-
ArtykułyCzytamy w weekend. 7 czerwca 2024LubimyCzytać21
-
ArtykułyHistoria jako proces poznania bohatera. Wywiad z Pawłem LeśniakiemMarcin Waincetel1
-
ArtykułyPrzygotuj się na piłkarskie święto! Książki SQN na EURO 2024LubimyCzytać3
-
Artykuły„Nie chciałam, by wydano mnie za wcześnie”: rozmowa z Jagą Moder, autorką „Sądnego dnia”Sonia Miniewicz1
Biblioteczka
Po wydostaniu się ze złotej i pozornie bezpiecznej klatce w Highbell, Auren znów wpada w sidła wrogów. Tym razem w łapska naczelnego dowódcy Czwartego Królestwa Ripa, który znany jest ze swojego okrucieństwa.
…i tyle z opisu. Bo tu nie ma co opisywać. W „Glint” nic się konkretnego nie dzieje. Nie ma żadnych zwrotów akcji ani nawet przyspieszających bicie serca scen. I to sprawiło moją największą frustrację. Ale więcej o tym poniżej:
👉🏻 Auren po wyjeździe z Higbell zaczęła stawiać drobne kroki ku wyjściu z toksycznej relacji, w której tknęła ponad dziesięć lat. Ale żeby nie było tak kolorowo – Auren robi dwa kroki do przodu i dwa razy tyle wstecz; dopatruje się wszędzie manipulacji (w obecnej sytuacji prawidłowo), ale przez chwilę nawet nie kwestionuje swojej toksycznej, upadlającej wręcz relacji z Midasem. Przecież chłop jest święty;
👉🏻 luki fabularne. Zauważyłam przez dwa tomy, że Raven Kennedy uwielbia swoich czytelników zostawiać z dozą pytań i niedomówień. I nie byłoby w tym absolutnie żadnego problemu, gdyby nie to, że tych luk wcale nie łata. W zamian tworzy kolejne wątki fabularne, ignorując te, które aż się proszą o wyjaśnienie;
👉🏻 again, harem względem Auren zachowuje się jak banda dzieciaczków, które są o wszystko zazdrosne i biją się o łopatkę w piaskownicy – tutaj o Midasa. Swoją drogą główna bohaterka wcale się lepiej przy nich nie zachowuje. Powiem nawet, że rozumiem rozgoryczenie dziewczyn i być może na ich miejscu sama bym Auren nawrzucała;
👉🏻 UWAGA! SPOILER! no tak Auren jest Fae, kto by się tego spodziewał. Dziewczyna sama jest tego w pełni świadoma, ale czy było o tym mowa na poprzednich stronach? Albo nawet zalążek tego? Nie. Sam fakt, że pochodzi z krain Fae i wie o nich całkiem sporo, jest totalną abstrakcją. Ale jeśli zapytacie Auren, kim są jej rodzicie, ha, z pewnością wam nie odpowie. Luki fabularne, pamiętacie?
👉🏻 drugi tom to jedna wielka podróż drogi armii z zakładnikami na plecach;
👉🏻 Rip to według mnie taki drugi Midas. I jeden i drugi wodził Auren za nos, okłamywał, a w tym samym czasie dawał złudne poczucie bezpieczeństwa. Nic dziwnego, że laska ma problemy z zaufaniem, też bym miała, gdyby notorycznie ktoś mną manipulował;
👉🏻 a i wolałabym dużo bardziej czytać o królowej Malinei niż o problemach Auren. Malinea przynajmniej działa, kiedy tylko ma ku temu okazję. Power girl.
Tyle. Aż zabrakło mi słów. Czytać kolejnych części nie będę. „Glint” skończyłam sfrustrowana, zmęczona i wściekła.
Współpraca You&Ya.
Po wydostaniu się ze złotej i pozornie bezpiecznej klatce w Highbell, Auren znów wpada w sidła wrogów. Tym razem w łapska naczelnego dowódcy Czwartego Królestwa Ripa, który znany jest ze swojego okrucieństwa.
…i tyle z opisu. Bo tu nie ma co opisywać. W „Glint” nic się konkretnego nie dzieje. Nie ma żadnych zwrotów akcji ani nawet przyspieszających bicie serca scen. I to...
Dwór seksów i żenady.
Kiedy dobre dwa lata temu skończyłam „Dwór skrzydeł i zguby”, powiedziałam, że z chęcią przeczytałabym kontynuację Dworów, ale wiecie co — cofam swoje słowa. Ta część jest zupełnie niepotrzebna. Nie rozumiem, dlaczego w ogóle została wydana, ponieważ nie wnosi nic nowego. Czy ktokolwiek sprawdzał tę książkę? Przez 751 stron wynudziłam się jak nigdy dotąd.
