Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Medytacja działa. Badania potwierdzają, że regularna medytacja działa jak bywanie w parku albo relaksujące kąpiele.

Miałem przyjemność z księdzem Radoniem porozmawiać osobiście. Manipulacja w każdym zdaniu (!), pogarda dla kobiet, dużo jadu i złości. Choć to tylko anegdota i na jej podstawie nie można wysnuć ogólnych wniosków o jakości książki, to jednak powoduje zgrzyt. Czy to tak ma działać uważność? Tak kształtujemy siebie?

W pop-psychologii popularne jest kilka pseudonaukowych technik. Z jednej strony na podbudowie nierzetelnie przedstawianych badań naukowych tworzy się "teorie" nowych zjawisk, definiuje wiele pojęć - choć bez jakiejkolwiek praktycznej potrzeby. Z drugiej strony nawiązuje się do tradycyjnych, znanych, najlepiej egzotycznych religii i systemów światopoglądowych, by dorzucić jeszcze trochę żargonu.

W efekcie dostajemy kilka mitów. Raz: że oto nauka wspiera to, co mówią religie wschodu (ale to manipulacja oparta na cherry picking). Dwa - że za żargonem stoją jakieś pojęcia, choć bardzo często i bardzo łatwo da się żargon sprowadzić do języka potocznego i treść książki okazuje się być zbliżona do "po odpoczynku będziesz bardziej odpoczęty niż przed". Trzy - że skoro autor daje przegląd zjawisk z całego świata (z tym żargonem), to opisuje coś o znaczącej skuteczności terapeutycznej.

Dobrze jest, oczywiście, poczytać na temat skuteczności różnych technik medytacyjnych, bo ten sposób relaksu może być dla kogoś wygodniejszy (w parku czasem pada). Przestrzegałbym jednak czytelnika przed uleganiem magii żargonu i przed wiarą, że skoro można o czymś dużo napisać, to jakieś zjawisko ma wyraźne efekty. Wszak o egzorcyzmach autor też pisze. Źle natomiast jest dawać bezkrytycznie wiarę w "techniki", gdy osoba pisząca robi interes na wywieraniu wrażenia, że "tam jest coś więcej", pomińmy już milczeniem, że sama ewidentnie nie odnosi szczególnych korzyści z medytacji.

Pop-psychologia zamieni się w psychologię, gdy będą odpowiednie grupy kontrolne, rzetelna, a nie marketingowa, analiza wyników, a zysk "badacza" nie będzie zależny od tego, w jak pozytywnym świetle przedstawi nową magię.

Medytacja działa. Badania potwierdzają, że regularna medytacja działa jak bywanie w parku albo relaksujące kąpiele.

Miałem przyjemność z księdzem Radoniem porozmawiać osobiście. Manipulacja w każdym zdaniu (!), pogarda dla kobiet, dużo jadu i złości. Choć to tylko anegdota i na jej podstawie nie można wysnuć ogólnych wniosków o jakości książki, to jednak powoduje zgrzyt....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Pamiętnik jest dobrym uzupełnieniem dla biografii Solskiej pióra Kuchtówny (albo odwrotnie). Podobnie jak biografia, pamiętnik nie zawiera drastycznych szczegółów z życia aktorów (a zwłaszcza aktorek) tamtych czasów, chyba że naprawdę dobrze czytamy między wierszami. Solska pisze z wyczuciem, na nieprzyjemnościach się nie skupia, wobec czego nie dostajemy dokładnego obrazu jej życia, a raczej zbiór wycinków, informacji o barwnych postaciach epoki, nieco poglądów i obserwacji, a wszystko spisane lekkim piórem podkreślającym jeszcze wrażenie inteligencji i oczytania autorki.
Jest to tylko część wspomnień Solskiej, reszta czeka na opracowanie, ale wobec faktu, że nie możemy dziś zapoznać się z jej grą aktorską, ta niebanalna artystka popada w zapomnienie, a opracowanie dalszych części pamiętnika być może już nie nastąpi. Wyspiański czy Witkacy prawdopodobnie zgodziliby się ze mną, że to niedobrze. Pozostaje czytać część pierwszą. Takom rzekł.

Pamiętnik jest dobrym uzupełnieniem dla biografii Solskiej pióra Kuchtówny (albo odwrotnie). Podobnie jak biografia, pamiętnik nie zawiera drastycznych szczegółów z życia aktorów (a zwłaszcza aktorek) tamtych czasów, chyba że naprawdę dobrze czytamy między wierszami. Solska pisze z wyczuciem, na nieprzyjemnościach się nie skupia, wobec czego nie dostajemy dokładnego obrazu...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Ciekawa biografia artystyczna jednej z ważniejszych aktorek teatralnych sprzed wieku. Artystyczna, bo skupiona zdecydowanie na pracy Solskiej w kolejnych teatrach, na rolach i recenzjach. Gdzieś w tle przewijają się wielcy malarze czy literaci przełomu wieków, międzywojnia, jednak wiedzę, kto jest kim, należy zdobyć przed lekturą książki Kuchtówny (książka powstała wszak w innych czasach, w których orientacja w świecie przedwojennym i międzywojnia była większa).
Nie znajdziemy w biografii obrazu epoki i, co może ważniejsze, nie ma w niej żadnych flaków osobistych wywlekanych na światło dnia, skandali, plotek czy podejrzeń. Dopiero uważnie się wczytując poznamy zmiany społecznych nastrojów, (po miejscach pracy i zarobkach) nastawienie władz do teatru, zależności w środowisku artystycznym, ale to wszystko będą informacje szczątkowe wobec dominującego w książce opisu ról i ich odbioru przez krytyków.
Solska przetrwała w twórczości Witkacego, Malczewskiego, Wyspiańskiego, ale jako powieściowa femme fatale lub wyłącznie twarz piękna pod burzą rudych włosów. Książka Kuchtówny jest jak pierwsze kroki do poznania charakteru niezwykłej aktorki, której się nigdy na scenie ani w filmie nie zobaczy. Czy to nie dziwne, że można chcieć ją mimo wszystko poznać? Warto.

