Biblioteczka
2024-02-25
2023-11-01
2023-07-27
Kit to dorosła kobieta, która wychowuje swoją kilkunastoletnią córkę. Mieszka w Pecan Hollow, niewielkim miasteczku, w którym od lat zajmuje jedno stanowisko i mieszka w starym domu po kobiecie, która chętnie przygarnęła ją pod swoje skrzydła. Skrywa jednak mroczną tajemnicę związaną ze swoją przeszłością. W wieku kilkunastu lat Kit była przerzucana z jednej rodziny zastępczej do drugiej, miała jedną bliską krewną, która jednak nie zdawała sobie sprawy z jej istnienia. Kit miała dość takiego życia, dlatego zdecydowała się uciec. Trafiła w ręce kryminalisty, charyzmatycznego faceta, który ją nie tylko przygarnął, ale później również oczarował. Spędzone z nim lata sprawiły, że młoda Kit stała się jego partnerką w zbrodni. Niestety, jedno wydarzenie przelało czarę goryczy i popchnęło Kit do ucieczki od takiego życia. Czy przeszłość za nią podąży?
CIENIE PECAN HOLLOW Caroline Frost to nie tylko książka z piękną okładką, ale również fantastyczna, napisana wciągającym językiem historia, która pozostawia po sobie piętno w czytelniku. Mamy tutaj do czynienia z zagubioną dziewczyną, młodą kobietą, która uzależnia się i swoje życie od kryminalisty. Uczy się, czym jest dobro i zło, ale od niewłaściwego człowieka. Opuszcza go dopiero w momencie, kiedy jego zachowanie staje się naprawdę niebezpieczne. A jednak pozostawia w sobie swego rodzaju iskierkę, pamiątkę po tym dość specyficznym etapie swojego życia. W tej książce dominuje odmienność, strach przed brakiem akceptacji, strach przed powrotem do przeszłości, a jednocześnie widać ogromną miłość, którą kobieta w sobie nosi, uzależnienie, może też coś na kształt syndromu sztokholmskiego. Uważam, że historia ta jest godna poznania!
Kit to dorosła kobieta, która wychowuje swoją kilkunastoletnią córkę. Mieszka w Pecan Hollow, niewielkim miasteczku, w którym od lat zajmuje jedno stanowisko i mieszka w starym domu po kobiecie, która chętnie przygarnęła ją pod swoje skrzydła. Skrywa jednak mroczną tajemnicę związaną ze swoją przeszłością. W wieku kilkunastu lat Kit była przerzucana z jednej rodziny...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-06-16
Czy zdarza Ci się zakładać maskę? Nie chcesz, aby inni widzieli, co czujesz, co niesiesz na swoich barkach?
Patrycja to młoda kobieta, która kupuje dom we Wrocławiu. Przybyła aż znad morza, gdzie się wychowała, gdzie studiowała i gdzie rozpoczęła swoją karierę w banku. Na Dolnym Śląsku zamierza ją kontynuować, stając na czele nowego oddziału banku. Remontuje dom, w którym chce rozpocząć całkiem nowy etap życia. Nie powstrzymują jej nawet pogłoski o rzekomym fatum, które ciąży na tej konkretnej nieruchomości. Ale kiedy zaczyna słyszeć kroki dochodzące ze strychu, zaczyna się niepokoić.
KROKI NA STRYCHU Marty Malinowskiej od wydawnictwa Mando to piękna, a jednocześnie bardzo smutna i ciężka lektura. To ponad 300 stron historii trzech kobiet, których losy są ze sobą w jakiś sposób połączone. Poza Patrycją do głosu dochodzi Maria, mieszkanka tego domu oraz jej córka Bogusia. Obydwie nie miały łatwego życia. Dręczone, poniewierane, niedoceniane, z jedyną przyświecającą misją — zapewnić dziecku odpowiednie życie. Ani jedna, ani druga, ani też główna bohaterka w niczym nie zawiniły, po prostu urodziły się w złym miejscu, w złym czasie. Zmagające się z traumami, które miały nie wyjść na światło dzienne, a jednak wyszły. Do tego dziwne, tajemnicze zaginięcie, które przez kilkadziesiąt lat nie zostało rozwiązane, ponieważ milicja utknęła w ślepym punkcie. I sporo śmierci — jedne bardziej zamierzone, inne mniej.
