rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Żulczyka "Ślepnąć od świateł" pojawiło się w mojej biblioteczce dzięki transakcji bezgotówkowej. Dzięki fejsbukowej grupie doszło do małej wymiany. Od kiedy zobaczyłam, że ktoś chce się jej pozbyć wiedziałam, że będzie moja. Nie ukrywam, że zafascynowała mnie okładka. Naprawdę ładna.

Żulczyk pisze dobrze, językiem odpowiednim do charakteru powieści. Ciekawa, lekko przewidywalna momentami fabuła, wprowadza nas w brudny świat nocnej Warszawy. Naszym przewodnikiem po tym świecie, będzie proszę Państwa nie byle kto, ale Jacek, diler kokainy. Jacek nie jest stereotypowym dilerem w dresie, z łańcuchami i w beemie pamiętającej lepsze czasy. Jest używając potocznego słownictwa słoikiem po ASP.

Nocna Warszawa pędzi, po zapomnienie, zabawę, porannego kaca. Ćpają wszyscy. Studenci, dziennikarze, klasa średnia i biznesmeni. Wszyscy na równi stoją w kolejce do dilera. Nie lubię nocnej Warszawy, nie jarają mnie kluby i niu ałtfity na weekendowy wieczór. Ale lubię tą powieść. Wciąga nas w lepkie od potu, narkotyków, alkoholu i seksu miasto, gdzie wszystko jest na sprzedaż.

Panie Żulczyk, jeśli Pan to przeczyta to zastanawiam się, czy inspiracje osobami publicznymi były z życia wzięte, czy fikcją literacką.

Żulczyka "Ślepnąć od świateł" pojawiło się w mojej biblioteczce dzięki transakcji bezgotówkowej. Dzięki fejsbukowej grupie doszło do małej wymiany. Od kiedy zobaczyłam, że ktoś chce się jej pozbyć wiedziałam, że będzie moja. Nie ukrywam, że zafascynowała mnie okładka. Naprawdę ładna.

Żulczyk pisze dobrze, językiem odpowiednim do charakteru powieści. Ciekawa, lekko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Urodziłam się w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Co prawda w PRL-u żyłam krótko - jedynie 7 dni (zgodnie ze słynnym zdaniem wypowiedzianym przez Joannę Szczepkowską: „Proszę państwa, 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm”). Śpieszyło mi się na świat i chciałam na własne oczy ujrzeć zmieniający się system polityczny i społeczny w Polsce. Co prawda moja obserwacja tych przemian była dosyć nieświadoma, a ważniejsze było jeść i mama (oznajmiane światu ogromnym wrzaskiem, który lubiłam z siebie wydawać w najmniej oczekiwanych momentach).

Książka „Ćwiartka raz” to książka o czasach w jakich moją ćwiartkę przeżyłam. Muszę przyznać, że na początku lat dziewięćdziesiątych z kosmetycznych nowości zbytnio nie korzystałam, nie licząc podkradanej szminki mamie (prezentowała się pięknie na nowo pomalowanej, białej ścianie, ale niestety nikt mojego talentu nie docenił), a nowoczesne czasopisma dla kobiet stanowiły dla mnie idealną okazję do domalowania wąsów, okularów i czarnego zęba. Czytając jednak dalej odkrywałam piosenki, w których wszyscy się zasłuchiwali, filmy, które wszyscy oglądali i później już afery, o których wszyscy mówili. I co milsze dla mnie, ja też. Fajnie jest powspominać, przypomnieć sobie rzeczy, które wypadły z głowy i uśmiać się przy tym konkretnie.

Ta książka to inteligentna podróż przez ćwierćwiecze wolnej Polski. Ciekawie napisana, wciągająca (ponad 100 stron przeczytałam w wkdce ze Śródmieścia do Grodziska) i przede wszystkim DOBRA. Doceniam również nakład pracy, który Autorka włożyła w wyszukanie materiałów.

Miałam przyjemność posłuchać pani Karoliny na spotkaniu autorskim w Grodzisku Mazowieckim. Fajna babka. Książka fajna. Musiało być fajnie!

