Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Nie wiem, czy to powieść reprezentująca styl autorki czy jednorazowy wybryk, ale... znudziła mnie straszliwie. Dotarłam trochę dalej niż do połowy, ale mam już serdecznie dosyć.

Nie wiem, czy to powieść reprezentująca styl autorki czy jednorazowy wybryk, ale... znudziła mnie straszliwie. Dotarłam trochę dalej niż do połowy, ale mam już serdecznie dosyć.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Dotarłam do strony 48. Dziwny styl, słabe postacie o częściowo dziwnych, sztucznych reakcjach, nie mam ochoty na więcej, chociaż zainteresowały mnie pozytywne recenzje tematu.

Dotarłam do strony 48. Dziwny styl, słabe postacie o częściowo dziwnych, sztucznych reakcjach, nie mam ochoty na więcej, chociaż zainteresowały mnie pozytywne recenzje tematu.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wydaje mi się, że Klementyna Sołonowicz-Olbrychska była dość lubianą autorką dla młodzieży sprzed i za moich szkolnych czasów. Gdy więc grzebiąc dzisiaj w poszukiwaniu "Wiernej rzeki", na której czytanie jakoś mnie wzięło, przypadkiem odkryłam gdzieś w czeluściach biblioteczki "Zieloną dziewczynę", ucieszyłam się.

Ale im dłużej czytam, tym bardziej się rozczarowuję... Temat niby dobry i zawsze aktualny, czy w latach sześćdziesiątych, czy w obecnych: nastolatka vs. nowy członek rodziny, którego na siłę trzeba nazywać "tatusiem", zamiast ojczymem, matka odpuszczająca sobie bliższy kontakt z córką na rzecz czasu dla świeżo poślubionego, trochę nadpobudliwy młodszy braciszek... I oczywiście szkolne i sercowe nastoletnie perypetie. Ale nie podoba mi się styl opowiadania, jakby pisany na kolanie, w naprędce, a znaleziony w połowie 130-stronicowej, wydrukowanej wielką czcionką książeczki już drugi błąd ortograficzny (najpierw "bandarze", potem "zamarzę" - w sensie "wyszminkuję twarz", serio?) nakłonił mnie do zalogowania się tutaj i oddania gwiazdeczek. Jakoś inaczej, "ciekawiej" zachowałam styl autorki w pamięci. Cóż, dokończę ją, ale będzie o jedną książkę mniej w szafie. Chyba poszukam innych powieści dla przypomnienia i zweryfikowania wrażenia. Bo znam to nazwisko, więc kiedyś musiało coś dla mnie znaczyć.

Wydaje mi się, że Klementyna Sołonowicz-Olbrychska była dość lubianą autorką dla młodzieży sprzed i za moich szkolnych czasów. Gdy więc grzebiąc dzisiaj w poszukiwaniu "Wiernej rzeki", na której czytanie jakoś mnie wzięło, przypadkiem odkryłam gdzieś w czeluściach biblioteczki "Zieloną dziewczynę", ucieszyłam się.

Ale im dłużej czytam, tym bardziej się rozczarowuję......

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dalsze losy bohaterów "Legendy lat czterdziestych" - tych, co przeżyli pierwszy tom.

Dalsze losy bohaterów "Legendy lat czterdziestych" - tych, co przeżyli pierwszy tom.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jak dla mnie słabowata. Nie dorasta "Trzem obliczom" do pięt.

Jak dla mnie słabowata. Nie dorasta "Trzem obliczom" do pięt.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Słabe opowiadanko, nie polecam.

Słabe opowiadanko, nie polecam.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Czytałam ją z zapartym tchem, głównie z powodu tajemniczego i wielce mnie intrygującego Wielkiego Mistrza Akkarina. ;-) Ale zakończenie dobiło mnie trochę - no bo powiedzcie sami, jak można w taki sposób zakończyć powieść???

Muszę przyznać, że zakończenie trochę zniechęciło mnie do czytania dalszych części o przygodach Sonei.

Czytałam ją z zapartym tchem, głównie z powodu tajemniczego i wielce mnie intrygującego Wielkiego Mistrza Akkarina. ;-) Ale zakończenie dobiło mnie trochę - no bo powiedzcie sami, jak można w taki sposób zakończyć powieść???

Muszę przyznać, że zakończenie trochę zniechęciło mnie do czytania dalszych części o przygodach Sonei.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wielka radość! Nowa powieść Sapkowskiego ze świata Wiedźmina. Nie jest jego najlepszą, ale wbrew wielu negatywnym opiniom uważam, że "Sezon burz" nie jest taki zły. Przeczytałam go/ją od wieczora do bladego świtu, bo nie mogłam się oderwać. Uwielbiam Geralta i uwielbiam humor w jego świecie, nawet tamtejsze rynsztokowe odzywki.

