłem, że aby wydać powieść, trzeba posiadać dryg do pisania. To coś, co sprawia, że słowa przelane na papier odczytywane są przez czytelnika z przyjemnością i podziwem dla autora. Dobra, w stosunku do kierowanego do masowego odbiorcy thrillera detektywistycznego oczekiwania powinny być nieco zrewidowane, niemniej to, co doświadczyłem u Pana Kościelnego to poziom wypracowania gimnazjalnego lub licealnego. W książce ciężko uświadczyć zdań wielokrotnie złożonych. W porządku, być może w ten sposób chciano przysporzyć nieco dynamiki akcji powieści. Nic jednak już nie tłumaczy dramatycznie słabego poziomu językowego i tragicznie kwadratowych dialogów. Że postaci mówią prymitywnym językiem, to jeszcze można zrozumieć, ale niestety od narratora oczekiwałbym już większej wprawy językowej, tymczasem dobór słów bywa momentami wręcz komiczny, że też znowu uśmiechnę się na wzmiankę o "mścicielu". Dialogi są na poziomie wymiany zdań osób z deficytem intelektualnym i jak większość książki, nie trzeba ich nawet czytać, a wystarczy przewertować wzrokiem. I tutaj płynnie przejdziemy do drugiego zarzutu: zbędna plugawość bohaterów. Bo ja wszystko rozumiem, policjanci i mordercy, testosteron, żelazne nerwy, CSI: Miami i te klimaty, ale czemu to wszystko jest takie prymitywne. Ssanie pały, ruchanie w dupę, czy autor musi doprawdy tak dosłownie, tak dosadnie? Czy nie wystarczy rzucić aluzji, a czytelnik sam zrozumie? No taka gimnazjolada. No ale jedziemy dalej, trójeczka: wątek miłosny. Dwoje policjantów stawia się systemowi i wspólnie dąży do rozwiązania sprawy. W przeciągu miesiąca rozwijają w sobie wzajemne uczucie, które prowadzi nijakiego Okońskiego do wynurzeń, w których zdradza nam na ostatnich karatach powieści, że chciałby założyć z bohaterką Lipą rodzinę i spłodzić dzieci. Wszystko pięknie, tyle że chwile później ginie spod siekiery mściciela w szytym grubymi nićmi plot twiście. Nawet było by mi go szkoda, gdyby nie to, że autor książki w żaden sposób nie uwiarygodnił tego uczucia, prócz paru miałkich dialogów, przygodnego seksu i wspólnego zjedzenia pizzy nic więcej w tej relacji nie było. A może i było, ale autor nie potrafił nam o tym opowiedzieć. Na koniec, aby już nie przedłużać, pozostawiłem sobie ogólną ocenę fabuły. Jedyne co spowodowało, że ocena jest wyższa niż jeden to fakt, że generalnie historia ma tam jakiś sens, nie dopatrzyłem się jakichś znaczących błędów logicznych. Tak, zwrot akcji na koniec był jednym z tych aspektów humorystycznych, tymczasem tożsamość "Żylety" rozbawiła mnie już mniej, bo domyślałem się jej zanim ujawniono ją w książce. Oprócz tego mamy szereg w miarę logicznie powiązanych, jakkolwiek skrajnie nieprawdopodobnych zdarzeń, dopełnionych wybitnie męczącymi reminiscencjami zabójcy na temat jego pobytu w domu dziecka. Generalnie po pięciu takich retrospekcjach zbudowanych na zasadzie: rzekome przewinienie - kara, mamy już obraz tragicznego losu wychowanka i dalsze cofanie się w czasie jest już wyłącznie pastwieniem się zarówno nad nim, jak i nad czytelnikiem. Niestety autor czasami przemyca w tych podróżach w czasie pewne istotne dla fabuły aspekty, uzasadniając istnienie kolejnych rozdziałów traktujących o jedzeniu kału, gwałtach i tym podobnych przyjemnościach. Oczywiście, gdyby chciało mi się ponownie przewertować to wybitne dzieło, znalazłoby się parę aspektów, do których mógłbym się przyczepić. Przykładowo, do niesamowitych zdolności 4-letniego bohatera do zapamiętywania ze zrozumieniem faktów i zdarzeń raczej wykraczających poza poziom jego wiedzy i abstrakcyjnego myślenia - chociażby dyskusji o systemie komunistycznym. Niemniej kiedyś zawsze przychodzi czas, by postawić ostatnią kropkę. I myślę, że właśnie nadszedł - czytelnik wymyka się spod topora mściciela w ostatniej chwili.
