Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

“Robaki w ścianie” to bardzo udany debiut Hanny Szczukowskiej-Białys. Książka jest solidnie i ładnie wykonana. Jej okładka przyciąga wzrok i kojarzy się z mrokiem, tajemniczością i krwią, których w tej powieści zdecydowanie nie brakuje. Dodatkowo warto zwrócić uwagę na to, że zarówno tytuł, okładka jak i elementy graficzne towarzyszące początkowi każdego z rozdziałów są spójne i przedstawiają to samo. Tytułowe robaki zresztą wielokrotnie pojawiają się też w tekście.
Okładka książki się nie “palcuje” (co dla mnie osobiście jest bardzo ważne), jest naprawdę twarda (jak na miękką okładkę) i przeżyła ze mną kilka podróży bez żadnego uszczerbku na zdrowiu. Chapeau bas za to!

Po poświęceniu kilku chwil na zachwyt nad tym, czego możemy dotknąć, zajmijmy się odczuciami niefizycznymi. Książkę czyta się bardzo przyjemnie i szybko, co w tym przypadku jest minusem, ponieważ bardzo smutno jest się rozstawać z komisarzem Bondysem. Akcja jednak już od pierwszej strony wciąga tak bardzo, że trudno oderwać się od lektury. Nie bez znaczenia z pewnością jest też budowa tekstu - wiele rozdziałów, które są krótkie i przedstawiane z perspektywy różnych osób (często całkiem przypadkowych), zgodnie z chronologią. Utwór podzielony jest na kolejne, ważne dla śledztwa dni, a czytelnik na bieżąco, wraz z grupą dochodzeniowo-śledczą poznaje wychodzące na jaw fakty oraz zastanawia się nad motywem, dowodami i potencjalnymi sprawcami oczywiście. Jest to świetna zabawa w policję! Ponadto czcionka w książce jest bardzo sprzyjająca beztroskiemu pochłanianiu kolejnych stron, co również zasługuje na pochwałę.

Z pewnością, czytając tę recenzję zastanawiacie się, o czym tak właściwie są “Robaki w ścianie”. Bez wątpienia są one o tolerancji, o ludzkich słabościach, o sekretach na pozór idealnych rodzin. O tym, jak człowiek człowiekowi potrafi zniszczyć życie oraz o tym, że nie każdy błąd da się naprawić. Jest to książka o tym, jak pozory mogą mylić, a drobne pomyłki wiele kosztować. Jest to też utwór o miłości w różnych odmianach, o rozterkach dorastających ludzi i o tym, że nawet sprawiedliwość potrafi być niesprawiedliwa, a piękno człowieka zależy od jego wnętrza, a nie tego, jak wygląda czy skąd pochodzi. W powieści znajdziemy również bardzo przejmujący obraz tego, co dzieje się w głowie osoby chorej na schizofrenię. Hanna S. Białys wykorzystując karaluchy, plagi i zarazy niesamowicie trafnie przedstawia problemy dzisiejszych ludzi tworzących społeczeństwo, a dzięki fenomenalnie zbudowanej postaci komisarza - głównego bohatera - także rozterki ludzi jako jednostek.

Rozpoczynając lekturę nie miałam zbyt wysokich oczekiwań, jak to do debiutujących w tak popularnym gatunku autorów. Bardzo pozytywnie się jednak zaskoczyłam. Dawno nie miałam w rękach tak dobrej książki i z ogromną niecierpliwością czekam już na jej kontynuację. Jeżeli zastanawiacie się jeszcze nad tym, czy sięgnąć po “Robaki w ścianie” to odpowiedź zdecydowanie brzmi TAK, a jeżeli zastanawiacie się, czy nie przesadzam i nie zawiedziecie się przypadkiem w trakcie lektury - odpowiedź brzmi NIE.

Recenzja powstała w ramach akcji recenzenckiej Wydawnictwa SQN.

“Robaki w ścianie” to bardzo udany debiut Hanny Szczukowskiej-Białys. Książka jest solidnie i ładnie wykonana. Jej okładka przyciąga wzrok i kojarzy się z mrokiem, tajemniczością i krwią, których w tej powieści zdecydowanie nie brakuje. Dodatkowo warto zwrócić uwagę na to, że zarówno tytuł, okładka jak i elementy graficzne towarzyszące początkowi każdego z rozdziałów są...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie oceniaj książki po okładce - mówili. Nie eksperymentuj - mówili.

Ja sięgając po tę książkę, złamałam obie zasady. Sięgnęłam po to dzieło głównie dlatego, że spodobała mi się jego okładka i tytuł. Poczułam się nimi zaintrygowana i odniosłam wrażenie, że może być to coś innego i naprawdę poruszającego. Dlatego właśnie złamałam zasadę numer dwa i jednocześnie zrobiłam coś, przed czym najbardziej się wzbraniałam - przeczytałam młodzieżową książkę. Czy żałuję? Zdecydowanie nie.

Kiedy lektura autorstwa Marii Lichoń trafiła w moje ręce, zaskoczyły mnie dwie rzeczy. Po pierwsze jeszcze nigdy nie spotkałam się z tak świetnie wykonaną okładką, która się nie “palcuje”, a dotykanie jej jest tak niesamowicie przyjemne. Jej struktura w połączeniu z grafiką, która zainteresowała mnie już wcześniej, sprawiły, że nie mogłam doczekać się sprawdzenia, co jest w środku. Po drugie zaś opis umieszczony z tyłu. Jest on genialny - zachęca do czytania jednocześnie nie zdradzając nic z fabuły. Moim zdaniem takie właśnie powinny być wszystkie opisy książek.

“Wszyscy byliśmy za młodzi” można opisać w kilku prostych i krótkich zdaniach. Można też napisać na ten temat referat na wiele stron. Ciężko jest mi określić, o czym jest ten utwór bez emocji, ponieważ to właśnie one malowały w mojej głowie tak piękne obrazy w trakcie czytania. Rzadko zdarza mi się wzruszać przez coś, co jest tak naprawdę jedynie czyimiś słowami na kartce papieru, czyjąś fantazją. Tym razem jednak poruszona czułam się nie raz i nie dwa. Razem z bohaterami odczuwałam i razem z nimi się cieszyłam. Kibicowałam im, jakby byli moimi prawdziwymi przyjaciółmi, a na koniec realnie żałowałam, że to już wszystko i nie ma nic więcej, ponieważ szkoda było mi się z nimi rozstawać. Domyślam się jednak, że zastanawiając się nad zakupem lub wypożyczeniem te książki bardziej interesuje Was - Drodzy Czytelnicy - o czym jest książka. Powiedziałabym, że dosłownie o wszystkim, co dla młodego człowieka najważniejsze. O relacjach, rodzinie, przyjaźni i miłości. O podejmowaniu decyzji - tych mniej i bardziej łatwych do podjęcia. O strachu przed tym, co nieznane, a jednocześnie chęci poznania tego, co wykracza poza granice naszej codzienności. O tym, jak jednocześnie czasami chcemy i nie chcemy żyć. O tym, że czasami nie jesteśmy w stanie budować niczego z drugą osobą, dopóki nie pogodzimy się z samym sobą. O toksycznych relacjach i tym jak trudno być dobrym dzieckiem, przyjacielem, partnerem kiedy wszystko w Tobie buzuje i nie potrafisz zebrać myśli. Jest to książka o tym, czy jesteśmy w stanie zmienić się dla drugiego człowieka, o tym, czy warto o siebie walczyć i o wszystkich demonach, które pojawiają się w naszym życiu. “Wszyscy byliśmy za młodzi” to tak naprawdę nie jedna ani nie siedem historii. Jest to bardzo, bardzo wiele historii, a dokładnie tyle ilu czytelników, ponieważ mam wrażenie, że czytając to dzieło, każdy przynajmniej przez chwilę myślał o swoich własnych zakochaniach, rozterkach i obawach. I właśnie to jest w tej lekturze najpiękniejsze. I właśnie za to autorce należą się wielkie brawa. Mam nadzieję, że spod tego pióra wyjdzie jeszcze wiele pięknych opowieści, a dokładniej obrazów, bo to, co macie okazję przeczytać na tych 565 stronach ma wiele wymiarów, w których każdy znajdzie ten najbardziej odpowiedni dla siebie.

“Wszyscy byliśmy za młodzi” to książka, którą czyta się bardzo przyjemnie, a strony przewracają się same. Jest napisana bardzo przyjaznym językiem, a sam tekst podzielono na wiele rozdziałów i narracji, przez co nie jest ani trochę nudny. Dodatkowo w tym wydaniu zastosowano czcionkę sprzyjającą szybkiemu czytaniu. Można więc z całą pewnością stwierdzić, że w każdym aspekcie dzieło to zasługuje na pochwałę, a od siebie mogę dodać, że jest to z pewnością najlepsza książka tego gatunku, jaką czytałam. Idealna zarówno dla starszej młodzieży, jak i młodych dorosłych, a może nawet dla rodziców próbujących zrozumieć swoje dorastające dzieci.

Nie oceniaj książki po okładce - mówili. Nie eksperymentuj - mówili.

