-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać382
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant11
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać5
Biblioteczka
2023-10-13
2023-10-12
O „Mallaroy” usłyszałam po raz pierwszy, mniej więcej wtedy, gdy założyłam swoje pierwsze konto na wattpadzie. Jako, że zawsze lubiłam wątki fantastyczne i paranormalne, od razu dodałam je półkę, gdzie później, niestety, utonął, wśród reszty pozycji, które chciałam przeczytać.
Więc, gdy w tamtym roku, w poszukiwaniu czegoś do przeczytania na legimi, zobaczyłam „Mallaroy”, stwierdziłam, że pora w końcu się za to zabrać.
Żałuję, że nie zrobiłam tego wcześniej.
Nawet nie jestem w stanie powiedzieć, w którym momencie przepadłam. W jednej chwili czytałam pierwszy rozdział, a w kolejnej zarywałam noc, nie będąc w stanie oderwać się od czytania.
Gdy sięgam po fantastykę osadzoną w realnym świecie, zwykle mam wrażenie, że fabuła jest w jakiś sposób odcięta od tej realnej części (co czasami jest usprawiedliwione przez fabułę), dlatego przy pierwszym czytaniu, byłam trochę zaskoczona tym, że te dwa światy faktycznie się przenikały i na siebie wzajemnie oddziaływały.
Kompletnie przepadłam dla bohaterów. Jeśli Erin, Michael, Jasper albo Keith, poprosiliby mnie, żebym oddała im swoją duszę, przysięgam, że zrobiłabym to bez wahania. W dodatku samo to, jak wszystkie postacie zostały skonstruowane. Zwykle, gdy jest ich więcej niż pięć, na początku mam problem z rozróżnieniem ich, jednak tutaj każda z nich różniła się od siebie charakterem na tyle, że nie miałam takiego problemu.
Wiem, że niektórym przeszkadzają zbyt długie opisy, jednak dla mnie jest to kolejny powód, dla którego uwielbiam tą książką. Jestem zakochana w stylu autorki i mogłabym go czytać bez przerwy.
No i drobne rzeczy, takie jak zmieniające się napisy przy mapkach w kolejnych tomach. Nawet nie wiecie, jak bardzo kocham tego typu rzeczy. Mam wtedy wrażenie, że książka jest dopracowana w każdym szczególe i mogę jeszcze bardziej wniknąć w fikcyjny świat.
„Mallaroy” zabrało moje serce i mam wrażenie, że już go nie odda.
O „Mallaroy” usłyszałam po raz pierwszy, mniej więcej wtedy, gdy założyłam swoje pierwsze konto na wattpadzie. Jako, że zawsze lubiłam wątki fantastyczne i paranormalne, od razu dodałam je półkę, gdzie później, niestety, utonął, wśród reszty pozycji, które chciałam przeczytać.
Więc, gdy w tamtym roku, w poszukiwaniu czegoś do przeczytania na legimi, zobaczyłam „Mallaroy”,...
2024-05-05
„Nie tak miało być” to książka, która od razu mnie zainteresowała. Młodzieżówka z wrogami i podróżą w czasie? Brzmi świetnie, zwłaszcza, że szukałam czegoś lżejszego, ze względu na zastój, z którego dopiero co wyszłam.
Niestety, nie podpasowała mi.
Zacznę może od samego wątku przeniesienia się w przyszłość. Nawet jeśli przymknę oko na to, że stało się to dość późno (dokładnie w jednej czwartej książk), a w rozdziałach poprzedzających, znalazło się dużo niepotrzebnych scen, to sama podróż w czasie wciąż była dla mnie niesatysfakcjonująca. Odniosłam wrażenie, że wątek ten został przedstawiony w sposób pobieżny, płytki. Zabrakło jakiegoś lepszego wyjaśnienia, większego wpływu na życie postaci. Bo tak naprawdę, poza tym, że nasza główna para nagle stała się narzeczeństwem, ani oni, ani osoby z ich otoczenia, nie przeszli jakiejś zauważalnej przemiany. Wciąż zachowywali się tak jak wcześniej, nawet jeśli byli w innych życiowych miejscach.
Oprócz tego, dla mnie, jako czytelniczki, sam sposób w jaki przenieśli się bohaterowie był oczywisty. Co więcej, znalazł się on nawet w opisie. A jednak nasi bohaterowie na to nie wpadli i zapewne by tego nie zrobili, gdyby nie czysty przypadek.
