-
ArtykułyTo do tych pisarek należał ostatni rok. Znamy finalistki Women’s Prize for Fiction 2024Konrad Wrzesiński6
-
ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 1LubimyCzytać7
-
Artykuły„Horror ma budzić koszmary, wciskać kolanem w błoto i pożerać światło dnia” – premiera „Grzechòta”LubimyCzytać1
-
Artykuły17. Nagroda Literacka Warszawy. Znamy 15 nominowanych tytułówLubimyCzytać2
Biblioteczka
2018-02-01
2018-02-07
2018-01-08
2017-12-10
2017-11-14
2017-11-05
2017-10-26
2017-08-25
2017-07-22
2017-07-21
2018-02-12
2017-12-22
2017-11-24
2017-11-21
2017-11-11
2017-11-07
2017-10-22
2017-08-03
2015-11-13
2015-11-07
Do "Wyznań" św. Augustyna podchodziłem chyba ze trzy razy.
Jak mówią, do trzech razy sztuka i tym razem to przysłowie się sprawdziło, choć ja bardziej się skłaniam ku temu, że przysłowia rzadko bywają mądrością, a częściej świadczą o głupocie danego narodu - ale o tym może kiedy indziej.
Za pierwszym podejściem miałem lat 18, za drugim byłem studentem chyba ok. 22-letnim - i w obu tych przypadkach przeczytałem wstęp Kubiaka plus kilkanaście/-dziesiąt (?) stron zasadniczego tekstu. A potem kaplica.
Cały czas czułem jednak jakiś magnetyzm w tym tomie, ale podejście zakończone sukcesem nastąpiło, gdy osiągnąłem wiek nieomal dwukrotnie bardziej godny niż przy pierwszym podejściu.
I wsiąkłem, wsiąkłem totalnie.
Do tej pory znałem jedynie fragmenty (np. co nie co z rozważań o czasie z uniwersyteckiego kursu filozofii itp.) plus ogarniałem (dzięki dwukrotnie przeczytanemu podczas wcześniejszych prób wstępowi) podstawowe elementy biografii. Ale to nie ma wiele albo nic wspónego z lekturą całości.
Widocznie musiałem dojrzeć - możliwe, że w moim przypadku dopiero podwójna 18-tka stała się prawdziwym osiągnięciem dojrzałości - m.in. dojrzałości do przeczytania "Wyznań".
Augustyn dość długo wiódł życie nieuporządkowane. Żył na kocią łapę, miał z tego związku syna, a tzw. życie światowe mocno go wciągało. Jego matka przez lata modliła się o nawrócenie swojego syna. Ale jakoś z tym nawróceniem się nie układało.
Co prawda życie duchowe Augustyna też bardzo pociągało, ale spotykał się to z manichejczykami, to innymi gnostykami, od Kościoła trzymając się na pewien dystans. Ale jak już go trzepnęło, to porządnie.
Bardzo tego pana lubię i cenię, bo nie jest typowym obrazkowym świętym - tylko takim z przeszłością i po przejściach. Inteligentnym chuliganem, który długo błądził, ale w końcu (czy dzięki swoim zasługom - nie wiem) otrzymał łaskę wiary i jak już się nawrócił, to na całego.
Intelektualnie zawsze był mocny i gdy ten intelekt zaprzągł do służby Bogu, nie mogło to się skończyć byle jak. Jego historia jest przykładem, że dla Boga nie ma nic niemożliwego. Świadkami jego życia było wielu świętych: np. św. Monika - to jego mama, św. Ambroży - to on ochrzcił Augustyna i był jego duchowym przewodnikiem i przyjacielem.
Oprócz opowieści o życiu jest tu mnóstwo rozważań teologiczno-filozoficznych na najwyższym poziomie. Zatem wielu potencjalnych czytelników może tu znaleźć coś dla siebie - zaspokajające najzwyklejszą ciekawość szczegóły z życia, nagłe zwroty akcji (czyt. nawrócenie) oraz niezłą intelektualno-duchową rozkminkę. Wszystko razem czyni lekturę bardzo godną polecenia - acz niełatwą i czasem wymagającą cierpliwości w brnięciu do przodu. Ale zapewniam - trud ten się opłaci.
I postać tłumacza tego wszystkiego - powinna stać na pomniku trwalszym niż ze spiżu. Naprawdę powinniśmy być wdzięczni, że był kiedyś ktoś taki, jak Zygmunt Kubiak - i że pozostawił po sobie choćby ten przekład "Wyznań".
