-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać8
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
"Żmija i skrzydła nocy" Carissy Broadbent to książka, na którą czekałam z niecierpliwością. Chciałam przeczytać ją już dawno, ale stwierdziłam, że skoro ma ukazać się w Polsce - poczekam.
Oraya jest człowiekiem w królestwie wampirów - jako dziecko została uratowana przez Vincenta, króla Domu Zrodzonych z Nocy. Teraz ma wziąć udział w Kejari - turnieju organizowanym w Księżycowym Pałacu, którego zwycięzca będzie mógł otrzymać błogosławieństwo od królowej Nyaxii. Dotarcie do finału nie jest jednak łatwe - szczególnie gdy jest się jedynym człowiekiem pośród wampirów, i do tego smakowitym kąskiem...
Nie mogłam się wgryźć w tę historię i nie wiedziałam, co mi nie pasuje - wszędzie wokół same zachwyty! Dopiero później zaczęły pojawiać się relacje, jak bardzo ludziom nie pasuje tłumaczenie - i to było to. Toporne zdania, dziwny szyk - no nie zagrało to. Niektórym przeszkadza takie coś bardziej, innym mniej. W połowie książki przerzuciłam się na wersję angielską i historia mnie pochłonęła.
Na szczęście!
Nie jest to oczywiście nic odkrywczego - ot, wampiry, turniej, ona i on, walka o życie.
Zacznę od tego, co mi się mniej podobało: słabo wytłumaczony świat. Mamy dużo nazw, jakieś moce, ale w sumie nie zostało to do końca przedstawione, nie ma konkretnych zasad, według których działa magia. Druga rzecz to wampiry - w których nie było nic wampirycznego prócz faktu, że piły krew. Tak naprawdę mogły być dowolną inną rasą i po prawdzie ja miałam przed oczami fae, zwłaszcza ze względu na skrzydła, które mieli bohaterowie.
Sama historia na szczęście siadła mi świetnie. Czy była nieprzewidywalna? No nie do końca... Raczej większości można było się spodziewać, jeśli zbierało się okruszki po drodze. Jednak końcówka - nie był to może plot twist na plot twistami, ale zostało to tak zakręcone, że faktycznie wystąpiło chwilowe zacięcie mózgu. Ostatnie 100 stron sprawia, że zdecydowanie chce się sięgnąć po kontynuację.
"Żmija i skrzydła nocy" nie jest książką odkrywczą, ale przyjemną w odbiorze, zwłaszcza że bohaterowie są naprawdę dobrze wykreowani. Waleczna Oraya, która ma serce na właściwym miejscu; Raihn z zagadkową przeszłością, który tak naprawdę jest kochanym psiakiem do tulenia. Najbardziej chyba jednak polubiłam szaloną Mische🤭
Romans - jest przyjemny, relacja bohaterów rozwija się powoli i jest bardzo wiarygodna. Tylko... No, sami się przekonacie 🤭
Ja przepadłam dla tej historii i szczerze ją Wam polecam - szkoda tylko, że tłumaczenie nie było lepsze.
"Żmija i skrzydła nocy" Carissy Broadbent to książka, na którą czekałam z niecierpliwością. Chciałam przeczytać ją już dawno, ale stwierdziłam, że skoro ma ukazać się w Polsce - poczekam.
Oraya jest człowiekiem w królestwie wampirów - jako dziecko została uratowana przez Vincenta, króla Domu Zrodzonych z Nocy. Teraz ma wziąć udział w Kejari - turnieju organizowanym w...
„Czarodziejka z ulicy Reymonta” była moim pierwszym spotkaniem z piórem Magdaleny Kubasiewicz – mimo że z półki spogląda na mnie z wyrzutem cała seria o Jagodzie Wilczek. Tak, dotrę i do Ciebie, moja droga.
Książka podzielona jest na trzy opowiadania. W pierwszym wraz z Nataszą „Lady” Ladowską, studentką Collegium Magicae, udajemy się na obóz badawczy do Sławieńczy. Tam dziewczyna musi dzielić pokój ze znienawidzoną Agniesią – śliczną, uzdolnioną i sympatyczną czarodziejką. Obydwie nie są zadowolone ze swojego towarzystwa, jednak już wkrótce będą musiały połączyć siły z kolegami ze studiów – Dobromirem, Grzesiem i Alkiem – bowiem we wsi dzieją się dziwne rzeczy...
W drugim opowiadaniu główne skrzypce gra Dobromir (<3!), w trzecim zaś ponownie towarzyszymy Lady. Historie są oddalone od siebie w czasie, można więc przeczytać pierwszą z nich, a potem wziąć się za „Czarodziejkę z ulicy Grodzkiej”.
Spotkanie z ekipą z Krakowa (w którym mieści się uczelnia) uważam za bardzo udane! Polubiłam ich wszystkich, choć mym serduchem zawojował mrukliwy Złomir Dobromir. Kartki same się przewracały, a akcja niesamowicie wciągała.
Ta książka to opowiadania, więc nie można się po nich spodziewać większego rozbudowania historii bohaterów – dostaliśmy smakowite kąski, a jeśli mamy ochotę po więcej, możemy sięgnąć po pełną powieść w uniwersum.
Jeśli chodzi o same opowiadania, dwa pierwsze podobały mi się niesamowicie, zaś trzecie trochę mniej. Czegoś mi w nim zabrakło – może właśnie kolegów Lady 😉
Z niecierpliwością czekam na kolejne perypetie studentów akademii magicznej!
„Czarodziejka z ulicy Reymonta” była moim pierwszym spotkaniem z piórem Magdaleny Kubasiewicz – mimo że z półki spogląda na mnie z wyrzutem cała seria o Jagodzie Wilczek. Tak, dotrę i do Ciebie, moja droga.
Książka podzielona jest na trzy opowiadania. W pierwszym wraz z Nataszą „Lady” Ladowską, studentką Collegium Magicae, udajemy się na obóz badawczy do Sławieńczy. Tam...
„Czarodziejka z ulicy Grodzkiej” to pełna opowieść o studentach Collegium Magicae, której akcja ma miejsce po pierwszym opowiadaniu „Czarodziejki z ulicy Reymonta”. Polecam Wam zapoznać się najpierw z tym opowiadaniem (a najlepiej z całą książką😉 ), wtedy pewne okoliczności wydarzeń będą dla Was jaśniejsze.
Magdalena Kubasiewicz bardzo zgrabnie tka opowieść o Nataszy „Lady” Ladowskiej – utalentowanej czarodziejce, studentce trzeciego roku magii praktycznej, która nie do końca potrafi odnaleźć się wśród ludzi. Jest zamknięta w sobie i niezbyt pewna siebie, ale dzięki Agnieszce i ich wspólnej przeszłości (Czarodziejka z ulicy Reymonta”) zaczyna powoli wychodzić ze skorupy i doceniać swoje umiejętności...
