-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2017-09-01
2015-08-16
http://recenzent.com.pl/1/recenzja-ksiazki-czas-zniw-samanthy-shannon-pierwszej-czesci-serii-czas-zniw-getto-jasnowidzow/
Początek powieści wygląda mnie więcej tak: czytelnik zostaje wrzucony do wycieczkowego superszybkiego pociągu typu TGV, a energiczny przewodnik zasypuje go informacjami o tym, co znajduje się za oknem. Maszyna przemyka między kolejnymi ulicami, zmieniając je w rozmazaną plamę, ale pilot nie przystaje mówić i to wciąż coraz szybciej i szybciej, rzucając serię skomplikowanych nic nikomu niemówiących nazw. W końcu pociąg się zatrzymuje, a zazielenieni pasażerowie (czytelnicy), którym w głowach kręci się od nadmiaru informacji i prędkości ich podania, wysiadają. Ale przewodnik mówił ciekawie (o duchach, jasnowidzach i przestępcach!), więc pomimo ogólnego chaosu, grupa dopytuje go, czy istnieje jakaś spokojniejsza wersja tej szalonej wycieczki. Uradowany pilot rozdaje każdemu broszurkę („O wartości odmienności” – tabelka przed pierwszym rozdziałem) i zapewnia, że wszystko zrozumieją z czasem. „Przecież nigdy nie wiadomo wszystkiego od razu” – mówi i puszcza do wycieczkowiczów oko. Wszyscy mają wrażenie, że otwierają się przed nimi wrota do wielkiej, fascynującej tajemnicy.
http://recenzent.com.pl/1/recenzja-ksiazki-czas-zniw-samanthy-shannon-pierwszej-czesci-serii-czas-zniw-getto-jasnowidzow/
Początek powieści wygląda mnie więcej tak: czytelnik zostaje wrzucony do wycieczkowego superszybkiego pociągu typu TGV, a energiczny przewodnik zasypuje go informacjami o tym, co znajduje się za oknem. Maszyna przemyka między kolejnymi ulicami,...
2015-06-07
http://recenzent.com.pl/1/recenzja-ksiazki-przekleci-joyce-carol-oates-prawdy-fikcji-kryja-sie-w-metaforze-ale-tutaj-metafore-tworzy-historia/
Poza faktem, że powieść reklamowana jest jako historia gotycka, zawiera również na obwolucie rekomendację Stephena Kinga, który wypowiada się o niej, używając tak mocnych słów, jak: „intensywna”, „wyzywająca”, „przewrotnie zabawna” czy „hipnotyzująca”. Nikt ani nic nie jest jednak w stanie przygotować czytelnika na to, co znajdzie po rozwarciu sztywnej okładki. Bo chociaż „Przeklęci” należą zdecydowanie do powieści czerpiących z nurtu gotyckiego, to są również misterną konstrukcją w ogólnym ujęciu literatury.
Kompozycyjnie należałoby uznać tę historię za multiszkatułkową. Z jednej bowiem strony Oates tworzy postać historyka, który jest autorem „Przeklętych” jako dzieła pretendującego do miana historycznego i autentycznego zbioru, a z drugiej zaś strony tenże badacz nie tylko rekonstruuje wydarzenia, ale i uzupełnia je o zapiski bohaterów. Akcje prowadzone są z perspektywy to jednego, to drugiego bohatera, z których każdy ma odrębne spojrzenie na fabułę – akcentując bądź wątpiąc w wątek fantastyczny – oraz wskazuje na kolejne formy zapisków: listy, dzienniki, notki. Postać historyka wraca w formie raczej krótkich, wtrąconych rozdziałów i komentuje wiarygodność bądź potencjalność wydarzeń.
