-
ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant12
-
Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant1
-
ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
-
ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński8
Biblioteczka
To już moja czwarta książka PKD i mogę śmiało stwierdzić, że ten człowiek miał science fiction we krwi. Ciężko uwierzyć, że ta książka została opublikowana w 1955 r. Jego utwory dobrze się zestarzały, bo zamiast skupiać się w swoich historiach na stronie technicznej, naturalnie wkomponowywał w nie różnorodne fantastyczne wizje.
W tej książce również znajduje się kilka ciekawych pomysłów i elementów, z których wiele przewija się w pozostałych utworach Dicka, ale całość jest zdecydowanie nastawiona na akcję. Nie czyta się tego źle, ale fabuła i narracja są raczej mało ekscytujące. Można zauważyć podobieństwa rysujące się między głównym bohaterem niezadowolonym z obecnego systemu a zwariowanym poszukiwaczem zaginionej planety, jednak kwestie te są zepchnięte na dalszy plan, a wątek tego drugiego jest kiepsko połączony z resztą powieści. Ponadto zasady, na których oparty jest świat są dla mnie kompletnie niewiarygodne.
To już moja czwarta książka PKD i mogę śmiało stwierdzić, że ten człowiek miał science fiction we krwi. Ciężko uwierzyć, że ta książka została opublikowana w 1955 r. Jego utwory dobrze się zestarzały, bo zamiast skupiać się w swoich historiach na stronie technicznej, naturalnie wkomponowywał w nie różnorodne fantastyczne wizje.
W tej książce również znajduje się kilka...
3.5 Pierwsza część nie jest najgorsza. Co prawda brakuje jakiejkolwiek akcji i niektóre fragmenty są nieprzejrzyste, ale główny temat jest w jakimś stopniu interesujący (choć dla osób niewierzących raczej z góry przesądzony), a jaszczurcza rasa kosmitów nie sprawia wrażenia absurdalnej, o co było bardzo łatwo.
Druga część jest natomiast zwyczajnie zła. Panuje kompletny miszmasz - od psychodelicznego przyjęcia (rozdział 12 to totalny bełkot), przez anarchistyczne zamieszki i atak gigantycznych pszczół aż po egzorcyzmy w kosmosie - świat jest miernie skonstruowany, postacie są kartonowe, istotne dla fabuły rzeczy (à la "Obcy..." Heinleina) dzieją się w tle, połowa tekstu jest niezrozumiała, a filozoficzno-teologiczne dywagacje nad tytułowym problemem całkowicie ustępują religijnym bzdetom.
3.5 Pierwsza część nie jest najgorsza. Co prawda brakuje jakiejkolwiek akcji i niektóre fragmenty są nieprzejrzyste, ale główny temat jest w jakimś stopniu interesujący (choć dla osób niewierzących raczej z góry przesądzony), a jaszczurcza rasa kosmitów nie sprawia wrażenia absurdalnej, o co było bardzo łatwo.
Druga część jest natomiast zwyczajnie zła. Panuje kompletny...
Obraz zgorzkniałego, smutnego i bezsilnego człowieka. Zaskakująco dobry pod kątem stylistycznym, przekonujący, ale zbyt statyczny i powierzchowny. Mimo wszystko nie zabrakło kilku mocnych fragmentów uwydatniających żałosność i niemoc głównego bohatera, a od zakończenia wieje chłodną pustką, z której powoli kiełkuje lepsza przyszłość.
Obraz zgorzkniałego, smutnego i bezsilnego człowieka. Zaskakująco dobry pod kątem stylistycznym, przekonujący, ale zbyt statyczny i powierzchowny. Mimo wszystko nie zabrakło kilku mocnych fragmentów uwydatniających żałosność i niemoc głównego bohatera, a od zakończenia wieje chłodną pustką, z której powoli kiełkuje lepsza przyszłość.
