Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Właśnie skończyłam czytać drugi tom cyklu "Dziewczyna z gór" Małgorzaty Wardy. Pierwsza część mnie zainteresowała i choć spodziewałam się czegoś bardziej "kryminalnego" to dostarczyła mi sporo rozrywki. Co do części drugiej miałam nieco mniejsze (i inne ) oczekiwania i bardzo się z tego powodu cieszę. Autorka , choć trzymałam za to kciuki, nadal nie skręciła w kierunku thrillera/kryminału tylko pozostała w gatunku powieści obyczajowej. Niestety tym razem czegoś tutaj zabrakło. Moim zdaniem temat , na którym została oparta fabuła tego cyklu, został już przerobiony i wyczerpany w tomie pierwszym. Spodziewałam się, że zostanie tutaj dodane coś nowego, jednak się rozczarowałam. Satysfakcjonujące były jedynie Karpaty i zakończenie książki.

Ofiara porwania, Nadia, po wielu latach decyduje się ujawnić policji swoją tożsamość. W wyniku tego następuje ciąg dramatycznych zdarzeń.Śnieżna burza pogrąża w chaosie górskie miasteczko, utrudniając prowadzenie śledztwa, a w tym czasie wychowywana poza światem Nadia wraca do cywilizacji. Tam musi stawić czoła mediom i policji. Pojawiają się wątpliwości, czy jest ofiarą porwania, czy może od lat świadomie kieruje własnym losem. Porywacz pozostaje nieuchwytny. Pojawiające się tropy sugerują jego śmierć, ale czy Jakub na pewno nie żyje? I kim właściwie jest? Przestępcą czy może człowiekiem, który w końcu nauczył się kochać?


Na wstępie powiem , że by cieszyć się z lektury, nie trzeba czytać tomu pierwszego. Autorka cały czas używa retrospekcji, wraca do wydarzeń z przeszłości, opowiada o rzeczach o których czytaliśmy zaledwie "kilkadziesiąt" stron wcześniej. Moim zdaniem właśnie ta powtarzalność, jest najsłabszą stroną tego tytułu. W tomie pierwszym dowiedzieliśmy się, że Nadia została porwana przez swojego ojca i wywieziona w Bieszczady, gdzie spędziła kolejnych kilkanaście lat życia nie kontaktując się ze swoją rodziną. Pod koniec książki Jakub pozoruje swoją śmierć dając tym samym dziewczynie wolność. W tym tomie Nadia wraca do domu i próbuje na nowo ułożyć swoje stosunki z dawno nie widzianymi rodzicami. Jednak okazuje się to bardzo trudne. Nadal tęskni za swoim zaginionym ojcem i postanawia pomóc policji w poszukiwaniach. Mówiąc szczerze miałam nadzieję, że tej rodzinnej psychologii będzie tutaj troszkę więcej. Brakowało mi szczerych rozmów matki z córką, wyjaśnienia dlaczego dziewczyna nigdy nie próbowała skontaktować się ze swoimi bliskimi choć mogła te zrobić. Jak odnajduje się osoba zaginiona, szczególnie po kilkunastu latach, to traktowane to jest jak cud. Tutaj tego cudu nie doświadczyłam. Miałam wrażenie, że Nadią interesowała się jedynie policja i garstka dziennikarzy. Nie zjechała się rodzina, nie przychodzili przyjaciele....wszystko to odbyło się jakoś anonimowo. Zawiedziona jestem również tym, że pomimo faktu iż duża część narracji należała do Jakuba, to i on się nie otworzył. Nadal się nie dowiedziałam co takiego wydarzyło się w "domu zła" i jakie miało konsekwencje. Wielki potencjał jaki tkwił w tym temacie nie został wykorzystany. Liczyłam na to, że autorka pokaże jaki wpływ na dorosłe życie człowieka mają traumatyczne wydarzenia z dzieciństwa. Jak tortury, wykorzystywanie seksualne mogą zniszczyć człowieka i jaki mają wpływ na jego psychikę. Metamorfoza jaką przeszedł Jakub była kompletna jednak zdecydowanie powierzchowna. Zresztą wszystko w tej powieści takie było. Autorka zamiast na szczegółowej analizie psychologicznej bohaterów skupiła się na nostalgii i niczego nie wyjaśniających retrospekcjach, które momentami były nudne. Na siłę wprowadzono tutaj również wątek romantyczny , który nijak nie przystawał do tego w jakiej kondycji psychicznej byli bohaterowie. Romans ten był zupełnie od czapy... no chyba że chodziło o "zwykły" seks na odreagowanie.

Po drugiej części cyklu nadal do końca nie wiem kim była Nadia. Ponieważ samej ciężko było mi ją rozgryźć poprosiłam o pomoc mojego męża. Z wielkim bólem (trzy kropki) przeczytał tę książkę i wnioski, które wyciągnął mnie zaintrygowały. Jego zdaniem Nadia padła ofiarą syndromu sztokholmskiego jednak autorka nie miała na tyle odwagi by w pełni pociągnąć temat. Wskazał mi jednak kilka szczegółów w tekście, które wskazywały na to, że dziewczyna była zakochana w swoim ojcu (chociażby to, że był dla niej najpiękniejszym mężczyzną na świecie). Jak zaczęłam się nad tym zastanawiać to myślę, że mój luby mógł mieć rację. Może to fakt, że była zauroczona porywaczem (nawet jeśli był jej ojcem) nie pozwolił jej skontaktować się z czekającą na nią rodziną? Bo przecież przez większość spędzonego na odludziu czasu prowadziła normalne życie, miała przyjaciół, chodziła do szkoły, miała telefon i komputer. Ciekawi mnie czy inny autor, żyjący w mniej pruderyjnym kraju, wykorzystał by cały potencjał "syndromu sztokholmskiego". Czy książka o kazirodztwie , na miarę dzieł Virginii C Andrews, nie zniszczyła by reputacji autorki? Tego już się nie dowiemy, bo oprócz paru fragmentów , które zresztą mogliśmy błędnie zinterpretować, nie mam tutaj absolutnie nic "grzesznego".