Pani Karolino, czekam na więcej ;)

Urodziłam się w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Co prawda w PRL-u żyłam krótko - jedynie 7 dni (zgodnie ze słynnym zdaniem wypowiedzianym przez Joannę Szczepkowską: „Proszę państwa, 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm”). Śpieszyło mi się na świat i chciałam na własne oczy ujrzeć zmieniający się system polityczny i społeczny w Polsce. Co prawda moja...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Długo próbowałam ją skończyć, oj długo. Kupiłam ją w lipcu tego roku, w taniej księgarni, tuż przed wyjazdem nad morze. Nadzieje pokładałam w niej ogromne. I na nadziejach właściwie się skończyło, niestety. Szczęściem nie zabrałam jej ze sobą w podróż i zaczęłam czytać dopiero w sierpniu. Interesuje mnie Czarnobyl, przyznaję. Oglądam, czytam i kiedyś tam pojadę z aparatem. Serio. Ale książki doczytać nie mogłam. Zebrałam się dopiero teraz, pomimo tego, że zostało mi jedynie kilka stron. W ramach grudniowych porządków. Aby nie zostawiać książek niedoczytanych.

Merle Hilbk jest niemiecką dziennikarką, która w latach 2009-2010 podróżowała po zamkniętej strefie. "Czarnobyl Baby" ma przedstawiać losy osób wysiedlonych z Czarnobyla, ich bliskich, a także osób, które do strefy przeniosły się później. Ma pokazywać co się stało z zoną, jak w niej jest teraz. Niestety, pomimo tego, że autorka była korespondentką w Europie Wschodniej, mam wrażenie, że cały czas nie potrafi spojrzeć na katastrofę oczami ludzi, którzy byli związani ze strefą, a jedynie poprzez swoje wspomnienia z Niemiec. Niemcy według Hilbkl to kraina mlekiem i miodem płynąca. A Ukraina i Białoruś to świat zacofany, zapomniany przez Boga. Szkoda, że za dużo w książce Niemiec, za mało strefy. Fajna książka wspominkowa dla osób, które w trakcie katastrofy były w Niemczech. Dla reszty zainteresowanych tematyką - mało istotny reportaż, który nic nowego nie wniesie, a momentami przynudza. W razie bezsenności można zastosować jako leki nasenne.

Długo próbowałam ją skończyć, oj długo. Kupiłam ją w lipcu tego roku, w taniej księgarni, tuż przed wyjazdem nad morze. Nadzieje pokładałam w niej ogromne. I na nadziejach właściwie się skończyło, niestety. Szczęściem nie zabrałam jej ze sobą w podróż i zaczęłam czytać dopiero w sierpniu. Interesuje mnie Czarnobyl, przyznaję. Oglądam, czytam i kiedyś tam pojadę z aparatem....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Świetna. Pamiętam, że po przeczytaniu "W otchłani mroku" czułam się zawiedziona i biegłam pisać reklamację, tak teraz po wcześniejszym spadku, Krajewski wraca na zasłużone miejsce mistrza polskiego kryminału.

Świetny język, wciągająca fabuła. Wszystko co cenię w Krajewskim powróciło. Nie będę nic więcej pisać. Jest naprawdę dobrze.

Świetna. Pamiętam, że po przeczytaniu "W otchłani mroku" czułam się zawiedziona i biegłam pisać reklamację, tak teraz po wcześniejszym spadku, Krajewski wraca na zasłużone miejsce mistrza polskiego kryminału.

Świetny język, wciągająca fabuła. Wszystko co cenię w Krajewskim powróciło. Nie będę nic więcej pisać. Jest naprawdę dobrze.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Będąc ostatnio z koleżanką w bibliotece, siłą wcisnęła mi "Na fejsie z moim synem". Broniłam się rękami i nogami, twierdząc, że Wiśniewskiego nie lubię. Koleżanka, a właściwie przyjaciółka, trzeba przyznać mocno moją obronę odpierała, tłumacząc, że Wiśniewskiego również nie lubi, a przy "Samotności w sieci" jak ja cierpiała nieziemskie katusze, jednak ta książka fejsowa jest zupełnie inna. Poddałam się. Wypożyczyłam.

Dno i pół kilo mułu. Pseudointelektualny bełkot. Szkoda papieru, szkoda czasu, wszystkiego szkoda. Kiepski język, kiepski pomysł. Nie warto. Moja opinia o Wiśniewskim pogłębiła się. Facet pisać nie umie.

