-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać352
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik15
Biblioteczka
2024-02-09
2023-10-29
2023-10-15
Powieść napisana bardzo plastycznym, ale zarazem melancholijnym językiem. Nie jest to w żadnym wypadku apoteoza Kozaków dońskich, ale ich burzliwa historia opowiedziana na podstawie sagi familii Kolcowów, począwszy od I wojny światowej przez rewolucję październikową i stalinowski terror, aż do wielkiej tragedii, jaka spadła na ten szeroko pojęty lud po zakończeniu II wojny światowej. Niestety Alianci, przede wszystkim Brytyjczycy, są tu przedstawieni w bardzo złym świetle. Perfidia ich kłamstwa, ale także zaślepienie i służalczość wobec Sowietów odstręczają i porażają. Chciałoby się napisać, że ku przestrodze, ale na podstawie choćby historii najnowszej widać, że Zachód nadal popełnia te same błędy.
Powieść napisana bardzo plastycznym, ale zarazem melancholijnym językiem. Nie jest to w żadnym wypadku apoteoza Kozaków dońskich, ale ich burzliwa historia opowiedziana na podstawie sagi familii Kolcowów, począwszy od I wojny światowej przez rewolucję październikową i stalinowski terror, aż do wielkiej tragedii, jaka spadła na ten szeroko pojęty lud po zakończeniu II wojny...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-06-14
Mam słabość do tego autora, także moja ocena zawsze będzie zawyżona. Nie jest to jego najlepsza powieść, ale wciąż jest to kawał znakomitej klasyki.
Mam słabość do tego autora, także moja ocena zawsze będzie zawyżona. Nie jest to jego najlepsza powieść, ale wciąż jest to kawał znakomitej klasyki.
Pokaż mimo to2023-05-24
Ta powieść jest arcydziełem literatury, "Król szczurów" mi się podobał, ale to monumentalne dzieło zapiera dech swoim rozmachem, tempem, precyzją, pieczołowitością oddania struktury politycznej, społecznej i kultury feudalnej Japonii, przybliżając nawet największemu laikowi japońską duszę. Czytelnik jest wręcz onieśmielony wyżynami, na które wzniósł się James Clavell tą epicką historią. Czytałem prawie trzy tygodnie, dawkowałem sobie, bo ta powieść tak wciąga, że można utonąć i dosłownie wyłączyć się z rzeczywistości. Jeśli chodzi o intrygę, to jest niezwykle zawiła, są passusy, że czytelnik nie jest do końca pewien, czy dana postać nie gra na dwa, a nawet trzy fronty, fortele są często wielopiętrowe, mające na celu zmylenie nie tylko adwersarza, ale również wszystkich wokół (łącznie z czytelnikiem!), tu wychodzi niesamowity kunszt Clavella i jego insiderska znajomość japońskich zwyczajów - jest to wiedza na najwyższym poziomie wtajemniczenia. Aha, no i jest "poduszkowanie" ;), i wiele innych atrakcji i zabawnych sytuacji, swoją drogą genialna praca tłumaczy, małżeństwa Grabowskich, można zakochać się w samej Japonii, ale też w treści. Książka jest dowcipna, autor często kompletnie zbija z pantałyku. Jak przez mgłę pamiętam serial emitowany w telewizji, ale jeśli chodzi o dobór aktorów do postaci Yoshi Toranagi (Toshirō Mifune) oraz Tody Mariko (Yōko Shimada), to tak właśnie wyobrażałem sobie te dwie postaci. Chamberlain do skomplikowanej postaci Blackthorne'a vel Anjin-sana mi trochę nie pasuje, ale to moje subiektywne odczucie. Niezapomniane przeżycie literackie i duchowe.