Formę powieści gotyckiej uznałabym raczej za sztafaż dla opowieści, która tylko pozornie traktuje o zjawiskach nadprzyrodzonych. W rzeczywistości Oates wybrała na temat swojej powieści nie tyle demoniczne moce, co analizę społeczno-polityczno-kulturową XX-wiecznych Stanów Zjednoczonych. Przez tekst przewijają się wątki rozwoju nurtu socjalistycznego, równouprawnienia rasowego, wolności kobiet oraz potyczki z zakresu władzy, dotyczące zarówno rozgrywek na arenie zarządców uczelni wyższej jak i całego narodu amerykańskiego – jego kolejnych prezydentów i polityków.
Jakby tego było mało, co wprowadza dodatkowy zamęt w kwestii granicy pomiędzy realnością a fikcją, Oates przywołuje całą gamę znamienitych postaci historycznych. Na kartach „Przeklętych” pojawiają się między innymi Theodore Roosevelt, Grover Cleveland, Upton Sinclair czy Jack London – a to tylko garstka z przywoływanych nazwisk. Jedynie osoby zaznajomione z historią Stanów Zjednoczonych i jej postaciami będą w stanie rozgraniczyć, gdzie kończy się historia a zaczyna fikcja. Muszę przyznać, że ja miałam z tym sporo problemów i nie raz musiałam sięgać do różnorodnych encyklopedii.
Zresztą nie tylko fakty/wymysły wymagają naukowej kontroli. Bohaterowie „Przeklętych” odwołują się do zagadnień największych umysłów filozofii, prowadząc ze sobą dysputy bądź określając życiowe stanowiska. Niestety, jeżeli ktoś nie oddawał się nigdy lekturze podobnych tekstów bądź też nie studiował ich z przymusu obranego kierunku, może mieć problem ze zrozumieniem całości. Niektóre wydarzenia bowiem bazują na zgrzycie pomiędzy faktycznym przesłaniem a ich odbiorem przez postaci.
W warstwie technicznej książki znaleźć można znacznie więcej smaczków. Bardzo często do historii opowiadanych przez bohaterów włącza się historyk-narrator w formie przypisów. Dodatkowo autorka wyraźnie ingeruje w formę czcionki (skądinąd nieznośnie małej), to podkreślając to stosując kursywę w odniesieniu do wybranych fraz lub wyrazów. Nie potrafię niestety stwierdzić, jakie znaczenie – poza podkreśleniem ich istotności – próbowała przez to autorka uzyskać.
„Przeklęci” nie zawsze są, niestety, literaturą fascynującą. Z pewnością trzeba mieć do niej całe pokłady cierpliwości Bo chociaż nie można odmówić Carol najwyższej klasy umiejętności posługiwania się językiem czy stylizowania na literaturę gotycką; nietuzinkowych metafor (śnieg jako ornament powietrza pozostanie w mojej pamięci na zawsze) i porównań oraz ogólnej barwności tekstu, to całość potrafi nudzić i irytować (i to w nie w tych fragmentach, w których narrator przestrzega czytelnika przez nieciekawością swojego wywodu i daje przyzwolenie, by go pominąć – bez straty dla całości, jak zapewnia –, co sądzę jest wierutną bzdurą i krygowaniem się postaci). Zdaje się, że powieść skomponowana jest sinusoidalnie. Zaczyna się dość emocjonalnie przeciętnie, później zainteresowanie rośnie, a gdy osiągnie swój zenit znowu stopniowo spada, by za chwilę się podnieść i tak aż do zaskakującej puenty opowieści.
Z pewnością także pełną przyjemność z lektury będą czerpać jedynie ci, którzy z powieścią gotycką są zaznajomieni. „Przeklęci” odnoszą się do sztandarowych przedstawicieli tego gatunku, jednak nie są to nawiązania jawne i bezpośrednie, podane na tacy.
