Wymęczyłam.
O ile po pierwszym tomie dawałam tej trylogii jakąś szansę, tak po drugim tomie kapituluję.
Wciąż podtrzymuję, że trylogia nie wpasowuje się w krąg literatury młodzieżowej (pełna brutalności, często niepotrzebnej), ani literatury dla dorosłych (zachowanie bohaterów jest tak infantylne, że aż cieżko w nie uwierzyć).
I chyba ta infantylność najbardziej mi przeszkadza.
Umówmy się - pomysł na fabułę był na prawdę niezły! Książka została jednak bardzo źle poprowadzona, przez co przybrała postać opery mydlanej z dwiema umęczonymi postaciami - księciem cierpiętnikiem z dwubiegunówką i jego pyskatą, irytującą narzeczoną niby-królową.
Pierwszy raz nie udało mi się polubić w powieści ANI JEDNEJ postaci. Serio, to jest wyczyn.
Aidan denerwuje mnie za każdym razem, gdy tylko pojawia się na kartach powieści. Rozumiem zamysł, mieliśmy go polubić i współczuć mu tragicznej historii.. sorry, ale nie. Aidan to brutalny morderca, niezależnie od pobudek. Romantyzowanie takich postaci jest conajmniej niepokojące.
Letha jest (przysięgam) najgorzej wykreowaną postacią kobiecą w romantasy z jaką się kiedykolwiek spotkałam. A czytałam wiele pozycji z tego gatunku. Mam wrażenie, że autorka w trakcie tworzenia postaci Lethy pomyliła odwagę z głupotą. Ponadto, Letha wszystkich rozumie bez słów (dosłownie, wystarczy jedno spojrzenie i ONA JUŻ WIE - bardzo domyślna, prawda?), a nie rozumie, że podskakiwanie największemu psycholowi w królestwie ściągnie śmierć na nią i na je bliskich. Wybaczcie, ja nie jestem w stanie zdzierżyć głupoty tej bohaterki. Bez problemu pyskuje królowi, który tylko czyha by ją zabić, ale nie potrafi ustawić do pionu własnej dwórki - błagam autorko, szanuj inteligencje czytelnika..
Król, który za najwyższy punkt honoru uznaje zgnębienie własnego syna, robi to poprzez grożenie śmiercią jego narzeczonej. Typiarze, która tak na prawdę znalazła się przy boku Aidana z przypadku. Jednocześnie ten sam potężny i wszystkowiedzący król nie interesuje się najlepszym przyjacielem Aidena, mimo, że ten jest jego wiernym kompanem od lat.
Na żonę króla brak mi słów, była tak bezbarwną postacią, na dobrą sprawę niepotrzebną.
Mój kolejny zarzut do tej książki to niekonsekwencja i absurdalne sytuacje/wątki. Na przykład absurdalny był dla mnie strach Aidana przed śmiercią z rąk króla, w momencie gdy ten sam król otwarcie przyznawał jak bardzo oczekuje wnuka.
Innym przykładem, tu niekonsekwencji była Letha, która postanawia nienawidzić Aidana za to jak ją potraktował, aż do momentu gdy nagle zapomina o tych negatywnych uczuciach, gdy książę wybiega za nią z sali balowej. Nie jest ani trochę zdziwiona zachowaniem przejętego jej cierpieniem księcia, mimo, że jeszcze kilka dni wcześniej powiedział jej jak to mu na niej nie zależy. To w końcu Letha wiedziała co czuje Aidan, czy nie wiedziała? Kochała go, nienawidziła?
Takich "perełek" było multum.
Sama relacja Aidan-Letha leży. Kompletnie nie rozumiem, co maszyna do zabijania dostrzegła akurat w Lethcie. Rozumiem zamysł słów-burn relationship, ale w ich relacji nie było żadnego zapalnika. Czułam się, jakby autorka na siłę próbowała mi wmówić, że książez dnia na dzień pokochał Lethę ot tak po prostu, a ona w magiczny sposób NAGLE odwzajemniła jego uczucie. Mimo całego świństwa jakie uczynił. Aidan prawie zabił gościa, który był Lethcie jak ojciec? Nic się nie stało, przecież wysłał mu medyka. Letha miała kosę z kochanką Aidena? Spoko loko, Aidan taki czuły, że zabił kochankę, już nie zagraża Lethcie. :)))
Aidan to red flag, który powiewa na wietrze, ale autorka stara się nam wmówić, że NIE JEST WCALE TAKI ZŁY OKEJ??
I mimo, że jest NAJLEPSZYM wojownikiem w królestwie, to typiara z wioski rybackiej rozkłada go na łopatki w walce.. po raz kolejny, błagam, nie róbmy idiotów z czytelników.
Jedyna postać, która w tej powieści była znośna to Hali. Miała być irytująca i właśnie taka była - od początku do końca.
Ponadto książka jest napisana prostym językiem, kompletnie nieadekwatnym do wydarzeń w niej opisanych. Jeśli ktoś pisze w mrocznym klimacie, o flakach i o przepołowionych ciałach to warto zachować konsekwencję. W moim odczuciu sceny mordów były obrzydliwe (nie mylić z przerażającymi - one po postu były obrzydliwe, nie powodowały gęsiej skórki a odrazę), spotkania z królem przewidywalne (pitu pitu, trochę pogroził, pitu pitu, zabił kogoś, koniec sceny), a sceny i rozmowy zakochanych miałkie (rozumiem unikania scen erotycznych, ale miałam poczucie, że autorka unika JAKICHKOLWIEK zbliżeń. Para się kocha, ale jak w podstawówce, przytulasek i tyle. Guysss...) .
I na koniec coś, co powinno być na początku - w książce nie dzieje się NIC. Zero akcji.
Czuję się oszukana, bo wysłuchałam dwóch tomów, które moim zdaniem powinny być jedną książką, a ktoś ją sztucznie podzielił na dwie części. Żadna z tych części osobno nie ma racji bytu, tworzą jedność, są płynną historią. Dlaczego więc wydawnictwo zdecydowało się na taki krok? :)
W każdym razie, nie polecam tej powieści.
Wymęczyłam.
O ile po pierwszym tomie dawałam tej trylogii jakąś szansę, tak po drugim tomie kapituluję.
Wciąż podtrzymuję, że trylogia nie wpasowuje się w krąg literatury młodzieżowej (pełna brutalności, często niepotrzebnej), ani literatury dla dorosłych (zachowanie bohaterów jest tak ...
Rozwiń
Zwiń