-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz2
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Matki. Sprawdź propozycje wydawnictwa Czwarta StronaLubimyCzytać1
-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać2
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2017-05-05
2014-10-28
2015-06-04
To było moje drugie podejście. Pierwsze podejście skończyło się powrotem na niziny przed ukończeniem pierwszego tomu. Drugie podejście zwieńczone zostało ukończeniem drugiego tomu. Ale nie było łatwo. Utkwiłem na czarodziejskiej górze na niemal półtora roku, bo lekturę zacząłem w styczniu 2014 r., a ukończyłem dwa dni przed 140. rocznicą urodzin pana Thomasa Manna. Naprawdę nie było łatwo, ale było warto.
Co prawda moje półtora roku na czarodziejskiej górze nijak się ma do lat, które tam spędził Hans Castorp, ale jednak spory to kawał mojego życiorysu. Poczytywałem dzieło pana Thomasa po parę stron, w tak zwanym międzyczasie ogarniając kilkadziesiąt innych książek. Ale zawsze niezmiennie wracałem do tej magnetycznej, nieco chorobliwej i ze wszech miar ironicznej (przy)powieści, która dla niepoznaki stara się zachowywać pozór twardego realizmu.
To nie jest książka na jeden raz. To jest książka trudna. W dużych kawałkach może być niestrawna, ale porcjowana rozsądnie ma szansę okazać się arcydziełem nad arcydzieła, któremu ciężko jest się oprzeć i przejść wobec niego obojętnie, jeśli już choć trochę przesiąknie się klimatem górskiego sanatorium, znajdującego się obok świata i ponad/poza światem.
A rozciągające się na wiele stron pozornie bezowocne dysputy dwóch największych adwersarzy - Settembriniego i Naphty, sprawiły, że zamówiłem sobie T-shirt z własnego autorstwa napisem "Ja kocham ten stan - Settembrini, Naphta, ja", która, póki się nie przetrze, będzie mi przypominać o tej inspirującej i niesamowitej przygodzie, jaką jest, z perspektywy wydarzeń - statyczny i nudny, a z perspektywy ducha - szalenie rozwijający, pobyt na czarodziejskiej górze.
Polecam gorąco, ale nie każdemu. Bo jeśli ktoś uwielbia tylko akcję, to umrze z nudów. A transport zwłok z górskiej i odciętej od świata miejscowości jest niestety kosztowny.
To było moje drugie podejście. Pierwsze podejście skończyło się powrotem na niziny przed ukończeniem pierwszego tomu. Drugie podejście zwieńczone zostało ukończeniem drugiego tomu. Ale nie było łatwo. Utkwiłem na czarodziejskiej górze na niemal półtora roku, bo lekturę zacząłem w styczniu 2014 r., a ukończyłem dwa dni przed 140. rocznicą urodzin pana Thomasa Manna. Naprawdę...
więcej mniej Pokaż mimo to1998-01-01
To było moje jedno z pierwszych nieobowiązkowych zetknięć z teatrem XX wieku.
Wiadomo - wcześniej Witkacy, Mrożek, Różewicz (bo szkoła), ale po dramaty Gombrowicza, może właśnie dlatego, że nikt ode mnie tego nie wymagał, siegnąłem z własnej chęci (tak jak zresztą po Becketta) i byłem zachwycony.
"Ślub", "Operetka" i "Iwona, księżniczka Burgunda" stały się dla mnie przełomowym momentem, gdy przestałem patrzeć na teatr jak na koturnowy, nadmiernie rozemocjonowany, a w gruncie rzeczy pusty karnawał póz i masek.
Gombrowicz to odwrócił - poprzez jawne zastosowanie absurdalnego karnawału póz i masek, odsłonił ukryty w teatrze potencjał. Jego teatr nie próbuje robić z nas idiotów i udawać, że pokazuje rzeczywistość.
Jest z założenia sztuczny i umowny, ale paradoksalnie dzięki temu właśnie obnaża swoistą prawdę, którą tylko sztuka może objawić. Bo odwzorowanie jest tylko naśladownictwem, a radykalne twórcze przekształcenie niekiedy zdziera odbiorcom klapki z oczu.