Kolejną kwestią są bohaterowie. Mają oni po siedemnaście lat (przez część książki trzydzieści), jednak ich zachowanie temu po prostu przeczy. Zachowują się oni w kompletnie niedojrzały sposób, unikają konfrontacji i rozmów, a gdy coś im się nie podoba, po prostu się obrażają. Takiego zachowania mogłabym spodziewać się po kimś, kto dopiero zaczyna liceum, a nie kimś, kto po wakacjach wybiera się na studia.
Miałam też problem z polubieniem bohaterów, nie licząc Joshuy, do którego zapałałam największą sympatią, choć i on miał denerwujące momenty. Jeśli chodzi o Charlotte, jest to odczucie czysto subiektywne. Nie pasował mi jej charakter, zachowanie i sposoby na rozwiązywanie problemów. Jeśli chodzi o postacie drugoplanowe – jej mamę i przyjaciół – niestety, byli oni za słabo zarysowani. Większość składała się z dwóch cech na krzyż, o ile w ogóle (tak, na ciebie patrzę, Ollie).
Wątek romantyczny nie był zły. Jasne, miewał lepsze i gorsze momenty, ale ogólnie wypadał dobrze. Faktycznie mogłam zobaczyć to, jak bohaterowie zaczynają coś do siebie czuć, nie było to jakoś bardzo nagłe czy przeciągnięte. Sama ich relacja była dość urocza, a kilka scen wywołała na mojej twarzy uśmiech.
Mam jednak dwa zastrzeżenia. Pierwsze to brak komunikacji. Rozumiem, że dramy, konflikty i tym podobne, czasami są potrzebne, by ruszyć fabułę naprzód, ale nienawidzę, po prostu nienawidzę, jak ich powodem jest to, że bohaterowie nie umieją ze sobą porozmawiać. Jakby, przepraszam, ale jeśli teraz tego nie potraficie, to jak wy chcecie się komunikować w poważnym związku?
Drugie to brak prawdziwej wrogości. Gdy czytam książkę, której opis mówi, że oni się nie lubią, są wrogami, a ona to w ogóle go nienawidzi najbardziej na świecie, to oczekuję, że między nimi naprawdę będzie ta nienawiść i napięcie. A nie, że bohaterka ciągle myśli, że o matko, jak ona go nienawidzi, o matko, jak on ją denerwuje. No fajnie, ale co z tego, skoro chwilę później widzę, jak cała ta nienawiść opiera się na przepychankach słownych i wyścigu do szafek, a później gdy coś się dzieje, nawet powiedziała mu o swoim problemie. Zwłaszcza, że powodem tej nienawiści był, nie uwierzycie, brak komunikacji. Dla mnie to bardziej wyglądało, jak relacja przyjaciół, którzy lubią sobie wzajemnie dogryzać i się denerwować, ale okej.
Nie jest to moja ulubiona pozycja, ale nie mogę też powiedzieć, że była kategorycznie zła. Po prostu nie trafiła do mnie.
„Nie tak miało być” to książka, która od razu mnie zainteresowała. Młodzieżówka z wrogami i podróżą w czasie? Brzmi świetnie, zwłaszcza, że szukałam czegoś lżejszego, ze względu na zastój, z którego dopiero co wyszłam.
Niestety, nie podpasowała mi.
Zacznę może od samego wątku przeniesienia się w przyszłość. Nawet jeśli przymknę oko na to, że stało się to dość późno...
2024-03-13
Wy nawet nie zdajecie sobie sprawy, w jakiej ja jestem miłości do tych książek. Przeczytałam to na niemal raz i o matko. Jakby te wszystkie nawiązania do trylogii, o mój boże.
Wy nawet nie zdajecie sobie sprawy, w jakiej ja jestem miłości do tych książek. Przeczytałam to na niemal raz i o matko. Jakby te wszystkie nawiązania do trylogii, o mój boże.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-26
Sięgając po „100 dni słońca”, byłam raczej nastawiona pozytywnie. Opis i pierwsze strony sugerowały mi uroczą książkę o ludziach mierzących się problemami, mimo których realizują swoje pasje i odnajdują w sobie wsparcie. Niestety się zawiodłam.
