-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać438
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant13
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2022-12-17
2013-10-28
2014-05-11
2015-07-12
Podchodziłem do tej książki dwa razy. Przy pierwszym podejściu uderzył mnie brak ciepła w relacjach międzyludzkich, jakieś zwyrodnienie, znieczulica. Nie dokończyłem czytania.
Za drugim razem poszło mi lepiej. Oczywiście dalej uważam, że relacje między bohaterami tej książki nie są do końca zdrowe, ale rozumiem, że zarówno Rose, jak i inni ludzie przedstawieni w tych opowiadaniach przybierali postawy, które w danym momencie ich życia pozwalały najlepiej chronić ich wewnętrzną integralność, były tarczą chroniącą przed zranieniem.
Podchodziłem do tej książki dwa razy. Przy pierwszym podejściu uderzył mnie brak ciepła w relacjach międzyludzkich, jakieś zwyrodnienie, znieczulica. Nie dokończyłem czytania.
Za drugim razem poszło mi lepiej. Oczywiście dalej uważam, że relacje między bohaterami tej książki nie są do końca zdrowe, ale rozumiem, że zarówno Rose, jak i inni ludzie przedstawieni w tych...
2016-02-07
Jeśliby ktoś mnie zapytał o to, co było dla mnie największym literackim zaskoczeniem w ostatnich miesiącach, to wybrałbym z pewnością „Chatę” kanadyjskiego pisarza W.P. Younga.
Bohaterem powieści jest Mack, szczęśliwy mąż i ojciec pięciorga dzieci. Jego świat wywraca się do góry nogami w dniu, w którym znika z kempingu jego najmłodsza córka. W toku poszukiwań wszystko wskazuje na to, że Missy została uprowadzona przez psychopatę i zamordowana w starej chacie na odludziu. Ciała dziewczynki nie udaje się jednak odnaleźć. Pogrążony w żałobie Mack nie potrafi się odnaleźć w tej tragicznej dla całej jego rodziny sytuacji nawet po upływie kilku lat. Nieoczekiwanie, otrzymuje list, który zakrawa na okrutny żart. Ktoś zaprasza go na weekend do tej właśnie chaty, która kojarzy mu się z najgorszym koszmarem jego życia. Co więcej, tajemniczy autor zdaje się znać doskonale stan, w jakim znajduje się Mack. Nie zdradzę więcej szczegółów, żeby nie psuć przyjemności czytania, a to dopiero początek niezwykłej akcji.
Dlaczego książka ta była dla mnie takim zaskoczeniem? Po pierwsze jest to powieść, której treść odnosi się do religii. Powieści tego typu, w odróżnieniu od książek z dziedziny teologii czy historii Kościoła czyta mi się niezbyt dobrze, gdyż często pisane są bardzo prostym, sentymentalnym językiem, a jednocześnie są zbyt „dydaktyczne” czy wręcz moralizatorskie. „Chata” taka nie jest. Wciąga od pierwszej strony i trudno ją odłożyć choćby na chwilę. Po drugie, być może najważniejsze, dzięki tej książce można łatwiej pojąć sens cierpienia i doświadczeń życiowych, które uważamy za jednoznacznie złe; można lepiej zrozumieć potrzebę wybaczania, nawet kiedy wydaje się ono niemożliwe; wreszcie, książka ta pomaga dostrzec miłość Boga we wszystkim, co nas spotyka. Nie udziela jednoznacznych odpowiedzi na trudne pytania, ale bardzo delikatnie poszerza nasze postrzeganie rzeczywistości i wzbogaca duchowo. Zaryzykuję stwierdzenie, że osoby cierpiące z powodu choroby, straty bliskich czy trudnej sytuacji życiowej, odnajdą w lekturze tej książki ukojenie, a ból fizyczny czy duchowy nie będzie aż tak dotkliwy jak dotychczas.
Jeśliby ktoś mnie zapytał o to, co było dla mnie największym literackim zaskoczeniem w ostatnich miesiącach, to wybrałbym z pewnością „Chatę” kanadyjskiego pisarza W.P. Younga.
Bohaterem powieści jest Mack, szczęśliwy mąż i ojciec pięciorga dzieci. Jego świat wywraca się do góry nogami w dniu, w którym znika z kempingu jego najmłodsza córka. W toku poszukiwań wszystko...