Ta powieść jest arcydziełem literatury, "Król szczurów" mi się podobał, ale to monumentalne dzieło zapiera dech swoim rozmachem, tempem, precyzją, pieczołowitością oddania struktury politycznej, społecznej i kultury feudalnej Japonii, przybliżając nawet największemu laikowi japońską duszę. Czytelnik jest wręcz onieśmielony wyżynami, na które wzniósł się James Clavell tą...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-01-23
Zjawiskowa powieść, której epicki, gargantuiczny rozmach dosłownie zapiera dech. A początki są niemrawe, zresztą podobnie jak w opowiadaniach Enriquez, gdzie zmiana nastroju i gatunku następuje tak nieoczekiwanie, że czytelnikowi kolokwialnie opada szczęka. Bardzo trudno jest tą historię wpisać w jakiekolwiek sztywne ramy gatunkowe, bo mamy tu istny miszmasz, wirtuozerskie granie konwencjami. Przy takiej objętości pisarz musi być niezwykle pewny swojego talentu, wręcz pyszny, bo zwykłemu wyrobnikowi nie uda się wszystkiego spiąć, ku temu trzeba tego magicznego pierwiastka, który posiadają tylko nieliczni. I Enriquez wychodzi z tego starcia absolutnie obronną ręką, powiem więcej, jestem pewny, że ona jest w stanie wznieść się jeszcze wyżej, to się czuje czytając „Naszą część nocy”, że autorka panuje nad każdym słowem, zdaniem, fragmentem, wszystko jest przemyślane i dopięte na ostatni guzik. Pewnie nie zdradzi tajników swojej pracy, ale odnoszę wrażenie, że mamy tu do czynienia z furor poeticus w czystej postaci, mistycznym natchnieniem. Tak jak u Bolaño, autorka zdaje się balansuje na cienkiej linie kiczu i maestrii, jednak nigdy z niej nie spada, i potrafi swoją prozą dyrygować niczym oswojonym dzikim zwierzęciem. Niesamowicie się to czyta. Uczyłem się kiedyś hiszpańskiego, samych podstaw, i pamiętam że to bardzo zmysłowy, namiętny język, który nawet w obliczu okrucieństwa, horroru, potrafi zamienić coś okropnego w czyste piękno. Dlatego wielkie uznanie dla tłumaczek, bo tą południowoamerykańską żywiołowość i nieokiełznanie na pewno ciężko przełożyć na nasz, choć piękny, ale nie tak wyrazisty język. Kolejna rzecz, która robi wrażenie, to wiedza autorki. Nie chodzi tu tylko o czerpanie inspiracji od Kinga, Cortazara, Borgesa czy Bolaño (i wielu innych), ale o przygotowanie merytoryczne, tj. historyczne, faktograficzne. Ba, znajomość medycyny również robi wrażenie, widać to w naszpikowanych specjalistycznym żargonem opisach operacji serca czy terapii lustrzanej opartej o tzw. neurony lustrzane stosowanej w przypadkach osób, które doznały amputacji kończyny górnej. Tło historyczne zostało genialnie odwzorowane, począwszy od burzliwego okresu dwukrotnej prezydentury zręcznego demagoga i satrapy Juana Perona przedzielonego rządami wojskowych, przez tzw. proces reorganizacji narodowej (okres rządów ostatniej junty – ultima junta militar) w latach 1976-83, aż po czasy współczesne i piętno, jakie owe lata odcisnęło na społeczeństwie argentyńskim. Enriquez posługując się okultyzmem i mistycyzmem, elementami horroru, chce unaocznić czytającemu, jak przerażający był to okres, pełen niepewności i grozy, gdzie rzeczywistość mieszała się z oniryzmem, ludzie znikali jak kamień w wodę, często pozostawały po nich tylko zdjęcia i wspomnienia (desaparecidos). Motyw bogatego rodu potomków angielskich latyfundystów, którzy dosłownie trzęśli kontynentem południowoamerykańskim, będąc w posiadaniu najbardziej żyznych ziem pod uprawę mate, jednocześnie wykorzystując biednych niczym niewolników na plantacjach bawełny, jest również frapujący. A to z tego względu, że gros tych majętnych rodzin, opowiedziała się właśnie za juntą, z oportunizmu i koniunkturalizmu, chociaż uważali ich w większości za prostaków i parweniuszy. Zresztą za Perona, którego poglądy justycjalistyczne były przykrywką dla korporacjonizmu i dyktatury w faszystowskim wydaniu, również niezbyt ucierpieli, autorka świetne to oddaje, że niczym kameleon, byli zawsze w stanie dostosować się do danej sytuacji. Postać Juana (i jego syna), medium wyciągniętego z biedy, jest tu symptomatyczna i idealnie odzwierciedla różnice pomiędzy warstwą burżuazji