Będąc ostatnio z koleżanką w bibliotece, siłą wcisnęła mi "Na fejsie z moim synem". Broniłam się rękami i nogami, twierdząc, że Wiśniewskiego nie lubię. Koleżanka, a właściwie przyjaciółka, trzeba przyznać mocno moją obronę odpierała, tłumacząc, że Wiśniewskiego również nie lubi, a przy "Samotności w sieci" jak ja cierpiała nieziemskie katusze, jednak ta książka fejsowa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Katarzyny Bondy lubiącym powieści kryminalne przedstawiać nie trzeba. Z nieukrywaną radością sięgam po jej kolejne książki, mając jednocześnie nadzieję, że Bonda niedługo zostanie słusznie okrzyknięta królową polskiego kryminału.

"Florystka" jest kolejną powieścią z cyklu o Hubercie Meyerze - policyjnym profilerze. Meyer po popełnieniu błędu w profilu podejrzanego, porzuca pracę i przenosi się na wieś. Jednak przeszłość powraca i znów musi stanąć twarzą w twarz ze zbrodnią. We "Florystce" nic nie jest oczywiste. Kłamstwo miesza się z prawdą, intryga z intrygą, a to wszystko w pięknej scenerii. Świetnie napisana powieść, świetnie rozbudowane wątki. Podziwiam ogrom pracy, który Autorka musiała włożyć w napisanie tej książki.

Katarzyny Bondy lubiącym powieści kryminalne przedstawiać nie trzeba. Z nieukrywaną radością sięgam po jej kolejne książki, mając jednocześnie nadzieję, że Bonda niedługo zostanie słusznie okrzyknięta królową polskiego kryminału.

"Florystka" jest kolejną powieścią z cyklu o Hubercie Meyerze - policyjnym profilerze. Meyer po popełnieniu błędu w profilu podejrzanego,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Gdzieś już widziałam tą okładkę." Taka myśl przemknęła mi przez głowę, kiedy w taniej księgarni szukałam idealnej książki. Zastanawiałam się pomiędzy dwiema, a ostateczna decyzja zapadła, gdy mój zniecierpliwiony Towarzysz Życia stwierdził, że musimy biec na perony.

Moja przygoda z "Kukułką" zaczęła się w pociągu relacji Gdynia Główna-Warszawa Zachodnia. Początki były ciężkie. Gdzieś w okolicach Iławy stwierdziłam, że nie jestem książką zauroczona i dopiero następnego dnia ją przeczytałam.

Głównymi bohaterkami powieści Antoniny Kozłowskiej są Marta i Iwona. Marta ma wszystko o czym może marzyć nowoczesna kobieta. Mieszkanie na nowym osiedlu, męża, ładny samochód i pracę w korporacji. Iwona ledwo wiąże koniec z końcem. Ma dwójkę dzieci, eks męża, mieszka z matką w starych blokach i marzy o zaprzepaszczonym lepszym życiu. Marcie do pełni szczęścia brakuje upragnionego dziecka, a całe jej życie staje się nieustającą walką właśnie o nie. Według ojca Iwona nadaje się jedynie rodzenia dzieci. Losy tych dwóch kobiet splatają się w Biurze Pośrednictwa BOCIANEK, gdzie Iwona postanawia zostać surogatką, a Marta brzuch wynająć.

Moja opinia jest subiektywna. Nie jestem matką. Nigdy nie rodziłam, nie byłam w ciąży ani o dziecko się nie starałam. Ciężko mi przez to zrozumieć zachowania osoby, która starając się o dziecko nie może go mieć, a także osoby, która dziecko nosi pod sercem. Powstaje pytanie kto w takim wypadku jest matką. Ta która przyjęła zarodek i nosiła przez parę miesięcy, czy ta biologiczna. Nie zgadzam się z zakończeniem napisanym przez Autorkę. Jedynie w tym miejscu pragnę wspomnieć, że kodeks rodzinny i opiekuńczy za matkę dziecka uważa kobietę, która dziecko urodzi. Możliwa jest adopcja ze wskazaniem. Natomiast niezgodny z prawem jest handel ludźmi. Według mnie pierwszy przytoczony przeze mnie przepis powinien ulec nowelizacji. Nie odpowiada bowiem aktualnym problemom z surogactwem.

Pomimo tego, że z zakończeniem się nie zgadzam jak wspomniałam wcześniej, książkę polecam. Wzbudziła we mnie szereg emocji. Niewątpliwie uznanie dla Kozłowskiej należy się za podjęcie trudnych tematów. Surogactwa, depresji poporodowej. Książka arcydziełem nie jest, ale uważam, że jest to ciekawa pozycja literatury kobiecej.