Pokaż mimo to
Pełna spostrzeżeń przekazywanych niczym prawdy objawione, odpychających komentarzy o kobietach, których jest tak dużo, że ciężko (mimo czasów) przymknąć na nie oko, gloryfikowania i idealizowania filozofii życia i postaci, której do ideału daleko, zbyt często bijąca nienaturalnym optymizmem. Napisana w niezłym, lekkim stylu, ale na dłuższą metę bardzo powtarzalna pod względem opisów. Zorba jest niezwykle intrygującą postacią, ale został niestety pokazany bardzo jednostronnie i dopiero pod koniec można poznać jego inne oblicze, choć i tak w niewystarczającym stopniu. Jest też kilka emocjonalnych scen, efektywnych głównie za sprawą dobrze napisanego tytułowego bohatera. Dzięki greckim klimatom, całość jest bardzo nastrojowa i przyjemna.
Szkoda, że Kazantzakis nie dostrzega, jak ważny jest balans i mimo wielu cennych myśli dzieli ostatecznie sprawę na czarne i białe.
Pełna spostrzeżeń przekazywanych niczym prawdy objawione, odpychających komentarzy o kobietach, których jest tak dużo, że ciężko (mimo czasów) przymknąć na nie oko, gloryfikowania i idealizowania filozofii życia i postaci, której do ideału daleko, zbyt często bijąca nienaturalnym optymizmem. Napisana w niezłym, lekkim stylu, ale na dłuższą metę bardzo powtarzalna pod...
więcej mniej Pokaż mimo to3.5 Zamysł jest nawet ciekawy, ale niestety nigdy nie ma okazji się ziścić. Nie dość, że przez praktycznie całą książkę nie dzieje się nic wartego uwagi (chyba że za interesujące można uznać opisy zakładania społeczności na 3 osobnych etapach fabuły), to zakończenie jest tak głupie, że to się w głowie nie mieści. Przypomina mi jeden z albumów Asterixa, w którym pojawia się kosmita podobny do Myszki Miki. Plusem jest prosty, potoczny styl, który zachował charakter oryginału. Opuściwszy jednak wojenne realia, sarkastyczne nastawienie bohatera jest wymierzone w pustkę i równie bezcelowe, co cała powieść.
3.5 Zamysł jest nawet ciekawy, ale niestety nigdy nie ma okazji się ziścić. Nie dość, że przez praktycznie całą książkę nie dzieje się nic wartego uwagi (chyba że za interesujące można uznać opisy zakładania społeczności na 3 osobnych etapach fabuły), to zakończenie jest tak głupie, że to się w głowie nie mieści. Przypomina mi jeden z albumów Asterixa, w którym pojawia się...
więcej mniej Pokaż mimo to
5.5 Wszechobecne myślniki doprowadzają do szału; są tam, gdzie ich nie potrzeba i stale wybijają z rytmu. Liczne metafory, chaotyczne myśli i nieujawnianie przez autora więcej niż to konieczne sprawia, że książka jest równie unikalna co nieprzejrzysta.
Dobrze przedstawiony jest wewnętrzny konflikt bohatera, wypierającego zachodzące w nim zmiany i dążącego, wbrew sobie, do zachowania statusu quo. Pozostałe postacie istnieją gdzieś w tle, tajemniczo, ich zamiary i myśli nie do końca znane. Wszczepiona w obywateli definicja szczęścia, będąca usprawiedliwieniem totalitarnych zapędów do całkowitej kontroli, jest adekwatnie pokraczna, irracjonalna i oderwana od rzeczywistości.
Niektóre elementy świata są wątpliwe. Prawie wszystkie obiekty stworzone ze szkła - co z odbijającym się światłem, kto to czyści? Trzeba jednak przyznać, że wizja widocznych (w teorii) na wskroś domów i w ogóle całego otoczenia przynosi pożądany efekt. No i fakt, że jedyny tradycyjny, nieprzezroczysty budynek w mieście jest pozostawiony bez żadnego nadzoru jest absurdalny.
Nawet bez porównywania do wiadomych dzieł, powieść ta, mimo ciekawych pomysłów, wydaje się być pod wieloma względami wybrakowana.
5.5 Wszechobecne myślniki doprowadzają do szału; są tam, gdzie ich nie potrzeba i stale wybijają z rytmu. Liczne metafory, chaotyczne myśli i nieujawnianie przez autora więcej niż to konieczne sprawia, że książka jest równie unikalna co nieprzejrzysta.
Dobrze przedstawiony jest wewnętrzny konflikt bohatera, wypierającego zachodzące w nim zmiany i dążącego, wbrew sobie, do...
