-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz2
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Matki. Sprawdź propozycje wydawnictwa Czwarta StronaLubimyCzytać1
-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać2
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2014-11-18
2016-04-29
2012-01-15
2012-01-15
2012-01-15
2018-07-23
2014-06-16
2014-08-28
2014-08-30
2014-08-31
2019-11-11
2011-06-06
2012-09-19
Gdy tylko zobaczyłam w zapowiedziach wydawniczych Wydawnictwa Świat Książki tę pozycję, od razu wiedziałam, że to książka dla mnie. Przeczytałam tekst promocyjny, zaciekawił mnie, ale do wybrania tej książki przekonała mnie niesamowita, hipnotyzująca okładka. Musicie przyznać, że przykuwa wzrok. :) Nie spodziewałam się jednak, że dostanę historię, która sprawi, że przez chwilę stracę oddech, a nawet zapłaczę. Byłam niemalże pewna, że dostanę zwykłą opowieść z nutką wartkiej akcji w niezwykłym świecie i z bohaterami, którzy zniknął wraz z końcem czytania. Jakże się pomyliłam...
Elyria pochodzi z Wędrownego Ludu, mieszka od dziecka w trupie komediantów, która wędruje z miejsca na miejsce, by zarobić na życie zabawiając ludność danej mieściny. Pewnego dnia razem ze swoim bratem Gwynn'em znajduje złoty medalion, który został, najwidoczniej skradziony ze Świątyni w miasteczku, w którym akurat się zatrzymali. Elyria postanawia odłożyć na miejsce klejnot, by oszczędzić kłopotów swojej rodzinie i przyjaciołom. Niestety podczas próby zwrócenia medalionu zostaje osądzona o jego kradzież i napiętnowana znamionem złodziejki. W więzieniu dostrzega ją Peristaes, najwyższy Łowca Czarownic, jej oczy niemalże złote, przypominają mu o starej przepowiedni. Wpada w popłoch i zaczyna przesłuchiwać Elyrię. Chce wydobyć z niej za wszelką cenę prawdę... Nie przypuszcza jednak, że za całą tą historią jest drugie dno, bardziej mroczne i budzące strach, bowiem przeznaczenie odnajdzie każdego...
„Elyria. Polowanie na Czarownice” jest książką napisaną przystępnym, prostym (nie prostackim) językiem, którą pochłania się w jedną chwilę. Ta prostota nie jest bynajmniej wadą, wręcz odwrotnie. Autorka doskonale się spisała, przystępność jej języka nie uwłacza wielowymiarowości książki. Przekaz jest prosty, dzięki czemu posiada większą siłę oddziaływania. Wartka akcja, żywi bohaterowie, którym z każdą stroną zaczynam współczuć, zżywać się z nimi; fabuła pełna mistyki- to wszystko sprawia, że mamy przed sobą książkę, która stała się jedną z moich ulubionych. Wszystko w niej jest wyważone, każda akcja ucieczki i pościgu, przemyślana. Każda romantyczna chwila rozgrzewa serce, ale nie jest przesłodzona. Wzruszające momenty w książce nie są liczne, ale są elementem, który dodaje książce smaczku.
Nie jest to opowieść tylko o miłości, choć miłość i przyjaźń zajmują bardzo dużo miejsca w fabule. Jest to opowieść o prześladowaniu i zaślepieniu. Magia w tej powieści jest czymś namacalnym, ale i niezgodnym z prawem obowiązującym w całym państwie Cartomien. Magia stała się wymarłą sztuką, a mimo to nadal ludzie padają bezpodstawnym oskarżeniom. Podczas Wojny Mocy (temat, który często przewija się w książce i jest rozlegle wyjaśniony) ginęli na stosie nie tylko Magowie i Druidzi, ale również zielarki, akuszerki i osoby niosące pomoc chorym. Wszyscy. To zdecydowanie przypomina mi, że również w naszym świecie takie rzeczy miały miejsce. Ludzie zawsze boją się rzeczy nieznanych, których nie rozumieją, a to rodzi, niestety nienawiść i agresję. Krwawe dzieje ludzkości z pewnością dla autorki były inspiracją, co dla mnie, jest wielkim plusem.
Nie potrafię pisać, ta książka wywarła na mnie naprawdę duże wrażenie, sprawiła, że na kilka chwil oderwałam się od rzeczywistości, która mnie ostatnimi czasy przytłacza. Napełniła mnie nadzieją i zaskoczyła na całej linii. Już dawno nie byłam pod takim wpływem jednej książki. W dobie, kiedy wielotomowe powieści fantastyczne są na porządku dziennym, ta jednotomowa opowieść jest orzeźwiająca. Życzę autorce sukcesu, bo naprawdę zasłużyła i mam nadzieję, że rozbuduje świat przedstawiony w książce i stworzy uniwersum, w którym będę mogła zanużyć się i trwać przez długi czas :)
Polecam!