i arystokracji a zwykłym ludem, który traktowali jedynie jako narzędzie do swoich, często zwyrodniałych celów. Psychologia postaci to również mocna strona tej powieści. Relacje międzyludzkie, nie tylko te wewnątrzrodzinne, ale również pomiędzy poszczególnymi członkami społeczności są nieoczywiste, wiarygodne, ukazują jakim skomplikowanym tworem jest społeczeństwo, zarówno silnie rozwarstwione, jak i mające w pamięci doświadczenia nagiego terroru ze strony rządzących i znieczulicy pobratymców. O tej książce można rozprawiać bardzo długo, bo jest tu zawarte tyle interesujących zagadnień, że nie sposób wspomnieć o wszystkim. Powiem tylko, że zazdroszczę nieprzeciętnego pisarskiego talentu Marianie Enriquez. Jest to dzieło, jakie chciałby mieć w swoim dorobku każdy aspirujący i już ugruntowany pisarz. Czekam na więcej …
Zjawiskowa powieść, której epicki, gargantuiczny rozmach dosłownie zapiera dech. A początki są niemrawe, zresztą podobnie jak w opowiadaniach Enriquez, gdzie zmiana nastroju i gatunku następuje tak nieoczekiwanie, że czytelnikowi kolokwialnie opada szczęka. Bardzo trudno jest tą historię wpisać w jakiekolwiek sztywne ramy gatunkowe, bo mamy tu istny miszmasz, wirtuozerskie...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-04-12
Fabuła w powieściach Oksanen rozwija się niespiesznie, napięcie budowane jest skrupulatnie, autorka nie próbuje się przypodobać czytelnikowi tanim efekciarstwem. Sztywno trzyma się swojej wcześniej założonej koncepcji, nie mając gdzieś z tyłu głowy myśli, czy jej tekst trafi w gusta szerokiego grona czytelników - i głównie dlatego jej powieści są tak pasjonujące i hipnotyzujące. Zachwyca język, niebanalne opisy, portrety psychologiczne postaci, dopracowane i kipiące wiarygodnością. To literatura wymagająca, ale satysfakcja z obcowania z taką książką jest niebywała.
Fabuła w powieściach Oksanen rozwija się niespiesznie, napięcie budowane jest skrupulatnie, autorka nie próbuje się przypodobać czytelnikowi tanim efekciarstwem. Sztywno trzyma się swojej wcześniej założonej koncepcji, nie mając gdzieś z tyłu głowy myśli, czy jej tekst trafi w gusta szerokiego grona czytelników - i głównie dlatego jej powieści są tak pasjonujące i...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-07-15
2022-06-18
Lemaitre kojarzył mi się kryminałami, skądinąd bardzo solidnymi pod względem fabuły i postaci. Muszę przyznać, że ta powieść robi wrażenie dopracowaniem, jest przemyślana od początku do końca. Zdarzają się lekkie przestoje, ale widać że autor trzyma się wcześniej przyjętej koncepcji, czuć w tym wszystkim spójność, która dodaje wiarygodności owej historii. Powieść ma ponad 500 stron, także spory kaliber, ale nie ma się wrażenia, jakby niektóre wątki wydawały się zbędne, nie ma tego sztucznego rozdęcia., przypadłości, na jaką cierpi wielu młodych pisarzy. "Do zobaczenia w zaświatach" arcydziełem bym nie nazwał, to bardziej powieść głównego nurtu z ambicjami, co nie zmienia faktu, że jest to wirtuozerska literatura. Tło historyczne jest wybornie skrojone pod wydarzenia rozgrywające się w książce. Są to praktycznie ostatnie dni rzezi, jaką była I wojna światowa. I Francja, mimo że tryumfująca, chce jak najszybciej zapomnieć o tej hekatombie, dosłownie zmyć z siebie tą woń śmierci, szczególnie wśród młodych mężczyzn, stąd powoli zaczyna odwracać się od weteranów, pozostawiając ich samym sobie. Autor od początku wrzuca nas w wir fabuły. Jest bezkompromisowy w kwestii odtworzenia tamtej rzeczywistości, nie stroni od naturalistycznych detali, zresztą wystarczy poszperać w sieci i na własne oczy przekonać się, co ta wojna zrobiła z żołnierzami, fizycznie i psychicznie. Jednak jednocześnie jest w tym pewna lekkość, podszyta ironią i humorem czarnym jak smoła. Portrety psychologiczne postaci to bardzo mocna strona tej powieści, nawet te epizodyczne zostały tak plastycznie przelane na papier, że przy odrobinie wyobraźni można wsiąknąć w ten świat. Z wielką chęcią porównam literacki pierwowzór z ekranizacją, która, patrząc po ocenach i opiniach, wydaje się, że wyszła całkiem nieźle.