Nigdy nie widziałem żadnego z tych dramatów na żywo, ale dla mnie zawsze będą ważnym punktem odniesienia w myśleniu o teatrze współczesnym.
To było moje jedno z pierwszych nieobowiązkowych zetknięć z teatrem XX wieku.
Wiadomo - wcześniej Witkacy, Mrożek, Różewicz (bo szkoła), ale po dramaty Gombrowicza, może właśnie dlatego, że nikt ode mnie tego nie wymagał, siegnąłem z własnej chęci (tak jak zresztą po Becketta) i byłem zachwycony.
"Ślub", "Operetka" i "Iwona, księżniczka Burgunda" stały się dla mnie...
2016-05-07
2016-12-19
2017-06-27
1997-01-01
2016-07-31
2017-07-21
1995-01-01
2015-09-11
Na temat tej księgi napisano już tak wiele, że moje 3 grosze na nic się zdadzą. A było trochę czasu, żeby nasmarować co nieco o tej gawędzie, bo przecież nie tak wiele brakuje, a stuknie temu dziełu połówka millenium.
„Śmiech to szczere królestwo człowieka” - tym drobnym cytatem można załatwić całą sprawę, jak jednym krótkim, lecz wymownym pierdnięciem, których tu zatrzęsienie, bo humor często jest tu niewybredny, na szczęście przemieszany z żartami w iście montypythonowskim stylu.
Jeśli ktoś lubi pseudointelektualizm wysokiej próby zanurzony w dowcipie rodem z latryny - nie ma nic lepszego, by na chwilę rozjaśnić zasmuconą mordę. Ja, na ten przykład, uwielbiam i wszystkim podobnym amatorom polecam tę ramotę, która się wcale tak bardzo chyba nie zestarzała.
Na temat tej księgi napisano już tak wiele, że moje 3 grosze na nic się zdadzą. A było trochę czasu, żeby nasmarować co nieco o tej gawędzie, bo przecież nie tak wiele brakuje, a stuknie temu dziełu połówka millenium.
„Śmiech to szczere królestwo człowieka” - tym drobnym cytatem można załatwić całą sprawę, jak jednym krótkim, lecz wymownym pierdnięciem, których tu...
2015-03-12
Wybitny, wręcz arcydzielny komiks. Pierwszy, który przeczytałem od bardzo dawna. Zapoczątkował mój powrót do świata komiksu.
Jest to czarno-biała opowieść, która tak naprawdę nie jest czarno-biała, lecz opowiedziana w różnych odcieniach szarości z zachowaniem czarno-białej dominanty, i opowiadająca zupełnie nie czarno-białą, a wręcz skomplikowaną i niejednoznaczną historię.
Nie będę się wgłębiał w szczegóły fabuły, wszak od tego streszczenia są, a nie recenzje - sam tytuł powinien wam wiele powiedzieć. Jest to jednak komiks natury filozoficznej, poruszający tak istotne tematy jak społeczeństwo idealne, rewolucja i to, jak bunt się ustatecznia. Niebagatelne znaczenie ma rola jednostki w procesie dziejowym, przypadek przejmujący kontrolę nad wolną wolą. Obecne są motywy artysty i sztuki. A wszystko podane w formie przypowieści bardziej przypominającej realizm magiczny niż jakikolwiek inny realizm.
Super kreska. Świetny tekst i scenariusz. Dla miłośników niebanalnych komiksów pozycja nie do odpuszczenia. Bezdyskusyjnie dyszka.
Wybitny, wręcz arcydzielny komiks. Pierwszy, który przeczytałem od bardzo dawna. Zapoczątkował mój powrót do świata komiksu.
Jest to czarno-biała opowieść, która tak naprawdę nie jest czarno-biała, lecz opowiedziana w różnych odcieniach szarości z zachowaniem czarno-białej dominanty, i opowiadająca zupełnie nie czarno-białą, a wręcz skomplikowaną i niejednoznaczną...
2013-05-01
Ta książka to prawdziwa perełka. Perełka, bo drobniutka - niecałe 100 stron, a jednocześnie te kilkadziesiąt stron jest bardziej wartościowe niż kilkusetstronicowe tomiszcza.