Ja sięgając po tę książkę, złamałam obie zasady. Sięgnęłam po to dzieło głównie dlatego, że spodobała mi się jego okładka i tytuł. Poczułam się nimi zaintrygowana i odniosłam wrażenie, że może być to coś innego i naprawdę poruszającego. Dlatego właśnie złamałam zasadę numer dwa i jednocześnie zrobiłam...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

“Rey Blanco. Biały Król” to ostatnia część trylogii (chociaż po przeczytaniu podziękowań można mieć wątpliwości zarówno czy było coś wcześniej, jak i czy będzie coś jeszcze później) o genialnej Antonii Scott, ale tym razem nie tylko o niej. Jednak zacznijmy od początku…

Jak zwykle książka ma cudowną okładkę, za którą odpowiedzialny jest dział projektowy wydawnictwa Penguin Random House. Trzeba przyznać, że autorzy zrobili dobrą robotę w tej kwestii. Wszystkie projekty w serii są bowiem spójne, a jednocześnie wyraziste, w pięknych kolorach i niosą za sobą aurę odpowiadającą historii przedstawianej postaci. Kolorystyka tej konkretnej części kojarzy mi się z zachodzącym słońcem lub dogasającym pożarem, na które patrzy się z myślą, że to pewnego rodzaju koniec. Koniec, który jest też nowym początkiem. I taka właśnie jest cała książka. I takie właśnie jest wszystko, co pozostało niewypowiedziane w tej powieści.

Po otwarciu książki pierwszym co rzuciło mi się w oczy były bardzo cienkie strony. Jednak ten szczegół nie wpłynął w najmniejszym stopniu na jej odbiór, ponieważ to, co zostało na nich zapisane “broni się samo”. Tak samo jak we wcześniejszych częściach trylogii rozdziały były krótkie i nie zawierały zbędnych opisów czy niepotrzebnych pobocznych wątków, przez co książkę czytało się naprawdę szybko. Można wręcz powiedzieć, że przez jej akcję płynie się będąc unoszonym przez kolejne i kolejne fale nowych wydarzeń. Zresztą wskazywały na to już zawarte na okładce opinie sugerujące dynamiczną i zaskakującą fabułę. Nie mijały się one zresztą z prawdą.

Ktoś, kto dotarł do trzeciej części serii zapewne nie potrzebuje zachęty do czytania i zdaje sobie sprawę z tego, jak Juan Gómez-Jurado pisze i jak buduje w swoich powieściach akcję. Jednak nie byłabym sobą, gdybym nie pochyliła się kolejny raz nad jego sposobem pisania. Uwielbiam to, jak autor bawi się słowem/tekstem i miesza ze sobą różne formy. Uwielbiam te małe smaczki, które umieszcza w tym co tworzy. Na przykład tytuły, które jednocześnie są ostatnim zdaniem poprzedniego rozdziału albo rozdział będący w całości wypowiedzią jednej osoby (dzięki temu nie zmarnowano czasu na trzy razy dłuższy dialog). Podziwiam oryginalne porównania takie jak małpy w głowie Antonii czy przedstawienie niemiłych dla kobiety słów jako trucizny, która może zabijać relację. Jestem pod wrażeniem tego, jak autor obrazowo potrafi przedstawiać rzeczywistość w swoich książkach. Umiejętność ta jest coraz rzadsza, a Juan Gómez-Jurado ma opanowaną ją w takim stopniu, że czytając opis jednej ze scen czułam się jakbym oczami wyobraźni oglądała thriller. Mało tego, momentami odczuwałam realny strach i niepewność, co jak dotąd mi się nie zdarzało. Na pochwałę zasługuje też poczucie humoru autora, który potrafił rozbawić mnie, używając jedynie czegoś przypominającego anaforę.

Jednak pomijając wszystkie aspekty estetyczne, warto wspomnieć też o czym właściwie jest ta książka. Nie jest to kolejny kryminał czy thriller bez przekazu i większej wartości. Powiedziałabym raczej, że jest to piękna opowieść o pięknej miłości. Nie o romansie, nie o ludzkich zapędach i zwierzęcych odruchach. Jest to opowieść o miłości braterskiej. O takiej, która skłania nas do walki i poświęceń. O takiej, którą czujemy jedynie do najbliższej nam osoby, której bezwzględnie każdy z nas w swoim życiu potrzebuje. Jest to również opowieść o walce z czasem i własnymi słabościami. O wyborach. O zazdrości. O niesprawiedliwości. O zmianach, które w nas następują w kluczowych momentach życia. I o wielu, wielu innych tematach, które raczej nikomu z nas nie są obce.

I chociaż na początku, i kilka razy w ciągu czytania, odrobinkę się gubiłam i musiałam zastanowić się kto jest kim, po której stronie i co właściwie się dzieje. To już od samego początku książka bardzo mnie wciągnęła. W tej części czytamy zarówno o aktualnych wydarzeniach, jak i zdarzeniach z przeszłości. Dowiadujemy się dzięki temu, kim tak naprawdę jest Mentor i poznajemy kandydatkę na nową Czerwoną Królową. Czy w takim razie miejsce Antonii jest zagrożone? Komu można ufać kiedy okazuje się, że nic nie jest takie, na jakie wygląda? Ile warte jest życie drugiego człowieka? Tego wszystkiego dowiecie się czytając “Białego Króla”, do czego bardzo zachęcam.

I pamiętajmy: “Idąc w linii prostej człowiek nie zajdzie zbyt daleko”.

Recenzja powstała w ramach przedpremierowej akcji recenzenckiej wydawnictwa SQN.

“Rey Blanco. Biały Król” to ostatnia część trylogii (chociaż po przeczytaniu podziękowań można mieć wątpliwości zarówno czy było coś wcześniej, jak i czy będzie coś jeszcze później) o genialnej Antonii Scott, ale tym razem nie tylko o niej. Jednak zacznijmy od początku…

Jak zwykle książka ma cudowną okładkę, za którą odpowiedzialny jest dział projektowy wydawnictwa Penguin...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

“W otchłani strachu” to pierwsza książka mężczyzny posługującego się pseudonimem Alex Finlay. Ja muszę przyznać, że czytałam ją dopiero po zapoznaniu się z jego drugim, najnowszym dziełem, które bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. I wyobraźcie sobie, jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że chcąc poznawać literacki świat autora w sposób chronologiczny, to właśnie jest najlepsza możliwa kolejność. Chociaż ani bohaterowie książek, ani miejsca zdarzeń nie są ze sobą w żaden sposób połączone, to w obu powieściach występuje w roli gliny ta sama agentka specjalna Sarah Keller. Nie wiem, dlaczego pisząc swoją drugą książkę Alex Finlay cofnął się w czasie i przedstawiał życie agentki sprzed kilku lat, ale pomimo tego wciąż uważam ten fakt za bardzo przyjemny smaczek dla czytelników. Szczególnie że autor ten tak mało miejsca poświęca pobocznym wątkom, że wstawki dotyczące życia kobiety niczego ważnego nie wnoszą do lektury i spokojnie można czytać te pozycje w dowolnej kolejności, nie obawiając się o brak znajomości życia prywatnego bohaterki ujętej też w innej książce autora.

Standardowo swoją opinię zacznę od okładki, która bardzo mi się podoba. Jest solidna i przyjemna w dotyku, a jednocześnie nie pozostają na niej ślady palców po każdym dotknięciu. Można się śmiać, ale ja naprawdę zwracam na to zawsze uwagę i niestety coraz częściej się zawodzę. Jednak nie tym razem. Jeśli zaś chodzi o samą szatę graficzną to od pierwszego zerknięcia kojarzy mi się ona z takimi wieloodcinkowymi, amerykańskimi serialami kryminalnymi. Muszę przyznać jednak, że nie czułam tego klimatu podczas czytania, szczerze mówiąc to niewiele czułam przez całą tę lekturę. Mimo to uważam, że zbrodnia w niewielkim miasteczku, gdzie każdy każdego zna, zbrodnia popełniona wśród nastolatków imprezujących w typowo filmowym stylu, zbrodnia udająca samobójstwo (ale nie do końca), poszukiwanie prawdy przez młodego studenta i wiele innych aspektów sprawią, że niejedną osobę ta książka pochłonie na długie godziny.

Powieść zaczyna się od prologu idealnego. Jest on krótki i pozostawia czytelnika z nutką niepewności. Zdecydowanie sprawia on, że rozdział pierwszy zaczniemy czytać zaciekawieni. Dalej wcale nie jest gorzej. Od pierwszego rozdziału budowane jest napięcie, które sprawia, że przewracamy strony z zadziwiającą prędkością. Ponadto na uwagę zasługuje fakt z jak wielu perspektyw opisywana jest akcja. Chociaż narrator jest trzecioosobowy to w książce możemy znaleźć opisy zdarzeń zarówno z przeszłości, jak i teraźniejszości opisywane z punktu widzenia wielu osób, które w całej tej historii pełnią różne i bardzo odmienne role. Dodatkowo co kilka rozdziałów “opowiadanie narratora” zostaje przerwane i czytelnik ma szansę przeczytać transkrypcję urywków serialu, do którego bardzo często w rozmowach odnoszą się bohaterowie książki. Ten zabieg bardzo mi się podobał i muszę przyznać, że nie pamiętam, abym spotkała się z czymś takim wcześniej. To wszystko, ale też krótkie rozdziały pozbawione długich opisów i niewnoszących niczego wątków pobocznych i duża ułatwiająca czytanie czcionka, sprawiają że książkę czyta się przyjemnie i stosunkowo szybko. Myśląc nad tą lekturą teraz nie jestem w stanie określić żadnych większych wad. Była ona ciekawa od początku do końca, zakończenie mnie zaskoczyło, w trakcie czytania wszystko wynikało z czegoś i nie należało się niczego domyślać. Jednak pomimo tego wszystkiego w trakcie lektury nie czułam “tego czegoś” co czułam na przykład czytając “The Night Shift”, czyli drugą powieść autora.

To, że tym razem akcja nie porwała mnie w 100% nie sprawia, że nie polecam tej pozycji. Uważam, że Alex Finlay ma naprawdę ciekawe pomysły na swoje powieści i bardzo cenię jego sposób pisania: książki które można czytać w dowolnej kolejności, budowanie powieści w sposób ułatwiający czytanie, brak zbędnych wydłużających tekst wstawek. Z pewnością będę śledziła jego twórczość i już nie mogę się doczekać, kiedy sięgnę po jakąś nowość jego autorstwa (oby pisał nadal). Zdecydowanie polecam wszystkim zapoznanie się z przynajmniej jedną książką spod jego pióra, ponieważ po prostu warto. Tak samo jak warto dawać szanse nowym na rynku pisarzom z małym dobytkiem. Dzięki temu można odkryć prawdziwe perełki jak ta.