Ciekawa biografia artystyczna jednej z ważniejszych aktorek teatralnych sprzed wieku. Artystyczna, bo skupiona zdecydowanie na pracy Solskiej w kolejnych teatrach, na rolach i recenzjach. Gdzieś w tle przewijają się wielcy malarze czy literaci przełomu wieków, międzywojnia, jednak wiedzę, kto jest kim, należy zdobyć przed lekturą książki Kuchtówny (książka powstała wszak w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Frenkel zabiera nas w dwie pasjonujące podróże. Pierwsza z nich to jego biografia - uzdolnionego Żyda, któremu udaje się - mimo poważnych przeszkód - osiągnąć naukowy sukces w Związku Radzieckim i w świecie. Druga jest o wiele bardziej oryginalna, bowiem jest (popularnym, uproszczonym) opisem wkładu Frenkela w program Langlandsa, piękny rozdział współczesnej matematyki.
By mieć przyjemność z lektury nie musimy nadążać za matematycznymi wywodami Frenkela, a zaufać mu odnośnie wniosków. Jeśli jednak interesuje nas matematyka, a w lekturze popularnonaukowej chcemy wyjść poza wiecznie te same anegdoty z początków mechaniki kwantowej, książka będzie jeszcze ciekawsza. Bardzo mnie cieszy, że Prószyński nierzadko stawia na jakość książek, a nie tylko chwytliwość tematu (no i dodam, że nie należy się zrażać dość oszołomskimi tytułami rozdziałów, nie mamy tu do czynienia z żadną świętą geometrią czy inną astrologią w przebraniu matematyki, ale z wiedzą).

Frenkel zabiera nas w dwie pasjonujące podróże. Pierwsza z nich to jego biografia - uzdolnionego Żyda, któremu udaje się - mimo poważnych przeszkód - osiągnąć naukowy sukces w Związku Radzieckim i w świecie. Druga jest o wiele bardziej oryginalna, bowiem jest (popularnym, uproszczonym) opisem wkładu Frenkela w program Langlandsa, piękny rozdział współczesnej matematyki.
By...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Całkiem przyjemna pozycja popularnonaukowa.
Ogromną zaletą jest jej aktualność, co zresztą można powiedzieć o dużej części książek z tej serii. Choć dostaniemy tu powtórkę pewnych standardowych treści, to jednak ogromną część książki stanowi nowatorskie spojrzenie na matematykę wszechświata i teorię wielu wszechświatów.
Wadą jest może niefalsyfikowalność teorii, a więc i jej nienaukowość. Lektura wyprowadza nas daleko poza naukę, w sferę poglądów prywatnych, choć w moim odczuciu i one są ciekawe, warte poznania.

Całkiem przyjemna pozycja popularnonaukowa.
Ogromną zaletą jest jej aktualność, co zresztą można powiedzieć o dużej części książek z tej serii. Choć dostaniemy tu powtórkę pewnych standardowych treści, to jednak ogromną część książki stanowi nowatorskie spojrzenie na matematykę wszechświata i teorię wielu wszechświatów.
Wadą jest może niefalsyfikowalność teorii, a więc i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Niewielka książeczka na temat funkcji wulgaryzmów w języku ludzi bezrefleksyjnych. Ciekawy pomysł, ale wykonanie nie do końca rzetelne. Język publikacji jest konkretny, a jednocześnie odnajdziemy w niej nieco ciętego humoru, który może spychać książkę poza nawias poważnie traktowanego językoznawstwa. Rozważania na temat informacji, znaczenia i funkcji słów, które w internecie wypada wykropkować, czyta się bardzo dobrze, choć nie są one wyczerpujące. Dużo gorzej przygotowana jest sama część słownikowa, zawiera wiele bardzo arbitralnych przypisań znaczeń i funkcji, a przykłady użycia czasem nie zawierają (!) rzekomo wyjaśnianego słowa.
Książka pozostawia wrażenie, że trochę zmarnowano okazję.

Niewielka książeczka na temat funkcji wulgaryzmów w języku ludzi bezrefleksyjnych. Ciekawy pomysł, ale wykonanie nie do końca rzetelne. Język publikacji jest konkretny, a jednocześnie odnajdziemy w niej nieco ciętego humoru, który może spychać książkę poza nawias poważnie traktowanego językoznawstwa. Rozważania na temat informacji, znaczenia i funkcji słów, które w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka bardzo przyjemna, pisana żywym i prostym językiem, ale nie prymitywna. Autor przybliża wiele zjawisk nieznanych szerszemu gronu ludzi. Na minus może nieco zbyt naciągane niektóre hipotezy, analogie ze światem zwierzęcym - są one jednak wyraźnie określone jako prywatne poglądy autora, oddzielone od wyników badań biologicznych. Lektura obowiązkowa dla ministra Szyszki, choć docenią ją raczej ludzie lubiący drzewa.