Moja ocena: 5+
[http://anty---materia.blogspot.com/2012/09/elyria-polowanie-na-czarownice-brigitte.html]
Gdy tylko zobaczyłam w zapowiedziach wydawniczych Wydawnictwa Świat Książki tę pozycję, od razu wiedziałam, że to książka dla mnie. Przeczytałam tekst promocyjny, zaciekawił mnie, ale do wybrania tej książki przekonała mnie niesamowita, hipnotyzująca okładka. Musicie przyznać, że przykuwa wzrok. :) Nie spodziewałam się jednak, że dostanę historię, która sprawi, że przez...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-12-02
(...)
George Orwell zręcznie bawi się metaforą. Pod płaszczykiem zwierzęcych pyszczków pokazuje ludzki charakter. Pazerność i zasadnicze zło stalinizmu. Terror, jakiego doświadczały zwierzęta w książce można porównać do tego, co działo się podczas II wojny światowej w "krajach" Związku Radzieckiego. Dzikość i bezwzględność zwierzęcej natury jest uosobieniem zezwierzęcenia ludzkiego. Każdy przejaw indywidualnego myślenia był surowo karany. Głodem i propagandą manipulowano, zmuszając do życia w wiecznym strachu. Znajome to wszystko, aż za dobrze.
Folwark zwierzęcy jest alegorią państwa totalitarnego, Napoleon zwierzęcym odpowiednikiem Stalina, głód jest realnym głodem, jaki odczuwała ludność ziem Związku Radzieckiego. Wszystko to po to, by pokazać, jak okrutny to reżim, jak niesprawiedliwy, skrywający pod woalką równości i dostatku, gnijący owoc skorumpowania i dyktatury. Orwell chciał przestrzec, otworzyć oczy marksistom i poplecznikom Stalina. Piękna idea jest tylko piękną ideą. Nie ma równości - ludzka natura jest zbyt ułomna.
George Orwell stworzył powieść, która porusza. Porusza realizmem, wstrząsa metaforą, pozwala spojrzeć na świat i na wydarzenia, które miały miejsce (a w niektórych państwach Azji mają nadal!) z innej, bliższej perspektywy. Prawdziwość powieści czuć na każdej stronicy, czuć strach zaszczutych zwierząt, czuć ich głód i brak woli walki z systemem.
"Folwark zwierzęcy" jest jedną z tych powieści, których się nigdy nie zapomina. Przeczytaj czytelniku i zrozum, świat potrafi być naprawdę paskudnym miejscem za sprawą nas, ludzi.
[https://antymateriablog.wordpress.com/2016/07/13/na-swinskich-papierach-folwark-zwierzecy-george-orwell/]
(...)
George Orwell zręcznie bawi się metaforą. Pod płaszczykiem zwierzęcych pyszczków pokazuje ludzki charakter. Pazerność i zasadnicze zło stalinizmu. Terror, jakiego doświadczały zwierzęta w książce można porównać do tego, co działo się podczas II wojny światowej w "krajach" Związku Radzieckiego. Dzikość i bezwzględność zwierzęcej natury jest uosobieniem zezwierzęcenia...
2014-06-05
Historia tragicznej przyjaźni
Nowy Orlean, czasy współczesne. Czwórka przyjaciół z dzieciństwa opowiada historię swojego życia i przyjaźni, która z biegiem czasu i po pewnych wydarzeniach przeradza się w zimną, agresywną relację. Stephen pozostaje wycofanym outsiderem. Nie może pogodzić się z okrucieństwem dawnych przyjaciół, Meredith stara się być neutralna w relacjach, ale niknie pod pierzyną uwielbienia, które spada na Grega i Brandona. Ci, z kolei stają się gwiazdami szkolnej drużyny futbolu amerykańskiego, są zadufani i pyszni. Jednak łączy ich jedno – każdy z nich skrywa tajemnicę. Tajemnicę, która niszczy doszczętnie ich relacje. Katastrofa wisi w powietrzu, a każdy z bohaterów musi radzić sobie z konsekwencjami swoich wyborów sam. Karma wraca, prawda?
„Lęk nie może mnie dotknąć.
Może mnie tylko kusić,
Nie może zabrać, tylko powiedzieć, dokąd iść.