Na koniec mała dawka mądrości od autora: “Strzeż się cichego człowieka. Kiedy ty mówisz, on patrzy. Kiedy ty działasz, on planuje. Kiedy ty odpoczywasz, atakuje.”

“W otchłani strachu” to pierwsza książka mężczyzny posługującego się pseudonimem Alex Finlay. Ja muszę przyznać, że czytałam ją dopiero po zapoznaniu się z jego drugim, najnowszym dziełem, które bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. I wyobraźcie sobie, jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że chcąc poznawać literacki świat autora w sposób chronologiczny, to właśnie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

“The Night Shift” to najnowsza powieść autora posługującego się pseudonimem Alex Finlay. Chociaż nie jest to pierwsze co wyszło “spod jego pióra” to dla mnie było to pierwsze spotkanie z książkami człowieka, o którym wcześniej nigdy nawet nie słyszałam. Pierwsze, ale na pewno nie ostatnie! Okazało się bowiem, że pomimo niewielkiej popularności, Alex Finlay jest wspaniałym pisarzem i zdecydowanie warto śledzić jego literackie poczynania.

Patrząc na okładkę tej książki spodziewałam się, że będzie to kryminał o klubie nocnym i jego pracownicach. Jednak niech i Was nie zmyli jej kolorystyka i ogólny design. Jest to powieść o morderstwie w niewielkim (tak myślę) miasteczku. Nie byłoby w tym nic zaskakującego na tyle, żeby opisać to w książce gdyby nie to, że w tym samym miasteczku przed laty doszło do zaskakująco podobnego morderstwa, a jego sprawca do dziś nie został odnaleziony. Dwie ofiary, które przeżyły, tajemnice, walka z czasem, konkurujące grupy śledcze. To wszystko, i wiele, wiele więcej, czeka na nas w “The Night Shift” - moim odkryciu miesiąca.

Historię “opowiada” nam narrator-obserwator wszechwiedzący. Jednak przedstawia ją skupiając się na punktach widzenia różnych osób: policjantki, ofiary, prawnika. Dzięki temu w trakcie czytania możemy po kawałeczku odkrywać prawdziwy bieg zdarzeń wraz z bohaterami. Bardzo podobało mi się to, że czytelnik nie był zostawiany z okruchami informacji, z których mógł próbować domyślać się co się wydarzyło, ale i tak nie mógł odkryć prawdy. Od początku do końca czułam się jakbym zbierała informacje razem z funkcjonariuszką Keller i jej pomocnikiem (swoją drogą - jest to fantastyczny duet) lub jakbym była najlepszą przyjaciółką Elli i 24h na dobę prowadziła z nią wideorozmowę. Bardzo mi się to podobało! W książce opisywane są wydarzenia bieżące, ale też te sprzed wielu lat, przewija się przez nią wielu bohaterów, a co za tym idzie - wiele imion, które dla mnie na początku były trudne do zapamiętania. Przez to nieco gubiłam się w tym o kim aktualnie czytam i kilka razy musiałam się cofać i to sprawdzać. Dlatego też polecam skupiać się na tym kto jest kim od początku czytania.

Na uwagę zdecydowanie zasługuje fakt jak przyjemnie się tę pozycję czyta. Akcja książki dzieje się tak naprawdę w zaledwie trzy dni przez co nie ma w niej miejsca na niepotrzebne poboczne wątki. Dla mnie jest to ogromny plus. Dodatkowo, rozdziały są bardzo krótkie i kończą się najczęściej w sposób budujący napięcie i zachęcający nas do przeczytania kolejnego i kolejnego i kolejnego… Już od pierwszych stron postać mordercy wydaje się intrygująca i “zachęca”, żeby ją poznać. To uczucie zaciekawienia utrzymywało się u mnie aż do samego końca, ale ostatnie rozdziały były wciągające do tego stopnia, że ciężko było oderwać mi się od lektury nawet na chwilkę.

Chociaż zauważyłam w książce niewielkie niedociągnięcia takie jak drobne błędy w tekście (które mogą być błędem nie tyle autora co polskiego tłumaczenia) lub okładka mająca tendencję do niszczenia się, to nie wpłynęły one na bardzo pozytywny jej odbiór. Zdecydowanie polecam każdemu kto szuka wciągającej powieści sensacyjnej lub jest znudzony ciągnącymi się w nieskończoność seriami i chciałby na chwilę wskoczyć w zupełnie nowy świat książkowy i poznać całkiem nowych bohaterów. Szczególnie, że “The Night Shift” to nie tylko ciekawa powieść, ale też obraz ludzkiej psychiki i jej zniszczenia. Lektura pozwala nam spojrzeć z bliska na radzenie sobie ludzi z traumą, na szukanie samego siebie w świecie. W niebanalny sposób pokazuje też relacje międzyludzkie. Czasami nie trzeba wielu zdań, by pokazać tak wiele. I to właśnie wykorzystał Alex Finlay, a raczej mężczyzna podający się za niego.

Pamiętajmy: “Owca przez całe życie boi się wilka, a później zjada ją farmer”.

“The Night Shift” to najnowsza powieść autora posługującego się pseudonimem Alex Finlay. Chociaż nie jest to pierwsze co wyszło “spod jego pióra” to dla mnie było to pierwsze spotkanie z książkami człowieka, o którym wcześniej nigdy nawet nie słyszałam. Pierwsze, ale na pewno nie ostatnie! Okazało się bowiem, że pomimo niewielkiej popularności, Alex Finlay jest wspaniałym...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Loba Negra. Czarna wilczyca” jest to drugi tom serii o Antonii Scott napisanej przez Juana Gómez-Jurado. W tej części dochodzi do zamordowania niebezpiecznego człowieka oraz zaginięcia jego małżonki. Jednak o samej fabule za chwilę. Wcześniej chciałabym zwrócić uwagę na kolejną w tej serii genialną okładkę. Tym razem jest ona utrzymana w nieco ciemniejszych i zdecydowanie mniej cukierkowych barwach, co daje wrażenie pewnego mroku oraz powagi i tajemniczości przedstawionej na niej postaci. I faktycznie, osoba ta przez całą powieść pozostawała dla mnie pewną niewiadomą, a jej zachowanie wzbudzało podobne emocje co patrzenie na jej wizerunek na okładce.

Wracając jednak do samej lektury…

Muszę przyznać, że książka od początku wydawała mi się nieco mniej wciągająca, ale też mniej zrozumiała od części pierwszej. Opowiadana historia była bardzo ciekawa i momentami zaskakująca, ale wątek rosyjskiej mafii dla mnie był nieco trudny do przyswojenia. Czasami musiałam czytać fragmenty tekstu po dwa razy, aby wszystko odpowiednio ułożyć sobie w głowie. Zwróciłam też uwagę na mnogość bardzo długich i złożonych zdań, które chwilami utrudniały mi samo czytanie. Jednak nie wpłynęło to znacząco na samą „szybkość” przechodzenia przez lekturę. Tak jak w części pierwszej rozdziały były krótkie i czytało się je szybko, literki były stosunkowo duże, a opisów było bardzo niewiele. To zdecydowanie są dla mnie cechy „na plus”. Tym co sprawia, że powieść nie jest monotonna są również wprowadzone przez autora różne punkty widzenia, narracje. Przebieg zdarzeń możemy śledzić zarówno z perspektywy zaginionej kobiety, jak i ścigających ją osób, ale również z perspektywy mogącego zaoferować jej pomoc duetu, który bardzo dobrze poznaliśmy już w części pierwszej. Swoją drogą, duet ten – Antonia i Jon – i relacje w nim panujące są ogromnym atutem tej książki i od czytania o nich za każdym razem robiło mi się ciepło na sercu.

I mimo, że sama fabuła nie była dla mnie najciekawsza to uważam, że i tak tę książkę warto przeczytać chociażby ze względu na warsztat autora, który dla mnie jest niesamowity. Obrazowanie tego, co dzieje się w głowie człowieka i towarzyszących mu uczuć oraz obaw za pomocą zwierząt było po prostu genialne, a zabawę w mieszanie rzeczywistości z wyobrażeniami i tworzenie ciekawych porównań nazwałabym majstersztykiem. Już po przeczytaniu Czerwonej Królowej byłam pod wrażeniem sposobu pisania autora, ale po tej części jestem też w ogromnym szoku, że człowiek mógł wpaść na pomysł opisywania rzeczywistości w taki sposób. Do tej pory długo nie mogłam znaleźć autora, którego czytałabym z takim zainteresowaniem jak Remigiusza Mroza niezależnie o czym pisze, ale wydaje mi się, że już znalazłam. Szczególne wrażenie wywarł na mnie opis pewnego wypadku, który był stworzony w sposób z jakim jeszcze nigdy się nie spotkałam i pozwalał czytelnikowi poczuć się tak jakby siedział w środku samochodu i mógł obserwować w zwolnionym tempie każdą wykrzywiającą się lub odpadającą lub tłukącą się część po kolei, jednocześnie nie biorąc udziału w zdarzeniu. Myślę, że tym fragmentem Juan Gómez-Jurado pokazał jak powinno być realizowane zadanie bycia pisarzem. Pokazał to też na końcu książki prosząc o niezdradzanie zakończenia nigdzie. Co jak najbardziej jest zrozumiałe, ponieważ zakończenie właśnie wprawiło mnie w wielkie osłupienie i sprawiło, że już przebieram nogami na myśl o kolejnej części.