Książka bardzo przyjemna, pisana żywym i prostym językiem, ale nie prymitywna. Autor przybliża wiele zjawisk nieznanych szerszemu gronu ludzi. Na minus może nieco zbyt naciągane niektóre hipotezy, analogie ze światem zwierzęcym - są one jednak wyraźnie określone jako prywatne poglądy autora, oddzielone od wyników badań biologicznych. Lektura obowiązkowa dla ministra...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Okładka reklamowała tę książkę słowami: "Campbell [...] porównuje opowieść o wyprawie i przemianach bohatera zawarte w mitach pochodzących ze wszystkich zakątków świata i wykazuje, że jest to stale ten sam, archetypowy bohater". Nie wiem, czy Zysk i S-ka zarabia dzięki pisaniu bzdur na okładkach. W rzeczywistości autor (o czym informuje sam w przedmowie) skupia się na podobieństwach, zupełnie świadomie pomijając różnice, a chyba trudno o lepszy przykład petitio principii niż udowodnienie, że mity są podobne, gdy się celowo pominie wszelkie między nimi różnice. Po drugie wielką wadą jest wiara w psychoanalizę, Campbell "wykazuje" opierając się na tym, co już "Freud wykazał", serwując zamiast analizy mitów własny mit (choć rozprawa z freudyzmem w zasadzie trwa do dziś, wciąż niejeden psychoterapeuta powołuje się na bajki sprzed wieku). Cokolwiek pasuje do tezy - potwierdza ją. Cokolwiek nie pasuje - jest pewnie jakąś patologią i wypaczeniem, a gdzieś w głębi na pewno tezę potwierdza, tylko tego nie widać. Rozumując w tym radośnie psychoanalitycznym stylu można zabrnąć w błąd dowolnie daleko, nie ma bowiem żadnych oznak, żadnych kryteriów pomyłki. Szczęśliwie Campbell z możliwości różnych podejść do mitologii zdaje sobie sprawę ("Różne jej oceny określane są punktem widzenia oceniających, ponieważ kiedy ocenia się nie w kategoriach tego, czym jest, ale jaką pełni funkcję, jak służyła ludzkości w przeszłości i jak może jej służyć dzisiaj, okazuje się, że ulega ona, jak samo życie, obsesjom i potrzebom jednostki, narodu i epoki.") i jest to wielka zaleta tej książki. Otrzymujemy nie tylko informację, jaką funkcję pełni mit, ale ściślejszą - jaką pełni mit z pewnego punktu widzenia, bez pretensji do objawiania jedynej prawdy. Z zastrzeżeniem, że czytać należy uważnie i krytycznie, "Bohater..." jest książką wartościową. Niemałe znaczenie ma bogactwo przywołanych mitów i legend oraz barwny, żywy styl. Czasem autora nagrodzimy zasłużonym facepalmem:

"[...] nasze świadome wyobrażenia o tym, czym powinno być życie, rzadko przystają do tego, czym ono rzeczywiście jest. Na ogół nie chcemy dopuścić do siebie myśli, że zżera nas czy też naszych przyjaciół ta śmierdząca, drapieżna chuć, która jest istotą natury komórki organicznej."

jednakże trafimy też na fragmenty całkiem zasadne:

"Tam, gdzie poezję mitu zaczyna się interpretować jako biografię, historię lub naukę, zabija się ją. Żywe obrazy stają się jedynie faktami z odległej przeszłości albo odległego nieba. Co więcej, nigdy nie jest trudno wykazać, że jako nauka i historia mitologia jest absurdalna."

Ten fragment warto pamiętać czytając, wtedy jest dobrze.

Okładka reklamowała tę książkę słowami: "Campbell [...] porównuje opowieść o wyprawie i przemianach bohatera zawarte w mitach pochodzących ze wszystkich zakątków świata i wykazuje, że jest to stale ten sam, archetypowy bohater". Nie wiem, czy Zysk i S-ka zarabia dzięki pisaniu bzdur na okładkach. W rzeczywistości autor (o czym informuje sam w przedmowie) skupia się na...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Na niewielką książeczkę spada, jak widzę, sporo krytyki ze względu na radziecką propagandę i radzieckocentryczne ujęcie. Z jednej strony taka jest prawda. Dostajemy komentarze o radzieckich naukowcach, o sekretach kapitalistycznych firm, o Związku Radzieckim szybko zwiększającym swój udział w herbacianym rynku i produkującym herbaty niewiele ustępujące chińskim, o wydajności i technologiach podnoszenia jakości gdy surowiec nie był pierwszego sortu. Gdyby rozliczać każdą książkę jedynie z obiektywnej wartości edukacyjnej, ta pewnie zasługiwała na przemiał - a jednak nie zasługuje.

Po pierwsze krytykować kulturową zależność treści od miejsca i czasu powstania (wyd. Moskwa 1969, wyd. pol. 1974) to jak czepiać się, że Okakura Kakuzo i Sen Soshitsu XV piszą o buddyzmie i przyjmują perspektywę japońską (a przecież ich książki to biblie miłośników herbaty). Sam fakt poznania różnych punktów widzenia jest cenny dla czytelnika, a ZSRR lat sześćdziesiątych to etap - może nie najważniejszy, ale jednak - podróży herbaty przez tysiąclecia.