Jeśli chodzi o rzeczy, które mi się podobały, to na pewno jest to Weston i sposób w jaki zachęcał Tessę do walki i w pewnym sensie powrotu do swojego dawnego życia. To, jak pokazywał jej nowe możliwości. Ogólnie jego podejście do niej kilkukrotnie wywołało na mojej twarzy uśmiech.
To, że czytało się dość szybko i przyjemnie również uznaję za plus.
Natomiast jeśli chodzi o minusy, było ich niestety więcej. [Ta część zawiera drobne spoilery]
Zacznę może od samego stylu. Miałam wrażenie, że sposób, w jaki książka została napisana, sprawiał, że nie mogłam wczuć się w emocje i przeżycia bohaterów. Przez większość czasu byli dla mnie obojętni, a ich uczucia wręcz przerysowane.
Do tego dialogi, napisane w sposób po prostu sztywny i nierealny. Najbardziej zauważalne było to przy wypowiedziach młodszych bohaterów. Przykro mi, ale dzieci w taki sposób nie mówią.
Teoretycznie te dwie rzeczy nie są nie wiadomo jaką wadą, zdarzało się, że książka mimo nich, wciąż mi się mniej czy bardziej podobała. W tym przypadku też tak było, ale tylko na początku, bo mniej więcej w momencie, gdy zaczęliśmy poznawać przeszłość Westona, ja stawałam się coraz bardziej zdenerwowana i zniesmaczona.
Pierwsza w oczy rzuciła mi się jego lekkomyślność, a wręcz głupota. No, ale okej, był młody, często wpada się wtedy na dziwne pomysły. W tym momencie nie spodobało mi się też to, że ani jego brat, ani przyjaciel, nie wpadł na pomysł powiedzenia czegokolwiek jego rodzicom. No, ale dobra, to też mogę zrzucić na młodość i odrobinę zbyt dużą lojalność. Problem tak naprawdę zaczął się wtedy, gdy nawet amputacja niczego naszego bohatera nie nauczyła. On wciąż postępował lekkomyślnie, uważał że wie lepiej i za nic miał ludzi, którzy mieli na uwadze jego dobro.
Nie jestem w stanie skomentować to w jakikolwiek inny sposób. On dosłownie wyrzucił przez okno zalecenia lekarza. Przy dostosowywaniu nowych protez miał gdzieś ostrożność i wizyty u fizjoterapeuty. Co więcej zamiast osiągając coś zgodnie z procedurami, zdenerwowany że nie jest tak jak on chce, poszedł na ściankę wspinaczkową bez asekuracji, co jest głupotą, nawet gdy masz dwie sprawne nogi. Został na tej ściance przyłapany, ale zamiast wytłumaczyć mu, jak bezmyślne to było, okrzyczeć go, cokolwiek, to w jakiś pokrętny, kompletnie dla mnie niezrozumiały sposób, uznano to za dowód jego, nie wiem, determinacji? Siły? I zgadnijcie co, nagle okazało się, że to wystarczy i żadne procedury nie były potrzebne.
Najgorsze w tym było to, że za każdym razem, gdy Weston pokazywał swoją głupotę, dokładnie tak reagowali bohaterowie – w najlepszym przypadku ignorowali go, dając mu tym samym przyzwolenie, w najgorszym, wręcz mu przyklaskiwali. I to niezależnie od tego, czy chodziło o coś mniej głupiego, jak wyrzucenie karteczki, czy bardziej, jak ta ścianka albo wchodzenie po raz pierwszy po schodach po ciemku (!) bez czyjejkolwiek pomocy. No i oczywiście, nie spotykają go też żadne zdrowotne konsekwencje swoich działań. Głupi ma zawsze szczęście, czy coś w tym stylu.
W jego postaci zdenerwowała mnie jeszcze jedna rzecz. Jeśli chodzi o jego zachowanie w stosunku do Tessy przeważnie nie miałam żadnych zastrzeżeń, ewentualnie kilka drobiazgów. A potem nastąpiła pierwsza scena pocałunku, kiedy to Weston pocałował Tessę bez jej zgody. I od razu mówię. Nie mam nic do takich sytuacji, nie uważam że zawsze przed pocałowaniem kogoś trzeba pytać o zgodę, no nie. Ale w tym przypadku, już nawet pomijając to, że oni nie byli w związku i nigdy wcześniej się nie całowali, to mimo wszystko Tessa była NIEWIDOMA. Nie mogła go zobaczyć, nie mogła się w żaden sposób przygotować czy szybko odsunąć. Więc czy ktoś mi może odpowiedzieć dlaczego Weston zapytał czy może ją pocałować i od razu, nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, ją pocałował?