I szczerze? Wole średniego czy nawet słabego Wiedźmina od Reynevana. :-)

Wielka radość! Nowa powieść Sapkowskiego ze świata Wiedźmina. Nie jest jego najlepszą, ale wbrew wielu negatywnym opiniom uważam, że "Sezon burz" nie jest taki zły. Przeczytałam go/ją od wieczora do bladego świtu, bo nie mogłam się oderwać. Uwielbiam Geralta i uwielbiam humor w jego świecie, nawet tamtejsze rynsztokowe odzywki.

I szczerze? Wole średniego czy nawet słabego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Gdy pan Glattauer napisal „Gut gegen Nordwind” (czyli „Napisz do mnie”), uszczęśliwił mnie zapewnieniem, że historia jest kompletna i nie będzie żadnego ciągu dalszego. Bo dla mnie historia ta była doskonała. A szczególnie z TAKIM zakończeniem.

Ku mojej zgrozie trzy lata później wyszła część druga. Zbojkotowałam ją, usilnie starałam się zapomnieć o jej istnieniu.
Jednak rok temu ciekawość zwyciężyła.

Kontynuacje nie zawsze dorównują pierwszym częściom. Właściwie nie, kontynuacje dość rzadko dorównują pierwszym częściom, chyba że są zamierzonymi cyklami.

Czy można ulepszyć doskonałość? Nie można. Muszę przyznać, że część drugą historii Leo i Emmi czytałam bardziej z musu niż potrzeby ducha. Na moje szczęście między początkiem i końcem umieszczono ponownie mnóstwo ekscytujących emocji, które czytało mi się (przynajmniej częściowo) z zapartym tchem. Jednak mojego osobistego uprzedzenia nie udało się zmienić. Nadal uważam, że druga część jest zbyteczna, mimo że bardzo miło czytało mi się „więcej” Leo. Bo to, co Leo pisze, jest niesamowite. I dzięki jego ubranym w słowa emocjom nie jestem w stanie tej książki przekreślić. Może dlatego, że właśnie takie słowa i emocje ze strony mężczyzny bardzo mnie poruszają.

Ps. Jedno, co mi się bardzo, ale to bardzo nie podobało: że zdradzony (w sumie już w pierwszej części) mąż w jakiś sposób został wykreowany na tego złego, na tego, który przekroczył dozwolone granice i złamał zasadę nietykalności prywatności. Bo przeczytał nie swoje (a swojej zony i jej wirtualnego przyjaciela) maile i zareagował na nie, prosząc wirtualnego przyjaciela, żeby po jednym spotkaniu zostawił jego żonę i rodzinę w spokoju. Ale gdzie kończy się osobista prywatność osoby żyjącej w związku? Czy osoba żyjąca w związku ma prawo do tak emocjonalnego kontaktu korespondencyjnego, jaki miała Emmi z Leo i na dodatek powinno to być respektowane przez jej własnego partnera? O tę kwestię mogłabym się spierać. Nawet jeśli Emmi i Leo jeszcze nigdy się nie spotkali, ich wymiana listowna to najczystszy uczuciowy romans. Słowne pocałunki i duchowo-emocjonalne pieszczoty zapierające nawet czytelniczce dech w piersiach i uwalniające motyle w brzuchu. Skok w bok. Zdrada. Nic innego.

Gdy pan Glattauer napisal „Gut gegen Nordwind” (czyli „Napisz do mnie”), uszczęśliwił mnie zapewnieniem, że historia jest kompletna i nie będzie żadnego ciągu dalszego. Bo dla mnie historia ta była doskonała. A szczególnie z TAKIM zakończeniem.

Ku mojej zgrozie trzy lata później wyszła część druga. Zbojkotowałam ją, usilnie starałam się zapomnieć o jej istnieniu.
Jednak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Gdzieś na początku roku 2007 jeden z moich ówczesnych e-korespondencyjnych znajomych dał mi w prezencie książkę. „Zakochasz się”, przepowiedział. Popatrzyłam na niego z lekkim politowaniem, bo jeśli chodzi o książki, to jestem niestety (albo na swoje szczęście) dość wybredna. Niby skąd mógł wiedzieć, jakie powieści mają szansę mnie poruszyć, jeśli ja sama nie potrafię tego przewidzieć?