Po drugie zawartość merytoryczna tej książki nie jest mała. Oczywiście nieaktualne są wszelkie dane historyczne o wielkości produkcji (niezależnie od tego, czy te dotyczące ZSRR były aktualne kiedykolwiek), ale nie przestają to być dane wartościowe mówiące o przeszłości. Opis regionów herbacianych, oznaczeń jakości, rodzajów i gatunków jest na niezłym poziomie (a jak niedawno przypadkiem pokazała pani Bosacka, jest na sporo wyższym poziomie niż to, czego o herbacie dowiemy się z telewizji śniadaniowej), choć nie obyło się bez zmian. Do tego - funkcjonują dziś pewne mity na temat herbaty, które nawet Pochlebkin może pomóc wykorzeniać. Nieco zbyt entuzjastycznie autor podchodzi do leczniczych właściwości herbaty, ale podobne treści znajdziemy i w nowych publikacjach.

Po trzecie wreszcie radziecka propaganda wprowadza niezamierzony (?) element humorystyczny, co mi osobiście uprzyjemniło czytanie. O herbacie trochę już wiem (książka dostarcza pewnych nieznanych mi informacji), mogę dziełko Pochlebkina odbierać nie jak wyrocznię, ale jak fotografię sprzed półwiecza, jak ciekawostkę, w której to, co nieaktualne i propagandowe, jest dobrze widoczne, o ile oczywiście założymy pewien poziom ogólnego wykształcenia czytelnika. Wobec tego treść możliwa do odczytania dziś jest bogatsza niż ta z chwili wydania książki.

Na niewielką książeczkę spada, jak widzę, sporo krytyki ze względu na radziecką propagandę i radzieckocentryczne ujęcie. Z jednej strony taka jest prawda. Dostajemy komentarze o radzieckich naukowcach, o sekretach kapitalistycznych firm, o Związku Radzieckim szybko zwiększającym swój udział w herbacianym rynku i produkującym herbaty niewiele ustępujące chińskim, o...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Nazwać Bieszka amatorem to obrazić amatorów. Autor w swym dziele (jak widzę, jednym z wielu miażdżonych przez krytyków) daje pokaz wszechstronnego niedokształcenia. Nie ma dziedziny, która poruszona przez Bieszka nie byłaby zgwałcona z naruszeniem każdej możliwej zasady naukowej, nawet popularnonaukowej, rzetelności. Kłamstwa zaczynają się już na okładce, gdzie przeczytamy, że autor opracował historię Lechii od XVIII w. p.n.e. na podstawie 50 kronik i materiałów źródłowych. Jeśli przebrniemy przez książkę od pierwszej strony po ostatnią, uważnie licząc źródła, z których odnośnie drugiego tysiąclecia p.n.e. korzysta Bieszk, naliczymy - uwaga - jedno źródło, przy tym powszechnie uznane za fałszerstwo (kronika Prokosza).
Inny błąd z gatunku kolosalnych przewija się przez całą książkę - dotyczy badań genetycznych. Obecność pewnych genów w chromosomie Y u osobników homo sapiens dziesięć tysięcy lat temu autor myli ze zorganizowaniem państwowości polskiej przez dwumetrowych aryjskich blondynów. Nie jest tajemnicą, że miliony ludzi dzisiaj mogą mieć wspólnego przodka w linii męskiej (bardziej ściśle mówilibyśmy o haplogrupie R1a1 Y), pozostanie natomiast sekretem Bieszka, dlaczego całą spokrewnioną w ten sposób grupę ludzi należy mieć za Wielkich Lechitów = Polaków i ich potomstwo, a nie, powiedzmy, Kirgizów. Pogląd, że może kiedykolwiek geny matki mogły mieć wpływ na wygląd potomstwa, jest dla Bieszka najwyraźniej nie do przyjęcia.
Dowolnie traktowane są źródła historyczne (te przeczące tezom autora to nieodmiennie fałszerstwo niemieckiego zaborcy), autorytety (Bieszk nie waha się przyznać, że oto ceni źródło za prosłowiańskość i patriotyzm), analiza języka (dla Bieszka praindoeuropejski to praktycznie to samo co polski), archeologia (brak świadectw na poparcie tez to tylko kolejny dowód tezy o spisku zaborców, wszyscy nam nasze miasta zagarnęli, a monety zgubili, przez to nie ma).

Książka jest koszmarem od strony redakcyjnej. Autor wielokrotnie powtarza te same kwestie (czasem w odległości kilku zdań), czasem odsyłając czytelnika do innego rozdziału, gdzie nie ma rozwinięcia, ale ten sam tekst z odsyłaczem do rozdziału wcześniejszego. Kluczowe kwestie podane są bez jakichkolwiek przypisów odnośnie źródła, nierzadkie są również przypisy postaci "patrz bibliografia", w których na próżno szukamy autora, tytułu, nie mówiąc o rozdziale dzieła. Gdzieś w bibliografii, zdaniem Bieszka, znajduje się potwierdzenie jego tezy. Inny przypis radosny to "filmy Youtube", tych też nie jest 50, ale bardzo wyraźnie stanowią natchnienie autora (ustępują tylko Prokoszowi).