Lemaitre kojarzył mi się kryminałami, skądinąd bardzo solidnymi pod względem fabuły i postaci. Muszę przyznać, że ta powieść robi wrażenie dopracowaniem, jest przemyślana od początku do końca. Zdarzają się lekkie przestoje, ale widać że autor trzyma się wcześniej przyjętej koncepcji, czuć w tym wszystkim spójność, która dodaje wiarygodności owej historii. Powieść ma ponad...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-01-06
Powieść otwiera oczy na wiele spraw, a w szczególności ślepą, niczym nieuzasadnioną wiarę struktur podziemnych, w tym AK, kręgów rządowych na uchodźstwie, w to, że Polska może wrócić do stanu sprzed września 1939 roku. Nawet w obliczu wyraźnych znaków, że Niemcy na froncie wschodnim nie mogą wygrać wojny postępując w sposób okrutny i bezwzględny nie tylko wobec jeńców wojennych, ale też ludności cywilnej, która wkrótce przekonała się, że za Hitlera jest jeszcze gorzej niż za Stalina, każdy podnoszący kwestię Sowietów jako głównego wroga, traktowany był a priori jako faszysta i zdrajca. Nie wspominając o całkowitym niemal spenetrowaniu naszych tajnych struktur dowodzenia przez jaczejki komunistyczne, co miało dać opłakane skutki pod koniec wojny. Mackiewicz uwypukla również hipokryzję niemieckich generałów, którzy stali murem za Hitlerem, od czasu do czasu kręcąc nosem, dopóki Wehrmacht rozgniatał kolejnych przeciwników. Nagła zmiana frontu, głównie z oportunistycznych pobudek, pokazuje dobitnie, że cały ten ich rzekomy opór, często podkreślany w anglojęzycznych pozycjach (ostatnio również w Niemczech zaczyna się wybielanie wojskowych niezgadzających się z Hitlerem, ale nadal czerpiących wymierne korzyści z bycia ważnymi postaciami w reżimie nazistowskim), był wyrachowaną próbą zwalenia wszystkiego na Hitlera i jego pomagierów, podczas gdy ich reputacja pozostałaby nieskazitelna. Bardzo podobnie sprawy się miały po zakończeniu I wojny, gdzie kręgi wojskowe umiejętnie zrzuciły odpowiedzialność za własne błędy na Żydów i komunistów, którzy wbili narodowi nóż w plecy. Generał Własow był niewydarzonym i mitomańskim konstruktem oderwanych od rzeczywistości wojskowych elit, podobnie jak próby zaprzęgnięcia dla sprawy Białych Rosjan, co nawet trzeźwo dostrzegał będący już wrakiem i coraz bardziej skłonny do wybuchów złości Hitler. Przez powieść przewija się cała masa postaci, tych znanych z kart historii, jak i tych z dalszego planu, wszystko w przemyślany sposób splecione w wielowątkową opowieść o tragizmie wojny. Autor sporo poświęca miejsca oddziałom partyzanckim, zarówno tym z AK, jak i sowieckim, a także innym grasującym bandom, na których łasce i niełasce znajdowali się postronni ludzie. Dwutorowość narracji również w pewnym stopniu zastosował autor w "Drodze donikąd", chociaż tu jest to zrobione zdecydowanie na większą skalę. Literatura zapadającą w pamięć.
Powieść otwiera oczy na wiele spraw, a w szczególności ślepą, niczym nieuzasadnioną wiarę struktur podziemnych, w tym AK, kręgów rządowych na uchodźstwie, w to, że Polska może wrócić do stanu sprzed września 1939 roku. Nawet w obliczu wyraźnych znaków, że Niemcy na froncie wschodnim nie mogą wygrać wojny postępując w sposób okrutny i bezwzględny nie tylko wobec jeńców...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-11-27
Bardzo przejmująca książka. Jeśli ktoś miałby jakiekolwiek wątpliwości (niestety tacy zaślepieni apologeci nadal istnieją w zachodnich cywilizacjach, tych rzekomo lepszych, postępowych), co do ustroju komunistycznego (w wydaniu rosyjskim), to powinien przeczytać tą powieść. Szczególnie uderzyła mnie ta kompletna nieprzewidywalność i zarazem nieubłagalność macek bolszewickiego aparatu represji. Jednostka mogła się miotać, lawirować, a i tak nie było żadnej pewności, czy uda się przetrwać. Myślę, że te często wywołujące niemałą irytację czytelnika zachowania bohaterów powieści uwypuklają, jak kawałek po kawałku ludzie zamieniali się w jakieś bezmyślne automaty, istoty na wskroś uległe i pogodzone ze swoim losem. Nadziei w tamtej szarej rzeczywistości nie było żadnej, wybór to był klasyczny konflikt tragiczny: ucieczka (często w jeszcze większe bagno) albo kapitulacja i rezygnacja, często zakończone śmiercią. Tak wielu szermuje dziś słowami totalitaryzm, faszyzm, komunizm, stalinizm, doszukuje się analogii tam, gdzie jej nie ma. I to jest chyba najsmutniejsze, że nadużywa się tych terminów tylko w celu szokowania, zabłyśnięcia, ale nie myśli się o ofiarach tamtych czasów.
