-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant1
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński2
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2016-03-23
2016-02-02
2016-01-20
„Diuna” to niezwykła książka. Bywa porównywana do Władcy Pierścieni, ale tak naprawdę jest o wiele bardziej skomplikowana przynajmniej w sensie zawiłości fabularnej.
Styl pisarski Franka Herberta jest absolutnie doskonały, nawet pomimo faktu, że czytałem „Diunę” w polskim tłumaczeniu (które jest niewątpliwie bardzo dobre, ale zawsze wychodzę z założenia, że oryginał to oryginał). Cały świat stworzony przez Herberta stanowi spójną całość. Mimo, że czytelnik jest rzucony od razu w wir opowieści, to bardzo szybko pojmujemy zasady, którymi kierują się bohaterowie powieści.
Nie chcę zdradzać żadnych elementów fabularnych „Diuny”, gdyż sam czytałem ją kompletnie „w ciemno”, nie znając nawet ogólnego opisu fabuły.
„Diunę” mogę polecić każdemu. I to dosłownie. Nawet jeśli nie przepadacie za science-fiction lub fantasy, to akurat ta powieść trafia do każdego bez względu na preferencje gatunkowe. Należy mieć też na uwadze, że „Diuna”, mimo że ma w sobie wiele wątków niełatwych w sensie głębi i przesłania, nie jest napisana trudnym językiem. Tak jak pisałem wcześniej, Herberta czyta się płynnie i szybko. Nie ma tu zbędnych, niepotrzebnych opisów lub dialogów. Jest tylko to, co potrzeba. I to sprawia, że „Diunę” uważam za powieść wyjątkową.
„Diuna” to niezwykła książka. Bywa porównywana do Władcy Pierścieni, ale tak naprawdę jest o wiele bardziej skomplikowana przynajmniej w sensie zawiłości fabularnej.
Styl pisarski Franka Herberta jest absolutnie doskonały, nawet pomimo faktu, że czytałem „Diunę” w polskim tłumaczeniu (które jest niewątpliwie bardzo dobre, ale zawsze wychodzę z założenia, że oryginał to...
2015-11-08
2015-09-14
2014-03-01
Najnowszą powieść Andrzeja Sapkowskiego można podsumować jednym słowem – rozczarowanie. Niestety, historia jest pełna dziur i błędów fabularnych, mimo, że jest ciekawa, to nie ma już tego klimatu, który był obecny w książkach Sapkowskiego z lat 90. Sama fabuła jest płaska, oparta na przypadkowości, a co najgorsze nie ma w niej jakiegoś konkretnego celu.
Kolejnym mankamentem są postaci. Niektóre czyny i działania Geralta są bezpodstawne i wbrew charakterowi tej postaci. Lytta Neyd wydaje się być mieszanką charakterów kilku czarodziejek znanych nam z Sagi, a przy tym jej związek z Geraltem jest strasznie sztuczny. Natomiast Sorel to już czysta zrzynka z Vilgefortza, tylko w gorszej postaci. Pojawiają się też oczywiście postaci całkiem niezłe tj. Mozaik, Addario Bach czy Frans Torquil, aczkolwiek ich potencjał nie został w pełni wykorzystany. Szkoda, że nie było więcej fragmentów z Nimue, którą znamy z „Pani Jeziora”
Zabrakło też tego co w Sapkowskim uwielbiamy, czyli jakiegoś przesłania, ukrytych aluzji, drugiego dna. Również humor, nie jest zbyt górnolotny, raczej wymuszony.
Oczywiście powieść ta nie jest tylko pasmem klęsk i porażek. Trzeba autorowi przyznać, że pojawiają się nowe elementy świata przedstawionego, tj. potwory (wigilozaur, vixena), miejsca (Kerack, Rissberg), czy też małe smaczki dla fanów Wiedźmina, tj. znak Somne. Poza tym sama opowieść mimo, że nie jest zbyt oryginalna, czyta się ją bardzo szybko, pewne fragmenty nawet zaskakują.
Podsumowując, dla starych fanów powieść będzie bardzo przykrym rozczarowaniem, natomiast może ona przypaść do gustu mniej obytym w świecie Wiedźmina czytelnikom.
Rok później...
Ponownie sięgnąłem po powieść Sapkowskiego i muszę powiedzieć, że jestem zaskoczony swoją niską oceną tej książki za pierwszym razem! „Sezon burz” połknąłem w dwa dni i był naprawdę godziwą rozrywką w moim odczuciu, a wszystkie ww. mankamenty, o dziwo, wcale nie irytują, aż tak bardzo. I choć widać, że fabuła rzeczywiście lekko wymuszona, a postacie mogłyby być lepiej napisane, to jest to nadal wiedźmin. Nie dajcie się zwieść pierwszemu wrażeniu, dajcie drugą szansę i podejdźcie do „Sezonu burz” jak do przyjemnej historii w znanym i lubianym nam świecie. Nie słuchajcie takich jak ja sprzed roku. Polecam!