...a te zdecydowanie jej się przydadzą, gdy po imprezie inaugurującej nowy rok akademicki jej współlokatorka nie wraca do akademika. Nie byłoby w tym nic dziwnego, w końcu Olka nie raz znikała na kilka dni, jednak jej nieobecność niepokojąco się przedłuża. Zaniepokojona Lady rozpoczyna śledztwo, do którego włącza Agnieszkę, specjalizującą się w magii teoretycznej, oraz Dobromira „Złomira”, który ma naprawdę anielską cierpliwość do dziewcząt i za mroczną posturą czarownika kryje dobre serce.
Ta opowieść porwała mnie od pierwszych stron i naprawdę szkoda, że jest ich tak niewiele – zaledwie 300! Z chęcią poczytałabym więcej – zwłaszcza o moim ulubieńcu, Dobromirze. Mam nadzieję, że doczekamy się książki, w której to on będzie grał pierwsze skrzypce!
Styl pani Magdaleny jest niezwykle plastyczny i przez książkę wspaniale się płynie. Niewymuszone poczucie humoru wywołuje uśmiech na twarzy, a świetnie wykreowani bohaterowie sprawiają, że chce się do nich wracać. Poznajemy tutaj kilka szczegółów z przeszłości Lady i Agnieszki, ale nie wszystkie zostały wyjawione, co sprawia, że czytelnik nabiera ochoty na więcej.
Akcja jest wartka, nie ma większych przestojów. Jedyna rzecz, która troszkę mi przeszkadzała i mogłaby zostać usunieta przez redakcję, to powtórzenia pewnych informacji dotyczących bohaterów.
Bawiłam się niezmiernie dobrze i czekam na kontynuację!
PS. Nie wiem jak Wy, może to przez to, że moje dziecko często ogląda „Zakochanego kundla”, ale gdy czytałam sformułowanie „Panno Lady”, słyszałam je w głowie głosem psów z tej bajki 🙈
„Czarodziejka z ulicy Grodzkiej” to pełna opowieść o studentach Collegium Magicae, której akcja ma miejsce po pierwszym opowiadaniu „Czarodziejki z ulicy Reymonta”. Polecam Wam zapoznać się najpierw z tym opowiadaniem (a najlepiej z całą książką😉 ), wtedy pewne okoliczności wydarzeń będą dla Was jaśniejsze.
Magdalena Kubasiewicz bardzo zgrabnie tka opowieść o Nataszy...
Ciemne chmury nadciągają nad wydawnictwo JaMas...
W "Wtem denat ", drugiej części serii "Autokorekta", Marta Kisiel zabiera nas... na odludzie.
Wydawnictwu JaMas grozi upadek, ale pracownicy nawet nie chcą o tym słyszeć. Postanawiają uratować firmę i organizują warsztaty literackie z pisania kryminałów. Pięciu wybranych debiutantów zostaje zakwaterowanych w byłym ośrodku wojskowym, gdzie pod kuratelą starszego komisarza Mogiły, sekretarki Krawczyka oraz kierownika pecha, Sztywnego, odbędą warsztaty pisarskie. Całość ma zostać udokumentowana przez Manieckiego, fachowca od SM.
Gdy jeden z uczestników znika, Mogiła i wspólnicy muszą rozwikłać zagadkę tak, aby autorzy nie zorientowali się w sytuacji. I tu do pomocy wkracza fińska owsianka...
Uśmiałam się przy tej lekturze po pachy, deszczowa aura za oknem sprzyjała czytaniu, a w mojej głowie odżywały dawne wspomnienia.
Za dzieciaka jeździłam do pewnego domu u stóp góry, który opisem naprawdę pasował do ośrodka z książki 🙈 czułam, jakbym przeniosła się w czasie, a na plecach aż miałam ciarki - zwłaszcza, że w domu z mojej przeszłości straszyło, a jego właścicielką była znana jasnowidzka, o której możecie poczytać w internecie 🙈.
Koniec dygresji.
Jeśli macie ochotę na pełną humoru komedię kryminalną - Marta Kisiel nigdy nie zawodzi. I chociaż dość szybko się zorientowałam, kto tu jest złolem, nie zepsuło mi to przyjemności z czytania. I czekam na kolejną część! Czy tym razem będą to "Znowu zwłoki"?🤔
Ciemne chmury nadciągają nad wydawnictwo JaMas...
W "Wtem denat ", drugiej części serii "Autokorekta", Marta Kisiel zabiera nas... na odludzie.
Wydawnictwu JaMas grozi upadek, ale pracownicy nawet nie chcą o tym słyszeć. Postanawiają uratować firmę i organizują warsztaty literackie z pisania kryminałów. Pięciu wybranych debiutantów zostaje zakwaterowanych w byłym...
"Krew i Księżyc" Erin Beaty to według mnie bardzo niedoceniana książka. Prawie zupełnie o niej nie słychać, a wciągnęła mnie niesamowicie! W dodatku jest nieszablonowa, mroczna i...
Cat jest sierotą, przez lata wychowywaną w opactwie, pod opieką zakonnic. Aktualnie pod kuratelą architekta Thomasa sprawuje pieczę nad zabezpieczeniami i rusztowaniami największej budowy w mieście - Sanktuarium. W czasie pewnej nocnej kontroli jest świadkiem m0rderstwa. Tylko w jaki sposób, skoro nie było jej na miejscu ataku i nic nie widziała? Skąd głosy w jej głowie? Dlaczego giną kolejne kobiety i co ma z tym wspólnego blask księżyca?
Tego dowiecie się z tej książki. A jest to fantastyczna przygoda! "Krew i Księżyc" to niecodzienne połączenie kryminału z fantastyką; przemierzając uliczki miasta z Cat i Simonem zajmującym się śledztwem, można poczuć klimat książki "Jak podejść Rozpruwacza" Kerri Maniscalco.
Nie sposób zgadnąć, kto jest zł0czyńcą. Gdy już się wydaje, że tak! to jest nasz podejrzany! wszystko zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni.
Bohaterowie są świetnie wykreowani, a choroba, na którą cierpią niektórzy z nich, nie jest demonizowana - wręcz przeciwnie, osoby chore umysłowo są tutaj rozumiane.
No i romans - może i to uczucie rozwinęło się dość szybko, ale zważywszy na sytuację, nie jest to nic dziwnego. Wyjątkowo tym razem mi nie przeszkadzało.
Mr0k, zagadki, szaleństwo i skrajne uczucia - to i wiele więcej będzie Wam towarzyszyć przy tej idealnej na zimny wieczór lekturze. Sięgnijcie po tę nieoczywistą książkę! Nie pożałujecie.