O tym, czym może być miłość; o jej różnych formach, wymiarach i sposobach postrzegania. O dążeniu do miłości w jej jednym, utartym i wyidealizowanym kształcie, który po latach zmian okazuje się tylko zewnętrzną powłoką, ale której rdzeniem jest to samo uczucie. O starzeniu się, umieraniu i wielu innych rzeczach.
Proza jest elegancka, bogata, niewymuszona, płynna - być może najpiękniejsza, z jaką miałem do tej pory do czynienia. Potrafić tak pisać to dar.
Urzekająca, zabawna, nieoczywista. Prawdziwa literatura.
O tym, czym może być miłość; o jej różnych formach, wymiarach i sposobach postrzegania. O dążeniu do miłości w jej jednym, utartym i wyidealizowanym kształcie, który po latach zmian okazuje się tylko zewnętrzną powłoką, ale której rdzeniem jest to samo uczucie. O starzeniu się, umieraniu i wielu innych rzeczach.
Proza jest elegancka, bogata, niewymuszona, płynna - być...
Autor skutecznie kreuje atmosferę grozy, a miejsce akcji jest bujne i wizualnie atrakcyjne. Niestety główna bohaterka jest bezpłciowa, a próba zgłębienia jej charakteru nie do końca udana.
Historia stanowi jedną wielką tajemnicę, którą chce się odkryć. Jest ona jednak tajemnicza do tego stopnia, że ostatecznie pozostawia same pytania (m.in. po co to wszystko?) i żadnych odpowiedzi. Nie ma również żadnej motywacji, żeby się ich doszukiwać.
[Porównywanie tej książki do dzieł Lema czy Strugackich jest bezpodstawne i tylko jej szkodzi.]
Autor skutecznie kreuje atmosferę grozy, a miejsce akcji jest bujne i wizualnie atrakcyjne. Niestety główna bohaterka jest bezpłciowa, a próba zgłębienia jej charakteru nie do końca udana.
Historia stanowi jedną wielką tajemnicę, którą chce się odkryć. Jest ona jednak tajemnicza do tego stopnia, że ostatecznie pozostawia same pytania (m.in. po co to wszystko?) i żadnych...
5.5 Zawiera wartościowe przypomnienia (potrzeba kroczenia własną drogą; wiedza a doświadczenie), ale z całej książki - języka, wszystkiego, co się dzieje i jest wypowiadane - bije totalny spokój, który w połączeniu z wszechobecną duchowością sprawia, że jest ona dla mnie zbyt bezzębna.
5.5 Zawiera wartościowe przypomnienia (potrzeba kroczenia własną drogą; wiedza a doświadczenie), ale z całej książki - języka, wszystkiego, co się dzieje i jest wypowiadane - bije totalny spokój, który w połączeniu z wszechobecną duchowością sprawia, że jest ona dla mnie zbyt bezzębna.
Pokaż mimo to
Płynność z jaką Woolf przeskakuje z umysłu jednej postaci do drugiej, zachowując przy tym ich osobiste cechy, jest godna podziwu. Bohaterowie są dobrze napisani, ale niestety praktycznie w ogóle nie mogłem emocjonalnie zaangażować się w ich wewnętrzne przeżycia. Może to kwestia obszernego stylu (naprawdę ładnego, jeśli okaże się odrobinę cierpliwości), zbyt wielu postaci, a może jeszcze czegoś innego.
Nie potrafię powiedzieć o czym była ta książka (choć analizy nieco to rozjaśniają), ale w sumie czy to aż tak ważne?
Płynność z jaką Woolf przeskakuje z umysłu jednej postaci do drugiej, zachowując przy tym ich osobiste cechy, jest godna podziwu. Bohaterowie są dobrze napisani, ale niestety praktycznie w ogóle nie mogłem emocjonalnie zaangażować się w ich wewnętrzne przeżycia. Może to kwestia obszernego stylu (naprawdę ładnego, jeśli okaże się odrobinę cierpliwości), zbyt wielu postaci, a...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ta książka to jedna wielka dygresja, niekończące się narzekanie, pozlepiane bez ładu i składu wywody na różne tematy, z masą pustego, nic niewnoszącego tekstu. Główny bohater ma depresję, tylko nie wiadomo dlaczego. Zaczyna jakiś wątek, ciągnie go przez ileś stron, a potem stwierdza, że go to nie obchodzi - więc czemu mnie ma obchodzić? Fabuła nie istnieje, nic (poza chęcią skończenia) nie zachęca do kontynuowania lektury, a bohater nie przechodzi żadnej zmiany (nadal jest chujem, tylko bardziej smutnym, czego nie czuć).