KROKI NA STRYCHU to z jednej strony powieść, w której niewiele się dzieje, z drugiej ogrom historii, tych ciężkich, traumatycznych, smutnych, które oddziałują na człowieka. Skąd tyle bólu, skąd tyle cierpienia, skąd tyle zła się bierze? Te pytanie nieustannie mi towarzyszyły i cieszę się, że w większości te czasy minęły, choć z pewnością gdzieś tam żyją osoby, które nadal muszą przez to przechodzić.
I mimo tego, że zakończenia w pewien sposób się domyślałam, ponieważ autorka dała pewną wskazówkę dość wcześnie, to książka mnie zaskoczyła i pozostawiła po sobie trwały ślad. Mam nadzieję, że na długo!
Czy zdarza Ci się zakładać maskę? Nie chcesz, aby inni widzieli, co czujesz, co niesiesz na swoich barkach?
Patrycja to młoda kobieta, która kupuje dom we Wrocławiu. Przybyła aż znad morza, gdzie się wychowała, gdzie studiowała i gdzie rozpoczęła swoją karierę w banku. Na Dolnym Śląsku zamierza ją kontynuować, stając na czele nowego oddziału banku. Remontuje dom, w którym...
2023-04-13
2023-02-22
Tożsamość, która zostaje odebrana. Natura, z którą do tej pory lud żył w zgodzie i harmonii, a którą biali zaczęli ignorować i czerpać z niej, bez dawania od siebie. Małżeństwa bez miłości, dla przetrwania ludu. Przyjmowanie religii, z którą do końca życia lud nie znajdzie elementów wspólnych.
CÓRKI KLANU JELENI Danielle Daniels to wyjątkowa opowieść o losach Marie i jej rodziny. Akcja rozgrywa się na terenach Nowej Francji, czyli zagrabionych terenach Kanady, wiek XVII. Marie jest rdzenną mieszkanką tamtych terenów, która dla przetrwania swojego ludu, decyduje się wyjść za białego człowieka, a także przyjąć chrześcijaństwo. Wszystko to dzieje się wbrew niej samej, wbrew temu, co faktycznie czuje. Kobieta jest zrozpaczona, jednak poddaje się woli swojego ludu i zaczyna wieść całkiem inne życie od tego, które znała.
O CÓRKACH KLANU JELENI można by mówić długo, jednak najlepszym wyjściem będzie przeczytanie tej książki. Jeśli interesują Was klimaty rdzennych mieszkańców tamtejszych terenów, jeśli szukacie powieści dotykających kolonizacji, narzucania wiary, stawiania kobiet znacznie niżej, niż mężczyzn, to lektura dla Was. Jest pełna smutku, rozpaczy, ale i małych radości. Nie brakuje w niej matczynej miłości, bezwarunkowej, która nie patrzy na orientację, na kolor skóry, na wady. Nie brakuje też okropnego podejścia do kobiet, których zadaniem jest bycie posłusznym mężom oraz rodzenie dzieci. Lektura wyciskała łzy i pokazała, jak wiele udało się od tamtego czasu zmienić, ale jak wiele jeszcze jest do zmiany. I pokazała też wszelkie minusy kolonializmu oraz nastawienia białych ludzi do rdzennych mieszkańców. Ich wyższość, przekonanie, że rdzenni ludzi nie mają pojęcia o życiu, nie znają bogactw, a więc są przez to ułomni. Wielki, ogromny błąd.