Mogę albo pójść za nim, albo zostać w łóżku.
Mogę trzymać się świata, który znam.
Zmarli nie żyją, nie wstaną z grobu.
Cienie to ciemność.
Mrok nie ma głosu.”
„Gęstwina dusz”, na zaledwie 292 stronach rozprawia się ze stereotypami dotyczącymi homoseksualizmu (ale nie nazwałabym tej książki historią głównie o LGBT), skomplikowanymi relacjami młodych ludzi, problemami, które pisze często samo życie. W sposób realistyczny plądruje psychikę każdego bohatera. Christoper Rice nie bawi się w uogólnienia czy zbyteczne ozdobniki. Sprawia wrażenie jakby opowiadał historię swoim znajomym przy piwie. Brutalną opowieść, która wciąga i wyciska z czytelnika wachlarz różnorodnych emocji i odczuć.
Rozdziały są podzielone na bohaterów, dzięki czemu możemy poznać historię z różnych perspektyw. Dodatkowo w sposób wyjątkowy poznajemy charaktery każdego z głównych bohaterów, jego relacje rodzinne, często skomplikowane. Mamy wgląd w jego psychikę, wspomnienia.
Podsumowanie
„Gęstwina dusz” jest książką, którą ciężko ogarnąć umysłem w gruncie rzeczy. Dzieje się w niej tak wiele różnych zdarzeń, jest w niej wiele różnych emocji, które dosłownie zapierają dech w piersiach. Pierwszy raz spotkałam się u siebie z tak emocjonalnych odbiorem jakiejkolwiek powieści. Po skończeniu czytania przez bardzo długi czas siedziałam bez ruchu i wpatrywałam się w przestrzeń. To było przeżycie tak piękne i tak inne od tego co wcześniej doświadczałam, że nie mogłam się pozbierać przez kilka dni, a kac fabularny, nawet teraz, po niemalże roku od pierwszego czytania, nadal mnie trzyma. Ten świat, ci bohaterowie i cały ten chaos wydarzeń i jego tempo, które z każdym rozdziałem wzrastało do ostatnich stron, wbijało mnie w fotel. Nie ma nic piękniejszego od książek, które tak silnie działają na czytelnika.
Odnalazłam w tej książce wiele metafor, ale myślę, że każdy inaczej ją odbierze. Im więcej recenzji na jej temat czytałam, tym bardziej się w tym utwierdzałam. „Gęstwinę dusz” albo pokochasz za styl, za bohaterów, za fabułę, albo ją znienawidzisz i wyda Ci się kompletnie bez sensu, nudna i przewidywalna.
Z ciekawostek około książkowych: gdy Christopher skończył pisanie tej książki, swojej pierwszej, debiutanckiej, podrzucił rękopis swojej mamie, do przeczytania. Zawarł w niej bowiem elementy autobiograficzne, literacki sposób na „wyjście z szafy”. Podobno Anne Rice, była zachwycona, rozemocjonowana płakała. W gruncie rzeczy to piękna historia o tym jak matka, nawrócona Chrześcijanka akceptuje swoje dziecko, bezgranicznie je kochając i będąc dumną z jego sukcesu.
Mogę śmiało polecić Wam „Gęstwinę dusz” i muszę przyznać, że syn przewyższył swoim kunsztem własną matkę – jest to powieść, według mnie idealna. Może odrobinę chaotyczna z natłokiem wątków pobocznych, ale jednocześnie spójna, tworząca jednolitą całość.
[https://antymateriablog.wordpress.com/2015/10/26/historia-ktora-rozdziera-gestwina-dusz-christopher-rice/]
Historia tragicznej przyjaźni
Nowy Orlean, czasy współczesne. Czwórka przyjaciół z dzieciństwa opowiada historię swojego życia i przyjaźni, która z biegiem czasu i po pewnych wydarzeniach przeradza się w zimną, agresywną relację. Stephen pozostaje wycofanym outsiderem. Nie może pogodzić się z okrucieństwem dawnych przyjaciół, Meredith stara się być neutralna w relacjach,...
2015-11-19
Ideał według Słownika Języka Polskiego PWN to człowiek będący wzorem do naśladowania i coś absolutnie doskonałego. Kobieta idealna to matka, żona i kochanka o nienagannym wyglądzie i zachowaniu. Kobieta, która jest wielofunkcyjna: po pracy gotuje obiad, odbiera dzieci ze szkoły, pierze i sprząta, a potem jeszcze swoim pięknem i poczuciem humoru zabawia gawiedź na wieczornej wytwornej kolacji, którą oczywiście sama przyrządziła.
