-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński1
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1127
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać347
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński21
Biblioteczka
2024-05-31
2024-05-13
https://www.instagram.com/p/C65nLQgITfT/
Myślę, że spokojnie mogę określić siebie mianem kociary – kocham moje dwa koty i myślę, że stworzyliśmy z mężem im najlepszy dom, jaki mogliśmy stworzyć. Dlatego gdy dostałam propozycję współpracy od wydawnictwa SQN i przeczytałam opis Kociego taty, to wiedziałam, że będę chciała przeczytać jak najszybciej tę książkę.
Nieczęsto czytam książki biograficzne i jeśli już, to osób, które znam lub kojarzę. Mimo że książka nie jest długa, to przyznaję, że czytałam ją długo. Nie jest to łatwa i przyjemna lektura, mimo że momentami bardzo zabawna. Myślę, że jak większość z was, postać Jacksona Galaxy znam z programu telewizyjnego Kot z piekła rodem. Oglądałam w miarę na bieżąco kilka, kilkanaście lat temu, gdy jeszcze nie miałam własnych kotów. Cieszę się, że mogłam bliżej poznać tę jedną z najbardziej charyzmatycznych osobowości telewizyjnych. Chociaż historia wcale nie należała do najprzyjemniejszych przez przeżycia Jacksona. Mimo że to książka autobiograficzna, to rozdziały czytałam z zapartym tchem.
Koci tata to książka, która powstała dzięki kotu. Kotu, który pojawił się w życiu Jacksona w najmniej spodziewanym momencie, gdy ten nie był gotowy na jakiekolwiek zobowiązania. Jest to też opowieść o uzależnieniu od narkotyków, alkoholu, jedzenia. Trudnej drodze wychodzenia na prosto i życia w trzeźwości. Jest to też historia o wielkiej miłości Jacksona do kota imieniem Benny. I myślę, że też miłości i oddania Benny’ego do swojego nowego właściciela, który zrobił wszystko, by mu pomóc i by mógł żyć szczęśliwym długim kocim życiem.
W trakcie czytania znajdziemy też wiele przydatnych rad dotyczących futrzaków. Rady dotyczące socjalizacji kotów, czy pomoc z problemem związanym z załatwianiem się poza kuwetami. A także o granicach, o zabawach i wiele innych cennych rad. Niektóre z nich sama spróbuję wykorzystać, bo były całkiem ciekawe, a wcześniej o nich nie słyszałam. Chociaż niektóre rady dla kociarzy wcale nie są bardzo odkrywcze, to myślę, że dla osób, które nie miały styczności z tymi zwierzętami, a chciałyby, to te rady będą bardzo przydatne.
Okładka mówi nam, że to książka o tym, jak kot przewartościował życie Jacksona i nauczył go kochać życie. I pięknie było czytać o tym, jak ich relacja się rozwijała. Benny, kot, którego tak naprawdę czekała śmierć – miał zmiażdżoną miednicę, został tak naprawdę wciśnięty Galaxy’emu jako kot tymczasowy. Jackson w pracy w schronisku (którą dostał dzięki kłamstwom) złapał „bakcyla” w temacie behawiorystyki kociej. Czytelnik poznał dokładny początek zainteresowania tym tematem, jak to się stało, że zwykły pracownik schroniska, został osobowością medialną i najbardziej znanym kocim zaklinaczem.
Podsumowując, mnie się książka podobała. Z chęcią przeczytam wcześniejszą książkę autora – Kocie mojo.
https://www.instagram.com/p/C65nLQgITfT/
Myślę, że spokojnie mogę określić siebie mianem kociary – kocham moje dwa koty i myślę, że stworzyliśmy z mężem im najlepszy dom, jaki mogliśmy stworzyć. Dlatego gdy dostałam propozycję współpracy od wydawnictwa SQN i przeczytałam opis Kociego taty, to wiedziałam, że będę chciała przeczytać jak najszybciej tę książkę.
Nieczęsto...
2024-05-04
https://www.instagram.com/p/C6jPQO1oMXM/
Och, uwielbiam książki spod pióra Kasi Magiery. Z każdą kolejną przeczytaną, tylko utwierdzam się w tym przekonaniu. Kasia ma wyjątkowy dar tworzenia kobiecych postaci, które są silne i dają motywację, które jednocześnie stają się bliskimi koleżankami czytelnikowi. Spędzenie czasu z Anką Nowak to było jak spędzenie czasu z kimś bliskim, kto cię doskonale rozumiał.
Fani kryminałów, w których wszystko się dzieje, tutaj nie znajdą tego, co lubią. Tak naprawdę nie określiłabym tej książki kryminałem – thrillerem również nie do końca. Jest to piękny miks: nieco thrillera, nieco obyczajówki, nieco romansu. Ale przede wszystkim jest to opowieść o ludziach, o emocjach, o życiu, o konsekwencjach podejmowanych decyzji. O tym, że zawsze trzeba stawiać na siebie, o tym, że ucieczka jest czasem jedynym rozwiązaniem, gdy już nie mamy pomysłu co zrobić. Jest też historią o tym, że refleksja i żal tego, czego się zrobiło, czasem przychodzi o wiele za późno.
Zostawienie wszystkiego za sobą jest trudne, o tym doskonale wie bohaterka – Anka – ale na jej przykładzie widać, że pierwszy krok może jest trudny, ale szybko można nauczyć się biegać.
Poznajemy dwie historie, które dzieją się mniej więcej w tym samym czasie. Jedną z bohaterek jest Olka, która w teorii ma wszystko – piękny dom, przystojnego męża, nastoletnie dzieciaki. Piękna otoczka, która jest tylko otoczką, bo w domu od dawna nie jest dobrze. Olka, któregoś dnia zaginęła, rodzina nie ma pojęcia gdzie i z kim mogła się spotkać, tak naprawdę nie mają pojęcia o tym, jaką osobą jest żona i matka. Wraz z kolejnymi rozdziałami poznajemy smutny obraz życia Aleksandry. Idealnie można to opisać słowami, że mając takich przyjaciół (bliskich) jak Ola, to nie trzeba się bać wrogów.
Drugą bohaterką jest Anka, która rozpoczyna nowy etap w swoim życiu – przeprowadziła się do Słupska i zaczęła pracę w kancelarii prawniczej. Z początku miałam ją za osobę trochę przemądrzałą, ponieważ w każdej sytuacji wiedziała, co powiedzieć, co zrobić, ale z czasem pokochałam ją i stała się mi bardzo bliska. Przy historii Anki poznajemy też wiele przyjemnych postaci – Agatę, koleżankę z kancelarii, czy Igora, który elektryzował Anię, jak i mnie. Autorka świetnie wykreowała te postacie i chemia między Anią a Igorem była tak namacalna, że chciało się krzyknąć: no pocałujcie się wreszcie!
Co prawda już niemal na samym początku domyślałam się, co może łączyć Olkę i Ankę, bo że je coś łączy, to byłam pewna. Końcówka była troszkę naiwna, ale podobała mi się. Mimo że nieco inaczej widziałam przyszłe życie bohaterek, to taki koniec też mnie satysfakcjonuje. Wszystkie otwarte wątki zostały zamknięte.
Mimo że nie jest to typowy kryminał, to jestem zachwycona tą książką. Postacie są piękne, wyraziste, każdą idzie zapamiętać. Co prawda w historii Olki nie ma żadnej postaci, która byłaby warta zapamiętania – okropny mąż Emil, syn który idzie w ślady ojca. Jedynie córka, Amelka, ma jakąkolwiek szanse na to, by wyjść na dobrego człowieka. Policjanci, którzy prowadzili śledztwo, zdobyli moją sympatię.
Dziękuję za tę lekturę. Dalej czekam na kolejny tom z Hektorem w roli głównej, ale na przeczekanie Moment pęknięcia był świetnym spędzonym czasem.
https://www.instagram.com/p/C6jPQO1oMXM/
Och, uwielbiam książki spod pióra Kasi Magiery. Z każdą kolejną przeczytaną, tylko utwierdzam się w tym przekonaniu. Kasia ma wyjątkowy dar tworzenia kobiecych postaci, które są silne i dają motywację, które jednocześnie stają się bliskimi koleżankami czytelnikowi. Spędzenie czasu z Anką Nowak to było jak spędzenie czasu z kimś...