Tożsamość, która zostaje odebrana. Natura, z którą do tej pory lud żył w zgodzie i harmonii, a którą biali zaczęli ignorować i czerpać z niej, bez dawania od siebie. Małżeństwa bez miłości, dla przetrwania ludu. Przyjmowanie religii, z którą do końca życia lud nie znajdzie elementów wspólnych.
CÓRKI KLANU JELENI Danielle Daniels to wyjątkowa opowieść o losach Marie i jej...
2023-02-04
2023-01-11
2022-11-26
2022-08-16
2022-07-08
2021-12-08
2021-10-05
2021-04-23
Frida Kahlo. Jedni jej nazwiska nie znają w ogóle, inni kojarzą ją z nietypowymi obrazami, jeszcze inni ubóstwiają Fridę za jej odwagę, upór, chęć do życia, siłę i ogromną miłość. Ja, po przeczytaniu książki “Frida Kahlo i kolory życia” należę niezaprzeczalnie do tej ostatniej grupy ludzi.
“Frida Kahlo i kolory życia” Caroline Bernard to wspaniała, wyjątkowa powieść o fantastycznej kobiecie, która mimo przeciwności losu, potrafiła pozbierać się z gruzów ciała i marzeń i podnieść na nowo do życia. Ta niezwykła Meksykanka przeszła w swoim życiu bardzo dużo. Przede wszystkim, na samym jego początku, kiedy zaczęły otwierać się przed nią perspektywy, musiała porzucić marzenia, gdyż uległa straszliwemu wypadkowi. Odnalazła się jednak z powrotem dzięki malarstwu. Doceniała swoje piękno, potrafiła korzystać z własnej urody, korzystała ze swojego wyczucia, by wyróżniać się strojem. Straciła miłość swojego życia, by poznać kolejną i oddać się związkowy bezgranicznie. Pozwoliła się zdradzać, ranić, jednocześnie stojąc murem za Diego Riverą. Choć w powieści życie Fridy zostało opisane tylko w malutkim kawałku, możemy zobaczyć, jak wiele musiała przejść jedna kobieta i jak wiele udało jej się przetrwać.
Wiecie, dlaczego “Frida Kahlo i kolory życia” to piękna, wciągająca powieść? Ponieważ życie głównej bohaterki było jak powieść. Choć w posłowiu autorka zaznacza, że niektóre elementy zostały przez nią dopowiedziane, można sądzić, że malarka miała niesamowite życie, niczym rollercoaster.
Polecam Wam tę powieść z wielu względów. Przede wszystkim - motywuje, pokazuje, że zniszczone marzenia nie muszą całkowicie przekreślić czyjegoś życia, pokazuje, że kobieta może podnieść się po wielu upadkach różnej natury. “Frida Kahlo i kolory życia” to manifest, ukazujący, jak piękne może być życie, nawet, kiedy niedomagamy i cierpimy. Czytajcie, motywujcie się, bierzcie przykład i pamiętajcie - życie jest jedno!
Frida Kahlo. Jedni jej nazwiska nie znają w ogóle, inni kojarzą ją z nietypowymi obrazami, jeszcze inni ubóstwiają Fridę za jej odwagę, upór, chęć do życia, siłę i ogromną miłość. Ja, po przeczytaniu książki “Frida Kahlo i kolory życia” należę niezaprzeczalnie do tej ostatniej grupy ludzi.
“Frida Kahlo i kolory życia” Caroline Bernard to wspaniała, wyjątkowa powieść o...
2021-03-22
Po kilkuletniej przerwie od obyczajówek, postanowiłam, trochę idąc w ślady Moniki, by sięgnąć jeszcze raz. Zdecydowałam się na “Skradzione małżeństwo” Diane Chamberlain.