Moja ocena: 8/10
Najnowszą powieść Andrzeja Sapkowskiego można podsumować jednym słowem – rozczarowanie. Niestety, historia jest pełna dziur i błędów fabularnych, mimo, że jest ciekawa, to nie ma już tego klimatu, który był obecny w książkach Sapkowskiego z lat 90. Sama fabuła jest płaska, oparta na przypadkowości, a co najgorsze nie ma w niej jakiegoś konkretnego celu.
Kolejnym mankamentem...
2014-02-24
Epickie zakończenie Sagi o Wiedźminie. Ostatnia część fabularnie jak zwykle świetna, a przy tym najbardziej urozmaicona, bo mamy tu rozstrzygającą bitwę Nilfgaardu z Północą, podróże w czasie, spotkania u szczytu władzy, ostateczny pojedynek Vilgefortza z Geraltem i oczywiście czarodziejki – szare eminencje tego świata. Mamy tu największą liczbę postaci drugoplanowych i narratorów w całej sadze. Bardzo dobrym posunięciem było przypomnienie nam o postaciach z „Krwi elfów”: Yarpena, Shani, Jarre a także paru innych.
Sapkowski w stylu przechodzi samego siebie. Kpi tu z wszystkiego: naiwności, gatunku fantasy, happy endów… Ale jednak trzeba mu przyznać, że zakończył Sagę w sposób bardzo godny nie tylko dla siebie, ale i postaci, które stworzył. Wielu jest jednak fanów, którym ostatni tom się nie podoba, a szczególnie zakończenie. Nie chodzi tylko o treść finału powieści, ale też o jego jakość i przede wszystkim długość. Mnie osobiście bardzo się podoba; jest niejednoznaczne i świetnie oddaje postać Ciri. Ona zawsze nie pasowała do świata, w którym się urodziła. Była w nim traktowana źle, a teraz miała szansę znaleźć swoje własne miejsce wśród Światów i odciąć się od przeszłości. Jednak była jedna rzecz, której w zakończeniu mi brakło: Condwiramurs i Nimue. Tym większa szkoda, że były one jednak istotne dla całej powieści.
Podsumowując całą Sagę, muszę powiedzieć, że prezentuje ona bardzo równy poziom. Nie jest to tylko rozrywka i przeniesienie się w inną rzeczywistość, ale i moment na przemyślenia nad życiem. Jest to jedna z tych serii, które po kolejnym przeczytaniu tylko zyskują, nic nie tracąc. Największą zaś zaletą całego cyklu jest to, że nawet osoby nie lubiące fantastyki, mogą go czytać, ponieważ opowieść jest bardzo uniwersalna, a kolejne tomy „połyka się” w szybkim tempie.
Moja ocena: 9,7/10
Epickie zakończenie Sagi o Wiedźminie. Ostatnia część fabularnie jak zwykle świetna, a przy tym najbardziej urozmaicona, bo mamy tu rozstrzygającą bitwę Nilfgaardu z Północą, podróże w czasie, spotkania u szczytu władzy, ostateczny pojedynek Vilgefortza z Geraltem i oczywiście czarodziejki – szare eminencje tego świata. Mamy tu największą liczbę postaci drugoplanowych i...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-02-21
Czwarty tom Sagi o Wiedźminie. Sapkowski zmienił w sposób znaczny budowę powieści w stosunku do poprzednich tomów. Występuje zaburzenie chronologii opisywanych wydarzeń; najpierw poznajemy wydarzenie samo w sobie, a potem następuje jego opis. Jeśli chodzi o klimat i język nic się nie zmieniło; nadal jest ironicznie, ciekawie i zabawnie.
Historia jest głównie opisywana oczami Ciri; Geralt nie pojawia się tak często w odróżnieniu do poprzedniej części. Ciri trafia do domku eremity – Vysogoty z Corvo – i opowiada mu swoje przeżycia przez większą część książki. Świetnie zostaje ukazany Leo Bonhart, zawodowy morderca, który stanowi istne wcielenie zła. Geralt natomiast nadal podąża śladem druidów, a do jego kompanii dołącza Angoulême – młoda rozbójniczka.
Poza tym część historii opowiada nam Kenna Selborne, telepatyczka, która trafia do szajki Stefana Skellena. Narratorami są też Triss Merigold i Yennefer z Vengerbergu.
Nie jest to tom tak dobry jak „Chrzest ognia”, często uważany za przegadany (z czym zdecydowanie się nie zgadzam), ale mimo wszystko jest to kawał dobrej literatury fantasy.