I co najważniejsze - zróbmy o niej głośniej!
"Krew i Księżyc" Erin Beaty to według mnie bardzo niedoceniana książka. Prawie zupełnie o niej nie słychać, a wciągnęła mnie niesamowicie! W dodatku jest nieszablonowa, mroczna i...
Cat jest sierotą, przez lata wychowywaną w opactwie, pod opieką zakonnic. Aktualnie pod kuratelą architekta Thomasa sprawuje pieczę nad zabezpieczeniami i rusztowaniami największej budowy w...
Motyw odnalezionej rodziny? TL Klune chyba wykorzystuje go najlepiej.
"Życie marionetek" to najnowsza premiera autora w wydawnictwie Muza. Sięgnęłam po nią, bo zakochałam się w "Wilczej pieśni" i liczyłam na równie wielkie emocje.
Nie do końca je dostałam 🙈 ale po kolei, bo jest to dobra książka.
Wynalazca Giovanni Lawson żyje w domku w lesie razem z synem, Victorem, którego nauczył fachu, robotyczną siostrą medyczną Ratched o socjopatycznych ciągotach i przeuroczym odkurzaczem Rambo.
Pewnego dnia Victor sprowadza do domu zniszczonego androida, którego postanawia naprawić w tajemnicy przed ojcem. Gdy powołuje go do życia, sprawy się komplikują, a przeszłość dogania starego wynalazcę...
Jeśli szukacie cudownych cytatów, ciepłych słów o drugim... niekonieczne człowieku, spokojnej historii i niecodziennych bohaterów, to ta książka jest dla Was. Miejcie jednak na uwadze poczucie humoru, które tutaj występuje, bo nie do wszystkich trafi. Mimo że zwykle żarty, jakie padały ze strony siostry Ratched, wywołują u mnie śmiech, to po jakimś czasie stały się nudne, wtórne, trochę obrzydliwe. Na szczęście tyczy się to głównie pierwszej części książki, ponieważ im dalej, tym robi się poważniej i nie czas na kawały.
Choć historia jest z pozoru lekka, skłania czytelnika do przemyśleń o przyszłości: czy czeka nas życie w świecie, w którym to roboty przejmą dowodzenie? Patrząc na otaczający nas postęp, może do tego dojść bardzo szybko. Czy wtedy wydarzą się rzeczy, jakie miały miejsce w tej książce? I co to było? Tego musicie dowiedzieć się z lektury.
Mimo że "Życie marionetek" nie porwało mnie tak, jak "Wilcza pieśń" - chyba głównie ze względu na rodzące się uczucie między postaciami; no nie przemawiało do mnie - to zdecydowanie mogę polecić tę książkę. Miejcie tylko na uwadze, że trzeba przebrnąć początek, aby odkryć to, co Klune pisze najlepiej - ciepło, wsparcie, rodzinę. Styl autora jest naprawdę niepowtarzalny, a jego opowieści wciągają jak mało co. Cieszę się, że go odkryłam.
Motyw odnalezionej rodziny? TL Klune chyba wykorzystuje go najlepiej.
"Życie marionetek" to najnowsza premiera autora w wydawnictwie Muza. Sięgnęłam po nią, bo zakochałam się w "Wilczej pieśni" i liczyłam na równie wielkie emocje.
Nie do końca je dostałam 🙈 ale po kolei, bo jest to dobra książka.
Wynalazca Giovanni Lawson żyje w domku w lesie razem z synem, Victorem,...
"Wojna dwóch królowych" Jennifer L. Armentrout to czwarta część serii "Krew i popiół". Przed nią należy przeczytać prequel "Cień w żarze", ponieważ mają w nim miejsce wydarzenia, które są istotne w "Wojnie".
Nie będę Wam przytaczać zbytnio fabuły, jako że jest to kolejna książka z serii. I niestety nie dzieje się w niej zbyt wiele nowych rzeczy.
Zdecydowanym plusem tej książki jest fakt, że przez 450 stron niemal nie mamy Casteela, a co za tym idzie - scen erotycznych. Dużo czasu z Poppy, która w końcu mnie do siebie przekonała - zaczęła myśleć sama, planowała, starała się wykazać w swojej roli.
Kieran jak zwykle wywoływał uśmiech na moich ustach, ale tym razem show skradł Reaver. Przy jego tekstach dosłownie wybuchałam śmiechem 🙈 gdyby cała książka była o tej trójce, bawiłabym się bardzo dobrze.
Ale nie świetnie. Tak, "Wojnę dwóch królowych" czytało się dużo lepiej niż "Koronę ze złoconych kości", która według mnie jest najsłabszą z serii. Pozbyto się trochę powtórzeń (Poppy już tylko czasem zadawała pytania), jednak tak czy siak książka była wtórna.
Plot twisty, które miały zaskakiwać, były w zasadzie tym co zwykle, tylko z innymi bohaterami. Finałowa walka, która powinna wywołać masę emocji? Nie znalazłam ich. Jedyny dobry w niej element został zniszczony przez pewien zabieg - nie wiem czemu autorka uważała, że to dobry pomysł.
A ta kontrowersyjna scena, zapowiadana przez 4 książki? Jedno wielkie meh. Kilka tego typu scen czytałam i naprawdę, można to dobrze napisać -> sauna w "Corrupt" u Penelope Douglas, myślę o tobie. Nie ukrywam, ja na nią czekałam, i niestety się zawiodłam.
Podsumowując: choć bez zaskoczeń, większość książki czytało mi się dobrze, bo nie było w niej Casteela. Informacje, choć powtarzane, pomogły trochę usystematyzować świat. Gdy jednak Casteel powrócił...
Nie ukrywam, czekam na drugą część "Cienia", bo Nyktosa i Serę polubiłam dużo bardziej. Czy potem będę kontynuować? Nie wiem. Te książki to trochę guilty pleasure, ale gdy zmieniły się w Modę na sukces... Czy mają jeszcze sens?
"Wojna dwóch królowych" Jennifer L. Armentrout to czwarta część serii "Krew i popiół". Przed nią należy przeczytać prequel "Cień w żarze", ponieważ mają w nim miejsce wydarzenia, które są istotne w "Wojnie".
Nie będę Wam przytaczać zbytnio fabuły, jako że jest to kolejna książka z serii. I niestety nie dzieje się w niej zbyt wiele nowych rzeczy.
Zdecydowanym plusem tej...
"Echidna" Agnieszki Szmatoły to ni powieść , ni zbiór opowiadań. Wydarzenia co prawda występują chronologicznie po sobie, jednak każdy rozdział dotyczy innej opowieści, a łączą go jedynie bohaterowie.