Jest rok 1944, młoda kobieta imieniem Tess uczy się na pielęgniarkę i razem ze swoim narzeczonym planuje wspólną przyszłość. Niestety, epidemia polio sprawia, że narzeczony musi wyjechać do Chicago i pomagać w tamtejszym szpitalu. Niecierpliwa kobieta, pozbawiona wielu zmartwień, tęskniąca za Vincentem, pozwala namówić się przyjaciółce na wyjazd do Chicago. Jeden wyjazd, jedna noc zmienia jej całe życie, wywraca je do góry nogami i niszczy wszelkie plany na przyszłość. Tess wyprowadza się z ukochanego miasta do nieznanego Hickory, które niedługo później staje się epicentrum epidemii.
“Skradzione małżeństwo” to długa powieść, papierowe wydanie liczy sobie aż 560 stron, ale zapewniam - są to strony wypełnione najprawdziwszymi emocjami. Co więcej, autora zaczyna historię wydarzeniem, które maksymalnie wzmaga ciekawość i nie pozwala się oderwać. Później, niespiesznie poznajemy młodą Tess, towarzyszymy podczas jej niemądrych wyczynów, cierpimy z nią, śmiejemy się… autora tak pięknie ukazała tę bohaterkę, że nie można jej pokochać, mimo jej lekkomyślności. Zresztą później Tess odpokutowuje wszystko, a przy okazji pokazuje, jak dobre serce może mieć młoda kobieta i jak szczęśliwa jest, kiedy spełnia się w tym, co robi. W końcu nie każda z nas marzy tylko o tym, by leżeć i pachnieć całymi dniami, bądź wydawać grube pieniądze na zbytki… obecnie, kiedy mamy możliwość pracować, rozwijać się, chętnie z tego korzystamy i nie siadamy na laurach. Taka właśnie była Tess, główna bohaterka “Skradzionego małżeństwa”.
Kolejnym atutem powieści była tajemnica. Często zdarza się, że w obyczajówkach mamy do odkrycia jakieś tajemnice, jednak nie często wywołują one tyle emocji ile tutaj. Gwarantuję, ostatnie sto stron książki czytałam z zapartym tchem, złościłam się, przeklinałam głównych bohaterów, a kiedy sprawa się wyjaśniła, prawie płakałam ze szczęścia oraz dziękowałam autorce za świetną fabułę. Sama bym tego lepiej nie wymyśliła.
Co ciekawe, autorka zbudowała swoją fabułę wokół autentycznego wydarzenia. Mianowicie - epidemia polio faktycznie miała miejsce, a Hickory naprawdę było jej epicentrum przez jakiś czas. Co więcej, bodajże w ciągu 54 godzin w tym mieście zbudowano szpital tymczasowy, który wybudowali mieszkańcy własnymi rękami, który wyposażyli mieszkańcy korzystając z tego, co każdy miał w domu. Jest to jedno z ciekawszych i piękniejszych wydarzeń w historii tego miasta, pokazujące, jak ludzie potrafią się zjednoczyć w obliczu zagrożenia. Dawno nie pisałam tak długiej recenzji, mam nadzieję, że za wiele Wam nie zdradziłam, ale ogromne chcę zachęcić do przeczytania, gdyż ta książka totalnie skradła moje serce. Piękni bohaterowie ze wszystkimi ludzkimi przywarami - tajemnicami, kłamstwami, lekkomyślnością, ale też pomocą i dobrym sercem. Do tego ciekawa fabuła, sekrety, zagadki, nieporozumienia. Nic tylko usiąść i czytać!
Po kilkuletniej przerwie od obyczajówek, postanowiłam, trochę idąc w ślady Moniki, by sięgnąć jeszcze raz. Zdecydowałam się na “Skradzione małżeństwo” Diane Chamberlain.
Jest rok 1944, młoda kobieta imieniem Tess uczy się na pielęgniarkę i razem ze swoim narzeczonym planuje wspólną przyszłość. Niestety, epidemia polio sprawia, że narzeczony musi wyjechać do Chicago i...