Tym co mi się podobało to opisy przyrody i jej potęgi. Lubię wędrować po górach i wiem jak mogą być niebezpieczne. Groźne zwierzęta, kłusownicy, przemytnicy, pogoda, przepaści, osuwiska...wszystko to sprawia, że zwykła wycieczka może skończyć się tragedią. Nadia , choć momentami myślałam że jest lekkomyślna, rozumiała góry i czuła przed nimi respekt. I to mi się w niej podobało. Małgorzata Warda zdecydowanie umie tworzyć klimat. Sprawia, że czytelnik się teleportuje, w jednej minucie jest we własnym łóżku a po kilku akapitach budzi się w zimnej, bieszczadzkiej chacie. Bardzo mi się to podobało. Choć nie zakochałam się w bohaterach to przyroda mnie oczarowała.

Jeśli kiedykolwiek zostanie napisana trzecia część cyklu "Dziewczyna z gór", a przeczytałam gdzieś że takie są plany autorki, to nie wiem czy po nią sięgnę. Już teraz wiem co się stało z głównymi bohaterami i wydaje mi się, że ciągłe wałkowanie ich przeszłości, nie ma już większego sensu. Moim zdaniem autorka powinna pójść dalej i zacząć coś nowego, by kompletnie nie zepsuć tego cyklu. Mi marzy się jakiś fajny kryminał z Bieszczadami w tle, coś mrocznego, krwistego i trzymającego w napięciu. Biorąc pod uwagę jak utalentowana jest Warda wierzę, że napisanie takiej książki będzie dla niej bułeczką z masłem. Czekam.

Właśnie skończyłam czytać drugi tom cyklu "Dziewczyna z gór" Małgorzaty Wardy. Pierwsza część mnie zainteresowała i choć spodziewałam się czegoś bardziej "kryminalnego" to dostarczyła mi sporo rozrywki. Co do części drugiej miałam nieco mniejsze (i inne ) oczekiwania i bardzo się z tego powodu cieszę. Autorka , choć trzymałam za to kciuki, nadal nie skręciła w kierunku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Każdego roku w Polsce dochodzi do ponad 180 zaginięć dzieci. Wyobrażacie to sobie? Co drugi dzień jakieś dziecko nie wraca do swojego domu. W Polsce porwania dzieci mają najczęściej tzw. rodzicielski charakter. Są efektem niezgody lub konfliktu między partnerami. Motywacje są przeróżne - nieumiejętność porozumienia w kwestii podziału władzy rodzicielskiej lub zamieszkania dziecka, ucieczka przed przemocą psychiczną lub fizyczną. Wcale się nie dziwię, że i Magdalena Warda postanowiła zainteresować się tym tematem. Nie jest tajemnicą, że po jej książki sięgają kobiety, które w większości same mają dzieci. I to właśnie one najbardziej emocjonalnie odbiorą tę książkę. Ale czy im się spodoba morał jaki wplotła w nią autorka? To już może być kwestia sporna.

Każdego roku w Polsce dochodzi do ponad 180 zaginięć dzieci. Wyobrażacie to sobie? Co drugi dzień jakieś dziecko nie wraca do swojego domu. W Polsce porwania dzieci mają najczęściej tzw. rodzicielski charakter. Są efektem niezgody lub konfliktu między partnerami. Motywacje są przeróżne - nieumiejętność porozumienia w kwestii podziału władzy rodzicielskiej lub zamieszkania...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy znacie kogoś, z waszej rodziny, kto siedział lub siedzi w więzieniu? U mnie , oprócz mojej ciotki, którą wsadzono za kraty w latach 70-tych za szerzenie zachodniej propagandy, wszyscy zachowywali się jak przykładni obywatele. Największymi wykroczeniami moich ziomków była zbyt szybka jazda i parę rozrób po pijaku, czyli ani nic poważnego ani ciekawego. Dlatego też bardzo ciężko jest mi się postawić w sytuacji Izzy, której ojciec został oskarżony o morderstwo i osadzony w więzieniu. A teraz wychodzi na wolność... Muszę wam się przyznać, że nie wiem co bym zrobiła na miejscu naszej bohaterki : czy uciekała bym w popłochu przed mordercą czy też dała mu szansę i wysłuchała co ma do powiedzenia ? Gillian McAllister napisała emocjonującą, bardzo psychologiczną powieść, która trzymała mnie w napięciu od samego początku do końca.

Czy znacie kogoś, z waszej rodziny, kto siedział lub siedzi w więzieniu? U mnie , oprócz mojej ciotki, którą wsadzono za kraty w latach 70-tych za szerzenie zachodniej propagandy, wszyscy zachowywali się jak przykładni obywatele. Największymi wykroczeniami moich ziomków była zbyt szybka jazda i parę rozrób po pijaku, czyli ani nic poważnego ani ciekawego. Dlatego też bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Choć zarówno historia II Wojny Światowej jak i postać samej autorki są mi dobrze znane, tak nigdy jeszcze nie miałam okazji przeczytać niniejszej książki. Może będzie dla was zaskoczeniem kiedy powiem wam, że pierwsza, anglojęzyczna, wersja tych pamiętników, została opublikowana jeszcze przed końcem wojny, dlatego też znane wówczas fakty i liczby nie dorównywały prawdziwym statystykom. Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat przeczytałam wiele książek o Holokauście, w tym sporo o getcie warszawskim i jego powstaniu, ale ta relacja była dla mnie czymś wyjątkowym. Autorka (prawdziwe nazwisko Miram Wattenberg) pisała ją w wieku 15-19 lat, a kiedy odzyskała wolność, postanowiła przeredagować, poprawić swoje dzieło, dlatego też ostateczny rezultat jest połączeniem pamiętnika i pracy autobiograficznej, i myślę, że forma ta zdała egzamin. Bezpośredniość relacji sprawia, że ​​książka jest zarówno fascynująca, jak i trudna w odbiorze. Autorka nie oszczędziła czytelnikom barwnie opisanego i szczegółowego świadectwa tego, co stało się z Żydami w getcie pod rządami nazistów.