Marika Echidnas to pół kobieta, pół wąż. Żyje w świecie śmiertelników i nadnaturalnych tudzież mitologicznych postaci i wraz z partnerem z policji, Jordanem, rozwiązuje zagadki kryminalne.
Każdy rozdział to inna sprawa policyjna - a to zaskakująca śmierć, tu znów kradzież... futra. Niektóre z opowiadań były ciekawsze, inne mniej, ale ostatecznie połączyły się w opowieść o kobiecie, która tęskni za miłością.
Chyba nie podeszła mi forma tej książki. Przez to, że wydarzenia to tak naprawdę urywki, wycinki, wiele rzeczy niejako dzieje się poza sceną, nie potrafiłam przywiązać się do żadnego z bohaterów. Marika przez całą książkę wspomina ukochanego - a mnie on zupełnie nie interesował. Jedyne, kogo tak naprawdę polubiłam, to Jordana i Fey. Oni byli uroczy 🤭.
Również wątek utraty wspomnień, który chyba miał być tym najważniejszym, nie został przedstawiony dostatecznie wyraźnie. Ot, Marika co jakiś czas myśli o tym, że ceną za odrodzenie się na nowo i długowieczność jest utrata jakiegoś wspomnienia. Nigdy nie wie, jakie ono będzie i obawia się, że następnym razem zapomni ukochanego, ale… to tyle. Nie wywołało to u mnie emocji.
Takie poszatkowanie i przeskakiwanie między scenami moim zdaniem nie przysłużyło się tej książce, ale z drugiej strony - może to tylko ja, a innym się spodoba. Sam styl autorki jest przyjemny - po prostu forma przekazu historii u mnie się nie sprawdziła. Jest to jednak książka, po którą każdy musi sięgnąć sam by ocenić, czy to jest coś dla niego.
współpraca reklamowa @wydawnictwo_mieta
"Echidna" Agnieszki Szmatoły to ni powieść , ni zbiór opowiadań. Wydarzenia co prawda występują chronologicznie po sobie, jednak każdy rozdział dotyczy innej opowieści, a łączą go jedynie bohaterowie.
Marika Echidnas to pół kobieta, pół wąż. Żyje w świecie śmiertelników i nadnaturalnych tudzież mitologicznych postaci i wraz z partnerem z policji, Jordanem, rozwiązuje...
Książka, która wzięła szturmem najpierw zagraniczny, a potem polski rynek książki?📚
Nie mylicie się, to oczywiście "Fourth Wing. Czwarte skrzydło".🐉
Rebecca Yarros stworzyła chyba listę motywów i elementów, jakie uwielbiają czytelniczki i czytelnicy romantasy, i powoli odhaczała je, zawierając w swej książce wszystko, co tak bardzo kochamy.
Bo nie ukrywam, ja również pokochałam tę historię.❤️❤️
Nie będę tu przytaczać fabuły, bo czy jest jeszcze ktoś, kto jej nie zna?
Mamy tu:
✨ szkołę
✨ jeźdźców
✨ vibe m.in. Niezgodnej
✨ motyw enemies to lovers (choć enemies tylko chwilę, głównie to jednak slow burn)
✨ SMOKI
✨ konflikt
✨ tajemnice.
To smoki 🐉 kupiły mnie najbardziej. Cudowne, uczuciowe, zgryźliwe... no kocham!!!
Bardzo podobał mi się pomysł na główną bohaterkę, Violet, która musi stawić czoła swojemu losowi i przeciwnościom, zmagając się jednocześnie z chroniczną chorobą. Jej ścieżka była fascynująca, do wszystkiego musiała dojść sama, wykorzystując spryt i niezłomność.
Xaden, który podobno jest nowym Rhysem... oby nie 🙈 bałam się, że się z kolesiem nie polubię, że będzie ch@mski i niedostępny. Jednak naprawdę mnie ujął - szczegółów jednak dowiecie się z książki.
Ta powieść to nie tylko główni bohaterowie i smoki. To również wspaniale wykreowane postaci drugoplanowe, które skradły moje serce. Liam, Rhiannon, Ridoc - uwielbiam ich wszystkich i nie mogę się doczekać rozwinięcia ich historii.
No i Dain. Bohater, który miał być przyjacielem, a wśród znien@widzonych bohaterów plasuje się na podium razem z Umbridge.
Tak jak większości z Was, w pewnym momencie moje serce się złamało, a w oczach stanęły łzy... ale ja takie momenty lubię. Dzięki nim wiemy, że autorka jest nieprzewidywalna i nie wiadomo, czego się spodziewać.
Nie mogę się doczekać kontynuacji!!! Mam nadzieję, że będzie równie dobrze przetłumaczona i wydana, bo ten tom to pod tymi względami mistrzostwo.
Czy Czwarte skrzydło to moja nowa obsesja? Oczywiście! Czy pragnę smoka? Tak!!!!
Książka, która wzięła szturmem najpierw zagraniczny, a potem polski rynek książki?📚
Nie mylicie się, to oczywiście "Fourth Wing. Czwarte skrzydło".🐉
Rebecca Yarros stworzyła chyba listę motywów i elementów, jakie uwielbiają czytelniczki i czytelnicy romantasy, i powoli odhaczała je, zawierając w swej książce wszystko, co tak bardzo kochamy.
Bo nie ukrywam, ja również...
Konflikt polityczny, moc uzdrawiania, ucieczka, więzien|e, tajemniczy pomocnik i... smok.
Tak, to wszystko znajdziecie w pięknej książce "Świt Onyksu" Kate Golden, pierwszej części trylogii "Święte Kamienie". Kontynuacja pojawi się już w przyszłym roku, nie lękajcie się 🤭.
Dajcie mi księżniczkę, zamek i przyjemny romans, a ja jestem kupiona. Ale ale, to nie o tym jest ta historia!
Arwen mieszka z chorą mamą i młodszą siostrą w małej wiosce w Bursztynie. Jest miejscową uzdrowicielką - stara się ukrywać swe moce, bo sama nie wie, skąd pochodzą. Gdy na progu domu staje jej brat, który rok wcześniej wyruszył na wojnę z Onyksem, wiadomo, że pozornie sielskie życie ulegnie zmianie. Zwłaszcza gdy okazuje się, że Ryder ukr@dł żołnierzom Onyksu pieniądze i teraz jest poszukiwany...
Rodzina ucieka z domu, ale w drodze na statek orientuje się, że zapomnieli lekarstwa dla matki. Arwen zawraca...
I, jak możecie się domyślić, nie dogoni już swoich bliskich.
"Świt Onyksu" to debiut Kate Golden, co czuć troszkę w budowie fabuły. Nie jest trudno przewidzieć plot twisty, tempo akcji bywa nierówne. Nie jest to jednak źle napisana książka, bo pomimo tych wad, czyta się ją fantastycznie! Wciąga od pierwszej strony, romans slow burn wywołuje rumieńce na policzkach, a bohaterowie...
