-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać325
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
Biblioteczka
2024-03-29
2024-02-27
2024-01-26
2024-01-22
2024-01-16
2023-12-28
2023-12-22
Rozczarowanie. Jakby ktoś pisał Anię z Zielonego wzgórza, tylko z akcją współcześnie, w NY i o dorosłych mężczyznach.
Historia nadmiernie ckliwa, ale przede wszystkim papierowa - co chwilę w tym świecie coś mi pęka i zgrzyta.
Nie wierzę w integralność bohaterów (pozlepianych z różnych historii, ale nieistniejących jako spójne osoby).
Nie wierzę w ich perypetie. Ilość życiowych ciosów, jakie dostał Jude jednak przekracza reguły prawdopodobieństwa. Przekracza je rownież zestawienie jego wykształcenia, pozycji zawodowej, umiejętności, jakimi wykazuje się w pracy - z tym, że czołga się przez park do samochodu, że otoczenie przez 20 lat nie interesuje się za bardzo jego dziwnymi przypadłościami, a on sam pozwala dotkliwie się pobić bliskiej osobie, i to nie raz! A jak już pojawia się obok niego ktoś dobry, pani z opieki - oczywiście umiera.
Nie wierzę, że takie osobowości mogłyby się zakumplować. Nie wiedząc o sobie momentami nic. Nie czuję tu prawdziwej przyjaźni. Więzi. Tego że bohaterowie w realu byliby w ogóle sobą zainteresowani. Jak można być blisko, naprawdę blisko, i przez 25 lat nie poruszyć w rozmowie najistotniejszych spraw, ani razu nie przebić się do tematów życia osobistego, intymnych?
Nie wierzę wreszcie w ich dialogi. Ludzie tak nie mówią. Dorośli faceci tak nie mówią (Oh, Haroldzie; Oh, Will; Oh, tak mi przykro, Jude).
Na plus dwie rzeczy: budowanie napięcia, stopniowe odsłanianie losów bohaterów i teoretyczne dysputy z dziedzin takich jak prawo czy sztuka.
Temat potrzebny. Mężczyźni. Przyjaźń. Różne seksualności. Ale nie w tym wydaniu. Z Deus ex machina spełniającym dziecięce marzenia o opiece, rodzicu, przyjacielu. Wydaniu pełnym egzaltacji, emocjonalnego dystansu, pustosłowia. Dla mnie to było jakieś płytkie i sztuczne.
Przez 200 stron czytałam, przez następnych 200 biłam się z myślami, czy czytać dalej. No i ostatecznie zrezygnowałam. Szkoda mi czasu.
Rozczarowanie. Jakby ktoś pisał Anię z Zielonego wzgórza, tylko z akcją współcześnie, w NY i o dorosłych mężczyznach.
Historia nadmiernie ckliwa, ale przede wszystkim papierowa - co chwilę w tym świecie coś mi pęka i zgrzyta.
Nie wierzę w integralność bohaterów (pozlepianych z różnych historii, ale nieistniejących jako spójne osoby).
Nie wierzę w ich perypetie. Ilość...
2023-11-11
2023-11-11
2023-10-31
2023-11-04
2023-10-28
2023-10-25
2023-10-23
2023-10-14
2023-08-18
2023-08-04
2023-07-31
2023-07-23
Kiepskie to.
Okładka swą grafiką nawiązuje do świetnych „Chłopek”, które kilka miesięcy wcześniej ukazały się nakładem tego samego wydawnictwa – Marginesy. Co sugeruje, że udostaniemy podobną jakość i równie dużo dowiemy się o innej grupie – ziemiankach.
Figa z makiem. Nie do wiemy się.