Trzech poprzednich tomów jestem fanką, a raczej byłam, gdyż ta część sprawiła, że znienawidziłam w tej serii dosłownie wszystko. Począwszy od świata, kończąc na postaciach, które bardzo lubiłam. Do bohaterów i świata jeszcze wrócimy, chciałabym za to poruszyć najpierw kwestię, która zasługuje najbardziej na komentarz. Chodzi mi tutaj o sceny erotyczne. Ugh. Od czego by tu zacząć. Może od tego, że Maas nie potrafi pisać scen łóżkowych, erotycznych, zwał jak zwał. Wiecie, nie sztuką jest napisać erotyk. Sztuką jest napisane go sensownie, ładnie i przede wszystkim smacznie. Pani Maas absolutnie tego nie potrafi i lepiej dla niej, aby więcej już się za takie wątki nie zabierała. Ile razy na boga można powtarzać „seed” albo „cock”? Ile razy można czytać o tych samych scenach, tylko w innych miejscach i pozycjach? Dlaczego wszystkie problemy bohaterów muszą być rozwiązywane za pomocą seksu i do tego sprowadzane? Pominę już fakt, że Nesta jest przez całą część tak napalona, że nawet demon musiał ją o tym uświadomić. Mówienie o tym już nawet nie jest śmieszne. To dno. Sceny erotyczne doprowadziły mnie końcowo do napadów śmiechu, przewracania oczami, wewnętrznego bólu i męczarni.
Bohaterowie. Tutaj będzie się działo.
Na pierwszy ogień weźmy Nestę i Elain. Sukę i idiotkę. Tej pierwszej nie lubiłam już od początku serii i dodatkowo się w tym utwierdziłam. Wszyscy czekaliśmy na wytłumaczenie dotychczasowego zachowania Nesty i powiem wam, że jest one śmiechu warte. Absolutnie mnie nie przekonuje. Na ostatnich szesnastu stronach Nesta dostaje jakiegoś cudownego olśnienia i przechodzi niesamowitą duchową przemianę. Obraża i obwinia o swoje cierpienie wszystkich dookoła, pluje jadem, ale ostatecznie zdaje sobie sprawę, że wszyscy jej nienawidzą i ups, nie ma do kogo się odezwać, więc ich poprzeprasza. Mówią, że lepiej późno niż wcale, nie?
Elain. Po co ona jest w tej części? Poza użalaniem się nad sobą i współczuciem innym uświadomieniem sobie także, że Nesta faktycznie jest paskudna i nie da się z nią żyć, o czym wiedzą wszyscy inni. Gdyby jej nie było, nadal nic by się nie zmieniło.
Rhysand i Feyra, Kasjana zostawmy na później. Ta dwójka miała już swój czas, czy moglibyśmy zostawić ich w spokoju? Kochałam tę parę, ale Maas sprawiła, że ją znienawidziłam. Pojawiają się tylko po to, aby Rhys roztaczał wokół siebie „groźną” i obronną aurę, Feyra nie miała własnego zdania i możliwości decydowania o sobie, a na dodatek przypomnijmy czytelnikom, że cały czas się pieprzą i nie robią nic więcej. O, nie przepraszam. Składają też idiotyczną przysięgę.
Kasjan. Mój drogi Kasjan. Naprawdę go lubiłam, bardzo. Chłop miał świetne poczucie humoru, był sarkastyczny i potrafił się odpowiednio zachować, kiedy sytuacja tego wymagała, ale dłużej już tego nie potrafi. Za to biega jak piesek za Nestą. Nie umie utrzymać „sprzętu” (xD) w spodniach i jedynie, o czym myśli, to o przeleceniu Nesty. Dlaczego Sarah? Naprawdę chciałabym wiedzieć, dlaczego tak go skrzywdziłaś. Nie chce mi się wierzyć, że Illyrian mający ponad pięćset lat, przez cały ten czas nie umiał znaleźć żadnej innej odpowiedniej dziewczyny, bo przecież to Nesta sprawia, że aż go roznosi.
Chciałabym powiedzieć, że z pozostałymi postaciami jest lepiej, ale nie mogę. Amrena — tak, ta silna Amrena — drży i prawie ucieka w popłochu na widok Nesty, cholera wie czemu. Azriel na dobrą sprawę nie zrobił nic złego, ale przez fantazję, którą wyobraziła sobie z nim i Kasjanem Nesta, nie mogę patrzeć na niego jak dawniej. Wątek Mor i Erisa był niejakim zaskoczeniem. Dochodzą nowe postacie, „przyjaciółki” Nesty — Emerie i Gwyn i szczerze nie mam pojęcia, jak i jakim cudem funkcjonuje ta znajomość. Bohaterowie zostali strasznie zniszczeni.
