-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1140
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać366
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński21
Biblioteczka
2014-08-24
2014-09-03
Gdyby nie przypadek to po bardzo średniej pierwszej części, nie sięgnęłabym po tę książkę. Natrafiłam na nią jednak w antykwariacie i nabyłam po okazyjnej cenie, a takim zrządzeniom losu trudno się przeciwstawić. Postanowiłam więc dać historii o kanibalach drugą szansę, jednak jedyne co otrzymałam to powtórkę z rozrywki. Nie było tu nic nowego - dalej walka z kanibalami, tony krwi i ekskrementów, ludzie traktowani jak zwierzęta rzeźne, takie tam horrorowe klimaty.
Jeżeli pierwsza część może wywrzeć jakieś wrażenie to tutaj już nie ma mowy o żadnym zaskoczeniu, a do tego opisy trochę jakby mniej makabryczne. Okładka głosi, że "Poza sezonem" miało być tylko przystawką, jeżeli tak, to dla mnie "Potomstwo" jest słabo doprawionym, odgrzanym kotletem (z góry przepraszam osoby wrażliwe za porównania kulinarne w opinii o książce z kanibalami w roli głównej).
Na koniec muszę przytoczyć część opinii Edwarda Lee znajdującej się również na okładce "A jeśli ta książka nie dostarczy wam sennych koszmarów, to... chyba jesteście martwi".
Hmm... koszmarów raczej nie zanotowano, chyba powinnam wybrać się na jakiś mały komplet badań kontrolnych.
Gdyby nie przypadek to po bardzo średniej pierwszej części, nie sięgnęłabym po tę książkę. Natrafiłam na nią jednak w antykwariacie i nabyłam po okazyjnej cenie, a takim zrządzeniom losu trudno się przeciwstawić. Postanowiłam więc dać historii o kanibalach drugą szansę, jednak jedyne co otrzymałam to powtórkę z rozrywki. Nie było tu nic nowego - dalej walka z kanibalami,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-09-10
Dwie poprzednie książki - rozczarowanie. Cóż więc mnie skłoniło do sięgnięcia po kolejną z serii? Opis okładkowy sugerował, że będzie to coś innego niż w poprzednich częściach, a ja niemądra uwierzyłam. Historia owszem, trochę inna, ale opis na okładce jest naciągany, szczególnie fragment o oswojeniu i ucywilizowaniu, a tu liczyłam na najlepsze momenty.
Jest to raczej opowieść o bardzo dysfunkcyjnej rodzinie, momentami aż obrzydliwej. Plusem jest niewątpliwe przedstawienie postaci ojca, który mimo wykształcenia i swojej pozycji w społeczeństwie tak naprawdę niewiele się różni od dzikiej Kobiety, którą zamknął w swojej piwnicy.
Spodziewałam się czegoś dużo lepszego, a książka jest momentami nudna, momentami obrzydliwa i jak dla mnie nie ma w sobie nic, co pozwoliłoby na jej wyróżnienie w porównaniu do poprzednich części. Drażnił mnie też fakt, że mimo ogromnej dostępności źródeł (nawet ciocia wikipedia to wie) nikt nie sprawdził czym jest mikroftalmia i w książce ta nazwa jest używana jako "brak oczu" (zamiast anoftalmii). Niby szczegół, ale mnie takie drobiazgi irytują.
Nie przekonał mnie Ketchum do siebie, oj nie. Może jeszcze kiedyś spróbuję czegoś innego w jego wydaniu.
Dwie poprzednie książki - rozczarowanie. Cóż więc mnie skłoniło do sięgnięcia po kolejną z serii? Opis okładkowy sugerował, że będzie to coś innego niż w poprzednich częściach, a ja niemądra uwierzyłam. Historia owszem, trochę inna, ale opis na okładce jest naciągany, szczególnie fragment o oswojeniu i ucywilizowaniu, a tu liczyłam na najlepsze momenty.
Jest to raczej...
2014-09-29
Czytanie horrorów jest dla mnie rozrywką, nie sięgam po opowieści o duchach, wampirach, wilkołakach i innych potworach żeby się bać. Nie straszy mnie wycie do księżyca, nie straszą wyskakujące z trumny stwory, nie boję się ciemności. Nie wzbudzają we mnie lęku tuziny psychopatów mordujących ludzi na tyle sposobów, ile jest w stanie wymyślić umysł twórców książkowych thrillerów.
Jednak nadal robi na mnie wrażenie do czego zdolny bywa prawdziwy człowiek, nie wymyślona papierowa postać z książki. Znałam już okrutną historię Sylvii Likens zanim sięgnęłam po "Dziewczynę z sąsiedztwa", wiedziałam więc czego mogę się spodziewać.
Autor, jak sam z resztą przyznał w swoim komentarzu do książki, zrobił pewien wybieg techniczny - narratorem w pierwszej osobie uczynił właśnie chłopca z sąsiedztwa. Jak dla mnie był to bardzo udany zabieg. Autor podkreślił: "narracja w pierwszej osobie może przenieść współczucie czytelnika wprost na ofiarę przemocy [...]. Wiesz, że z kimkolwiek rozmawiasz, ta osoba na pewno przeżyje, więc nie martwisz się tak o jej bezpieczeństwo (możesz się jednak niepokoić o jej postawę, jej wartości moralne)[...]".