"Gdzieś już widziałam tą okładkę." Taka myśl przemknęła mi przez głowę, kiedy w taniej księgarni szukałam idealnej książki. Zastanawiałam się pomiędzy dwiema, a ostateczna decyzja zapadła, gdy mój zniecierpliwiony Towarzysz Życia stwierdził, że musimy biec na perony.

Moja przygoda z "Kukułką" zaczęła się w pociągu relacji Gdynia Główna-Warszawa Zachodnia. Początki były...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Luty, mokry, brudny. Stałam na stacji PKP Ochota i czekałam na pociąg do domu. Wracałam zmęczona ze studiów podyplomowych. Na stoisku z tanimi gazetami odkryłam właśnie tą książkę. Cena była kusząca, kupiłam. Usiadłam na ławce, w butach chlupała woda i zaczęłam czytać.

"Pawilon małych drapieżców" był pierwszą powieścią Krystyny Kofty po którą sięgnęłam. O samej zresztą twórczości Kofty, aż wstyd się przyznać pojęcia nie miałam. Nic gorszego w tamtym momencie nie mogłam sobie zrobić. "Pawilon" po powrocie do domu odłożyłam z niesmakiem na półkę. Skończyłam dopiero dzisiaj. Książka dołuje, główna bohaterka denerwuje do tego stopnia, że miałam ochotę zdzielić ją książką przez łeb. Historia mnie nie porwała. Jedynym plusem jest ciekawy styl Kofty i za to właśnie 3 gwiazdki.

Nie polecam. Chyba, że ktoś ma skłonności masochistyczne i pragnie nabawić się depresji. Książka pomaga wszystko widzieć w ciemnych barwach.

Luty, mokry, brudny. Stałam na stacji PKP Ochota i czekałam na pociąg do domu. Wracałam zmęczona ze studiów podyplomowych. Na stoisku z tanimi gazetami odkryłam właśnie tą książkę. Cena była kusząca, kupiłam. Usiadłam na ławce, w butach chlupała woda i zaczęłam czytać.

"Pawilon małych drapieżców" był pierwszą powieścią Krystyny Kofty po którą sięgnęłam. O samej zresztą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kiedy Ilona Felicjańska postanowiła napisać książkę w prasie zawrzało. Ot, kolejna gwiazdka, która grafomanię zamienia na pisanie. Do wiadra pomyj dodano jej problemy osobiste, walkę z uzależnieniem i w tej o to atmosferze oczekiwałam na jej pierwszą powieść. A im bardziej prasa brukowa kogoś próbuje zrównać z błotem, tym bardziej tę osobę lubię. Zawsze miałam słabość do antybohaterów. Przyznaję szczerze, że z zaciekawieniem czytałam fragmenty jej powieści umieszczone na łamach portalu plotkarskiego, który przeglądam pijąc poranną herbatę (kawy nie znoszę, może jeszcze jednak nie jestem dorosłą kobietą?).

„Wszystkie odcienie czerni” ukazały się, kiedy triumfy święciła grafomania erotyczna, a sam tytuł nawiązuje do serii o Greyu. Zgodnie z opisem umieszczonym na okładce takiej książki jeszcze nie było. Niestety mimo całej mojej sympatii do pani Ilony rzeczywiście nie było. Szmira straszna. Tak jak w Greyu mamy kobietę, która spotyka super, esktra biznesmena i razem z nim rusza na podbój alkowy. Kiepska intryga i wulgarny język – to właśnie charakteryzuje tą książkę. Przez słownictwo w niej zawarte zastanawiałam się, czy nie wpadłam przypadkiem do rynsztoka. Być może mam zbyt wysokie wymagania, ale od literatury wymagam czegoś więcej.

Nie polecam, szkoda czasu i pieniędzy. Aż przykro, że tyle papieru na nią zmarnowano.