Podsumowując, książka ta jest nieco gorsza od swojej poprzedniczki, ale i tak warta przeczytania i zdecydowanie wyróżniająca się na tle innych powieści tego typu. Dlatego też polecam ją każdemu kto lubi czytywać kryminały, thrillery psychologiczne, książki detektywistyczne itp. Pamiętajcie jednak, że pozory mylą i czasami nic nie jest takie na jakie wygląda.

A na koniec mój ulubiony cytat z książki:

„Ale nawet jeśli nie możesz zatrzymać rzeki rękami, nie oznacza to, że przestaniesz też szukać ryb. A przede wszystkim nie pozwolisz, by twoi koledzy utonęli. "

Recenzja powstała w ramach przedpremierowej akcji recenzenckiej Wydawnictwa SQN.

„Loba Negra. Czarna wilczyca” jest to drugi tom serii o Antonii Scott napisanej przez Juana Gómez-Jurado. W tej części dochodzi do zamordowania niebezpiecznego człowieka oraz zaginięcia jego małżonki. Jednak o samej fabule za chwilę. Wcześniej chciałabym zwrócić uwagę na kolejną w tej serii genialną okładkę. Tym razem jest ona utrzymana w nieco ciemniejszych i zdecydowanie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ta książka trafiła w moje ręce całkiem przypadkiem, nigdy wcześniej nie słyszałam nawet o jej autorze, pomimo że z tego co udało mi się dowiedzieć tworzy on książki z gatunków, które namiętnie czytam od wielu, wielu lat. Kiedy tylko ją odpakowałam moją uwagę przyciągnęła piękna okładka w kolorach normalnie kojarzących mi się z delikatnością i kobiecością, ale w tym ułożeniu sprawiających, że przedstawiona kobieta zdaje się emanować pewną siłą (co zresztą potwierdza się w trakcie lektury). Muszę przyznać, że to właśnie piękna szata graficzna była powodem, dla którego sięgnęłam po tę pozycję od razu, odstawiając na momencik (bo lektura wciągnęła mnie tak, że zanim się obejrzałam już czytałam ostatnie słowo) inne książki. Muszę przyznać też, że była to świetna decyzja.

„Reina Roja. Czerwona królowa” to pierwszy tom serii o Antonii Scott – kobiecie genialnej, ale niezwykle pogubionej, doświadczonej przez życie, oraz zdecydowanie niepozornej. No i o jej jeszcze bardziej niepozornym, mniej inteligentnym, mniej niezbędnym ludzkości, ale bardzo oddanym i dobrodusznym pomocniku. Zostają oni wciągnięci w sprawę morderstwa, o którym nie może być głośno, a jednocześnie nie da się zapomnieć, ponieważ jest tak niezwykłe. Wtedy nie ma już odwrotu. Pozornie zwykła sprawa kryminalna zamienia się w wyścig z czasem, własnymi słabościami i bardzo niebezpiecznym człowiekiem. Jaką decyzję podejmuje człowiek postawiony przed wyborem, na który nie ma dobrej odpowiedzi? Czy w życiu wpływowych ludzi ważniejszy jest wizerunek i pieniądze czy rodzina? Jak zostać najinteligentniejszym człowiekiem na świecie i jakie niesie to za sobą konsekwencje? Odpowiedzi na te pytania, oraz na wiele więcej pytań o zadaniu których nigdy nawet nie myśleliśmy, możemy znaleźć w lekturze.

Jak już wspominałam, pochłonęłam tę książkę w niesamowicie krótkim (jak na mnie) czasie. Dlaczego? Powodów było wiele: mała ilość nużących i nie wnoszących niczego do historii opisów, mało tzw. Ścian tekstu, bardzo przyjemna czcionka i stosunkowo duże litery ułatwiające czytanie. Jednak najważniejsze powody nie kryją się w tym jak książka została wydana, ale w jej treści. Sama byłam bardzo zaskoczona kiedy rozpoczynając drugi rozdział (czyli będąc jeszcze przed piętnastą stroną) byłam już zaciekawiona tym co się dzieje, a raczej tym co dopiero może się stać. Zaskoczyło mnie to, ponieważ tak szybkie wciągnięcie się w książkę nie zdarza mi się często, nawet kiedy czytam pozycje mojego ulubionego autora. Kolejne strony, kolejne rozdziały wprowadzały coraz więcej i więcej tajemniczości do całej historii, wprowadzały czytelnika w stan niepewności i zaskakiwały. W trakcie lektury wyłapałam też kilka smaczków, które skradły moje serce. Było to m.in. przedstawienie historii z wielu perspektyw: ofiary, porywacza, osób ścigających porywacza, osób śledzących działania osób ścigających porywacza itd., ale też wstawienie do historii retrospekcji, które były ciekawą odskocznią od głównego wątku. Drugą rzeczą, która mnie urzekła było wplatanie do tekstu ciekawych słówek oznaczających sytuacje, z którymi spotykamy się w życiu codziennym, ale na pewno nigdy nie słyszeliśmy jak określa się je w rzadziej używanych językach. Trafiając na nie w trakcie lektury za każdym razem czułam się jakbym znalazła czekoladowe jajko zostawione przez wielkanocnego zajączka gdzieś w ogrodzie. Na ogromne uznanie zasługuje też zakończenie książki, które jest niezwykle dynamiczne i nieprzewidywalne. Czytając je czułam się jakbym oglądała film.

Uważam, że jest to idealna lektura dla wszystkich, którzy lubią thrillery i szukają przyjemnego, wciągającego czytadła na wieczór, weekend, święta. Ja na pewno będę polecała tę książkę znajomym, ale też babci (która przeczytała już prawie wszystkie kryminały i thrillery w zasięgu naszych dłoni – a nie było ich mało, i szuka teraz kolejnej dawki wrażeń). Z pewnością sięgnę kiedyś po inne prace tego autora, aby sprawdzić czy są napisane w równie przemawiający do mnie sposób. Zdecydowanie polecam♥

Recenzja powstała w ramach przedpremierowej akcji recenzenckiej Wydawnictwa SQN.

Ta książka trafiła w moje ręce całkiem przypadkiem, nigdy wcześniej nie słyszałam nawet o jej autorze, pomimo że z tego co udało mi się dowiedzieć tworzy on książki z gatunków, które namiętnie czytam od wielu, wielu lat. Kiedy tylko ją odpakowałam moją uwagę przyciągnęła piękna okładka w kolorach normalnie kojarzących mi się z delikatnością i kobiecością, ale w tym ułożeniu...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka ta zrobiła na mnie ogromne wrażenie. I to podwójnie! Przyznaję, że do tej pory nigdy nie interesowałam się tematem problemów mieszkaniowych Polaków, szczególnie w okresie sprzed II wojny światowej. Dlatego też byłam niezwykle zaskoczona czytając o tym w jak niewyobrażalnych warunkach żyli wtedy ludzie, z jakimi problemami się zderzali chcąc mieć swoje "cztery ściany", jak obojętne na ich problemy było państwo i jakie trudności musiał pokonać każdy kto miał szczerą chęć by zmienić sytuację na nieco lepszą. 13 pięter daje nam zatrważający obraz naszego kraju. I dobrze, bo o takich rzeczach powinno się mówić, aby ludzie poznawali przeszłość, cieszyli się z teraźniejszości i walczyli o lepszą przyszłość. Po lekturze tej książki mogę z ręką na sercu powiedzieć, że czuję się nieco bardziej świadomym obywatelem. Jest to porządna dawka wiedzy, która nie tylko uczy, ale też poszerza horyzonty.
Drugim wielkim zaskoczeniem było dla mnie to, że można napisać przykry reportaż w tak przyjemny w odbiorze sposób. Książkę czyta się bardzo szybko i bezproblemowo, jest zrozumiała i mówi o trudnych rzeczach w zrozumiałym języku. Autor opiera się w swoim tekście na wielu tekstach źródłowych i rozmowach z różnymi ludźmi, pokazuje nam problem z każdej możliwej strony i z wielu punktów widzenia. Tekst przeprowadza nas przez problem bardzo dokładnie, ale też w sposób który nie pozostawia na naszych barkach ciężaru. Według mnie takich książek powinno powstawać więcej.

Książka ta zrobiła na mnie ogromne wrażenie. I to podwójnie! Przyznaję, że do tej pory nigdy nie interesowałam się tematem problemów mieszkaniowych Polaków, szczególnie w okresie sprzed II wojny światowej. Dlatego też byłam niezwykle zaskoczona czytając o tym w jak niewyobrażalnych warunkach żyli wtedy ludzie, z jakimi problemami się zderzali chcąc mieć swoje "cztery...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytanie tej książki było dla mnie sinusoidą emocjonalną😅. Na początku, po usłyszeniu wielu bardzo dobrych opinii, ustawiłam poprzeczkę oczekiwań wysoko-za wysoko. Czekałam na coś WOW, przez co nie prześpię całej nocy, ale nie doczekałam się. Na początku. Potem jednak akcja zaczęła nabierać tempa i coraz bardziej i bardziej wciągałam się w lekturę. Do tego stopnia, że faktycznie czytałam przez pół nocy! A kiedy dobrnęłam już do ostatnich rozdziałów, uznałam że naprawdę jest bardzo dobra i zmieniłam swoje zdanie o niej w 98%. Podsumowując, polecam😅💙