„Przeklęci” należą do kręgu literatury ambitnej, wymagającej całej gamy kompetencji z zakresu wiedzy historycznej, filozoficznej i literackiej. Zdecydowanie nie jest to też lektura na jedno posiedzenie, a miesięczne dawkowanie kolejnych treści. Jest to z pewnością dzieło wybitne, które w swej misternej konstrukcji należałoby porównać do najbardziej docenianej literatury klasycznej – i tak jak jej przedstawicieli, „Przeklętych” można jedynie pokochać bądź znienawidzić. Niemniej, chociaż nie jest to literatura lekka i łatwa w odbiorze, o to zarówno amatorzy dzieł o nacechowaniu historyczny, filozoficznym, społecznym, obyczajowym jak i noszących znamiona inteligentnego dowcipu ją docenią. Ja jestem pod wielkim wrażeniem i z niecierpliwością oczekuję ostatecznego przyznania Joyce Carol Oates momentu przyznania Nagrody Nobla. Bo, co do tego, że takie wydarzenie nastąpi nie mam żadnych wątpliwości.
http://recenzent.com.pl/1/recenzja-ksiazki-przekleci-joyce-carol-oates-prawdy-fikcji-kryja-sie-w-metaforze-ale-tutaj-metafore-tworzy-historia/
Poza faktem, że powieść reklamowana jest jako historia gotycka, zawiera również na obwolucie rekomendację Stephena Kinga, który wypowiada się o niej, używając tak mocnych słów, jak: „intensywna”, „wyzywająca”, „przewrotnie zabawna”...
http://krytyk.com.pl/literatura/recenzja-ksiazki-przykry-poczatek-tomu-serii-seria-niefortunnych-zdarzen-autor-lemony-snicket/
"rzynastotomowa seria, składająca się z trzynastorozdziałowych książek – nie, to nie przypadek. „Seria niefortunnych zdarzeń”, jak wskazuje sam tytuł, to opis naprawdę pechowych „przygód”, naprawdę pechowego rodzeństwa. Jeżeli lubicie wyłącznie historie z happy endami, pełne pozytywnych zwrotów akcji, w których główni bohaterowie nieustannie odnoszą sukcesy i cieszą się życiem, to nie ten adres. Z drugiej jednak strony cykl Lemony’ego Snicketa (to pseudonim artystyczny) aż kipi od absurdu i groteski, zmieniając nawet najbardziej dramatyczne elementy tej historii w czarną komedię."
http://krytyk.com.pl/literatura/recenzja-ksiazki-przykry-poczatek-tomu-serii-seria-niefortunnych-zdarzen-autor-lemony-snicket/
"rzynastotomowa seria, składająca się z trzynastorozdziałowych książek – nie, to nie przypadek. „Seria niefortunnych zdarzeń”, jak wskazuje sam tytuł, to opis naprawdę pechowych „przygód”, naprawdę pechowego rodzeństwa. Jeżeli lubicie wyłącznie...
2017-02-05
http://krytyk.com.pl/literatura/recenzja-ksiazki-sie-prosila-autorka-louise-oneill/
(...)
„Sama się prosiła” to kolejna książka o gwałcie, którą przeczytałam w ostatnim czasie. Poprzednia, „Co mnie zmieniło na zawsze”, również zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Ogromne, a jednak zupełnie inne. Poprzednio było bardziej subtelnie, kameralnie, cieplej. W poprzedniej książce najgorszy był gwałt i gwałciciel. Nagły pożar w pluszowym, miękkim, bezpiecznym świecie. W tej, tytuł ten należy do ludzi – rzekomych przyjaciół, rówieśników, rodziny, małych i dużych społeczności, telewizyjnych ekspertów, przedstawicieli prawa i porządku. A świat nigdy nie był z pluszu, tylko z markowych krótkich sukienek. „Sama się prosiła” to książka i historia trudna, niejasna, irytująca i przerażająca. Niesympatyczną bohaterkę, którą od początku chce się potrząsnąć, spotyka tragedia i naprawdę trudno nie szepnąć w duchu, że może karma maczała w tym paluszki. I właśnie ten podszept powinien potwierdzić wszystko to, co napisałam wyżej – ludzie są okrutni, podli i egocentryczni. Wychowujemy się w zepsutym świecie i jesteśmy zepsuci. Pragniemy wolności, na którą nie jesteśmy przygotowani. Najwyraźniej nie dojrzeliśmy do krótkich sukienek, do szanowania granic drugiej osoby, do empatii, do prawdy. Nie jesteśmy cywilizowani i dopóki tego nie zrozumiemy, nie będziemy.
http://krytyk.com.pl/literatura/recenzja-ksiazki-sie-prosila-autorka-louise-oneill/
(...)