Kiedy Ilona Felicjańska postanowiła napisać książkę w prasie zawrzało. Ot, kolejna gwiazdka, która grafomanię zamienia na pisanie. Do wiadra pomyj dodano jej problemy osobiste, walkę z uzależnieniem i w tej o to atmosferze oczekiwałam na jej pierwszą powieść. A im bardziej prasa brukowa kogoś próbuje zrównać z błotem, tym bardziej tę osobę lubię. Zawsze miałam słabość do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Letnia, sierpniowa noc. Powietrze mocniej pachniało, jabłecznik lepiej smakował, a szumiące w głowie procenty spowodowały, że łatwiej rozmawiać o życiu. Właśnie podczas takiej nocy rozmawiałam z kolegą z lat młodzieńczo-buntowniczych o miłościach. Przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. O tych co miały być na zawsze, a były tylko na chwilę. O jego miłości do żagli i pani ze spożywczaka na rogu. O mojej miłości do psów i tej wyśnionej, której jeszcze nie przeżyłam. Ten silny, stanowczy mężczyzna wyznał mi wtedy, że dla niego najpiękniejszą książką o miłości jest "Pamiętnik" i taką miłość chciałby w życiu przeżyć. Powiedział również, że książkę czytał już wiele razy, a za każdym razem łzy ciekły mu po policzkach. Zaskoczył mnie. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że ten siedzący obok mnie mężczyzna, który nie potrafi okazać słabości, może płakać. Tamtej nocy postanowiłam, że "Pamiętnik" przeczytam.

Pierwszą rzeczą, która mnie zaskoczyła była objętość książki. Myślałam, że jest zdecydowanie grubsza. "Pamiętnik" jest historią miłości Noaha i Allie. Noah, kiedy Allie zachorowała na chorobę Alzheimera codziennie wieczorem odczytuje jej fragmenty pamiętnika, przypominając jej tym samym historię ich miłości.

Książka jest przewidywalna. Sparks powiela dawno utarte slogany o miłości, która przetrwa wszystko. Wiele osób okrzyknęło powieść najpiękniejszą powieścią o miłości. Niestety nie mogę się z tym zgodzić. Dla mnie jest to tylko kolejny poprawnie napisany romansik. Powieść czyta się szybko, miło i przyjemnie. Nie widzę jednak nic niezwykłego w opisanej historii miłosnej. Wynika to być może z faktu, że w moim domu to człowiek, zwłaszcza ten najbliższy jest największą wartością. Kobiety w mojej rodzinie od pokoleń potrafiły walczyć o miłość, kochać i być kochane, a mnie samej również tego nauczono. Nie jest niczym niezwykłym trwanie przy ukochanej osobie do samego końca, dla mnie jest to tożsame z miłością.

Jest mi niezmiernie przykro, ale w trakcie czytania nie uroniłam ani jednej łzy, chociaż bardzo się starałam.

Letnia, sierpniowa noc. Powietrze mocniej pachniało, jabłecznik lepiej smakował, a szumiące w głowie procenty spowodowały, że łatwiej rozmawiać o życiu. Właśnie podczas takiej nocy rozmawiałam z kolegą z lat młodzieńczo-buntowniczych o miłościach. Przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. O tych co miały być na zawsze, a były tylko na chwilę. O jego miłości do żagli i pani...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Rok 2005. Jako licealistka czytałam wszystko co wpadło mi w ręce, od ulotek po książkę telefoniczną. Właśnie w tym okresie sięgałam po książki z listy bestsellerów. I tym sposobem trafiłam na Kod. Miało być pięknie, a książka miała zostać szybko przeczytana od deski do deski. Jak ja się myliłam! Książka telefoniczna i ulotka leku byłyby znacznie ciekawszą i wciągającą literaturą. Bo Kodu literaturą nazwać nie można, a jedynie czystą grafomanią, która powinna zostać schowana głęboko w szufladzie. Nie pomógł ani styl ani fabuła, bo nic w tej książce nie jest udane. Nieczęsto mówię, że kupienie książki to pieniądze wyrzucone w błoto. Jednak w tym wypadku tak zdecydowanie się stało. Nie lubię zostawiać książki niedoczytanej, więc zagryzłam zęby i w ciężkich bólach skończyłam ją czytać. Zdecydowanie nie polecam!

Rok 2005. Jako licealistka czytałam wszystko co wpadło mi w ręce, od ulotek po książkę telefoniczną. Właśnie w tym okresie sięgałam po książki z listy bestsellerów. I tym sposobem trafiłam na Kod. Miało być pięknie, a książka miała zostać szybko przeczytana od deski do deski. Jak ja się myliłam! Książka telefoniczna i ulotka leku byłyby znacznie ciekawszą i wciągającą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

„Jest we mnie dużo różnych Ani. Czasem myślę, że to właśnie dlatego jest ze mną tyle kłopotów. Gdybym była jedną Anią, byłoby znacznie wygodniej, ale wtedy nie byłoby ani trochę tak ciekawie.”