Relacje między postaciami, to kolejna porażka. Nie ma nawet o czym do końca mówić, bo tych relacji jest brak. Nesta i Kasjan nawet nic do siebie szczególnego nie czują oprócz chorego przyciągania, które powoduje, że co dwadzieścia stron muszą się obmacywać i ocierać o siebie…
Przejdźmy do tego, że autorka absolutnie nie trzyma się pewnych reguł, które sama ustanowiła w uniwersum. Pisze tę historię jakby o nich zapomniała, przez co lektura jest miejscami nielogiczna, niespójna i absurdalna.
Plot. Właściwie jaki plot? Generalnie, gdyby usunąć sceny erotyczne, cringe’u, niepotrzebne nikomu opisy (np. muzyki i instrumentów przez 10 stron) i totalnie niedorzeczne dialogi, z tej książki nie zostałoby wiele. Maas powtarza swoje schematy po raz dziesiąty, setny, a nawet tysięczny. Nic w tej historii nie zaskakuje. I niby autorka porusza ważne kwestie związane z zaburzeniami psychicznymi, czy też przemocą cielesną, ale robi to tak nieumiejętnie, że szkoda gadać.
Naprawdę chcę zapomnieć o tym. Żałuję, że to przeczytałam. Według mnie ten tom jest niepotrzebny. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że jest to skok na kasę, bo wszystkim wyszłoby na dobre, gdyby ta część niepowstała. Porn without plot. Tyle w temacie.
Dwór seksów i żenady.
Kiedy dobre dwa lata temu skończyłam „Dwór skrzydeł i zguby”, powiedziałam, że z chęcią przeczytałabym kontynuację Dworów, ale wiecie co — cofam swoje słowa. Ta część jest zupełnie niepotrzebna. Nie rozumiem, dlaczego w ogóle została wydana, ponieważ nie wnosi nic nowego. Czy ktokolwiek sprawdzał tę książkę? Przez 751 stron wynudziłam się jak nigdy...
2021-04-26
Po przeczytaniu tej części, zastanawiam się, dlaczego ja po to w ogóle sięgnęłam.
„Bound by temptation” opowiada o Lilianie Scuderi, najmłodszej dziewczynie z sióstr Scuderi i Romero, który jest ochroniarzem Arii żony Luki. Ich miłość jest niebezpieczna, zakazana, niewłaściwa, ale jednak trwa.
Historia Lilianny i Romero jest rozczarowaniem. Dostajemy tutaj drugi raz pokaz schematu, który jest do bólu przewidywalny. Przez większość książki romans tej dwójki jest na pokaz.
Ponownie najmłodsza siostra Scuderi pomimo swego dorosłego wieku zachowuje się dziecinnie. Jest identycznie jak w przypadku Gianne. Lilly przeżywa nastoletnie zauroczenie, a sądzi, że jest to miłość aż po grób. Romero na pierwszy rzut oka zdaje się zdyscyplinowany, powściągliwy i trzymający się wyznaczonych sobie zasad, a jednak daje się uwieść pierwszej panience.
Dla mnie zabrakło tutaj pasji, przyciągania. Cała historia brnie w jednym wyznaczonym kierunku i nie skupiamy się tutaj na niczym oprócz dziecinnego romansu, który mógłby zejść przy dobrych obrotach na drugi plan. Brakowało mi mafijnego świata, do którego wkroczyliśmy w pierwszej części.
„Bound by temptation” ma parę dobrych momentów, ale tylko trochę. Ciężko tutaj znaleźć coś pozytywnego i interesującego. Zakończenie jest w miarę dobre. Troszeczkę ratuje książkę, ale nie na tyle, abym ją polubiła i zachwalała. Książkę można przeczytać, jako uzupełnienie serii „Born in Blood Mafia Chronicles.”
Jednak w tym momencie mówię autorce „nie”. Zdecydowanie nie jest dla mnie.
Po przeczytaniu tej części, zastanawiam się, dlaczego ja po to w ogóle sięgnęłam.
„Bound by temptation” opowiada o Lilianie Scuderi, najmłodszej dziewczynie z sióstr Scuderi i Romero, który jest ochroniarzem Arii żony Luki. Ich miłość jest niebezpieczna, zakazana, niewłaściwa, ale jednak trwa.
Historia Lilianny i Romero jest rozczarowaniem. Dostajemy tutaj drugi raz...