Bardzo przejmująca książka. Jeśli ktoś miałby jakiekolwiek wątpliwości (niestety tacy zaślepieni apologeci nadal istnieją w zachodnich cywilizacjach, tych rzekomo lepszych, postępowych), co do ustroju komunistycznego (w wydaniu rosyjskim), to powinien przeczytać tą powieść. Szczególnie uderzyła mnie ta kompletna nieprzewidywalność i zarazem nieubłagalność macek...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-09-12
Ależ to jest wybitna proza. Czytelnicza uczta. Piękny, plastyczny i zarazem melancholijny język. Za takie dzieła otrzymuje się najwyższe laury tj. Nobel, Pulitzer, czy obecnie Booker. Ciężko na gorąco cokolwiek składnego sklecić na temat tej powieści, aby w pełni oddać zachwyt nad tym dziełem, człowiek oszołomiony jest jeszcze wydarzeniami w nim przedstawionymi. Tak jak już ktoś niżej wspominał, opis bombardowania Drezna jest niesamowity, zresztą jest tak wiele obrazów w tej książce, które na pewno wryją się głęboko w pamięć. Takich powieści człowiek przeczyta kilkanaście (może ciut więcej) w swoim życiu. Chapeau bas, panie Mackiewicz!
Ależ to jest wybitna proza. Czytelnicza uczta. Piękny, plastyczny i zarazem melancholijny język. Za takie dzieła otrzymuje się najwyższe laury tj. Nobel, Pulitzer, czy obecnie Booker. Ciężko na gorąco cokolwiek składnego sklecić na temat tej powieści, aby w pełni oddać zachwyt nad tym dziełem, człowiek oszołomiony jest jeszcze wydarzeniami w nim przedstawionymi. Tak jak już...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-03-09
Czytając tę powieść przez ostatnie kilka dni czułem się jak naoczny świadek, uczestnik zagłady świata w 1939 roku. Coś jest takiego w powieściach Remarque'a, nie dający się określić urok jego pióra, dzięki któremu od praktycznie pierwszych stron czytelnik jest kupiony i niemal zatraca się w losie bohaterów. I mimo że przeczuwałem, jak to się skończy, jestem głęboko poruszony. Takie oddziaływanie ma na człowieka tylko literatura wybitna. Klasyka w najlepszym znaczeniu tego słowa. Powieść, która zapada głęboko w pamięć. Chapeau bas!
Czytając tę powieść przez ostatnie kilka dni czułem się jak naoczny świadek, uczestnik zagłady świata w 1939 roku. Coś jest takiego w powieściach Remarque'a, nie dający się określić urok jego pióra, dzięki któremu od praktycznie pierwszych stron czytelnik jest kupiony i niemal zatraca się w losie bohaterów. I mimo że przeczuwałem, jak to się skończy, jestem głęboko...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-11-22
"Szczęśliwy człowiek nie ma przeszłości, a nieszczęśliwy nie ma nic poza nią."
