rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Kiedy na półkach księgarni pojawia się kolejna książka jednego z ciekawszych autorów literatury młodzieżowej ostatnich lat, trudno byłoby po nią nie sięgnąć. Czytelnicy, którzy zdążyli już wcześniej poznać styl, z jakim pisze John Flanagan, zapewne niewiele myśląc sięgają po jego książki, nie wspominając już o tym, że zagłębiając się w tę lekturę, będą mogli śledzić losy kolejnej (dobrze znanej fanom literatury Flanagana) krainy- Skandii. Na słowa zachęty dodam, że mimo nieciekawej oprawy graficznej, którą szczerze powiedziawszy można się zniechęcić, że z Johnem Flanaganem możemy już z samego początku połączyć dobry humor i znakomicie rozbudowaną fabułę. Tak więc zamiast się zawczasu zniechęcać, proponuję samemu zajrzeć do „Wyrzutków”.


Mając już wcześniej do czynienia z autorem, czytelnik szybko przyzwyczai się do jego niezwykle przystępnego stylu pisania. Od razu trzeba zaznaczyć, że nie jest to lektura dla bardzo wymagającego czytelnika, który oczekuje od książki niezwykle poetyckiego języka i głębokich metafor. Nie, „Wyrzutki” jest czymś w rodzaju wspaniałej bajki, historii, która wciąga, jest przyjemna i jest idealną lekturą na wakacje, czy wolną chwilę. Podczas czytania czytelnik przenosi się w odległe krainy, których zwyczaje bardzo różnią się od naszych przyzwyczajeń. Skandia jest bowiem krajem wojowników, w którym odwaga i poświęcenie są nie tylko mile widziane, są wymagane. Chłopcy szkoleni są od dzieciństwa po to, aby przynieść chwałę sobie i swojej ojczyźnie. Zaczyna się również selekcja. Nastolatkowie dzieleni są na drużyny, są poddawani ciężkim próbą i szkoleni na dobrych wojowników. Zaczyna się ostra rywalizacja, wszyscy wiedzą, że od tej próby zależą ich dalsze losy. Na drodze czeka jednak wiele przeszkód i prywatnych potyczek poszczególnych członków drużyn. Niestety duma skirla często równa się niepowodzeniu całej grupy…
Co trzeba przyznać autorowi, każdy bohater, którego on tworzy, ma w sobie coś niepowtarzalnego. Hal, syn poległego w walce skandyjskieo bohatera i aralueńskiej matki, nie ma łatwo w świecie wojowników. Nie odziedziczył po ojcu ciężkiej postury, czy imponujących mięśni, a rówieśnicy bardzo dobrze się bawią, szydząc z mniejszego i słabszego od siebie. Kiedy nagle chłopak zostaje skirlem drużyny, nikt nie ma wątpliwości co do tego, kto zajmie miejsce przegranych. W nietuzinkowej grupie „tych niechcianych” znajdują się jeszcze kłótliwi bliźniacy, którzy nigdy nie mogą dojść do porozumienia, Jesper, zwykły złodziejaszek, Ingvar o bardzo kiepskim wzroku, oraz najlepszy przyjaciel Hala- Stig. Stig, choć może bardzo silny i odważny, bardzo szybko daje wyprowadzić się z równowagi, co jest jego podstawową wadą. Czy uda im się dowieść, że jednak stać ich na więcej niż pewnych siebie rówieśników? Wszyscy w nich wątpią, jednak pomysłowość jest bardzo ważną cechą dobrego wojownika, a tego akurat nie brakuje drużynie Hala.

Pomysłowość. Jest to również cecha, której nie brakuje autorowi. Skandyjskie klimaty i przeżycia bohaterów potrafią pochłonąć czytelnika w całości. Cała książka podzielona jest na kilka części, które opowiadają różne historie, ściśle ze sobą powiązane. Trudno powiedzieć, czy powinno się to uznać za plus, czy za minus, kwestia gustu. Natomiast wielkim plusem powieści jest jej zakończenie. Nie powiem, że się tego nie spodziewałam. John Flanagan w każdej ze swoich książek buduje znakomite i zaskakujące zakończenie, a i tym razem nie było inaczej.
Nie mogłabym nie wspomnieć tutaj o jeszcze jednej sprawie, a mianowicie podobieństwu pomiędzy Drużyną, a serią Zwiadowcy. Mogłabym wymienić kilka drobnych, ale nieistotnych rzeczy, które mi, jako niesamowicie zaczytanej w Zwiadowcach czytelniczce, rzuciły się w oczy. Warto tutaj wspomnieć o cechach postaci, które są dosyć mocno podobne do bohaterów poprzedniej serii Johna Flanagana.

Osobiście świetnie bawiłam się czytając "Wyrzutki". Powiem nawet, że jest to lektura obowiązkowa dla wszystkich fanów Johna Flanagana, a tych którzy jeszcze autora nie zdążyli poznać, serdecznie do tego namawiam. Ta książka to świetna ku temu okazja :)

Kiedy na półkach księgarni pojawia się kolejna książka jednego z ciekawszych autorów literatury młodzieżowej ostatnich lat, trudno byłoby po nią nie sięgnąć. Czytelnicy, którzy zdążyli już wcześniej poznać styl, z jakim pisze John Flanagan, zapewne niewiele myśląc sięgają po jego książki, nie wspominając już o tym, że zagłębiając się w tę lekturę, będą mogli śledzić losy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Czy gdyby miłość była chorobą, chciałabyś na nią zachorować?”





Tak, każdy z nas ma z nią kłopoty. Tak, większość z nas uważa ją za coś pięknego. Tak, powstaje wiele książek w których ona jest główną tematyką. Co jednak wyróżnia „Delirium” spośród tysiąca innych książek? Co sprawia, że właśnie ta antyutopia wzbudziła aż takie zainteresowanie czytelników? Właśnie z tych powodów sięgnęłam po Delirium. Musi być w tej książce coś pięknego, skoro tyle bloggerek z zachwytem opisuje tę powieść.













Mówili, że bez [miłości] będę szczęśliwa.
Mówili, że lekarstwo na [miłość] sprawi, że będę bezpieczna.
I zawsze im wierzyłam. Do dziś.
Teraz wszystko się zmieniło.
Teraz wolę zachorować i kochać choćby przez

ułamek sekundy, niż żyć setki lat w kłamstwie.


Dawniej wierzono, że [miłość] jest najważniejszą rzeczą pod słońcem.
W imię [miłości] ludzie byli w stanie zrobić wszystko, nawet zabić.


Potem wynaleziono lekarstwo na [miłość]…





Jak wyróżnić dobrą książkę wśród tysiąca innych? Jak sprawić, aby czytelnicy zechcieli przeczytać dzieło autora? Z pewnością potrzebny jest dobry, często niebanalny temat, który zachęci ludzi, aby sięgnęli po to, a nie inne dzieło. Ostatnio tematem przewodnim wielu książek stała się miłość. Czy nie jest już ona przereklamowana? Na to pytanie próbowało dać odpowiedź wielu autorów, niewielu jednak udaje się wybić w podobnej tematyce. Delirium jednak odniosło pod tym względem ogromny sukces. Książka dotarła do czytelników, którzy w mig pochłaniają lekturę i zachwycają się jej niebanalną tematyką. Trzeba przyznać Lauren Oliver, że podołała zadaniu. Stworzyła nowy świat, nowy system prawny- zupełnie nową rzeczywistość, w której nie ma miejsca na [miłość]. Można by się zapytać- Jak to? Przecież miłość w naszym życiu stała się wręcz codziennością. A jednak, czy miłość może być chorobą umysłową? Podczas czytania powieści pani Oliver można całkiem poważnie zastanowić się nad tym pytaniem, a w tym przypadku naprawdę nie żartuję. To już wystarczy, aby książka wzbudziła tak spore zainteresowanie.



Amor deliria nervosa… Nie kryjmy, większość z nas chciałaby się zarazić tą chorobą. W tym państwie jednak jest to najgorsza rzecz, jaka może się przytrafić. Remedium. To jedyny sposób, aby choroba się nie rozprzestrzeniała. Wiele osób boi się zabiegu, ale większa część po prostu nie może się go doczekać. Jest to jedyny skuteczny sposób na powstrzymanie choroby, na powstrzymanie delirii. Tak twierdzą władze i naukowcy.



„Najgorsze ze wszystkich chorób są te,

które pozwalają człowiekowi uwierzyć, że ma się dobrze”



Zaczynając czytać książkę miałam nadzieję na coś wielkiego. Po przeczytaniu wielu pozytywnych recenzji, miałam wrażenie, że będzie to coś zupełnie nowego, kompletnie różniącego się od pozostałych powieści. Niestety się myliłam. Choć temat jest bardzo dobry, wykonanie również niczego sobie, książka mnie do siebie nie przekonała. Dlaczego? Powiem tak, wielokrotnie odkładałam ją w środku rozdziału, ba, nawet w czasie trwania szybkiej akcji. Nie było to dla mnie żadnym problemem. Powiem nawet, że momentami wydawała mi się nużąca, pospolita. Kolejnym minusem było to, że była przewidywalna, tak, niestety muszę to przyznać. Dopiero sama końcówka zdołała mi zaimponować, gdyż nie spodziewałam się tak nagłego i zaskakującego zakończenia. A co do romantyzmu… no cóż, cała książka opiera się na [miłości], jednak w wielu antyutopiach zdążyłam zagłębić się w bardziej rozbudowany i „romantyczny” wątek miłosny.



Odkąd przeczytałam książkę, zastanawiałam się, co jeszcze mi przypomina. Wiedziałam, że wcześniej przeczytałam coś podobnego i w końcu na to wpadłam. „Dobrani”. Właśnie do tej książki wydawało mi się podobne Delirium, a im dłużej nad tym myślę, tym więcej podobieństw zauważam.



To chyba wszystko do czego mogłabym się przyczepić. Książka jest bowiem bardzo ładnie napisana, ma znakomitą oprawę graficzną, a przed każdym rozdziałem znajdziemy cytaty z wielu ksiąg totalitarnego państwa, które przytacza nam autorka w „Delirium”.



Myślę, że wielu osobom może się książka spodobać. Ze względu na charakter emocjonalny, każdy odbierze ją po swojemu, więc chociaż ja się zawiodłam, myślę, że warto dać szansę tej antyutopii :)

„Czy gdyby miłość była chorobą, chciałabyś na nią zachorować?”





Tak, każdy z nas ma z nią kłopoty. Tak, większość z nas uważa ją za coś pięknego. Tak, powstaje wiele książek w których ona jest główną tematyką. Co jednak wyróżnia „Delirium” spośród tysiąca innych książek? Co sprawia, że właśnie ta antyutopia wzbudziła aż takie zainteresowanie czytelników? Właśnie z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dzieci Cienie to książka niewątpliwie wciągająca. Sama fabuła jest już interesująca, a wykonanie również mistrzowskie. Nie jest to jedna z książek akcji, gdzie cały czas się coś dzieje, są nieoczekiwane zwroty akcji, czy paranormalne postaci. Wśród Ukrytych Wśród Oszustów silnie jednak działa na emocje. Czytelnik nie jest w stanie pojąć zaistniałych sytuacji, wykazuje oburzenie dla totalitarnego państwa oraz chciałby coś zmienić. Boi się razem z małym chłopcem, dla którego świat wygląda zupełnie inaczej. W zasadzie można by tą książkę opisać tylko jednym słowem: poruszająca.