Moja ocena: 9,2/10
Czwarty tom Sagi o Wiedźminie. Sapkowski zmienił w sposób znaczny budowę powieści w stosunku do poprzednich tomów. Występuje zaburzenie chronologii opisywanych wydarzeń; najpierw poznajemy wydarzenie samo w sobie, a potem następuje jego opis. Jeśli chodzi o klimat i język nic się nie zmieniło; nadal jest ironicznie, ciekawie i zabawnie.
Historia jest głównie opisywana...
2014-02-18
„Prawdziwa wojna pod względem porządku i ładu do złudzenia przypomina ogarnięty pożarem burdel.”
Kolejna część przygód o wiedźminie. Niewątpliwie „Chrzest ognia” jest jednym z najlepszych dzieł Andrzeja Sapkowskiego. Główną zaletą powieści jest skupienie uwagi na postaci Geralta i niezwyczajnej kompanii, z którą przyszło mu podróżować. W jej skład oprócz wiedźmina wchodzą: trubadur Jaskier, łuczniczka Milva, szajka krasnoludów na czele z Zoltanem Chivayem, gnom Percival Schuttenbach, tajemniczy cyrulik Emiel Regis i Nilfgaardczyk Cahir. Choć, każdy z członków drużyny jest jedyny w swoim rodzaju i charakterystyczny na swój własny sposób, pierwsze skrzypce gra Regis, gdy tylko pojawia się w opowieści. Jego specyficzny sposób zachowywania się oraz niezwykłość jego osoby sprawia, że jest jedną z najciekawszych postaci stworzonych kiedykolwiek przez Sapkowskiego. Oczywiście również Zoltan jest świetną postacią, nie tylko ze względu na typowy dla krasnoludów humor, ale i głębię kryjącą się za tą postacią. Geralt natomiast przechodzi chrzest ognia. Dotychczas unikał towarzystwa na szlaku, tymczasem musi sprostać tej sytuacji, jednocześnie nadal starając się, szukać przeznaczonej mu Ciri. Wydaje się, że Geralt nie za bardzo wie co ma zrobić. Czuje bezsilność i rezygnację. Z jednej strony chce znaleźć Cirillę, a z drugiej strony znalazł w końcu akceptację ze strony innych, której tak długo nie doznawał.
W międzyczasie świat ochłonął po wydarzeniach na Thanedd. Czarodziejki, z inicjatywy Filippy Eilhart, zakładają tajną Lożę, która ma zajmować się przyszłością i rolą magii w świecie.
W tym tomie Sagi Ciri nie pojawia się zbyt często, co o dziwo było dobrym posunięciem. Opowieść odświeża się nieco, pojawia się nieco więcej humorystycznych elementów, filozoficznych dysput oraz nawiązań do świata rzeczywistego. Klimat trzeciej części Sagi jest niepowtarzalny i unikalny, a w połączeniu z typowym dla Sapkowskiego językiem, czyni tą powieść świetną i niemalże pozbawioną wad.
Moja ocena: 9,5/10
„Prawdziwa wojna pod względem porządku i ładu do złudzenia przypomina ogarnięty pożarem burdel.”
Kolejna część przygód o wiedźminie. Niewątpliwie „Chrzest ognia” jest jednym z najlepszych dzieł Andrzeja Sapkowskiego. Główną zaletą powieści jest skupienie uwagi na postaci Geralta i niezwyczajnej kompanii, z którą przyszło mu podróżować. W jej skład oprócz wiedźmina wchodzą:...
2014-02-16
„A w czasach pogardy ten, kto jest sam, musi zginąć.”
Drugi tom Sagi o Wiedźminie. Fabuła zaczyna nabierać szybszego tempa. Jej główną osią jest zjazd na Thanedd, na którym pojawiają się najznamienitsi czarodzieje i czarodziejki. Brakuje na nim jednak królów Północy, którzy chcąc pokazać swoją niezależność i siłę, prowokują Nilfgaard do wojny. Tymczasem Geralt godzi się ze swoją ukochaną Yennefer i uczestniczy w wyżej wzmiankowanym zjeździe. Próbuje być neutralny i nie popierać żadnego ze stronnictw czarodziejów, co ściąga na niego kłopoty.
Ta część Sagi jest o wiele bardziej poważna i zawiera w sobie nieco więcej wątków politycznych. Aż roi się w niej od świetnie zbudowanych scen i dialogów, do których zaliczyć trzeba rozmowę Geralta z Codringherem oraz późniejszą z Vilgefortzem. Oczywiście, jak zwykle u Sapkowskiego, istotną rolę pełnią bohaterowie drugoplanowi: Sigismund Dijkstra, Tissaia de Vries, Filippa Eilhart czy wspominany już Codringher.
Moja ocena: 9/10
„A w czasach pogardy ten, kto jest sam, musi zginąć.”