2024-05-01
https://www.instagram.com/p/C6axo-uIbBh/
Oj Stella, Stella, co ja z tobą mam zrobić?
Po książkę Adriana Bednarka z nową postacią sięgnęłam z ciekawością. Starałam się nie porównywać do mojego ulubionego seryjniaka – Kuby Sobańskiego, ale siłą rzeczy gdzieś te porównania w mojej głowie się pojawiały. Niestety, na minus dla Stelli, która nie przypadła mi do gustu. To jednak nie oznacza, że książka jest zła – ja po prostu nie polubiłam głównej bohaterki.
Stella. Narodziny psychopatki – zapowiadało się naprawdę dobrze i muszę przyznać, że od samego początku się wkręciłam w historię dziewczyny, która od wczesnego nastoletniego życia została zmuszona przez jedynego opiekuna, wujka, do pracy własnym ciałem. Tutaj Stella była dla mnie autentyczna, miała problem z nawiązaniem kontaktu z rówieśnikami, ufała wujkowi, który ją zmanipulował, że trafi do domu dziecka i będzie jeszcze gorzej plus Stella po prostu lubiła pewien luksus, który miała z tego czym się zajmowała. Jeden impuls spowodował zmianę w dziewczynie, który uruchomił i stworzył z niej „psychopatkę”. W Stelli gotują się pokłady złości, które w taki a nie inny sposób musi rozładować.
Mam problem z samą „psychopatką” i jej narodzinami, bo szczerze mówiąc, mam wrażenie, że w tej książce są sami psychopaci. Począwszy od wujka do klientów… Rodzice Stelli też nie należeli do tych „stabilnych”. Mimo że przemiana Stelli ma sens i jest dobrze wykreowana, to bohaterka mnie tak irytuje, że ani nie umiem jej współczuć ani kibicować. Mimo ciężkiego dzieciństwa jest rozkapryszoną dziewczynką, która tupie nóżkami i działa mi na nerwy. Chociaż nie powinno mnie to dziwić, bo Adrian Bednarek ma talent do tworzenia irytujących bohaterek (Sonia, Dona, choć potem stałam się team Donka) i dlatego nie skreślam Stelli kompletnie, bo wiem, że bohaterowie potrafią zaskakiwać i ewoluować.
Podobało mi się, że każdy wątek, który został poruszony, został zamknięty. I mimo mnogości wątków, nie czuło się przytłoczenia. Moim zdaniem najciekawszy wątek, to wcale nie była historia Stelli i Poczwary, a wątek z Arturem Hansenem. Hansen mimo bycia naprawdę chorym człowiekiem, był wykreowany w najlepszy sposób. Ta postać zapadła mi w pamięć.
W pojedynku Kuba kontra Stella, Kuba wygrywa i to bez dwóch zdań. Ale z chęcią i tak sięgnę po kolejny tom, który ma wyjść niebawem, bo istnieje duża szansa, że inaczej odbiorę Stellę. I myślę, że mogę polecić tę książkę fanom lekkich, wciągających kryminałów/thrillerów. Weekend majowy to dobry czas, żeby na słońcu wciągnąć Stellę nosem.
https://www.instagram.com/p/C6axo-uIbBh/
Oj Stella, Stella, co ja z tobą mam zrobić?
Po książkę Adriana Bednarka z nową postacią sięgnęłam z ciekawością. Starałam się nie porównywać do mojego ulubionego seryjniaka – Kuby Sobańskiego, ale siłą rzeczy gdzieś te porównania w mojej głowie się pojawiały. Niestety, na minus dla Stelli, która nie przypadła mi do gustu. To...
2024-04-10
Recenzja przedpremierowa! Premiera już 15 kwietnia. Za możliwość przeczytania i zrecenzowania dziękuję @znakjednymslowem
To było moje pierwsze spotkanie z Camillą Way i na pewno nie ostatnie. Nie spodziewałam się, że na pierwszy rzut oka – dosyć pozorna książka – będzie zawierać w sobie tyle emocji i tyle zwrotów zdarzeń!
Złe dziecko to świetnie skonstruowany thriller. Fabuła prowadzona jest dwutorowo – poznajemy wyzwanie, można powiedzieć spowiedź Beth, która jest matką wyczekanego przez siebie i męża dziecka – Hannah. Od samego początku wiemy, że Hannah jest złym dzieckiem, ale dopiero z czasem dowiadujemy się dlaczego i jak bardzo. Są to wspomnienia, które pomału idą ku współczesności. Zawsze znajduje sobie w takich sytuacjach ulubiony fragment, czyli albo przeszłość, albo teraźniejszość i nie ukrywam, że tutaj historia Beth zaciekawiła mnie bardziej. Tak naprawdę to bardziej historia Hannah, byłam ciekawa tego tytułowego złego dziecka, chciałam się czym prędzej dowiedzieć, co ta dziewczynka zrobiła. A gdy już się dowiedziałam… to był dopiero początek.
Drugą perspektywą jest teraźniejszość i główna bohaterka Clara, której chłopak zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Kilka lat wcześniej starsza siostra Luke’a, Emily, uciekła z domu, zostawiając po sobie tylko list pożegnalny. Clara usilnie chce dowiedzieć się, co się stało z jej chłopakiem, mimo bólu, który doświadcza w momencie, gdy dowiaduje się rzeczy, których wcale nie chciała.
Głównym tematem przewodnim przeszłości, jak i teraźniejszości, są kłamstwa i tajemnice. Pomału odkrywamy na kolejnych kartach, jakie tajemnice skrywają w sobie ludzie, kto jakie trzyma trupy w szafie. Wątki płynnie się ze sobą łączą i nie czuć ani niedosytu, ani nie wydaje się być naciągane.
Dobry thriller powinien cechować się tym, że do ostatniej strony trzyma w napięciu i tutaj szczerze tak jest. Jeśli lubicie książki, w których jeden plot twist goni kolejny – to idealna pozycja dla was. Przyznaję, że przewidziałam jedną rzecz. Kolejnych nie byłam w stanie, mimo przeczytania wielu tego typu książek. Zostałam pozytywnie zaskoczona! Musicie mi uwierzyć, że do ostatniego zdania nie można być niczego pewnym. Świetnie się bawiłam i z chęcią poznam inne wydane w Polsce książki autorki. Liczę, że będą na podobnie wysokim poziomie.
https://www.instagram.com/p/C5lTwzHo-6z
Recenzja przedpremierowa! Premiera już 15 kwietnia. Za możliwość przeczytania i zrecenzowania dziękuję @znakjednymslowem
To było moje pierwsze spotkanie z Camillą Way i na pewno nie ostatnie. Nie spodziewałam się, że na pierwszy rzut oka – dosyć pozorna książka – będzie zawierać w sobie tyle emocji i tyle zwrotów zdarzeń!
Złe dziecko to świetnie skonstruowany thriller....
2024-04-04
https://www.instagram.com/p/CzqN9xrt1n_/
Piotr Kościelny przyzwyczaił mnie do mocnych wrażeń i do tego, że potem potrzebuję kilku dni detoksu od czytania. Tak samo było w tym przypadku, choć na mniejszą skalę niż w momencie gdy skończyłam czytać Szymka.
Ta książka nie jest dla osób o słabych nerwach. Poruszane tematy są obrzydliwe, okrutne, a dla mnie, jako młodej matki, szczególnie dotykają. Każdy powinien wiedzieć, zanim przeczyta tę książkę, że poruszony temat to przede wszystkim p3dofil4, wykorzystywanie swojej pozycji, czy gw4łty, które dotyczą małych dzieci. Dzieci, które zostały pozostawione samym sobie w brudnych latach dziewięćdziesiątych bez perspektyw na lepszą przyszłość.
Głównym dziecięcym bohaterem jest Michał, który poznał tyle zła w swoim życiu, że czytelnik przerzuca kolejne strony, prosząc o to, by trochę dobra spotkało tego chłopca w życiu. Przez całą historię czuć tę biedę, tę niemoc, czuć okropieństwa, które spotykają młodego bohatera, a także jego późniejszych przyjaciół.
Po drugiej stronie barykady mamy policjanta – komisarza Nawrockiego, zwanego Chartem, który zyskał moją sympatię i z chęcią przeczytałabym kolejne tomy z nim w roli głównej. Choć jednocześnie nie chciałabym – boję się, jakie kolejne pomysły mógłby zaserwować nam autor!