2019-04-26
Po przeczytaniu tej części, zastanawiam się, dlaczego ja po to w ogóle sięgnęłam.
„Bound by temptation” opowiada o Lilianie Scuderi, najmłodszej dziewczynie z sióstr Scuderi i Romero, który jest ochroniarzem Arii żony Luki. Ich miłość jest niebezpieczna, zakazana, niewłaściwa, ale jednak trwa.
Historia Lilianny i Romero jest rozczarowaniem. Dostajemy tutaj drugi raz pokaz schematu, który jest do bólu przewidywalny. Przez większość książki romans tej dwójki jest na pokaz.
Ponownie najmłodsza siostra Scuderi pomimo swego dorosłego wieku zachowuje się dziecinnie. Jest identycznie jak w przypadku Gianne. Lilly przeżywa nastoletnie zauroczenie, a sądzi, że jest to miłość aż po grób. Romero na pierwszy rzut oka zdaje się zdyscyplinowany, powściągliwy i trzymający się wyznaczonych sobie zasad, a jednak daje się uwieść pierwszej panience.
Dla mnie zabrakło tutaj pasji, przyciągania. Cała historia brnie w jednym wyznaczonym kierunku i nie skupiamy się tutaj na niczym oprócz dziecinnego romansu, który mógłby zejść przy dobrych obrotach na drugi plan. Brakowało mi mafijnego świata, do którego wkroczyliśmy w pierwszej części.
„Bound by temptation” ma parę dobrych momentów, ale tylko trochę. Ciężko tutaj znaleźć coś pozytywnego i interesującego. Zakończenie jest w miarę dobre. Troszeczkę ratuje książkę, ale nie na tyle, abym ją polubiła i zachwalała. Książkę można przeczytać, jako uzupełnienie serii „Born in Blood Mafia Chronicles.”
Jednak w tym momencie mówię autorce „nie”. Zdecydowanie nie jest dla mnie.
Po przeczytaniu tej części, zastanawiam się, dlaczego ja po to w ogóle sięgnęłam.
„Bound by temptation” opowiada o Lilianie Scuderi, najmłodszej dziewczynie z sióstr Scuderi i Romero, który jest ochroniarzem Arii żony Luki. Ich miłość jest niebezpieczna, zakazana, niewłaściwa, ale jednak trwa.
Historia Lilianny i Romero jest rozczarowaniem. Dostajemy tutaj drugi raz...
2021-04-26
„Wschodzący księżyc” miał być dobrą książką, jednak do dobrej jej zdecydowanie daleko.
Historia Riley bardzo mi się dłużyła, momentami przewracałam oczami od ciągłego wspominania o seksie. Tak naprawdę pięćdziesiąt procent tej książki to opisy seksu. Naprawdę, ile można, gdym chciała przeczytać erotyk, to tak bym postąpiła. Liczyłam na paranormalną historię, a jednak tego nie dostałam.
Mam bardzo mieszane uczucia, nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek sięgnę po dalsze części historii Riley Jonson. Widząc, że jest ich łącznie dziewięć, to od razu odechciewa mi się, gdyż jestem przekonana, że kolejne części nie mają nic ciekawego do zainteresowania.
„Wschodzący księżyc” miał być dobrą książką, jednak do dobrej jej zdecydowanie daleko.
Historia Riley bardzo mi się dłużyła, momentami przewracałam oczami od ciągłego wspominania o seksie. Tak naprawdę pięćdziesiąt procent tej książki to opisy seksu. Naprawdę, ile można, gdym chciała przeczytać erotyk, to tak bym postąpiła. Liczyłam na paranormalną historię, a jednak tego...
2021-04-26
Oj zawiodłam się i to bardzo... Jestem zła na siebie, że pozwoliłam, aby niezwykle pochlebne opinie o książce zaciągnęły mnie do jej przeczytania.
Pierwszym moim 'ale' jest perspektywa pisania z pierwszej osoby. Nie przepadam za takimi książkami, gdyż wtedy uwaga skupia się tylko na głównej postaci. Nora — główna bohatera, była strasznie irytująca, zawsze w sytuacjach stresowych narzekała i czekała na ratunek. Miała zawsze nieskończony mętlik w głowie. Wydawało mi się także, że Nora nie umiała podjąć ani jeden racjonalnej decyzji.
Kolejna sprawa fabuła. Odnoszę wrażenie, że „Szeptem” jest drugim „Zmierzchem” tylko, że tutaj zamiast wilkołaków i wampirów są anioły. Jakoś to do mnie nie przemówiło. Całość według mnie nie trzyma się kupy, świat jest niepełny, niedopisany, chaotyczny. Nie ma nawet czym się zachwycać, a szkoda.