Czytanie tej książki było dla mnie sinusoidą emocjonalną😅. Na początku, po usłyszeniu wielu bardzo dobrych opinii, ustawiłam poprzeczkę oczekiwań wysoko-za wysoko. Czekałam na coś WOW, przez co nie prześpię całej nocy, ale nie doczekałam się. Na początku. Potem jednak akcja zaczęła nabierać tempa i coraz bardziej i bardziej wciągałam się w lekturę. Do tego stopnia, że...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Komisarz Forst, chociaż wraca z zaświatów zawsze w najmniej spodziewanym momencie, nigdy mi się nie znudzi. Uwielbiam go, ale sięgając po "Przepaść" miałam pewne obawy. Co jeśli ta historia, która miała skończyć się już tak dawno temu, będzie na siłę naciągana i zaburzy cały mój zachwyt tą serią książek? Co jeśli życie Wiktora ułoży się w sposób, który nie będzie dla mnie zadowalający i będę żałowała przeczytania tej książki? Co jeśli...? Sięgając po tę pozycję miałam w głowie tysiące myśli, pytań i wątpliwości. Jednak zniknęły one bardzo szybko, chyba nawet po kilku pierwszych stronach. Nie zawiodłam się ani trochę i nie żałuję, że przeczytałam tą część przygód komisarza. Lektura była nie tylko wciągająca, ale też pełna zwrotów akcji i zaskakująca. Wszystko zmieniało się w tempie, które uniemożliwiało domyślenie się zakończenia. Bohaterowie i ich czyny zaskakiwali od początku, do samego końca. Sprawa, którą próbowano rozwiązać była bardzo ciekawa i ani trochę nie odbiegała poziomem zawikłania od sprawy Bestii z Giewontu. Bardzo ciekawe są również relacje, które nawiązali główni bohaterowie w czasie, który nie został opisany w książkach, a także to jakimi stali się ludźmi i czym zajęli się w życiu. Każdy kto na bieżąco czytał poprzednie tomy, powinien zapoznać się również z tym, ponieważ naprawdę warto. Po wcześniejszych częściach zawsze czułam niedosyt i nie mogłam doczekać się kontynuacji. Tutaj jednak moje serce zostało zaspokojone i w pełni szczęśliwa pogodziłabym się z takim końcem tej serii, ale też chętnie sięgnęłabym po kontynuację. R. Mróz zrobił tę książkę bezbłędnie!

Komisarz Forst, chociaż wraca z zaświatów zawsze w najmniej spodziewanym momencie, nigdy mi się nie znudzi. Uwielbiam go, ale sięgając po "Przepaść" miałam pewne obawy. Co jeśli ta historia, która miała skończyć się już tak dawno temu, będzie na siłę naciągana i zaburzy cały mój zachwyt tą serią książek? Co jeśli życie Wiktora ułoży się w sposób, który nie będzie dla mnie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka ta jest stosunkowo podobna do swoich poprzedniczek. Występuje w niej zbrodnia, którą dobrze nam znany zespół śledczy stara się rozwiązać oraz rozwijany jest motyw relacji Ady i Krystiana. Myślę, że dla nikogo kto miał już wcześniej do czynienia z twórczością Diany Brzezińskiej nie będzie zaskoczeniem, iż lektura ta jest bardzo przyjemna, wciąga od pierwszych stron i czyta się ją szybko. Jednak o ile w pierwszych tomach po zakończonej lekturze czułam niedosyt i wręcz nie mogłam się doczekać kolejnej części to tutaj, kiedy zauważyłam ostatnią w książce kropkę poczułam, że to naprawdę dobry moment na zakończenie tej historii. Muszę przyznać, że ten czwarty tom nie budził we mnie tak silnych emocji jak trzy wcześniejsze. Chociaż czas spędzony na poznawaniu tej historii był naprawdę miły i chętnie sięgałam po nią w każdym wolnym momencie to zabrakło mi motyli w brzuchu i kołatania serca towarzyszących mi chociażby kiedy czytałam "Będziesz moja". Nie można jednak uznać tego za wadę książki, ponieważ autorka już wcześniej zapowiadała, że na ten moment kończy z tą serią i przez to taki spokój bijący od tej lektury jest uzasadniony i faktycznie nadaje się na zakończenie tej serii, ale też pozostawia niedosyt powodujący, że sięgnę na pewno po najnowszą serię tej autorki(i to już całkiem niedługo :) ). Na pewno każdy kto czytał trzy pierwsze części powinien przeczytać również tą, ponieważ nie zawiedzie się ani nie powinien zepsuć sobie zdania o serii. Jednak nie można też liczyć na wielkie zaskoczenie związane z ostatnim tomem. Jest to po prostu przyjemna lektura.

Książka ta jest stosunkowo podobna do swoich poprzedniczek. Występuje w niej zbrodnia, którą dobrze nam znany zespół śledczy stara się rozwiązać oraz rozwijany jest motyw relacji Ady i Krystiana. Myślę, że dla nikogo kto miał już wcześniej do czynienia z twórczością Diany Brzezińskiej nie będzie zaskoczeniem, iż lektura ta jest bardzo przyjemna, wciąga od pierwszych stron i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ciężko mi napisać spójną opinię o tej książce, ponieważ czytałam ją przez ponad 3 miesiące. I chociaż momentami faktycznie mnie wciągała i realnie byłam zainteresowana przebiegiem zawartej w niej akcji, ponieważ opisywała sprawy znane mi wcześniej to nigdy nie porwała mnie na tyle, żebym wybrała jej lekturę zamiast drzemki czy kolejnego odcinka serialu. Jednak trzeba przyznać, że autorka miała dobry pomysł na tą pracę i podeszła do opisywanej historii od ciekawej strony za co należy jej się ogromny plus. Podsumowując, na pewno "Florystka" może porwać wiele serc, ale akurat moje jej się oparło. Mam bardzo mieszane uczucia po zakończeniu lektury :(

Ciężko mi napisać spójną opinię o tej książce, ponieważ czytałam ją przez ponad 3 miesiące. I chociaż momentami faktycznie mnie wciągała i realnie byłam zainteresowana przebiegiem zawartej w niej akcji, ponieważ opisywała sprawy znane mi wcześniej to nigdy nie porwała mnie na tyle, żebym wybrała jej lekturę zamiast drzemki czy kolejnego odcinka serialu. Jednak trzeba...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

„Czyste zło” to książka powstała z jednego pomysłu, który stopniowo rozrastał się, rozwijał i ostatecznie przerodził w intrygującą, wciągającą i przejmującą historię. Lisa Gardner stworzyła opowieść o tym jak bardzo wszyscy potrzebujemy przy sobie drugiej osoby, o tym jak trudno pozbierać się po traumie i o tym, że patrzenie wcale nie jest gwarancją widzenia. Gwarantuję Wam za to, że ta powieść nie da Wam zmrużyć oka przed poznaniem zakończenia(a przynajmniej w moim przypadku tak właśnie było).
Sam tytuł uznać można za dość ogólny i dlatego nie skłania nas on raczej do żadnych głębszych refleksji. Ze swojej strony mogę napisać, że tytułowe czyste zło kojarzy mi się z bytem na tyle potężnym, że nie da się nad nim zapanować ani objąć rozumem. Jest to coś tak potwornego, że nie zauważymy tego gołym okiem, ale jego obecność jest w pewien sposób nieustannie odczuwalna i może wpływać na wiele osób. Przypomina mi to ten jeden moment w filmach kiedy nagle zapada cisza, coś trzaska, nadchodzi jakiś chłodny podmuch-niby nic wielkiego się nie dzieje, ale wszyscy wiemy, że zwiastuje to jakąś katastrofę i jesteśmy bardziej wyczuleni na to co dzieje się na ekranie. I właśnie w takim klimacie, ale trwającym pół książki „poznajemy”, a raczej spodziewamy się nadejścia czegoś jeszcze potworniejszego niż zwłoki odnalezione w spokojnym, sielankowym wręcz miasteczku po wielu, wielu latach od tajemniczej zbrodni.
W podobnej stylu zresztą utrzymana jest okładka powieści, która przedstawia domek, który w świetle dziennym, gdzieś przy ulicy odwiedzanego przez nas miasteczka zapewne od razu wywołałby skojarzenia ze spokojną rodziną, przyjemnym i powolnym życiem, domową atmosferą, cichą wioską. Jednak przedstawienie go w tak ciemnych barwach wywołało wręcz odwrotny efekt. W tym momencie, kiedy patrzę na okładkę, odczuwam pewnego rodzaju niepokój, trwogę, pustkę. Czerwone napisy jedynie dopełniają cały efekt potęgując jednocześnie grozę, bo jak wiemy czerwień to kolor krwi, złości, bólu, ale też miłości(nie zawsze prostej).
Jeśli chodzi o to, co znaleźć możemy po otwarciu książki to od razu rzuca się w oczy podział rozdziałów w zależności od tego z czyjej perspektywy zostały ukazane opisywane zdarzenia, ale to jeszcze nie wszystko…w niektórych z nich panuje bowiem narracja pierwszoosobowa, a w innych trzecioosobowa. W dodatku różnica w narracji wiąże się też z różnicą w czcionce. Szczerze mówiąc nie wiem czy kiedykolwiek spotkałam się z tak zróżnicowaną formą opisywania zdarzeń, ale bardzo mi się to podoba i moim zdaniem wiele wnosi do powieści jednocześnie ani trochę nie utrudniając lektury. Powiedziałabym nawet, że takie urozmaicenie bardzo ją ułatwia i prowokuje do dalszego czytania, bo kończąc jeden rozdział chciałoby się wiedzieć co w tym czasie myślał, robił inny bohater(zwłaszcza, że wszyscy są tak różni). Podsumowując, takie rozwiązanie jest strzałem w dziesiątkę i za niego warto dać wielkiego plusa autorce, bo domyślam się, że opisywanie tak wielowątkowej fabuły z tylu perspektyw wcale nie było łatwym zadaniem a wyszło to naprawdę interesująco.
Chociaż wydawać by się mogło, że sposób napisania książki wzbudził we mnie najwięcej emocji to jest jeszcze coś…bohaterowie: postacie niezwykle rozbudowane, barwne i całkowicie różne. Każda z nich ma własną historię, nosi ze sobą inny bagaż doświadczeń i ma inne spojrzenie na świat a jednak udało im się stworzyć jeden z najlepszych zespołów dochodzeniowych o jakim dotychczas czytałam. Podczas lektury miałam wrażenie, że ich reakcje i zachowania są tak naturalne i w żadnym stopniu nieprzesadzone jakby autorka opisywała zdarzenia, które właśnie obserwuje. W książce bardzo podobało mi się przedstawienie zaufania i przywiązania. Okazało się, że człowiek może jednocześnie kochać i nienawidzić a czas wcale nie leczy ran, ale uczy jak z nimi żyć. Bohaterowie w trudnych chwilach zawsze zwracali się do najbliższych im osób, a to jak istotne były dla nich te kontakty pięknie pokazuje jak ważna jest w naszym życiu rodzina i bliskość. Bardzo ciekawą postacią była dziewczynka, z którą nie dało się porozumieć za pomocą mowy. To, w jaki sposób postrzegała ona świat i jak dogadywali się z nią inni ludzie było fascynujące i całkiem nowe dla mnie. Zresztą sama autorka przyznała, że konsultowała te(i wiele innych) kwestie ze specjalistami co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że jest to bardzo dopracowana i przemyślana książka.
Potwierdza to zresztą fabuła, która zdecydowanie nie jest jednoznaczna ani przewidywalna. Porównałabym ją do leśnych dróżek, które w pewnym momencie się rozchodzą i nigdy nie wiadomo gdzie prowadzi dana ścieżka, czy ma jakiś koniec ani czy łączy się z innymi i kiedy. W powieści pojawiają się wątki oczywiście kryminalne, ale też obyczajowe, miłosne czy związane z przeżywaniem traumy. Chociaż wszystko kręci się wokół poszukiwań osoby lub osób odpowiedzialnych za ukrycie w lesie zwłok to autorka opisała też klimat małego miasteczka, w którym każdemu wydaje się, że wie wszystko o wszystkich i wszystkim jednocześnie skrzętnie ukrywając swoje własne, małe tajemnice. Całkiem szczerze-czytałam tę książkę w domu, pociągu, poczekalni u lekarza, na przystanku-nie mogłam się od niej oderwać. To właśnie jest oznaką dobrze napisanej fabuły, która początkowo wciąga, później buduje napięcie a na końcu nabiera tempa tylko po to by „eksplodować” w kulminacyjnym momencie. Wszystko to sprawia, że czyta się przyjemnie, szybko i bez przerwy.
Ciężko mi znaleźć jakiekolwiek wady tego tytułu, co oczywiście wcale nie świadczy o ich braku, ponieważ każdy z nas ma inny gust. Polecam jednak na własnej skórze sprawdzić jakie emocje wzbudza w człowieku „Czyste zło”, ponieważ naprawdę warto poznać tych bohaterów i ich spojrzenia na świat.