Choć zarówno historia II Wojny Światowej jak i postać samej autorki są mi dobrze znane, tak nigdy jeszcze nie miałam okazji przeczytać niniejszej książki. Może będzie dla was zaskoczeniem kiedy powiem wam, że pierwsza, anglojęzyczna, wersja tych pamiętników, została opublikowana jeszcze przed końcem wojny, dlatego też znane wówczas fakty i liczby nie dorównywały prawdziwym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mija miesiąc, dwa, trzy, potem rok i kolejny, a dziecka jak nie było, tak nie ma. Z czasem przychodzi zniechęcenie i rezygnacja, pojawiają się też niewygodne pytania ze strony rodziny i znajomych: „to kiedy w końcu będziecie mieli dziecko?”. Problemy z zajściem w ciążę dotyczą coraz większej liczby par na całym świecie. Nawet co czwarta para musi długo starać się o dziecko, a niepłodność dotyczy około 10-15% partnerów w Polsce. Aleksandra i Jan, choć udaje im się zajść w ciążę, i to aż sześciokrotnie, nadal nie doczekali się potomka. Kobieta cierpi na zespół poronień nawykowych, każda z ciąż kończy się w 12 tygodniu.. Choć z początku lekarze byli pełni nadziei i kazali próbować do skutku tak teraz się poddali. Jednak Aleksandra ani myśli to robić. Z pomocą przychodzi jej przyjaciółka, która ma plan...

Mija miesiąc, dwa, trzy, potem rok i kolejny, a dziecka jak nie było, tak nie ma. Z czasem przychodzi zniechęcenie i rezygnacja, pojawiają się też niewygodne pytania ze strony rodziny i znajomych: „to kiedy w końcu będziecie mieli dziecko?”. Problemy z zajściem w ciążę dotyczą coraz większej liczby par na całym świecie. Nawet co czwarta para musi długo starać się o dziecko,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Dobra siostra" to kolejna książka z efektem "wow!". od samego początku urzekła mnie niczym intrygujący wernisaż i przez pięć długich godzin (podczas których sama wyciągnęłam wtyczkę), odmawiałam kontaktu ze światem zewnętrznym, ignorowałam mojego najdroższego męża, który pytał mnie, dlaczego nie ma żadnej czystej koszuli. Na dodatek udało mi się spalić resztki jedzenia na wynos.Jak? Nie wiem. Nie słyszałem moich imprezujących sąsiadów, którzy niedawno zamienili swój dom w cyrk Airbnb . Nie zwracałam uwagi na wrzaski z telewizora (Najdroższy Mąż postanowił oglądać ostatni sezon Żywych Trupów beze mnie, za karę) Po prostu czytałam i muszę przyznać: TO JEST TO! NAJLEPSZA KSIĄŻKA SALLY HEPWORTH! A FERN TO JEDNA Z NAJBARDZIEJ FASCYNUJĄCYCH POSTACI, KTÓRE KIEDYKOLWIEK POZNAŁAM.

Pełna recenzja na blogu : http://czytankanadobranoc.blogspot.com/2021/08/dobra-siostra-sally-hepworth.html

"Dobra siostra" to kolejna książka z efektem "wow!". od samego początku urzekła mnie niczym intrygujący wernisaż i przez pięć długich godzin (podczas których sama wyciągnęłam wtyczkę), odmawiałam kontaktu ze światem zewnętrznym, ignorowałam mojego najdroższego męża, który pytał mnie, dlaczego nie ma żadnej czystej koszuli. Na dodatek udało mi się spalić resztki jedzenia na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jasna cholera! Ta książka jest fantastyczna!Już sam jej początek prawie przyprawił mnie o zawał serca. Muszę przyznać, że ostatnio mam dużo szczęścia w doborze książek a "Zamiana" jest kolejną z pozycji wydawnictwa Prószyński i S-ka, która znalazła się w moim TOP 10 tego roku. Brawo.
Najnowsza powieść Harding to wciągająca emocjonalnie historia, w której poznajemy trzy charakterystyczne postacie kobiece, tworzące toksyczny zestaw relacji. Te szalone postacie i chaos, który tworzą, były przedstawione w całej okazałości,po prostu nie mogłam przestać przewracać kartek... Skandaliczne związki, pokręcona obsesja i kilka zwrotów akcji, które były naprawdę przesadzone Wszystko napisane w szalenie niestosowny sposób... Kilka scen na końcu mnie zaskoczyło. To była jedna z tych niewinnych ucieczek w świat fikcji, podczas których możesz po prostu cieszyć się szalonymi scenariuszami i podziękować swoim gwiazdom, że to nie dzieje się naprawdę.

Pełna recenzja na blogu : http://czytankanadobranoc.blogspot.com/2021/08/zamiana-robyn-harding.html

Jasna cholera! Ta książka jest fantastyczna!Już sam jej początek prawie przyprawił mnie o zawał serca. Muszę przyznać, że ostatnio mam dużo szczęścia w doborze książek a "Zamiana" jest kolejną z pozycji wydawnictwa Prószyński i S-ka, która znalazła się w moim TOP 10 tego roku. Brawo.
Najnowsza powieść Harding to wciągająca emocjonalnie historia, w której poznajemy trzy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie jestem wielkim fanem literatury faktu. Wróć. Jestem wielkim fanem literatury faktu, ale nie jestem wielkim fanem jej czytania. Czy to ma sens? Jeśli nie, to postaram się wyjaśnić. Chociaż cenię sobie naukę i poszerzanie wiedzy o otaczającym mnie świecie, tak wszelkiego rodzaju reportaże szybko mnie nudzą (wiem, wstyd się do tego przyznać). Faktem jednak jest, że większość autorów literatury faktu jest bardziej ekspertami w swojej dziedzinie niż twórcami bestsellerów. Dostarczają wartościowe towary, ale nie zadają sobie trudu by je odpowiednio "upiększyć" i zareklamować, zrobić idealnymi do spożycia dla przeciętnego Kowalskiego. Erik Larson jest jednak geniuszem. Wprost nie mogłam odłożyć tej książki. (W sensie przenośnym - przeczytanie zajęło mi około tygodnia). Cały czas spędzony nad tą książką był naznaczony momentami, w których przerywałam czytanie by kolejny raz się pozachwycać nad tym dziełem. Zdarzało się nawet tak, że budziłam męża w środku nocy i czytałam mu wybrane fragmenty. O wielkości autora świadczy to, że słuchał z zainteresowaniem i ani razu nie zasnął. No i nie oberwałam poduszką.

pełna recenzja na blogu : http://czytankanadobranoc.blogspot.com/2021/03/diabe-w-biaym-miescie-erik-larson.html