Podsumowując, fatalna językowo i stylistycznie historyjka pełna wyolbrzymień do natychmiastowego zapomnienia. Coca-Cola literatury. Bez gazu.
[edit] Ps. Daję piątaka, że autor popełnił swoje wypociny po obejrzeniu serialu "Kruk".
O rany, rany. Gdzie tu zacząć. Słowem wstępu, książką dostała się w moje ręce przypadkowo, otrzymałem ją w prezencie. Nie jestem znawcą i jakimś fanem gatunku, zatem moja niepochlebna ocena może wzburzyć parę osób, stąd postaram się ją logiczne uargumentować. Generalnie, podczas lektury towarzyszyło mi odczucia zażenowania przekładanego częstymi salwami śmiechu. Nawet...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-05-06
Takie nic specjalnego. Znośny reportaż, ale pozbawiony jednak jakiegoś błysku. Coś mi w tym wszystkim nie zagrało. Obraz upadku był jakiś nie do końca przemawiający. Przyczyn w zasadzie nie podano. Wnioski płytkie. Rodzinne historie średnio ciekawe. Język nieujmujący, raczej powszedni i plugawy niż zachwycający. No i największa wada z mojego punktu widzenia - książka, jej język i jej autor są do bólu amerykańscy i egocentryczni. Mnie to męczyło, spodziewałem się książki o upadku miasta, przeczytałem zbiór średnio powiązanych ze sobą historii z pierwszych stron gazet, okraszonych dużą dozą megalomanii autora.
Takie nic specjalnego. Znośny reportaż, ale pozbawiony jednak jakiegoś błysku. Coś mi w tym wszystkim nie zagrało. Obraz upadku był jakiś nie do końca przemawiający. Przyczyn w zasadzie nie podano. Wnioski płytkie. Rodzinne historie średnio ciekawe. Język nieujmujący, raczej powszedni i plugawy niż zachwycający. No i największa wada z mojego punktu widzenia - książka, jej...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-07-23
2019-07-04
I ja mam się całkiem dobrze po przeczytaniu tej książki. Powalony z zachwytu nie jestem, ale ukontentowany dobrą lekturą jak najbardziej. Czuję się lekko, choć tematycznie zagłębiałem się w sprawy o wielkiej wadze, w ludzkie emocje i psychikę. Eleanor to parszywie mocno dająca się lubić bohaterka. Ekscentryczna introwertyczka jest mi tym bliższa, gdyż charakterologicznie jesteśmy do siebie bardzo podobni. Jest świetną obserwatorką rzeczywistości, którą komentuje w inteligentny i zabawny sposób. Początkowo trochę nieporadna życiowo, niczym wzorowy bohater dynamiczny, przechodzi przemianę, która pozwala jej odmienić swoje życie, wyjść ze szklanej bańki, w której sama się zamknęła i zrozumieć siebie, swoje uczucia oraz swoją przeszłość. Być może Pani Honeyman momentami leje nieco za dużo ... miodu, jest nazbyt przewidywalnie i cukierkowo, bo choć książka mówi o trudnych emocjach i depresji, tak na prawdę ani przez chwilę nie jest dołująca, wręcz przeciwnie. Niemniej jednak jest to miła i bardzo współczesna lektura, którą mogę polecić każdemu, kto szuka czegoś lżejszego do poczytania.