„Czyste zło” to książka powstała z jednego pomysłu, który stopniowo rozrastał się, rozwijał i ostatecznie przerodził w intrygującą, wciągającą i przejmującą historię. Lisa Gardner stworzyła opowieść o tym jak bardzo wszyscy potrzebujemy przy sobie drugiej osoby, o tym jak trudno pozbierać się po traumie i o tym, że patrzenie wcale nie jest gwarancją widzenia. Gwarantuję Wam...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

„Wybaczam Ci” to jedna z najnowszych powieści Remigiusza Mroza. I chociaż wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni do czytania kolejnych części historii komisarza Forsta, Joanny Chyłki czy Seweryna Zaorskiego to tym razem musimy zadowolić się(i gwarantuję Wam, że naprawdę będziecie zadowoleni) pojedynczą książką o nieznanych dotąd bohaterach. Dlaczego? Otóż jak twierdzi autor-kiedy w jego głowie pojawiał się pomysł na tę historię okazało się, że nie pasuje ona do żadnej ze znanych nam postaci. I tak właśnie narodziła się opowieść o tym, że nie zawsze warto w 100% ufać nikomu-nawet najbliższym, z którymi dzielimy życie. Dodatkowo Remigiusz Mróz porusza(po raz kolejny) w swojej powieści ważny społecznie temat-child grooming a także przypomina czytelnikowi pewne zdarzenia, które może on znać z mediów.
O ile tytuł książki jest bezpośrednio związany z fabułą to chwilę uwagi warto poświęcić okładce. Przedstawiona na niej zamglona, zamazana twarz może oznaczać niewyraźne wspomnienia, sylwetkę kobiety o nieznanych personaliach albo na przykład braki w wiedzy na temat danej sytuacji-to wszystko(a nawet więcej) znajdujemy w lekturze.
Warto zwrócić uwagę też na strukturę książki, która momentami jest „opowiadana” przez Inę, chwilami przez Gracjana, a jeszcze później zmienia się w pamiętnik prowadzony przez czternastolatkę. Takie ukazanie zdarzeń z różnych punktów widzenia pozwala czytelnikowi nie tylko lepiej poznać bohaterów, ich myśli i uczucia, ale też daje mu pełniejszy obraz zdarzeń. To z kolei sprawia, że książka dostarcza nam jeszcze więcej przyjemności, szybko i przyjemnie się ją czyta, oraz daje możliwość wyrobienia własnego zdania na temat toczących się aktualnie wydarzeń.
Problem pojawia się kiedy chcemy sklasyfikować w jakiś sposób bohaterów książki, ponieważ ci dobrzy po chwili okazują się źli, aby ostatecznie okazać się znów dobrymi, ale nie do końca itp. a ci lubiani przez nas mogą w jednej chwili stracić naszą sympatię tylko po to, by po chwili znów ją odzyskać…taka właśnie żywa i pochłaniająca nas(czytelników) w całości jest to książka. Można jednak stwierdzić z całą pewnością, że postacie są bardzo tajemnicze i skrywają różne historie. Są też bardzo ludzkie i autentyczne co stanowi ogromny atut w powieści. I chociaż zdarza się, że Ina podejmuje bardzo odważne i jednocześnie nierozważne decyzje to możemy jej to wybaczyć, ponieważ rozemocjonowana kobieta jest nieprzewidywalna i nie wiadomo czy my na jej miejscu nie postąpiłybyśmy podobnie. Wracając do tematu-bohaterowie wzbudzają naszą sympatię, przez co śledzimy ich losy z realnym współczuciem, przejęciem, zaciekawieniem a lektura mija nam w mgnieniu oka.
Jeśli zaś chodzi o samą fabułę to można bez dwóch zdań określić ją jako żwawą, trzymającą w napięciu, nieustannie zaskakującą i oczywiście poruszającą trudne tematy, o których niestety mało się mówi podczas gdy są niezwykle ważne i aktualne. Muszę przyznać, że od dawna żadna książka aż tak mnie nie wciągnęła. W momencie kiedy myślałam, że wszystko już wiem nagle wszystko zmieniało się o 180 stopni i znów musiałam czekać aż autor zdecyduje się zaspokoić moją żądzę wiedzy. Najprościej byłoby napisać, że „Wybaczam Ci” posiada ten niezwykły i niepowtarzalny urok charakterystyczny dla powieści Remigiusza Mroza.
Jak bardzo łatwo można się domyślić-książkę oceniam pozytywnie, ponieważ jest świetna, wciągająca i bardzo zaskakująca. Ukazuje to jak trudno nam oddzielić emocje od racjonalnego zachowania a przyzwyczajenia od nowej rzeczywistości. To powieść o tym, że im mniej wiemy tym lepiej śpimy a im więcej wiemy tym trudniej nam się zatrzymać i jak ćmy dążymy do prawdy, chociaż to właśnie ona boli i niszczy. Książka na nowo obudziła we mnie starą miłość do czytania wszędzie i w każdym możliwym momencie, więc polecam ją z całego serca każdemu.

„Wybaczam Ci” to jedna z najnowszych powieści Remigiusza Mroza. I chociaż wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni do czytania kolejnych części historii komisarza Forsta, Joanny Chyłki czy Seweryna Zaorskiego to tym razem musimy zadowolić się(i gwarantuję Wam, że naprawdę będziecie zadowoleni) pojedynczą książką o nieznanych dotąd bohaterach. Dlaczego? Otóż jak twierdzi autor-kiedy...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