Nie jestem wielkim fanem literatury faktu. Wróć. Jestem wielkim fanem literatury faktu, ale nie jestem wielkim fanem jej czytania. Czy to ma sens? Jeśli nie, to postaram się wyjaśnić. Chociaż cenię sobie naukę i poszerzanie wiedzy o otaczającym mnie świecie, tak wszelkiego rodzaju reportaże szybko mnie nudzą (wiem, wstyd się do tego przyznać). Faktem jednak jest, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kilka lat temu zmarła moja babcia. Pamiętam, że bardzo się śpieszyłam by zdążyć na pogrzeb. Miałam do przebycia ponad 5 tysięcy kilometrów. Było upale lato, domy pogrzebowe nie chciały trzymać ciał zbyt długo. Udało mi się, jednak po wielogodzinnej podróży byłam zła i zmęczona. Z samolotu pojechałam od razu do Kościoła. nie dane mi nawet było ostatni raz zobaczyć mojej ukochanej babci i godnie się z nią pożegnać. Pamiętam, że stojąc w kościelnej ławie czułam chłód i rozczarowanie. Nie płakałam. Moja mama ściskała mnie za rękę, pragnęła wydobyć ze mnie jakieś emocje....a ja po prostu nie byłam w stanie ich z siebie wykrzesać. Oczy były suche, serce puste. Bo ona odeszła i pozostawiła po sobie "brak" i nicość. Nie czułam potrzeby wylewania łez ponieważ nie miałam nad kim...babci już nie było. Poszła do lepszego świata. Do dziś moja rodzicielka ma mi za złe , że nie stać mnie było choć na jedną łzę. Choć mi nigdy tego nie powiedziała to mam wrażenie, że od tamtego czasu traktuje mnie inaczej, z większą rezerwą. Ale czy ja naprawdę nie mam uczuć? Główna bohaterka książki "Uderz się w serce" wymierzyła mi solidnego policzka. Choć bardzo nie chciałam traktować jej jak lustrzanego odbicia , tak momentami nie mogłam się przed tym powstrzymać. Po prostu widziałam w niej siebie... ale czy ja naprawdę jestem takim potworem? Czy to po prostu depresja sprawia, że tracimy empatię ?

Pełna recenzja na blogu : http://czytankanadobranoc.blogspot.com/2021/02/uderz-sie-w-serce-amelie-nothomb.html

Kilka lat temu zmarła moja babcia. Pamiętam, że bardzo się śpieszyłam by zdążyć na pogrzeb. Miałam do przebycia ponad 5 tysięcy kilometrów. Było upale lato, domy pogrzebowe nie chciały trzymać ciał zbyt długo. Udało mi się, jednak po wielogodzinnej podróży byłam zła i zmęczona. Z samolotu pojechałam od razu do Kościoła. nie dane mi nawet było ostatni raz zobaczyć mojej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Znacie historię Komendy? Niesłusznie oskarżonego i osadzonego w więzieniu mężczyzny, który wolność wywalczył dopiero po dwudziestu latach? Nie wiem dlaczego ale książka "Znajdź mnie. Teraz" skojarzyła mi się z tą właśnie postacią. Jeden z naszych głównych bohaterów, Rhys, całe swoje młode życie spędził w więzieniu, do którego trafił za przysłowiową "niewinność". Teraz wyszedł na wolność i wszystko jest dla niego nowe : nowe realia, nowi ludzie, nowa praca, technologia a nawet miłość. Muszę przyznać, że z zainteresowaniem czytałam o tym jak Rhys na nowo odnajduje siebie, jak uczy się otaczającego świata. To właśnie ten aspekt, życia po "więzieniu", był najciekawszy w całej książce, ciekawszy nawet od wątku miłosnego.

pełna recenzja na blogu : http://czytankanadobranoc.blogspot.com/2021/01/znajdz-mnie-teraz-kathinka-engel.html

Znacie historię Komendy? Niesłusznie oskarżonego i osadzonego w więzieniu mężczyzny, który wolność wywalczył dopiero po dwudziestu latach? Nie wiem dlaczego ale książka "Znajdź mnie. Teraz" skojarzyła mi się z tą właśnie postacią. Jeden z naszych głównych bohaterów, Rhys, całe swoje młode życie spędził w więzieniu, do którego trafił za przysłowiową "niewinność"....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jakiś czas temu usłyszałam pewną historię, która jednak może okazać się jedną z urban legen. Dziewczyna budzi się w wannie pełnej lodu. Ma przed sobą telefon komórkowy i doczepioną do niego wiadomością "jak się obudzisz zadzwoń do szpitala. Wycięliśmy Twoją nerkę i potrzebna Ci natychmiastowa pomoc medyczna". Jak tylko przeczytałam opis zamieszczony na okładce książki, przypomniała mi się właśnie ta opowieść. I kolejny raz przez moje ciało przeszedł dreszcz. Wyobraziłam sobie jakie to musi być okropne uczucie, kiedy budzimy się w obcym miejscu, a nad nami nachyla się psychopata, który opowiada nam o strasznych rzeczach, które nam zrobi. Potem jest tylko ciemność. Kiedy kolejny raz otwieramy oczy okazuje się, że leżymy na parkingu. Wokoło są ludzie, światło, dźwięki. Jednak w naszej głowie nadal rozpamiętujemy to co się wydarzyło. Lecz jak o tym opowiemy to wydaje się nierealne...nawet dla nas samych. Czy dziwi nas, że nikt nam nie chce uwierzyć? Dla mnie taka sytuacja byłaby jednym z najgorszych koszmarów, które mogłyby mi się przytrafić. A jak poradziła sobie z tym horrorem nasza bohaterka?

pełna recenzja na blogu : http://czytankanadobranoc.blogspot.com/2021/02/kiedy-spaas-liz-lawler-przedpremierowo.html

Jakiś czas temu usłyszałam pewną historię, która jednak może okazać się jedną z urban legen. Dziewczyna budzi się w wannie pełnej lodu. Ma przed sobą telefon komórkowy i doczepioną do niego wiadomością "jak się obudzisz zadzwoń do szpitala. Wycięliśmy Twoją nerkę i potrzebna Ci natychmiastowa pomoc medyczna". Jak tylko przeczytałam opis zamieszczony na okładce książki,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Osadzony" był moim pierwszym spotkaniem z twórczością Kingi Wójcik i już na wstępie powiem, że na pewno nie ostatnim. Jeśli zajrzycie sobie na portal lubimyczytac.pl to zobaczycie, że każda kolejna książka autorki zgarnia coraz to lepsze noty. Zaczęło się od 7 , póki co jest 8,5 (dla "Osadzonego") a przecież kryminał ten miał premierę zaledwie kilka tygodni temu. Jak zdążyłam się już przekonać tysiące czytelników, których zrzesza ten portal, prawie nigdy się nie myli. Tak było i w tym przypadku. Jeszcze kilka lat temu do polskich kryminałów podchodziłam z przymróżeniem oka, kojarzyły mi się z lekkimi powieściami, głownie dla kobiet, pozbawionymi dramatyzmu, brutalności i przemocy. Zawsze chciałam by któraś z popularnych autorek się odważyła i pokazała przysłowiowe "jaja". W ostatnich latach mojemu życzeniu stało się zadość. Okazało się, że cochones polskich twórczyń są wielkich rozmiarów . "Osadzony" jest doskonałym tego przykładem.