2021-03-28
Mając czytnik oraz dostęp do Legimi, czasem ciężko jest wybrać odpowiednią lekturę dla siebie. Zwłaszcza, gdy tonie się w recenzenckich. Jednak postanowiłam zrobić sobie od nich krótką przerwę i zanurkowałam w powieści Therese Bohman “Utonęła”. Jest to jedna z polecajek Magdaleny @efemerycznosc_chwil, pierwsza moja książka z wydawnictwa Pauza oraz pierwsza lektura skandynawska.
Pierwsze strony powieści wrzucają nas w szwedzkie, upalne lato, kiedy to Marina, młoda studentka wyrusza wypocząć na wsi u siostry Stelli i jej nowego partnera - Gabriela. Marina pierwszy raz odwiedza siostrę i nie może nadziwić się otoczeniu, a także mężczyźnie, który wzbudza w niej całkiem nowe uczucia.
Z opisu wynika, że “Utonęła” to thriller. Tak jest w zasadzie - to krótki, ale treściwy thriller psychologiczny. Klimat tej opowieści jest gęsty. Z jednej strony upalne lato, przeplatane deszczem, duchotą, z drugiej strony jezioro oraz dość nieciekawe sytuacje, które od razu głównej bohaterce powinny dać do myślenia. Ale nie, gdzieżby. Marina, główna bohaterka jest młodą kobietą, przed którą całe życie, powinna mieć głowę na karku, a czy miała? No niezbyt, bardzo mnie irytowała swoim zachowaniem, było mi żal jej, jej siostry zresztą też, miałam ochotę zdzielić ją w twarz i kazać jej się otrząsnąć. Jest taka zasada, że nie buduje się swojego szczęścia na czyimś nieszczęściu. Poza tym nie warto zadowalać się ochłapami. Od toksycznych osób powinniśmy się trzymać z daleka. A jeszcze dalej od tych niezrównoważonych, o których tak naprawdę niewiele wiemy i nigdy do końca ich nie poznamy. Lektura “Utonęła” to było ciekawe doświadczenie. Spodobało mi się również pióro autorki - treściwe, bez lania wody. No i ten klimat - z pewnością sięgnę po pozostałe powieści autorki i szerzej zapoznam się z literaturą skandynawską.
Mając czytnik oraz dostęp do Legimi, czasem ciężko jest wybrać odpowiednią lekturę dla siebie. Zwłaszcza, gdy tonie się w recenzenckich. Jednak postanowiłam zrobić sobie od nich krótką przerwę i zanurkowałam w powieści Therese Bohman “Utonęła”. Jest to jedna z polecajek Magdaleny @efemerycznosc_chwil, pierwsza moja książka z wydawnictwa Pauza oraz pierwsza lektura...
więcej mniej Pokaż mimo to
Victoria Nash to niezwykła kobieta, którą poznajemy, kiedy ma zaledwie 17 lat. W rodzinie z kobiet została tylko ona, a jej zadaniem jest dbać o to, by mężczyźni mieli co jeść, pomagać w gospodarstwie, a także w sadzie, gdzie rosną piękne i najsłodsze brzoskwinie. Jej rodzina znana jest właśnie z tych brzoskwiń. Jednak dość spokojne, monotonne i przewidywalne życie Victorii zostaje przerwane, kiedy na skrzyżowaniu dwóch ulic w jej rodzinnym mieście — Ioli — spotyka mężczyznę. Coś ich ze sobą natychmiastowo łączy, a od tego momentu życie tej młodej kobiety znacznie się zmienia.