Drugi tom Sagi o Wiedźminie. Fabuła zaczyna nabierać szybszego tempa. Jej główną osią jest zjazd na Thanedd, na którym pojawiają się najznamienitsi czarodzieje i czarodziejki. Brakuje na nim jednak królów Północy, którzy chcąc pokazać swoją niezależność i siłę, prowokują Nilfgaard do wojny. Tymczasem Geralt godzi się ze...
2014-02-13
Pierwszy tom Sagi o Wiedźminie. Poświęcony w głównej mierze postaci Dziecka Niespodzianki – Księżniczce Cirilli z Cintry. Zostaje ukazany okres jej pobytu w Wiedźmińskim Siedliszczu oraz Ellander. Oprócz Geralta pojawiają się dwie czarodziejki: Yennefer z Vengerbergu i Triss Merigold. Grono głównych bohaterów uzupełnia Jaskier, który „współpracuje” z wywiadem Redanii. Ważną rolę pełnią również postacie drugoplanowe oraz epizodyczne: Yarpen Zigrin, medyczka Shani, czarodziejka Filippa Eilhart czy też tajemniczy Rience. Tłem dla przygód Ciri są przygotowania do nieuniknionej wojny Królestw Północy z Nilfgaardem.
Książkę czyta się szybko i przyjemnie, choć miewa swoje lepsze i gorsze momenty. Wydaje się, że ustępuje nieco poziomem zbiorom opowiadań jak i kolejnym częściom Sagi, ale tylko nieznacznie.
Moja ocena: 8,9/10
Pierwszy tom Sagi o Wiedźminie. Poświęcony w głównej mierze postaci Dziecka Niespodzianki – Księżniczce Cirilli z Cintry. Zostaje ukazany okres jej pobytu w Wiedźmińskim Siedliszczu oraz Ellander. Oprócz Geralta pojawiają się dwie czarodziejki: Yennefer z Vengerbergu i Triss Merigold. Grono głównych bohaterów uzupełnia Jaskier, który „współpracuje” z wywiadem Redanii. Ważną...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-02-09
Zbiór siedmiu opowiadań o profesjonalnym zabójcy potworów, wiedźminie, mutancie i odmieńcu – Geralcie z Rivii. Każda opowiedziana historia ma w sobie drugie dno i trudno oprzeć się wrażeniu, że świat baśni przeplata się tutaj z brutalną rzeczywistością. Główny bohater, mimo swego zawodu, okazuje się często o wiele bardziej ludzki i wyczulony na ludzkie cierpienie aniżeli zwykli śmiertelnicy. Musi on dokonywać trudnych, moralnych wyborów, które stawia przed nim los. Jest to niezwykle przyjemna i ciekawa lektura; język jest prosty, niepozbawiony inteligentnego i niejednokrotnie ironicznego humoru; dialogi są świetnie zbudowane, sprawia to, że pozornie zwyczajny dialog bohaterów może być niezwykle zajmujący i interesujący.
Moja ocena: 9,1/10
Zbiór siedmiu opowiadań o profesjonalnym zabójcy potworów, wiedźminie, mutancie i odmieńcu – Geralcie z Rivii. Każda opowiedziana historia ma w sobie drugie dno i trudno oprzeć się wrażeniu, że świat baśni przeplata się tutaj z brutalną rzeczywistością. Główny bohater, mimo swego zawodu, okazuje się często o wiele bardziej ludzki i wyczulony na ludzkie cierpienie aniżeli...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-07-07
Świat Lodu i Ognia jest dla Pieśni Lodu i Ognia tym czym Silmarillion jest dla Władcy Pierścieni, a przynajmniej próbuje być...
Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy, to te wspaniałe artworki. Świetnie oddają klimat świata Martina, a w niektóre z nich wpatrywałem się dobre kilka minut z zachwytu.
Jeśli zaś chodzi o treść... Jest tego sporo, ale niestety nie wszystko czyta się przyjemnie. Pierwsza połowa, czyli część historyczna, jest bardzo dobra. Został tu przedstawiony spory kawałek historii rządów Targaryenów i nie tylko. Mam natomiast zarzuty co do drugiej części. Opisy krain i ludzi je zamieszkujących, i tradycje wiążącymi się z danymi miejscami, są niewątpliwie rozlegle i wnikliwie rozpisane, ale w wielu miejscach przynudzające. Myślę, że można było więcej czasu poświęcić historiom związanym bezpośrednio z Westeros, bo mimo wszystko ciężko skoncentrować swoją uwagę na odległych, mało znanych terenach takich jak Sothoryos.
Książka na pewno godna polecenia, ale wyłącznie fanom serii. Szczególnie warto przeczytać fragmenty związane z rebelią Roberta i podbojem Aegona.
Moja ocena: 7,8/10
Świat Lodu i Ognia jest dla Pieśni Lodu i Ognia tym czym Silmarillion jest dla Władcy Pierścieni, a przynajmniej próbuje być...
Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy, to te wspaniałe artworki. Świetnie oddają klimat świata Martina, a w niektóre z nich wpatrywałem się dobre kilka minut z zachwytu.
Jeśli zaś chodzi o treść... Jest tego sporo, ale niestety nie wszystko czyta...
2014-03-27
„Pachnidło” to jedna z tych książek, do których miałem wielkie oczekiwania a zarazem nie miałem pojęcia za co się zabieram, nie wiedziałem o tej książce nic oprócz bardzo pochlebnych opinii. Oczekiwałem co najmniej bardzo dobrej książki. Niestety bardzo się zawiodłem.
Na pewno powieść ta jest ciężka do sklasyfikowania. Nie jest to horror, kryminał czy też thriller jak twierdzą niektórzy, a jest to realizm magiczny – mało znany, ale oryginalny gatunek.
Sama fabuła miała wielki potencjał, niestety niewykorzystany. Moim skromnym zdaniem, była nudna, a najbardziej bolał fakt, że zostały ukazane tak naprawdę tylko dwa morderstwa, podczas gdy podtytuł mógł wskazywać, że będzie się naprawdę działo. Dopiero ostatnie pięćdziesiąt stron było ciekawe, a zakończenie intrygujące (porażająco makabryczne i obrzydliwe, ale dlatego właśnie dobre).
Jeśli chodzi o kreację głównego bohatera była naprawdę dobra. Grenouille został ukazany jako na wskroś zła istota, która nienawidzi ludzi i jest przez nich nienawidzona. W pewien sposób nie pasował do tego świata; był przerysowaną, groteskową postacią. Bardzo wielka szkoda, że Süskind nie zdecydował się rozwinąć postaci drugoplanowych oraz uczynić ich w swej powieści nieco ważniejszymi.
Bardzo istotną częścią całej powieści są opisy. Zapachów, rzecz jasna. Było ich pełno, niektóre zajmowały całą stronę. Z jednej strony, nadawało to wiarygodności światu przedstawionemu, z drugiej strony jednak, gdyby przyciąć te przydługawe opisy, powieść byłaby o jedną trzecią krótsza i może czytałoby się ją lepiej. Osobiście nie jestem też przekonany do stylu pisania Süskinda. Momentami pisał pięknie, wręcz poetycko, by potem zacząć pisać bardzo potocznym językiem. Można powiedzieć, że jest to przeciętny język literacki z przebłyskami geniuszu.
Podsumowując, jest to książka, która warto przeczytać ze względu na jej oryginalność, ale nie można sobie też zbyt dużo obiecywać przed lekturą, żeby nie przeżyć sporego rozczarowania.
„Pachnidło” to jedna z tych książek, do których miałem wielkie oczekiwania a zarazem nie miałem pojęcia za co się zabieram, nie wiedziałem o tej książce nic oprócz bardzo pochlebnych opinii. Oczekiwałem co najmniej bardzo dobrej książki. Niestety bardzo się zawiodłem.
Na pewno powieść ta jest ciężka do sklasyfikowania. Nie jest to horror, kryminał czy też thriller jak...
2014-03-15
Pierwsza powieść autorstwa Stephena Kinga. Muszę od razu przyznać, że jest to mój pierwszy kontakt z gatunkiem horroru, przynajmniej tego książkowego. Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy po przeczytaniu pierwszych stron, to świetnie wykreowane postacie. Wpadające w pamięć, charakterystyczne, bardziej lub mniej lubiane. Ciężko nawet znaleźć jakąś niepotrzebną lub słabszą postać. Wszyscy wydają się być częścią całości. Główna bohaterka, Carrie White, budzi w nas wiele sprzecznych emocji; żal, nienawiść, współczucie, strach.
Fabularnie natomiast jest różnie. King rozkręca się powoli, nabierając tempa w połowie i trzymając nas w napięciu, jednak sam finał może być nieco rozczarowujący. Wydaje mi się, że zabrakło w tej książce prawdziwej grozy. Po poznaniu historii Carrie (wypadek w łazience, życie pod jarzmem matki, drwiny ze strony koleżanek), końcówka nie jest już taka straszna. Brakowało niestety takich naprawdę przerażających momentów. Niemniej jednak, książkę, od pewnego momentu, pochłania się bardzo szybko i nie można się od niej oderwać.
Pierwsza powieść autorstwa Stephena Kinga. Muszę od razu przyznać, że jest to mój pierwszy kontakt z gatunkiem horroru, przynajmniej tego książkowego. Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy po przeczytaniu pierwszych stron, to świetnie wykreowane postacie. Wpadające w pamięć, charakterystyczne, bardziej lub mniej lubiane. Ciężko nawet znaleźć jakąś niepotrzebną lub słabszą...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-04-16
Moje pierwsze spotkanie z prozą Umberto Eco mogę śmiało nazwać rozczarowaniem.