„Sama się prosiła” to kolejna książka o gwałcie, którą przeczytałam w ostatnim czasie. Poprzednia, „Co mnie zmieniło na zawsze”, również zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Ogromne, a jednak zupełnie inne. Poprzednio było bardziej subtelnie, kameralnie, cieplej. W poprzedniej książce...
2015-03-01
2015-09-11
http://recenzent.com.pl/1/recenzja-ksiazki-zakon-mimow-samanthy-shannon-drugiego-tomu-serii-czas-zniw-cmy-wylecialy-z-pudelka/
Chciałabym nigdy nie zacząć tej serii. Chciałabym nie wiedzieć o istnieniu Samanthy Shannon i jej debiutanckim cyklu. Wtedy nie cofałabym się przynajmniej do bolesnego czasu, który sądziłam, że już nigdy się nie powtórzy. Momentu, kiedy miesiącami czekałam na kolejne tomy „Harry’ego Pottera”. Ale stało się. Przeczytałam „Czas żniw”, przeczytałam „Zakon mimów” i jedyne, co mi pozostaje, to odliczać nieokreślenie długi czas; i trwać w postanowieniu, że nieważne jak zmienię się przez te wszystkie lata (zanim Shannon skończy swoją planowaną na siedem tomów serię), dowiem się, co autorka zaplanowała na finał tegoż niezwykłego cyklu.
Zawilec wieńcowy to biblijny symbol krótkiego życia człowieka. U Shannon stanowi także arsenał przeciwko nieśmiertelnym Refaitom. Chwila przeciwko wieczności. Tak sugestywny i bogaty znaczeniowo kontrast nie mógł pozostać niewykorzystany. To on, jak sądzę, stał się podstawą dla okładki „Zakonu mimów”. Złoty szkic przedstawia, moim zdaniem, zawilca właśnie, a owady (biały i czarny) to symbol przemiany bohaterki, jasny dopiero po zakończeniu lektury. Intensywnie czerwone tło nie może być niczym innym jak przelaną krwią, wznieconym buntem i subtelną, acz ważną, przemianą niektórych sennych krajobrazów. Obwoluta, która jest czymś więcej, niż tylko ładną fotografią – czy można w tej materii zapragnąć czegoś więcej?
Paige wraz z garstką buntowników, kontynuują ucieczkę z Szeolu I. Zanim udaje się im dotrzeć do Londynu, ich – i tak już niewielkie grono – zostaje dodatkowo uszczuplone. Byli więźniowie, pozbawieni konkretnej pomocy, muszą ukrywać się przed szybko reagującym Sajonem. Wkrótce twarz rebeliantów znana jest każdemu mieszkańcowi Londynu. Paige musi nie tylko ostrzec jasnowidzów przed zagrożeniem, ale także sama nie dać złapać się w pułapkę. Tymczasem okazuje się, że miejsce, które dziewczyna uważała za dom, skrywa więcej dramatycznych sekretów, niż można by przypuszczać. Czy uważani przez wszystkich za obywateli drugiej klasy jasnowidzowie zjednoczą się w obliczu zagrożenia? Ile poświęcić będzie musiała Paige i jej „zwolennicy”? Czy wolność stanie się dla nich czymś więcej, niż tylko łagodniejszą formą nieustannego zniewolenia – przez Refaitów, mim-lordów, Sajon, głód, biedę, własny dar, uprzedzenia? Czas wypowiedzieć wojnę dwustuletniemu porządkowi.