Pełna recenzja na blogu : http://czytankanadobranoc.blogspot.com/2021/02/osadzony-kinga-wojcik.html

"Osadzony" był moim pierwszym spotkaniem z twórczością Kingi Wójcik i już na wstępie powiem, że na pewno nie ostatnim. Jeśli zajrzycie sobie na portal lubimyczytac.pl to zobaczycie, że każda kolejna książka autorki zgarnia coraz to lepsze noty. Zaczęło się od 7 , póki co jest 8,5 (dla "Osadzonego") a przecież kryminał ten miał premierę zaledwie kilka tygodni temu. Jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeśli przyjęłabym pięciogwiazdkową ocenę książek, to "Odruch" dostał by wszystkie (no może 4,5 ale nie lubię bawić się w półśrodki). Jest to solidna, wciągająca lektura i choć nie nazwałabym jej moją ulubioną to było w tej powieści coś co wywarło na mnie wielki wpływ i sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać , analizować. Po prostu myśleć. Czuję, że mam tak wiele do powiedzenia na temat tej lektury, więc postaram się, aby było to tak zwięzłe, jak tylko potrafię. Po pierwsze "Odruch" choć został sklasyfikowany jako thriller jest tak naprawdę dramatem psychologicznym z naciskiem na "psychologiczny". Jeśli szukacie książki , która sprawi że poczujecie na karku dreszcze a w umyśle dyskomfort wywołany strachem, to radzę wam szukać dalej. Zdecydowanie nie jest to powieść dla fanów dreszczowców. Dla mnie była to naprawdę niesamowicie czytelna fikcja literacka, której nie mogłam odłożyć i o której nie mogłam przestać myśleć robią inne rzeczy. Jest surowa, mroczna i okrutna, ale na zdecydowanie innym, bardziej metafizycznym poziomie.

pełna recenzja na blogu : http://czytankanadobranoc.blogspot.com/2021/01/odruch-ashley-audrain.html

Jeśli przyjęłabym pięciogwiazdkową ocenę książek, to "Odruch" dostał by wszystkie (no może 4,5 ale nie lubię bawić się w półśrodki). Jest to solidna, wciągająca lektura i choć nie nazwałabym jej moją ulubioną to było w tej powieści coś co wywarło na mnie wielki wpływ i sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać , analizować. Po prostu myśleć. Czuję, że mam tak wiele do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sięgając po tę książkę zaczęłam się zastanawiać czy ja w ogóle lubię książki obyczajowe? Lub filmy? Co w nich jest takiego, że codziennie przyciągają tak wielu czytelników? Dlaczego czytamy powieści o życiu innych, skoro mamy własne, często ciekawsze i bardziej emocjonujące? Ja na przykład na brak wrażeń nie narzekam, codziennie dzieje się coś nowego, mam swoje wzloty i upadki, tragedie i małe szczęścia. Dlatego myślę, że jest inna przyczyna sięgania po literaturę obyczajową niż jej walory fabularne. A jest nią chęć zdobycia doświadczenia. Bohaterowie tych książek to ludzie tacy jak Ty czy ja, nie superbohaterowie czy przedstawiciele elit, lecz zwykli śmiertelnicy, którzy popełniają błędy i się na nich uczą. Czytając o ich porażkach, my również przejmujemy tę wiedzę, którą być może kiedyś będzie nam dane wykorzystać w naszym życiu. Celem literatury obyczajowej nie jest tylko dostarczenie nam rozrywki lecz uwrażliwienie nas na potencjalne tragedie i problemy, które są udziałem ludzi.

Pełna recenzja na blogu: http://czytankanadobranoc.blogspot.com/2021/01/stacje-serc-monika-sjoholm.html

Sięgając po tę książkę zaczęłam się zastanawiać czy ja w ogóle lubię książki obyczajowe? Lub filmy? Co w nich jest takiego, że codziennie przyciągają tak wielu czytelników? Dlaczego czytamy powieści o życiu innych, skoro mamy własne, często ciekawsze i bardziej emocjonujące? Ja na przykład na brak wrażeń nie narzekam, codziennie dzieje się coś nowego, mam swoje wzloty i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Kobieta w białym kimonie” to hipnotyzująca i emocjonująca lektura. Właśnie za takie książki kocham gatunek fikcji historycznej. Powieści te działają na emocje, podniecają mnie a jednocześnie uczą nowych rzeczy, przedstawiają fakty o których nie miałam pojęcia, których nie uczono mnie na lekcjach historii. Opowieść Jones jest poetycka, hipnotyczna i niesamowicie "elegancka", a jednocześnie wnika głęboko w historię japońskich kobiet podczas drugiej wojny światowej, które znalazły miłość w mniej niż "tradycyjnych" miejscach. Kobiety te za swoje wybory poddawane były ostracyzmowi ,wyrzekały się ich rodziny, odcinali się od nich wszyscy Ci , których znały i kochały. Codziennie musiały wybierać, a ich decyzje często łamały im serce. Ana Jones nie tylko pisze w pięknym i pełnym wdzięku stylu, ale także pokazuje pasję do swojej pracy, przedstawiając badania, które musiała zrobić, pisząc tę ​​powieść.