Zwróćmy teraz uwagę na pobocznych bohaterów. Patch, ah ten chłopak. Nie rozumiem jego poglądów, motywów, ani tym bardziej jego samego. Jest równie irytujący, jak Nora, która nie może się zdecydować, czy ma go kochać i całować, czy uważać za mordercę. Absurdem była dla mnie Vee, przyjaciółka głównej bohaterki, która pojawiała się znienacka i nic nie wnosiła do fabuły, nie wiemy o niej również nic, kompletne zero. Jedyny fakt, który mamy podany na tacy, to milion razy powtarzane zdanie, że Vee się odchudza i jest na owocowej diecie.
Historia bardzo przeciętna, nawet powiedziałabym, że słaba. Liczyłam na coś, co byłoby, chociaż w połowie tak dobre, jak „Dary Anioła”, w zamian dostałam flaki z olejem.
Więc za co te trzy gwiazdki? Plusem tej książki była jej krótkość i to, że przebrnęłam przez nią w jeden wieczór (często przelatując wzrokiem strony). Niestety nic więcej powiedzieć o niej nie jestem w stanie...
Czy przeczytam kolejne tomy? Nie wiem, może kiedyś, aby zobaczyć czy kolejne części są lepsze.
Oj zawiodłam się i to bardzo... Jestem zła na siebie, że pozwoliłam, aby niezwykle pochlebne opinie o książce zaciągnęły mnie do jej przeczytania.
Pierwszym moim 'ale' jest perspektywa pisania z pierwszej osoby. Nie przepadam za takimi książkami, gdyż wtedy uwaga skupia się tylko na głównej postaci. Nora — główna bohatera, była strasznie irytująca, zawsze w sytuacjach...
2021-04-26
Jedna dziewczyna, dwójka przyjaciół, tajemnice, żądza i seks.
Do tej pory nie za bardzo wiem, co mnie podkusiło do tej książki. Wydaje mi się, że pozytywne opinie zagranicznej społeczności, których na domiar złego jest dość dużo.
Początek zapowiadał się świetnie, fajne wprowadzenie, troszkę wątku kryminalnego, jakieś zagadki i tajemnice, mówię: to będzie to! Ale równie szybko, jak się ucieszyłam, tak szybko zostałam sprowadzona do parteru. Tutaj za bardzo fabuły to nie ma. Od początku na pierwszym planie jest seks, seks i jeszcze raz seks. Wypadałoby chyba wprowadzić jakiś zalążek ciekawej i intrygującej historii. Gdyby tylko J.A. Huss pociągnęła dalej ten dobrze zapowiadający się prolog, to w zupełności by wystarczyło.
Bohaterowie są do bani. Płytcy, jednolici i bez jakiegokolwiek charakteru. Usprawiedliwienie — jestem zaborczy, nie wystarczy. Warto byłoby napisać, dlaczego taki jest, co go skłoniło do podjęcia takich, a nie innych decyzji, ale po co prawda? Już nie wspomnę o głównej bohaterce, która ma idiotyczne podejście do całego bajzlu, którego narobiła. Za każdym razem, kiedy miałam z nią do czynienia, chciałam walić głową w mur.
Kochani NAJLEPSZE! W drugim rozdziale mamy zaprezentowany cudowny akt miłości! (wyczuliście ten sarkazm prawda?) Tutaj nie ma mowy o romansie, trójkącie miłosny, z grubej rury lecimy z erotyzmem, który momentami wylewa się z tych stron. Po co? Rozumiem, że jest to książka z gatunku dark romance, ale uwierzcie, dało się to dobrze poprowadzić.
Pominę także to, że trzy czwarte tej książki przewinęłam. Była strasznie nuda, oklepana, bez fabuły, z idiotycznymi bohaterami i jeszcze gorszymi dialogami.
Jeśli zapytacie mnie, za co są te trzy gwiazdki, odpowiem wam, że sama nawet nie wiem. Chciałabym dać je, chociaż za dobry wstęp, ale czy to uratuje tę książkę, nie sądzę. Czy przeczytam jeszcze kiedyś coś J.A. Huss? Na razie napewno nie.
Jedna dziewczyna, dwójka przyjaciół, tajemnice, żądza i seks.
Do tej pory nie za bardzo wiem, co mnie podkusiło do tej książki. Wydaje mi się, że pozytywne opinie zagranicznej społeczności, których na domiar złego jest dość dużo.
Początek zapowiadał się świetnie, fajne wprowadzenie, troszkę wątku kryminalnego, jakieś zagadki i tajemnice, mówię: to będzie to! Ale równie...