Całość wypada płasko i poza obiecującym początkiem i kilkoma zabawnymi momentami zostaje tylko czcza, bezwartościowa gadanina.
Głupoty:
- bezcelowa pedofilia i zoofilia
- nadmierna mizoginia
- genitalia i seks w nużącej ilości
- protestujący rolnicy strzelający z granatnika
- plan zabójstwa 5-latka
- prostytutki jako recepta od lekarza
- "umiera pan ze smutku"
Ta książka to jedna wielka dygresja, niekończące się narzekanie, pozlepiane bez ładu i składu wywody na różne tematy, z masą pustego, nic niewnoszącego tekstu. Główny bohater ma depresję, tylko nie wiadomo dlaczego. Zaczyna jakiś wątek, ciągnie go przez ileś stron, a potem stwierdza, że go to nie obchodzi - więc czemu mnie ma obchodzić? Fabuła nie istnieje, nic (poza chęcią...
więcej mniej Pokaż mimo to
5.5 Gdybym miał powiedzieć, o czym jest ta książka, to powiedziałbym, że o tym, jak ludzie, niezależnie od czasów, w jakich żyją, muszą nieustanne zmagać się ze swoimi rozterkami. Ale to, bądź co bądź ogólnikowe, spostrzeżenie nie przyszło mi naturalnie; musiałem pomyśleć, o co tu chodzi, jak te wszystkie historie się do siebie mają.
Dłuższe opowiadania połączone są krótszymi, których wspomniana wcześniej myśl przewodnia nie dotyczy. Te są o wszystkim i o niczym, przepełnione mniej lub bardziej trafnymi "mądrościami", przemyśleniami i aforyzmami. Czytając je, myślałem: "fajnie, i co z tego?".
Słownictwo autorki jest bogate, ale jej proza nierzadko bywa ociężała. Nie da się nie zauważyć, jak często Tokarczuk ucieka się do wyliczeń czy wyrażania tej samej myśli w inny sposób; najlepszy (choć przyznam, że skrajny) tego przykład:
"Chodzi tu o coś w rodzaju klapy, rozłożenia parasola, ukrycia się, zasunięcia włazu, a więc oddzielenia się, umknięcia w bezpieczne, dobrze znajome, umeblowane obszary."
Specyficzny ton jest konsekwentnie utrzymany przez całą książkę. Miałem jednak odczucie, że w swojej magiczno-onirycznej części był on zbyt ubogi (zarówno przez stosunkowo niewielką ilość elementów fantastycznych, jak i liczne uziemiające opisy), żeby w pełni czarować, a w realistycznej czynnik ludzki gdzieś się gubił. Niestety, również powolne tempo pozostaje niezachwiane do samego końca.
Ze wszystkich opowiadań w pełni udane są może 2 - o Marku Marku oraz Amosie; proporcje między realnym a nierealnym są w nich odpowiednio wyważone. Historia o Paschalisie też jest niezła, a w mniejszym stopniu również ta o anonimowym małżeństwie. Reszta nie wywołała we mnie głębszych emocji.
Gdzieś po połowie stwierdziłem, że książka mnie już raczej niczym nie zaskoczy i chyba miałem rację.
5.5 Gdybym miał powiedzieć, o czym jest ta książka, to powiedziałbym, że o tym, jak ludzie, niezależnie od czasów, w jakich żyją, muszą nieustanne zmagać się ze swoimi rozterkami. Ale to, bądź co bądź ogólnikowe, spostrzeżenie nie przyszło mi naturalnie; musiałem pomyśleć, o co tu chodzi, jak te wszystkie historie się do siebie mają.
Dłuższe opowiadania połączone są...
7.5 Rozdzierająca serce historia o tłumionej miłości, ucieczce przed własną tożsamością i wyniszczającym poczuciu winy, napisana równie boleśnie piękną prozą. Nie wszystkie momenty trafiły i czuję, że trochę mi umknęło, ale i tak jest to dzieło niewątpliwie warte uwagi - odważne, pełne wrażliwości i autentyczności.