I ja mam się całkiem dobrze po przeczytaniu tej książki. Powalony z zachwytu nie jestem, ale ukontentowany dobrą lekturą jak najbardziej. Czuję się lekko, choć tematycznie zagłębiałem się w sprawy o wielkiej wadze, w ludzkie emocje i psychikę. Eleanor to parszywie mocno dająca się lubić bohaterka. Ekscentryczna introwertyczka jest mi tym bliższa, gdyż charakterologicznie...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-05-25
Książka nie jest arcydziełem, nie jest też jakoś przesadnie ambitna. Niemniej w niezwykle aktualny po dziś dzień i wciagający sposób ośmiesza całą konstrukcję społeczną okresu międzywojnia, brutalne karierowiczostwo, świat polityki, arystokrację. W zasadzie każdemu się obrywa. I jakże przewrotnie, to wariat jest najbardziej trzeźwy w ocenie rzeczywistości. Na plus, fajny klimat czasów, które minęły bezpowrotnie - także poprzez wojnę. Po stronie negatywów, w moim odczuciu mimo wszystko nazbyt nierealistyczna fabuła i komiczny wątek z lożą masońską, która w zasadzie była jedynie pretekstem do usunięcia oponenta politycznego Dyzmy.
Książka nie jest arcydziełem, nie jest też jakoś przesadnie ambitna. Niemniej w niezwykle aktualny po dziś dzień i wciagający sposób ośmiesza całą konstrukcję społeczną okresu międzywojnia, brutalne karierowiczostwo, świat polityki, arystokrację. W zasadzie każdemu się obrywa. I jakże przewrotnie, to wariat jest najbardziej trzeźwy w ocenie rzeczywistości. Na plus, fajny...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-05-13
Chyba nigdy w historii naszego narodu problem obiektywizmu w debacie historycznej nie miał większej doniosłości. Kiedy jedna z partii politycznych, wspierana przez skrajnie prawicowe ugrupowania, uparcie dąży do wybielenia historii naszego kraju, przesuwając granicę dumy narodowej w stronę śmieszności, na rynku ukazuje się książka, która, będąc relacją historyczną, stoi w sprzeczności do wizji kreowanej przez wspominane grupy. A co gorsza, jej autorem jest ten, któremu po dziś dzień nie szczędzimy inwektyw. Może bardziej ze zwykłej głupoty niż z antysemityzmu. W podróż po zgładzonych żydowskich miastach zabiera nas osoba, który ma do tego największe prawo - Żyd.
I tutaj jeszcze raz wrócę do obiektywizmu historycznego. Czytając książkę Canina cały czas starałem się zachować trzeźwość umysłu i świadomość, że autor miał wszelkie powody do tego, aby pewne opisy wyolbrzymiać, zwłaszcza, że doświadczenie wojny i tej potwornej zagłady, jaka spotkała jego naród, były świeże w jego pamięci. Jego tendencje do nadmiernego uogólniania i szufladkowania ludzi były wręcz irytujące. Podawane przez niego informacje i statystyki nierzadko rozmijały się z prawdą (co akurat można wybaczyć, mając na uwadze kontekst czasów, w jakich relacja powstała). Do myślenia daje też przywołany w przypisach konflikt autora z CKŻP. Kiedy jednak treść książki przepuścimy przez filtr wyolbrzymienia, skonfrontujemy ze zdobytą wcześniej w temacie wiedzą, podejdziemy do lektury z otwartym umysłem, "Przez Ruiny i Zgliszcza" okaże się cennym źródłem informacji o tej czarnej godzinie w historii ludzkości, kiedy człowiek był człowiekowi wilkiem. Czarnej godziny, której powinien wstydzić się nie tylko Niemiec, ale i Polak, Ukrainiec, Litwin, a także i niejeden Żyd.