Wiecie, sama nie jestem pewna, od czego miałabym zacząć tę recenzję, a to już samo mówi, że książka była naprawdę wyjątkowa. Z opisu wydawać by się mogło, że jest to książka o miłości — owszem, po części tak jest. Tak naprawdę powieść ta to przekrój życia kobiety, która w młodym wieku straciła matkę, ciotkę oraz ukochanego kuzyna, która musiała zmagać się ze strachem, kiedy na horyzoncie zjawiał się jej nieobliczalny i całkowicie odmienny z charakteru brat. POPŁYNĘ PRZED SIEBIE JAK RZEKA Shelley Read to niesamowita historia kobiety, która musiała bardzo szybko dorosnąć i stać się sercem domu, w którym mężczyźni mogą spokojnie zjeść po ciężkim dniu pracy i załatwiania szeregu ważnych spraw. To zmaganie się z kolegami brata, niepełnosprawnym wujkiem oraz mało wylewnym ojcem. To też historia krótkiej, ale jak najbardziej prawdziwej miłości między białą kobietą oraz indiańskim chłopakiem, włóczęgą, którego pojawienie się wywołało niemałe poruszenie się w niewielkim miasteczku w sercu Colorado.
POPŁYNĘ PRZED SIEBIE JAK RZEKA to doskonała powieść, jeśli czytelnik chce utonąć — w opisach, emocjach, w życiu. Najprawdziwszym, a jakże prostym. To idealna historia, jeśli chcemy spokoju, otulenia, kiedy pragniemy po prostu zaszyć się w azylu i nie myśleć o świecie. Victoria to fantastyczny przykład kobiety niezależnej, która w późniejszych latach, po stracie wszystkich, których kochała, a także całkowitej zmianie życia na nowe, radzi sobie zupełnie sama. Jest samotna, a na jej głowie spoczywa całe gospodarstwo, cały sad, w którym na nowo rozkwitają pąki i dojrzewają najsłodsze brzoskwinie Nashów.
POPŁYNĘ PRZED SIEBIE JAK RZEKA to fenomenalna historia miłości, która nie pyta, nie oczekuje, nie wymaga słów, zapewnień — która po prostu jest. A później znika. Biali ludzie domagają się sprawiedliwości, biali ludzie osądzają, a najlepiej osądzić obcego. To też historia ogromnego matczynego poświęcenia, kiedy to kobieta dla dobra swojego dziecka jest w stanie poświęcić własne szczęście.
W tej powieści przeczytamy też historię innej kobiety, bardzo różniącej się od Victorii. Żona, która nie do końca poznała swojego męża przed ślubem. Matka, która zamiast jednego urodzonego syna, ma dwóch, jakże od siebie różnych. Kobieta, która nie musiała nigdy pracować, ponieważ wszystko, co potrzebne do życia, zapewniał im mąż.
Wszystko to rozgrywa się na realnym tle. Miasto Iola w stanie Colorado istniało, obecnie jest zupełnie wymarłe, ponieważ zostało skreślone przez rząd. W miejscu tym została wybudowana tama na rzece. Z miasteczka Iola oraz okolicznych ludzie zostali wysiedleni. Ciężko mi sobie coś takiego wyobrazić - ktoś żyje w jednym miejscu, spędza tam wiele lat, aż tu nagle przychodzi ktoś obcy i rząda, by człowiek opuścił swój dom, cały swój majątek, przerwał nić łączącą go z naturą dla tamy.
Czy czytałam tę książkę dość długo? Tak, przyznaję. Ale nie to jest miarą tego, czy ona mi się podobała czy nie. Miarą idealną są moje wrażenia, moje odczucia, a te pozostaną ze mną na bardzo długo. Niezmiernie polecam Wam tę książkę. Recenzja z pewnością i tak nie zawiera wszystkiego, ponieważ w zaledwie 300 stronicach znajdziecie o wiele, wiele więcej!
Victoria Nash to niezwykła kobieta, którą poznajemy, kiedy ma zaledwie 17 lat. W rodzinie z kobiet została tylko ona, a jej zadaniem jest dbać o to, by mężczyźni mieli co jeść, pomagać w gospodarstwie, a także w sadzie, gdzie rosną piękne i najsłodsze brzoskwinie. Jej rodzina znana jest właśnie z tych brzoskwiń. Jednak dość spokojne, monotonne i przewidywalne życie Victorii...
więcej Pokaż mimo to