Pełna recenzja na blogu : http://czytankanadobranoc.blogspot.com/2021/01/kobieta-w-biaym-kimonie-ana-johns.html

„Kobieta w białym kimonie” to hipnotyzująca i emocjonująca lektura. Właśnie za takie książki kocham gatunek fikcji historycznej. Powieści te działają na emocje, podniecają mnie a jednocześnie uczą nowych rzeczy, przedstawiają fakty o których nie miałam pojęcia, których nie uczono mnie na lekcjach historii. Opowieść Jones jest poetycka, hipnotyczna i niesamowicie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Bezwład" to jedna z tych książek, których nie warto zaczynać bez znajomości pierwszego. Oczywiście można to zrobić, jednak jest tu tak dużo odniesień do wydarzeń i postaci z przeszłości, że czytelnik bardzo szybko się pogubi i wpadnie w desperację, co poskutkuje rzuceniem książki w kąt. Jeśli jednak zaczniecie od "Krwawego kwiatu" to obiecuję wam, że się nie rozczarujecie. Pierwszy tom trylogii był niesamowity, a kolejny jeszcze lepszy, jeszcze mroczniejszy i jeszcze bardziej przerażający. Po raz kolejny Louise Boije af Gennäs porwała mnie swoją ekscytującą i niesamowicie fascynującą historią i już się nie mogę doczekać, aż sięgnę po finałowy tom, który (na całe szczęście) ma premierę już w styczniu.

Pełna recenzja na blogu : http://czytankanadobranoc.blogspot.com/2020/11/bezwad-louise-boije-af-gennas.html

"Bezwład" to jedna z tych książek, których nie warto zaczynać bez znajomości pierwszego. Oczywiście można to zrobić, jednak jest tu tak dużo odniesień do wydarzeń i postaci z przeszłości, że czytelnik bardzo szybko się pogubi i wpadnie w desperację, co poskutkuje rzuceniem książki w kąt. Jeśli jednak zaczniecie od "Krwawego kwiatu" to obiecuję wam, że się nie rozczarujecie....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pani i Panowie, miłośnicy książek Karin Slaughter, mam dla was dobrą wiadomość. Zapewne pamiętacie Jeffreya Tollivera, byłego męża Say, który zastał zamordowany kilka tomów temu? Tak, chodzi o tego ambitnego szefa policji, po którym wypłakałam morze łez. Otóż autorka postanowiła go wskrzesić. Oczywiście nie jako zombie. W najnowszej książce Will Trent, jego partnerka Faith Mitchell i Sara zostają wezwani do więzienia, które jest miejscem gdzie popełnione zostało przestępstwo. W wyniku prowadzonego przez nich śledztwa , na wierz wychodzą nowe dowody w sprawach prowadzonych przez Tollivera. Dokładnie chodzi o morderstwa młodych kobiet w Grant Tech. Na nieszczęście dla Willa, Faith i Sary, jedynym funkcjonariuszem, który może rzucić światło na tę sytuację, jest bardzo ciężarna Lena Adams, obecnie detektyw z policji w Macon.Robi się ciekawie? Pewnie dla tych którzy nie czytali poprzednich tomów cyklu nie bardzo, ale nie martwcie się "Milczącą żonę" możecie przeczytać jako samodzielny thriller, gdyż autorka zadbała o to, by nikt nie poczuł się zagubiony. I to się nazywa mieć talent.

Pełna recenzja na blogu : http://czytankanadobranoc.blogspot.com/2020/11/milczaca-zona-karin-slaughter.html

Pani i Panowie, miłośnicy książek Karin Slaughter, mam dla was dobrą wiadomość. Zapewne pamiętacie Jeffreya Tollivera, byłego męża Say, który zastał zamordowany kilka tomów temu? Tak, chodzi o tego ambitnego szefa policji, po którym wypłakałam morze łez. Otóż autorka postanowiła go wskrzesić. Oczywiście nie jako zombie. W najnowszej książce Will Trent, jego partnerka Faith...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zdaję sobie sprawę, że literatura obozowa nie powinna być oceniana w żadnych kategoriach. Są to bowiem wspomnienia, opowieści i związane z nimi emocje, które dla autora będą całym życiem a dla czytelnika jedynie historią. Nie ma co się oszukiwać, pokolenia powojenne nigdy nie zrozumieją przez jakie piekło musieli przejść ich ojcowie, by odzyskać wolność. Nie będą wiedzieli jak to jest być trzymanym w baraku, za którego ścianą w komorze gazowej umiera sąsiad, kolega z pracy czy nawet matka. Ci, którzy nigdy nie zaznali głodu, nie poczują ulgi na widok spleśniałego chleba a Ci, którym nigdy nie było zimno nie ucieszą się z połatanego płaszcza. Literatura obozowa nie musi być kwiecista, ambitna czy nawet poprawna gramatycznie. Ma za to wzbudzać emocje i przypominać o, wcale nie tak dawnych czasach, kiedy życie ludzkie było warte mniej niż kula od karabinu. Bogdanowi Bartnikowskiemu udało się przeżyć, jednak to czego doświadczył już na zawsze z nim pozostało, sprawiając że do końca życia nie zazna spokoju a obrazy z Auschwitz-Birkenau będą go prześladować aż do śmierci. Jeśli jedyną formą wyzwolenia się od tej tortury jest przelanie jej na papier, to ja chętnie przejmę część tego ciężaru, jako obywatel, jako Polka, jako człowiek.

Zacząłem więc spisywać wspomnienia moje, moich koleżanek i kolegów. Z nadzieją, że jak je napiszę, to one ode mnie odejdą. Niestety, tak się nie stało....
Bogdan Bartnikowski miał 12 lat, kiedy w nocy z 11 na 12 sierpnia 1944 roku znalazł się z mamą na rampie KL Auschwitz-Birkenau. Jego opowieść to jedno z najbardziej poruszających świadectw dziecięcej wrażliwości wobec piekła obozowej rzeczywistości.
Wydanie zawiera dotychczas niepublikowany tekst "Chór w Birkenau".