Zacznę od tego, że nie jestem delikatnie mówiąc fanem opisów na okładkach i blurbach pełnych przymiotników : genialny, wybitny, niesamowity itd. Sam początek "Ścieżek północy" raczej utwierdza w przekonaniu, że będziemy mieć do czynienia z ckliwą, pełną patosu i taniego sentymentalizmu powieścią. Jest to świadomy zabieg, warstwa pod którą kryje się to, co autor chciał przekazać w tej książce. Obcujemy z literaturą wielkiego formatu, która przede wszystkim odznacza się niebywale plastycznym i pięknym językiem, który hipnotyzuje, przeraża, wzrusza, poniewiera. Nie jest to bynajmniej pełna bohaterstwa opowieść o jeńcach wojennych budujących Kolej Birmańską i ich zmagań, raczej pełna naturalistycznych szczegółów udręka i powolne gnicie ich ciał, które w większość przypadków kończyło się potworną śmiercią lub złamanym życiem. Dialogi w powieści nie są zaznaczone, do czego bardzo szybko jest się przyzwyczaić, jednak tłumacz na pewno musiał mieć sporo pracy z wyłuskiwaniem fragmentów, gdzie wypowiadają się postaci, od tych w których mamy ich przemyślenia. Tu należą się wielkie pochwały za sam przekład. Autor świetnie oddaje klimat tasmańskich i australijskich wiosek leżących na kompletnym odludziu i zestawia to ze scenerią wielkich metropolii, kwitnących, pełnych nieograniczonych możliwości. Motyw zestawienia niższych warstw społeczeństwa z tzw. klasą średnią i ludźmi zamożnymi często przewija się w powieści, zarówno w odniesieniu do jeńców, którzy w większości pochodzili z biedoty lub w najlepszych przypadku byli przedstawicielami proletariatu, jak i rygorystycznej i narzuconej odgórnie klasowości społeczeństwa japońskiego. Wartym odnotowania jest fakt, że większość dowódców z tych bardziej uprzywilejowanych klas społecznych nie poniosła kary za swoje czyny, tylko dożyła spokojnej starości. Co ciekawe, po wojnie Amerykanie korzystali z usług naukowców i lekarzy odpowiedzialnych za potworne eksperymenty na ludziach w roli konsultantów ds. broni biologicznej. Opis powojennej Japonii będącej państwem upadłym, jednym wielkim rumowiskiem i wylęgarnią wszelkiego rodzaju szumowin i zgnilizny jest chyba jednym z lepszych w literaturze. Książka także pokazuje, że przejście przez te straszne doświadczenia obozu jenieckiego złamało wielu w przyszłym życiu lub poważnie okaleczyło ich psychikę, zdolność do współegzystowania w społeczeństwa, kochania, okazywania uczuć. W większości przypadków byli zagubionymi ludźmi, jakby wyjętymi z innej epoki, wkładającymi maski, których wymagała od nich powojenna rzeczywistość. To przypadłość wielu weteranów wojennych, którzy nie potrafili wrócić na łono społeczeństwa, tylko zamykali się w swoim świecie. Paradoksalnie, mimo sukcesów zawodowych i sławy, doświadczenia jakie naznaczyły głównego bohatera uczyniły go człowiekiem nieszczęśliwym, pełnym sprzeczności, odgrywającym rolę bohatera i przykładnego męża przed społeczeństwem, kiedy w rzeczywistości nie odczuwał nic prócz pustki, którą próbował zapełnić swoją dezynwolturą w trakcie zabiegów chirurgicznych i w niezliczonych miłosnych podbojach. Jest to bardzo przygnębiająca książka, która w pełni oddaje tragizm losów uczestników wojny, ich bliskich, przyszłych rodzin, niespełnionych miłości. Główny bohater w trakcie palenia zwłok zmarłych na cholerę, w pewnym momencie wypowiada słowa, że po ich śmierci cała pamięć o doświadczeniach wojennych obróci się w popiół, bo nowemu pokoleniu nie będzie miał już kto wytłumaczyć i uzmysłowić skali ich cierpienia. Jednak pamięć o ofierze złożonej przez tych ludzi musi być jednym z fundamentów naszych społeczeństw, tym pierwiastkiem człowieczeństwa, który oddziela nas od zwierząt.
Zasłużony laur w postaci Nagrody Bookera.
"Szczęśliwy człowiek nie ma przeszłości, a nieszczęśliwy nie ma nic poza nią."
Zacznę od tego, że nie jestem delikatnie mówiąc fanem opisów na okładkach i blurbach pełnych przymiotników : genialny, wybitny, niesamowity itd. Sam początek "Ścieżek północy" raczej utwierdza w przekonaniu, że będziemy mieć do czynienia z ckliwą, pełną patosu i taniego sentymentalizmu...
2020-10-24
Wybitna proza. Piękny język, wyraziści bohaterowie, książka która ma to coś, w trakcie czytania której się o niej myśli, a także po jej skończeniu.