2021-04-26
Tracey Rooks wygrywa stypendium i rozpoczyna naukę w prestiżowej szkole Eagle Elite, która jest uosobieniem przepychu, bogactwa i luksusu. Wychowywana i nauczona prostego życia, poznaje ludzi przepełnionych arogancją i walką o władzę. Tracey wpada w sam środek konfliktu i nie wiem, jak odtąd zmieni się jej życie.
Aby było jasne, „Elita” nie jest ani trochę współczesną historią Romeo i Julii. Sam pomysł na książkę wypada dobrze, ale niestety wykonanie jest tragiczne. Historia nie jest długa, co jest jej plusem, bo udało mi się ją przeczytać zaledwie w cztery godziny, przez które strasznie się wymęczyłam.
Ostatnimi czasy zastanawiam się, co jest z tymi głównymi bohaterkami w powieściach romantyczno — erotycznych. Odnoszę wrażenie, że każda z nich kreowana jest na ten sam sposób — szczęściara, która coś osiągnęła, wygrała w życiu, piękna niewiasta o boskim ciele, niezdecydowana i nierozważna kobieta. Tracey wcale od tego schematu nie odbiega, wręcz przeciwnie jest nim do bólu przesiąknięta. Nie znoszę tej bohaterki, nie rozumiem jej toku myślenia, ani tym bardziej dziecinnego zachowania, no bo kto zakochuje się w chłopaku, który cię nęka i nienawidzi po dwóch tygodniach? Tracey przydałoby się niezłe kazanie.
O pobocznych bohaterkach nawet nie wspomnę, bo prawie nic o nich nie wiem, poza tym, że ekipa Nixona jest zabójczo niebezpieczna, arogancka i przystojna. W tej książce brakuje opisów pomieszczeń i otoczenia, po których nasza Tracey sobie spaceruje. Tutaj ich prawie w ogóle nie ma. Nawet nie pamiętam, jak wygląda główna bohaterka, czy jej niedoszły — doszły chłopak Nixon, a to chyba nie świadczy dobrze o tej książce.
'Porywająca historia', to pic na wodę. Skusiłam się po tę książkę, bo okładka przyciągnęła moją uwagę i opis historii, nie był taki zły. W gruncie rzeczy, ta historia to dno i dramat, momentami bardzo zła wersja „Srebrnego łabędzia”.
Tracey Rooks wygrywa stypendium i rozpoczyna naukę w prestiżowej szkole Eagle Elite, która jest uosobieniem przepychu, bogactwa i luksusu. Wychowywana i nauczona prostego życia, poznaje ludzi przepełnionych arogancją i walką o władzę. Tracey wpada w sam środek konfliktu i nie wiem, jak odtąd zmieni się jej życie.
Aby było jasne, „Elita” nie jest ani trochę współczesną...
2019-04-22
Ciężko było mi przebrnąć przez tę część. Dwie pierwsze nie były takie złe, dało się je szybko przeczytać i momentami miały dobre momenty, ale ta całkowicie od nich odbiega.
Przyznam, że przeczytałam ją ze względu na pojawienie się Arii i Luki, gdyż od początku Gianne absolutnie do mnie nie przemówiła. Od pierwszych stron książki łatwo się zorientować, że jest ona kapryśna, nieodpowiedzialna, wiecznie niezdecydowana i niedojrzała. Bez problemu możemy uznać ją za rozwydrzona dziewczynkę.
Niestety nie jestem w stanie pojąć zainteresowania Matteo Gianne. Co w niej jest takiego fascynującego? Upodobnił sobie irytującą, dziecinną i pyskatą dziewczynę, która sprawia same problemy. Miałam nadzieję, że odpuści sobie ją i prawie do tego doszło, ale niestety pani Cora poleciała po oczywistym schemacie.
Zakończenie banał. Przewidywalne do kwadratu.
„Bound by hatred” okazała się najnudniejszą częścią. Można było to poprowadzić w lepszym i o wiele ciekawszym kierunku. Momentami myślałam, że autorka nie miała już pomysłu na tę parę i dlatego posługiwała się schematem. Przeczytam kolejne części ze względu na dwie pierwsze i z nadzieją, że będzie lepiej.
Ciężko było mi przebrnąć przez tę część. Dwie pierwsze nie były takie złe, dało się je szybko przeczytać i momentami miały dobre momenty, ale ta całkowicie od nich odbiega.
Przyznam, że przeczytałam ją ze względu na pojawienie się Arii i Luki, gdyż od początku Gianne absolutnie do mnie nie przemówiła. Od pierwszych stron książki łatwo się zorientować, że jest ona kapryśna,...