4 krótkie opowiadania o śmierci. Babka, znajomy, pies i przyjaciel. Wszyscy odchodzą, znikają i za jakiś czas nie ma ich już nigdzie, oprócz naszej pamięci, która też się kiedyś skończy.
Nie są to opowiadania smutne. Niespecjalnie nadają śmierci sens, ale też nie stwierdzają, że jest bez sensu, choć wszyscy wkoło pragną pozbyć się jej jak najskuteczniej.
Bardzo spokojna narracja, ma w sobie coś z powolnego dochodzenia do siebie po stracie bliskiej osoby, albo jak w przypadku umierającego psa - stopniowego przygotowywania się do jego odejścia.
Refleksyjna, mądra, genialna.
Ta książka to prawdziwa perełka. Perełka, bo drobniutka - niecałe 100 stron, a jednocześnie te kilkadziesiąt stron jest bardziej wartościowe niż kilkusetstronicowe tomiszcza.
4 krótkie opowiadania o śmierci. Babka, znajomy, pies i przyjaciel. Wszyscy odchodzą, znikają i za jakiś czas nie ma ich już nigdzie, oprócz naszej pamięci, która też się kiedyś skończy.
Nie są to...
2014-01-24
Początek mojej podróży z Tolkienem. Poźno, bo w siódmej klasie podstawówki, ale to nieważne. Boże, to już 20 lat, a ja ciągle się jaram tą opowieścią i ciągle do niej wracam. Jedna z moich ulubionych książek i mistrzowska powieść przygodowa, do których będę później przyrównywał wszystkie inne. Wiem, że to według niektórych dziecinne fascynować się krasnoludami, smokami i magicznymi pierścieniami, ale nie potrafię powstrzymać dojmującej tęsknoty za czasami i postaciami, których pewnie i nie było, ale pozwalają mi na moment odwiesić garnitur i torbę od laptopa i wskoczyć w samo serce przygody.
Początek mojej podróży z Tolkienem. Poźno, bo w siódmej klasie podstawówki, ale to nieważne. Boże, to już 20 lat, a ja ciągle się jaram tą opowieścią i ciągle do niej wracam. Jedna z moich ulubionych książek i mistrzowska powieść przygodowa, do których będę później przyrównywał wszystkie inne. Wiem, że to według niektórych dziecinne fascynować się krasnoludami, smokami i...
więcej mniej Pokaż mimo to2002
2013-11-26
Świetna książka, choć trudna. W oryginale powstała po angielsku pierwotnie pod tytułem "If there is no God..." Potem tytuł, ze względu na serię w jakiej się ukazywał, uległ zmianie na "Religion", a pierwotny tytuł stał się podtytułem. W tłumaczeniu polskim (i nie tylko) wrócono do oryginalnego przekazu.
Uwielbiam Kołakowskiego za klarowność przekazu. Ale nie mylcie klarowności z prostotą. Myśl jest rozbudowana, skomplikowana, ale tak przekazana, że się nie pogubicie. Dobrze jest mieć do tej książki jakieś przygotowanie filozoficzne (choć nie jest to warunek konieczny) i trochę zacięcia i samozaparcia, bo niekiedy trzeba kilka razy wracać do pewnych myśli.
Czasem pojawia się nutka ironii, ale nie złośliwej w stosunku do kogoś lub czegoś, lecz takiej, która napędza myślenie poprzez częste podważanie wcześniejszych stwierdzeń, wobec czego zmusza nas do aktywnej lektury, autentycznej wewnętrznej dyskusji.
Kołakowski pokazuje najważniejsze koncepcje opowiadające się za Bogiem lub przeciw Bogu. Zahacza o wiele religii światowych, choć jednak głównie jest to cywilizacja europejska, a największy nacisk jest kładziony na chrześcijaństwo i ideologię sceptyczno-racjonalistyczną, podważającą istnienie Boga.
Najciekawsze jest to, że nie ma tu dydaktyki w złym stylu, czyli zdecydowanego, arbitralnego opowiadania się za jedną ze stron. Podawane argumenty czasem na moment przechylają szalę w jedną stronę, by za chwilę stronę zmienić. Czytelnik nie jest traktowany jak dziecko prowadzone za rączkę. To raczej nauka pływania na głębokiej wodzie. Musicie sami zacząć machać rękami, bo inaczej pójdziecie na dno. Sami się musicie opowiedzieć, bo gotowej recepty nie dostaniecie.
