-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik239
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński41
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2024-04-01
2023-02-20
2022-09-23
2013-10-25
2017-05-26
2013-10-04
Ta pozycja długo musiała czekać na swoją kolej. Przeleżała 8 miesięcy, pomimo moich ogromnych chęci do przeczytania jej, po czym nareszcie nadszedł jej czas. Powiem tak: czas spędzony w towarzystwie tej książki na pewno nie może być uznany za stracony.
Na początku książka nie wywarła na mnie znaczącego wrażenia. Była napisana pięknym językiem, nie nudziła, jednym słowem – kawał dobrej literatury, ale nie miała tego "czegoś", co sprawiłoby, że czytanie porwałoby mnie bezzwrotnie. Do czasu. Do momentu, w którym dotarłam do części "Nuria Monfort: Zapiski zjaw". Już nieco wcześniej historia zaczęła nabierać rumieńców, ale dopiero wraz z tym nagłówkiem zaskoczyło to coś, czego mi brakowało, i odpłynęłam.
Książka jest nietuzinkowa, jedyna w swoim rodzaju, świetnie napisana. Postaci, miejsca, wydarzenia – wszystko tak realistyczne, że z zaskoczeniem spogląda się dookoła siebie podczas przerw w czytaniu, zdając sobie sprawę, że nie jesteśmy częścią powieści. Fenomenalna wręcz postać Fermina.
Tę pozycję polecam wszystkim, którzy kochają książki miłością żarliwą i niezaspokojoną, bo między innymi o nich właśnie jest – książka o książkach.
I może jeszcze na zaostrzenie apetytu dodam myśl, która nie chce wyjść z mojej głowy, a pochodzi właśnie z tej książki: "Istniejemy póki ktoś o nas pamięta".
Polecam całym sercem.
Ta pozycja długo musiała czekać na swoją kolej. Przeleżała 8 miesięcy, pomimo moich ogromnych chęci do przeczytania jej, po czym nareszcie nadszedł jej czas. Powiem tak: czas spędzony w towarzystwie tej książki na pewno nie może być uznany za stracony.
Na początku książka nie wywarła na mnie znaczącego wrażenia. Była napisana pięknym językiem, nie nudziła, jednym słowem –...
2013-11-01
Nie wiem, jak zacząć tę opinię. Może tak: "Gra anioła" jest zupełnie inna od "Cienia wiatru". Możemy spotkać w niej kilku bohaterów z "Cienia ...", jest nieznaczny wątek Cmentarza Zapomnianych Książek, ale to wszystko, co łączy treści tych dwóch książek. Na "Grę anioła" nie można patrzeć przez pryzmat "Cienia wiatru", bo zakłóci to jej odbiór.
Zafón po raz kolejny daje mistrzowski popis swoich pisarskich umiejętności. Książka, podobnie jak poprzedniczka, obfituje w całe mnóstwo ponadczasowych myśli o książkach i naturze człowieka. Autor snuje piękną opowieść okraszoną idealną dozą humoru - pozwolę sobie przytoczyć fragmenty: "Trudno opisać spojrzenie, jakim obrzucił mnie don Basilio. Przypuszczam, że okazałby większy entuzjazm, gdybym mu powiedział, że lepię szopki ze świeżego gówna." lub "- Do wody. I proszę nie wchodzić do wanny w spodniach i w kalesonach. - Umiem się wykąpać. - Każdy tak mówi." - doprawdy ciężko się nie uśmiechnąć.
Podobnie jak "Cień wiatru", "Gra anioła" daje się wciągnąć stopniowo, ją również na początku czyta się bez "utonięcia" w lekturze. Tutaj mogę nawet sprecyzować moment, od którego książka zmieniła się na lepsze - było to wpadnięcie Davida pod tramwaj.
Podsumowując: książka zdecydowanie warta poświęcenia na nią czasu. Wspaniale nakreślona rzeczywistość, bohaterowie i piękne opisy - przyznam, że Zafón jest jednym z tych pisarzy, przy których czytanie opisów jest przyjemnością, a nie drogą przez mękę. I naprawdę - nie traktujmy tej książki jako kontynuacji "Cienia wiatru", bo to zupełnie coś innego. I im szybciej czytelnik to zrozumie, tym, lepiej i dla niego, i dla książki.
Nie wiem, jak zacząć tę opinię. Może tak: "Gra anioła" jest zupełnie inna od "Cienia wiatru". Możemy spotkać w niej kilku bohaterów z "Cienia ...", jest nieznaczny wątek Cmentarza Zapomnianych Książek, ale to wszystko, co łączy treści tych dwóch książek. Na "Grę anioła" nie można patrzeć przez pryzmat "Cienia wiatru", bo zakłóci to jej odbiór.