Przeglądając artykuły dostępne w sieci i wypowiedzi mężczyzn (tu i tu) jedno jest pewne – kobieta idealna nie istnieje, ideał jest czysto subiektywny i nie jednakowy dla wszystkich. To wielobarwny wachlarz gustów, charakterów. Dlaczego więc kobiety z takim zapamiętaniem szukają tego ideału w sobie?
Odpowiedzią na wiele pytań jest książka Sylwii Kubryńskiej.
Ciało mówiące
Autorka Najlepszego Bloga na Świecie*, autorka wielu felietonów publikowanych w „Wysokich Obcasach” zaprasza nas w podróż do kobiecego umysłu. Mózgu, który codziennie bombardowany jest powinnościami, obowiązkami i wstydem. Wstydem za to, że właściwie jesteśmy kobietami.
Książka „Kobieta dość doskonała” oprowadza nas po kobiecej psychice i tego, w jaki sposób się kształtuje, ale spokojnie – nie jest to książka typowo psychologiczna. Autorka poprzez swoje wspomnienia i doświadczenia (albo wspomnienia i doświadczenia innych kobiet) mówi o kobiecie współczesnej. Kobiecie pragnącej, o jej krzywych, o jej ciele, o jej słowach i myślach.
1496_cad5Może to co napisałam brzmi jak bełkot, ale historie opowiedziane w książce są historiami, z którymi czytelniczka może się utożsamić. Każda z nas w wieku dorastania wstydzi się, że jest kobietą. Wstydzi się kiełkujących piersi, pierwszego okresu. Wstydzi się rozmawiać z chłopakiem, wstydzi się, że przypala wodę na herbatę i wstydzi się swoich pragnień. Od dziecka jesteśmy uczone posłuszeństwa, obowiązków domowych, gotowania i sprzątania – i większość z nas, szczerze tego nienawidzi. Nienawidzi prawie tak samo, jak luster, lustereczek. Zwierciadeł, które nosimy ze sobą jak znamię. Krzyczą „patrz!”, oceniają najsurowiej i nie pozostawiają nas nigdy w spokoju, bo kobieta idealna być musi.
Wyliczanka
Kobieta idealna w książce Sylwii Kubryńskiej, jest Tobą i mną. Zwykłą, wiecznie marzącą kobietą z planami na przyszłość. Z indywidualnością, którą w sobie pielęgnuje. Jest kobietą cierpiącą, poświęcającą się. Pełną kompleksów, pełną obaw, pełną właśnie wstydu i strachu. Przed odrzuceniem, przed samą sobą. Kobietą z problemami, kobietą świadkiem, kobietą noszącą pod sercem nowe życie, kobietą wojującą ze stereotypami, którym w gruncie rzeczy i tak się poddaje. Feministką, która lubi, gdy mężczyzna otwiera przed nią drzwi. Kobietą, która śpiąc śni o umięśnionym i przystojnym księciu z bajki – nieosiągalnym ideale (o, ironio!), a w życiu spotyka się z chłopem posiadającym dość pokaźny brzuch piwny, a którego największą ambicją jest pokonanie wszystkich poziomów w ‚Mario’ bez skuchy.
Kobieta idealna nie istnieje, istnieje natomiast to, czy nasze życie, praca i rola społeczna nam odpowiada. Czy życie korporacyjne jest spełnieniem naszych marzeń o karierze, czy życie na walizkach w kolejnych krajach jest dla nas błogosławieństwem (swoisty wanderlust) albo czy posiadanie rodziny, z maleństwami u boku, Ciebie/mnie jako kobietę satysfakcjonuje, cieszy – po prostu zwyczajnie. A może po prostu, zwyczajnie kobieta idealna, to każda z nas – z kobiet, które pomimo problemów, potknięć, wyzwań zawsze są na czas, zawsze uśmiechnięte, choć zmęczone. Dzielne i piękne w swej indywidualności. Piękne wewnątrz i na zewnątrz, z naszą płcią i wolą walki.
Podsumowanie
„Kobieta dość doskonała” to opowieść o kobiecie błądzącej, o kobiecie puszczającej oko do czytelniczki, o kobiecie niosącej zrozumienie. O tym, co kulturowo i życiowo przynosi nam świat. O nieustannej wojnie kobiet ze sobą. O role społeczne, o wygląd, czy sposób chodzenia!