Pani Margaret Peterson Haddix znakomicie oddała charakter państwa totalitarnego. Względnie wszystko wydaje się dobre, społeczeństwo ma zapasy żywności, władze kontrolują ludzi, aby wszystko szło właściwym rytmem. Chcą dobrego życia dla wszystkich, prawda? Dlaczego ktoś miałby się im przeciwstawić, wszystko przecież idzie dobrą drogą. Niestety konieczne są również zmiany. Jeśli rodzina będzie miała więcej niż dwójkę dzieci, nie będzie można ich wykarmić, dlatego zdecydowano zażądzić zakaz. Od tej pory każde trzecie dziecko, będzie mordowane. Oczywiście tylko jeśli dojdzie do takiego wykroczenia, ale chyba nie ma potrzeby się tym martwić. Przecież dla wszystkich lepiej jest, kiedy dzieci urodzi się tylko dwoje.
Jednak jeśli już do tego dojdzie.. lepiej nie myśleć co by było gdyby. Niestety mały Luke jest właśnie trzecim dzieckiem. Dzieckiem Cieniem. Musi się ukrywać, nikt nie może o nim wiedzieć. Taki świat zdecydowanie nie odpowiadałby żadnemu z nas. Co jednak zrobić z totalitarną władzą? Tak postanowili i koniec. Musi tak być, a wszyscy muszą się pogodzić ze swoim losem. Muszą, ale nie chcą. Dzieci Cienie się nie poddadzą.

Głównym bohaterem jest tutaj Luke. Dosyć naiwne, niewiele wiedzące o świecie dziecko. Trzeba mu jednak przyznać, że wykazał się wielką odwagą sam decydując się na wyjście w poszukiwaniu innych dzieci takich jak on. Może i nie dorównywał swojej pierwszej prawdziwej przyjaciółce Jennifer, która może i była bardzo impulsywna, ale wykazała się wręcz nadzwyczajną odwagą, to Luke miał wielkie serce i starał się jak mógł przeżyć w tak okrutnym i bezwzględnym świecie.

Styl pisania autorki również przypadł mi do gustu. Był on zarazem lekki i prosty, ale jednocześnie oddawał bardzo dobrze klimat powieści i pokazywał punkt widzenia chłopca, który nigdy w życiu nie zetknął się z prawdziwym światem. Dzięki temu książkę bardzo dobrze się czytało i można było się znakomicie wczuć w sytuację w jakiej znalazł się chłopiec.

Nie znalazłam większych minusów w tej książce. Może jedynie momentami trochę mi się dłużyła, ale zdecydowanie mam na jej temat pozytywną opinię. Ostatnio bardzo interesuję się tematyką antyutopijną i wszelkimi historiami o państwach totalitarnych. Wielokrotnie porównywałam tę powieść do "Dobranych", czy "Igrzysk Śmierci", ale każda z tych książek jest zupełnie inna, przedstawia inne sytuacje i odnosi się do innych prawd. Dzieci Cienie polecam wszystkim, można spędzić przy niej bardzo miły czas.

Dzieci Cienie to książka niewątpliwie wciągająca. Sama fabuła jest już interesująca, a wykonanie również mistrzowskie. Nie jest to jedna z książek akcji, gdzie cały czas się coś dzieje, są nieoczekiwane zwroty akcji, czy paranormalne postaci. Wśród Ukrytych Wśród Oszustów silnie jednak działa na emocje. Czytelnik nie jest w stanie pojąć zaistniałych sytuacji, wykazuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Chyba wszyscy, przeczytawszy poprzednie części trylogii czasu, wyczekiwali ze zniecierpliwieniem na ostatnią część. Ta niezwykle romantyczna powieść o podróżach w czasie wciąga niesamowicie już od pierwszego momentu. Pochłania się ją wręcz za szybko, a gdy dochodzi się do ostatniej strony, jedyne myśli to "Jak to, tak szybko?". Ja pragnę jeszcze więcej, pragnę kolejnej części, więcej Gideona, więcej podróży do Wiktoriańskiej Anglii, więcej tych nieszczęśliwych związków i pięknych sukien.

Pani Kerstin Gier doskonale wykreowała i przemyślała świat przedstawiony nam w trylogii. Był skomplikowany, ale tak podany, aby czytelnicy zrozumieli przesłanie. Bardzo dobrze skonstruowany był wątek podróży w czasie. Niewiele osób ma odwagę poruszyć ten temat, gdyż jest niezrozumiały oraz trudno utrzymać w nim chronologię. Autorka jedna spisała się znakomicie i bez problemy wymknęła się z tych problemów, podsuwając nam logiczne oraz jasne rozwiązania.
Dodatkowo, przy podróżach w czasie, warto wspomnieć o wiedzy historycznej oraz postaciach, które żyły w rzeczywistości. Oczywiście wiele wydarzeń jest fikcją, jednak takie osoby jak na przykład słynny hrabia de Saint Germain, miały odzwierciedlenie w rzeczywistości. Dzięki takim właśnie postaciom książka nabierała charakteru tajemniczości, a niekiedy nawet grozy.

Nie tylko genialnie wykreowany świat sprawia na czytelnikach wrażenie, ale również postacie. Arogancki i zarozumiały Gideon potrafi zaskarbić sobie serce każdej kobiety, a delikatna, niekiedy naiwna, ale i pełna temperamentu Gwendolyn, stanowią niesamowitą mieszankę wybuchową, która tylko czeka na kolejny wybuch. Z kolei jasno myśląca, kochająca wszelkie zagadki i oddana przyjaciółce Leslie, zawsze znajdzie rozwiązanie. Jednak i tak najbardziej "rozbrajającą" i niezwykłą postaciom jest Xemerius. Ten duch, demon, kot, czy kim on jeszcze nie mógłby być, potrafi rozładować każdą sytuację i wywołuje uśmiech czytelnika. Z taką gromadkę nietrudno stracić poczucie czasu i oddalić się od spraw przyziemnych. Każdy z nas chciałby mieć takich właśnie przyjaciół.

"Choć w teraźniejszości to, co przeszłe, już się wydarzyło, należy zachować wszelką ostrożność, aby nie zagrozić teraźniejszości przeszłością, jak się to obecnie dzieje"

Kolejną sprawą jest język, którym posługuje się pani Gier. Jest on bardzo zrozumiały i prosty w odbiorze, przez co lekturę bardzo szybko się czyta, powiedziałabym nawet połyka. Wstrząsająca prawda, zwroty akcji, oraz wszelkie zaskakujące momenty, również nie są obce autorce. W tym wypadku również spisała się mistrzowsko, chociaż muszę przyznać, że nie zawsze byłam zaskoczona. Chyba jest tylko jedna rzecz do której mogę się przyczepić. Powiem tylko: Wieczność jest przereklamowana.

Tak więc z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że Trylogia Czasu ląduje na półkę z napisem: Ulubione. Niesamowita, tajemnicza, romantyczna. Jak najbardziej moje klimaty. Do tego urok Gideona, który już na stałe zagościł w moim sercu, zaraz koło D'Artagnana, który do tej pory był moim numerem jeden. Naprawdę wczułam się w klimat książki i ciąg wydarzeń. Bardzo dziękuję pani Gier, że wykreowała tak wspaniałą książkę i bardzo cieszę się, że mogłam ją przeczytać.
Na koniec dodam jeszcze, że nie wszystkie tajemnice znalazły swoje rozwiązanie.. czy to może oznaczać, że autorka zaszczyci nas jeszcze jakąś kontynuacją? Mam wielką nadzieję! :)

Chyba wszyscy, przeczytawszy poprzednie części trylogii czasu, wyczekiwali ze zniecierpliwieniem na ostatnią część. Ta niezwykle romantyczna powieść o podróżach w czasie wciąga niesamowicie już od pierwszego momentu. Pochłania się ją wręcz za szybko, a gdy dochodzi się do ostatniej strony, jedyne myśli to "Jak to, tak szybko?". Ja pragnę jeszcze więcej, pragnę kolejnej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Szczerze powiedziawszy, dawno nie czytałam o przygodach Artemisa Fowla i bardzo się ucieszyłam, kiedy ta oto książka wpadła mi w ręce. Pamiętam dobrze dobry humor powieści i niepowtarzalnego bohatera. Tak więc bez chwili zwłoki zabrałam się za czytanie i się nie zawiodła, powiedziałabym raczej- zaskoczyłam.

Kompleks Atlantydy. Czy rzeczywiście choroba może tak odmienić człowieka? Nasz bohater był nie do poznania, a jak doszło do rozdwojenia jaźni, często śmiałam się widząc kompletnie nieznajomą mi osobę. Zupełnie nie do poznania. Nie jestem w stanie stwierdzić, jak spodoba to się wielkim miłośnikom Artemisa, jednak jak dla mnie był to kolejny element zaskoczenia, z którym spotkałam się przy czytaniu tej serii.

Język autora również przypadł mi do gustu. Z początku zwróciłam uwagę na to, że autor trochę zmienił swój styl, przynajmniej tak mi się wydawało. Czytając jednak dalej, znowu zauważyłam wspaniałą przygodę i humor, który nadal dopisuje panu Colferowi, a z wiekiem staje się dla mnie jeszcze ciekawszy. Na pewno autor w dalszym ciągu trzyma się swoich niewypisanych zasad i bardzo mnie to cieszy.

Pomimo, że znajdę trochę minusów i niestety przewidziałam część zdarzeń, muszę przyznać, że bohaterowie mi wszystko zrekompensowali i naprawdę wspaniale bawiłam się czytając tę książkę. Natknęłam się również z opinią, że jest ona jedną z lepszych części serii, ale ze smutkiem muszę powiedzieć, że sama nie czytałam wszystkich wcześniejszych, by to stwierdzić. Teraz mam jednak nadzieję, ba, wiem, że zaznajomię się z wszystkimi książkami przygód Artemisa Fowla, bo wydają mi się naprawdę bardzo ciekawą i inteligentną lekturą. Sama się dziwię, że jak byłam młodsza, nie umiałam przebrnąć przez pierwszą część. Może to właśnie dlatego, że byłam młodsza.
Podsumowując więc, książka naprawdę bardzo mi się spodobała. Nie wiem jak czytelnikom spodoba się nagła zmiana starego Artemisa w kompletnie inną osobę, ale nie chcę tutaj zdradzać wielu szczegółów, bo dawno nie miałam tak dobrego humoru jak przy czytaniu „Kompleksu Atlantydy”. Myślę, że jest to książka nawet dla tych, którzy nie znali wcześniej serii. Myślę, że przypadnie ona do gustu prawie każdemu. Naprawdę serdecznie polecam :)

Moja ocena: 7/10

Szczerze powiedziawszy, dawno nie czytałam o przygodach Artemisa Fowla i bardzo się ucieszyłam, kiedy ta oto książka wpadła mi w ręce. Pamiętam dobrze dobry humor powieści i niepowtarzalnego bohatera. Tak więc bez chwili zwłoki zabrałam się za czytanie i się nie zawiodła, powiedziałabym raczej- zaskoczyłam.

Kompleks Atlantydy. Czy rzeczywiście choroba może tak odmienić...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Czytaliście kiedyś taką książkę, po której nie mogliście myśleć o niczym innym? Przez którą zarywaliście noce, chociaż wiedzieliście, że następnego dnia czeka Was ważny egzamin? Książkę, która wywróciła Wasz świat do góry nogami i nie pozwoliła zapomnieć o wstrząsających prawdach zapisanych na jej stronicach? Taką, która dogłębnie Was poruszyła i nie pozwoliła choć na chwilę o sobie zapomnieć? Taką po której nie byliście w stanie przeczytać nic innego, bo to co was kiedyś satysfakcjonowało, nagle okazało się zwyczajne i nudne? Przyznam, że od dłuższego czasu nie czytałam takiej książki.. aż natknęłam się na Igrzyska Śmierci. W tym momencie wszystko się zmieniło. Gdy wcześniej interesowałam się imprezami i koncertami, tak teraz, czegokolwiek się dotknę, myślę tylko o Katniss i Peecie. Próbuję czytać inne książki, ale myślami cały czas powracam do Igrzysk i gdybym tylko mogła, natychmiast wybiegłabym z domu do empiku po następne części. Tak więc jeśli macie ochotę na coś naprawdę wstrząsającego i odbierającego dech w piersiach, nie możecie ominąć tej książki. To by była zbrodnia!