Zafón po raz kolejny daje...
2013-12-27
Seria o Cmentarzu Zapomnianych Książek niesamowicie mnie zauroczyła, nic więc dziwnego, że nie mogłam się doczekać, aż sięgnę po "Więźnia Nieba". Pierwsze, co mnie zaskoczyło, to rozmiar tej pozycji – oczekiwałam raczej „cegły” grubości „Cienia wiatru” i „Gry anioła”, a dostałam książkę szczuplejszą o jakieś 200 stron. Pierwsze wrażenie dość słabe, ale nie oceniam książki bez przeczytania jej, wobec tego starałam się wymazać je z głowy.
Byłam przerażona, kiedy po przeczytaniu połowy książki nadal odnosiłam wrażenie, że mam przed oczami zwykłe czytadło, całe szczęście wraz z ucieczką Fermina uległo to zmianie. Pojawił się ten specyficzny zafónowski klimat, na który nieźle trzeba się było w tym przypadku naczekać. Zostało wyjaśnione mnóstwo niedopowiedzeń z historii rodziny Sempere i Davida Martina. Na szczególną uwagę zasługuje zwłaszcza zakończenie książki, które doskonale oddaje cytat z „Atramentowego serca” Cornelii Funke – „Historie nigdy nie mają końca(…). Chociaż książki nam to sugerują. One nie kończą się na ostatniej stronie, ani nie zaczynają na pierwszej.”. Zafón wyraźnie daje czytelnikom do zrozumienia, że historie bohaterów tak naprawdę wraz z ostatnią stroną „Więźnia nieba” dopiero się zaczęły i że ich losy niekoniecznie potoczą się gładko.
Według mnie jest to najsłabsza część tej serii. Brakuje w niej tej ciągłej tajemnicy, napięcia, których można doświadczyć w przypadku poprzedniczek; jest też dużo krótsza, więc bardzo możliwe, że właśnie przez to ocena całości wypada trochę bardziej niekorzystnie. Niemniej jednak czytanie jej to i tak ogromna przyjemność, zdecydowanie jest warta polecenia.
Seria o Cmentarzu Zapomnianych Książek niesamowicie mnie zauroczyła, nic więc dziwnego, że nie mogłam się doczekać, aż sięgnę po "Więźnia Nieba". Pierwsze, co mnie zaskoczyło, to rozmiar tej pozycji – oczekiwałam raczej „cegły” grubości „Cienia wiatru” i „Gry anioła”, a dostałam książkę szczuplejszą o jakieś 200 stron. Pierwsze wrażenie dość słabe, ale nie oceniam książki...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-01-01
2011-01-01
2011-01-01
Słyszałam wiele dobrych słów o tej książce, kiedy jeszcze nosiłam się z zamiarem przeczytania jej. I potwierdzam wszystkie w stu procentach! Pozycja nietuzinkowa, zaskakująca, bardzo satyryczna, ponadczasowa... Przymiotników na jej określenie jest dosłownie multum, a przy tym wszystkie są pozytywne.
Fabuła odbywa się na dwóch płaszczyznach: starożytnej i współczesnej Bułhakowowi (lata 30 ub. wieku). W pierwszej opisana jest historia Piłata i Jeszui, w drugiej - przygody tytułowych Mistrza i Małgorzaty, ale także szatana (Wolanda) i jego świty - Behemota, Azazella, Helli i Korowiowa vel Fagota -, którzy postanowili wyprawić w Moskwie bal, wprowadzając przy tym do miasta ogromny zamęt.
Książka jest bardzo wciągająca. Ma w sobie owo "coś", czego wielu książkom brakuje, coś nieuchwytnego, ale niezbędnego każdej dobrej lekturze. Poza tym zaśmiewałam się przy niej do łez! Rozważania Rimskiego o tym, jak Stiopa mógł się dostać do Jałty, Woland opowiadający o tym, że prawie został doprowadzony do obłędu, bo chciano mu wmówić, że nie istnieje - naprawdę mało tak śmiesznych fragmentów czytałam w czasie swojego życia.
Inna niż wszystkie, które dotychczas przeczytałam. Jedna z tych, których się nie czyta, a się je pochłania. Na pewno będę do niej wracać, bo zdecydowanie jest tego warta.
Słyszałam wiele dobrych słów o tej książce, kiedy jeszcze nosiłam się z zamiarem przeczytania jej. I potwierdzam wszystkie w stu procentach! Pozycja nietuzinkowa, zaskakująca, bardzo satyryczna, ponadczasowa... Przymiotników na jej określenie jest dosłownie multum, a przy tym wszystkie są pozytywne.
więcej Pokaż mimo toFabuła odbywa się na dwóch płaszczyznach: starożytnej i współczesnej...