L.M. Montgomery „Ania z Zielonego Wzgórza”

Ostatnio wpadłam na genialny pomysł, by znów wrócić do dzieciństwa i przeczytać historię o Ani. W książce, w której zaczytywałam się w wieku poniżej lat 10 znalazłam zaznaczony przeze mnie niewprawną rączką właśnie powyższy cytat. Przeczytałam go mojemu Towarzyszowi Życia (który kiedyś też historię Ani przeczytał), roześmiał się serdecznie i powiedział, że ten cytat dotyczy również mnie.

W moim rodzinnym domu na półkach stoją dwa wydania Ani. Pierwsze, w którym zaczytywała się moja mama i drugie, które otrzymałam jako nagrodę za dobre wyniki w nauce (w podstawówce – to wiele wyjaśnia). Jako kobieta o imieniu Ania, nie potrafię Ani nie lubić. Nie mam co prawda rudych włosów i pięknego nosa, ale jestem Anią. Bo chyba każda Ania troszeczkę z Anią się utożsamia. Nie mam zamiaru w tym miejscu wspominać o całej historii Ani opisanej w książce, bo większość ją zna, a kto nie zna niech się wstydzi i nadrabia braki w literaturze dziecięcej i młodzieżowej.

„Jest we mnie dużo różnych Ani. Czasem myślę, że to właśnie dlatego jest ze mną tyle kłopotów. Gdybym była jedną Anią, byłoby znacznie wygodniej, ale wtedy nie byłoby ani trochę tak ciekawie.”

L.M. Montgomery „Ania z Zielonego Wzgórza”

Ostatnio wpadłam na genialny pomysł, by znów wrócić do dzieciństwa i przeczytać historię o Ani. W książce, w której zaczytywałam się w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Pewnego zimowego wieczoru sięgnęłam po Juliankę Elizy Orzeszkowej. Nie wiedziałam jeszcze, że czas który spędzę na czytaniu będzie czasem, w którym łzy ciurkiem będą spływały po moich policzkach. Orzeszkowa była mistrzynią dostrzegania tego co złe i podłe. Bo dla Julianki świat był podły już od chwili urodzin.

Pewnego zimowego wieczoru sięgnęłam po Juliankę Elizy Orzeszkowej. Nie wiedziałam jeszcze, że czas który spędzę na czytaniu będzie czasem, w którym łzy ciurkiem będą spływały po moich policzkach. Orzeszkowa była mistrzynią dostrzegania tego co złe i podłe. Bo dla Julianki świat był podły już od chwili urodzin.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

W jednej chwili można stracić wszystko. Z człowieka uczonego, majętnego, z piękną żoną u boku i mądrą córeczką można stać się włóczęgą. Człowiekiem, który pomimo, że nikomu nie wadzi swoim postępowaniem, to jednak jest nikim – człowiekiem bez nazwiska, bez adresu, bez przeszłości. A najłatwiej nam oceniać ludzi przez pryzmat. Uprzedzeń, schematów, stereotypów. Ta książka łapiąc za gardło daje nadzieję, że są dobrzy ludzie na świecie, których często w biegu po lepsze jutro nie dostrzegamy. Opisów książki jest mnóstwo, więc nie będę ich powielać. Mam jednak nadzieję, że w większości z nas jest w środku coś z Antoniego Kosiby, a odkrycia tego sobie i wam życzę.

W jednej chwili można stracić wszystko. Z człowieka uczonego, majętnego, z piękną żoną u boku i mądrą córeczką można stać się włóczęgą. Człowiekiem, który pomimo, że nikomu nie wadzi swoim postępowaniem, to jednak jest nikim – człowiekiem bez nazwiska, bez adresu, bez przeszłości. A najłatwiej nam oceniać ludzi przez pryzmat. Uprzedzeń, schematów, stereotypów. Ta książka...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Spowiedź psa. Brutalna prawda o polskiej policji Dariusz Loranty, Aleksander Majewski
Ocena 6,3
Spowiedź psa. ... Dariusz Loranty, Al...