Naprawdę polubiłam się z Arwen. Zawsze żyła w cieniu brata, uważała się za gorszą. Z biegiem książki i dzięki nowemu otoczeniu nabiera wiary w siebie i staje się coraz odważniejsza. Wspaniale było oglądać jej przemianę.
Również męski bohater główny jest niczego sobie 😏 troskliwy, oddany; wie, czego chce. Może nie został jeszcze książkowym mężem, ale kto wie, co przyniesie przyszłość 🤭.
Przez książkę przepłynęłam w tempie ekspresowym i choć końcówka była trochę przesadzona (zobaczycie sami🙈), to nie mogę się doczekać kontynuacji! Mam nadzieję, że bohaterowie poboczni odegrają jeszcze większą rolę (uwielbiam ich❤️), świat zostanie poszerzony, a romans... Ha! Nie powiem🤭
Naprawdę, sięgacie, "Świt Onyksu" to wspaniały debiut! No i wydany jest cudownie. ❤️
współpraca reklamowa @wydawnictwonowestrony
Konflikt polityczny, moc uzdrawiania, ucieczka, więzien|e, tajemniczy pomocnik i... smok.
Tak, to wszystko znajdziecie w pięknej książce "Świt Onyksu" Kate Golden, pierwszej części trylogii "Święte Kamienie". Kontynuacja pojawi się już w przyszłym roku, nie lękajcie się 🤭.
Dajcie mi księżniczkę, zamek i przyjemny romans, a ja jestem kupiona. Ale ale, to nie o tym jest ta...
Tereska Trawna znów nadciąga, tym razem jednak z niedoborem kasztanków! Co z tego wyniknie?!
"Zawsze coś" to trzecia część kryminalnej serii autorstwa Marty Kisiel. Tym razem poznajemy bliżej rodzinę Tereski - ta bowiem wraz z Maciejką udaje się w rodzinne strony, by wziąć udział w urodzinach babci. Które zamieniają się w...
Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie sprowadziła na siebie kłopotów - a konkretnie samą siebie lotem koszącym w dół schodów, skręcając nogę. Niezdolna do prowadzenia samochodu, zostaje zmuszona do spędzenia kilku dni w towarzystwie rodziny - do czasu, aż cierpiący w domu mąż-labrador wykaraska się z własnych problemów zdrowotnych i przybędzie jej i synowi z odsieczą. Szkoda tylko, że właśnie nadchodzą święta, które chciała spędzić w spokoju. Jednak tak to już właśnie z nią bywa - zawsze coś.
Tereska to chyba moja ulubiona bohaterka Kisiel, jednak tym razem to Maciejka kradnie całe show. Do tej pory cichy, porozumiewający się monosylabami chłopak odnajduje język w gębie i nawiązuje kontakt z nowo poznanymi kuzynkami, z którymi próbuje rozwiązać tajemnicę mo®de®stwa. Jednocześnie staje się ulubieńcem i ostoją najstarszej z ciotek - tylko on bowiem potrafi do niej dotrzeć w najcięższych dla niej momentach.
Jak zwykle z Kisiel bywa, nie ma czego zarzucić stylowi - Ałtorka kupuje mnie nim zawsze, niezależnie od gatunku, w jakim napisana jest książka. I choć "Zawsze coś" wydaje się być bardziej powieścią obyczajową niż komedią kryminalną, to typowy dla pani Marty humor znajdziemy praktycznie na każdej stronie. 🤭 Mimo że tożsamości zabójcy domyśliłam się szybko, nie przeszkadzało mi to czerpać przyjemności z lektury. 😉
Rodzinne tajemnice z przeszłości, spadek, nowe oblicze Maciejki, kolejne próby z@bójstw, chroniczny brak kasztanków i jak zawsze cięty dowcip - wszystko to znajdziecie w najnowszej książce Marty Kisiel. Ja połknęłam ją w dwa dni. 🙈
Smacznego!
Tereska Trawna znów nadciąga, tym razem jednak z niedoborem kasztanków! Co z tego wyniknie?!
"Zawsze coś" to trzecia część kryminalnej serii autorstwa Marty Kisiel. Tym razem poznajemy bliżej rodzinę Tereski - ta bowiem wraz z Maciejką udaje się w rodzinne strony, by wziąć udział w urodzinach babci. Które zamieniają się w...
Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie sprowadziła...
Lubicie dodatki do serii?
Ja niekoniecznie, dlatego np. nie przeczytałam żadnego do serii "Cykl demoniczny", a "Zabójczyni" SJM nadal patrzy na mnie z byka z półki 🙈
Jest jednak nowelka, która nie mogła nie zostać napisana.
Która czaruje swoją opowieścią, magią.
Która jest idealnym uzupełnieniem historii, która miała zawrzeć się w jednym tomie, ale jej potencjał był po prostu zbyt duży.
Tajemnicze pomieszczenia, rodzinna klątw@ i bohaterowie, którzy sk®adli nam serca w "Magii cierni". Któż z nas nie pragnął kontynuacji przygód walecznej Elizabeth, sarkastycznego Nathaniela i m®ocznego Silasa? Każdy, kto pokochał ich tak jak ja! Na szczęście autorka, Margaret Rogerson, wyszła naprzeciw prośbom czytelników i stworzyła "Tajemnice cierniowego dworu".
A cóż to była za historia!
Spokojne życie nie jest dane Elisabeth i Nathanielowi. Młodzi chcieliby cieszyć się uczuciem rodzącym się między nimi... Jednak nie jest to w smak posiadłości, w której mieszkają. Chwila! Czy piszę o domu, który żyje?! Właśnie tak! Ma on swoje plany względem pary, co nieco przeszkadza w momencie, gdy niedługo ma się odbyć Bal Przesilenia Zimowego...
Poczujcie mróz na policzkach w te upalne dni, udając się w magiczną podróż zaczarowanymi korytarzami domu Thornów w "Tajemnicach cierniowego dworu" i dajcie się uwieść tej iście baśniowej opowieści! Tu nie tylko grymuary mają oczy i nie tylko książki kryją tajemnicze opowieści.
Ja chłonęłam każde słowo, każde zdanie niczym najpiękniejszą baśń, a uśmiech nie schodził mi z ust. Ta historia otula, bawi i cudownie uzupełnia "Magię cierni". Jeśli więc wciąż Wam mało trójki naszych przyjaciół, śmiało sięgajcie po kontynuację!
Lubicie dodatki do serii?
Ja niekoniecznie, dlatego np. nie przeczytałam żadnego do serii "Cykl demoniczny", a "Zabójczyni" SJM nadal patrzy na mnie z byka z półki 🙈
Jest jednak nowelka, która nie mogła nie zostać napisana.