Ból, strach, cierpienie, bezsilność, głód i działanie wbrew temu wszystkiemu. Szukacie lekkiej, łatwej i przyjemnej lektury z happy-endem? Nie ten adres. Tutaj na każdym kroku czai się zagrożenie. Twoja twarz jest twoim przekleństwem, twoja pozycja to jednocześnie zbawienie i powód do obaw. Mrok stanowi kryjówkę, ale nie tylko dla ciebie; może cię ochronić, ale i zgładzić. Wpatrują się w ciebie tysiące oczu. Więcej niż połowa pragnie twojej śmierci. Chciałbyś się schować, ale nie wiesz gdzie; chciałbyś prosić o pomoc, ale nie wiesz kogo. Tak wygląda życie Paige po powrocie do Londynu. Shannon udowadnia, że brutalne wydarzenia z getta dla jasnowidzów, to był jedynie łagodny wstęp do prawdziwie dramatycznej i trzymającej w napięciu historii.
Jednak „Zakon mimów” to nie tylko doskonale skonstruowana fabuła i misterne intrygi, a przede wszystkim nastrój. Skryte pod warstwą chłodu, spowite mgłą ulice Londynu. Kohorty i ich sekcje, jedna bardziej zepsuta od drugiej, pełna szlamu, smrodu i skrytych pod warstwą brudu wychudzonych ciał i chciwych twarzy. Wokół unoszą się zmarli, gotowi przyjąć nieostrożnych w swoje szeregi. Nie wiadomo, czy zimno powoduje pogoda, czy to wyjątkowo wściekły duch dybie na swoją ofiarę. W końcu nie wszyscy są widzący.
Nie da się ukryć – chociaż to nieco zaskakujące biorąc pod uwagę fakt, iż poprzedni traktował o rodzaju getta – że drugi tom serii Shannon jest dużo mroczniejszy od poprzedniego. Tym razem ta ciemność swoje źródła ma w rozgrywkach politycznych – zarówno tych wielkich, państwowych; jak i związanych z poszczególnymi kohortami i sekcjami. Cieniem na fabule kładą się jednak przede wszystkich rozterki z kręgów etyki i moralności. Próżno szukać na stronicach „Zakonu mimów” postaci jednoznacznych. Wciąż powracają pytania o poświęcenie, wierność, działanie w imię wyższej idei, wartość życia w zależności od pozycji. Egoizm przeplata się z altruizmem, chciwość z bezinteresownością.
Bohaterowie przechodzą wyraźną, chociaż powolną przemianę. Paige staje się jednocześnie silniejsza i bardziej pokorna. Czytelnik dowiaduje się więcej o postaciach do tej pory raczej drugoplanowych – Jaxonie, Nicku, Elizie i wielu innych. Nieco mniej miejsca autorka poświęca tym razem Refaitom, chociaż nie rezygnuje zupełnie z wątku romansowego. Subtelnie popycha ku sobie Paige i Naczelnika tworząc elektryzujący duet. Duet, trzeba to dodać, z góry skazany na miłosną porażkę; parę godną szekspirowskiego dramatu, świadomą swojego położenia. Nie próbują walczyć z losem, ale go akceptują i starają się jak najwięcej zeń wycisnąć.
Samantha Shannon nie wpadła w zwodniczą pułapkę językowego spadku. Niezmiennie poszerza słownictwo wykreowanego przez siebie świata, umacniając i uprawniając jego egzystencję. Jednocześnie pisze prosto, dosadnie i dynamicznie, co nie oznacza rezygnacji z umiejętności pisarza-artysty. Pomimo naturalności wplata w całość niemal poetyckie przemyślenia oraz nietypowe metafory. Niemniej ich natężenie nie przeszkadza w rozumieniu treści, od której zwyczajnie nie sposób się oderwać.