Piotr Kościelny posiada pewien dar pisania w realiach lat 90. Doskonale można się wczuć w ten klimat, bohaterowie zachowują się jak na tamte czasy i mam wrażenie, że myślą, jak na tamte czasy, są po prostu prawdziwi i naturalni. Można się z nimi zżyć, a innych bohaterów można znienawidzić – każdy bohater jest jakiś, nie ma nikogo, kto byłby przezroczysty.
Podobnie jak było w przypadku Szymka, mniej interesowało mnie prowadzenie sprawy samo w sobie. Mało interesowała mnie śmi3rć znanego aktora, chociaż byłam ciekawa, czy będzie miało to związek ze sprawą Michała. Bolało mnie wewnątrz, gdy czytałam rozdziały o Michale, a jednocześnie nie umiałam przestać i czekałam aż znowu się pojawi na planie.
Nielat to ciężka książka, ale warto ją przeczytać. Myślę, że nie polecę jej komuś, kto jeszcze nigdy nie miał styczności z książkami Piotra Kościelnego. Jednak w moim prywatnym rankingu wygrywa Szymek. Po Szymku nie mogłam wziąć książki do ręki, bo zostałam przemielona emocjonalnie. Nielat jest równie pełny tych emocji, jednak nie oddziaływały na mnie aż tak. Może dlatego że Szymek był pierwszy? A być może dlatego że nastawiłam się, że mnie zgniecie bardziej niż Szymek?
https://www.instagram.com/p/CzqN9xrt1n_/
Piotr Kościelny przyzwyczaił mnie do mocnych wrażeń i do tego, że potem potrzebuję kilku dni detoksu od czytania. Tak samo było w tym przypadku, choć na mniejszą skalę niż w momencie gdy skończyłam czytać Szymka.
Ta książka nie jest dla osób o słabych nerwach. Poruszane tematy są obrzydliwe, okrutne, a dla mnie, jako młodej matki,...
2024-03-26
https://www.instagram.com/p/C4-FSUao6wP/
W końcu minęło niewielkie boom na książkę Freidy McFadden – Pomoc domowa, więc z przyjemnością usiadłam do lektury.
Jeśli szukacie książki na jeden wieczór, to ją znaleźliście. Pomoc domowa wciągnęła od pierwszej strony i do niemal ostatnich nie chciała puścić. W tej książce podobało mi się prawie wszystko! Dlaczego prawie? Wszystko zepsuło zakończenie… ale do tego jeszcze dojdziemy.
Nie miałam dużych oczekiwań wobec tej książki. Chciałam przeczytać coś lekkiego i przyjemnego w odbiorze, ale żeby wciąż było raczej kryminałem, thrillerem. I muszę przyznać, że się nie zawiodłam (nie całkowicie), bo przeczytałam książkę na dwa razy.
Główną bohaterką i narratorką jest młoda kobieta, Millie, która niedawno wyszła warunkowo z więzienia i próbuje ułożyć sobie życie. Niestety, z pracy, którą miała zaraz po wyjściu, została zwolniona, żyje w swoim samochodzie, a praca u Niny Winchester dosłownie spada jej z nieba. Szczególnie, że Nina albo nie sprawdziła przeszłości Millie, albo miała to totalnie gdzieś.
Nie mamy tutaj zbyt wielu bohaterów, ale ci co są, są dobrze wykreowani. Polubiłam główną bohaterkę, mimo swojej pewnej naiwności. Jednak ta jej naiwność została sensownie przedstawiona i doskonale wiemy skąd się wzięła. W końcu Millie ostatnie dziesięć lat spędziła za kratami więzienia i jej spostrzeżenia czy też osąd człowieka mógł być spaczony. Polubiłam tę dziewczynę. Podobnie zresztą jak Ninę. W mojej opinii Nina była lepiej skonstruowana – szczególnie widać to w drugiej części książki. Idealna żona, która ma wspaniałego, przystojnego i dobrego męża – Andrew. Podobało mi się w jaki sposób bohaterowie się rozwijali bądź pokazywali kim są naprawdę.
Myślę, że większość, która zaczytuje się w thrillerach była w stanie przewidzieć ten plot twist, który nam zaserwowano – też się domyślałam, ale nie odebrało mi to przyjemności z czytania. Do samego końca byłam ciekawa, w jakim kierunku to pójdzie. I tutaj dochodzimy już do końcówki. Oczywiście nie mogę za wiele powiedzieć, żeby moja opinia nie była spoilerem, ale myślę, że mogę powiedzieć, że końcówka była aż nieprawdopodobna i zbieg okoliczności oraz pewien fart był już bardzo naciągany. Według mnie końcówka mocno zaniżyła cały odbiór książki. Przez to, czuję się trochę w potrzasku jeśli chodzi o drugi tom – z jednej strony chciałabym przeczytać, a z drugiej pozostał mi niesmak po tomie pierwszym i obawiam się, co będzie w kolejnym. Znając życie, to pewnie przeczytam i tylko tak marudzę pod nosem…
https://www.instagram.com/p/C4-FSUao6wP/
W końcu minęło niewielkie boom na książkę Freidy McFadden – Pomoc domowa, więc z przyjemnością usiadłam do lektury.
Jeśli szukacie książki na jeden wieczór, to ją znaleźliście. Pomoc domowa wciągnęła od pierwszej strony i do niemal ostatnich nie chciała puścić. W tej książce podobało mi się prawie wszystko! Dlaczego prawie?...
2024-03-18
https://www.instagram.com/p/C4qEjtTI2xK/
Kuba Sobański jako postać był moim odkryciem końcówki roku 2022, kiedy to na Targach Książki w Krakowie spotkałam Adriana Bednarka i kupiłam wtedy wszystkie dostępne na tamten moment książki z serii. Dzisiaj skończyłam czytać już siódmy tom Diabełka i mimo że nie wywołuje już u mnie takich silnych emocji, jak na początku, to wciąż Kuba jest moim ulubionym seryjnym mordercą.
Siłą rzeczy mogą być tutaj spoilery tomów wcześniejszych, więc jeśli nie znacie serii – możecie ominąć lub przeczytać na własną odpowiedzialność. ;)
Kuba jest na etapie, w którym może wieść spokojne życie u boku Dony. Odeszła Klara, nie żyje Sonia, nie pojawiają się żadne nowe pokusy. Problem pojawia się, gdy Dona jako aspirująca młoda pani adwokat, staje się obrońcą Mima. Mima, który inspirował się nikim innym jak Rzeźnikiem Niewiniątek, a tylko Kuba wie ile ofiar, które przypisuje się oskarżonemu, jest faktycznie jego. Dodatkowo na pokuszenie wodzi go pewna szantażystka… Czy Kubie uda się odpędzić pokusę?
Pytanie jest raczej z tych retorycznych – znamy Sobańskiego już od siedmiu tomów. Doskonale wiemy, że gdy przychodzi żądza, pojawia się głos Klary bądź Sonii, to okropny los będzie czekał „następczynie”.
Przyznam szczerze, że w tej części Kuba mnie po prostu irytował! Co jest zaskakujące, bo zazwyczaj irytowała mnie Sonia bądź inne postacie. Tutaj Dona wychodziła na plus, a im dalej w fabułę, tym Dona imponowała mi co raz bardziej. Co, jak zdążyłam się zorientować, nie jest częstym zjawiskiem, bo blondyna często raczej irytuje. Jej postawa wobec Kuby, ta końcówka – to było świetne i tutaj silne emocje mi towarzyszyły. Jestem ciekawa, jak to się rozegra w kolejnym tomie.
Anastazja, oj Anastazja – nie myślałam, że ta niepozorna postać tak bardzo namiesza w historii. I tutaj równie na plus. Adrian Bednarek ma naprawdę łatwość w budowaniu postaci, które potrafią wzbudzać wiele emocji jednocześnie. Ja Anastazji jednocześnie współczułam, trochę kibicowałam, a trochę też mnie denerwowała. Mieszanka idealna!