Na ruinach dawnej Ameryki Północnej rozciąga się państwo Panem, z imponującym Kapitolem otoczonym przez dwanaście dystryktów. Okrutne władze stolicy zmuszają podległe sobie rejony do składania upiornej daniny. Raz w roku każdy dystrykt musi dostarczyć chłopca i dziewczynę między dwunastym a osiemnastym rokiem życia, by wzięli udział w Igrzyskach śmierci, turnieju na śmierć i życie, transmitowanym na żywo przez telewizję. Bohaterką, a jednocześnie narratorką książki jest szesnastoletnia Katniss Everdeen, która mieszka z matką i młodszą siostrą w jednym z najbiedniejszych dystryktów nowego państwa. Katniss po śmierci ojca jest głową rodziny a musi troszczyć się o młodszą siostrę i chorą matkę, a jest prawdziwa walka o przetrwanie...

Potrzebny jest chłopak i dziewczyna. Okrutne igrzyska mają być radosnym świętem, a tak naprawdę są jedynie pokazem władzy, jak zależne są dystrykty od Kapitolu. Walka dzieci o przetrwanie i zabijanie się nawzajem. Istna rozrywka, jednak nie dla wszystkich. Co roku rodziny 24 trybutów czekają z nadzieją na powrót ich dziecka. Jednak zwycięzca jest tylko jeden. Tylko jedno z nich przeżyje i wróci do domu. Co roku w dożynki odbywa się losowanie, jedni czekają na nie ze zniecierpliwieniem, mając nadzieję na wieczną chwałę, a niektórzy śmiertelnie przerażeni mają nadzieję, że to nie im przypadnie ten „zaszczyt”. Co roku ginie dwudziestu trzech młodych ludzi!
„- Prim!- z mojego gardła wydobywa się stłumiony okrzyk, mięśnie odzyskują sprawność.- Prim!- nie muszę się przeciskać przez tłum. Dzieciaki momentalnie się rozstępują, żeby zrobić mi przejście do estrady. Doganiam Prim w chwili gdy ma wejść na schody. Jednym ruchem ręki zagarniam ją za siebie.
- Zgłaszam się na ochotnika!- dyszę. – chcę być trybutem!”

Igrzyska śmierci to naprawdę wstrząsająca opowieść, jednak najgorsze w niej jest to, że nie odbiega tak bardzo od rzeczywistości. Suzanne Collins przytacza nam okrutną opowieść o brutalnym świecie- kraju Panem. Opowieść o miłości i walce o przetrwanie. O strachu i opanowaniu, o odgrywaniu podanej nam roli. Nie sposób oderwać się od książki, kiedy zacznie się czytać. Jednak o pokochaniu tej książki decyduje wiele czynników- nie tylko pomysł, ale i jego realizacja.

Cały świat widzimy oczami niezwykłej osoby- Katniss. To ona prowadzi nas przez dwunasty dystrykt, historię igrzysk, a wreszcie przez maskowane okrucieństwo Kapitołu oraz walkę o przeżycie na arenie. Oddaje wszystko bardzo dokładnie, wszelkie opisy otaczającej natury oraz swoje własne buntownicze uczucia. Widzimy świat oczami niezwykle dynamicznej osoby, której nie sposób nie polubić.

Każdy z bohaterów został przez autorkę doskonale wykreowany, nie wyidealizowany, był jedyny w swoim rodzaju. Trudno było mi się rozstawać nawet z niektórymi trybutami, bo chociaż byli wrogami, odczuwałam przykre uczucie bezsilności przy każdym wystrzale armatnim, który ogłaszał śmierć jednego z nich. W roli Katniss trudno się nie odnaleźć i nie przeżywać wszystkich wydarzeń. Ciąg akcji również nie pozwala oderwać się od lektury, tak więc jeśli macie ważne sprawy na głowie, lepiej nie zabierajcie się od razu za Igrzyska Śmierci, bo utkniecie w nich do ostatniej stronicy. Naprawdę nie sposób się oderwać.

Osobiście naprawdę wczułam się w rolę Katniss, nawet myślałam tak jak ona, aby obrać właściwą strategię. Dziwiło mnie jedynie to, że taka spostrzegawcza dziewczyna, nie potrafi ujrzeć uczucia, którym darzy ją Peete. Ja sama od razu go pokochałam, jednak Kotna (jak nazywał ją Gale) odgrywała jedynie rolę i myślała, że również jest tak w jego przypadku.
Nadal nie mogę pozbyć się tej książki z głowy, cały czas zaprząta moje myśli i najchętniej od razu zabrałabym się za następną część. Teraz żadna inna książka nie wydaje się dla mnie tak ważnai interesująca jak wcześniej. Dawno nie przeczytałam takiej powieści jak ta. Jest po prostu wspaniała i wstrząsająca, oraz posiada wszystko co za co cenię dobre książki. Polecam z całego serca dosłownie wszystkim. Koło takiej pozycji nie można przejść obojętnie!

Czytaliście kiedyś taką książkę, po której nie mogliście myśleć o niczym innym? Przez którą zarywaliście noce, chociaż wiedzieliście, że następnego dnia czeka Was ważny egzamin? Książkę, która wywróciła Wasz świat do góry nogami i nie pozwoliła zapomnieć o wstrząsających prawdach zapisanych na jej stronicach? Taką, która dogłębnie Was poruszyła i nie pozwoliła choć na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Polskie książki przygodowe dla młodzieży nigdy nie przyciągały mnie do siebie, jednak tym razem postanowiłam dać szansę serii „Porachunki z Przygodą” . Skoro nadarzyła się okazja, postanowiłam ją wykorzystać i oto dzięki Sztukaterii otrzymałam tę oto książkę. Od Kamiennej Pułapki nie oczekiwałam zbyt wiele, miałam jedynie nadzieje na miłą powieść z którą będę mogła spędzić jeden wieczór. I tak trzymam ją w ręce i zastanawiam się jak ocenić tę cieniutką część.

Porachunki z przygodą to seria powieści sensacyjno-przygodowych dla młodzieży. Akcja wszystkich powieści rozgrywa się w istniejących naprawdę miejscach Polski, a ich fabuła oparta jest za każdym razem na rzeczywistych wydarzeniach. Główni bohaterowie książek Petka mają do czynienia z ludźmi, którzy rzadko bywają grzeczni, mili, sympatyczni. Autor pokazuje świat autentyczny, czasem brutalny, w którym młodzi ludzie muszą się odnaleźć. Petek wskazuje młodym czytelnikom, w jaki sposób walczyć w dzisiejszym świecie o siebie i o to, co stanowi istotę naszego życia: o zachowanie godności i definiujących nas wartości moralnych.

W tej części Jajco, Pchełka i Pucek przychodzą na ratunek grupie młodzieży, która została uprowadzona przez szalonego toksykologa. Pragnąc się zemścić za śmierć żony i dziecka, sprowadza on śmierć na pierwszą lepszą grupę podejrzanych i pozostawia otrutych w beskidzkich jaskiniach. Szczęściem w nieszczęściu jest jednak to, że jednemu udaje się umknąć i sprowadza pomoc w postaci Jajca, który nie cofnie się przed niczym. Czy uda im się uwolnić więźniów,? Czy odkryją lekarstwo na immunotoksynę X? Czy zdołają uratować Martę?

Po zapoznaniu się z lekkim piórem autora i humorystyczną treścią, mogę jedynie powiedzieć, że się trochę zawiodłam. Owszem książkę czytało się szybko, jednak jest ona przeznaczona dla młodszej młodzieży i przynajmniej w moim odczuciu jest zbyt infantylna i naiwna. Cała akcja jest przeprowadzona dobrze, tak że książka się nie dłuży, a dodatkowo mamy tutaj sporą dawkę humoru. Osobiście denerwowały mnie niektóre powiedzenia oraz sposób opisywania części wydarzeń, ale to jest kwestia indywidualnego odbioru. Nie znalazłam jednak większych błędów, chociaż jako bardziej wymagający czytelnik oczekiwałam czegoś więcej.

Przyznaję jednak, że w przygodę się wciągnęłam. Dobrze czytało się coś niecodziennego, jednak nie niemożliwego. Szczególnie zdziwiłam się odwagą Jajca, byłam pod wrażeniem jego silnej osobowości i tego, że narażał własne życie po to, by pomóc osobom, których nawet nie znał. Właśnie jego polubiłam najbardziej, cenię go za to, że potrafił zrobić coś na co ja bym się nigdy nie zdobyła.

„Wciąż powtarzał sobie, że nie ma sensu, naraża się tylko jak idiota… Z drugiej strony- przeczucie popychało go do przodu. Nie wiedział na czym ono się opiera, ale dawno już przestał z nim walczyć. Przecież z niejednej opresji wyszedł tylko dzięki owemu tajemniczemu instynktowi… Sunął więc dalej. I miał rację.”

Podsumowując więc, Porachunki z Przygodą to seria przeznaczona dla młodszych czytelników, jednak i starsi mogą mile spędzić czas z książką w ręce. Kamienna Pułapka była pierwszą powieścią tej serii, którą przeczytałam i chociaż nie jestem do końca usatysfakcjonowana, nie mogę również powiedzieć, że mi się nie podobała. Spędziłam miły wieczór z tą, liczącą jedynie 162 strony, lekturą i nie żałuję tego czasu. Polecam tą książkę na prezent dla młodszego rodzeństwa, czy kuzynostwa, któremu na pewno przypadną do gustu przygody Jajca, Pchełki i Płucka.

Polskie książki przygodowe dla młodzieży nigdy nie przyciągały mnie do siebie, jednak tym razem postanowiłam dać szansę serii „Porachunki z Przygodą” . Skoro nadarzyła się okazja, postanowiłam ją wykorzystać i oto dzięki Sztukaterii otrzymałam tę oto książkę. Od Kamiennej Pułapki nie oczekiwałam zbyt wiele, miałam jedynie nadzieje na miłą powieść z którą będę mogła spędzić...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bardzo trudno napisać jest recenzje pięknej książki w złym humorze. Czekając więc na odpowiedni moment miałam wiele czasu do namysłu. Autorka opisała nam uczucie prawdziwej miłości, nie banalnego zakochania dwojga osób, ale właśnie oddania i całkowitego zaufania. Kiedy na religii mieliśmy powiedzieć co to jest miłość, używaliśmy wielu słów, ja mogę jednak powiedzieć, że prawdziwą miłość znajdziecie opisaną właśnie w tej książce.

Kiedy zapada zmierzch i robi się coraz zimniej, niektórzy ludzie stają się wilkami. Grace odkrywa, że musi walczyć o Sama, którego tak bardzo pokochała. Zagrażają mu myśliwi i mróz, który może sprawić, że Sam nigdy nie odzyska ludzkiej postaci... A ona zostanie sama.

"Drżenie" okazuje się równie piękne w środku, jak i na zewnątrz. Ta niesamowita okładka doskonale oddaje treść książki, pełnej miłości, przyjaźni, oddania, strachu. Z emocjami jest jak z zapachami, są ich tysiące, a każde tak bardzo różni się od siebie. Niektórzy potrafią wyczuć więcej niż powinni, a dla innych odgadywanie ludzkich uczuć, jest czystą magią. Również ludzie nie są tacy sami, jednak pomimo wielu różnic, można znaleźć podobieństwa. Czasem dwójkę zupełnie różnych od siebie osób może połączyć piękne uczucie, a nie jest to rzeczą niezwykłą. Niezwykłe natomiast jest to, kiedy uczucie połączy sześcioletnią dziewczynką oraz wilka. Więź, która przez lata łączy te dwie postacie, oraz przeznaczenie, mają ze sobą wiele wspólnego. Wkrótce owo przeznaczenie, pozwala spotkać się tym dwóm osobą, ale okoliczności nie są zadowalające. Jest zimno, słychać strzały i widać krew.

Wątek paranormalny jest również bardzo przyjemny, nie przesadzony, a delikatnie wplątany w powieść. Wprowadza on atmosferę i urozmaica książki, ale nie przysłania prawd jakie chciała nam przekazać pani Stiefvater. Różnica pomiędzy dobrem a złem, nie jest różnicą pomiędzy człowiekiem a wilkołakiem. Mamy tu jednak ukazaną różnicę rozumowania zwierzęcia i człowieka. Jak różne są myśli i słowa. Słowa tak cenne, znikają, a pozostają jedynie obrazy. Sfora jest w tym przypadku rodziną, jakiej nie che się stracić, która się bardzo kocha. Przyjaźń, a tęsknota.