A jednak miał rację, jasnowidz domorosły. Powieść „połknęłam” w ciągu kilku godzin z wypiekami na policzkach przeplatanymi nieoczekiwanymi ściśnięciami gardła tudzież klatki piersiowej i „motylkami w brzuchu”. Zakochałam się. Bo to cudo.

I jakże mi bliskie. Sama lubię pisać i uwielbiam korespondować z ludźmi, którzy umieją posługiwać się, a nawet bawić słowami i mają więcej do powiedzenia niż „Cześć, jak leci? Szkoda czasu na pisanie, spotkajmy się.” I mam za sobą kilka udanych listownych/mailowych kontaktów i znajomości, których nigdy nie nawiązałabym bez pomocy internetu. Co prawda jeszcze nie udało mi się przeżyć tak intensywnego i emocjonującego kontaktu, jaki mieli Emmi i Leo, ale nadal mam nadzieję na takie spotkanie. :)
I zabawne, jak wiele wypowiedzi i odzywek, zarówno Emmi jak i Leo mogłoby być moimi własnymi...

Nie da się ukryć, powieść wywarła na mnie niesamowite wrażenie, możliwe, że przez moją ówczesną internetomanię czy czatomanię. Wtedy jeszcze pan Glattauer zarzekał się, że historia Emmi i Leo jest zakończona i nie będzie żadnej części drugiej. Wielbiłam go za to, gdyż jak dla mnie była ona doskonała, z zakończeniem włącznie.
Ale niestety. Pan Glattauer najwyraźniej poddał się jakimś odgórnym naciskom, zmienił zdanie i dopisał część drugą. Zbojkotowałam ją i złamałam się dopiero jakiś rok temu. :) Ale o tem potem.

„Gut gegen Nordwind” czyli „Dobry na północny wiatr”. Fakt, tytuł przetłumaczony dosłownie na język polski nie ma takiej mocy jak w oryginale, nie dziwię się, że został zmieniony. Szkoda jednak, że sposób pisania polskiego tytułu za bardzo zalatuje mało oryginalną "pożyczką" od jednego z polskich autorów, nie pamiętam jego nazwiska. Ale tytuł to naprawdę drobnostka. Po moich kilku nieciekawych doświadczeniach z przetłumaczonymi na „nasz” niemieckimi powieściami wahałam się, czy w ogóle jest sens czytać tę książkę po polsku. Kilka dni temu odważyłam się jednak i muszę pochwalić, że tłumaczka „Napisz do mnie” naprawdę świetnie wywiązała się z zadania. Na szczęście. Dlatego mogę ze spokojnym sumieniem gorąco polecić tę książkę „internetowym” czytelnikom, i to każdemu, kobiecie i mężczyźnie, ponieważ nie jest to żadne kobiece czytadło, mimo że okładka usilnie próbuje to zasugerowac. (Oryginalna okładka posiada - jak dla mnie - więcej wyrazu).

A najwięcej przyjemności z czytania będą mieli internauci, którzy jak ja przeżyli ciekawe e-korespondencyjne znajomości.

Gdzieś na początku roku 2007 jeden z moich ówczesnych e-korespondencyjnych znajomych dał mi w prezencie książkę. „Zakochasz się”, przepowiedział. Popatrzyłam na niego z lekkim politowaniem, bo jeśli chodzi o książki, to jestem niestety (albo na swoje szczęście) dość wybredna. Niby skąd mógł wiedzieć, jakie powieści mają szansę mnie poruszyć, jeśli ja sama nie potrafię tego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powieść interesująca, zabawna, wciągająca – ale tylko i wyłącznie, jeśli się ją czyta w niemieckim oryginale. Wiele powieści Gaby Hauptmann tak ma, czyta się je lekko i przyjemnie, niektóre nawet po kilka razy (np. moja ulubiona "Fünf-Sterne-Kerle inklusive"). Popełniłam kiedyś jednak błąd, kupiłam sobie polskie tłumaczenie „Impotenta” i zaczęłam czytać...
Bogowie, co chwila włos mi się jeżył, a to jeżenie przeplatane było napadami niedowierzającego śmiechu...
Tłumaczenie miejscami jakby dokonane przez polskojęzycznego dyletanta. Nie, przepraszam! Synonimem „dyletanta” jest laik, więc to słówko nie w pełni oddaje moje negatywne wrażenie na temat umiejętności tłumacza i korektora. Nie lubię zaginać rogów kartek, ale podczas czytania tej książki zaczęłam zaginąć rogi przy każdym błędzie językowym, jaki znalazłam (a z pewnością nie wszystko „zoczyłam”, bo nie jestem polonistką) – rezultat był... co najmniej zastanawiający. Jak coś takiego mogło w ogóle zostać dopuszczone do druku?
Książka powędrowała gdzieś do kąta, ale jeśli ją kiedyś znajdę, obiecuję, że wypiszę parę tych anty-perełek – a niech i innym trochę się włos pojeży. Albo się pośmiejecie...