Niewątpliwie, Eco mistrzem pióra jest. Co do tego wątpliwości nie mam. Jednak, w całym tym bogactwie, można powiedzieć przepychu, językowym, gubi się fabuła. Historia zapowiada się od początku ciekawie, ale w pewnym momencie zatrzymuje się i dłuży niemiłosiernie. Sam pomysł jest oryginalny, lecz wykonanie pozostawia wiele do życzenia.
Tyle o fabule, której szczegółów nie chce zdradzać w najmniejszym stopniu. Jeśli chodzi o kreację bohaterów, jest o wiele lepiej. Każda postać ma swój specyficzny styl i widać, że nawet postaci drugoplanowe są dobrze scharakteryzowane. Szczególnie trzeba wyróżnić Lorenzę i Belba, oczywiście, których to wątek był jednym z ciekawszych (nie znaczy to, że był on w istocie ciekawy) w całej powieści.
Podsumowując, książka trudna, długa, ambitna, oryginalna i rozczarowująca. Brakło dobrego zakończenia i trzymającej w napięciu historii. Ale na pewno znajdą się tacy, którym przypadnie do gustu taki styl, pisania powieści, jaki prezentuje Eco.
Moje pierwsze spotkanie z prozą Umberto Eco mogę śmiało nazwać rozczarowaniem.
Niewątpliwie, Eco mistrzem pióra jest. Co do tego wątpliwości nie mam. Jednak, w całym tym bogactwie, można powiedzieć przepychu, językowym, gubi się fabuła. Historia zapowiada się od początku ciekawie, ale w pewnym momencie zatrzymuje się i dłuży niemiłosiernie. Sam pomysł jest oryginalny, lecz...
2014-07-30
„Ksenocyd” to trzecia część sagi Endera i bezpośrednia kontynuacja losów pequeninos i rodziny Ribeirów z „Mówcy Umarłych”. Ta część oprócz wątku na Lusitanii przedstawia Drogę – planetę, gdzie nadzwyczaj inteligentni ludzie są niemalże czczeni i nazywani bogosłyszącymi.
Zgodnie z tytułem, głównym problemem podejmowanym przez Carda w powieści jest groźba ksenocydu. Ender wraz z najtęższymi umysłami Lusitanii ma za zadanie zapobiec konfliktowi między ludźmi a pequeninos oraz robalami. Dochodzi do tego problem descolady oraz Jane, która jest skłonna poświęcić siebie dla dobra całej Lusitanii.
Powieść mimo, że ciekawa, momentami jest zbyt głęboka; porusza dużo czysto filozoficznych dylematów. Osobiście mi to nie przeszkadza, ale wiem, że jest cała rzesza czytelników, którzy uznają, że książka jest po prostu przegadana. Poza tym można zarzucić autorowi, że niektórzy bohaterowie postępują bardzo naiwnie, jakby wbrew własnemu, wcześniej określonemu, charakterowi.
To na pewno słabsza część od „Mówcy Umarłych”, ale to wciąż bardzo dobra lektura, warta przeczytania.
Moja ocena: 8,9/10
„Ksenocyd” to trzecia część sagi Endera i bezpośrednia kontynuacja losów pequeninos i rodziny Ribeirów z „Mówcy Umarłych”. Ta część oprócz wątku na Lusitanii przedstawia Drogę – planetę, gdzie nadzwyczaj inteligentni ludzie są niemalże czczeni i nazywani bogosłyszącymi.
Zgodnie z tytułem, głównym problemem podejmowanym przez Carda w powieści jest groźba ksenocydu. Ender...
2015-02-17
„Bastion” to opasłe tomisko, którego wielowątkowa fabuła, pełna różnorodnych i jakże ciekawych bohaterów, wciąga czytelnika na długie wieczory.
King opowiada historię naszego świata, w którym dochodzi do biologicznej katastrofy. Kapitan Trips, lub też supergrypa, zabija niemal całą ludzkość, a ci, którzy przetrwali muszą opowiedzieć się po stronie Dobra lub Zła. Dobro koncentruje swoje siły w Wolnej Strefie Boulder , natomiast Zło osiada w Las Vegas.
Mistrz grozy nie ograniczał się w żaden sposób i wykreował całą galerię bohaterów, choć ciężko wyróżnić tu jednego głównego protagonistę. Mamy tu odpowiedzialnego pracownika fabryki Stuarta Redmana, ciężarną studentkę Frannie Goldsmith, narcystycznego Harolda Laudera, pesymistycznego Glena Batemana, głuchoniemego Nicka Androsa, upośledzonego Toma Cullena, piosenkarza Larry’ego Underwooda, tajemniczą Nadine Cross, schizofrenika i piromantę Śmieciarza, złodzieja Lloyda Henreida oraz oczywiście samych przywódców obu stron Abagail Freemantle oraz czarnoksiężnika Randalla Flagga. Nawet pies Glena, Kojak, dostał niemałą rolę w powieści. A i to nie są wszyscy, to tylko „ci ważniejsi”. Ale nie ważna jest ich ilość, lecz jakość, a pod tym względem King oczywiście nie mógł zawieść. Każdy powinien znaleźć wśród ww. bohaterów tego, z którym mógłby się utożsamić i zawzięcie mu kibicować.