Na stronicach tej książki widzimy rozgrywającą się piękną, ale i smutną historie miłosną. Mróz zabiera wraz ze sobą Sama, dlatego tak istotna jest tutaj temperatura, która podana jest zawsze na początku rozdziału. Grace walczy jednak o ukochanego i nie pozwala zawładnąć zimie tym, co wytworzyło się pomiędzy nimi. Uczucia Sama są równie głębokie, to on uratował Grace przez rozszarpaniem, kiedy tamta miała zaledwie sześć lat. Potem latami obserwował dziewczynę, aż w końcu los sprowadził ją rannego po jej drzwi. Ona bez pytania zawiozła rannego do szpitala. Bo wiedziała, od zawsze wiedziała. Jego oczy wyrażały wszystko, bo to się w nim nie zmieniało. Kiedy ludzka postać zmieniała się w wilka, oczy pozostawały te same.

„Chciałbym spędzić całą zimę
z mą uroczą letnią dziewczyną.
Ale nigdy nie jestem dość ciepły
dla uroczej letniej dziewczyny”

Choć w historię wplątane są jeszcze inne wątki, między innymi zamiana w wilkołaka znajomego Grace, jednak ten właśnie okazuje się najważniejszy. Naprawdę zachęcam wszystkich do przeczytania tej wspaniałej powieści. Znajdziecie tutaj, pomimo zimnych temperatur, prawdziwe ciepło, oraz oczywiście nutę akcji. Zapraszam serdecznie.

Bardzo trudno napisać jest recenzje pięknej książki w złym humorze. Czekając więc na odpowiedni moment miałam wiele czasu do namysłu. Autorka opisała nam uczucie prawdziwej miłości, nie banalnego zakochania dwojga osób, ale właśnie oddania i całkowitego zaufania. Kiedy na religii mieliśmy powiedzieć co to jest miłość, używaliśmy wielu słów, ja mogę jednak powiedzieć, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Ja, Anielica” była dla mnie oderwaniem od rzeczywistości. Przeczytawszy pierwszą część zapoznałam się już z lekkim piórem autorki i humorystycznym stylem powieści. I tutaj przeżyłam wspaniały czas, tym razem zaglądając w kolejną krainę- niebo.


Zapowiada się diabelsko szalona opowieść o kolejnych losach Wiktorii!
Świetnie wykreowane postacie, nie są jedynym plusem powieści, ale trzeba przyznać, że gdyby nie one, cała książka nie byłaby tyle warta. Już w poprzedniej części poznaliśmy wspaniałych bohaterów: Wiktorię, Beletha, Azazela oraz Kleopatrę. Przy nich człowiek się nie nudzi i oczywiście nawet teraz Wiktoria nie zaznała spokojnego życia na długo. Właśnie ona zmieniła się najbardziej, z początku, nie znając swego poprzedniego życia, podąża inną ścieżką, a gdy wkrótce poznaje swoją historię.. cóż nie przestaje się zmieniać i nas zadziwiać. Jak można się oprzeć nadzwyczaj pociągającemu Balethowi? Szelmowski i zły diabeł wkrada się w życie głównej bohaterki i pozostawia na uboczu Piotrka. Azazel jak zwykle dodaje humoru i dynamizmu powieści, aczkolwiek jego cechy mogą się wydawać trochę wyolbrzymione. Dzięki właśnie temu składowi, po raz kolejny przenosimy się do niesamowitego świata, a przez urozmaicenia, które stworzyła dla nas autorka czyta się naprawdę szybko.

W pierwszej części trylogii poznaliśmy piekło, które i w tej części nie pozostanie nam obce. Równie ważne okazuje się niebo, w którym pod stoickim spokojem, ukrywa się coś więcej. I tutaj pani Miszczuk nas zaskakuje, bo co ciekawego może się w końcu wydarzyć w niebie, gdzie wszyscy są dobrzy i mili? Nie, to wcale nie oznacza nudy. Starzy znajomi podsycają charakter, a nowi- dobrzy- bohaterowie, wcale nie okazują się przeciętnymi postaciami. Pośród względnej dobroci kryje się zło, a tym razem wcale nie znajduje się ono w piekle, a pomiędzy szeregami aniołów. W końcu dobro, okazuje się nie tak dobre, jakby się to wydawało, a zło również jest bardziej złożone, niż myśleliśmy.

Z lekkim piórem autorki mieliśmy okazję zapoznać się już w poprzedniej części. I tutaj nie zabrakło humoru, oryginalności oraz wartkiej akcji. Dynamizm postaci i niepowtarzalne zdarzenia oraz zwroty akcji nie dały czytelnikowi odetchnąć choćby na moment. Pełna intrygi i walki o władzę, odwzorowująca wiele cech współczesnego świata i trzymająca w napięciu książka, ukazuje nam nowy świat poza grobowy. „Ja, Anielica” jest bardzo emocjonującą książką, poprzez wzruszenie i szczery śmiech naprawdę zakochujemy się w autorce tak bogatego świata, jak ten tutaj przedstawiony. Katarzyna Berenika Miszczuk nie zwraca uwagi na drobne szczegóły, a skupia się na ważniejszych aspektach świata pozagrobowego. Dzięki temu właśnie akcja jest spójna i zwinnie przechodzimy przez książkę, która ani chwilę się nie dłuży.

Naprawdę się cieszę, że miałam okazją przeczytać „Anielicę”. Gdy zabierałam się za serię, nie wiedziałam na jak genialne dzieło się natknęłam. Naprawdę bardzo spodobał mi się opisany przez autorkę świat, który sama wyobrażałam sobie zupełnie inaczej. Dodatkowo poddając pod wątpliwość teorię o piekle i niebie, pani Miszczuk wzbudziła moje szczere zainteresowanie i bardzo zaciekawiło mnie to, że nie wszystko co wygląda na dobre, rzeczywiście takie jest. Nawet w niebie! Książkę czytało się świetnie, czego spodziewałam się już po przeczytaniu pierwszej części. Jestem bardzo zadowolona, że natrafiłam na serię młodej polskiej autorki. Naprawdę świetnie wykreowała postacie, jak również cały świat przedstawiony.

„Ja, Anielica” była dla mnie oderwaniem od rzeczywistości. Przeczytawszy pierwszą część zapoznałam się już z lekkim piórem autorki i humorystycznym stylem powieści. I tutaj przeżyłam wspaniały czas, tym razem zaglądając w kolejną krainę- niebo.


Zapowiada się diabelsko szalona opowieść o kolejnych losach Wiktorii!
Świetnie wykreowane postacie, nie są jedynym plusem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Koniec zbliża się wielkimi krokami…
Kolejny, czwarty, tom powieści o nieśmiertelnym Nicholasie Flamelu. W zasadzie znając już charakter autora i czytając kolejno wszystkie części, wiedziałam, że książka będzie niesamowita, pełna intryg i akcji oraz niepowtarzalna. Jak to jednak z nią było? No tutaj przychodzi moment na głębsze zastanowienie.

Kolejny tom niesamowitych przygód dwójki rodzeństwa zapowiada się smakowicie. Dodatkowo przepowiednia okazuje się zdecydowanie bardziej skomplikowana niż wszyscy przypuszczali. Dwoje są jednością.. czy aby na pewno chodzi o Sophie i Josha? Było już przed nimi wiele bliźniąt, które „tresowali” Flamelowie. To budzi strach rodzeństwa i już nie są w stanie zaufać Nicholasowi. Sophie ufa jednak Perenele, choć w wiedzy Wiedźmy jest ogromna luka na temat potężnej czarodziejki. Co ona chce ukryć, nasuwa się pytanie, jednak nie ma czasu się nad tym zastanawiać. Dee wymyśla kolejny okrutny plan, w którym główną rolę ma grać nekromanta, z kolei na drugim końcu miasta Machiavelli ma obudzić zgraję potworów, które zniszczą ten świat. Czas ucieka, a pytań i wątpliwości jest tak wiele. Jedno jest jednak pewne, bliźnięta mogą ufać tylko sobie nawzajem.

Aż nie chce się wierzyć, że od rozpoczęcia niesamowitych przygód bliźniąt mija jedynie tydzień. Wszystkie dotychczasowe przygody odtworzyłam przed oczami, kiedy tylko otwarłam Nekromantę. Niesamowite przygody i świetny styl. Czytelnika, który wymaga wartkiej akcji i niepowtarzalnych zwrotów wydarzeń, na pewno zadowoli ta książka. Autor podsyca wszystkie opisy opartymi na faktach historiami i tajemniczymi, wyciągniętymi z przeszłości, postaciami. Poznajemy tu bardzo wiele mitycznych, jak i realistycznych postaci, a wszelka fantazja nie pozostaje obca panu Scottowi. Mieszanina istot paranormalnych, począwszy od tak popularnych teraz wampirów, kończąc na mitologicznych potworach. Teraz ta istna mieszanka, może nie wydawać się kuszącą propozycją dla czytelników, jednak trzeba tutaj powiedzieć, że autor bardzo zgrabnie to wszystko połączył.

Na główny plan wysuwają się bliźnięta. Są one bardzo dobrze wykreowane i zjawiskowe. Cechuje je wzajemna miłość i odwaga. W jednej chwili straciły wszystko w co wierzyły i otrzymały swoje największe przekleństwo- nadzwyczajną wiedzę. Sophie wydaje się być bardzo odważną dziewczyną, ale to Josh zwrócił moją uwagę jako pierwszy. Targany różnymi emocjami chłopak, popełnia wiele głupstw, ale choć przedstawiony jest jako ten gorszy z rodzeństwa, tak naprawdę cechuje go jeszcze większa odwaga i wiele innych zdolności.

Lekkość z jaką Michael Scott napisał książkę i świetna grafika, naprawdę zdają egzamin. Każda strona jest świetnie ozdobiona, jakby się miało w ręku starą książkę. Dodatkowo to, że patrzymy na świat oczami wielu różnych osób, i dobrych i złych, ubarwia całą powieść. Czasami ma się wrażenie, że granica pomiędzy dobrem, a złem jest naprawdę cienka i tylko pojęcie zła w ludzkich umysłach się różni.

Naprawdę zachęcam do przeczytania tej książki. Nekromanta jest bardzo przyjemną pozycją. Chociaż znalazłam kilka minusów, były one nie wielkie więc zaledwie nieznacznie wpłynęły na moją ocenę książki. Jeśli nie mieliście jeszcze do czynienia z serią, serdecznie do niej zapraszam. Ja sama jestem oczarowana, a w tej części naprawdę wiele się dzieje. Zachęcam.

Koniec zbliża się wielkimi krokami…
Kolejny, czwarty, tom powieści o nieśmiertelnym Nicholasie Flamelu. W zasadzie znając już charakter autora i czytając kolejno wszystkie części, wiedziałam, że książka będzie niesamowita, pełna intryg i akcji oraz niepowtarzalna. Jak to jednak z nią było? No tutaj przychodzi moment na głębsze zastanowienie.

Kolejny tom niesamowitych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Martwą ciszę wiercąc wzrokiem, nie ruszyłem się ni krokiem,
Tylko drżałem, śniąc na jawie sny, o jakich nie śnił nikt.”
- Edgar Allan Poe, Kruk.


Książka zachwyca pod wieloma względami, jednak ja chciałabym zwrócić uwagę szczególnie na jej ubarwienie emocjonalne. Nevermore dogłębnie wzruszało czytelnika, zmuszając do płaczu i smutku, jak również do nadziei i szczęścia. Mi była ona szczególnie bliska, gdyż wraz z Isobel przeżywałam na nowo koszmar, w którym zatopiłam się zaledwie w pół roku temu. Książka była niezwykle piękna, gdyż tak naprawdę większość wydarzeń każdy z nas spotyka na co dzień. To jest właśnie takie fascynujące, takie realne. Kelley Creagh stworzyła lekturę, którą każdy z nas odbiera inaczej, każdy z nas tłumaczy sobie na swój sposób. To właśnie tutaj widzę ogromną wartością powieści, która wkrada się do serca czytelnika i pozostawia trwały ślad.