Czy książka trzymała mnie w napięciu? Tak! Wyczekiwałam końcówki, autor przyzwyczaił mnie, że zazwyczaj nie są one takie oczywiste i proste i tak było tym razem. Kolejna część szykuje się naprawdę dobra i jestem już ciekawa, jaki będzie mieć tytuł – bo pokusy myślę, że tam też będzie wiele! ;)
https://www.instagram.com/p/C4qEjtTI2xK/
Kuba Sobański jako postać był moim odkryciem końcówki roku 2022, kiedy to na Targach Książki w Krakowie spotkałam Adriana Bednarka i kupiłam wtedy wszystkie dostępne na tamten moment książki z serii. Dzisiaj skończyłam czytać już siódmy tom Diabełka i mimo że nie wywołuje już u mnie takich silnych emocji, jak na początku, to wciąż...
2024-03-11
https://www.instagram.com/p/C4a25HoIQW3
Niektórzy w szafach chowają trupy, inni w ścianach mają robaki…
RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
Tak, to kolejna książka, którą recenzuję w ramach współpracy – tym razem w końcu polska autorka i nasze polskie podwórko jako tło. I przy okazji, jest to debiut! Czy udany?
Wciągnęłam się od samego początku i ciężko było mi odłożyć książkę na „potem”. Mimo że nie jest krótka, bo niecałe 540 stron, to dzięki krótkim rozdziałom, czyta się bardzo szybko i dynamicznie.
Powiem wam, że z racji, że to debiut, to tutaj też miałam obawy. Niesłuszne – bo szczerze mówiąc, nie czułam w trakcie czytania, że to pierwsza książka napisana przez autorkę.
W lesie zostały odnalezione zwłoki, ktoś pozbawił w brutalny sposób życia nauczyciela wychowania fizycznego. Policja nie miała żadnych wątpliwości co do personaliów, ponieważ morderca zostawił dane ofiary przypięte do skóry. Marek Bondys wraz z współpracownikami – Beatą i Radkiem próbują znaleźć sprawcę i powstrzymać go od popełnienia kolejnej zbrodni, bo wszystko wskazuje na to, że to może być seryjny morderca.
Podobało mi się to, że razem z bohaterami odkrywaliśmy prawdę. Od samego początku zagadka, kto zabija oraz dlaczego nie była łatwa do odgadnięcia – próbowałam, ale przyznaję się bez bicia, że poległam na tym „dlaczego”.
Bohaterowie? Świetni. Mimo pewnego mankamentu, o którym niżej wspomnę, to bardzo polubiłam Bondysa. Cieszę się, że pojawią się kolejne tomy (co najmniej dwa!). Warto zaznaczyć, że postacie w książce są bardzo różnorodne, tak samo jak ich relacje i związki. Autorka bardzo zgrabnie tworzy też tę obyczajową część – przyjaźń między policjantem a starszą sąsiadką oraz jego miłość do psa są naprawdę wzruszające.
Jedyny zarzut, jaki mam do tej książki, to to, że nie odczułam zbytnio klimatu lat 90 w Polsce. Co prawda sama byłam wtedy dzieckiem, więc realia kojarzę głównie z rozmów rodziców bądź przebłysków wspomnień, natomiast równie dobrze mogły to być lata 2010 wzwyż, szczególnie, że Bondys idealnie by pasował do obecnych czasów, jeśli chodzi o tolerancję i jego wrażliwość czy empatię. Bondys z lekkością mówił o homoseksualizmie czy o chorobach natury psychicznej. Stereotypowo – nie bardzo mi to pasuje do policjanta z lat 90, ale nie przeczę, że taki Marek Bondys mógł chodzić wtedy po świecie.
Podsumowując – uważam, że to udany debiut. Podobało mi się i polecam, szczególnie jeśli lubicie, gdy w książce się dzieje. Tutaj wrażeń nie zabraknie!
https://www.instagram.com/p/C4a25HoIQW3
Niektórzy w szafach chowają trupy, inni w ścianach mają robaki…
RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
Tak, to kolejna książka, którą recenzuję w ramach współpracy – tym razem w końcu polska autorka i nasze polskie podwórko jako tło. I przy okazji, jest to debiut! Czy udany?
Wciągnęłam się od samego początku i ciężko było mi odłożyć książkę...
2024-03-07
https://www.instagram.com/p/C4StjpFoUBr/
Z początku obawiałam się, czy XIX wieczny Paryż będzie „przyjemny” w odbiorze, ale niemal od razu okazało się, że nie było się czego brać. Autor bardzo zręcznie wprowadza nas w klimat jesieni 1830 roku w samym sercu Francji. Nie trzeba znać dokładnie historii Francji z tamtego okresu, żeby móc wczuć się w ten klimat, chociaż na pewno znajomość wydarzeń historycznych może pomóc bardziej odnaleźć się w realiach.
Jeśli miałabym określić tę książkę jednym słowem, to byłoby to słowo – klimatyczna. Nie można liczyć tutaj na jakieś krwawe sceny bądź zapierające dech poszukiwania. Tutaj czas niby płynie szybko, a jednak pomału, a dzięki zgrabnemu stylowi autora książka się ani nie dłuży, ani nie nuży. Szalonych zwrotów akcji może nie ma, chociaż pojawiają się pewne plot twisty, które muszę przyznać, że mnie zaskoczyły.
Głównym bohaterem jest młody, tajemniczy policjant – Valentin Verne. Mężczyzna wstąpił do policji z powodu obsesyjnego poszukiwania mordercy – niejakiego Wikarego. Valentin jest osobą bardzo skrytą, z tajemnicami, ale jest też kimś kogo można polubić. Wzbudza zaciekawienie tym, że mimo że nie jest żadnym naukowcem czy medykiem, to interesuje się nowinami ze świata nauki, a dzięki tym zainteresowaniom idealnie sprawdza się w policji jako ówczesny śledczy. Szczególnie, że została mu przydzielona sprawa tajemniczego samobójstwa młodego mężczyzny, a tropy prowadzą do osób, które są równie mocno zaciekawione nową dziedziną wiedzy. Jeśli ktoś miałby odkryć, kto stoi za wszystkim, to tylko Valentin.
Jak wspomniałam książka jest raczej z tych spokojnych i stonowanych. Szalonych zwrotów akcji może nie ma, chociaż pojawiają się pewne plot twisty, które muszę przyznać, że mnie zaskoczyły. Zakończenie z jednej strony dało satysfakcję, bo rozwiązała się jedna z zagadek, natomiast liczę, że pojawi się kolejny tom przygód inspektora Valentina. Podobało mi się w tej książce wszystko – głównie dlatego że jest nieco inna niż kryminały, które czytam na co dzień. Taki oddech świeżości (co jest zabawne, biorąc pod uwagę, że mamy XIX-wieczną Francję jako tło) dobrze mi zrobił i cieszę się, że mogłam przeczytać tę książkę.
https://www.instagram.com/p/C4StjpFoUBr/
Z początku obawiałam się, czy XIX wieczny Paryż będzie „przyjemny” w odbiorze, ale niemal od razu okazało się, że nie było się czego brać. Autor bardzo zręcznie wprowadza nas w klimat jesieni 1830 roku w samym sercu Francji. Nie trzeba znać dokładnie historii Francji z tamtego okresu, żeby móc wczuć się w ten klimat, chociaż na...
2024-02-27
https://www.instagram.com/p/C32InkCol4h/
Głównym bohaterem powieści jest pediatra David Beck, który osiem lat wcześniej stracił miłość swojego życia – żonę Elizabeth. Kobieta została zamordowana, a sam David ledwo uszedł z życiem. W przypadku Becka czas nie leczy ran, ponieważ mimo upływu lat, on nie potrafi pójść dalej i wciąż tęskni, i kocha. Nagle pojawia się cień nadziei, że możliwe, że Elizabeth żyje – choć agenci FBI szukają dowodów, że to David ją zabił. Zaczyna się misterna gra pomiędzy pediatrą a FBI, a w tle pojawia się jeszcze wątek śmierci Brandona Scope’a. Jaki związek z tym wszystkim miała Elizabeth? Do czego doprowadzi „nie mów nikomu”?
Wciągnęłam się. Od pierwszej strony zostałam kupiona przez Cobena po raz kolejny i prawdopodobnie rok 2024 będzie pod jego „patronatem”. W przypadku thrillerów/kryminałów Harlan Coben trafia do mojej strefy komfortu, gdy chciałabym przeczytać wciągającą książkę, ale bez szczegółowych opisów rozlewu krwi i brutalności (może się starzeję, że po takich książkach muszę kilka dni odchorować?).