Na półkach: ,

Najpierw zobaczyłam okładkę, pięknie wyglądającą wśród innych nowości wydawniczych w empiku. Te kolory, ten mężczyzna, ten tytuł - postanowiłam stanowczo, że muszę ją przeczytać. Kiedy wymarzony egzemplarz znalazł się w mojej dłoni, spojrzałam na wydawnictwo i mój zapał stopniowo spadał. Fronda jest bowiem wydawnictwem konserwatywno – katolickim. Nic co prawda nie mam ani do jednych ani do drugich, jednak w głowie zapaliła mi się lampka, będzie troszeczkę propagandowo. Nie chcę wdawać się w politykę, jednak radykałów ani po jednej ani po drugiej stronie politycznej barykady nie lubię, a od niej samej trzymam się stanowczo z daleka. Moje przypuszczenia się spełniły. W książce mamy policjanta rozpoczynającego służbę w okresie przemian politycznych, chodzącego do Kościoła, pijącego wódkę, pracującego wśród byłych pracowników Służb Bezpieczeństwa, którzy Kościoła nie znoszą. Poza tym książka jest dobra, ale niestety świetna nie jest. Zabrakło tej brutalności. Mimo to jest to godna uwagi pozycja na rynku wydawniczym. Szkoda, że nie dokonano bardziej szczegółowego opisu zmian w postępowaniu po wejściu w życie kodeksu karnego z 1997r. i kodeksu postępowania karnego z 1997r. Również szkoda, że Loranty omija tematykę korupcji, a kiedy już o niej mówi, jest to zwyczajne: nie nadam na moich kolegów. Szkoda, miał być brutal, jest poprawnie, zbyt poprawnie.

Najpierw zobaczyłam okładkę, pięknie wyglądającą wśród innych nowości wydawniczych w empiku. Te kolory, ten mężczyzna, ten tytuł - postanowiłam stanowczo, że muszę ją przeczytać. Kiedy wymarzony egzemplarz znalazł się w mojej dłoni, spojrzałam na wydawnictwo i mój zapał stopniowo spadał. Fronda jest bowiem wydawnictwem konserwatywno – katolickim. Nic co prawda nie mam ani...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

W książce zakochałabym się, gdybym miała 11 lat mniej. Przypuszczam, że miłość ta byłaby ogromna i sięgnęłabym po wszystkie powieści Autorki. Właśnie wtedy z miejscowej biblioteki młodzieżowej wypożyczałam romansidła. Bo książka romansidłem jest, czyta się ją przyjemnie, Autorka pisze ładnie, lekko, odpowiednio do tego gatunku literatury. Domyślam się, że czytałabym ją z wypiekami na twarzy ze względu na sceny erotyczne, dość mocno opisane.

Jest to opowieść o miłości Pauliny i Piotra, młodej buntowniczki w glanach i oficera Wojska Polskiego. Oboje po przejściach, uparci i szaleńczo w sobie zakochani. Nie jest to miłość łatwa, ale czy jakakolwiek jest? Życie nie jest przecież komedią romantyczną rodem z Hollywood, gdzie zawsze jest słodko, różowo, a ludzie spijają sobie słodycz z dziubków. Nie przeczytamy w książce dogłębnej analizy psychologicznej bohaterów, za to wiele słodkich słówek którymi się do siebie zwracają. Troszkę mnie to razi, bo przynajmniej mnie wydaje się to odrobinę nierealne. W przeciwieństwie do słodkich słówek, których zdecydowanie nadużywają główni bohaterowie, ta historia jest realna i mogłaby wydarzyć się w rzeczywistości.

Nie jest to powieść będąca arcydziełem, ale w swoim gatunku jest dobra. Zapałałam sympatią do głównych bohaterów, rozumiałam ich czasami głupi upór, czytało się przyjemnie i bardzo szybko. Godna przeczytania.