„Czy to były leśne ghule-
Żałosne, litościwe ghule-
Czy to one ci zamknęły drogę
Do sekretów, co leżą w tej puszczy-
Do tego, co się kryję w tej puszczy?
Znasz ty Aubr, który we mgle się chowa,
I wilgotny, pomroczny las Weir…”


Isobel i Varen, dwie całkowicie różne postacie, zdawałoby się, że nic na świecie nie jest w stanie ich połączyć. Ona- popularna cheerleaderka, perfekcyjna i śliczna dziewczyna. On- mroczny i tajemniczy Got, o hipnotyzujących oczach. Dwie skrajnie różniące się postacie, które przez wspólny projekt zbliżają się do siebie coraz bardziej. Wkrótce obydwoje muszą pokonać przeciwności losu i walczyć o to, co ich łączy. Nagły spadek popularności niespodziewanie dotyka biedną dziewczynę, a nawet jej własna rodzina nie potrafi zaakceptować tajemniczego Gota. Zagadki i dziwne sny, wydają się wiązać z chłopakiem oraz samym Edgarem Allanem Poe.

Kiedy czasu jest coraz mniej, pytania wydają się mnożyć, a wątpliwości zasiane w sercu zaczynają kiełkować.




„-Słowa, Isobel, zawsze mają groźną moc przywoływania rzeczy do istnienia. Pamiętaj o tym.”



Śnić na jawie. To stwierdzenie nabiera sensu, kiedy Isobel poznaje Varena. Kiedy do dziewczyny dociera co naprawdę oznaczają te słowa, oraz dlaczego to myśli są najpotężniejszą mocą, świat snów zaczyna nabierać głębszego sensu. Możesz zrobić wszystko, gdy tylko uświadomisz sobie, że śnisz. Jednak nie tylko to było zmartwieniem dziewczyny. Na naszych oczach Isobel musi zmierzać się z rzeczywistością. Nagle jej status z „popularna” zmienia się na „wyrzutek” i musi znosić szkolne upokorzenie, dodatkowo walcząc o to co dla niej najważniejsze. Nadchodzi czas na trudne decyzje, których nie da się podjąć.




„Ponieważ- odparł, postanawiając odpowiedzieć tylko na drugie z jej pytań- on o tobie śni…”



Na bazie świata stworzonego przez E.A. Poego, autorka stworzyła własną, niesamowitą historię. Nawiązując do jego twórczości i śmierci, pani Creagh przytacza nam wiele jego tekstów, które w tajemniczy sposób łączą się również z losami nowych bohaterów. Nierozwiązanym zagadkom, zostaje nadany nowy tor, a cała historia ma się powtórzyć. Stąd również powstał motyw snów, który czytelnikom Poego jest pewnie dobrze znany. Osobiście wcześniej nie miałam okazji zapoznać się z żadnym dziełem tego autora, więc Nevermore było dla mnie zupełną nowością. Teraz jednak zafascynowałam się na tyle jego twórczością, by sięgnąć po jego dzieła.


Nie można również nie zauważyć w jak dobrym stylu jest utrzymana ta powieść. Wciągający, przyjemny, zabarwiony dobrym humorem oraz wywołujący silne emocje charakter wciąga czytelnika. Dodatkowo wplątane w tekst wiersze, nadają bardziej poetyckiego i wyniosłego klimatu. Naprawdę dobre połączenie.


Książka napisana z fantazją i dreszczykiem, pociągnie czytelnika w ten niesamowity świat. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że Nevermore jest jedną z lepszych powieści ostatniego czasu. Przygody Isobel były mi szczególnie bliskie, a sam Varen wzbudził głębsze uczucia. Przejmująca i wciągająca powieść na dużą skalę, aż mnie ciarki przechodzą na myśl o następnej części.

„Martwą ciszę wiercąc wzrokiem, nie ruszyłem się ni krokiem,
Tylko drżałem, śniąc na jawie sny, o jakich nie śnił nikt.”
- Edgar Allan Poe, Kruk.


Książka zachwyca pod wieloma względami, jednak ja chciałabym zwrócić uwagę szczególnie na jej ubarwienie emocjonalne. Nevermore dogłębnie wzruszało czytelnika, zmuszając do płaczu i smutku, jak również do nadziei i szczęścia....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Demony to dosyć często spotykany temat wśród książek tematyki paranormal romance. Te jakże popularne istoty piekieł zaciekawiły czytelników w ostatnim czasie, więc na chwilę obecną znane już schematy, często goszczą w tego typu powieściach. Tutaj, jako wybredna dusza miałam nadzieję na coś nowego, na nutę świeżości. Ale co tu zastałam.. to już inna sprawa.

Walka o duszę to tutaj temat przewodni. Wydaje się to być świetnym pomysłem, ciekawym i wciągającym. Właśnie tego spodziewałam się po tej książce, jednak nie dokładnie to zastałam. Wydaje mi się, że będzie dzisiaj trochę więcej krytyki niż zazwyczaj, bo na książce po prostu się zawiodłam.

Zacznijmy jednak od pozytywów. Autorka stworzyła bardzo ciekawe i niezwykle różnorodne postacie: Luc (Lucyfer- posłaniec diabła) oraz Gabe (Gabriel- anioł). Akcja była wartka i ciekawa, jednak patrząc na temat, nie ma się co dziwić. Walka o duszę ludzką była bardzo ciekawym tematem przewodnim, dzięki czemu książka nabierała klimatu, co autorka bardzo zgrabnie opisywała. Nieustająca akcja oraz dokonywanie wyborów również nie były obce. Książka naprawdę mogła wciągnąć czytelnika.

Co mi się natomiast nie podobało, a natychmiast rzuciło w oczy, to język jakim posługiwała się Lisa Desrochers. Był on naprawdę prosty, a autorka tak naprawdę stosowała niewiele zabiegów stylistycznych. Wszystko było opisane slangiem młodzieżowym, co powinno przypaść do gusty młodym czytelnikom, a mnie jednak nie przekonało. Wiele razy słyszymy tutaj również przekleństwa, chociaż w tym wypadku jak najbardziej pasowało to do wypowiedzi „zła wcielonego”. Myślę, że właśnie styl pisania autora najbardziej wciąga, powiedziałabym nawet hipnotyzuje, podczas czytania. Tutaj była wręcz przeciwnie- chociaż temat był jak najbardziej wciągający, sam język mnie odpychał. To prawdopodobnie dlatego raczej negatywnie odebrałam książkę.

Następnym punktem przystanku jest główna bohaterka. Myślałam, że dziewczyna będzie wyjątkowa, tymczasem dla mnie okazała się zwyczajna, a w dodatku irytująca. Frannie była po prostu humorzastą nastolatką, która pomimo że wychowywała się w katolickiej rodzinie, nie wierzyła w miłość. Jedynie pożądanie. Z tym punktem widzenia się nie zgadzałam po prostu i może dlatego nie czułam sympatii do niej. Tak więc gdyby nie było Luca i Gabe’a, tak naprawdę książki nie warto by czytać. Jednak te postacie okazały się bardzo dopracowane, a autorka (o dziwo) potrafiła wypracować kompromisy pomiędzy dwiema tak różnorodnymi postaciami. Tutaj byłam naprawdę mile zaskoczona.

Podsumowując więc obeszło się bez zachwytów. Książka nie była zła, wręcz przeciwnie- wielu osobą naprawdę się podobała. Prawdopodobnie zależy to od punktu widzenia. Ja osobiście nie wciągnęłam się w akcje, ale często, dzięki miłym niespodzianką niekontrolowanie uśmiechałam się podekscytowana, bądź byłam zła. To również było plusem powieści. Nie obyło się oczywiście bez schematów, w tym najpopularniejszy, kiedy to dziewczyna musi wybrać pomiędzy dwoma przystojnymi chłopakami. Ja sama byłam Team Gabe, jednak, jak nie trudno się domyślić, dziewczyna wybierze najprawdopodobniej Luca.
Niestety nie przyznam książce, wysokiej oceny, bo spodziewałam się naprawdę dużo więcej. Widać nie dla mnie te klimaty.

Demony to dosyć często spotykany temat wśród książek tematyki paranormal romance. Te jakże popularne istoty piekieł zaciekawiły czytelników w ostatnim czasie, więc na chwilę obecną znane już schematy, często goszczą w tego typu powieściach. Tutaj, jako wybredna dusza miałam nadzieję na coś nowego, na nutę świeżości. Ale co tu zastałam.. to już inna sprawa.

Walka o duszę to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Horror i sensacja. Takie było założenie i tak też to odebrałam. Książka opisująca zło bardzo dokładnie, zawierająca ciekawe przemyślenia oraz dosyć kontrowersyjne przykłady. Zdecydowanie mnie zaciekawiła, choć na początku byłam lekko znudzona tymi klimatami. Myślałam, że będzie pełna schematów, że mnie nie zaskoczy. Czy się myliłam?

Piętnastoletni Jake Harker już od dzieciństwa interesuje się horrorami, czyta je namiętnie od dnia, w którym dostał od ojca pudło ze starymi horrorami. Wie wszystko na temat paranormalnych istot, ale nie ma pojęcie, że ta wiedza może się mu kiedyś przydać.
Dopiero gdy matka Jake’a zostaje brutalnie zamordowana, chłopiec zaczyna uświadamiać sobie w jakim świecie żyje i co tak naprawdę ukrywa Instytut Hobarona. Świat istot nadprzyrodzonych istnieje naprawdę i jest o wiele bardziej przerażający, niż wyobrażali sobie go komiksowi scenarzyści
Raz na pokolenie wrota piekieł stają otworem, a okrutne stworzenia zaczynają przenikać do naszego świata. Jedynym sposobem na zamknięcie tych drzwi jest złożenie w ofierze niewinnego dziecka, którego krew może odnowić magiczną pieczęć.
Tym razem to Jake ma uratować ludzkość, ale chłopak nie ma zamiaru kłaść głowy pod topór. Podobno istnieje inny sposób, co się jednak stanie, gdy i ten zawiedzie?

Gdy zaczęłam czytać tę książkę, nastawiłam się na grozę i strach, jednak na początku nieco zniechęciłam się lekturą. Wydawała mi się ona nudna i przewidywalna. Miałam nadzieję na silne emocje, których z początku nie umiałam odnaleźć. Chociaż akcja rozkręca się dosyć szybko, ja wciągnęłam się dopiero później, kiedy już przekonałam się do panującego klimatu. Wtedy książka okazała się ekscytująca i ciekawa.

Na demonicznej scenie widzimy niewinnego i niczego nieświadomego chłopaka, który miał to nieszczęście zostać wybrańcem. Gdy chłopak uświadamia sobie zagrożenie i odzyskuje wspomnienia, dociera do niego, że musi poznać prawdę. No i oczywiście nie ma zamiaru tracić życia, nawet jeśli dzięki temu miałby uratować ludzkość. Istnieje inny sposób, nad którym pracowali jego rodzice, a jeśli odnajdzie właściwe rozwiązanie na czas możliwe, że uda mu się nie dopuścić do Świtu Demonów. Przyznam szczerze, że nie Takiego zakończenia się spodziewałam i byłam naprawdę zdumiona poznając prawdę. Szokująca i niesprawiedliwa!


„Tak bardzo lękaliście się zła, że pozwoliliście zapuścić mu korzenie we własnych sercach”

Czarne jest czarne, a białe jest białe. Właśnie temu zaprzecza autor swoją powieścią. Podstawowym przykładem tutaj jest Instytut Hobarona, który pomimo iż zwalcza zło, sam dopuszcza się największego przestępstwa. Zabójstwa niewinnego dziecka. Działając z pozoru dobrze, starsi Hobarona, wpuszczają w swoje serca zło, dzięki czemu nie są wcale lepsi od demonów, które starają się unicestwiać. Nie jest to jednak jedyny problem, który porusza William Hussey.