A ja wrócę do wydania oryginalnego.

Powieść interesująca, zabawna, wciągająca – ale tylko i wyłącznie, jeśli się ją czyta w niemieckim oryginale. Wiele powieści Gaby Hauptmann tak ma, czyta się je lekko i przyjemnie, niektóre nawet po kilka razy (np. moja ulubiona "Fünf-Sterne-Kerle inklusive"). Popełniłam kiedyś jednak błąd, kupiłam sobie polskie tłumaczenie „Impotenta” i zaczęłam czytać...
Bogowie, co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powieść tę wzięłam do ręki zaintrygowana nielicznymi negatywnymi opiniami na tym forum. Jestem czytelniczką raczej nie poddającą się "hype'owi" jako takiemu i wiele "modnych" bestsellerów podobających się ogółowi wywołuje we mnie wielki znak zapytania.

Nie inaczej jest z "Bez przebaczenia". Książkę tę czyta się przez większość czasu jak słabą relację naocznego świadka, jest uboga w treść opisową. Możliwe, że weszliśmy w jakieś słowno-minimalistyczne czasy, bo wiele współczesnych produkcji drukowanych tym sie cechuje, a szkoda. Sam pomysł na historię jest nawet interesujący, dałoby się zrobić z niego naprawdę dobrą powieść, ale ta polszczyzna... Bogowie, jakże różni się od tej, której uczyłam się w szkole (a jestem rówieśnicą autorki) i której używam całe moje życie.

Ktoś w jednej z poprzednich recenzji pisał o stylu tej powieści: "prosty język". Powiedziałabym: wręcz "ubogi", miejscami zaś prymitywny. Czasem odnosiłam wrażenie, jakby została ona przetłumaczona z języka obcego na nasz przez tłumacza, któremu dosyć obce są tajniki i zawiłości języka polskiego. Miejscami zaś, że pisała to osoba nastoletnia na jakieś kilka lat przed maturą. Podczas czytania wynotowałam sobie kilka rzucających się w oczy i na umysł antyperełek: "z parującymi policzkami" (wow, z takim określeniem jeszcze się nie spotkałam), "ojciec podleciał do niej" (kilka razy), "noga obuta w wysokiego buta", "zaczęły mu pulsować kości policzkowe" (też dla mnie nowość fizjologiczna), „drżącą ręką położyła przed nim szklankę z wodą”, „obydwoje narażają swoją karierę wojskową” (chodziło o Piotra i Marcina). Lecz nawet jeśli autorka ma problemy z poprawną polszczyzną, to czy książki przed wydaniem nie przechodzą przez jakieś dokładne fachowe korekty?
I to zawziete nadużywanie zaimków rzeczownych "ona" i "on" w miejscach tak oczywistych, jakby użycie formy domyślnej mogło stanowić dla czytelnika niebezpieczeństwo przeoczenia, że chodzi o osobę z poprzedniego zdania... równoważone oszczędzaniem znaków zapytania w oczywistych pytaniach.

Powtarzam, pomysł na historie niezły, ale na wciągnięcie się w nią nie pozwalała mi ta słaba polszczyzna. Przebrnęłam z trudem. A szkoda, bo lubię historie o żołnierzach.

Powieść tę wzięłam do ręki zaintrygowana nielicznymi negatywnymi opiniami na tym forum. Jestem czytelniczką raczej nie poddającą się "hype'owi" jako takiemu i wiele "modnych" bestsellerów podobających się ogółowi wywołuje we mnie wielki znak zapytania.

Nie inaczej jest z "Bez przebaczenia". Książkę tę czyta się przez większość czasu jak słabą relację naocznego świadka,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Nowe idzie Michał Cetnarowski, Dawid Juraszek, Tomasz Kilian, Paweł Majka, Jakub Małecki, Andrzej Miszczak, Jewgienij T. Olejniczak, Adam Przechrzta, Piotr Rogoża, Joanna Skalska, Robert M. Wegner, Cezary Zbierzchowski
Ocena 6,0
Nowe idzie Michał Cetnarowski,...