Ubogi materiał wyjściowy. Nie ma danych liczbowych, statystyk, osadzenia w czasie, przestrzeni. Ile było tych ziemianek, jak majętna była to grupa (usatysfakcjonowałoby mnie choć jedno porównanie, np. z pensją nauczyciela, stanem posiadania zamożnego chłopa itd.). Skąd się wzięła ta klasa, jak powstała i w co się przekształciła, pozbawiona majątków. O jakich w ogóle terenach mówimy, gdzie te ziemianki żyły. Bo mam wrażenie, że wszystkie w Nałęczowie. Nie ma wielkiej historii, polityki, przemian społecznych, takich jak chłopskie bunty. Nie ma mięsa i życia. Jest za to polityczna poprawność. Banalna. Sprowadzająca się do myśli, że ziemianki inwestowały w edukację chłopek dla własnego dobra i był to raczej wyraz protekcjonalizmu niż dobroczynności.
Nie ma, jak przy „Chłopcach”, tylu źródeł, wspomnień, listów, pamiętników. A mówimy o wykształconej, zamożnej grupie, która – można zakładać – ma dość dobrze udokumentowane losy i zostawiła po sobie bogatą spuściznę intelektualną. Mówimy o grupie, w której były głośne nazwiska, kobiety wybitne. Już chłopki z „Chłopek” więcej pisały niż te całe ziemianki. Taki przynajmniej wniosek nasuwa się po lekturze porównawczej obu książek.
Wbrew podtytułowi „co panie z dworów łączyło z chłopakami” nie dostajemy odpowiedzi na to pytanie. Poza powtarzającym się w każdym rozdziale opisem szkoły w Nałęczowie. Nie ma codzienności, przykładów, konkretnych historii, kryjących się za nimi emocji. Nie dostajemy nawet zarysu tych skomplikowanych relacji.
Ba, nie ma nawet wytłumaczenia, kto to ziemianka, kto włościanka. Czy włościanka to każda chłopka, czy może bardziej majętna, taka z ziemią? Trzeba się domyślać. Za to autorka z upodobaniem powtarza słowa ziemianki i włościanki, przeciwstawiając je sobie; i ta dychotomia po pewnym czasie – przyznaję szczerze – zaczęła mnie drażnić. Dodatkowo zastosowana w tekście fraza „szkoła ziemianek” to dość mylące określenie. Bo chodzi przecież o szkołę zorganizowaną przez ziemianki, do której uczęszczały chłopki. Przez ten brak precyzji miałam momentami poczucie, że autorka w ogóle nie wie, o czym pisze.
Konstrukcyjnie też chaos. Tytuły rozdziałów nic nie znaczą, bo praktycznie każdy jest o tym samym – o programie szkoły w Nałęczowie. Jakby to była jedyna w kraju placówka oświatowa i jedyne miejsce kontaktu wspomnianych grup społecznych, ziemianek i włościanek. Efekt jest taki, że nieustannie czytamy tę samą, błyskotliwą myśl, wyrażoną na 10 różnych sposobów, mianowicie: ziemianki edukowały włościanki. Przydałoby się uporządkowanie tekstu wg jakichś zagadnień, np. codzienność, macierzyństwo, polityka, relacje małżeńskie, wykształcenie, wybitne przedstawicielki itp.
A tu każdy temat muśnięty zaledwie, niedokończony. Naprawdę życia całej grupy społecznej nie można sprowadzać do jednej szkoły z kilkunastoma uczennicami z jednego kursu!
I mogłabym sobie sama zarzucić zbytni krytycyzm i nieuzasadnione porównywanie do doskonałych „Chłopek”. Ale wydawca jest ten sam. I jeszcze okładka utrzymana w podobnej konwencji. Pozostaje pytanie: kto poleciał na kasę, na fali sukcesu „Chłopek” naprędce szykując powierzchowne, wyzute z treści opracowanie?
Kiepskie to.
więcej Pokaż mimo toOkładka swą grafiką nawiązuje do świetnych „Chłopek”, które kilka miesięcy wcześniej ukazały się nakładem tego samego wydawnictwa – Marginesy. Co sugeruje, że udostaniemy podobną jakość i równie dużo dowiemy się o innej grupie – ziemiankach.
Figa z makiem. Nie do wiemy się.
Ubogi materiał wyjściowy. Nie ma danych liczbowych, statystyk, osadzenia w czasie,...