Jeśli chodzi o ogólne wrażenie, to uważam, że książka zasadniczo ma jedną istotną wadę: przewidywalność fabularną. Byłem osobiście w stanie przewidzieć, co wydarzy się na następnej stronie, co znacząco zabrało mi radość z czytania. Poza tym małym, niemałym, szczegółem od książki oderwać się nie można i na pewno wrócę do niej jeszcze nie raz.
Moja ocena: 8,2/10
„Bastion” to opasłe tomisko, którego wielowątkowa fabuła, pełna różnorodnych i jakże ciekawych bohaterów, wciąga czytelnika na długie wieczory.
King opowiada historię naszego świata, w którym dochodzi do biologicznej katastrofy. Kapitan Trips, lub też supergrypa, zabija niemal całą ludzkość, a ci, którzy przetrwali muszą opowiedzieć się po stronie Dobra lub Zła. Dobro...
2014-08-28
„Taniec ze smokami” to piąta część Pieśni Lodu i Ognia autorstwa George’a R. R. Martina. Jest ciekawie, ale nie ma co porównywać z Martinem sprzed „Uczty…”.
Fabuła toczy się głównie w Zatoce Niewolniczej. Autor skupił się na dokładnym opisie akcji w Meereen. Szkoda tylko, że zapomniał o akcji… Cóż Dany podejmuje błagalników, śpi z Daariem, słucha opowiadań Barristana itd. Cały czas to samo, do znudzenia. A potem wybuch na końcu i cztery świetne rozdziały ze starym gwardzistą królewskim.
Cóż poznajemy dalsze losy Brana, ale tylko w pierwszej części. Szkoda, wielka szkoda. Zapowiada się już od „Gry o tron”, że Bran będzie najważniejszą postacią sagi.
Oczywiście nie może zabraknąć dwóch pozostałych pupilków Martina oprócz Dany: Jona i Tyriona. Ich przygody są bardzo ciekawe. Tyrion szczególnie na początku i Jon szczególnie na końcu. Te dwie postaci jak zwykle nie zawiodły.
Powrót Davosa – całe szczęście, to moja ulubiona postać. W jego przypadku nigdy nie jestem obiektywny, więc powstrzymam się od oceny. Natomiast należy przyznać, że jego ostatni rozdział jest uważany za jeden z najlepszych w całej sadze ze znamiennymi słowami Manderly’ego („Północ pamięta”). Cóż reasumując, w „Wichrach zimy” pewnie wizyta na Skagos.
Parę rozdziałów Aryi, która zaczyna się rozkręcać w Braavos. Mam tylko nadzieję, że na zakończenie sagi, Arya skończy szkolenie i ubije chociaż ser Roberta Stronga…
Poza tym: THEON aka Fetor. Po długiej przerwie powrót tej jakże niejasnej i trudnej postaci – to moja druga ulubiona postać. Zdecydowanie mój faworyt do wygrania gry o tron… A tak na poważnie, to jego rozdział „Duch w Winterfell” to niewątpliwy, martinowski klasyk.
Pojawiają się też nowi narratorzy: beznadziejny Quentyn; wspomniany wcześniej Barristan; fantastyczna Melisandre; lepsza niż w „Uczcie” Asha; jeden z najlepszych narratorów czyli Victarion; Cersei z niezapomnianą „Walk of Shame”; Jaime z urwanym wątkiem, zapowiadającym się arcyciekawie; Jon Connington czyli Gryf, który ma zamiar nieźle namieszać w Westeros. Jestem tylko ciekaw czy Aegon to w rzeczywistości Aegon…
Na koniec podsumowania narratorów należy podkreślić, że brakuje Sansy, i to bardzo. Pozostaje czekać do „Wichrów zimy”.
Widać, że Martin nie jest już tak chętny na pozbawianie życia ulubionych postaci. Szkoda, bo była to bardzo charakterystyczna cecha całej sagi. Ciągle przywraca do życia postaci, z którymi już się żegnaliśmy (Brienne, Davos, Mance Rayder czy też Aegon ex machina) Aha… i najbardziej zagorzali fani Jona Snowa: nie bójcie się, Martin go nie uśmiercił. Takie urywanie akcji w połowie to stara sztuczka George’a, teraz ciężko się już na nią nabrać.