W książce zakochałabym się, gdybym miała 11 lat mniej. Przypuszczam, że miłość ta byłaby ogromna i sięgnęłabym po wszystkie powieści Autorki. Właśnie wtedy z miejscowej biblioteki młodzieżowej wypożyczałam romansidła. Bo książka romansidłem jest, czyta się ją przyjemnie, Autorka pisze ładnie, lekko, odpowiednio do tego gatunku literatury. Domyślam się, że czytałabym ją z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Sekretnik był pierwszą książką tej autorki, którą miałam okazję przeczytać. Przyznaję się bez bicia, że za poradnik chwyciłam w chwili lekkiej desperacji nie mając pod ręką nic innego. Nie wiedząc o czym książka jest (bo nie wpadło mi do głowy, żeby spojrzeć na tył okładki) zaczęłam czytać. Z całą książką uwinęłam się dość szybko, starczył jeden wieczór. I szczerze, jako książka na totalny reset mózgu sprawdza się idealnie, momentami płakałam ze śmiechu. Autorka podzieliła książkę na dwie części: poradnik i pamiętniczek, czyli zbiór opowiadań. Poradnik ma pomóc przy konkretyzacji i realizacji naszych marzeń. Autorka Ameryki nie odkryła, ale poradnik czyta się sympatycznie, jeżeli spojrzymy na niego z małym przymrużeniem oka. Nie podobało mi się natomiast, że autorka z góry zakłada, że czytająca jej poradnik osoba ma kompleksy/nie ma faceta/chce zmienić pracę etc. Moja zbyt wielka duma została ugodzona. Pomyślałam, że mnie całkiem zadowoloną z życia przypadkową czytelniczkę ma za nieudacznika. Mimo tych małych awersji czytało się lekko za sprawą przyjemnego stylu Autorki. W drugiej części - opowiadaniach było już trochę gorzej. Niektóre napisane ciekawie, inne dno i pół kilo mułu, mówiąc dosyć kolokwialnie. Przy niektórych z nich miałam wrażenie, że upchnięto je tam, bo wydawca zażyczył sobie określonej ilości stron, a pomysłu na nic lepszego nie było. Ale przeczytać się da, a nawet czasem roześmiać. Dlatego polecam na nudny zimowy wieczór, bo mimo bijącej przeciętności książka nastrój poprawia, oczywiście czytając ją z odpowiednim przymrużeniem oka.

Sekretnik był pierwszą książką tej autorki, którą miałam okazję przeczytać. Przyznaję się bez bicia, że za poradnik chwyciłam w chwili lekkiej desperacji nie mając pod ręką nic innego. Nie wiedząc o czym książka jest (bo nie wpadło mi do głowy, żeby spojrzeć na tył okładki) zaczęłam czytać. Z całą książką uwinęłam się dość szybko, starczył jeden wieczór. I szczerze, jako...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Karolina Korwin-Piotrowska wzięła się za pisanie książek i wyszła z tego Bomba, która tak naprawdę bombą nie jest. Żadnych nowinek, całkiem przyjemnie za to napisana charakterystyka osób rodzimego szołbiznesu. Korwin-Piotrowska pisać umie i to pokazuje w swojej książce. Niestety nic nowego nie wnosi, a wszystko co w niej zawarte możemy przeczytać na portalach plotkarskich. Pudelek wersja książkowa. Zabrakło trochę pazura, a sama bomba jest niesamowicie poprawna. Cóż, chyba nikt z opisanych przez autorkę się nie obrazi i pozwu też nie będzie, bo tutaj trochę słodko, troszkę gorzko, ale każdy na koniec wychodzi całkiem przyzwoicie. Szkoda, bo Pani Karolina jest niesamowicie inteligentną osobą, którą cenię za osobowość i cięte wypowiedzi.

Karolina Korwin-Piotrowska wzięła się za pisanie książek i wyszła z tego Bomba, która tak naprawdę bombą nie jest. Żadnych nowinek, całkiem przyjemnie za to napisana charakterystyka osób rodzimego szołbiznesu. Korwin-Piotrowska pisać umie i to pokazuje w swojej książce. Niestety nic nowego nie wnosi, a wszystko co w niej zawarte możemy przeczytać na portalach plotkarskich....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Panie Krajewski, składam zażalenie!

Moje serce przepełnione miłością do Pańskich kryminałów zostało złamane i podeptane.

Ogromny zawód. Nie na to liczyłam sięgając po najnowszy kryminał Krajewskiego. Zresztą jako sam kryminał jest niesamowicie przeciętny, znacznie odbiegając od wcześniejszej twórczości Krajewskiego. Jeżeli ktoś chce przeczytać opowiastkę filozoficzną polecam, jeśli ktoś szuka kryminału odradzam.

Panie Krajewski, składam zażalenie!

Moje serce przepełnione miłością do Pańskich kryminałów zostało złamane i podeptane.

Ogromny zawód. Nie na to liczyłam sięgając po najnowszy kryminał Krajewskiego. Zresztą jako sam kryminał jest niesamowicie przeciętny, znacznie odbiegając od wcześniejszej twórczości Krajewskiego. Jeżeli ktoś chce przeczytać opowiastkę filozoficzną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Strata czasu. Mam wrażenie, że autorkę ktoś siłą zmuszał do napisania tej książki. Naiwność tej książki aż boli!

Strata czasu. Mam wrażenie, że autorkę ktoś siłą zmuszał do napisania tej książki. Naiwność tej książki aż boli!

Pokaż mimo to