"Sometimes, in the days which are coming—God grant me the grace to live them—in the glare of the grey morning, sour-mouthed, eyelids raw and red, hair tangled and damp from my stormy sleep, facing, over coffee and cigarette smoke, last night's impenetrable, meaningless boy who will shortly rise and vanish like the smoke, I will see Giovanni again, as he was that night, so vivid, so winning, all of the light of that gloomy tunnel trapped around his head."
7.5 Rozdzierająca serce historia o tłumionej miłości, ucieczce przed własną tożsamością i wyniszczającym poczuciu winy, napisana równie boleśnie piękną prozą. Nie wszystkie momenty trafiły i czuję, że trochę mi umknęło, ale i tak jest to dzieło niewątpliwie warte uwagi - odważne, pełne wrażliwości i autentyczności.
"Sometimes, in the days which are coming—God grant me the...
Nad tłem, fabułą czy bohaterami nie ma co się rozwodzić, bo "Hymn" to bardziej nośnik poglądów autorki aniżeli klasyczna opowieść. Nazwać go powiastką filozoficzną byłoby z kolei przesadą, bo ideologia Rand jest banalnie prosta - "indywidualizm tak, kolektywizm fe".
We wprowadzeniu stwierdzono, że książkę napisano "językiem prostym, quasi-biblijnym, który pasuje do wykreowanego świata oraz czasu", z czym mogę się zgodzić. Styl, cokolwiek adekwatny, jest jednak beznamiętny, a czasami trochę wyniosły, szczególnie w zakończeniu.
Najśmieszniejszy moment: jedną z pierwszych rzeczy, jakie robi główny bohater oświecony znaczeniem indywidualizmu jest powiedzenie swojej kochance, jak będzie się od tej pory nazywać. Cudowne.
Nad tłem, fabułą czy bohaterami nie ma co się rozwodzić, bo "Hymn" to bardziej nośnik poglądów autorki aniżeli klasyczna opowieść. Nazwać go powiastką filozoficzną byłoby z kolei przesadą, bo ideologia Rand jest banalnie prosta - "indywidualizm tak, kolektywizm fe".
We wprowadzeniu stwierdzono, że książkę napisano "językiem prostym, quasi-biblijnym, który pasuje do...
Bardzo kameralny, można powiedzieć minimalistyczny kryminał, którego zagadka opiera się na rozkładach jazdy (w Polsce pomysł nie do zrealizowania).
Historia jest przyziemna (co cieszy) i dobrze przemyślana, z zabarwieniem politycznym. Wykonanie jest trochę mozolne, bo autor często powtarza te same szczegóły, w tym godziny i daty, które z natury mogą wydawać się męczące. W liczbach i celach podróży można się było pogubić, ale na szczęście główny bohater - policjant - od czasu do czasu streszczał istotne szczegóły w przystępnej formie, pojawiło się nawet kilka schematów (i 2 pomocne mapy Japonii, będące najprawdopodobniej dodatkiem od wydawnictwa). Narracja jest skupiona na rozwoju śledztwa, skaczemy więc od jednej poszlaki do drugiej, a niezwiązane z nim bezpośrednio opisy, np. postaci czy otoczenia, są sporadyczne i krótkie. Całość jest napisana przystępnie i przejrzyście.
Wszystkie dane zostały zaczerpnięte z prawdziwych rozkładów z 1957 r., co jest godne podziwu, bo fabuła jest bardzo dopracowana.
Bardzo kameralny, można powiedzieć minimalistyczny kryminał, którego zagadka opiera się na rozkładach jazdy (w Polsce pomysł nie do zrealizowania).
Historia jest przyziemna (co cieszy) i dobrze przemyślana, z zabarwieniem politycznym. Wykonanie jest trochę mozolne, bo autor często powtarza te same szczegóły, w tym godziny i daty, które z natury mogą wydawać się męczące. W...
Trzeba mieć prawdziwy talent, żeby napisać coś tak niemożebnie nudnego.
Prawie 40-stronicowe wprowadzenie to istna mordęga; w ogóle nie przykuwa uwagi, a ostatecznie okazuje się, że nie jest ono powiązane z główną historią - taki psikus.