Brytyjska autorka, raptem rok ode mnie starsza, dokonała rzeczy niezwykłej, grając na strunach mojego zainteresowania i zaangażowania, o których myślałam, że nikomu w takim stopniu nie da się już ich pobudzić. Świat, który stworzyła nie jest może kolorowy, ale dzięki temu bardziej odciska się na mechanizmie poznawczym czytelnika. Jeżeli raz w niego wejdziecie, zostanie w Was na zawsze. Brudny, zdeprawowany, nieprzygotowany na wojnę, od której nie można uciec. Ale płonący iskrą Paige Mahoney, różnorodnością aur oraz zatrważającym blaskiem innego, nieludzkiego świata.
http://recenzent.com.pl/1/recenzja-ksiazki-zakon-mimow-samanthy-shannon-drugiego-tomu-serii-czas-zniw-cmy-wylecialy-z-pudelka/
Chciałabym nigdy nie zacząć tej serii. Chciałabym nie wiedzieć o istnieniu Samanthy Shannon i jej debiutanckim cyklu. Wtedy nie cofałabym się przynajmniej do bolesnego czasu, który sądziłam, że już nigdy się nie powtórzy. Momentu, kiedy miesiącami...
2016-06-22
http://krytyk.com.pl/literatura/recenzja-ksiazki-akademia-dobra-zla-tomu-serii-akademia-dobra-zla-autorka-soman-chainani/
(...)
Soman Chainani stworzyła oryginalną i pouczającą opowieść o tym, że nic na świecie nie jest z góry ustalone; o tym, że to my sami piszemy własną historię i decydujemy, jak się zakończy. Autorka zaakcentowała jednocześnie wielowymiarowość świata i pobieżność ludzkich obserwacji, wskazując, że – idąc za utartym powiedzeniem – nie wszystko złoto, co się świeci. „Akademia Dobra i Zła” to tytuł, który powinien trafić na listę „must read” każdego fana baśni, opowieści fantastycznych i po prostu dobrych książek.
(...)
http://krytyk.com.pl/literatura/recenzja-ksiazki-akademia-dobra-zla-tomu-serii-akademia-dobra-zla-autorka-soman-chainani/
(...)
Soman Chainani stworzyła oryginalną i pouczającą opowieść o tym, że nic na świecie nie jest z góry ustalone; o tym, że to my sami piszemy własną historię i decydujemy, jak się zakończy. Autorka zaakcentowała jednocześnie wielowymiarowość świata i...
2020-05-20
https://krytyk.com.pl/literatura/recenzja-ksiazki-astrofizyka-dla-zabieganych-autor-neil-degrasse-tyson/
https://krytyk.com.pl/literatura/recenzja-ksiazki-astrofizyka-dla-zabieganych-autor-neil-degrasse-tyson/
Pokaż mimo toMoja opinia tutaj: http://rec-en-zent.blogspot.com/2014/07/recenzja-ksiazki-biedni-ludzie-z-miasta.html
Moja opinia tutaj: http://rec-en-zent.blogspot.com/2014/07/recenzja-ksiazki-biedni-ludzie-z-miasta.html
Pokaż mimo to
http://krytyk.com.pl/literatura/recenzja-ksiazki-chlopiec-aleppo-ktory-namalowal-wojne-autorka-sumia-sukkar/
"Obraz, który wyłania się z takiego emocjonalnie chłodnego (według ustandaryzowanych poglądów) podejścia do wojny przeraża podwójnie. Z jednej strony uświadamiamy sobie, że za zdjęciami z wiadomości kryje się coś więcej niż tylko słowo „wojna”, a z drugiej strony – choć „rozgrzeszamy” od początku Adama i jego sposób postrzegania rzeczywistości – że jesteśmy tak okrutnie beznamiętni i egoistyczni jak pozornie główny bohater tej powieści. Jednak podczas, gdy emocjonalność protagonisty jest uzasadniona wrodzonym, odmiennym sposobem patrzenia na świat i znajduje inne ujście, to za naszą stoi wyłącznie postmedialna znieczulica".
http://krytyk.com.pl/literatura/recenzja-ksiazki-chlopiec-aleppo-ktory-namalowal-wojne-autorka-sumia-sukkar/
więcej Pokaż mimo to"Obraz, który wyłania się z takiego emocjonalnie chłodnego (według ustandaryzowanych poglądów) podejścia do wojny przeraża podwójnie. Z jednej strony uświadamiamy sobie, że za zdjęciami z wiadomości kryje się coś więcej niż tylko słowo „wojna”, a z drugiej strony –...