To nie poradnik, to nie książka psychologiczna, to nie lukrowana powieść o kobiecie współczesnej. To książka wypełniona szczerością. Wypełniona prawdziwością. Czyta się ją, jakby się słuchało opowieści znajomej, przy kawie, albo gdzieś w barze z zimnym piwem w ręce. Jest na tyle swojska, ciepła, choć pełna trosk i życiowych zawirowań, że czyta się ją z wielką przyjemnością. Zwłaszcza, że możesz, Czytelniczko, dojrzeć w głównej bohaterce/autorce cząstkę siebie. Taki dziwny, znany tylko kobietom świata, wspólny mianownik.
Bloga autorki czytuję od jakiegoś czasu, wiedziałam więc czego mogłabym się spodziewać, ale szczerze byłam zaskoczona. Zaskoczona jak mądra i dojrzała jest to lektura. Niosąca naukę (ale znacznie większą dla kobiet młodszych), pocieszenie i miłe otulenie.
Śmiałam się do mojego A., że jest to książka, którą mężczyźni powinni czytać, by choć odrobinę zrozumieć kobiecą psychikę :D
I tak, zdaję sobie sprawę, że nie jest to typowa recenzja, można powiedzieć, że tej książki nie da się zrecenzować wprost – jest zbyt wielobarwna, wzbudzająca zbyt dużo refleksji i skłaniająca do zbyt dużej ilości przemyśleń około życiowych. Jest unikatowa. Wyjątkowa, niczym hymn kobiecych serc.
Książką jestem zauroczona (co widać ;)), i z czystym sumieniem polecam każdej kobiecie!
[https://antymateriablog.wordpress.com/2015/11/24/nieustajaca-wojna-czyli-portret-kobiety-wspolczesnej-kobieta-dosc-doskonala-sylwia-kubrynska/]
Ideał według Słownika Języka Polskiego PWN to człowiek będący wzorem do naśladowania i coś absolutnie doskonałego. Kobieta idealna to matka, żona i kochanka o nienagannym wyglądzie i zachowaniu. Kobieta, która jest wielofunkcyjna: po pracy gotuje obiad, odbiera dzieci ze szkoły, pierze i sprząta, a potem jeszcze swoim pięknem i poczuciem humoru zabawia gawiedź na wieczornej...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-07-01
Co to było za zakończenie serii! Poprzednie dwa tomy tej trylogii („Patriota” i „Wybraniec”) czytałam trzy lata temu (!!!) i się zakochałam w nich bez pamięci. Są to, moim zdaniem, jedne z lepszych książek dla nastolatków jakie powstały. Bohaterowie są sympatyczni, krwiści a ich przygody nie pozwalają się czytelnikowi nudzić. Zakończenie serii było dla mnie ciosem w serce – zaskakujące i emocjonujące do granic możliwości. Nie mogłam spać ani jeść (najlepsza dieta ever! :D) z przejęcia. Doskonałe zamknięcie serii, logiczne i przede wszystkim niebanalne.
June i Day znowu są mi bliscy, ich losy, wojna z Koloniami i wirusem trawiącym ludzi, ich miłość i ich wola walki… są dla mnie zwyczajnie zachwycające. Porównuje się „Legendę…” do „Igrzysk śmierci”, ale jeśli mam być szczera, „Legenda” jak dla mnie bije o głowę „Igrzyska…” – może dlatego, że autorka doświadczenie w opowiadaniu historii nabyła podczas tworzenia gier komputerowych? Jej koncepcja świata przedstawionego i bohaterowie – wszystko to tworzy niesamowitą spójną całość.
[https://antymateriablog.wordpress.com/2016/07/21/bookathon-lato-2016-podsumowanie/]
Co to było za zakończenie serii! Poprzednie dwa tomy tej trylogii („Patriota” i „Wybraniec”) czytałam trzy lata temu (!!!) i się zakochałam w nich bez pamięci. Są to, moim zdaniem, jedne z lepszych książek dla nastolatków jakie powstały. Bohaterowie są sympatyczni, krwiści a ich przygody nie pozwalają się czytelnikowi nudzić. Zakończenie serii było dla mnie ciosem w serce –...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-11-29
Utknęłam. Kasuję każde zdanie, które próbuję tutaj napisać. Nic nie pasuje, nic nie jest na tyle dobre, na tyle ważne, na tyle ciekawe, by oddać wszystkie emocje i wartość tej książki. Wszystko jest zbyt wyblakłe, nieistotne, nijakie. Są na świecie książki, których się nie czyta – je się przeżywa. Całym ciałem i duszą. Nie można się od nich oderwać, a rzeczywistość przestaje być ważna. „Marsjanin” jest właśnie jedną z takich książek.