Nie ma w "Słowiańskich królach Lechii" innego omówienia alternatywnych poglądów niż wzmianki o kłamstwach niemieckiego zaborcy. Nie wspomina się prawie (poza kwestiami, w których Bieszk powtarza poglądy uznane szeroko, np. w kwestii historii Gotów) innych historyków niż paru turbosłowian. Nie znajdziemy żadnej informacji, że turbotezy Bieszka są powszechnie wyśmiewane, nie mówiąc już o polemice z argumentami historyków. Znajdujemy natomiast co kilka stron stwierdzenie "O tym nasza historiografia milczy. Dlaczego?" sugerujące, że w stosach rzetelnej literatury historycznej nie ma tak naprawdę żadnej argumentacji, dlaczego coś uznano za fałszerstwo, dlaczego brak świadectw kopalnych powoduje pewne wątpliwości odnośnie legendarnych miast i władców, dlaczego nie wystarczy dziedziczenie w linii męskiej dla wszechobecności blond włosów i niebieskich oczu (geny recesywne). Kolejne "Dlaczego?" Bieszka coraz częściej, w toku lektury, rodzą pytania o pełnosprytność autora. Argumentację przeciw turbosłowiańskiej baśni znajdziemy łatwo (patrz biblioteka!), dowiemy się wówczas "dlaczego".
Bieszk nie tylko nie napisał wartościowej książki popularnonaukowej. Po jakości przypisów, sposobie argumentacji i męczącym stylu pełnym powtórzeń, wykrzyknień i retorycznego "dlaczego?" poznajemy, że zapewne żadnej jeszcze nie przeczytał. Nawet nauka spod znaku cargo (o tym u Feynmana) musi widzieć, co naśladuje. Wtrącić gdzieś w tekst "naukowcy zbadali" (jacy? kiedy? gdzie publikowali wyniki - poza youtube?) to jeszcze nawet nie cargo-nauka.

Tak, książka Bieszka jest szkodliwa, męcząca, zdecydowanie niewarta poświęconych drzew, pełna sprzeczności. Z trzech (i pół) powodów nie jest jednak bezwartościowa, choć wątpię, by o te powody autorowi chodziło. Po pierwsze jest próbą - nieudolną, ale wybaczamy - naśladowania Tolkiena w tworzeniu baśniowej mitologii kraju. Błąd popełnią wszelkie biblioteki, które "Słowiańskich królów Lechii" nie dadzą tam, gdzie stoi "Silmarillion", bo zasadnicza motywacja powstania dzieł jest zbliżona, a nieudolność językowa Janusza Bieszka nie czyni jego fantasy hipotezą historyczną. Hipotezy też wymagają nieco samokrytyki. Pół powodu to wskazanie na konieczność pewnej rewizji w katalogach bibliotecznych, klasyfikacje książek nie bronią się dobrze przed paranormalnym bełkotem. Dziecko przygotowujące pracę na historię czy zaciekawiony laik natrafią w poważnych bibliotekach (u mnie to CINiBA, Biblioteka Śląska) na Bieszka pod hasłami przedmiotowymi związanymi z historią, co wyraźnie przeczy statutom tych instytucji.

Po drugie popularność historycznej baśni jest sama w sobie kwestią wartą zbadania przez antropologów, kulturoznawców, psychologów, socjologów. Mimo ogromnego postępu w możliwościach analizy źródeł historycznych (o czym Bieszk nie wie, uważa, że mnich w X wieku, numizmatyk w XIX i historyk w XXI mają te same możliwości weryfikacji i falsyfikacji hipotez), podobnie mimo postępu w medycynie, fizyce czy biologii, wciąż żywe są pseudonauki, a bzdurne teorie, poglądy jawnie sprzeczne z rozumem zdobywają coraz liczniejsze poparcie. Motywacja jest patriotyczna (nie ma efektu cieplarnianego, bo my mamy węgiel wielki polski), religijna (skoro bóg w ważnej dla nas książce zabrania stosunku homoseksualnego i jedzenia krewetek, to przemilczmy to o krewetkach i atakujmy gejów za nienaturalność), lękowa (widziałam film o autyzmie, a nie widziałam o śmierci milionów na choroby, to nie szczepię dziecka), ale to nie jest wyczerpanie tematu. Zjawisko powrotu nacjonalistycznych bełkotów, odrzucania czyichś osiągnięć ze względu na pochodzenie, zwrot w kierunku terapii niedziałających z powodu niezadowolenia z tych działających, to wszystko jest wielkim obszarem badawczym. W połączeniu z biologią i psychologią ewolucyjną da sporą wiedzę o człowieku jako istocie omylnej.

Po trzecie wreszcie ilość błędów Bieszka na ledwie trzystu stronach czyni ze "Słowiańskich królów Lechii" dobry materiał szkoleniowy dla studentów chcących rozpoznawać pomyłki, oszustwa, manipulacje, nielogiczności. Żałuję, że przedmiot dotyczący krytycznego, analitycznego myślenia nie jest podstawą na wszelkich możliwych studiach - niejeden student w pracy magisterskiej pisze brednie, za które tróję dostaje i idzie w świat radosny. Na jednej książce Bieszka można takiego studenta w jeden semestr nauczyć, jak nie korzystać ze źródeł, jak nie tworzyć przypisów, na czym polega logiczne wynikanie (a bardziej: na czym nie polega), do tego wyjaśnimy sztukę argumentacji (dziwne argumenty indukcyjne, z autorytetu, ad personam), retorykę, erystykę (na kogo oddziałuje styl Bieszka), błędy poznawcze (jakie psychiczne mechanizmy sprawiają, że Bieszk wierzy w to, co pisze, a do tego zyskuje poparcie), manipulacje w relacjonowaniu badań naukowych przez osoby ideologicznie zaangażowane i wiele innych zjawisk.

A gdybyście doczytali aż tu tę moją długą wypowiedź o książce, która nie zasługuje na uwagę, to Wam powiem, że Tom Cruise bywa w miejscowości Lech w Alpach nie dlatego, że lubi ten kurort narciarski, ale dlatego, że masoni oddają tam cześć Wielkiej Lechii. U Bieszka strona 166.