Styl Hawthorne'a jest niewiarygodnie nużący - rozlazły, kwiecisty i przeładowany zbędnym balastem. Tempo jest agonalnie wolne. Dialogi dziecka są komiczne. Mnóstwo tu kompletnie nieistotnych opisów. Fabuła prawie że nie istnieje.
Psychologia postaci, zamiast przejawiać się w ich zachowaniu, przeważnie jest relacjonowana przez narratora, a jakiekolwiek potencjalne emocje giną w niekończących się zdaniach i akapitach.
Podobało mi się przedstawienie idealizowania duchowieństwa przez społeczeństwo. Sytuacja w jakiej znalazła się główna bohaterka też jest w jakimś stopniu interesująca. Może gdzieś tutaj kryje się dobra opowieść, ale na pewno nie w tej formie i nie w tym wykonaniu.
Wisienka na torcie: "Mam duże wątpliwości - a raczej nie mam żadnych - (...)"
Trzeba mieć prawdziwy talent, żeby napisać coś tak niemożebnie nudnego.
Prawie 40-stronicowe wprowadzenie to istna mordęga; w ogóle nie przykuwa uwagi, a ostatecznie okazuje się, że nie jest ono powiązane z główną historią - taki psikus.
Styl Hawthorne'a jest niewiarygodnie nużący - rozlazły, kwiecisty i przeładowany zbędnym balastem. Tempo jest agonalnie wolne. Dialogi...
Pierwsze 2/3 książki jest niezłe, choć raczej mało istotne; na pewno można by trochę z tego wyciąć bez większej straty. Główny bohater jest w gorącej wodzie kąpany, a kluczowy dla fabuły romans jest tak absurdalny, że szkoda gadać. Za to pomysł jest dobry, worldbuilding również, a treść czyta się lekko i szybko.
Dopiero pozostała 1/3 jest naprawdę dobra. Tempo jest szybsze, stawka większa, zawiłość paradoksów podróży w czasie sprawia, że trzeba czasami przerwać i nieco pomyśleć, a zakończenie to niezły odjazd, i to właśnie w ostatnich stronach zawiera się clou całej książki.
Jednak mimo dobrego finiszu liczy się całość, która w tym przypadku wypada jedynie przyzwoicie. Może dlatego do tej pory najlepiej czytało mi się opowiadania Asimova, a nie jego powieści.
Pierwsze 2/3 książki jest niezłe, choć raczej mało istotne; na pewno można by trochę z tego wyciąć bez większej straty. Główny bohater jest w gorącej wodzie kąpany, a kluczowy dla fabuły romans jest tak absurdalny, że szkoda gadać. Za to pomysł jest dobry, worldbuilding również, a treść czyta się lekko i szybko.
Dopiero pozostała 1/3 jest naprawdę dobra. Tempo jest...
Jak to w fantastyce - pomysł to najlepsze, co ta książka ma do zaoferowania. Wprowadzenie w świat, a właściwie cała powieść, jest wręcz sprawozdawczej natury, jak gdyby autor oprowadzał czytelnika po każdym jego zakątku, nie chcąc niczego pominąć. Takie podejście samo w sobie nie jest złe, ale wszystko tu jest niepotrzebnie rozwleczone. Większość miejsca zajmują rutynowe czynności jedynie od czasu do czasu wzbogacane jakimiś ciekawszymi wydarzeniami, które w praktyce i tak są mniej interesujące niż na papierze. Doszukiwanie się metafor i głębszych znaczeń w przypadku tej książki jest naturalne - aż do momentu rozczarowującego zakończenia, które nie dość, że nie dodaje nic do całej historii, to jest również niesatysfakcjonujące pod kątem czysto fabularnym.
Jak to w fantastyce - pomysł to najlepsze, co ta książka ma do zaoferowania. Wprowadzenie w świat, a właściwie cała powieść, jest wręcz sprawozdawczej natury, jak gdyby autor oprowadzał czytelnika po każdym jego zakątku, nie chcąc niczego pominąć. Takie podejście samo w sobie nie jest złe, ale wszystko tu jest niepotrzebnie rozwleczone. Większość miejsca zajmują rutynowe...
więcej Pokaż mimo to