Survival i ziemniaki
Mark Watney jest jednym z członków załogi Misji Ares 3, która wylądowała jako pierwsza w historii lotów załogowych na powierzchni Czerwonej Planety. Mieli prowadzić badania, zebrać próbki i pozostać na powierzchni Marsa miesiąc. Niestety, kilka dni po wylądowaniu, dopada naszych bohaterów potężna burza piaskowa – ewakuacja jest nieunikniona. Na wskutek nieszczęśliwego wypadku załoga zostawia Marka na Marsie, nie wiedząc nawet czy żyje. Od momentu odzyskania przytomności, Mark musi radzić sobie sam.
Wyobraźmy sobie taką sytuację, zostajecie sami na obcej planecie. Obcej i dość niesprzyjającej nam planecie. Planecie, na której prawie nie ma atmosfery, grawitacja jest inna niż ta na Ziemi i planecie, na której jest przeraźliwie zimno. Zostajesz sam, Czytelniku, bez możliwości skontaktowania się z kimkolwiek, z ograniczoną ilością pożywienia. Oczywiście, jesteś przeszkolony, masz pewną wiedzę, jak sobie radzić w podobnych sytuacjach, ale nadal to jest coś zupełnie nowego, bo wszystkie sytuacje, o których NASA kiedykolwiek Tobie mówiła, są sytuacjami czysto hipotetycznymi. Co robisz? Ja, osobiście, pewnie bym załamała ręce i wpadła w czarną rozpacz. Mark, natomiast zakłada plantację ziemniaków.
„Jak to jest? – zastanawiał się. Utknął tam, myśli, że jest całkiem sam i że go opuściliśmy. Jaki wpływ ma to na ludzka psychikę?
Odwrócił się w stronę Venkata. – Zastanawiam się, co teraz myśli.
WPIS W DZIENNIKU: SOL 61.
Jak Aquaman może kontrolować wieloryby? To ssaki! Bez sensu.”
Wyszywana opowieść
„Marsjanin” opowiada historię o człowieku, który się nigdy nie poddaje. Napotyka na swojej drodze masę przeszkód w środowisku, które może zabić go w każdym momencie. Niesamowite w tej książce jest to jak autorowi udało się wpleść w fikcję literacką odrobinę naukowych teorii, twierdzeń oraz wiedzy. Nie nużą, są ciekawym uzupełnieniem fabuły a Mark jest idealnym nauczycielem. Nauczycielem pełnym dystansu i poczucia humoru. Gdyby nie kreacja bohatera, którą stworzył Andy Weir, powieść byłaby zwyczajna. Typowa, amerykańska opowieść pokroju „Apolla 13” i innych tego typu. Katastrofa, NASA i niebezpieczny kosmos chcący zabić głównego bohatera – znamy to aż za dobrze. Dzięki Markowi i jego spojrzeniu na całą sytuację, książkę czyta się jednym tchem. Bohaterowie poboczni są krwiści, charakterni, mający swoje zdanie i będący ciekawym elementem historii, zwłaszcza te rozdziały, które rozgrywają się w siedzibie NASA.
„Marsjanin” to opowieść idealna. Wyszywana z tak dopracowanych elementów, że nie można zarzucić jej nic. No, może oprócz tego, że się kończy, że się w ogóle kończy. Skradła moje serce, skradła serce mojego A., który zazwyczaj nie przepada za czystym sci-fi. Oboje nie mogliśmy przestać czytać. Czytanie zabierało nam godziny poświęcone na sen. Nie żałujemy ani minuty.
Jest coś niezwykłego w tej książce. Niby traktuje o wydarzeniach abstrakcyjnych z naszego punktu widzenia, a jednak jest taka… ludzka. Przyziemna. Niesie, bowiem, przesłanie, które jest moim motywatorem – nieważne co się dzieje, jak bardzo życie bywa problematyczne – zawsze jest wyjście z sytuacji. Zawsze jest rozwiązanie, do którego możemy dojść, chociaż ta droga jest długa i wyboista. I, może to naiwne, ale daje poczucie panowania nad swoim życiem, chociaż w minimalnym stopniu.
Nie da się opisać co czułam czytając „Marsjanina”, nawet nie będę próbować, jedyne, co napiszę na zakończenie – przeczytajcie, przeżyjcie, poczujcie.