„Wyrwa” to opowieść o tym jak mało wiemy o naszych najbliższych, o żałobie, stracie, rozpaczy, zdradzie i szukającym ujścia gniewie. Jest to historia dwóch mężczyzn, którzy kochali pozornie tę samą a jednocześnie dwie różne kobiety. Jej początkiem jest słuchowisko „Wyrwa. Historia Ułana”.
Tytuł dzieła kojarzy nam się z brakiem czegoś, luką w czymś, dziurą. Powiedziałabym, że w odniesieniu do braku tak cennych dla głównego bohatera informacji na temat żony czy okoliczności jej wypadku jest on niezwykle trafny. Tak samo jak okładka powieści, która pokryta jest kształtami przypominającymi odłamki szkła pochodzące na przykład z rozbitej szyby. Jest to przykładna analogia z wypadkiem samochodowym, który zmienia życie całej rodziny kierującej pojazdem kobiety i rozpoczyna „Wyrwę”. Niewielkie czerwone punkciki przypominające krew dodają dramaturgii, która sprawia że chcielibyśmy dowiedzieć się co strasznego spowodowało ten stan rzeczy. Dlatego właśnie sięgamy po tę książkę.
Kiedy w końcu wykonamy już ten pierwszy krok nie ma odwrotu. Jesteśmy coraz bardziej wchłaniani w spiralę tajemnic, nieścisłości i niepewności. Nieustannie na jaw wychodzą nowe fakty, które zaskakują tak głównego bohatera jak i czytelnika. To wszystko sprawia, że wciągamy się w historię i chcemy poznać prawdę. Dodatkowym smaczkiem jest połączenie mężczyzn z dwóch różnych światów, które nieco rozluźnia ciężką atmosferę przez swój komizm. Jednak mimo zaciekawienia, z którym śledziłam tę historię to jej zakończenie nie wywołało we mnie tak wielkich emocji jak można by się spodziewać, ponieważ chwilę wcześniej opadło ze mnie napięcie-zapewne z racji, że uważałam sprawę za zakończoną😊.
Warto wspomnieć, że książkę czyta się bardzo przyjemnie przez to, że jest podzielona na tematyczne części, których tytuły zdradzają co będzie opisane na najbliższych stronach lub przykładowo miejsce akcji na najbliższy czas. Części te również podzielone są na krótsze, numerowane fragmenty. Taki układ książki jest bardzo czytelny i przyjazny dla czytelnika ułatwiając tym samym czytanie.
Opowiadając o tej historii nie sposób nie wspomnieć o mistrzowskim przedstawieniu dwóch głównych bohaterów jako całkowitych przeciwieństw. Jeden z nich jest bogaty, znany, przystojny, pewny siebie, wysportowany, odważny, nieustraszony, a jakby tego było mało jest posiadaczem wielkiego domu i słodkiego psa. Drugi zaś jest całkiem przeciętny, ma nudną pracę, zwyczajną rodzinę z problemami finansowymi i jest lekko nieporadny. Mężczyźni muszą jednak znaleźć wspólny język kiedy okazuje się, że tylko w ten sposób są w stanie odkryć prawdę o tajemnicy, którą Janina(zwana też Niną) zabrała do grobu. Jest to wspaniała opowieść o tym do czego popychają ludzi silne emocje i jak daleko jesteśmy się w stanie posunąć, aby tylko zrzucić z siebie ciężar winy i odpowiedzialności. W powieści możemy znaleźć różne oblicza żałoby, miłości i przyjaźni. Bohaterowie są bardzo złożeni, ale też dokładnie opisywani przez autora. Dzięki temu poznajemy ich na tyle, że bardzo szybko możemy się z nimi zżyć, wczuć w ich historię i razem podążać do przodu realnie współczując im ich sytuacji, ale też mając ochotę postawić ich do pionu kiedy: drążą zamiast zwyczajnie odpuścić gdy nie ma do tego przesłanek, zbytnio się nad sobą użalają, nie panują nad własnymi dziećmi i nie dają im zrozumienia potrzebnego w tak trudnej sytuacji. Bo łatwo nam oceniać z boku nawet książkowych bohaterów.
Ogólnie przy książce stawiam wielkiego plusa. Według mnie jest świetną pozycją dla wszystkich ludzi i o ludziach.

„Wyrwa” to opowieść o tym jak mało wiemy o naszych najbliższych, o żałobie, stracie, rozpaczy, zdradzie i szukającym ujścia gniewie. Jest to historia dwóch mężczyzn, którzy kochali pozornie tę samą a jednocześnie dwie różne kobiety. Jej początkiem jest słuchowisko „Wyrwa. Historia Ułana”.
Tytuł dzieła kojarzy nam się z brakiem czegoś, luką w czymś, dziurą. Powiedziałabym,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

„Jazda na rydwanie” to bardzo dopracowana i dopieszczona pierwsza książka autora posługującego się pseudonimem Julian Hardy. W jednym z wywiadów mężczyzna przyznał, że powieść „pisała się sama” i podobnie ja dzisiaj mogę stwierdzić, że lektura ta czyta się sama i pomimo jej sporych rozmiarów strony same się przewracają a akcja płynie i z każdą chwilą coraz bardziej wciąga czytelnika.
Ciekawe jest to, że początkowo tytuł miał brzmieć „Ku Słońcu”, ale słowo „rydwan” nie dawało wyrzucić się z głowy i prosiło o użycie. I dobrze się stało, ponieważ wyraz ten wywołuje skojarzenia, które idealnie opisują postać głównego bohatera(np. w Tarocie rydwan oznacza dążenie do celu i realizację marzeń za wszelką cenę). Cała książka zresztą pokazuje nam, że życie człowieka zależy od tego czy bogowie zezwolą mu jechać przez świat na rydwanie czy pozostawią w dole na pewną śmierć. Żeby jednak nie było tak kolorowo-każdemu za tę przejażdżkę przyjdzie kiedyś zapłacić, a okazuje się, że nie znamy ceny ani daty ostatecznego rozliczenia.
Podążając tym tropem symboli i skojarzeń o ukryty przekaz moglibyśmy posądzić też okładkę, na której widzimy pewnego siebie mężczyznę pewnie idącego przed siebie pomimo niepewnej sytuacji na otaczającym go świecie. Jednak rozważania o tym jak idealnie dopasowana do treści jest szata graficzna nie są specjalnie pociągające dla potencjalnego czytelnika, więc pominiemy je i zajmiemy się tym co naprawdę ważne, czyli wnętrzem książki.
Dla mnie bardzo zaskakujący był fakt, że w trakcie czytania ani przez moment nie odczułam nudy co byłoby uzasadnione przy tak długiej powieści. Chociaż czytałam ją dosyć długo(około 3 tygodnie) to za każdym razem siadałam do niej z pewnego rodzaju ekscytacją, zaciekawieniem i przede wszystkim z wielką chęcią, aby dowiedzieć się co będzie dalej. Rezygnacja autora z długich i bardzo szczegółowych opisów czy dialogów dla mnie jest ogromnym plusem i zdecydowanie ułatwia czytanie i nie wyłącza mojego myślenia co często dzieje się w przypadku za długich fragmentów tekstu, który nie wnosi nic ważnego do fabuły. Warto jednak zaznaczyć, że bardziej szczegółowe opisy również są zamieszczone w powieści, ale za każdym razem nadają danej sytuacji barw, emocji i pikanterii, bez których byłaby ona nijaka lub przerysowana. Także wszystko jest na swoim miejscu i w odpowiedniej ilości. Momentami jednak można mieć wrażenie, że wszystko dzieje się za szybko, za łatwo przychodzi, po kilku suchych faktach o jednym zdarzeniu już czytamy o kolejnym. Dla przeciętnego człowieka to, co przytrafiło się Robertowi(głównemu bohaterowi, którego życie poznajemy) jest zwyczajnie niewyobrażalne i nieosiągalne. Na pewno jest część czytelników, która uzna to za minus. Ja jednak skłaniam się ku przekonaniu, że takie lekkie przerysowanie nawet jeśli nie było celowe, może być przydatne i jeszcze bardziej uwydatnić to co autor chciał przekazać umieszczając Roberta na rydwanie.
W książce można przeczytać kilka pięknych, poruszających i całkiem różnych historii miłosnych. Osoby niezainteresowane taką tematyką mogą przeczytać opisy działań wojennych, które dla mnie były nieco zbyt skomplikowane. Podczas lektury trafiamy też na poruszające i łamiące serce opisy chorób. Podsumowując-każdy znajdzie w tej książce coś dla siebie. Dodatkowym smaczkiem jest scena przypominająca sąd ostateczny, podczas której główny bohater mierzy się ze wszystkimi podjętymi decyzjami niezależnie od ich skutków. Właśnie ten moment, na jednej z ostatnich stron, sprawił że powieść zaczęłam uważać za arcydzieło. Chociaż sama do końca nie wiem z czego tak dokładnie wynika mój zachwyt, może chodzi o emocje, które towarzyszyły mi podczas poznawania tego zdarzenia albo o emocje Roberta, a może o sam fakt umieszczenia w powieści tak trudnego i jednoznacznie kojarzącego się motywu ukazując go od całkiem innej strony. Ta książka zawiera ogrom wiedzy o ludziach, społeczeństwie i życiu. W dodatku jest świetnie napisana a autor wykazał się dbałością o wszystkie, nawet najmniejsze, szczegóły. Myślę, że spokojnie moglibyśmy dołączyć ją do kanonu lektur(gdyby nie liczne opisy przeżyć erotycznych), ponieważ przeczytanie jej jest naprawdę wyjątkowym doświadczeniem. Poleciłam ją już kilku osobom i będę polecać dalej, więc jeśli wchodząc na tę stronę zastanawiałeś/zastanawiałaś się czy warto sięgnąć po „Jazdę na rydwanie” to tak, zdecydowanie warto. Ta książka może jeszcze zawładnąć światem!

„Jazda na rydwanie” to bardzo dopracowana i dopieszczona pierwsza książka autora posługującego się pseudonimem Julian Hardy. W jednym z wywiadów mężczyzna przyznał, że powieść „pisała się sama” i podobnie ja dzisiaj mogę stwierdzić, że lektura ta czyta się sama i pomimo jej sporych rozmiarów strony same się przewracają a akcja płynie i z każdą chwilą coraz bardziej wciąga...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jest to bardzo trudna książka. Mimo, że fabuła i to w jaki sposób budowane jest napięcie bardzo wciąga to ja w czasie czytania kilkukrotnie myślałam, że to koniec-chciałam zamknąć książkę i nigdy więcej już do niej nie wracać. Remigiusz Mróz pisząc niesamowitą powieść pełną zagadek, tajemnic i emocji porusza bardzo trudne tematy określane często jako TABU. Z jednej strony jest to bardzo dobre jeśli chodzi o poszerzanie wiedzy i świadomości historycznej czytelnika, zresztą właśnie za to tak uwielbiam tego autora. Jednak w tej powieści poruszony został jeszcze jeden ciężki temat i zostało to napisane w taki sposób, że ja musiałam przerywać lekturę albo zwyczajnie pomijać kilka zdań, ponieważ było to dla mnie zbyt szokujące i zwyczajnie niesmaczne. Przez to książka zaczęła mi się ciągnąć i w tym momencie mam do niej bardzo mieszane uczucia-z jednej strony jest arcydziełem, napięcie jest budowane mistrzowsko a bieg zdarzeń jest tak zaskakujący, że nie mieści się w głowie; z drugiej jednak strony bardzo ważny temat został przedstawiony moim zdaniem zbyt wnikliwie i sprawił, że nie jest to książka dla ludzi o słabych nerwach. Chociaż może tak właśnie musi być, żeby czytelnik nie zbagatelizował problemu. Ja jak narazie, trzy minuty po przeczytaniu ostatniego słowa, jestem nadal w ogromnym szoku, smutku połączonym z radością i lekkim niesmaku, ale na 100% sięgnę po kolejną część dopiero za jakiś czas bo na ten moment potrzebuję przerwy od tego gatunku.