Bogdan Bartnikowski, dziś emerytowany dziennikarz, działacz Związku Literatów Polskich i Związku Powstańców Warszawskich, ma za sobą ciężkie dzieciństwo, pełne tragicznych doświadczeń. Urodził się na warszawskiej Ochocie i zapewne tak jak większość młodych chłopców uwielbiał bawić się na podwórku w wojnę. Do czasu...aż ta po niego nie przyszła. Kiedy miał 12 lat, w nocy z 11 na 12 sierpnia 1944 roku, wraz z matką został wypędzony z domu i zaprowadzony do obozu przejściowego w Pruszkowie. Stamtąd, pociągiem towarowym, obywatele Warszawy, zostali wywiezieni do Auschwitz-Birkenau. To właśnie w jednym z bydlęcych wagonów, rozpoczyna się książka "Dzieciństwo w pasiakach". Na samym początku czujemy ścisk i smród niemytych ciał. Ktoś płacze, ktoś inny rozpaczliwie się śmieje. Gdzieś w rogu dziewczyna oddaje mocz, inna prosi o odrobinę wody. Mijają długie godziny, coraz bardziej brakuje miejsca, powietrza. Nie ma gdzie się położyć, wyprostować nóg, nie ma jedzenia, ciepłych ubrań, zabawek dla płaczących dzieci. Jednak najgorsze jest to, że nie wiadomo dokąd się zmierza. W wagonie jest kolejarz, który rozróżnia mijane stacje, na każdym rozstaju modli się by maszyna pojechała w dobrą stronę, nieco dalej od obozu śmierci, bo to że one istnieją to nie tylko plotki, to najświętsza prawda. Jednak tym razem szczęścia zabrakło, pociąg zjechał w prawo, wprost do piekła.
Ci, którzy zwiedzali Auschwitz-Birkenau zapewne wiedzą jak wyglądała procedura przyjmowania nowych więźniów. Przybywające z różnych zakątków kraju pociągi wjeżdżały na jedną z ramp kolejowych, gdzie zmęczeni podróżą ludzi czekali, często godzinami, na rejestrację. Wraz z obozowymi pasiakami, dostawali wytatuowany na ciele numer. Potem wojskowe ciężarówki wiozły więźniów do odpowiednich bloków : męskich, kobiecych, dziecięcych. Jak akurat nie było żadnego wolnego pojazdu to musieli iść na piechotę. Bogdan Bartnikowski ze względu na młody wiek został umieszczony najpierw w obozie kobiecym, w którym znajdowała się jego matka. Szybko jednak został przeniesiony do sektora B11a obozu męskiego, gdzie byli więzieni chłopcy z Warszawy. Często zdarzało się tak, że za kratami oddzielającymi oba obozy, widział swoją rodzicielkę, która z dnia na dzień marniała w oczach. Myślę, że właśnie to, doświadczenie upadku własnych rodziców, którzy stracili nie tylko wszystko co posiadali lecz również własną godność, było najgorszym jakie mogło spotkać małego chłopca. Pomyślcie sobie o swoich najbliższych : mamie i tacie, ludzi którzy są jednymi z najważniejszych odnośników i wzorów do naśladowania w waszym życiu. Tata to ten odważny, inteligentny, silny i nieposkromiony, który zawsze obroni, da lanie jak się należy a w nagrodę zabierze na ryby. Mama to opiekunka ogniska domowego, która ułagodzi krzyczącego ojca, naklei plaster, przytuli i pocieszy. To ciepła kobieta z wiecznym uśmiechem na twarzy, która nigdy się nie poddaje i zna remedium na wszystko. Oczywiście obraz jaki wam przedstawiam jest nieco wyidealizowany jednak zapewne zdecydowana większość z was, traktuje swoich rodziców jako instancje "wyższe", które należy darzyć szacunkiem. Teraz postawcie się w sytuacji, kiedy jesteście świadkami kiedy "domowi bogowie" mieszani są z błotem, pozbawiani czci i szacunku, kopani, bici, wyszydzani, głodzeni. I to wszystko odbywa się na waszych oczach jednak nic nie możecie zrobić. Od waszych najbliższych dzieli was bowiem drut wysokiego napięcia, który na waszych oczach "usmażył" już małą cygankę. Tak...jej widok też pozostanie z wami do końca życia.

Większość z historii, o których przeczytacie w tej książce, zapewne już znacie czy to z lekcji historii, filmów dokumentalnych czy też innych publikacji. Jest to po prostu kolejne, jednak nie mniej ważne świadectwo, uczestnika wydarzeń, które nigdy nie powinny były się wydarzyć. Tym co książkę tę wyróżnia na tle innych, jest to, że w przeważającej części została opowiedziana z punktu widzenia małego chłopca, który po raz pierwszy w sowim życiu styka się z ludzkich okrucieństwem, w swojej najwyższej formie. Bogdan Bartnikowski, oraz jego koledzy z obozu, mogą powiedzieć że widzieli już w swoim życiu wszystko. Najbardziej mną wstrząsnęła historia małych cyganów, znajdujących się w obozie, którzy wiedzieli że od trafienia do komory gazowej, dzielą ich godziny . Chłopiec chcąc ocalić swoją siostrę, wykopał pod ogrodzeniem dół przez który chciał przecisnąć małą, by zdołała uciec do bloku, w którym mieszkał Bogdan. Kiedy dziewczyna była już prawie po drugiej stronie, przez ogrodzenie poleciał prąd. Dziecko zginęło na miejscu, została z niej jedynie kupka niespalonych kości. Takich historii o Auschwitz usłyszycie wiele : rozstrzelani ludzi, roztrzaskane dziecięce czaszki, więźniowie umierający z zimna, głodu i wyczerpania, jednak za każdym razem jak czytam kolejną, to czują się podle. Czuję niedowierzanie, wstręt, zdziwienie i nienawiść. Do głowy przychodzą mi retoryczne pytania : jak to się mogło wydarzyć, czemu Bóg na to pozwolił, czemu reszta Europy nie reagowała, czemu nikt za to nie zapłacił. Oczywiście daleka jestem od martyrologii, jednak posiadam współczujące i empatyczne serce i wiem, że za całe to cierpienie nie zaznano odkupienia. Nieprawdę mówią Ci, co twierdzą że w naturze panuje harmonii czy karma wraca. A może to wyjątki potwierdzają regułę?