Chapeau bas!
Zatem nie ma to tamto. Po prostu weź i czytaj!
Do "Wyznań" św. Augustyna podchodziłem chyba ze trzy razy.
Jak mówią, do trzech razy sztuka i tym razem to przysłowie się sprawdziło, choć ja bardziej się skłaniam ku temu, że przysłowia rzadko bywają mądrością, a częściej świadczą o głupocie danego narodu - ale o tym może kiedy indziej.
Za pierwszym podejściem miałem lat 18, za drugim byłem studentem chyba ok. 22-letnim...
Pojawiające sie gdzieniegdzie opinie, że Szczepan Twardoch jest zbyt młody, by pisać dzienniki, to - niezależnie od wieku opiniodawców - argumenty, stawiające ich samych w rzędzie tzw. ludzi starych.
Takie prze(d)sądy, te nigdy nieomylne założenia a priori są samonakręcającą się, bezbłędnie działającą maszynerią. Potrafią tak pięknie ukierunkować myślenie odbiorcy, że choćby autor nie wiem jak się narobił, co przeżył, opisał oraz w jak dobrym to zrobił stylu - zawsze praca jego będzie miałka, cieciowata, niedojrzała i w ogóle po cholerę zaśmiecać nasz szacowny rynek czytelniczy podobnego sortu badziewiem.
Według mnie jeśli człowiek jest ciekawym świata obserwatorem, a jego język jest dobrze ukształtowany, soczysty i potrafiący oddać tok myśli i przeżyć - to nawet jeśli miałby lat 15, lecz posiadał te cechy - mógłby napisać dziennik, który z zaciekawieniem bym przeczytał.
A co dopiero dziennik autorstwa gościa, którego każdą książkę można czytać jak leci i wiedzieć, że ryzyko rozczarowania jest naprawdę niewielkie.
Wiem, że może nas mierzić to, że koleżka jest wystylizowanym eleganckim, niegłupim i świadomym siebie facetem, jada nie w jadłodajniach typu chińczyk lub w lokalach anonsowanych przez wystające ponad poziomy wielkie żółte M, lecz w niedostępnych dla zwykłego śmiertelnika snobistycznych restauracjach, a do tego wozi się najlepszym Mercem i w ramach relaksu biega ze strzelbą po ostępach ciut odleglejszych niż Kampinos.
Mnie to ani ziębi, ani grzeje. Gdybym miał takie możliwości, też bym z nich chętnie korzystał, a skoro nie mam - to nie mam. I nic mi do tego, że inni mają.
Ale przez wielu recenzentów przemawia ta nuta zazdrości i choć sami popławiliby sie w luksusie, gdyby im było dane i wtedy w głębokim poważaniu mieliby skierowaną w nich krytykę, jadą po Panu Szczepanie - bo jak się chce, to się zawsze można do czegoś przypierniczyć.
Dla mnie liczy się - jeśli chodzi o pisarzy - to, jak piszą. To kim są i co mają naprawdę niewiele mnie obchodzi. A Pan Szczepan radzi sobie ze swoim fachem naprawdę całkiem nieźle i czyta się jego rzeczy zawsze z dużą przyjemnością - czy są to literackie opisy morfinowych zjazdów, Bożych objawień, czy po prostu codziennych czynności, zwykłych/niezwykłych snów, rozmów z dzieciakami albo wrażeń z lektur. Wiek autora ani inne "przypadłości" nie mają tu naprawdę żadnego znaczenia.
Ja pisanie Twardocha lubię i będę tego pisania bronił. I nawet jeśli jego medialne wypowiedzi mogą mnie czasem leciutko mierzić, to do jego twórczości nie mogę się jakoś specjalnie przyczepić, no chyba że ewentualnie przykleić się mogę i póki nie skończę, odkleić mi się trudno.
A 450 pengo zawsze zabraknie każdemu, kto nie umie się cieszyć tym, co ma. I tyle.
Pojawiające sie gdzieniegdzie opinie, że Szczepan Twardoch jest zbyt młody, by pisać dzienniki, to - niezależnie od wieku opiniodawców - argumenty, stawiające ich samych w rzędzie tzw. ludzi starych.
więcej Pokaż mimo toTakie prze(d)sądy, te nigdy nieomylne założenia a priori są samonakręcającą się, bezbłędnie działającą maszynerią. Potrafią tak pięknie ukierunkować myślenie odbiorcy, że...