2016-04-30
Sięgnąłem po "Rozdroża" po bardzo pozytywnych wrażeniach z lektury "Chaty", również autorstwa Williama Paula Younga. Książka ta, podobnie jak poprzednia, dotyka tematów Boga, doświadczeń z pogranicza życia i śmierci, żalu za grzechy i prób zadośćuczynienia tym, których się skrzywdziło. Jest to książka, z której emanuje ciepło i dobroć, a nawet, co mnie bardzo mile zaskoczyło, humor. Minusem jest zbyt naiwne prowadzenie akcji. Interesująca, choć może trochę zbyt baśniowa jest wizualizacja duszy ludzkiej jako krajobrazu, który, w zależności od postępowania człowieka, wyjaławia się albo odradza. Trochę za dużo było truizmów w stylu Coelho.
Czytało mi się "Rozdroża" lekko, czasami zbyt lekko, nie było tam zbyt wielu scen, które wbiłyby mnie w fotel. Szkoda, że nie ma oceny 6,5. W takim układzie podnoszę na 7 za pozytywne przesłanie.
Sięgnąłem po "Rozdroża" po bardzo pozytywnych wrażeniach z lektury "Chaty", również autorstwa Williama Paula Younga. Książka ta, podobnie jak poprzednia, dotyka tematów Boga, doświadczeń z pogranicza życia i śmierci, żalu za grzechy i prób zadośćuczynienia tym, których się skrzywdziło. Jest to książka, z której emanuje ciepło i dobroć, a nawet, co mnie bardzo mile...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-05-09
Mój pierwszy kontakt z Michaelem Ondaatje i pierwszy z pisarzem pochodzącym ze Sri Lanki. Jako, że nie ma oceny 8,5/10 to wystawiam 9/10. Za:
- piękno przyrody Sri Lanki,
- nawiązania do kultury, religii i tradycji tego kraju,
- niezwykłą zmysłowość,
- pięknie przedstawioną miłość ojca do dzieci,
- barwne historie rodzinne,
- muzykę, którą słychać z wierszy.
Mój pierwszy kontakt z Michaelem Ondaatje i pierwszy z pisarzem pochodzącym ze Sri Lanki. Jako, że nie ma oceny 8,5/10 to wystawiam 9/10. Za:
- piękno przyrody Sri Lanki,
- nawiązania do kultury, religii i tradycji tego kraju,
- niezwykłą zmysłowość,
- pięknie przedstawioną miłość ojca do dzieci,
- barwne historie rodzinne,
- muzykę, którą słychać z wierszy.
2018-06-08
Czytelnik o nicku Skadi nie jest już jedynym, który poznał się na tym osobliwym dziele. Właśnie dołączyłem do klubu :)
A cóż to za dzieło? Tomik sentencji z pocztówek, które można kupić w każdej kwiaciarni, a nie poezja! Popełnił je autor, który nie ujawnia swojego nazwiska a na zdjęciach zasłania twarz, co jest według mnie wymowne. Banał goni banał. Teksty są jakąś hybrydą pseudomądrości Paula Coelho i Rhondy Byrne (tej od gniota nad gnioty pod tytułem "Sekret"). Żeby wlać kroplę miodu do tej mojej beczki dziegciu powiem, że jedynym plusem tej książki, którą przeczytałem w zaprzyjaźnionej księgarni w kilkanaście minut (pomimo jej ponad 230 stron), są fotografie.
Czytelnik o nicku Skadi nie jest już jedynym, który poznał się na tym osobliwym dziele. Właśnie dołączyłem do klubu :)
A cóż to za dzieło? Tomik sentencji z pocztówek, które można kupić w każdej kwiaciarni, a nie poezja! Popełnił je autor, który nie ujawnia swojego nazwiska a na zdjęciach zasłania twarz, co jest według mnie wymowne. Banał goni banał. Teksty są jakąś...
2019-07-25
Od czasu do czasu, zwłaszcza latem dopada mnie jakaś dziwna tęsknota za daleką północą, za niekończącym się dniem, tajemniczymi zjawiskami na niebie, żeglugą po arktycznych wodach, spacerami po rzadko dotykanych ludzką stopą plażach. Ciągnie mnie do tundry, karłowatych brzóz i bagien porośniętych moroszką. Kiedy lato polarne rozświetla Arktykę, mam ochotę rzucić wszystko i wypuścić się na wielotygodniową wyprawę. Z rzadka tylko udaje mi się fizycznie zapuścić na północ. Bo czymże jest zaledwie muśnięty 60 równoleżnik, czyli kilkaset kilometrów od koła podbiegunowego? Podobnie jest z zerkaniem na Grenlandię czy kanadyjski Labrador z okna samolotu lecącego 11 000 metrów nad ziemią. Ale kto skosztował choćby takiej namiastki Arktyki, nie spał w czasie białych nocy, czy ujrzał poszarpane brzegi polarnych wysp, będzie już zawsze czuł ten dziwny zew północy. A może tylko ja tak mam? Nie mogąc inaczej zaspokoić tego osobliwego pobudzenia, rzucam się zachłannie na książki opisujące te bliskie mojemu czytelniczemu sercu wybrzeża.