Mam wrażenie, że w tej książce było więcej opisów (w serii z Myronem cała strona potrafiła być krótkimi dialogami zapisana), co też jest na plus. Podobała mi się relacja Davida i Shauny oraz Davida i Tyrese’a, mimo że są totalnie różne. Być może czuć nieco stereotypowość, szczególnie w przypadku Tyrese’a (gangsterka, narkotyki), natomiast nie przeszkadza to w odbiorze. Wciąż, w mojej opinii oczywiście, te relacje są autentyczne. Tak samo, jak autentyczny był związek Davida i Elizabeth i ból, który odczuwał Beck przez bitych osiem lat.
Jeśli szukacie w tej książce opisów, w jaki sposób pracuje policja czy FBI – to tutaj za wiele tego nie znajdziecie. Oczywiście agenci są i odgrywają ważną rolę w książce, natomiast całość skupiona jest głównie na doktorze Becku.
I muszę to przyznać – Coben potrafi w zaskakujące zakończenia! Dosłownie do ostatniej strony trzyma w napięciu, by później czytelnikowi pozostał z otwartymi ze zdziwienia ustami. Być może dla niektórych będzie to naciągane, ale mi odpowiadało. Nie odczuwam niedosytu.
https://www.instagram.com/p/C32InkCol4h/
Głównym bohaterem powieści jest pediatra David Beck, który osiem lat wcześniej stracił miłość swojego życia – żonę Elizabeth. Kobieta została zamordowana, a sam David ledwo uszedł z życiem. W przypadku Becka czas nie leczy ran, ponieważ mimo upływu lat, on nie potrafi pójść dalej i wciąż tęskni, i kocha. Nagle pojawia się cień...
2024-02-23
https://www.instagram.com/p/C3rzxKUIi-k/
Przygody Forresta są niesamowite, bo mimo że jest opóźniony, jest „idiotem” (choć dzisiaj może bardziej by powiedziano, że wpasowuje się w spektrum autyzmu i wcale nie jest taki opóźniony), to zostaje gwiazdą futbolu, zapaśnikiem, astronautą, gwiazdą muzyki, bohaterem wojennym, przedsiębiorcą, politykiem, świetnie gra w ping-ponga oraz w szachy. Do tego jest genialny, jeśli mowa o matematyce – ale cóż, z języka angielskiego jest noga. Jak i z rozumienia emocji innych – tu też jest noga.
Przez całą książę (która, jak dla mnie, mogłaby być o wiele dłuższa!) towarzyszymy mu w jego zlotach, upadkach. Towarzyszymy mu, gdy podejmuje decyzje, które zaważą na jego przyszłości czy na relacji z Jenny.
Forrest Gump ma cudowną tendencję do jednania sobie ludzi, którzy z początku nie zapowiadali się na przyjaciół. Jednak nie jest to cukierkowa powieść, w której głównemu bohaterowi wszystko wychodzi czy uchodzi płazem – rzekłabym, że nawet wręcz przeciwnie.
Była to piękna podróż, którą z chęcią będę przeżywać ponownie, bo jestem pewna, że to nie ostatni raz, gdy przeczytałam tę książkę. Jest to faktycznie literatura p i ę k n a. Piękna w treści. I przyznam szczerze, że na film będę patrzeć teraz zupełnie inaczej, chociaż nie powiem wam, że książka jest lepsza niż film – film jest po prostu inny, ale równie świetny. Choć po przeczytaniu, powiem wam, że nie wiem, czy ponownie widziałabym Toma Hanska w roli Forresta.
https://www.instagram.com/p/C3rzxKUIi-k/
Przygody Forresta są niesamowite, bo mimo że jest opóźniony, jest „idiotem” (choć dzisiaj może bardziej by powiedziano, że wpasowuje się w spektrum autyzmu i wcale nie jest taki opóźniony), to zostaje gwiazdą futbolu, zapaśnikiem, astronautą, gwiazdą muzyki, bohaterem wojennym, przedsiębiorcą, politykiem, świetnie gra w ping-ponga...
2024-02-08
https://www.instagram.com/p/C3FH7tYoJ4I/
Nigdy nie byłam wielką entuzjastką sportu, trochę obawiałam się, czy thrillery, w których głównym wątkiem będzie sport, będą dla mnie, ale na szczęście Myron potrafił mnie kupić.
Młoda była-tenisistka Valerie pragnie wrócić do sportu i prosi o pomoc Myrona. Niebawem jednak zostaje zamordowana na stadionie, a podejrzenia padają na klienta Myrona – wschodzącą gwiazdę tenisu Duane’a Richwooda.
Myron Bolitar nie byłby Myronem Bolitarem gdyby nie spróbował rozwiązać tę zagadkę i dowiedzieć się, kto zamordował byłą gwiazdę – jednocześnie próbując znaleźć brakujące elementy, które łączą śmierć Valerie ze sprawą sprzed sześciu lat.
Wkręciłam się od początku i już przywykłam do stylu Cobena, w których nie znajdziemy mocno rozbudowanych dialogów. Już nie jest to dla mnie minus, a nawet teraz postrzegam to jako plus – czyta się szybko i akcja mknie całkiem dynamicznie. Tak naprawdę nie było czasu się nudzić, mimo to akcja wcale nie pędziła. Pojawiały się zwroty akcji, sama nie byłam pewna kto stał za morderstwem Valerie, choć moje podejrzenia były całkiem bliskie. Podobał mi się ten końcowy plot twist, ponieważ mimo wszystko było to całkiem logiczne zachowanie i rozumiałam postępowanie (nie popierałam oczywiście!).
https://www.instagram.com/p/C3FH7tYoJ4I/
Nigdy nie byłam wielką entuzjastką sportu, trochę obawiałam się, czy thrillery, w których głównym wątkiem będzie sport, będą dla mnie, ale na szczęście Myron potrafił mnie kupić.
Młoda była-tenisistka Valerie pragnie wrócić do sportu i prosi o pomoc Myrona. Niebawem jednak zostaje zamordowana na stadionie, a podejrzenia padają na...
2024-02-04
https://www.instagram.com/p/C262cnUINeK/
Prawo matki to nowy cykl książek autora, który kupił mnie, gdy tylko poznałam Igora Brudnego. Liczyłam na świetny kryminał, chociaż tutaj bardziej wyszła książka sensacyjna ze strzelaninami, porwaniami.
Główną bohaterką jest Luta, Lutosława Karabina, którą siłą rzeczy porównywałam do komisarza Brudnego. Prawdopodobnie dlatego początek był dla mnie ciężki – miałam problem, by się wciągnąć w fabułę, nawet na chwilę odłożyłam czytanie, by zacząć inną książkę (poprzednia recenzja, polecam!). Ani Luta ani Szatan mnie do siebie nie potrafili przekonać, natomiast mniej więcej w połowie książki zatraciłam się. Akcja ruszyła do przodu, Luta w końcu pokazała jakim jest człowiekiem.
A Luta jest kobietą, prawie że, orkiestrą – pracuje na platformie wiertniczej, jest byłym żołnierzem, ćwiczy sztuki walki, a do tego jest najbardziej troskliwą mamą dla swoich dzieci. Jest także zawzięta, ale przede wszystkim jest tą matką, która zrobi wszystko, żeby ochronić własne dziecko, a kto stanie jej na drodze… cóż, nie wie, co głupiego czyni. Luta działa (prawie) sama, na własną rękę próbuje odnaleźć swoją córkę, bo licząc na służby – może być za późno.
Bohaterowie są całkiem w porządku, na pewno są wyraziści i zapadają w pamięć. Pomimo alkoholizmu, Zygmunt Szatan, policjant, którego od dwudziestu pięciu lat napędza nienawiść i chęć zemsty, jest interesujący. Podobała mi się nawiązana nić porozumienia między nim a Lutą.
Szczerze zaskoczyła mnie jedna postać, nie zdradzę imienia, bo to będzie duży spoiler. Pewnie ci, co czytali, będą wiedzieć o kim mówię. Historia tej postaci była poruszająca, smutna i niesprawiedliwa.