"Dzieciństwo w pasiakach" jest zbiorem opowiadań, które na polskim rynku wydawniczym ukazały się już parokrotnie. Wielce znaczące tytuły jak "Królik", "Żyd", "Spotkanie z matką" czy "Obozowa szopka", pozwalają się czytelnikowi domyślić o czym będzie mowa. Pojawia się tutaj doktor Mengele i jego eksperymenty na dzieciach oraz inni "lekarze" jak Haagen, Rose i Schelling , którzy wstrzykiwali więźniom zarazki lub też wystawiali ich na ukąszenia zarażonych komarów. Jedna z opowiadań przedstawia historię Stefki, którą wraz z grupą innych kobiet wybrano do wzięcia udziału w medycznym eksperymencie. Kobietę codziennie zarażano wirusem tyfusu i obserwowano jej reakcję na podawane leki. Większość z ofiar zmarło już po paru dniach. Stefce, dzięki pomocy blokowej, udało się uciec do innej części obozu. Musiała zmienić imię i tożsamość by nie zostać odnalezioną, by przeżyć.
Auschwitz, zresztą słusznie, kojarzy nam się z piekłem. Jednak musimy pamiętać, że niektórym udało się przeżyć cały okres uwięzienia, i przez te parę lat więzienna prycza była ich domem. Przetrzymywani starali się podtrzymać swoje tradycje i obyczaje, szczególnie związane z religią. Organizowano święta, wystawiano szopki, kolędowano, byle tylko poczuć namiastkę dawnego życia. Dawno temu, jeszcze na studiach, przeprowadziłam wywiad z jedną z więźniarek, która wraz z koleżankami założyła radio obozowe. Takich inicjatyw było więcej i były one niczym światełko w tunelu, które dawało nadzieję na przetrwanie.

"Dzieciństwo w pasiakach" to książka jakich wiele, jednak nigdy nie przestaniemy sięgać po kolejne. Dzisiejsze pokolenie musi się samobiczować, przypominać sobie historię, aby już nigdy się ona nie powtórzyła. Powiem po raz kolejny, Bogdanowi Bartnikowskiemu udało się przeżyć wojnę, skończyć szkołę, uzyskać dobry zawód i wieść życie w wolnym kraju. Setki tysięcy innych więźniów nie miały tego szczęścia. Każda książka obozowa to swoisty memoriał ku ich pamięci, hołd ku ich czci i pomnik poświęcenia. Koniecznie i wy wznieście swoje serca i spuśćcie głowy na minutę ciszy. Tak po prostu trzeba.

Zdaję sobie sprawę, że literatura obozowa nie powinna być oceniana w żadnych kategoriach. Są to bowiem wspomnienia, opowieści i związane z nimi emocje, które dla autora będą całym życiem a dla czytelnika jedynie historią. Nie ma co się oszukiwać, pokolenia powojenne nigdy nie zrozumieją przez jakie piekło musieli przejść ich ojcowie, by odzyskać wolność. Nie będą wiedzieli...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Recenzenci, szczególnie Ci zagraniczni, nazywają Maxa Portera- geniuszem. Muszę się z nimi zgodzić, jednak jest on również niezrozumiały, wymagający, przegadany, śmieszny, straszny, zbyt ambitny, dziwaczny i szalony w całej swojej genialności. A dlaczego? "Lanny" jest niczym innym, jak nowelą o zaginionym chłopcu. Książek o dzieciach, które zostały porwane, wyszły i nie wróciły czy też po prostu zniknęły ze swojego pokoju są setki, więc co jest takiego nadzwyczajnego w tej, że aż dostała nominację do Nagrody Bookera? Otóż w swoim życiu przeczytałam wiele thrillerów, książek obyczajowych a nawet horrorów (ukłony dla Stephena Kinga), w których pojawił się motyw "zaginionych dzieci", jednak jeszcze nigdy nie trafiłam na wariację na temat samego zaginięcia, utwór utrzymany w klimacie realizmu magicznego, gdzie starodawne wierzenia łączą się z magią współczesności. Jestem w pod wielkim wrażeniem, jak z pozornie prostej i oklepanej historii, autor stworzył coś wielkiego i oryginalnego, poruszającego wszystkie zmysły i budzącego w nas nasze pierwotne instynkty.

Pełna recenzja na blogu : http://czytankanadobranoc.blogspot.com/2019/11/lanny-max-porter.html

Recenzenci, szczególnie Ci zagraniczni, nazywają Maxa Portera- geniuszem. Muszę się z nimi zgodzić, jednak jest on również niezrozumiały, wymagający, przegadany, śmieszny, straszny, zbyt ambitny, dziwaczny i szalony w całej swojej genialności. A dlaczego? "Lanny" jest niczym innym, jak nowelą o zaginionym chłopcu. Książek o dzieciach, które zostały porwane, wyszły i nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak każda matka jestem przewrażliwiona na punkcie własnych dzieci. Zawsze jak w moje ręce trafia książka, której głównym motywem jest porwanie czy też "zgubienie" nieletnich, moje zmysły się wyostrzają, tętno podnosi a instynkt macierzyński przejmuje władzę nad ciałem. Zresztą tak się dzieje nie tylko w przypadku lektury. Wyjście z moimi dziewczynkami do sklepu czy nawet na osiedlowy plac zabaw łączy się u mnie z podniesionym poziomem adrenaliny. Zawsze uważałam, że matki (czy w ogóle rodzice) powinni mieć oczy z czterech stron głowy lub też coś co nazywamy szóstym zmysłem. Jak tylko moja córka znika mi z pola widzenia zaraz zaczynam się bać, denerwować i nerwowo rozglądać dookoła. Kiedyś na dodatek panikowałam, dziś (już jako doświadczona matka) potrafię się opanować. Jednak co by się stało, gdyby któraś z moich córek naprawdę zniknęła? Jeśli bym widziała jak ucieka a ze względu na okoliczności nie mogłabym jej gonić? Jeśli wiedziałabym, że jest gdzieś w pobliżu, na wyciągnięcie ręki, jednak nie mogę zapewnić jej bezpieczeństwa? Myślę, że jako matka odbieram tę książkę na wielu płaszczyznach, z których niektóre mogą się okazać niedostępne dla bezdzietnego czytelnika, jednak to tylko świadczy o tym jak dobry jest ten thriller.

Pełna recenzja na blogu : http://czytankanadobranoc.blogspot.com/2019/11/szoste-pietro-alex-sinclair.html

Jak każda matka jestem przewrażliwiona na punkcie własnych dzieci. Zawsze jak w moje ręce trafia książka, której głównym motywem jest porwanie czy też "zgubienie" nieletnich, moje zmysły się wyostrzają, tętno podnosi a instynkt macierzyński przejmuje władzę nad ciałem. Zresztą tak się dzieje nie tylko w przypadku lektury. Wyjście z moimi dziewczynkami do sklepu czy nawet na...

więcej Pokaż mimo to