A podróż z Caninem była trudna i zatrważająca. Chociaż momentami męczył mnie schemat, jakim autor posługiwał się opisując poszczególne miasta, pewne powracające frazesy, chyba moje wewnętrzne poczucie empatii i wstydu za mój naród oraz ludzkość ogółem nakazywały mi dalej przyglądać się utraconej żydowskiej Polsce wraz z nim. Bo choć autor opisuje sprawy grobowo poważne, robi to z dużą dozą humoru, nie szczędzi anegdoty. Bo jak innego opisać tak straszne doświadczenia? Oczywiście, Canin jest emocjonalny. Nie patrzy na pewne sprawy analitycznie, nieco niesprawiedliwie odbiera innym narodom prawo do cierpienia, nie próbuje wniknąć w psychologię Polaków, którzy po zakończeniu wojny musieli rozpocząć życie od nowa. Tych rodaków podejmuje się bronić. Pozostałych mogę tylko i wyłącznie potępić.
Swoją krótką recenzję zakończę tak: żydzie, tęsknie za Tobą. Tak w nawiązaniu do napisów, które jakiś czas temu pojawiły się na murach w Warszawie. Doprawdy żałuję tej utraconej części Polski. Chociaż, czy można żałować czegoś, czego się nigdy nie miało? Nie, ja jestem po prostu jej ciekawy. Ona na zawsze pozostanie historią. Historią subiektywną. Bo tej obiektywnej nie ma. Możemy tylko do niej dążyć, sięgając po kolejne subiektywne relacje.
Chyba nigdy w historii naszego narodu problem obiektywizmu w debacie historycznej nie miał większej doniosłości. Kiedy jedna z partii politycznych, wspierana przez skrajnie prawicowe ugrupowania, uparcie dąży do wybielenia historii naszego kraju, przesuwając granicę dumy narodowej w stronę śmieszności, na rynku ukazuje się książka, która, będąc relacją historyczną, stoi w...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-01
2019-01
Zdecydowanie widzę w tej noweli obraz walki dobra ze złem i romantyczną fascynację metafizyką, dopisywanie wątków psychologicznych uważam za lekką nadinterpretację. Utwór rozpoczyna się wartką narracją, by swój finał osiągnąć poprzez zdecydowanie bardziej wymagające od czytelnika i nieco dłużące się zeznania samego Pana Jekylla. I właśnie to zakończenie osobiście odebrałem jako nieco rozczarowujące. Jakkolwiek oddaję, że moje odczucia po części mogły byś spowodowane faktem, że książkę czytałem w oryginale, a rzeczony fragment był wyzywający językowo. Ogółem, utwór warto znać, chociażby dla własnej erudycji.
Zdecydowanie widzę w tej noweli obraz walki dobra ze złem i romantyczną fascynację metafizyką, dopisywanie wątków psychologicznych uważam za lekką nadinterpretację. Utwór rozpoczyna się wartką narracją, by swój finał osiągnąć poprzez zdecydowanie bardziej wymagające od czytelnika i nieco dłużące się zeznania samego Pana Jekylla. I właśnie to zakończenie osobiście odebrałem...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-02-04
Jeden z prekursorów gatunku detektywistycznego, urzeka bardziej klimatem i humorem niż samą fabułą. To nic, że intryga jest dość irracjnalna, a bieg wydarzeń mało realny. Że trochę w tym wszystkim banału. Jest romantycznie, miło, i tylko momentami aż zanadto cukierkowo. W kontrapunkcie do współczesnych czasów, gdzie panuje zupełna dowolność wyrazu, pewnym odświeżeniem było zanurzyć się wśród konwenansów początku XX wieku. Grand Babylon Hotel to nie wielka literatura, ale z pewnością przyjemny literacki deser. Lekki i łatwostrawny.