Na półkach: ,

Nie przepadam za formami krótkimi, więc rzadko sięgam po zbiory opowiadań, nawet fantastyczne. Wolę powieści. Zbiorek "Nowe idzie" wpadł mi w ręce całkiem przypadkowo i już jakiś czas temu i jego zawartość się w mojej pamieci nie ostała - z jednym jedynym wyjątkiem.

King Arthur meets Szare Szeregi.

Opowiadanie Roberta Wegnera zrobiło na mnie duże wrażenie. Poruszyło mnie.
Wrażenie to pozostało nawet wtedy, gdy z czasem umknął mi tytuł zbiorku, ba, również tytuł opowiadania i nazwisko autora! W jakiejś rozmowie ze znajomymi napomknęłam o tym opowiadaniu, niestety nikt go nie znał, ale zaciekawiło wszystkich, rozpoczęłam więc żmudne poszukiwania.
Odnalazłam. Przeczytałam znowu. I znowu. I nadal jestem pod wrażeniem.

Nie przepadam za formami krótkimi, więc rzadko sięgam po zbiory opowiadań, nawet fantastyczne. Wolę powieści. Zbiorek "Nowe idzie" wpadł mi w ręce całkiem przypadkowo i już jakiś czas temu i jego zawartość się w mojej pamieci nie ostała - z jednym jedynym wyjątkiem.

King Arthur meets Szare Szeregi.

Opowiadanie Roberta Wegnera zrobiło na mnie duże wrażenie. Poruszyło...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Po książkę tę sięgnęłam właściwie przez przypadek. Lubię powieści erotyczne z fabułą, naczytałam się ich trochę i mogę powiedzieć, że mam skalę porównawczą.

"Trzy oblicza pożądania"... poruszyły mnie. Całkiem nieoczekiwanie. To nie tylko erotyk, to miejscami (dla mnie osobiście) mnóstwo emocji i wypieków na policzkach - nie z powodu scen łóżkowych, chociaż i takowe się tam oczywiście znajdują. Nie, te emocje dotyczyły tego, co wyczytałam i wyobraziłam sobie pomiędzy słowami - intymną, romantyczną bliskość pomiędzy kobietą i mężczyzną, pomiędzy dwoma mężczyznami... Jest to moja dotychczas jedyna powieść Megan Hart i nie wiem, czy w ogóle sięgać po inne - żeby nie psuć sobie wrażenia. ;-)

Po książkę tę sięgnęłam właściwie przez przypadek. Lubię powieści erotyczne z fabułą, naczytałam się ich trochę i mogę powiedzieć, że mam skalę porównawczą.

"Trzy oblicza pożądania"... poruszyły mnie. Całkiem nieoczekiwanie. To nie tylko erotyk, to miejscami (dla mnie osobiście) mnóstwo emocji i wypieków na policzkach - nie z powodu scen łóżkowych, chociaż i takowe się tam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Uwielbiam tę książkę... Gdy czytałam ją po raz pierwszy (z ilu razy, dziesięciu?), bardzo szybko olśniło mnie: przecież to moje własne liceum. Może też dlatego darzę ją takim sentymentem?

Uwielbiam tę książkę... Gdy czytałam ją po raz pierwszy (z ilu razy, dziesięciu?), bardzo szybko olśniło mnie: przecież to moje własne liceum. Może też dlatego darzę ją takim sentymentem?

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

No nie wiem.. Gdy odkryłam sagę o Geralcie, stałam się wielbicielką książek Sapkowskiego, ale najwyraźniej wielbicielką tylko wyżej wymienionej sagi. Do Reynevana zabieram się co jakiś czas i przerywam. Zaczynam i rezygnuję. I tak już kilka razy. Wszystkie książki o Geralcie przeczytałam po kilka razy od deski do deski z równie ogromną przyjemnością jak za pierwszym razem, a przez pierwszy tom Reynevana od lat nie mogę się przegryźć. Nie będę mu jednak jeszcze stawiać oceny, bo trzeba byłoby zacząć i wreszcie dotrzeć do końca - i wtedy dać upust.. no własnie, ciekawa jestem, czemu.

No nie wiem.. Gdy odkryłam sagę o Geralcie, stałam się wielbicielką książek Sapkowskiego, ale najwyraźniej wielbicielką tylko wyżej wymienionej sagi. Do Reynevana zabieram się co jakiś czas i przerywam. Zaczynam i rezygnuję. I tak już kilka razy. Wszystkie książki o Geralcie przeczytałam po kilka razy od deski do deski z równie ogromną przyjemnością jak za pierwszym razem,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to