Nazwać Bieszka amatorem to obrazić amatorów. Autor w swym dziele (jak widzę, jednym z wielu miażdżonych przez krytyków) daje pokaz wszechstronnego niedokształcenia. Nie ma dziedziny, która poruszona przez Bieszka nie byłaby zgwałcona z naruszeniem każdej możliwej zasady naukowej, nawet popularnonaukowej, rzetelności. Kłamstwa zaczynają się już na okładce, gdzie przeczytamy,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Ogromną wartością jest poruszenie tematu prawie całkowicie pomijanego w literaturze i reportażu, tematu przemilczanego w chrześcijańskim - według deklaracji - kraju, choć sprawa dotyczy samego sedna polskiego katolicyzmu, istniejącej w nim hierarchii, nadużyć, patologii. Lektura nie będzie łatwa dla osób wrażliwych, wnioski po niej można wysnuć miażdżące, jednocześnie jednak autorka nie traktuje opisywanych zjawisk jako punktu wyjścia do ataku na kościół. Zajmuje się ofiarami i oddaje im głos, czego nie robił nikt przed nią.
Polecam.

Ogromną wartością jest poruszenie tematu prawie całkowicie pomijanego w literaturze i reportażu, tematu przemilczanego w chrześcijańskim - według deklaracji - kraju, choć sprawa dotyczy samego sedna polskiego katolicyzmu, istniejącej w nim hierarchii, nadużyć, patologii. Lektura nie będzie łatwa dla osób wrażliwych, wnioski po niej można wysnuć miażdżące, jednocześnie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Literatura motywacyjna, choć pisana w opozycji do innej literatury motywacyjnej. Trochę porad sensownych, trochę - zależnych od sytuacji, wszystko w sosie mitu o tym, że jest się w pełni odpowiedzialnym za swoje sukcesy i porażki.
Taka ciekawostka - o, astronauta z youtube wydał książkę! - jednakże bez niebanalnej treści i wartości literackich. Dobra tylko dla fanów autora.

Literatura motywacyjna, choć pisana w opozycji do innej literatury motywacyjnej. Trochę porad sensownych, trochę - zależnych od sytuacji, wszystko w sosie mitu o tym, że jest się w pełni odpowiedzialnym za swoje sukcesy i porażki.
Taka ciekawostka - o, astronauta z youtube wydał książkę! - jednakże bez niebanalnej treści i wartości literackich. Dobra tylko dla fanów autora.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

W "Patrząc z ukosa" autor proponuje wprowadzenie do myśli Lacana za pomocą kultury popularnej. Fanem Lacana nie byłem przed lekturą i nie zostałem po niej, dziwi mnie zresztą samo podejście fanów Lacana, nie objaśniają oni bowiem zjawisk za pomocą teorii mistrza, ale teorię mistrza za pomocą zjawisk. Lacan jako cel sam w sobie - ja mówię nie.
Jednocześnie jednak Žižek dostarcza niemałej ilości spostrzeżeń odnośnie kina i literatury, nierzadko sięgając do Hitchcocka i kryminalnych czytadeł. Można, jak ja, odrzucić psychoanalizę i skupić na swobodnie przyciężkim humorze autora i zyskać poznając nową perspektywę interpretacyjną dla znanych filmów i książek.

W "Patrząc z ukosa" autor proponuje wprowadzenie do myśli Lacana za pomocą kultury popularnej. Fanem Lacana nie byłem przed lekturą i nie zostałem po niej, dziwi mnie zresztą samo podejście fanów Lacana, nie objaśniają oni bowiem zjawisk za pomocą teorii mistrza, ale teorię mistrza za pomocą zjawisk. Lacan jako cel sam w sobie - ja mówię nie.
Jednocześnie jednak Žižek...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Jedna z klasycznych pozycji dotyczących niemieckiego kina ekspresjonistycznego. Książka, której zainteresowani tematem ominąć nie mogą bez szkody dla swojego w nim zorientowania. Niezainteresowani - a niestety są tacy! - mogą nie czytać. Nie spodoba im się to, co dla zainteresowanych będzie największą zaletą, to znaczy głębia analizy. Eisner opisuje wpływy teatru i różnice w założeniach różnych środków wyrazu, tendencje wśród twórców, prądy w sztuce okresu, techniki filmowe i motywacje ich twórców. Bogactwo informacji zdecydowanie utrudnia przyswojenie książki na jeden raz (mimo niewielkiej objętości). Będzie do czego wracać.

Jedna z klasycznych pozycji dotyczących niemieckiego kina ekspresjonistycznego. Książka, której zainteresowani tematem ominąć nie mogą bez szkody dla swojego w nim zorientowania. Niezainteresowani - a niestety są tacy! - mogą nie czytać. Nie spodoba im się to, co dla zainteresowanych będzie największą zaletą, to znaczy głębia analizy. Eisner opisuje wpływy teatru i różnice...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Hmm, kto czytał Amelie Nothomb, ten wie, jak będzie.
Tytuł nawiązuje do noweli Oscara Wilde'a, a że Wilde pisać umiał, polecam najpierw sięgnąć po pierwowzór. Nothomb pożycza od sławnego poprzednika punkt wyjścia, sytuację tytułowego bohatera, podobnie jak Wilde nie troszczy się zbytnio o prawdopodobieństwo zdarzeń. Rozwija akcję w swoim stylu, odchodzi od rozwiązań poprzednika (nie naśladuje również języka Wilde'a).
W mojej opinii daleko "Zbrodni..." do najlepszych dzieł Amelie Nothomb, kto jednak polubił jej bohaterów, ciekawe sytuacje i dynamiczne dialogi, raczej nie będzie rozczarowany. Czyta się błyskawicznie, przyjemnie, choć nie ma efektu wow, jak na przykład przy lekturze "Z pokorą i uniżeniem".