Jeden z prekursorów gatunku detektywistycznego, urzeka bardziej klimatem i humorem niż samą fabułą. To nic, że intryga jest dość irracjnalna, a bieg wydarzeń mało realny. Że trochę w tym wszystkim banału. Jest romantycznie, miło, i tylko momentami aż zanadto cukierkowo. W kontrapunkcie do współczesnych czasów, gdzie panuje zupełna dowolność wyrazu, pewnym odświeżeniem było...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-04-28
Książka bardzo dobra, również ze względu na angażujący emocjonalnie temat. Współczesny świat, a zwłaszcza USA, wyrosły na cierpieniu, niewolnictwie, przelanej krwi i tłamszeniu jednych przez drugich. Historia Cory koncentruje wszystkie te ciemne strony człowieczeństwa, to powieść ucieczki od sił, które niechybnie dopadną ściganego. Jakkolwiek spodziewałem się większej ilości odwołań do współczesności, utwór dał mi wiele do myślenia. I nawet mimo faktu, że nie przepadam za fantastycznymi elementami, koncept podziemnej kolei przypadł mi do gustu i okazał się bardzo ciekawym elementem narracji, dodając także metaforyczne znaczenia. Na koniec ciekawostka - książkę widziałem w Biedronce. Zatem kupiwszy album Watersa w tym samym sklepie, teraz dowiedziałem się, że na książki też warto patrzeć. :)
Książka bardzo dobra, również ze względu na angażujący emocjonalnie temat. Współczesny świat, a zwłaszcza USA, wyrosły na cierpieniu, niewolnictwie, przelanej krwi i tłamszeniu jednych przez drugich. Historia Cory koncentruje wszystkie te ciemne strony człowieczeństwa, to powieść ucieczki od sił, które niechybnie dopadną ściganego. Jakkolwiek spodziewałem się większej...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-11-29
Osobiście nie przepadam za fantastyką, ale trzeba przyznać, że dystopia Londona jest trafną analizą bolączek społecznych po rewolucji przemysłowej i trafnie diagnozuje wiele przywar kapitalistycznego systemu, które zresztą doprowadziły już po wydaniu książki do niejednego konfliktu na świecie. Choć tak jak zauważają inni, pomni doświadczeń komunizmu, z pewną dozą ostrożności patrzymy na dzieło Amerykanina, to jednak kompletność narysowanego przez niego świata i spójność przyczynowo-skutkowa sprawiają, że książkę czyta się bardzo dobrze, nawet komuś, kto za gatunkiem nie przepada. Może momentami męczą zwolnienia w akcji i nazbyt szczegółowe opisy działań, nazwijmy to, zbrojnych. Jednak na duży plus zasługuje ciekawa forma, w jakiej historię nam podano, z perspektywy opatrzonego ponad setkę lat później komentarzami wydania manuskryptu. Reasumując, Żelazna Stopa Londona to wcale nie taka fantazyjna dystopia, za remedium proponująca rozwiązanie, które w dalszej części XX wieku okazało się piękną utopią. :)
Osobiście nie przepadam za fantastyką, ale trzeba przyznać, że dystopia Londona jest trafną analizą bolączek społecznych po rewolucji przemysłowej i trafnie diagnozuje wiele przywar kapitalistycznego systemu, które zresztą doprowadziły już po wydaniu książki do niejednego konfliktu na świecie. Choć tak jak zauważają inni, pomni doświadczeń komunizmu, z pewną dozą...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-10-22
Książka bez wątpienia niosąca ze sobą bardzo cenne spostrzeżenia dotyczące współczesnych miast i problemu rozproszenia przestrzennego, ale... No właśnie, jak dla mnie jest ona nazbyt przegadana i nazbyt amerykańska. Czytając recenzję Springera, miałem nadzieję sięgnąć po kompendium wiedzy o planowaniu przestrzennym, tymczasem mam wrażenie, że główne tezy "Miasta Szczęśliwego" można by zmieścić w dłuższym artykule gazetowym. Męczyły mnie podkoloryzowane opowiadania autora, w które próbował wpleść wątpliwej jakości elementy literackie, a które w swojej wymowie były tak banalne i mentalnie amerykańskie, że w praktyce okazywały się zbędne. Tak więc, z jednej strony lektura dała mi do myślenia i m.in ukazała, że w skali makro modernistyczna wizja miasta okazałą się kompletną porażka (a jestem fanem modernistycznej architektury), ale z drugiej strony, z czasem coraz bardziej czekałem na ostatnią stronę książki, gdyż zaczynałem odnosić wrażenie, że to co czytam jest wtórne, a autor ponownie wraca do tych samych tez, które przedstawił wcześniej.