Która czaruje swoją opowieścią, magią.
Która jest idealnym uzupełnieniem historii, która miała zawrzeć się w jednym tomie, ale jej potencjał był po...
Szast! Prast! Świst kul, tętent łap, zgrzyt metalu i pach! Skończyła się trylogia "Ukryte dziedzictwo" Ilony Andrews. "Pożoga" zamyka historię Nevady i Szalonego Rogana, otwierając tym samym drzwi do kolejnych opowieści - tym razem o siostrach Baylor.
W porównaniu do poprzednich części, które połykałam w dwa dni, "Pożogę" czytałam długo. Być może to sprawiło, że nie dostarczyła mi aż tak silnych emocji, jak np. "Biały żar". A może po prostu dla mnie emocje=Rogan, a tutaj było go zdecydowanie mniej?
"Pożoga" to w pewnym sensie stabilizacja - zostają podjęte życiowe decyzje, niektórzy wrogowie pokonani, większość wątków zamknięta. Nie oznacza to jednak braku akcji - Nevada musi bowiem stawić czoła babce Victorii i tajnej organizacji.
W tej części mamy mniej Connora, ale za to więcej rodzinki. Leon kradnie show i serca; poznajemy historię Arabelli; Catalina ponownie szaleje, a biedna mama próbuje powstrzymać wszystkich przed popełnieniem nieodwracalnych błędów. Czy jej się uda?
Była tu też jednak postać, która denerwowała mnie prawie w takim samym stopniu co Umbridge. Domyślacie się, o kim mowa? Osoby, które książkę czytały, wiedzą na pewno. No jak można być taką z🤬🤬🤬ą?!?!
Niesamowicie się cieszę, że poznałam duet Ilona Andrews, bo dzięki nim jeszcze bardziej zakochałam się w urban fantasy. Teraz czas na przeczytanie serii o Kate Daniels 😁
Szast! Prast! Świst kul, tętent łap, zgrzyt metalu i pach! Skończyła się trylogia "Ukryte dziedzictwo" Ilony Andrews. "Pożoga" zamyka historię Nevady i Szalonego Rogana, otwierając tym samym drzwi do kolejnych opowieści - tym razem o siostrach Baylor.
W porównaniu do poprzednich części, które połykałam w dwa dni, "Pożogę" czytałam długo. Być może to sprawiło, że nie...
Czy pamiętacie, co wydarzyło się w "Słowodzicielce" Anny Szumacher? Jeśli nie, na początku "Słowiedźmy" znajdziecie streszczenie 😉
Kto z nas nie chciał zostać bohaterem powieści? Cyan po części się to zdarzyło - trafiła na karty swojej własnej, niedokończonej książki. I choć wydawało się jej, że ma całkiem dobrze przemyślany świat i fabułę, okazało się, że wielu szczegółów nie wzięła pod uwagę, części rzeczy zapomniała wymyślić, a bohaterowie niekoniecznie robią to, co dla nich zaplanowała. Do tego pojawiają się postaci, których sama autorka nie stworzyła...
W drugiej części przygód Cyan i wytworów jej wyobraźni historia przedstawiona jest z kilku punktów widzenia. Poznajemy nowe osoby (i nie tylko) oraz ruszamy w drogę w poszukiwaniu Głosu. Czekać nas będą liczne przygody, pułapki, a nawet... wesele! Na pewno nie będzie tu nudy.
Choć niesamowicie podoba mi się koncept wymyślony przez Annę Szumacher, magia, jaką włada Cyan i ogólny chaos, jaki charakteryzuje te powieści, w "Słowiedźmie" było mi wszystkiego za dużo. Przede wszystkim gubiłam się w postaciach - kto, gdzie, z kim i co robi. Szczegółów było tyle, że poczułam się przytłoczona, co trochę odebrało mi radość czytania. Na szczęście nie działo się to przez całą książkę, tylko do czasu, gdy z wody wyłonił się pewien męski Ktoś i skradł całe show swoją osobą. Dla niego było warto!
Nie ukrywam, że "Słowodzicielka" podobała mi się bardziej od "Słowiedźmy", ale cóż - druga część oczywiście znowu skończyła się cliffhangerem i będę czekać na kontynuację🙈.
Czy pamiętacie, co wydarzyło się w "Słowodzicielce" Anny Szumacher? Jeśli nie, na początku "Słowiedźmy" znajdziecie streszczenie 😉
Kto z nas nie chciał zostać bohaterem powieści? Cyan po części się to zdarzyło - trafiła na karty swojej własnej, niedokończonej książki. I choć wydawało się jej, że ma całkiem dobrze przemyślany świat i fabułę, okazało się, że wielu szczegółów...
Początek roku w nowej szkole, gdzie wszyscy inni w klasie się znają, potrafi spędzić sen z powiek. Choć trwają jeszcze wakacje (ale ileż można! Ten upał!), rodzeństwo Lipskich już teraz drży na myśl o tym, jak potoczą się ich losy i czy odnajdą się w nowym miejscu. Zanim jednak zabrzmi pierwszy dzwonek, w Bielinach odbędzie się coroczny festiwal zbiorów, a dzieciaki znów będą musiały zmierzyć się ze słowiańskimi demonami.
"Tajemnica ognia" Katarzyny Bereniki Miszczuk, czyli trzecia część serii "Klub Kwiatu Paproci", w dużej mierze skupia się na dotychczas drugoplanowym bohaterze - Gardzie, synu baby Gosławy i kapłana Mieszka, których dorośli czytelnicy być może mieli okazję poznać przy okazji lektury innej serii autorki - "Kwiat Paproci". Jeśli macie dopiero w planach "Szeptuchę" i pozostałe książki, proponuję zacząć od nich - "Tajemnica ognia" zawiera bowiem duże spoilery do "Przesilenia".
Ta część podobała mi się chyba najbardziej ze wszystkich. Upór Tosi w jej misji (jakiej - musicie sprawdzić) był godny pozazdroszczenia. Nie przejmowała się opiniami innych, wierzyła w swoje racje - wielu z nas mogłoby się od niej uczyć. Wątek Leszka, jego próby dopasowania się do towarzystwa wywoływały zarówno smutek, jak i uśmiech. Któż z nas nie przeżywał takich rozterek, nie tylko w wieku szkolnym?
Uwielbiam książki dla dzieci za mądrość i naukę, jakie zawsze z nich płyną. Za przypominanie nam, dorosłym czytelnikom, jak to było być dzieckiem i jak ważne są te błahe z pozoru problemy, które dla małego człowieka mają wielką wagę.