Poruszyła mnie fabuła, porwanie trzylatki, obawa, że zostanie sprzedana jakiemuś zwyrodnialcowi za granicę. Natomiast muszę przyznać, że autor zgrabnie poruszał się wokół tematu i nie było bardzo strasznie i traumatycznie. Myślę, że większą traumę przeżył jeden członek z klanu Ozolanów…
Z chęcią przeczytam kolejny tom, jestem ciekawa jak ułożą się relacje rodzinne Lutosławy oraz jak potoczy się życie Zygmunta po wszystkim, co się stało. Wciąż jednak jestem większą fanką Igora i cieszę się, że niebawem pojawi się kolejny tom.
https://www.instagram.com/p/C262cnUINeK/
Prawo matki to nowy cykl książek autora, który kupił mnie, gdy tylko poznałam Igora Brudnego. Liczyłam na świetny kryminał, chociaż tutaj bardziej wyszła książka sensacyjna ze strzelaninami, porwaniami.
Główną bohaterką jest Luta, Lutosława Karabina, którą siłą rzeczy porównywałam do komisarza Brudnego. Prawdopodobnie dlatego...
2024-01-29
https://www.instagram.com/p/C2rF9Dvogpu/
Noc szpilek to powieść o czterech szkolnych kolegach, Moco, Manu, Carlosie i Beto, którzy dorastają w Limie, która w latach 90. nie była najbezpieczniejszym miejscem na świecie. Młodzi chłopcy w dużej mierze pozostawieni są sami sobie, mierząc się z własnymi demonami – alkoholizmem rodzica, chorobą, śmiercią, z odmienną orientacją, z próbą odnalezienia się w domu, który nie jest stabilny, ale najważniejszym wrogiem okazuje się nauczycielka, Panna Pringlin. Pojawia się też pierwsza miłość, która będzie mieć duże znaczenie w dalszym biegu historii. Nastolatki mają to do siebie, że miewają głupie pomysły, napędzane w dużej mierze seksem, czy chęcią popisania się. Natomiast pomysł jednego z chłopaków był na tyle głupi, że… skutki tego „żartu” będą im towarzyszyły już do końca życia.
Muszę wspomnieć o tym, w jaki sposób powieść jest skonstruowana. Historia opowiedziana jest przez każdego z bohaterów w formie nagrania, wywiadu rzeki, swojego rodzaju spowiedzi (chociaż nie wyznanie grzechu było istotne). Poznajemy więc kompletną historię z różnych perspektyw. Portrety chłopców są bardzo różne, każdy z nastolatków wyróżnia się czymś – znajdziemy więc tego, który jest liderem, tego, który jest tym rozsądnym w grupie, tego, który jest cichy, wiecznie zaczytany i nieśmiały oraz tego, który chciałby być liderem, ale ustępuje miejsca bardziej charyzmatycznemu. Ta mieszanka powoduje, że znaleźli się w pewnym momencie w miejscu bez wyjścia.
Co ważne, poznajemy chłopców już jako osoby dorosłe.
Nawiązując do dorosłych, to jednak muszę wspomnieć o pewnym mankamencie – sposób w jaki zostali przedstawieni dorośli w tej książce jest dość, hm, kontrowersyjny. Piętnastolatkowie są przedstawieni bardziej dojrzale niż ich rodzice. Rodzice obok, potrzebni tylko jako tło do wydarzeń, jako element, który popychał dzieciaki do pewnych zachowań.
Podobnie jest w przypadku wojny domowej, która wtedy trwała – jest to tło i jedyne, co przeszkadzało dzieciakom, to losowe wyłączanie prądu w mieście.
Natomiast te elementy nie sprawiały, że odbiór historii jest nierealny. Same zachowania czwórki kolegów, to w jaki sposób autor je przedstawił, są naprawdę na wysokim poziomie. Potrafiłam wyobrazić sobie ból, który w pewnym momencie poczuł jeden z bohaterów, gdy nagle odkrył prawdę i cały motyw, który go napędzał okazał się nic nie warty. Pytanie tylko, czy na tę refleksję nie było już za późno?
I z dużym prawdopodobieństwem mogę założyć, że podobne osoby do Manu, Carlosa, Beto czy Moco znamy w naszym realnym życiu.
Podsumowując, książka bardzo mi się podobała. Wciągnęła mnie, nie było chwili znudzenia, a wręcz czekałam aż będę mogła czytać dalej, żeby dowiedzieć się, co się tak naprawdę stało. Jakie skutki przyniesie ta nieszczęsna noc? Do samego końca trzymała w napięciu. Polecam serdecznie, nie powinniście się zawieść.
https://www.instagram.com/p/C2rF9Dvogpu/
Noc szpilek to powieść o czterech szkolnych kolegach, Moco, Manu, Carlosie i Beto, którzy dorastają w Limie, która w latach 90. nie była najbezpieczniejszym miejscem na świecie. Młodzi chłopcy w dużej mierze pozostawieni są sami sobie, mierząc się z własnymi demonami – alkoholizmem rodzica, chorobą, śmiercią, z odmienną orientacją,...
2024-01-14
https://www.instagram.com/p/C2EvmXgIrdh/
Moją przygodę z kryminałami zaczynałam właśnie od kryminałów skandynawskich. Z pewnym sentymentem sięgnęłam po historię stworzoną przez Jo Nesbø, bo właśnie Harry Hole był wówczas moim ulubionym poturbowanym przez życie komisarzem. Czy tak zostanie?
Tak, jak się spodziewałam, fabuła wciągnęła mnie od pierwszej strony, książkę się praktycznie pochłania.
Książkowe Oslo zimową, wieczorową porą, jest dosyć przytłaczające i bardzo czuć ten ciężki klimat. Wraz z pierwszym śniegiem pojawił się w Oslo przeciwnik dla Harry’ego – Bałwan. Zaczynają pojawiać się zaginięcia kobiet, które łączy fakt, że są matkami, a przed domem każdej ktoś ulepił bałwana, a po czasie okazuje się, że to nie tylko zaginięcie – ktoś w bestialski sposób pozbawia życia.
Na pewno dużym plusem książki jest to w jaki sposób autor prowadzi intrygę. Co jakiś czas podrzuca nowe tropy, nowych podejrzanych i razem z Harrym i jego ekipą czytelnik próbuje dojść do tego, kto jest tym mordercą. Sam Harry jest taki, jakim go zapamiętałam – poturbowany, smutny, nieszczęśliwie zakochany. Harry, który kocha Rakel całym sercem, który jest wzorem dla jej syna – Olega, który jednocześnie nie jest w stanie stworzyć żadnej normalnej, głębokiej relacji, ponieważ najbliższą relację stworzył już z pracą oraz alkoholem. I tak, sympatia do komisarza pozostała, ale raczej nie mogę nazywać go ulubionym.
Jednak pojawiają się pewne minusy, obok których nie mogę przejść obojętnie. Tak jak wspomniałam, fabuła mnie wciągnęła. Byłam ciekawa, kto się okaże Bałwanem i jakie ma powody – a gdy już do tego doszło… poczułam wielkie rozczarowanie. Nie chcę tutaj za wiele zdradzać, mimo że od premiery minęły lata, ale sama zauważyłam pewnie nieścisłości. Przede wszystkim lepienie samego bałwana pod domem ofiar. Wydaje mi się, że ludzie zwróciliby uwagę na dorosłą osobę, która lepi śniegowe kule i odchodzi stamtąd. Być może czytałam już zbyt wiele kryminałów, ale chyba znudziły mnie wątki „oczyszczania” świata jako motywacja.
Dodatkowo zachowanie nowej współpracownicy – Katrine – również jest nieco naciągane w mojej opinii.
Podsumowując, pomimo pewnych minusów, czas spędziłam dobrze i na pewno sięgnę po kolejne części (w końcu wszystkie mam w domowej biblioteczce…).
https://www.instagram.com/p/C2EvmXgIrdh/
Moją przygodę z kryminałami zaczynałam właśnie od kryminałów skandynawskich. Z pewnym sentymentem sięgnęłam po historię stworzoną przez Jo Nesbø, bo właśnie Harry Hole był wówczas moim ulubionym poturbowanym przez życie komisarzem. Czy tak zostanie?
Tak, jak się spodziewałam, fabuła wciągnęła mnie od pierwszej strony, książkę się...