Jedna rzecz nie dawała mi spokoju od samego początku. Każda matka zrobiłaby wszystko, by uratować syna, jednak nie Claire. Nawet najczarniejsze umysły nie spodziewały się takiego obrotu sytuacji. Kobieta mając wybór, wydać informacje o tajemnej broni, a życiem syna, dotrzymała tajemnicy. Wkrótce oddała życie, za swój wybór i za syna, jednak nie postąpiła jak każda inna matka, co mnie zszokowało. Była również dosyć sucha, nie okazywała żadnych uczuć w stosunku do niego, dlaczego? To było dla mnie tajemnicą.

Styl pisania autora jest przystępny, a przez ciągłość wydarzeń William Hussey nie daje choćby na chwilę odetchnąć. Widać, że starał się stworzyć nowy, emocjonujący świat, w którym czytelnik miał się zanużyć i wypłynąć dopiero pod koniec. Ciekawa fabuła, pomysł na inne wykorzystanie istot nadprzyrodzonych oraz bardzo dobre wykonanie. Jestem usatysfakcjonowana.

Oceniając całokształt książki, była bardzo dobra. William Hussey stworzył nowy świat, oczywiście nie obyło się bez schematów, ale okazała się również zaskakująca. Podobało mi się również to, że było dużo akcji, a praktycznie od pierwszej strony autor starał się zaciekawić czytelnika. W tym gatunku spodziewałam się jednak silniejszych emocji i nie poczułam wszechogarniającego strachu, na jaki miałam nadzieje. Znalazłam tutaj więcej plusów, niż minusów, więc moja końcowa ocena również będzie pozytywna.

„- Pomógł swemu ojcu, tak samo jak ja pomógłbym tobie. To wcale nie znaczy, że jest zły, moim zdaniem wręcz przeciwnie, to dowód na to, że tkwi w nim jeszcze nieco dobra. Odszukam go i uratuję.”

Horror i sensacja. Takie było założenie i tak też to odebrałam. Książka opisująca zło bardzo dokładnie, zawierająca ciekawe przemyślenia oraz dosyć kontrowersyjne przykłady. Zdecydowanie mnie zaciekawiła, choć na początku byłam lekko znudzona tymi klimatami. Myślałam, że będzie pełna schematów, że mnie nie zaskoczy. Czy się myliłam?

Piętnastoletni Jake Harker już od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Chwyta za serce.
Te parę słów opisuje to, co można by wyrazić tysiącami. Dla mnie Pomiędzy było jedną z lepszych książek jakie przeczytałam ostatnimi czasy. Piękna i tajemnicza, o duszy która zabłądziła w świecie ludzi i nie umie znaleźć dla siebie miejsca. Albo może właśnie tam je znalazła…

"Kiedy złożę w całość brakujące elementy mojej tożsamości, wtedy stanie się ona prawdziwa. Będę prawdziwą osobą z prawdziwą historią. Historią, która się skończyła."*

Amelia wie o sobie tylko jedno: nie żyje. Nawiedzają ją koszmary śmierci, kiedy rzuca się we wzburzone wody rzeki i raz po raz, pełna przerażenia, topi się w ciemnej wodzie. Nie wie jednak dlaczego i kiedy umarła. Podobno umarli czasu nie liczą.
Wszystko zmienia się w chwili, kiedy Amelia zauważa tonącego chłopaka o imieniu Jashui, który spadł z tego samego mostu, w te same wody co ona. To właśnie dlatego stara się mu pomóc, a gdy chłopak ją zauważa, nawiązuje się między nimi dziwne porozumienie. Ta miłość jednak od początku skazana jest na niepowodzenie. Człowiek i duch. Na pierwszy rzut oka widać, że to nie ma przyszłości.
Od czasu tego spotkania jej życie diametralnie się zmienia. Amelia miewa nagłe przebłyski swojego ludzkiego życia, zaczyna czuć zapachy oraz co jakiś czas udaje jej się wpływać na przedmioty. Dodatkowo nie może przestać myśleć o Jashui i zaczyna odliczać dni i godziny od każdego rozstania.
Atrakcyjny chłopak i dziewczyna z zaświatów. Nic dobrego nie może z tego nie wyniknąć.

Nigdy nie byłam fanką duchów i niechętnie brałam się za książki o tej tematyce, ale dla tej powieści zrobiłam wyjątek. Okazuje się, że całkiem słusznie, bowiem Amelię wręcz pokochałam. Autorka po prostu mnie zauroczyła swoim światem, który okazał się naprawdę ciekawy. Pierwszy raz czytałam powieść, w której widzimy wszystko oczami ducha, a postać wykreowana przez Tare Hudson była naprawdę wdzięczna i urocza. Tej nieświadomej istoty nie dało się nie pokochać, podobnie jak Jashui, przystojnego chłopaka medium, który od razu uwierzył biednej dziewczynie, która oznajmiła mu, że teraz znajduje się w innym świecie.

„-Myślę, że widziałeś mnie, że wciąż mnie widzisz, bo istnieje między nami jakieś dziwne, magiczne czy duchowe powiązanie. Jesteś taki jak ja. A przynajmniej byłeś, przynajmniej przez chwilę.
- Co masz na myśli, mówiąc „taki jak ja”?- zapytał mrużąc oczy.
-Że umarłeś- słowo „umarłeś” zawisło w powietrzu między nami, ciężkie niczym topór.”

Tara Hudson musiała włożyć wiele pracy w to, by przygotować dla nas tak emocjonującą i wzruszającą powieść. Nawet wstęp, kiedy nie widzieliśmy wiele akcji, był wręcz magiczny i od samego początku czytałam książkę jak zaczarowana. Tak naprawdę dopiero w drugiej części książki autorka zaciekawiła nas nagłym przyspieszeniem wydarzeń, a odsłaniając nam po kolei, kawałek po kawałeczku, kolejne szczegóły ludzkiego życia Ameli, pozwoliła nam uporządkować informacje. Nie można powiedzieć więc, że książka nie była ciekawa- wręcz przeciwnie. Nawet przyzwyczajeni do ciągłej akcji i nagłych zwrotów czytelnicy, dadzą się zachwycić niesamowitej powieści „Pomiędzy”, a właśnie przez zminimalizowanie mrożących krew w żyłach wątków, można było skupić się na relacjach i emocjach.

Czym byłaby jednak książka bez wspaniałych bohaterów. Tutaj mamy Amelię oraz Joshua, ale tak naprawdę najbardziej zaintrygował mnie drugi duch- Eli. Aż do samego końca nie byłam pewna co o nim sądzić i bardzo podobał mi się sposób, w jaki scharakteryzowała go pani Hudson. Był on dosyć tajemniczą postacią, bardzo skomplikowaną. Nie powiem, bym pałała do niego miłością, bo był raczej złym charakterem tej powieści, jednak co jakiś czas targało mną współczucie i częściowo rozumiałam jego zachowanie. Właśnie przez tą ciągłą zmianę emocji i wahanie, stał się tak interesującą postacią.

Dziewczyna, która jest duchem i śmiertelny chłopak oraz ich niemożliwa miłość. Może się to wydawać znanym schematem. Owszem, takich niemożliwych romansów, często burzliwych, czytaliśmy już bardzo wiele, jednak ta książka wydaje się być inna. Może to dlatego, że tym razem widzimy wszystko oczami dziewczyny, której nie może się już nic dotknąć (nie mogę tutaj użyć słowa nieśmiertelnej, gdyż jak na ironię, Amelia już umarła). To ona boi się o swoją miłość, którą można skrzywdzić i zrobi wszystko, by do tego nie doszło.

Muszę tutaj również wspomnieć dlaczego właściwie tak bardzo pragnęłam sięgnąć po tę książkę. Odpowiedź nasuwa mi się jedna- od czasu gdy zobaczyłam okładkę, wiedziałam, że to coś dla mnie. Tak, często mówi się, że nie należy oceniać książki po okładce, jednak w tym wypadku właśnie ona mnie przyciągnęła.

Dawno nie czytałam tak pięknej książki i z czystym sumieniem dam jej najwyższą możliwą notę. Zakochałam się już od pierwszego wejrzenia, a po przeczytaniu utwierdziłam się w przekonaniu, że mam do czynienia z czymś wyjątkowym. Polecam ją naprawdę wszystkim. Autorka otworzyła przed nami zupełnie inny świat, a wszystko opisała tak rzeczywiście, że całkowicie przekonałam się do postaci duchów. To jednak tylko na zachętę, przekonajcie się sami zaglądając do tej niesamowitej powieści. „Pomiędzy” nie bez powodu podbiło serca czytelników.

Chwyta za serce.
Te parę słów opisuje to, co można by wyrazić tysiącami. Dla mnie Pomiędzy było jedną z lepszych książek jakie przeczytałam ostatnimi czasy. Piękna i tajemnicza, o duszy która zabłądziła w świecie ludzi i nie umie znaleźć dla siebie miejsca. Albo może właśnie tam je znalazła…

"Kiedy złożę w całość brakujące elementy mojej tożsamości, wtedy stanie się ona...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po przeczytaniu pierwszej części Akademii Mroku nie byłam zachwycona, myśląc o następnej części. Jednak muszę przyznać, że byłam mile zdziwiona, gdyż okazała się zdecydowanie ona lepsza.


Chociaż pierwsza część była nużąca i mało oryginalna, uważam, że warto było przeczytać ją chociaż dlatego, by przejść do kolejnego tomu. To właśnie tutaj akcja zaczyna się rozkręcać i lektura staje się naprawdę ciekawa. Dodatkowo bardzo dobrze poznajemy Wybranych, grupę uprzywilejowanych, rozpuszczonych dzieciaków, w której znajduje się teraz również Cassie. Jednak dziewczyna jest inna, choć również u niej wrogi duch gości we wnętrzu. No, tak w zasadzie tylko pół ducha, ale to wystarcza, by wzbudzić silne emocje, nad którymi dziewczyna nie potrafi zapanować.


W tej części sprawy mają się zupełnie inaczej, autorka ograniczyła znane nam już schematy i wykazała się pomysłowością. Mimo wszystko miałam wrażenie, że czytałam już coś podobnego, jednak nie wiedziałam z czym mi się kojarzy. Dopiero teraz doznałam olśnienia. Oczywiście „Intruz” Stephenie Meyer. Jednak i tutaj widać wiele różnic, albowiem wszystko widzimy oczami dziewczyny w którą wtargnął zupełnie niechciany duch (intruz). Na tym jednak poprzestaje, bo chociaż pomysł był podobny, został zupełnie inaczej zrealizowany. Duchy żyją w ciałach ludzi, a dzięki nim Wybrani otrzymują siłę i piękno. Oczywiście duchy żądają też czegoś w zamian- muszą się pożywiać, czyli czerpać energię życiową z innych ludzi. To właśnie doprowadza Cassie Bell do rozpaczy, jak może pożywiać się swoją najlepszą przyjaciółką, no i jak na to wszystko zareaguje Jake? Wątpliwości kotłują się w głowie, ale głód narasta.


Muszą przyznać, że spodobał mi się nowy rodzaj wampirów. Były zupełnie niepodobne do siebie, a każdy Wybrany miał swojego ducha który, przynajmniej po części, kreował jego charakter. Zagłębiając się w poszczególne postacie, często nie wiedziałam, czego się spodziewać. Cassie miała silną osobowość, i choć czasem ją ponosiło, umiała oswoić swojego ducha. Miała kochaną i oddaną przyjaciółkę Isabellę, na której zawsze mogła polegać, oraz wspaniałego chłopaka Ranjita. Właśnie, tajemniczy Ranjit. Czy naprawdę był tak wspaniałą postaciom? Osobiście drażniły mnie pewne jego zachowania, na przykład to że podporządkowywał się woli innych i nie chciał walczyć, był tchórzem. Drugim chłopakiem na którego zwróciłam uwagę był Richard. Cassie nie wybaczyła mu tego, że podstępem przyprowadził ją na rytuał, ale widać było, że chłopak bardzo cierpi z tego powodu. Mimo egoizmu i arogancji, starał się pomóc dziewczynie, wtedy gdy najbardziej go potrzebowała. Największym problemem okazuje się jednak całkowicie nieufny Jake, a choć Cassie zrobiła wszystko, żeby mu pomóc, on otwarcie jej nienawidzi. Dla niego była taka jak wszyscy inni wybrani- potworem.