Dlatego całe to okrucieństwo z książki nie budziło we mnie strachu, budziło gniew i obrzydzenie. Nie jestem i nigdy nie będę w stanie zrozumieć, jak można było pozwolić na całe to okrucieństwo, milczeć o tej sprawie i pozwolić jej się zakończyć w taki sposób, nawet jeżeli narrator był "tylko dzieckiem". Myślę, że o ten właśnie efekt chodziło autorowi i ze mną mu się udało.
Nie jest to książka dla ludzi o słabych nerwach, jednak jeżeli ktoś ma ochotę na niezłego kopa emocji, to jest to idealny wybór. Trudno pozostać obojętnym wiedząc, że Sylvia Likens była prawdziwą ofiarą tak okrutnej zbrodni.
Czytanie horrorów jest dla mnie rozrywką, nie sięgam po opowieści o duchach, wampirach, wilkołakach i innych potworach żeby się bać. Nie straszy mnie wycie do księżyca, nie straszą wyskakujące z trumny stwory, nie boję się ciemności. Nie wzbudzają we mnie lęku tuziny psychopatów mordujących ludzi na tyle sposobów, ile jest w stanie wymyślić umysł twórców książkowych...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Znacie to uczucie kiedy oglądając horror i patrząc na postępowanie bohaterów, zadajecie sobie pytanie: jak oni mogli być tak głupi, żeby wpaść na taki pomysł?
Pomysły z tego gatunku bywają różne: a to wchodzą gdzieś do ciemnego pomieszczenia (gdzie na pewno czyha morderca) nie troszcząc się o zapalenie światła; pozostawiają swoich oprawców nie upewniwszy się, że są dostatecznie martwi żeby ich nie ścigać; zamiast schronić się w jakieś względnie bezpieczne miejsce próbują za wszelką cenę dostać się do jakiegoś punktu (nie ważne, że droga do niego biegnie przez ciemny las pełen potrzasków i czających się za każdym krzaczkiem psychopatów z siekierą). Wpisałam to jednak w ryzyko oglądania takiego gatunku jakim jest horror, w którym logika przecież nie jest najważniejsza, krew i flaki to co innego. Po raz pierwszy zdarzyło mi się to jednak podczas czytania książki i niestety, nie było to dla mnie przyjemne zaskoczenie, szczególnie, że w książkowych horrorach logika zazwyczaj aż tak nie cierpi, a nazwisko Ketchum wiązało się z dużymi oczekiwaniami.
Pomijam wątpliwą możliwość przetrwania w naszych czasach dość sporej "rodziny" kanibali, bez zbytniego wzbudzania podejrzeń wśród ludzi zamieszkujących dany teren oraz utrzymujących porządek władz - założyłam, że to może wcale nie jest takie nieprawdopodobne jak mi się wydaje.
Owa "rodzina" oczywiście postanowiła zapolować na grupę ludzi, którzy chcieli spędzić przyjemny urlop w swoim towarzystwie. Po pierwszej scenie ataku, kiedy pozostali w domu ludzie otrząsnęli się z pierwszego szoku nastąpiło właśnie to, co zawsze tak bardzo irytuje mnie w kiepskich horrorach. Zamiast logicznie ogarnąć sytuację pozostała przy życiu gromadka postanawia... dostać się do samochodów stojących gdzieś na podwórzu. Przecież ci potworni ludzie, którzy właśnie zabili ich towarzyszy, nie mogą im w tym przeszkodzić...
Dalej akcja zmienia się już tylko w rzeź. Tego na pewno w tej książce nie zabrakło. Zgadzam się, że autor bezkompromisowo opisał wszystko co się tam działo. Nie szczędził szczegółów dotyczących postępowania kanibali ani pozostałych przy życiu bohaterów, którzy zmuszeni zostali do walki o przetrwanie (a walka była krwawa i do granic wytrzymałości). Tylko czy to może przestraszyć?
Myślę, że kogoś pewnie tak, ale na mnie nie zrobiło większego wrażenia. Może po prostu trudno jest przestraszyć czymś takim osobę, która spędziła pierwszy rok studiów na preparowaniu ludzkich zwłok wyjętych z formaliny na zajęciach z anatomii prawidłowej?
Stanowczo bardziej przekonujące było dla mnie trochę subtelniejsze przedstawienie kanibalizmu takie jak w książkach Harrisa. W "Poza sezonem" wszystko sprowadzało się tylko do zwierzęcej brutalności i chęci mordu. Jak się komuś takie klimaty podobają to będzie zadowolony.
Znacie to uczucie kiedy oglądając horror i patrząc na postępowanie bohaterów, zadajecie sobie pytanie: jak oni mogli być tak głupi, żeby wpaść na taki pomysł?
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPomysły z tego gatunku bywają różne: a to wchodzą gdzieś do ciemnego pomieszczenia (gdzie na pewno czyha morderca) nie troszcząc się o zapalenie światła; pozostawiają swoich oprawców nie upewniwszy się, że są...