Szukając lektur na lato, natknąłem się na serię książek Michaela Crummeya. Zaufałem mu tylko na podstawie skąpych okładkowych opisów. Spośród kilku zakupionych, uważnie wybrałem tę, która będzie idealna na mój pierwszy raz na wybrzeżach Nowej Fundlandii i Labradoru. Wprawdzie część tych terenów leży nawet na szerokościach geograficznych mniejszych niż południowe krańce Polski, ale z powodu omywających je wód zimnego Prądu Labradorskiego cechują się one klimatem umiarkowanym w chłodnej odmianie, a północne partie subpolarnym. „Twarde światło” to bardzo intymna podróż w czasie i przestrzeni przez surowe i niegościnne wybrzeża wschodniej Kanady. Dla autora i jego najbliższych jest to jednak ukochana ziemia rodzinna, która na zawsze wyryła ślad w jego duszy i choćby nawet ją opuszczał, wraca do niej w ten czy inny sposób.
Najpiękniejsze powroty w przypadku Crummeya to te, w których utrwala on na kartach swej książki sceny z życia wiosek i miasteczek rybackich. Cofa się do lat swego dzieciństwa, a nawet dalej, odwołuje się do pamięci poprzednich pokoleń. Krótkie migawki napisane prozą poetycką pogrupowane są częściowo według czterech głównych żywiołów, gdzie każdy z nich odgrywa choćby niewielką i niekoniecznie bezpośrednią rolę, ale jest wyczuwalny. Opisuje tytaniczną pracę ludzi zmagających się z siłami natury, ich częste porażki i sporadyczne zwycięstwa, szał wichrów smagających wybrzeża, przenikliwe zimno dni, kiedy nawet morze zamarza, gdzie lato oznacza chmary owadów czyhających na okazję do złożenia jaj w suszonych z takim trudem rybach. Wybrzeża Nowej Fundlandii to tereny, gdzie nawet ludzki żywioł jest twardy, hartowany w morskiej soli i wyciu wichrów. Pomimo tego ludzie ci mają w sobie głęboko zakorzenioną uczciwość i poczucie solidarności.
„Twarde światło” z pewnością nie rozczaruje czytelnika szukającego w literaturze obrazów przemijającego już świata, bo choć cywilizacja dociera na północno-wschodnie wybrzeża Kanady bardzo wolno, to jednak dociera. Crummey niezwykle plastycznie i z nutą nostalgii utrwalił na kartach swej książki to, co tak łatwo umyka. Są tam, oczywiście ważne wydarzenia historyczne, ale przede wszystkim jest codzienne życie rybaków, ich niepewność i troska o to co najbardziej niezbędne. Dzięki autorowi możemy zwiedzić brzegi Labradoru i Nowej Fundlandii zarówno od strony lądu jak i morza. Możemy zajrzeć do przydomowych ziemianek, na wiejskie cmentarze, przejść się po pomostach, gdzie cumują łodzie, wsłuchać w bicie pierwszego dzwonu albo ryk krów, posmakować suszonej ryby i leśnych owoców. Do mnie i mojej wrażliwości poetycka książka Crummeya przemówiła swoim autentyzmem i artyzmem, chętnie zatem sięgnę po jego powieści.
Od czasu do czasu, zwłaszcza latem dopada mnie jakaś dziwna tęsknota za daleką północą, za niekończącym się dniem, tajemniczymi zjawiskami na niebie, żeglugą po arktycznych wodach, spacerami po rzadko dotykanych ludzką stopą plażach. Ciągnie mnie do tundry, karłowatych brzóz i bagien porośniętych moroszką. Kiedy lato polarne rozświetla Arktykę, mam ochotę rzucić wszystko i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to1992
2005
Alberto Manguel wspaniale pisze o książkach, ich czytaniu i kolekcjonowaniu. Tytułowe pożegnanie z biblioteką, to intymna opowieść o miłości i stracie pewnej jej formy. Erudycja, empatia i wysoka kultura słowa to tylko kilka haseł, którymi mógłbym określić dzieło byłego dyrektora Biblioteki Narodowej w Buenos Aires.
Alberto Manguel wspaniale pisze o książkach, ich czytaniu i kolekcjonowaniu. Tytułowe pożegnanie z biblioteką, to intymna opowieść o miłości i stracie pewnej jej formy. Erudycja, empatia i wysoka kultura słowa to tylko kilka haseł, którymi mógłbym określić dzieło byłego dyrektora Biblioteki Narodowej w Buenos Aires.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to