Styl pisania autorki jest bardzo przystępnym językiem, wręcz młodzieżowym, dzięki czemu książkę czyta się szybko. Autorka rozwija wiele różnych wątków, wśród tego wątek miłosny. Widzimy tutaj kilka schematów, szczególnie jeśli chodzi o miłość, co mi trochę przeszkadzało, jednak cieszę się, ze nie była ich tak wiele, jak w poprzedniej części.


Podsumowując całą część, wypadła dużo lepiej niż pierwsza. W akcję się wciągnęłam i muszę przyznać, ze mi się bardzo podobała. Nie oznacza to, że nie mam kilku „przeciw” jednak było ich zdecydowanie mniej niż wcześniej. Sądzę, że warto było przeczytać każdą stronę i pierwszej, i drugiej części, a po kolejną na pewno sięgnę.

Po przeczytaniu pierwszej części Akademii Mroku nie byłam zachwycona, myśląc o następnej części. Jednak muszę przyznać, że byłam mile zdziwiona, gdyż okazała się zdecydowanie ona lepsza.


Chociaż pierwsza część była nużąca i mało oryginalna, uważam, że warto było przeczytać ją chociaż dlatego, by przejść do kolejnego tomu. To właśnie tutaj akcja zaczyna się rozkręcać i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Będziesz gotowa umrzeć, żeby zostać Wybraną”

Gdy zabierałam się za tę książkę, myślałam że będzie to kolejna wampiryczna powieść, których teraz jest tak wiele. Pomyliłam się trochę, ale nie bardzo. Autorka stworzyła nowy rodzaj „wampirów”, zdecydowanie ciekawszy, niż popularne żywiące się krwią stworzenia. Jednak od początku stwarza wiele pytań, które pozostawia bez odpowiedzi, aż do samego końca.. a nawet dłużej.

„Prawdziwi absolwenci Akademii łapią życie za gardło, Cassandro! Pamiętaj o tym”.

Elitarna akademia co semestr przenosi się do nowego egzotycznego miasta, uczniowie są nieprawdopodobnie piękni, wyrafinowani i bogaci. A im więcej nowa stypendystka Cassie Bell dowiaduje się o szkole, tym bardziej jest ciekawa.
Jakich mrocznych sekretów strzegą Wybrani – grupka uprzywilejowanych uczniów, którzy trzymają wszystkich na dystans? Kim jest tajemniczy chłopak krążący nocami po szkolnych korytarzach? I co tak naprawdę wydarzyło się rok wcześniej, kiedy ostatnia stypendystka zginęła w niewyjaśnionych okolicznościach?
Cassie odkryje, że niebezpiecznie jest wiedzieć zbyt mało, ale za dużo wiedzy może zabić…

Sądząc po opisie książka jest kolejną serią gatunku paranormal, kolejne mroczne istoty, kolejne powtórzenia. Innymi słowy, powieść wygląda jak każda inna tego gatunku. Czy jest tu jednak coś oryginalnego, coś nowego, świeżego? Zależy dla kogo.

Wchodząc w książkę, zapoznajemy się w prologu z tragedią Jess. Z początku nie da się jej do niczego dopasować, jednak już wkrótce autorka wyjaśnia nam po kolei wszystkie „zbiegi okoliczności”. Poznajemy również Wybranych, elitę szkoły do której wszyscy chcą wstąpić, a akurat w tym roku jest jedno wolne miejsce. Ciekawe kto je zajmie? To jest pytanie stawiane przez większą część książki, jednak odpowiedź nasuwa się od razu. Oczywiście możliwości jest wiele, ale mnie książka wydawała się aż za nadto przewidywalna. Nie mogę jednak powiedzieć, że nie było zaskakujących momentów. Owszem takowe były, jednak niestety mało.

Pomimo wielu minusów, muszę przyznać, że fabuła mnie wciągnęła. Może i jest teraz takich książek dużo, ale mroczny klimat akademii i jej bohaterowie, byli naprawdę ciekawi. W relacjach pomiędzy bohaterami, było kilka utartych schematów, np. trudno dostępny chłopak, którego pragnie dziewczyna i jeden którego może mieć. Co jest tutaj nowego? Może sama elita, klub dla Wybranych. W tym przypadku wszyscy wiedzieli, że tamci są wyjątkowi, mają więcej przywilejów, nikt jednak nie wiedział na czym ta wyjątkowość polega.

Plusem jest to, że autorka kompletnie zdeformowała pospolitego, krwiożerczego wampira i postawiła w jego miejsce równie mroczne istoty, jednak żywiące się energią ludzką. Tylko tyle zdradzę na początek, zapoznanie z następnymi cechami pozostawiam już Wam samym.

Jeśli chodzi o język, którym posługuje się pani Gabriella Poole, jest on bardzo przystępny i prosty, a książkę czyta się raczej szybko. Narrator nie jest wszechwiedzący, ale opowiada nam o losach Cassie oraz Wybranych bardzo ciekawie.

Co do Akademii Mroku mam pewne zastrzeżenia, jednak ogólnie oceniając, nawet mi się podobała. Pomysł, który przedstawiła tu autorka, wydawał mi się tym bardziej ciekawy, im bardziej zagłębiałam się w powieść . Nie sądzę, że książka była złym zakupem. Naprawdę trzymała w napięciu, a mroczny klimat czasami naprawdę wzbudzał lęk. Dodatkowo często można było się pogubić odczuciach i tajemnicach Wybranych, szczególnie jeśli chodziło o Richarda i Ranjita.

Nie mogę więc powiedzieć, że książka była zła, jednak nie wciągnęła mnie do tego stopnia, bym mogła ją polecić. Jeśli jednak interesują was mroczne klimaty i wampiry, myślę, że i ta książka Wam się spodoba.

„Będziesz gotowa umrzeć, żeby zostać Wybraną”

Gdy zabierałam się za tę książkę, myślałam że będzie to kolejna wampiryczna powieść, których teraz jest tak wiele. Pomyliłam się trochę, ale nie bardzo. Autorka stworzyła nowy rodzaj „wampirów”, zdecydowanie ciekawszy, niż popularne żywiące się krwią stworzenia. Jednak od początku stwarza wiele pytań, które pozostawia bez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nigdy nie byłam fanką opowieści, zawsze były dla mnie za krótkie i nie byłam w stanie wkręcić się nawet w ciąg akcji. Tym razem było inaczej, a kluczową rolę odegrał tu oczywiście Percy. Zawsze chętnie wracam do jego historii, niezależnie od tego, czy są krótkie, czy długie. Każda okazja jest dobra do spotkania ze wspaniałym bohaterem.

Tutaj również powraca moje uwielbienie do autora książek, Ricka Riordana. Pewnie z każdą kolejną recenzją jego książek będę się powtarzać i mówić o jego poczuciu humoru i wyczuciu stylu. Dla mnie książki o Percym są doskonałe, a sam główny bohater jest świetnie scharakteryzowany. Jednym słowem rewelacja. Również w wypadku Archiwum Herosów się nie zawiodłam. Przedstawione zostają tu trzy kolejne historie z życia Percyego, a spotkamy się między innymi z Clarisse i jej wrednymi nieśmiertelnymi braćmi, Spiżowym Smokiem i gigantycznymi mrówkami, oraz z panią podziemi- Persefoną. To oczywiście obfituje w kolejne emocje i wrażenia.

Styl pisania autora jest niezwykle lekki i przystępny, dzięki czemu każdą z opowieści czyta się bardzo szybko. Nie są to długie utwory, jednak wystarczają by wzbudzić w czytelniku emocje. Każda z historii jest niepowtarzalna i ciekawa. Po raz kolejny mamy tutaj do czynienia z narracją pierwszoosobową, do której już się przyzwyczaiłam czytając poprzednie powieści Ricka Riordana z serii Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy.

Ci, którzy zapoznali się już z serią Percy, znają niepowtarzalnych bohaterów wykreowanych przez autora. Również w tej książce spotykamy się z tymi postaciami, a oprócz Percyego, występują jeszcze Annabeth, Clarisse i Nicko, przypominamy sobie również Charliego oraz Silenę, do których miło była wrócić.

Warto również wspomnieć, że akcja rozgrywa się jeszcze przed ostateczną rozprawą z Tytanami, tak więc powracamy w odległe już niektórym czasy, kiedy jeszcze część wydawała się sprzymierzeńcami, ba, kiedy jeszcze część z nich żyła! To również było plusem powieści, jednak ja czytając nie byłam pewna jak umiejscowić te wydarzenia.

Ciekawe wydają się również wywiady z bohaterami oraz inne rzeczy, mające na celu urozmaicić Archiwum. Znajdziemy tutaj różnego rodzaju krzyżówki, mapę Obozu Herosów oraz inne ciekawostki. Mnie bardzo spodobał się pomysł wydania Archiwum, gdyż mogłam powrócić do mojej ulubionej postaci, Percyego. Dziękuję więc autorowi, że wpadł na pomysł wydania tej cieniutkiej książeczki, bo dla mnie każde słowo związane z herosami jest ważne. Aż zaczynam myśleć, że popadam w jakąś manię..

Do Archiwum Herosów zapraszam wszystkich, którzy mieli już styczność ze światem przedstawionym Percyego Jacksona i Bogów Olimpijskich. Choć książka jest cienka, można się wczuć w rolę głównej postaci i jeszcze na chwilę odpłynąć w świat Bogów. Ja cieszę się, że przeczytałam książkę, a polecam ją również Wam.

Nigdy nie byłam fanką opowieści, zawsze były dla mnie za krótkie i nie byłam w stanie wkręcić się nawet w ciąg akcji. Tym razem było inaczej, a kluczową rolę odegrał tu oczywiście Percy. Zawsze chętnie wracam do jego historii, niezależnie od tego, czy są krótkie, czy długie. Każda okazja jest dobra do spotkania ze wspaniałym bohaterem.

Tutaj również powraca moje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Co zrobiłam gdy usłyszałam o premierze książki? Wszczęłam poszukiwania karty z Matrasu i niezwłocznie się tam udałam. Niestety na Ognisty Tron musiałam czekać i prawie codziennie odwiedzałam księgarnie, sprawdzając, czy oby moja ulubienica nie znalazła się już na jej półkach.
I oto wreszcie- mam!


Ognisty Tron opowiada nam o kolejnych przygodach Sadie i Cartera Kane. Młodzi magowie stają twarzą w twarz z kolejnym wyzwaniem i starają się mu sprostać. Rodzeństwo pochodzi z potężnego domu magów i są obdarzeni szczególnymi mocami, jednak nim zdążyli nauczyć się choćby podstaw, nie mają na to czasu. Otóż zbliża się kolejna przygoda, tym razem stawka jest o wiele większa. Po raz kolejny biją się z czasem, by uratować świat i siebie, tym razem muszą jednak powstrzymać węża chaosu Apopisa przed powstaniem, które na dobre zniszczy świat.
Jednak by mieć jakiekolwiek szanse, Sadie i Carter muszą przywrócić do życia boga słońca Ra- a żeby to zrobić przeciwstawią się nie tylko magom, ale i Bogom. Mówiłam już, że jest to zadanie przekraczające wszystko, co do tej pory dokonał jakikolwiek mag? Dodatkowo nikt nie wie, gdzie ów Ra się znajduje i co się stanie gdy go obudzą.
Innymi słowy: zwykły dzień rodziny Kane.


Tak, kolejna przygoda którą proponuje nam Rick Riordan, wygląda apetycznie, ale co w niej jest naprawdę? Dlaczego tak wielu czytelników zachwyca się książkami autora? Spróbuję to po krótce wyjaśnić.


Zacznijmy od tego, że autor wprowadza do współczesnego świata już wcześniej nam znane (przynajmniej częściowo) mity. Jeśli czytelnik zapoznał się już innymi seriami pana Riordana, o bogach greckich, czy rzymskich, wie, że te światy nie wykluczają siebie nawzajem, a „Manhattan rządzi się swoimi prawami” jak to było wyjaśnione w Czerwonej Piramidzie, a potem również w Ognistym Tronie. To jednak jest opowieść o Bogach egipskich, co wydaje mi się jeszcze ciekawsze, bo jak o Bogach greckich wiele dowiedziałam się na historii, to o Egipcie miałam jedynie mgliste pojęcie.