Miałem szczęście uczestniczyć w kilku gościnnych wykładach wygłoszonych przez prof. Kołakowskiego na Wydziale Filozofii i Socjologii UW (sam byłem wtedy studentem polonistyki) w 1999 roku i muszę przyznać, że były to jedne z najlepszych wykładów, jeśli nie najlepsze, na jakich miałem okazję być.
Bez notatek, bez zbędnych anegdot, ale też bez nudziarstwa. Po prostu było to obcowanie z prawdziwym Filozofem, który myśl ludzką miał przemyślaną z każdej prawie strony, a jednocześnie ani razu nie stawiał siebie w roli mędrca, tylko tego, który mimo ogromnej wiedzy i erudycji nieustannie pyta o kwestie nierozstrzygalne. I taka też jest ta książka, którą każdemu amatorowi mądrości polecam.
Świetna książka, choć trudna. W oryginale powstała po angielsku pierwotnie pod tytułem "If there is no God..." Potem tytuł, ze względu na serię w jakiej się ukazywał, uległ zmianie na "Religion", a pierwotny tytuł stał się podtytułem. W tłumaczeniu polskim (i nie tylko) wrócono do oryginalnego przekazu.
Uwielbiam Kołakowskiego za klarowność przekazu. Ale nie mylcie...
1997-01-01
1992-01-01
2002-01-01
Z czystym sumieniem daję 10, bo w swojej kategorii, czyli wywiadu, a konkretnie wywiadu ukierunkowanego na tematy związane z wiarą, ta książka jest mistrzostwem świata. Marcin Jakimowicz to świetny wywiadowca. Dał mi się poznać (i nie tylko mi) jakiś czas temu jako autor książeczki "Radykalni" - wywiadów przeprowadzonych z nawróconymi muzykami rockowymi (m.in. z Tomkiem Budzyńskim i Darkiem Malejonkiem).
Teraz spektrum rozmówców znacznie wykracza poza świat muzyki rockowej (chociaż pojawia się wywiad z Litzą, którego wypowiedzi zabrakło w "Radykalnych"). A pośród nich takie osoby, jak najsłynniejszy mim III RP - Ireneusz Krosny, zdobywca dwóch biegunów - Jan Mela, dwie trzecie kabaretu Mumio, czyli Jadwiga Basińska i Jacek Borusiński, jeden z najbardziej znanych polskich kompozytorów filmowych - Michał Lorenc. I wielu, wielu innych.
Spośród duchownych, których też jest tu sporo, należy wspomnieć o znanym chyba każdemu benedyktynie - o. Leonie Knabicie, czy bp. Grzegorzu Rysiu, którego kojarzą wszyscy, którzy mieli w ręku "Tygodnik Powszechny". Są pośród rozmówców misjonarze, egzorcyści, charyzmatycy, założyciele wspólnot i po prostu świetni kaznodzieje. Dzięki takiemu bogatemu zestawieniu dostajemy obraz Kościoła odmalowany z wielu stron i perspektyw.
W sumie do przeczytania jest 25 wywiadów, każdy inny, każdy na swój sposób zaskakujący i niosący dobry przekaz. Ale żaden z nich nie jest jednym z otaczających nas ze wszech stron traktatów o pozytywnym myśleniu, ukierunkowanym jedynie na "ja", "moje", "mnie", ale każdy jest prawdziwym pocieszeniem płynącym z realizującej się Dobrej Nowiny, pokazanej poprzez osobiste świadectwa każdego z rozmówców, mającym za podstawę otwarcie na Boga i drugiego człowieka.
Z czystym sumieniem daję 10, bo w swojej kategorii, czyli wywiadu, a konkretnie wywiadu ukierunkowanego na tematy związane z wiarą, ta książka jest mistrzostwem świata. Marcin Jakimowicz to świetny wywiadowca. Dał mi się poznać (i nie tylko mi) jakiś czas temu jako autor książeczki "Radykalni" - wywiadów przeprowadzonych z nawróconymi muzykami rockowymi (m.in. z Tomkiem...
więcej Pokaż mimo to