2019-08-04
Siedemnastoletnia Eelyn urodziła się z toporem w dłoni i żyje po to, by walczyć. Odwieczna i okropna wojna z plemieniem Riki zabrała jej ukochanego brata. Pięć lat później, spotyka go podczas krwawej bity walczącego po stronie wroga. Eelyn nie może uwierzyć własnym oczom i przez swoją lekkomyślność i nieuwagę zostaje wzięta do niewoli. Aby przetrwać, musi zaufać Fiskemu z plemienia Rikich.
Kurczę, zawiodłam się. Miałam nadzieję na historię pełną Wikingów i krwawych jatek, a w zamian tego dostałam oklepany i schematyczny romans.
Nie polubiłam się z bohaterami, a głównej postaci nie potrafię zdzierżyć. Eelyn jest dla mnie nijaka. Niby jest Wikingiem i umie poradzić sobie w walce, a jednak cały czas Fiske musi ją ratować. Na wszystko narzeka i krytykuje. Poboczne postacie także niczym się nie wyróżniają i nie ma co o nich w zasadzie wspominać. Większość z nich na dobrą sprawę jest strasznie płytka i bezbarwna.
Historia posiada zaledwie dwa momenty, które mnie zaciekawiły i zaintrygowały, ale nic więcej. Schemat goni schemat. Świat nie jest w ogóle barny, a wątek Wikingów został moim zdaniem strasznie potraktowany.
Pierwsze strony zachęcają do dalszego czytania, ale im dalej, tym gorzej.
Raczej nie sięgnę po inne książki autorki.
Siedemnastoletnia Eelyn urodziła się z toporem w dłoni i żyje po to, by walczyć. Odwieczna i okropna wojna z plemieniem Riki zabrała jej ukochanego brata. Pięć lat później, spotyka go podczas krwawej bity walczącego po stronie wroga. Eelyn nie może uwierzyć własnym oczom i przez swoją lekkomyślność i nieuwagę zostaje wzięta do niewoli. Aby przetrwać, musi zaufać Fiskemu z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-04-30
Ciężko było mi przebrnąć przez tę część. Dwie pierwsze nie były takie złe, dało się je szybko przeczytać i momentami miały dobre momenty, ale ta całkowicie od nich odbiega.
Przyznam, że przeczytałam ją ze względu na pojawienie się Arii i Luki, gdyż od początku Gianne absolutnie do mnie nie przemówiła. Od pierwszych stron książki łatwo się zorientować, że jest ona kapryśna, nieodpowiedzialna, wiecznie niezdecydowana i niedojrzała. Bez problemu możemy uznać ją za rozwydrzoną dziewczynkę.
Niestety nie jestem w stanie pojąć zainteresowania Matteo Gianne. Co w niej jest takiego fascynującego? Upodobnił sobie irytującą, dziecinną i pyskatą dziewczynę, która sprawia same problemy. Miałam nadzieję, że odpuści sobie ją i prawie do tego doszło, ale niestety pani Cora poleciała po oczywistym schemacie.
Zakończenie banał. Przewidywalne do kwadratu.
„Bound by hatred” okazała się najnudniejszą częścią. Można było to poprowadzić w lepszym i o wiele ciekawszym kierunku. Momentami myślałam, że autorka nie miała już pomysłu na tę parę i dlatego posługiwała się schematem. Przeczytam kolejne części ze względu na dwie pierwsze i z nadzieją, że będzie lepiej.
Ciężko było mi przebrnąć przez tę część. Dwie pierwsze nie były takie złe, dało się je szybko przeczytać i momentami miały dobre momenty, ale ta całkowicie od nich odbiega.
Przyznam, że przeczytałam ją ze względu na pojawienie się Arii i Luki, gdyż od początku Gianne absolutnie do mnie nie przemówiła. Od pierwszych stron książki łatwo się zorientować, że jest ona kapryśna,...
UPDATE: nie sięgnęłam po 2 tom i definitywnie tego nie zrobię.
Hej, na wstępie chciałabym zaznaczyć, że będę posługiwała się terminologią angielską, gdyż czytałam książkę właśnie w tym języku.
[2/5]
Poppy jest Maiden, Wybranką Bogów z urodzenia. Jej życie składa się z samych zakazów i ścisłych reguł. Jako Wybranka nie może mieć przyjaciół, a rozmawiać może jedynie z wybranymi odgórnie osobami. Wszelka rozrywka jest poza zasięgiem jej ręki, a okrytą welonem twarz Poppy widzieli tylko nieliczni. Krótko mówiąc, nie może dopuścić się niczego, co uznałoby ją za niegodną miana Maiden.