Wiele intrygi i akcji. To nigdy się tu nie kończy, a jednak mimo iż spodziewamy się wszystkiego, autor zawsze potrafi nas zaskoczyć. Dodatkowo świetne umiejscowienie w czasie, w tym przypadku dał bohaterom jedynie 5 dni na ocalenie świata, co wydawało się wyjątkowo mało. Nadal dziwie się, że zdążył rozwinąć cały ciąg opowiadania i nieustannej akcji jedynie w pięciu dniach!


Można by również powiedzieć, że autor niczego nie wymyślił, a wszystko czerpie z mitów i opowieści o Bogach egipskich. Jest to jednak wyjątkowo nietrafne stwierdzenie. Rick Riordan posługuje się bogatą wyobraźnią, a to widać gdy czyta się jego książkę. Autor po prostu bardzo zgrabnie połączył mity z teraźniejszością i wymyślił dalszy ciąg opowieści. Najpierw rozłożył wszystko na kawałki pierwsze, a potem znalazł dobre wytłumaczenie i skleił mam wspaniałą opowieść. Nie tylko dla dzieci i młodzieży, ale również dla dorosłych.


Kolejnym plusem są bohaterzy. Carter i Sadie Kane. Przez większość powieści nie wyobrażałam Sadie jako trzynastolatkę, to po prostu do niej nie pasowało. Może niektóre jej zachowania wskazywały na młody wiek, ale udowodniła nam, że jest o wiele bardziej dojrzała i dla mnie była bohaterką. Tutaj zaczynają się również jej problemy miłosne. Bóg pogrzebów i śmierci Anubis, czy Walter ze swoją smutną tajemnicą? No tak, to dosyć znany schemacik, ale i tak mnie zaciekawił, gdyż mamy tutaj bardzo nietypowych bohaterów.
Co mam jednak poradzić na to, że najbardziej zaciekawiła mnie historia Cartera? Szczególnie jego miłosne problemy. Oh Ziya, to przez nią serca Cartera tak płakało. I to on był w stanie porzucić wszystko, by tylko ją odnaleźć. Kochał ją, ale.. istniało pewne ryzyko. Ona mogła go po prostu nie rozpoznać. Mogła go nie pamiętać, albo nie pokochać. Mogła nie wiedzieć o tym, ile razem przeżyli. Ale przecież to nie było ona… Co by zrobił chłopak, jeśli jego obawy stałyby się prawdą? Przeżyłby to, czy okazałoby się to bardziej śmiercionośne, niż prawdziwy wróg…


Rick Riordan ma świetny styl pisania. Książkę czyta się naprawdę szybko i jest przepełniona dobrym humorem. Podczas czytania Ognistego Tronu czytelnika przepełniają różne emocje, od strachu, po radość. Dodatkowo patrzymy z dwóch różnych punktów widzenia, raz opowiada nam Carter, a raz Sadie. Nagrywają oni pełną wersję swoich przygód, by potem porozsyłać swój przekaz innym magom na całym świecie, by przekonać ich do zjednoczenia sił. No taka jest przynajmniej oficjalna wersja.


Serdecznie zapraszam do lektury. Naprawdę bardzo ciekawa książka. Polecam :)

Co zrobiłam gdy usłyszałam o premierze książki? Wszczęłam poszukiwania karty z Matrasu i niezwłocznie się tam udałam. Niestety na Ognisty Tron musiałam czekać i prawie codziennie odwiedzałam księgarnie, sprawdzając, czy oby moja ulubienica nie znalazła się już na jej półkach.
I oto wreszcie- mam!


Ognisty Tron opowiada nam o kolejnych przygodach Sadie i Cartera Kane....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ciekawy pomysł i dobre wykonanie, jednak tematyka nie do końca mnie przekonała. Duchy. Nie przeszkadzają mi, ale też nie fascynują. Mimo wszystko książka mnie wciągnęła i cieszę się, że mogłam ją przeczytać.

Dziewczyna, schizofreniczka, inaczej mówiąc świruska, jak sama siebie raczyła nazywać. Czy aby na pewno? Czy może dziewczyna naprawdę widzi duchy. W dzisiejszych czasach, kiedy opieramy się jedynie na logice, sprawa jest jasna, a Chloe trafia do ośrodka dla umysłowo chorych. Sam ośrodek jest jednak podejrzany. Czy dziewczyna podda się rygorom, czy pójdzie za wskazówkami swoich towarzyszy? No i co się stało z Lizz? Gdzie ją zabrali? Coś jest nie tak, ale nie nasuwa się żadne rozsądne wytłumaczenie.

Sama bohaterka jest zdecydowanie zbyt naiwna, ale czym się jej dziwić. Już sam fakt, że dziewczyna widzi duchy jest dosyć niezwykły. Mam jednak sentyment do imienia Chloe, więc już na samym początku polubiłam bohaterkę. Dopiero gdy trafia do Lyle House rzeczy się komplikują. Jej współlokatorka jest zwariowana, a podczas którejś z rozmów wyznaje, że nawiedza ja poltergeist. W następnej kolejności poznajemy Simona i Drake’a, przybranych braci, którzy jednak nie mają żadnej wspólnej cechy (przynajmniej na to wygląda). Jeden bardzo miły i sympatyczny, drugi za to jest zamknięty w sobie i ponury. Jedną z milszych i ciekawszych postaci jest Rae z dziwnym przypadkiem upodobania ognia. Czy to jednak choroba psychiczna? Lubić ogień? Jednak najgorsza i najbardziej niemiła ze wszystkich była ostatnia uczestniczka: zazdrosna Tori.

Jeśli chodzi o styl pisania autorki, nie mam nic do zarzucenia. Książkę czytało się szybko i przyjemnie i jestem pewna, że sięgnę również do następnych części. Wypada mi też wspomnieć, że choć nie należę do fanów duchów, tym razem wydawały mi się.. interesujące. Książka nie była jednak zaskakująca i od początku mogłam przewidzieć ciąg dalszy. Byłam jednak pod wrażeniem zakończenia, to właśnie na nie czekałam przez całą książkę i przyznam, że byłam po prostu w szoku.

Cóż jeszcze mogę powiedzieć. Książka bardzo mi się podobała, ale mam do niej pewne zastrzeżenia. Na pewno przeczytam następne części i naprawdę cieszę się, że przyjaciółka pożyczyła mi te książkę. Podobała mi się, ale nie zachwyciła. Może dlatego, że po okładce (która jest naprawdę piękna) spodziewałam się czegoś więcej.

Ciekawy pomysł i dobre wykonanie, jednak tematyka nie do końca mnie przekonała. Duchy. Nie przeszkadzają mi, ale też nie fascynują. Mimo wszystko książka mnie wciągnęła i cieszę się, że mogłam ją przeczytać.

Dziewczyna, schizofreniczka, inaczej mówiąc świruska, jak sama siebie raczyła nazywać. Czy aby na pewno? Czy może dziewczyna naprawdę widzi duchy. W dzisiejszych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka wydana w roku 1847 jest jedyną powieścią Emily Brontë. Początkowo powieść wzbudzała kontrowersję, jednak z biegiem lat opinie stawały się coraz bardziej pozytywne, aż w końcu stanęła w rzędzie arcydzieł światowej literatury.
Wichrowe Wzgórza są jedną z najpiękniejszych powieści o miłości i niszczącym uczuciu, jakie kiedykolwiek powstały. Współczesne książki fantastyczne, nie dorównują pięknej i tajemniczej opowieści Emily Brontë, którą z pokolenia na pokolenie zachwyca się coraz więcej osób.
Dopiero w wakacje pozwoliłam sobie na zrecenzowanie mojej ulubionej książki, Wichrowych Wzgórz. Chciałabym, aby moja recenzja dorównała pięknemu stylowi autorki, jednak wiem, że jest to niemożliwe.
Obecnie książka nie pociągnie za sobą tak wielu czytelników, ze względu na dzisiejszą fascynację paranormal romance, jednak chciałabym zachęcić wszystkich do przeczytania tej nietypowej powieści. Naprawdę warto!

Książka opowiada o wszechpotężnym uczuciu, oraz zgubnej namiętności, Heathcliffa i Cathy. Ciągnąca się przez dwa pokolenia piękna i zarazem okrutna historia nieodwracalnie wciąga czytelnika w wir wydarzeń i pozostawia niedosyt po zakończeniu. Jest niesamowicie zaskakująca i ujmująca, a poprzez niezwykłość scenerii, tajemniczość i dramatyczność wpisuje się w nurt wiktoriańskiej powieści gotyckiej.
Dramatyczne wydarzenia, opisywane z niesamowitą dokładnością poruszają czytelnika, a przez okrucieństwo postaci i zaskakujący bieg wydarzeń nabierają zupełnie innego światła.
Czytając książkę zadajemy sobie pytania: Czy miłość naprawdę może doprowadzić do zguby? Czy to przez odrzucenie i dzieciństwo rozwijają się najgorsze wady? Czy gdyby nie kierowanie się schematami i pochopne decyzje, wszystko ułożyłoby się inaczej? No i wreszcie, czy można kochać kogoś tak mocno, jak Heathcliff kochał Cathy, i tak nieumiejętnie okazywać z pozoru oczywiste uczucia?
Zaglądając do tej książki pojawiają się do tej pory nieznane nam przypuszczenia i wątpliwości, których nie spotkamy gdzie indziej.

Klamrą powieści jest osoba pana Lockwooda, który wynajął Drozdowe Gniazdo od Heathliffa. Jednak po wizycie w Wichrowych Wzgórzach i spotkaniu z tajemniczymi mieszkańcami dopadają go wątpliwości i prosi gospodynię, panią Ellen Dean, o opowiedzenie całej historii Lintonów i Earnshawów, oraz tajemniczego gospodarza.
Po poznaniu całej mrocznej historii zastanawia się nad okrucieństwem oraz istotą miłości, która atakowała serca okolicznych wzgórz.
Pomimo iż powieść zaczyna się od przedstawienia postaci pana Lochwooda, nie odgrywa on większej roli w opowiadanych wydarzeniach. Jest tylko słuchaczem, podobnie jak czytelnik zagłębiający się w lekturę.

Powieść pisana ponad 260 lat temu, kieruje się trochę innym spojrzeniem na świat i pokazuje nam prawdy tamtego życia. Za tym kryje się również język autorki, który choć odbiega stylem od dzisiejszego, wpisuje się w klimat powieści i fascynuje.

Powieść, jest klasyką nie do przegapienia. Nawet dla wielbicieli dzisiejszych książek o tematyce paranormalnej (którym jestem również ja) jest lekturą wciągającą. Mnie osobiście bardzo wzruszyła i stała się czymś więcej niż tylko zwykłą powieścią, którą przeczytałam w ostatnim czasie. Kilka razy płakałam i rzucałam nią z myślą, że już nigdy więcej nie wezmę jej do ręki, jednak gdy trochę ochłonęłam od wezbranych we mnie emocji, ponownie zagłębiałam się w lekturze.
Książka dogłębnie mnie poruszyła i pozostawiła głęboki ślad w moim sercu.

Wichrowe Wzgórza są powieścią, moim zdaniem, rewelacyjną. Napisaną pięknym językiem, oraz o pięknej i niepowtarzalnej fabule. Polecam każdemu, dosłownie każdemu. Nawet tym którzy nie są zainteresowani tą tematyką, ponieważ Emily Brontë stworzyła istne arcydzieło.

Książka wydana w roku 1847 jest jedyną powieścią Emily Brontë. Początkowo powieść wzbudzała kontrowersję, jednak z biegiem lat opinie stawały się coraz bardziej pozytywne, aż w końcu stanęła w rzędzie arcydzieł światowej literatury.
Wichrowe Wzgórza są jedną z najpiękniejszych powieści o miłości i niszczącym uczuciu, jakie kiedykolwiek powstały. Współczesne książki...

więcej Pokaż mimo to