Ale może dość o Westonie, przejdźmy do reszty.
Jeśli chodzi o Tessę, w niej najbardziej zdenerwowało mnie to, jak bardzo skupiona na sobie była. Jasne, fakt, straciła wzrok, ale to nie usprawiedliwia sposobu w jaki odnosiła się do innych, czy to, jak tak naprawdę, ignorowała fakt, że nie tylko ona uczestniczyła w wypadku. Kompletnie zignorowała samopoczucie babci, nigdy nie spytała, jak ona się po tym wypadku czuje, w żaden sposób się nią nie zainteresowała.
Tutaj nasuwa mi się kolejny zarzut, czyli postacie drugoplanowe, choć słowo to jest nadużyciem, skoro wiemy o nich tyle co nic. Zarówno jeśli chodzi o dziadków i przyjaciół Tessy, jak i rodziców i rodzeństwo Westona. Nie wiemy, jak wyglądają, czym się zajmują, jakie są ich przyzwyczajenia, nawyki. A ich samych w tekście było po prostu mało. Najwięcej dowiedzieliśmy się chyba o Rudym, ale i go jestem w stanie opisać w jednym zdaniu.
I na koniec – zakończenie. W stosunku do reszty książki było najzwyczajniej w świecie za krótkie. W dodatku było niesatysfakcjonujące. Czułam się, jakby czegoś w nim brakowało albo coś zostało niedopowiedziane.
Nie jest to najgorsza książka jaką przeczytałam, ma jakiś tam swój urok, może przypadłaby komuś do gustu, zwłaszcza jeśli chodzi o młodszych czytelników. Jednak ja nie mogłabym jej z czystym sumieniem komukolwiek polecić.
Sięgając po „100 dni słońca”, byłam raczej nastawiona pozytywnie. Opis i pierwsze strony sugerowały mi uroczą książkę o ludziach mierzących się problemami, mimo których realizują swoje pasje i odnajdują w sobie wsparcie. Niestety się zawiodłam.
Jeśli chodzi o rzeczy, które mi się podobały, to na pewno jest to Weston i sposób w jaki zachęcał Tessę do walki i w pewnym sensie...
2024-03-03
2024-02-23
2024-01-18
2024-01-16
2024-02-10
2024-02-03
2024-01-31
Nie mogę powiedzieć, że książka była kategorycznie zła, ale nie podpasowała mi.
O ile początkowo przytaczanie Shakespeare'a na początku było interesujące i w jakiś sposób urozmaicało dialog, o tyle w ostatnich dwóch, nawet trzech aktach, zaczęło stawać się to nużące i męczące zwłaszcza że im dalej w las, tym więcej pojawiało się całych fragmentów, a nie tylko cytatów. Wystarczy mi, że jestem na rozszerzonym polskim, nie potrzebuję więcej Shakespeare'a.
Postacie były płytkie, ich motywacje często niezrozumiałe i czasami zastanawiałam się, czy gdy muszą zdecydować co zrobić, nie korzystają przypadkiem z koła fortuny.
Fabuła była męcząca i rozwleczona, przez większość miałam wrażenie, że nic się nie działo. W dodatku tej całej intrygi i morderstwa było tyle, że kot napłakał. Ja dosłownie w niektórych momentach, aż zapominałam, że ktokolwiek umarł
Nie mogę powiedzieć, że książka była kategorycznie zła, ale nie podpasowała mi.
O ile początkowo przytaczanie Shakespeare'a na początku było interesujące i w jakiś sposób urozmaicało dialog, o tyle w ostatnich dwóch, nawet trzech aktach, zaczęło stawać się to nużące i męczące zwłaszcza że im dalej w las, tym więcej pojawiało się całych fragmentów, a nie tylko cytatów....
2024-01-24
Ciężko mi ocenić tę książkę, bo sama w sobie nie była zła. Ale brakuje jej też do bycia dobrą.
Postacie zostały przedstawione w strasznie płytki i papierowy sposób, zresztą sprawa wygląda tak samo, jeśli chodzi o tło akcji. W dodatku odniosłam wrażenie, jakby książka skupiała się głównie ma Eugénie, odbierając tym samym szansę na lepsze zobrazowanie chociażby Louise czy Thérèse, które naprawdę miały potencjał.