Jest to bardzo trudna książka. Mimo, że fabuła i to w jaki sposób budowane jest napięcie bardzo wciąga to ja w czasie czytania kilkukrotnie myślałam, że to koniec-chciałam zamknąć książkę i nigdy więcej już do niej nie wracać. Remigiusz Mróz pisząc niesamowitą powieść pełną zagadek, tajemnic i emocji porusza bardzo trudne tematy określane często jako TABU. Z jednej strony...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka wciągnęła mnie dosłownie od pierwszej strony. Mimo, że spotkałam się z twórczością Remigiusza Mroza już wcześniej to nie przypominam sobie, aby jakaś książka od pierwszej do ostatniej strony nie miała w sobie żadnego mniej interesującego momentu. W tym przypadku właśnie tak się stało.
Ale od początku...Seweryn Zaorski po kilkudziesięciu latach niespodziewanie wraca do rodzinnego miasteczka gdzie postanawia wykupić zrujnowany dom i zamieszkać w nim z dziećmi. To właśnie w nim znajduje skrytkę z czymś co odmieni życie jego dawnej znajomej.
Powieść ta przypomina mi nieco książki detektywistyczne, które pochłaniałam w dzieciństwie w ciągu jednego dnia nie mogąc się odciągnąć od ich akcji. Autor od samego początku budował napięcie, co jakiś czas wyjawiał czytelnikowi nowe fakty, które całkowicie zmieniały postrzeganie historii. Od zwrotów akcji niejednemu może zakręcić się w głowie, ale warto. UWAGA! Jeśli w ostatnim czasie nie czytaliście zbyt wielu książek to ta pozycja wszystko zmieni.

Książka wciągnęła mnie dosłownie od pierwszej strony. Mimo, że spotkałam się z twórczością Remigiusza Mroza już wcześniej to nie przypominam sobie, aby jakaś książka od pierwszej do ostatniej strony nie miała w sobie żadnego mniej interesującego momentu. W tym przypadku właśnie tak się stało.
Ale od początku...Seweryn Zaorski po kilkudziesięciu latach niespodziewanie wraca...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Komisarz Forst zaskoczył swoim powrotem wszystkich, nawet Remigiusza Mroza-autora książki. Nie zaskoczyło mnie jednak to, że dosłownie od pierwszej do ostatniej strony nieustannie byłam zaskakiwana tym co się dzieje ani to, że książka jest niesamowicie wciągająca i nie można oderwać się od czytania. Ale zacznijmy od początku...
Bestia z Giewontu pokonana, turyści nie boją się już wyruszać na szlaki. Aż nagle pewnego dnia w górach odnaleziono ciało brutalnie zamordowanej kobiety a na domiar złego zabójca zostawił przy zwłokach monetę. Czy to naśladowca Bestii? A może to jeden z jego uczniów kontynuuje misję? Pytań jest wiele, ale nie ma nikogo kto potrafiłby odpowiedzieć na chociażby jedno z nich...do czasu.
Powrót bohaterów znanych nam już z wcześniejszych książek z tej serii sam w sobie jest zapowiedzią historii nieoczywistej. Dodatkowym atutem tej historii jest poznanie losów komisarza, Dominiki i Osicy. Co działo się u nich przez te lata? Czy po historii z Gjordem trzymają się razem czy może postanowili zamknąć ten rozdział raz na zawsze i odciąć się od wszystkiego i wszystkich co przypominało im tę historię? Czy ułożyli sobie życie na nowo? Czy Wiktor wygrał z nałogiem? Na te i wiele innych pytań poznajemy odpowiedź już na pierwszych stronach książki. Podczas czytania nasuwa się jednak kolejny temat do przemyśleń: kto tak naprawdę jest dobry a kto zły? I tutaj pojawia się problem, bo to wyjaśnia się dopiero na ostatnich stronach.
Myślę, że dla wszystkich fanów twórczości Remigiusza Mroza i serii o komisarzu Forście jest to pozycja obowiązkowa i nikogo nie zdziwi to o czym już wspominałam, że czytanie dostarcza nam emocji tak typowych dla poznawania powieści tego autora: ciągłego napięcia wynikającego z niemożności przewidzenia co będzie dalej, nieustannego szoku spowodowanego rozwojem wypadków, szoku, rozpaczy i wyparcia towarzyszącego tragedii bohaterów poznanych tak dobrze we wcześniejszych książkach. Pojawia się też dawka ciekawej wiedzy o górach i tytułowym halnym. Czekają na nas, czytelników, też śmierci i zmartwychwstania. A prawdziwych fanów na pewno mile zaskoczy obecność Joanny Chyłki i Zordona :) Jeśli ktoś z Was ma jeszcze wątpliwość czy sięgnąć po tę pozycję to moja dobra rada prosto z serduszka: nie trać czasu i zamów już teraz "Halny" a na pewno nie pożałujesz(biorę za to pełną odpowiedzialność).

Komisarz Forst zaskoczył swoim powrotem wszystkich, nawet Remigiusza Mroza-autora książki. Nie zaskoczyło mnie jednak to, że dosłownie od pierwszej do ostatniej strony nieustannie byłam zaskakiwana tym co się dzieje ani to, że książka jest niesamowicie wciągająca i nie można oderwać się od czytania. Ale zacznijmy od początku...
Bestia z Giewontu pokonana, turyści nie boją...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Marcel-szanowany lekarz i kochający ojciec wraca zmęczony z konferencji medycznej i w sypialni znajduje martwą żonę.
Anna-ustatkowana pracownica banku wdaje się w romans z mężczyzną idealnym, który odmienia jej życie o 180 stopni.
Te dwie historie, chociaż tak różne, przeplatają się w książce, biegną własnymi torami, aby ostatecznie w jakiś sposób się połączyć. Niezaprzeczalnie wprowadzenie przez autorkę takiej swego rodzaju wielowymiarowości sprawia, że książka staje się ciekawsza a czytelnik chciałby sam, jak najszybciej rozwiązać zagadkę tajemniczej śmierci. Początkowo postawić można więcej pytań niż stwierdzeń i to zwiększa naszą ciekawość przez co wkręcamy się w akcję i nie możemy oderwać się od czytania(w moim przypadku stan ten utrzymywał się aż do końca powieści). Jednak z biegiem czasu pytania się mnożą, odpowiedzi nie przybywa, a kolejne hipotezy śledcze tracą sens. Czytelnik jest zaskakiwany coraz bardziej z każdą kolejną stroną, napięcie rośnie, ciekawość wzrasta, coraz bardziej wkręcamy się w zagadkę, ale niestety mam wrażenie, że punkt kulminacyjny, który zaspokoiłby wszystkich czytelników nie następuje. Wielka szkoda. Mimo to książkę zdecydowanie warto przeczytać, ponieważ poza tym, że niesamowicie wciąga to autorka pisząc ją podjęła się przybliżenia nam bardzo ważnego problemu, z którym niestety spotykamy się coraz częściej w codziennym życiu i to nie tylko w mediach, ale w najbliższym otoczeniu. Diana Brzezińska w mistrzowski sposób przedstawiła pewien schemat i to jak wyniszczająco działa on na człowieka i jego bliskich, a także siłę z jaką to niebezpieczeństwo przyciąga, uzależnia. Moim zdaniem warto zapoznać się z tym, aby wiedzieć kiedy zawrócić, aby nie zniszczyć sobie życia.
Poza głównymi bohaterami nie można nie zwrócić uwagi też na bardzo ciekawie zbudowane postacie takie jak policjanci prowadzący sprawę czy prokurator. Mimo trudnej tematyki książki są to osoby wzbudzające sympatię a ich obecność urozmaica powieść i wprowadza do niej pewien powiew świeżości i humoru. Ogromny plus za to.
Na koniec, jako wielka fanka twórczości tej autorki nie mogłabym nie wspomnieć o nawiązaniach do wcześniejszych powieści z serii "Będziesz moja". Dla osób, które tak jak ja zakochały się w przygodach Ady i Krystiana wyjątkowym smaczkiem powinno być pojawienie się w książce nazwisk znanych już z wcześniejszych dzieł autorki. Pomimo, że książka ta jest czymś całkowicie nowym i innym to widać w niej pewne charakterystyczne dla pisarki opisy, które wzbogacają powieść. Jest to pozycja obowiązkowa dla każdego kto nazywa się fanem Diany Brzezińskiej :)

Marcel-szanowany lekarz i kochający ojciec wraca zmęczony z konferencji medycznej i w sypialni znajduje martwą żonę.
Anna-ustatkowana pracownica banku wdaje się w romans z mężczyzną idealnym, który odmienia jej życie o 180 stopni.
Te dwie historie, chociaż tak różne, przeplatają się w książce, biegną własnymi torami, aby ostatecznie w jakiś sposób się połączyć....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to