2024-01-07
https://www.instagram.com/p/C1yuPsqolpi/
Nie byłam nigdy fanką komedii kryminalnych, raczej gustuję w tych mocnych, ciężkich książkach, z tematem przewodnim, który niszczy mnie wewnętrznie. Komedie zawsze wydawały mi się zbyt błahe i lekkie, ale po moim ostatnim zastoju i niemocy czytelniczej, powiem wam, że weszła idealnie. Szczególnie, że narratorem tej książki nie jest ani oprawca, ani ofiara, ani nie jest to narrator wszystkowiedzący (chociaż może myśleć, że tak jest ;)) – narratorem jest kot! Tak, kot. Brytyjski, dumny kocur zwany Lordem.
W książce widać inspiracje klasykami kryminału jakim jest np. Agatha Christie – mamy duży, stary dworek z dala od cywilizacji, konkurs, w którym wygraną ma być odziedziczenie całego majątku podejrzanego starszego pana. Pojawiają się też podejrzani ni to lokaje, ni służący – dwaj Janowie. A do tego – ktoś zaczyna mordować, a śnieżyca odcięła uczestników konkursu od świata. I wszystko to pod narracją kota.
Zapowiadało się naprawdę dobrze i zabawnie, ale muszę przyznać, że głównym elementem komediowym jest kot Lord sam w sobie. Nie zapadły mi w pamięć żadne szczególne teksty Lorda, ani żarty sytuacyjne. Czy to minus? Trudno mi powiedzieć. Narrację na pewno autorka wybrała sobie dość trudną, bo kot nie będzie w stanie przekazać żadnych informacji swojej opiekunce, ani nie będzie jej w stanie ostrzec.
Muszę jednak przyznać, że końcówka to już nie taka Agatha Christie, a wręcz sensacja i to z tych filmowych! I końcówka podobała mi się najbardziej – akcja nabrała tempa, zakończenie jest wręcz zaskakujące, bo sama nie obstawiłam dobrze kim jest morderca. Co prawda ten wątek kryminalny nie był mocno, hm, kryminalny, trochę naciągane motywy, ale całość się całkiem broni.
https://www.instagram.com/p/C1yuPsqolpi/
Nie byłam nigdy fanką komedii kryminalnych, raczej gustuję w tych mocnych, ciężkich książkach, z tematem przewodnim, który niszczy mnie wewnętrznie. Komedie zawsze wydawały mi się zbyt błahe i lekkie, ale po moim ostatnim zastoju i niemocy czytelniczej, powiem wam, że weszła idealnie. Szczególnie, że narratorem tej książki nie jest...
2023-12-18
https://www.instagram.com/p/C0_WM8FsaNE/
„Bo miłość to taki najwspanialszy prezent, który ma wartość tylko wtedy, kiedy się go dostanie bez okazji. Nie da się jej kupić, wygrać, wywalczyć ani na nią zasłużyć.”
Chyba naprawdę potrzebuję zmian czytelniczych, ostatnie kryminały i ciężkie thrillerów trochę weszły mi na głowę. Długo nie wiedziałam, co chcę przeczytać. Sięgałam po książki i zaraz je odkładałam, aż trafiłam na Sekret dziedzictwa – tom pierwszy skradł moje serce, a w drugim się zatopiłam. Tom trzeci i czwarty już do mnie idą, nie wiem jak wytrzymam do tego czasu!
Zalotnice i wiedźmy to kontynuacja losów Asi – w końcu przejrzała na oczy i wie, że jej drugie małżeństwo nie jest do odratowania. W tym tomie polubiłam ją, stała się dojrzalsza, pewniejsza siebie i w końcu pokazuje charakter swoich prababek – szczególnie w stosunku do swojego pierwszego byłego męża Julka. Jak w poprzedniej części średnio jej kibicowałam, tak w tej trzymałam mocno kciuki za Aśkę, jej nowych przyjaciół i być może nową, fascynującą miłość.
Okładka nam mówi, że to książka o miłości, pasjach życiowych i wielkiej tajemnicy. Zgadzam się z tym – ta książka jest przepełniona miłością, pożądaniem, ale także smutkiem, żalem i śmiercią. Szczególnie, gdy wspomnimy losy prababek Joanny. W tej części również z zapartym tchem czytałam losy Róży, Sofie, Marii… Losy Olimpii również były interesujące! Podobało mi się z jaką łatwością autorka wplotła w losy kobiet mężczyzn, których znamy z kart historii. Połączenie wydarzeń historycznych, jak np. epidemia dżumy z fikcją literacką naprawdę dobrze wypadło.
Nie mogę się doczekać kolejnych części. Jestem ciekawa dalszych losów prababek, a także losów Asi i Kemala. Dorasta też Kamila, więc liczę, że co raz więcej będzie kolejnej z rodu.
Jak wcześniej miałam problem, żeby się wczuć w fabułę, ponieważ jest to głównie strumień świadomości, forma pamiętnika, tak w tej już przywykłam do tej formy narracji i nie wyobrażam sobie, żeby Sekret dziedzictwa był napisany w inny sposób.
Ta saga to moja nowa ulubiona saga z gatunku książek „comfort”. I przyznaję bez bicia, że dzięki wspomnieniom o przodkiniach, zaczęłam czytać (a raczej słuchać) kolejną sagę, tym razem Stulecie winnych. Coś czuję, że rok 2024 będzie sagami czytany!
https://www.instagram.com/p/C0_WM8FsaNE/
„Bo miłość to taki najwspanialszy prezent, który ma wartość tylko wtedy, kiedy się go dostanie bez okazji. Nie da się jej kupić, wygrać, wywalczyć ani na nią zasłużyć.”
Chyba naprawdę potrzebuję zmian czytelniczych, ostatnie kryminały i ciężkie thrillerów trochę weszły mi na głowę. Długo nie wiedziałam, co chcę przeczytać. Sięgałam...
2023-11-29
https://www.instagram.com/p/C0OHnUgt8Fo/
Matki, żony i czarownice to pierwszy tom sagi rodzinnej i pomimo trudnych początków, zauroczył mnie w stu procentach. Zatopiłam się w historii wspaniałych kobiet, które podejmowały trudne, czasem też nierozsądne decyzje, które może z początku nie były sympatyczne, ale na końcu wszystko sprowadzało się do siły miłości i przebaczenia. I w dużej mierze, ta miłość to była matczyna miłość.
Początki nie były łatwe, między innymi dlatego że saga rodzinna to moje wyjście ze strefy komfortu czytelniczego. Znalazłam tutaj wiele intryg, jak i śmierci, ale jednak było to coś zupełnie innego. Musiałam też przyzwyczaić się do sposobu narracji – książka podzielona jest na narracje różnych kobiet, które są ze sobą spokrewnione. Poznajemy losy Asi, która jest główną bohaterką sagi, jak i losy jej matki Krystyny, babki Marii, prababki, praprababki… i tak do średniowiecza. Sposób narracji jest tutaj dość specyficzny – jest to swego rodzaju strumień świadomości każdej z kobiet. Możemy wczuć się w historię każdej bohaterki, poczuć ich uczucia, ale też możemy się dość mocno irytować ich zachowaniem.
Przyznaję, że Asia i jej matka Krystyna, z początku nie były moimi ulubionymi bohaterkami. Historia Krystyny i jej życia, związku z Markiem była dość dla niego krzywdząca. Historia Asi zaś jest bardzo naiwna, trochę dziecinna, a jednocześnie bohaterka z pewną wyższością patrzyła na swoje przyjaciółki. Z czasem jednak polubiłam Asię i tak jak na początku czekałam, aż jej strumień świadomości się skończy, tak później czekałam na nie.
Z zapartym tchem czytałam każdą historię kobiet z tego niesamowitego rodu – wzruszałam się, oburzałam (głównie za czasy, w których się to działo, jak inkwizycja, palenie na stosie, wojna), jak i odczuwałam spokój, gdy każda z wyjątkowych kobiet znalazło swoją miłość i przebaczenie.
Jestem ogromnie oczarowana tym tomem i cieszę się, że mam drugi tom na półce i będę mogła od razu przeczytać. Kolejne dwa na pewno zamówię. Sekret dziedzictwa to saga idealna na wieczorne czytanie pod kocem.
https://www.instagram.com/p/C0OHnUgt8Fo/
Matki, żony i czarownice to pierwszy tom sagi rodzinnej i pomimo trudnych początków, zauroczył mnie w stu procentach. Zatopiłam się w historii wspaniałych kobiet, które podejmowały trudne, czasem też nierozsądne decyzje, które może z początku nie były sympatyczne, ale na końcu wszystko sprowadzało się do siły miłości i przebaczenia....