Wybitna proza. Piękny język, wyraziści bohaterowie, książka która ma to coś, w trakcie czytania której się o niej myśli, a także po jej skończeniu.
Pokaż mimo to2020-02-01
Proza najwyższej próby. Relatywizm moralny kontra rygoryzm etyczny. Machina ludobójstwa rozłożona na czynniki pierwsze, niczym wielki mechanizm, w którym każdy trybik tego olbrzymiego "przedsięwzięcia" państwowo-biurokratyczno-biznesowego pełnił swoją rolę. Książka, która prześladuje, przytłacza, wywołuje podskórny niepokój, śmieszy (niektóre passusy są tak groteskowe, że aż komiczne), przeraża, zniesmacza. Książka o której się myśli. Na interpretację duży wpływ ma odbiór czytelnika: dla jednych może to być moralitet, dla innych apoteoza zła i zarazem jego banalność, pospolitość, albo coś zupełnie innego. Na uwagę zwraca niezwykle drobiazgowy research autora (na znawcach II wojny światowej i Holokaustu na pewno zrobi wrażenie skrupulatność i wierność tła owej historii), za co należą mu się owacje na stojąco. Jednak ten tekst to nie tylko dobrze odrobiona lekcja historii, ale przede wszystkim literatura wielkiego formatu, wprawiający w zachwyt język, i to z jak niesamowitym wyczuciem Littell snuje opowieść o Maximilianie Aue. Ocena głównego bohatera należy do czytelnika: czy był zblazowanym socjopatą, a może everymanem wciągniętym w wir historii? A może to sprytny zabieg, bezczelna prowokacja, mająca na celu przyjrzenie się sobie w lustrze i stwierdzenie, że niestety dostrzegamy cząstkę siebie w tej fikcyjnej postaci? Opus magnum.
Proza najwyższej próby. Relatywizm moralny kontra rygoryzm etyczny. Machina ludobójstwa rozłożona na czynniki pierwsze, niczym wielki mechanizm, w którym każdy trybik tego olbrzymiego "przedsięwzięcia" państwowo-biurokratyczno-biznesowego pełnił swoją rolę. Książka, która prześladuje, przytłacza, wywołuje podskórny niepokój, śmieszy (niektóre passusy są tak groteskowe, że...
więcej mniej Pokaż mimo to
Epicka historia. Jest tu wiele scen, które oddziałują na wyobraźnię. Mackiewicz, jak to ma w zwyczaju, bardzo umiejętnie wplata fakty i umieszcza prawdziwe postaci historyczne na kartach powieści. Dzięki temu historia nabiera realizmu i jeszcze większego rozmachu. Passusy, w których śledzimy losy szwadronu kawalerii ułanów z Karolem Krotowskim i wieloma innymi wyrazistymi postaciami, są niezapomniane i przeniesione na papier tak pięknym piórem, że z trudem przychodzi odłożenie książki w trakcie czytania. Drobiazgowość odwzorowania tamtych czasów jest bezkonkurencyjna. Konflikt polsko-bolszewicki został tu odarty z rozdmuchanej spektakularności, patosu i odmitologizowany, autor udowadnia, że o żadnym cudzie nie mogło być mowy, oskrzydlenie frontu Tuchaczewskiego było po prostu następstwem logicznej taktycznej antycypacji i skorzystania z nadarzającej się okazji wynikającej z ewidentnego błędu w planach po stronie bolszewickiej. Przypadkowość śmierci na polu walki jest wszechobecna. Wiele z opisywanych potyczek toczy się dość chaotycznie, pomiędzy niewielkimi oddziałami, a szala przechyla się z jednej strony na drugą kilkukrotnie. Wydaje mi się, że to właśnie był zamysł autora, żeby pokazać, jak cienka granica była pomiędzy dalszym parciem armii czubaryków na Zachód celem kolportacji światowej rewolucji (lub pożogi) a odparciem bolszewickiej zarazy na wschód przez polskie oddziały.
Epicka historia. Jest tu wiele scen, które oddziałują na wyobraźnię. Mackiewicz, jak to ma w zwyczaju, bardzo umiejętnie wplata fakty i umieszcza prawdziwe postaci historyczne na kartach powieści. Dzięki temu historia nabiera realizmu i jeszcze większego rozmachu. Passusy, w których śledzimy losy szwadronu kawalerii ułanów z Karolem Krotowskim i wieloma innymi wyrazistymi...
więcej Pokaż mimo to