Hmm, kto czytał Amelie Nothomb, ten wie, jak będzie.
Tytuł nawiązuje do noweli Oscara Wilde'a, a że Wilde pisać umiał, polecam najpierw sięgnąć po pierwowzór. Nothomb pożycza od sławnego poprzednika punkt wyjścia, sytuację tytułowego bohatera, podobnie jak Wilde nie troszczy się zbytnio o prawdopodobieństwo zdarzeń. Rozwija akcję w swoim stylu, odchodzi od rozwiązań...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Na dobrą sprawę epoka hipokryzji jest właśnie teraz. Czasy przedwojenne i dwudziestolecie są przedmiotem przedziwnych zabiegów propagandowych w kwestiach politycznych i społecznych. Opisanie hipokryzji sprzed wieku, ogromnego rozdźwięku między głoszonymi hasłami a praktyką, rzeczywistym życiem, sprzyja wykryciu hipokryzji dzisiejszej, rozmijania deklaracji i zachowań, ale też hipokryzji historycznego relatywizmu, dopasowania baśniowej wizji przeszłości do dzisiejszych ideologii.
Dlatego zdecydowanie warto czytać!
Autor obficie czerpie ze źródeł, choć (może to dobrze) nie wyczerpuje tematu, wiele zagadnień traktując dość pobieżnie. Książka nie przytłacza, pozostawia pewien niedosyt, przyjemnie jest uzupełnić lekturę o biografie i wspomnienia ciekawych ludzi z epoki.

Na dobrą sprawę epoka hipokryzji jest właśnie teraz. Czasy przedwojenne i dwudziestolecie są przedmiotem przedziwnych zabiegów propagandowych w kwestiach politycznych i społecznych. Opisanie hipokryzji sprzed wieku, ogromnego rozdźwięku między głoszonymi hasłami a praktyką, rzeczywistym życiem, sprzyja wykryciu hipokryzji dzisiejszej, rozmijania deklaracji i zachowań, ale...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Mowa ciała Allan Pease, Barbara Pease
Ocena 7,5
Mowa ciała Allan Pease, Barbar...

Na półkach:

Książka miła w czytaniu, bogata w przeróżne spostrzeżenia, miejscami zabawna. Jest to pozycja warta przeczytania, ale z zastrzeżeniem. Państwo Pease niejednokrotnie argumentują z użyciem stereotypów i pop-nauki (badań, których sława przyćmiewa rzetelność, niereplikowanych, wątpliwych), wobec tego wszelkie radykalne tezy należy traktować jak względnie silne przypuszczenia (a w kilku przypadkach, jak w kwestii wielkich różnic między płciami, jak mity już przez naukę obalone).
Polecam tę książkę z uwagi na przystępny język i ciekawy temat, ale bardzo odradzam przyjmowanie bezkrytycznie jej treści.

Książka miła w czytaniu, bogata w przeróżne spostrzeżenia, miejscami zabawna. Jest to pozycja warta przeczytania, ale z zastrzeżeniem. Państwo Pease niejednokrotnie argumentują z użyciem stereotypów i pop-nauki (badań, których sława przyćmiewa rzetelność, niereplikowanych, wątpliwych), wobec tego wszelkie radykalne tezy należy traktować jak względnie silne przypuszczenia (a...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Maciej Giertych ewidentnie rywalizuje z Januszem Bieszkiem w kategorii umieszczania jak największej ilości nieprawd w obrębie jednej strony tekstu. I cóż - wygrywa.

Książka ma trzy zalety. Pierwsza to fragment o konieczności zaprzestania rabunkowej eksploatacji planety. Pozostałe dwie to kolorowe obrazki i prostokątny kształt (to znaczy książka wyrównująca nam kiwającą się kanapę nie będzie wystawać poza mebel). Do czytania książka się nie nadaje.

Treścią jest pseudonauka w najgorszej możliwej postaci. Przy tym doprecyzuję - krytyka luk, niedopowiedzeń czy nieścisłości teorii ewolucji nie jest sama w sobie pseudonauką, a staje się nią dopiero w momencie angażowania metod, od których Maciej Giertych nie stroni:

1. Pisanie nieprawdy. Mylenie czytelnika nieobeznanego ze stanem badań genetyki, paleontologii, geologii, fizyki, teorii informacji. Nie podejmuję się ocenić, na ile autor nie ma wiedzy, a na ile kieruje nim zła wola.

2. Argument do nieśmiałości - zasypanie czytelnika nazwiskami noblistów, jakby ich wypowiedzi dotyczące ich wiary (rzadko dziedziny, z którą byli związani) sprzed pół wieku (jeśli nie sprzed wieku) stanowiły merytoryczny wkład w dyskusję o ewolucji.

3. Argument z Hitlera - znaczna część książki jest próbą związania teorii ewolucji ze zbrodniami nazistów, komunistów, z przeróżnymi działaniami nienaukowymi, odchyłami Mengele czy Łysenki, aż po serwowanie zdjęć dzieci z obozów.

4. Argument oblężonej twierdzy (jak to chrześcijaństwo jest atakowane najbardziej na świecie). Zrównanie ateizmu, nazizmu, marksizmu, łysenkizmu w jeden wielki ruch chcący zwalczyć chrześcijaństwo.