Książka bez wątpienia niosąca ze sobą bardzo cenne spostrzeżenia dotyczące współczesnych miast i problemu rozproszenia przestrzennego, ale... No właśnie, jak dla mnie jest ona nazbyt przegadana i nazbyt amerykańska. Czytając recenzję Springera, miałem nadzieję sięgnąć po kompendium wiedzy o planowaniu przestrzennym, tymczasem mam wrażenie, że główne tezy "Miasta...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-08-08
Sympatyk? Serio? Kto to tłumaczył?
Książka ani mnie nie zachwyciła, ani rozczarowała. Momentami świetnie napisana, autor bardzo kunsztownie posługuje się słowem, kreśli nim szczegółowe i pełne życia krajobrazy. Jest dowcipny, pełen ironii i sarkazmu. A jednak momentami w "Sympathiserze" brakuje mi wartkości akcji, książka potrafi się nadmiernie ciągnąć, rozłazić. I na pewno nie jest łatwa w odbiorze, nie jest to żadna powieść detektywistyczna. Przede wszystkim jest to krytyczne podejście do zagadnienia amerykańskiej wizji świata z czasów wojny w Wietnamie, jak również tematu Amerykanów azjatyckiego pochodzenia, by już nieco uogólnić. Motywem przewodnim jest dwoistość, dwuznaczność, której dzieckiem, ale i zakładnikiem jest narrator. Reasumując, pozycja warta zainteresowania ze względu na ciekawą perspektywę, z jakiej opowiedziana jest historia. A ta już tak wciągająca nie jest, być może ze względu na nazbyt inteligenckie podejście autora do tematu. A być może ze względu na niewystarczający intelekt czytelnika.
Przeczytane w originale.
Sympatyk? Serio? Kto to tłumaczył?
Książka ani mnie nie zachwyciła, ani rozczarowała. Momentami świetnie napisana, autor bardzo kunsztownie posługuje się słowem, kreśli nim szczegółowe i pełne życia krajobrazy. Jest dowcipny, pełen ironii i sarkazmu. A jednak momentami w "Sympathiserze" brakuje mi wartkości akcji, książka potrafi się nadmiernie ciągnąć, rozłazić. I na...
Bardzo pokrótce. Książka dobra, ale nie zachwyciła mnie aż tak, jak się tego spodziewałem. Portery głównych bohaterów świetnie zarysowane, wprawie ukazany rozwój obsesji Anny, wrażenie robiła też szeroka wiedza autora na wiele różnych tematów: począwszy od polityki, poprzez filozofię, kończąc na rolnictwie (jakkolwiek tutaj standardowo przysypiałem i niezbyt rozumiałem o co chodzi). Nie sposób też nie zauważyć kompleksowego opisu rosyjskiego społeczeństwa. W sumie podobał mi się też zabieg domknięcia klamrą losów najważniejszych postaci (Anny i Lewina), gdzie wiele innych wątków pozostało niedokończonych - ta jakbyśmy tylko przez chwilę uczestniczyli w ich życiu, które miało trwać dalej. To co mnie natomiast zawiodło, to język, może to kwestia tłumaczenia, ale zdawał mi się dość toporny i instrumentalny, bez jakiegoś większego polotu. Mając na uwadze ilość stron, oczekiwałem też, że drugi tom przyniesie jakieś zacieśnienie akcji, że więcej się wydarzy. Fajerwerków nie było, choć samo zakończenie ładne.
Bardzo pokrótce. Książka dobra, ale nie zachwyciła mnie aż tak, jak się tego spodziewałem. Portery głównych bohaterów świetnie zarysowane, wprawie ukazany rozwój obsesji Anny, wrażenie robiła też szeroka wiedza autora na wiele różnych tematów: począwszy od polityki, poprzez filozofię, kończąc na rolnictwie (jakkolwiek tutaj standardowo przysypiałem i niezbyt rozumiałem o...
więcej Pokaż mimo to