[https://antymateriablog.wordpress.com/2016/01/19/macgyver-na-marsie-marsjanin-andy-weir/]
Utknęłam. Kasuję każde zdanie, które próbuję tutaj napisać. Nic nie pasuje, nic nie jest na tyle dobre, na tyle ważne, na tyle ciekawe, by oddać wszystkie emocje i wartość tej książki. Wszystko jest zbyt wyblakłe, nieistotne, nijakie. Są na świecie książki, których się nie czyta – je się przeżywa. Całym ciałem i duszą. Nie można się od nich oderwać, a rzeczywistość...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-11
Utknęłam. Kasuję każde zdanie, które próbuję tutaj napisać. Nic nie pasuje, nic nie jest na tyle dobre, na tyle ważne, na tyle ciekawe, by oddać wszystkie emocje i wartość tej książki. Wszystko jest zbyt wyblakłe, nieistotne, nijakie. Są na świecie książki, których się nie czyta – je się przeżywa. Całym ciałem i duszą. Nie można się od nich oderwać, a rzeczywistość przestaje być ważna. „Marsjanin” jest właśnie jedną z takich książek.
Survival i ziemniaki
Mark Watney jest jednym z członków załogi Misji Ares 3, która wylądowała jako pierwsza w historii lotów załogowych na powierzchni Czerwonej Planety. Mieli prowadzić badania, zebrać próbki i pozostać na powierzchni Marsa miesiąc. Niestety, kilka dni po wylądowaniu, dopada naszych bohaterów potężna burza piaskowa – ewakuacja jest nieunikniona. Na wskutek nieszczęśliwego wypadku załoga zostawia Marka na Marsie, nie wiedząc nawet czy żyje. Od momentu odzyskania przytomności, Mark musi radzić sobie sam.
Wyobraźmy sobie taką sytuację, zostajecie sami na obcej planecie. Obcej i dość niesprzyjającej nam planecie. Planecie, na której prawie nie ma atmosfery, grawitacja jest inna niż ta na Ziemi i planecie, na której jest przeraźliwie zimno. Zostajesz sam, Czytelniku, bez możliwości skontaktowania się z kimkolwiek, z ograniczoną ilością pożywienia. Oczywiście, jesteś przeszkolony, masz pewną wiedzę, jak sobie radzić w podobnych sytuacjach, ale nadal to jest coś zupełnie nowego, bo wszystkie sytuacje, o których NASA kiedykolwiek Tobie mówiła, są sytuacjami czysto hipotetycznymi. Co robisz? Ja, osobiście, pewnie bym załamała ręce i wpadła w czarną rozpacz. Mark, natomiast zakłada plantację ziemniaków.
„Jak to jest? – zastanawiał się. Utknął tam, myśli, że jest całkiem sam i że go opuściliśmy. Jaki wpływ ma to na ludzka psychikę?
Odwrócił się w stronę Venkata. – Zastanawiam się, co teraz myśli.
WPIS W DZIENNIKU: SOL 61.
Jak Aquaman może kontrolować wieloryby? To ssaki! Bez sensu.”
Wyszywana opowieść
„Marsjanin” opowiada historię o człowieku, który się nigdy nie poddaje. Napotyka na swojej drodze masę przeszkód w środowisku, które może zabić go w każdym momencie. Niesamowite w tej książce jest to jak autorowi udało się wpleść w fikcję literacką odrobinę naukowych teorii, twierdzeń oraz wiedzy. Nie nużą, są ciekawym uzupełnieniem fabuły a Mark jest idealnym nauczycielem. Nauczycielem pełnym dystansu i poczucia humoru. Gdyby nie kreacja bohatera, którą stworzył Andy Weir, powieść byłaby zwyczajna. Typowa, amerykańska opowieść pokroju „Apolla 13” i innych tego typu. Katastrofa, NASA i niebezpieczny kosmos chcący zabić głównego bohatera – znamy to aż za dobrze. Dzięki Markowi i jego spojrzeniu na całą sytuację, książkę czyta się jednym tchem. Bohaterowie poboczni są krwiści, charakterni, mający swoje zdanie i będący ciekawym elementem historii, zwłaszcza te rozdziały, które rozgrywają się w siedzibie NASA.
„Marsjanin” to opowieść idealna. Wyszywana z tak dopracowanych elementów, że nie można zarzucić jej nic. No, może oprócz tego, że się kończy, że się w ogóle kończy. Skradła moje serce, skradła serce mojego A., który zazwyczaj nie przepada za czystym sci-fi. Oboje nie mogliśmy przestać czytać. Czytanie zabierało nam godziny poświęcone na sen. Nie żałujemy ani minuty.