5. Cała gama błędów poznawczych, których w nauce trzeba się wystrzegać, a które pseudonauce pozwalają dochodzić zawsze do z góry zaplanowanych wniosków (Maciej Giertych nie kryje się z tym właśnie, że wnioski już ma, a drogę do nich stara się dopiero opracować).

6. Bazowanie na młodości czytelnika. Nieprawdy są łatwe i chwytliwe, dotyczą jednak tematów, w których wyjaśnienie dziecku rzeczywistego stanu wiedzy jest dla nauczyciela wyzwaniem, podobnie jak dla ucznia zrozumienie wyjaśnień rzetelnych.

7. Powtarzanie przez całe dekady tych samych, dawno obalonych argumentów. Giertycha nie interesuje dojście do prawdy. Celem jest przekonanie czytelnika do założonej z góry ideologii, wobec czego opłaca się powtarzać obalone już argumenty, może nowy czytelnik o obaleniu nie wie.

Podsumowując - Giertych w ordynarny sposób podszywa się pod naukę (żargon, publikacje, przypisy, tytuły naukowe), nie ma jednak żadnego szacunku dla naukowej prawdy i naukowej metody. Z pewnością robi krzywdę młodemu czytelnikowi, który nie jest w stanie weryfikować z naukowymi źródłami dostarczonych mu tez. Rykoszetem dostaje się religii, bo o ile tezy o zaświatach nie są przedmiotem zainteresowania nauki i nie mogą być z nauką sprzeczne, o tyle ideologiczne zrównanie nauki z ateizmem i nazizmem skutkuje związaniem religii z paranauką. Odradzam Kościołowi taki związek, a czytelnikowi - bardzo - sięganie po wytwory Macieja Giertycha.

Maciej Giertych ewidentnie rywalizuje z Januszem Bieszkiem w kategorii umieszczania jak największej ilości nieprawd w obrębie jednej strony tekstu. I cóż - wygrywa.

Książka ma trzy zalety. Pierwsza to fragment o konieczności zaprzestania rabunkowej eksploatacji planety. Pozostałe dwie to kolorowe obrazki i prostokątny kształt (to znaczy książka wyrównująca nam kiwającą się...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Niezła książka na temat niezwykle barwnego wycinka historii Polski. Nieco nijaka pod kątem stylu (w ogóle po przeczytaniu nie pamiętamy, czy miała jakiś styl), natomiast zdecydowanie wartościowa ze względu na temat. Napisałbym, że za to właśnie powinni się brać patriotycznie nastawieni pisarze i filmowcy, ale patrząc na efekty ich działań podejrzewam, że autorowi dobrze zrobił emocjonalny dystans do opisywanych zagadnień.
Książka łączy prawdę historyczną i ciekawe anegdoty, przybliża bohaterów bez stawiania im pomnika, nie jest baśnią o dobrych nas i złych innych, czyli jest w sam raz dla ludzi, którzy lubią dobrą rozrywkę połączyć z przyswajaniem wiedzy.
Warto, naprawdę!

Niezła książka na temat niezwykle barwnego wycinka historii Polski. Nieco nijaka pod kątem stylu (w ogóle po przeczytaniu nie pamiętamy, czy miała jakiś styl), natomiast zdecydowanie wartościowa ze względu na temat. Napisałbym, że za to właśnie powinni się brać patriotycznie nastawieni pisarze i filmowcy, ale patrząc na efekty ich działań podejrzewam, że autorowi dobrze...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

O, to zamiast baśni dzieciom dawać! Fabuł bowiem obecnie jest pod dostatkiem, wiele z nich ma poziom wyższy niż dawne opowieści, natomiast oczyszczenie sfery publicznej z błędnych przekonań by się światu przydało.

"Nie daj się nabrać" jest mocnym kandydatem na pierwszą w życiu młodego inteligenta książkę rozprawiającą się z setkami błędnych przekonań, jakimi raczyć go mogą koledzy czy nawet nauczyciele. Poziom merytoryczny jest zadowalający (mimo paru literówek czy niedokładności), forma chyba atrakcyjna dla młodych (ostatnio to widziałem obrazki w książkach o erotyce, a tu taka niespodzianka, też są!), a cel szlachetny. Wyjaśnienia, ze względu na docelowego odbiorcę, nie mogą być zbyt zaawansowane, wobec czego książka nie dostarcza wydajnych narzędzi krytycznej analizy informacji, może jednak być pierwszym ku niej krokiem, budzić świadomość, że może być inaczej, niż mówią i sądzą ludzie o pokolenie czy dwa starsi. Że warto szukać informacji dokładnych, podchodzić sceptycznie do popularnych przekonań, a swoje poglądy konfrontować z poważnymi źródłami.

Wszystkim, którzy rozumieją, jak straszne jest sabotowanie nauczania dziecka przez powtarzanie mu mitów, polecam. Douczcie siebie i dajcie dziecku szansę rozumnego podchodzenia do rzeczywistości.
(Na minus - wtórność. Osoby zainteresowane tematem już te mity znają. Ale dziecku. Dziecku dajcie.)

O, to zamiast baśni dzieciom dawać! Fabuł bowiem obecnie jest pod dostatkiem, wiele z nich ma poziom wyższy niż dawne opowieści, natomiast oczyszczenie sfery publicznej z błędnych przekonań by się światu przydało.

"Nie daj się nabrać" jest mocnym kandydatem na pierwszą w życiu młodego inteligenta książkę rozprawiającą się z setkami błędnych przekonań, jakimi raczyć go mogą...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to