Z każdą kolejną częścią "Klubu Kwiatu Paproci" przekonuję się, że uwielbiam tę serię coraz bardziej i z niecierpliwością wyczekuję następnego tomu. A jeśli jeszcze nie znacie przygód rodzeństwa Lipskich - szczerze Wam je polecam!
Początek roku w nowej szkole, gdzie wszyscy inni w klasie się znają, potrafi spędzić sen z powiek. Choć trwają jeszcze wakacje (ale ileż można! Ten upał!), rodzeństwo Lipskich już teraz drży na myśl o tym, jak potoczą się ich losy i czy odnajdą się w nowym miejscu. Zanim jednak zabrzmi pierwszy dzwonek, w Bielinach odbędzie się coroczny festiwal zbiorów, a dzieciaki znów...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Klątwa kani" Jagny Rolskiej to trochę fantastyka, trochę romans, trochę powieść historyczna. Gina, niepełnosprawna instagramowa influencerka, podczas pewnej imprezy na kutrze wpada do wody i... przenosi się do XIV wiecznego Helu. Z morza wyławia ją Markus, mężczyzna niemal idealny, który okazuje się być właśnie piratem. Pomaga dziewczynie, w międzyczasie zakochują się w sobie, ale sytuacja wcale nie jest prosta - nad miastem krąży niebezpieczeństwo, Gina tęskni za domem, a do tego męczą ją tajemnicze wspomnienia, dzięki którym odkrywa, co wydarzyło się na Helu siedemset lat temu...
Nie znałam historii Starego i Nowego Helu, dzięki czemu "Klątwa kani" przypadła mi do gustu i mogłam się czegoś dowiedzieć o Kaszubach. Książkę czytało się gładko i przyjemnie, zdecydowanie można ją zaliczyć jako guilty pleasure. Bardzo polubiłam Ginę - była odważna i w miarę rozsądna. Dzięki stylowi autorki przez książkę płynie się dość gładko.
Jest jednak kilka elementów, które nie przypadło mi do gustu. Początek i koniec historii gnały na łeb na szyję, ale środek to tak właściwie głównie romans. Do tego romans z facetem, który jest tak idealny, że aż wydaje się nieprawdziwy... I ostatnia rzecz: Gina i Kaszuby. Miała być to historia dziewczyny niepełnosprawnej, jednak gdy przenosi się w czasie, odzyskuje władzę w nogach. Czy był to w takim razie jedynie chwyt marketingowy? Miało być tu również dużo o Kaszubach, o języku... Tymczasem dostaliśmy tylko kilka nazw własnych.
"Klątwa kani" Jagny Rolskiej to trochę fantastyka, trochę romans, trochę powieść historyczna. Gina, niepełnosprawna instagramowa influencerka, podczas pewnej imprezy na kutrze wpada do wody i... przenosi się do XIV wiecznego Helu. Z morza wyławia ją Markus, mężczyzna niemal idealny, który okazuje się być właśnie piratem. Pomaga dziewczynie, w międzyczasie zakochują się w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
"Słoneczny gon" wychodził z każdej możliwej strony i otrzymywał niemal same pozytywne oceny. Wśród moich znajomych, z którymi mam zbieżny gust, też dobrze się przyjął, więc i ja w końcu sięgnęłam po książkę Mags Green.
Fabułę książki (opis wydawcy) przedstawiam Wam na slajdach, tu przejdę do podsumowania.
Plusy:
- pomysł na fabułę
Sam Nibrys, czyli Błogosławiony (lub w przypadku Val - Błogosławiona), podążanie za zadaniami, odkrywanie tajemnic, szare postaci- to wszystko było ciekawe.
- styl i tempo akcji
Przyjemny styl autorki (choć wymaga jeszcze dopracowania), akcja wartka choć bez szaleńczej gonitwy - nie mamy uczucia, że ciągle coś się dzieje, ale nie ma też zbytnich dłużyzn.
- oprawa graficzna
Książka jest przepiękna 😍
- zakończenie
Miało mnie podobno wbić w fotel, ale tak nie było 🤣 jednak utrzymało uwagę i zdecydowanie zachęca do sięgnięcia po kontynuację.
- Finn
No uwielbiam gościa 🤭 słodki, ale waleczny; zagubiony, ale bohaterski. Cieszę się, że się pojawił.
Szara strefa
- bohaterowie
Niby ciekawi, ale do żadnego nie zapałałam miłością, żadnemu jakoś specjalnie nie kibicowałam. Val jest interesującą postacią - ani pozytywną, ani do końca negatywną. Nie kupuję jednak tego, że jest przedstawiana jako "badass" - rzadko kiedy podejmowane decyzje są faktycznie jej. Szczegóły poznacie w książce 😉
- system magiczny
Mamy tu wszystkiego po trochu. Przede wszystkim magię żywiołów, ale również... No, wszystko. Przeszkadzał mi sposób, w jaki Val pozyskiwała moce. Znów nie mogę powiedzieć za wiele, ale według mnie był zbyt łatwy - zarówno dla bohaterki, jak i dla autorki. Nie ma zasad, więc niczego nie trzeba tłumaczyć.
Minusy:
- redakcja
Powtórzenia, literówki, przecinki w dziwnych miejscach. Przez to wszystko książka wydaje się niedopracowana.
- Jass
No nie trawię gościa! Chamski, śliski, od początku do końca nie lubiłam go ani przez chwilę.
Podsumowując, jak na debiut, książka jest dobra. Wiele rzeczy trzeba dopracować - pomysł jest, ale wykonanie mogłoby być lepsze. Będę kontynuować przygodę razem z Val i mam nadzieję, że druga część nie zawiedzie 😉
"Słoneczny gon" wychodził z każdej możliwej strony i otrzymywał niemal same pozytywne oceny. Wśród moich znajomych, z którymi mam zbieżny gust, też dobrze się przyjął, więc i ja w końcu sięgnęłam po książkę Mags Green.
Fabułę książki (opis wydawcy) przedstawiam Wam na slajdach, tu przejdę do podsumowania.
Plusy:
- pomysł na fabułę
Sam Nibrys, czyli Błogosławiony (lub w...
Wyobraź sobie, że śpisz, po czym budzisz się w paszczy Wilka…
Taką niespodziewaną pobudkę przeżył Królik, jeden z bohaterów naszej książeczki dla dzieci w wieku 4+ :)
Przy lekturze "Królika i Misi" Juliana Gough dzieci uczą się, jak ważna jest empatia, współpraca i pokonywanie strachu. Nieważne, czy duży czy mały - trzeba uwierzyć w siebie, by pokonać przeciwności losu lub… wielkiego niedźwiedzia polarnego, który postanowił objąć panowanie nad Doliną i siać postrach wśród zwierząt.