Przemiana Geneviève była po prostu niewiarygodna i nagła. Całej sytuacji nie poprawił też styl, który sprawiał wrażenie bezosobowego oraz zbyt zdawkowego.
Ciężko mi ocenić tę książkę, bo sama w sobie nie była zła. Ale brakuje jej też do bycia dobrą.
Postacie zostały przedstawione w strasznie płytki i papierowy sposób, zresztą sprawa wygląda tak samo, jeśli chodzi o tło akcji. W dodatku odniosłam wrażenie, jakby książka skupiała się głównie ma Eugénie, odbierając tym samym szansę na lepsze zobrazowanie chociażby Louise czy...
2024-01-18
2024-01-15
2024-01-13
2024-01-09
2024-01-03
książka ma niedociągnięcia, pourywane wątki i bohaterów, którzy mogliby być lepiej zarysowani i którzy momentami aż irytowali swoimi działaniami.
ale prawda jest taka, że dostałam dokładnie to czego oczekiwałam: luźnego, uroczego romansu (choć nie powiem, zabrakło mi większej ilości nawiązań do książek i pięknej i bestii)
książka ma niedociągnięcia, pourywane wątki i bohaterów, którzy mogliby być lepiej zarysowani i którzy momentami aż irytowali swoimi działaniami.
ale prawda jest taka, że dostałam dokładnie to czego oczekiwałam: luźnego, uroczego romansu (choć nie powiem, zabrakło mi większej ilości nawiązań do książek i pięknej i bestii)
2024-01-04
2024-01-02
Mam wrażenie, jakby przez całą fabułę nic się nie działo, trudno mi powiedzieć o czym tak naprawdę to jest. Część wątków była słabo zarysowana i poucinana. Czytało się szybko i nawet przyjemnie, ale nie sądzę, żebym dłużej pamiętała o tej książce
Mam wrażenie, jakby przez całą fabułę nic się nie działo, trudno mi powiedzieć o czym tak naprawdę to jest. Część wątków była słabo zarysowana i poucinana. Czytało się szybko i nawet przyjemnie, ale nie sądzę, żebym dłużej pamiętała o tej książce
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Lubicie czytać serie? Jeśli tak, czytacie je od razu czy odpoczywacie między tomami?
Gdy czytałam „Mallaroy” po raz pierwszy, dla pierwszego tomu zarwałam noc. Dzień później zrobiłam to samo dla drugiego.
Tę część kocham nawet bardziej od poprzedniej. Dostajemy tu więcej perspektywy Alei, która przez bardziej poważne wątki, zwłaszcza te polityczne, stanowi świetną równowagę dla lżejszej, szkolnej perspektywy Erin. Choć przy tej drugiej, pod koniec, też zaczynamy odczuwać napięcie.
Wspominałam już o tym w recenzji poprzedniego tomu, ale absolutnie uwielbiam kreację bohaterów. Moim największym wrogiem są papierowe postacie z dwiema cechami na krzyż, z którymi w żaden sposób nie da się utożsamić. Tutaj tego nie ma. Każdy bohater ma swój charakter, każdy się w jakiś sposób wyróżnia i zapada w pamięć. Wielbię za to autorkę, tak samo jak za jej cudowny styl i świetne opisy.
Jedyne do czego mogę się przyczepić to wątek Lucasa i Erin. Był on dla mnie niepotrzebny, w pewnym momencie wprawił mnie nawet w zażenowanie. Ale wynagrodziła mi to rozwijająca się relacja Erin i Michaela. Nawet nie wiecie, jak bardzo kocham o nich czytać. Ich wszystkie sprzeczki, cała ich dynamika…
Po prostu, jeśli jeszcze nie czytaliście, idźcie to zrobić.
(Demon, nie królik).
Lubicie czytać serie? Jeśli tak, czytacie je od razu czy odpoczywacie między tomami?
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toGdy czytałam „Mallaroy” po raz pierwszy, dla pierwszego tomu zarwałam noc. Dzień później zrobiłam to samo dla drugiego.
Tę część kocham nawet bardziej od poprzedniej. Dostajemy tu więcej perspektywy Alei, która przez bardziej poważne wątki, zwłaszcza te polityczne, stanowi świetną...