Za to Quentyn, najbardziej idiotyczna i niepotrzebna do potęgi trzeciej postać, to co innego. Moim zdaniem, Martin powinien uśmiercić go przed poczęciem. Nie żebym miał coś do Dornijczyków, wręcz przeciwnie. Lubię Arianne, uwielbiam Dorana, a Żmijowe Bękarcice to też smaczek fabularny. Przy tym Dorne miało świetny wątek w „Uczcie dla wron”. Mimo, że wątek Arianne też nic do fabuły nie wniósł, to przynajmniej postać była ciekawa. A Quentyn to kompletnie niepotrzebna i nudna postać, która zmarnowała ogromne ilości papieru, a co za tym idzie drzew, na pokazanie czterech rozdziałów, nie wnoszących do fabuły nic. Po prostu nic. Smoki mogła wypuścić równie dobrze Missandei albo jakiś inny trzecioplanowy bohater z równie błahego powodu…
Podsumowując, jest dobrze, nawet bardzo dobrze, ale daleko jeszcze do zachwytów po przeczytaniu „Nawałnicy mieczy” lub „Gry o tron”. Jedno jest pewne, żaden fan Westeros i Essos nie może tej pozycji ominąć.
Moja ocena: 8,4/10
„Taniec ze smokami” to piąta część Pieśni Lodu i Ognia autorstwa George’a R. R. Martina. Jest ciekawie, ale nie ma co porównywać z Martinem sprzed „Uczty…”.
Fabuła toczy się głównie w Zatoce Niewolniczej. Autor skupił się na dokładnym opisie akcji w Meereen. Szkoda tylko, że zapomniał o akcji… Cóż Dany podejmuje błagalników, śpi z Daariem, słucha opowiadań Barristana itd....
2014-08-11
„Czasami, kiedy jest źle, musisz robić rzeczy, których nie zrobiłabyś nigdy, gdyby wszystko szło dobrze.”
„Podpalaczka” to jedno ze wcześniejszych dzieł Kinga. Nie jest to stricte horror, a raczej thriller science-fiction. Powieść opowiada historię dziewczynki i jej ojca obdarzonych nadnaturalnymi zdolnościami w wyniku eksperymentu pewnej tajnej organizacji nazywanej Sklepikiem. Agenci ścigają ich, gdyż stanowią zagrożenie dla społeczeństwa i są zarazem częścią tajnego projektu rządowego.
Powieść ma naprawdę świetny pomysł, a sama fabuła jest dosyć oryginalna, chociaż przypomina nieco „Carrie”. Jak to u Kinga, mamy świetnie skonstruowane postaci na czele z tytułową podpalaczką, Charlene McGee. Jednak myślę, że mimo wszystko momentami powieść jest po prostu nudna. Można powiedzieć, że zaczęło się bardzo intrygująco, ale gdy wszystkie karty zostają odsłonięte, napięcie zaczyna spadać. Natomiast zakończenie bardzo dobre, takie „kingowe” ze starych dobrych lat: gorzko-słodkie i zostawiające czytelnika w centrum jakiegoś wydarzenia.
Dobra książka, ale szału nie ma, jakby czegoś niewysłowionego po prostu brakło. Mimo wszystko na pewno dobra pozycja do rozpoczęcia przygody z Kingiem.
Moja ocena: 7,3/10
„Czasami, kiedy jest źle, musisz robić rzeczy, których nie zrobiłabyś nigdy, gdyby wszystko szło dobrze.”
„Podpalaczka” to jedno ze wcześniejszych dzieł Kinga. Nie jest to stricte horror, a raczej thriller science-fiction. Powieść opowiada historię dziewczynki i jej ojca obdarzonych nadnaturalnymi zdolnościami w wyniku eksperymentu pewnej tajnej organizacji nazywanej...
„Druciarz, krawiec, żołnierz, szpieg” to dobry kryminał, czy też powieść szpiegowska, ale nie taki do jakich jesteśmy w naszych czasach przyzwyczajeni. Fabuła płynie powoli. Jest kilku podejrzanych, krok po kroku dowiadujemy się coraz więcej, a efekt końcowy nie wywołuje w nas wielkiego „WOW”. Ale nie czyni to tej powieści nieciekawej. Po prostu podchodząc do niej, należy mieć świadomość, że le Carré pisze tak by całe napięcie budowane było w dialogach, które trzeba przyznać są bardzo realistyczne i dobrze się je czyta.
„Druciarz, krawiec, żołnierz, szpieg” to dobry kryminał, czy też powieść szpiegowska, ale nie taki do jakich jesteśmy w naszych czasach przyzwyczajeni. Fabuła płynie powoli. Jest kilku podejrzanych, krok po kroku dowiadujemy się coraz więcej, a efekt końcowy nie wywołuje w nas wielkiego „WOW”. Ale nie czyni to tej powieści nieciekawej. Po prostu podchodząc do niej, należy...
więcej Pokaż mimo to