Książeczka nie tylko uczy, ale również bawi, także dorosłego - żarty sytuacyjne wywoływały u mnie salwy śmiechu ;) Ilustracje Jima Fielda utrzymane są w lekko niepokojących barwach - biały, czarny i fiolet - co dodatkowo podkreśla powagę sytuacji, z jaką borykają się bohaterowie opowieści. Wiecie, co jeszcze tutaj jest? Mapa!
To naprawdę przyjemna opowieść i myślę, że sięgniemy po kolejne części :)
Wyobraź sobie, że śpisz, po czym budzisz się w paszczy Wilka…
Taką niespodziewaną pobudkę przeżył Królik, jeden z bohaterów naszej książeczki dla dzieci w wieku 4+ :)
Przy lekturze "Królika i Misi" Juliana Gough dzieci uczą się, jak ważna jest empatia, współpraca i pokonywanie strachu. Nieważne, czy duży czy mały - trzeba uwierzyć w siebie, by pokonać przeciwności losu...
"Gwiazdy wykute ze srebra" Brigid Kemmerer to sequel trylogii Cursebreaker i należy czytać te książki w kolejności - spotykamy tu znanych nam już bohaterów, a sama akcja ma miejsce 4 lata po wydarzeniach z “Vow so Bold and Deadly”.
Emocje, emocje, emocje! Brigid potrafi je wzbudzać. Fabuła jest prosta - małe miasteczko na granicy państw, bieda, strach przed magią, spiski i zdrady. Poznajemy dwójkę nowych bohaterów: Callyn, pracującą w piekarni i Jaxa, kowala. Obydwoje próbują przetrwać i utrzymać swoje rodziny. To z ich perspektywy poznajemy historię, ale nie tylko ..
Trzecią główną postacią jest Tycho, znany nam już właśnie z trylogii.
Jeśli szukacie akcji pędzącej do przodu, to tu jej nie znajdziecie. Poczujecie za to żar bijący z pieca, skosztujecie pysznych babeczek, a nade wszystko zatracicie się w rozmowach, uczuciach, skrytych spojrzeniach i magii.
Jeśli nie lubicie romansów mm, to informuję, że tutaj on występuje. Jest jednak tak cudowny, uroczy i ciepły, że serce raduje się na samą myśl o bohaterach.
Spędziłam kilka cudownych dni z "Gwiazdami wykutymi ze srebra" (i oczywiście z @ksiazka.oddycham , bo czytałyśmy ją wspólnie 🤭) i nie mogę się doczekać kontynuacji!
Mam jednak jeden zarzut i dotyczy on polskiego wydania. W żadnej innej książce tego wydawnictwa nie było tylu błędów. Literówki, złe odmiany, powtórzenia, brak jakiegoś słowa... no dramat!! Na każdej stronie coś. Mam nadzieję, że przed dodrukiem zostanie wykonana dodatkowa korekta.
"Gwiazdy wykute ze srebra" Brigid Kemmerer to sequel trylogii Cursebreaker i należy czytać te książki w kolejności - spotykamy tu znanych nam już bohaterów, a sama akcja ma miejsce 4 lata po wydarzeniach z “Vow so Bold and Deadly”.
Emocje, emocje, emocje! Brigid potrafi je wzbudzać. Fabuła jest prosta - małe miasteczko na granicy państw, bieda, strach przed magią, spiski i...
TJ Klune został jednym z moich ulubionych autorów już po kilku rozdziałach „Wilczej pieśni”. Od czasu jej przeczytania wiem, że muszę poznać każdą książkę z jego dorobku. Teraz nadszedł czas na „Kruczą pieśń”, czyli drugą część z serii Green Creek.
Tym razem głównym bohaterem jest Gordo, czarownica rodziny Bennettów. Wraz z nim cofamy się w czasie, dowiadujemy się co nieco o jego dzieciństwie; tym, jak stał się czarownicą i znienawidził swego ojca; o trzyletniej podróży, którą odbył z Joem, Carterem i Kellym i jak bardzo ich ona zbliżyła (jej fragmenty poznaliśmy z perspektywy Oxa w „Wilczej pieśni”). I wreszcie – widzimy, jak zacieśniał więź z Markiem.
Tylko czy ją zacieśnił? Jak potoczyła się ich historia?
To zaledwie połowa książki. Później zrównujemy się linią czasową z wydarzeniami, na których zakończyła się „Wilcza pieśń” i kontynuujemy nierówną walkę z nowym zagrożeniem.
Co ja mam Wam powiedzieć? No kocham tę serię! Nawet jeśli „Krucza pieśń” nie wzruszyła mnie aż tak bardzo, jak „Wilcza”, a Gordo irytował co nie miara (naprawdę chłopie, masz czterdzieści lat, weź się ogarnij), to bawiłam się fantastycznie i każdą kolejną stronę chłonęłam z zachwytem. A do tego ubawiłam się setnie! Carter i Rico to moi dwaj ulubieńcy, którzy potrafią rozładować atmosferę nawet w najmniej sprzyjających warunkach i podadzą pomocną dłoń, gdy trzeba (i gdy nie trzeba także :P).
Kocham bohaterów z Green Creek, kocham motyw odnalezionej rodziny, kocham miłość, jaka płynie z tych opowieści. Sama historia też mnie wciągnęła i bałam się, co wydarzy się na końcu i w jaki sposób tym razem autor złamie mi serce. A końcówka... już nie mogę się doczekać kontynuacji, bo działo się, że ho ho!
Jak zwykle u Klune’a, ta książka to kopalnia pięknych cytatów. Dwa z nich znajdziecie na kafelkach. Mogę czytać i czytać jego książki, naprawdę. Nikt tak jak on nie maluje słowem i nie sprawia, że w historię wpada się całym sobą.
Jeśli lubicie motyw odnalezionej rodziny, wilkołaków, nie przeszkadza Wam prostacki humor (w końcu to w większości banda facetów, czego się spodziewaliście? 😉) i jedna scena erotyczna, (którą zawsze można pominąć, choć jest tam element ważny dla fabuły), to nie wahajcie się i sięgajcie po tę książkę. Ja będę polecać tę serię zawsze i nie mogę się doczekać kolejnych części (a są jeszcze dwie! ❤️).
Ps. Na stronie sklepu wydawnictwa można znaleźć darmowe opowiadanie “Pieśń miłości”, które czyta się po „Kruczej pieśni”.
TJ Klune został jednym z moich ulubionych autorów już po kilku rozdziałach „Wilczej pieśni”. Od czasu jej przeczytania wiem, że muszę poznać każdą książkę z jego dorobku. Teraz nadszedł czas na „Kruczą pieśń”, czyli drugą część z serii Green Creek.
więcej Pokaż mimo toTym razem głównym bohaterem jest Gordo, czarownica rodziny Bennettów. Wraz z nim cofamy się w czasie, dowiadujemy się co nieco...