Jest coś niezwykłego w tej książce. Niby traktuje o wydarzeniach abstrakcyjnych z naszego punktu widzenia, a jednak jest taka… ludzka. Przyziemna. Niesie, bowiem, przesłanie, które jest moim motywatorem – nieważne co się dzieje, jak bardzo życie bywa problematyczne – zawsze jest wyjście z sytuacji. Zawsze jest rozwiązanie, do którego możemy dojść, chociaż ta droga jest długa i wyboista. I, może to naiwne, ale daje poczucie panowania nad swoim życiem, chociaż w minimalnym stopniu.
Nie da się opisać co czułam czytając „Marsjanina”, nawet nie będę próbować, jedyne, co napiszę na zakończenie – przeczytajcie, przeżyjcie, poczujcie.
[https://antymateriablog.wordpress.com/2016/01/19/macgyver-na-marsie-marsjanin-andy-weir/]
Utknęłam. Kasuję każde zdanie, które próbuję tutaj napisać. Nic nie pasuje, nic nie jest na tyle dobre, na tyle ważne, na tyle ciekawe, by oddać wszystkie emocje i wartość tej książki. Wszystko jest zbyt wyblakłe, nieistotne, nijakie. Są na świecie książki, których się nie czyta – je się przeżywa. Całym ciałem i duszą. Nie można się od nich oderwać, a rzeczywistość...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-11-11
Pamiętam, jak będąc jeszcze w podstawówce zafascynowały mnie mity i wszelakie mitologie, nie tylko te przerabiane na lekcjach języka polskiego- głównie greckie. Do dzisiaj świat zawarty w mitach jest dla mnie magiczny i czasami wracam do tych ulubionych mitów, jeszcze z dzieciństwa. Gdy sięgałam po powieść "Dopóki mamy twarze", osławionego C.S.Lewisa (głównie za sprawą serii "Opowieści z Narnii...") nie spodziewałam się, że natknę się na dzieło, które na długo zapadnie w moją pamięć i stanie się jednocześnie jedną z moich ulubionych książek... jest to bowiem powieść nawiązująca do mitu opowiadającego o miłości Psyche i Erosa...
Mit o Psyche i Erosie, w powieści Lewisa przybiera całkiem inny charakter, jest jakby tłem dla całej fabuły, którą opowiada główna bohaterka, Orual, jedna z dwóch sióstr Psyche. Cały świat przedstawiony pozbawiony jest otoczki, która zazwyczaj towarzyszy mitom. Orual jest szpetną kobietą, której brzydotę wyśmiewa nawet jej ojciec, król barbarzyńskiego państewka, natomiast Psyche słynie z niesamowitej urody, a poddani często czczą ją jako boginię... Wszystko to sprowadza na młodą dziewczynę nieszczęście- zostaje oddana na pożarcie Bestii, która jest synem bogini Ungit (greckiej Wenus). Zrozpaczona Orual, która kocha Psyche jak własne dziecko (sama ją zresztą wychowywała, po śmierci jej matki), postanawia ją odnaleźć...
Do dziś dzień nie mogę przestać się zachwycać tą powieścią. Rozpaliła w mojej duszy ogień, przyciągnęła mnie na kilka godzin nie pozwalając się oderwać od niej choćby na minutę- ciągle trzymałam ją blisko przy sobie i czytałam niemal wszędzie: w autobusie, na przerwach między zajęciami, na przystankach... Oddałam jej serce, a ona dała mi przepiękną historię pełną zwątpienia, wiary i ludzkich emocji...
Książka niesie ze sobą całkiem ludzkie rozważania na temat wiary- czy bóg/bóstwa, w które wierzymy naprawdę istnieje/ą? Czy to on/one rządzą naszym życiem, zsyłają nam szczęście i nieszczęście? Co, jeśli jesteśmy tylko marionetkami w rękach boga/bóstwa? Każde z tych pytań zadaje sobie główna bohaterka, Orual w swej księdze, którą spisuje w gniewie i nienawiści i wymierza ją do bóstw z jej świata- domaga się odpowiedzi i sprawiedliwości...
Polecam, bo naprawdę warto!
Moja ocena: 6!
{http://anty---materia.blogspot.com/2011/06/dopoki-mamy-twarze-cslewis.html}
Pamiętam, jak będąc jeszcze w podstawówce zafascynowały mnie mity i wszelakie mitologie, nie tylko te przerabiane na lekcjach języka polskiego- głównie greckie. Do dzisiaj świat zawarty w mitach jest dla mnie magiczny i czasami wracam do tych ulubionych mitów, jeszcze z dzieciństwa. Gdy sięgałam po powieść "Dopóki mamy twarze", osławionego C.S.Lewisa (głównie za sprawą...
więcej Pokaż mimo to