2023-11-15
https://www.instagram.com/p/CzqN9xrt1n_/
„Bałem się śmierci. Dużo bardziej jednak bałem się życia.”
Co ta książka ze mną zrobiła! Piotr Kościelny wspina się co raz wyżej i wyżej, jeśli chodzi o przedstawiane historie i emocje, które towarzyszą. Pamiętam, że pierwsze książki, które czytałam były brutalne, co się mimo wszystko nie zmieniło, wciąż są brutalne, ale dodatkowo naładowane takim ładunkiem emocjonalnym, że potrzebuję odpocząć od takich historii.
Mamy początek 1994 roku, kiedy nastoletni Szymek postanawia popełnić samobójstwo – rzucając się pod pociąg. Kilka dni później jego starszy brat również postanawia popełnić ten sam krok – skacząc z dachu wieżowca. Przez całe czterysta stron czytelnik poznaje prawdę, motyw, dlaczego Szymek zdecydował się na ten ostateczny krok. Przez czterysta stron czytelnik doświadcza bólu bohatera, odczuwa także frustracje, złość i po prostu – niemoc. Tak naprawdę tematy poruszone w książce, mimo że wszystko dzieje się niemal trzydzieści lat temu, są wciąż aktualne. Do dzisiaj młodzież musi mierzyć się z agresją, niezrozumieniem przez środowisko, z brakiem tolerancji.
Zazwyczaj nie lubię, gdy narracje się mieszają – raz z trzeciej osoby, raz z pierwszej. Natomiast w „Szymku” ten podział idealnie się sprawdził. Poznajemy Szymka sprzed samobójstwa – dzięki narracji pierwszoosobowej możemy dokładnie zrozumieć przez co przechodził, z czym się musiał zmierzyć, jakie uczucia w nim tkwiły. Autor naprawdę świetnie sobie poradził, jeśli chodzi o kwestię emocjonalną bohaterów. Nawet pokuszę się o stwierdzenie, że po raz pierwszy bardziej interesował mnie ten wątek psychologiczny niż samo prowadzenie śledztwa i życie policjantów.
A mówiąc o policji, to trzeba przyznać, że tutaj też autor dobrze oddał realia lat 90. Możliwe, że częściowo mocno stereotypowo, ale jednak stereotyp chlejącego (bo piciem tego nazwać nie można) policjanta na służbie nie wziął się znikąd. Natomiast jak wspomniałam, ani Żmigrodzki, ani Sawicki nie wzbudzili mojej sympatii ani antypatii, po prostu ta część była mi obojętna. Natomiast mocno zainteresowała mnie sprawa, przez którą Żmigrodzki stoczył się. Mimo że historia wydaje się kompletna i nie zapowiada nic raczej drugiej części, to w moim odczuciu autor zostawił sobie niewielką furtkę. Pytanie tylko, czy Krzysztof Sawicki tę furtkę otworzy i zacznie grzebać w starych sprawach?
Wiecie, że ja wam zawsze polecam w ciemno książki autora, szczególnie Decyzję czy Dom. Teraz do tych dwóch tytułów dodaję Szymka. Naprawdę warto poznać tę historię, tylko przygotujcie się na to, że możecie zostać zmiażdżeni okrucieństwem, jakiego mogą dokonać dzieci, bo kim są nastolatki, jak nie jeszcze dziećmi?
https://www.instagram.com/p/CzqN9xrt1n_/
„Bałem się śmierci. Dużo bardziej jednak bałem się życia.”
Co ta książka ze mną zrobiła! Piotr Kościelny wspina się co raz wyżej i wyżej, jeśli chodzi o przedstawiane historie i emocje, które towarzyszą. Pamiętam, że pierwsze książki, które czytałam były brutalne, co się mimo wszystko nie zmieniło, wciąż są brutalne, ale dodatkowo...
https://www.instagram.com/p/C7nxtbcI1bi/
Czy właśnie odblokowałam sobie nowego ulubionego autora? Być może. Czy właśnie pierwszy raz czytam trylogię za jednym posiedzeniem? Tak. I nie żałuję. A najwspanialsze jest to, że nie spodziewałam się po tych książkach, że tak przepadnę.
„Miałem krew na rękach, chociaż nigdy nikogo nie zabiłem.” Tymi słowami rozpoczyna się pierwszy tom trylogii – Najgorsze dopiero nadejdzie. Poznajemy toruńskiego dziennikarza „Gazety Miejskiej” Marka Benera, który nie boi się poruszać trudnych i niewygodnych tematów w swojej pracy. Jednocześnie Marek zmaga się z ciężarem, jakim są poszukiwania jego zaginionej przed laty żony Agaty. Ciężarnej żony. Marek robi wszystko i chwyta się każdej poszlaki, która może doprowadzić do prawdy, co się stało i gdzie jest Agata.
W Toruniu płonie dom, a w zgliszczach znaleziono zwęglone ciało. Jako dziennikarz, Marek chce zrelacjonować pożar i wplątuje się w sprawę, w której walka toczy się dosłownie o śmierć i życie. Bener jest emocjonalnie związany z ofiarą z domu – wszystko wskazuje na to, że znaleziono ciało jego dawnego przyjaciela. Teraz wdowa po przyjacielu, która jednocześnie jest dawną narzeczoną Marka, pojawia się w jego życiu i ten zrobi wszystko, by jej pomóc. W tym wszystkim nie zapomina oczywiście o Agacie, której wciąż z uporem maniaka poszukuje.
Wkręciłam się. I to tak bardzo, że z zapartym tchem śledziłam historię Marka. Autor co rusz mnie zaskakiwał zwrotami akcji. W momencie, gdy tylko skończyłam Najgorsze dopiero nadejdzie od razu wzięłam do ręki Porzuć swój strach, żeby wiedzieć, co dalej. Jest to kryminał, w którym akcja się rozwija pomału, ale nie jest nużąco, wręcz przeciwnie.
Ale co mnie tak najbardziej urzekło?
Bohaterowie – ci bohaterowie są trójwymiarowi, są jacyś, każdy ma swoje wady, swoje dobre strony. Zaskakują, irytują np. swoją zbytnią pewnością siebie, ale jednocześnie są prawdziwie ludzcy. Mimo że to kryminał, to głównym bohaterem nie jest ani prokurator, ani komisarz, ani nawet dziennikarz śledczy. Marek Bener jest lokalnym dziennikarzem, który potrafi świetnie operować piórem, który był o krok od skończenia doktoratu. Jest też świetnym obserwatorem, potrafi wyciągać wnioski i przede wszystkim, jak się okazuje, nie zawaha się przed niczym, gdy w grę wchodzi ochrona najbliższych.
Postacie, które są „tłem” też nie są nudne. Polubiłam fotoreportera Raka oraz stażystkę Aldonę – przeczuwałam, że jej rola nie zakończy się tylko na tej części, ale o tym innym razem. W każdym razie, jak mało kiedy jestem w stanie polubić żeńskie bohaterki, tak Aldona od początku mi się spodobała. Pewna siebie, ostre pióro. Nie polubiłam aż tak Niki, natomiast rozwój historii pokazał ją też w innym świetle.
W poprzednich książkach Małeckiego ceniłam właśnie bohaterów, ponieważ można było się z nimi łatwo utożsamić i tutaj było tak samo. Cieszę się, że to nie ostatni raz, gdy czytałam o Marku.
Jeśli nie znacie jeszcze książek Roberta Małeckiego to polecam zacząć od tej serii. Myślę, że się nie zawiedziecie, a może się zachwycicie tak jak ja.
https://www.instagram.com/p/C7nxtbcI1bi/
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toCzy właśnie odblokowałam sobie nowego ulubionego autora? Być może. Czy właśnie pierwszy raz czytam trylogię za jednym posiedzeniem? Tak. I nie żałuję. A najwspanialsze jest to, że nie spodziewałam się po tych książkach, że tak przepadnę.
„Miałem krew na rękach, chociaż nigdy nikogo nie zabiłem.” Tymi słowami rozpoczyna się...