Poppy jednak nie jest posłuszną Wybranką. Szkoli się w walce pod okiem jednego z gwardzistów. Wymyka się również do Red Pearl w zasmakowaniu prawdziwego życia, gdzie nieoczekiwanie spotyka Hawke — młodego, pnącego się po szczeblach wojownika.
W tym samym czasie czarne chmury zbierają się nad
Masadonią: tajemnicze zgony, próby porwania, ataki krwiożerczych Carven i groźba ataku ze strony The Dark One. W związku z obawą dotyczącą życia Poppy zostaje przydzielony jej nowy strażnik, którym na domiar złego okazuje się Hawke. Intrygujący, szalenie przystojny mężczyzna coraz częściej zajmuje myśli Poppy. A przecież nie powinno tak być, prawda?
Co mogę powiedzieć? Liczyłam na coś innego? Na bardziej fascynującą i zaskakującą historię? Niestety tak. Miałam okazję przeczytać wiele pozytywnych recenzji i dzięki nim sięgnęłam po From Blood and Ash.
W moim odczuciu jednym z problemów FBAA jest to, że przez pierwszą połowę nic, ale to nic się nie dzieje. W większości czytamy o licznych rozterkach Poppy, które na dobrą sprawę są nieustannie powtarzane: Poppy nie chce być Maiden, przeszkadza jej to, że nie może być jak wszystkie inne dziewczęta. Nie wspominając już o tym, że Poppy cały czas wspomina o tym, jaki to Hawke jest seksowny. Oczywiście są (bodajże) z 2/3 sceny w pierwszej połowie, gdzie miejsce ma fajna akcja, ale szybciutko się kończy, a zaraz potem wracamy do głowy Poppy.
Tak naprawdę ostatnie 60 stron to jazda bez trzymanki. Autorka obsypuje nas informacjami, które mogły być wplecione wcześniej, np. właśnie przy przemyśleniach Poppy — dziewczyna mogłaby debatować, czy wszystko, co się wokół niej dzieje jest prawdą. Przez całą książkę miałam więcej pytań niż odpowiedzi i nie wiem, czy tutaj chodziło o to, aby czytelnik zainteresowany pewnymi kwestiami, sięgnął po kolejny tom, ale jak dla mnie, to było męczące i denerwujące.
Poppy. Muszę przyznać, że nie lubię jej jako głównej bohaterki. Jej naiwność i głupie wybory w całej historii sprawiły mi tylko frustrację. Jest uparta aż nadto. Nie potrafi słuchać innych, a zwłaszcza w momentach, kiedy ktoś stara się jej przekazać prawdę. Poppy zobowiązana jest do bycia posłuszną. Nie powinna robić niczego, co w rozzłościłoby bogów i ukazałoby ją w ich oczach jako niegodną bycia Maiden. Poppy zabroniona jest rozmowa czy to socjalizacja z innymi ludźmi. Obracać może się jedynie w kręgu wyselekcjonowanych. Problem jest w tym, że nigdy jakoś szczególnie w jej postaci tego nie czułam. Poppy ma bzika na punkcie swojej urody. Nieustannie powtarza, że nie jest piękna z powodu kilku blizn, które posiada. Ok, łapię, ale ile razy można? Hawke musi uświadamiać ją, że jest śliczna i nigdy nie spotkał nikogo tak olśniewającego, jak ona. Omal bym nie zapomniała — Poppy intryguje Hawke do tego stopnia, że stwierdza on, iż Poppy nie jest taka sama jak inne dziewczyny. Ale wiecie co? Za wiele to się od nich nie różni.
Oczywiście, Poppy stara się, abyśmy przypadkiem nie zapomnieli o tym, że jest THE MAIDEN, THE CHOSEN…z urodzenia. Przez całą książkę zastanawiałam się, kim dokładnie jest Maiden, i jak się nią staje. Ostatecznie nie doczekałam się odpowiedzi.
Muszę przyznać, mam odrobinę sympatii do tej bohaterki. Głównie dlatego, że umie walczyć i posługiwać się bronią. Trzymam kciuki za to, że Poppy zmieni się w kolejnej części.
Jeśli ktoś kazałby mi wybrać pomiędzy Hawke a Poppy, z automatu wybrałabym Hawke’a. Zapytacie dlaczego — on przynajmniej miał jakiś cel do którego dążył i nie zwracał uwagi na koszta. Jednakże…ugh, uważam, że był creepy. Początkowo, polubiłam go, ale niektóre jego wypowiedzi sprawiły, że zmieniłam zdanie. Hawke jest typowym złotym chłopcem, w którym zakochują się dziewczyny — silny, seksowny, pan i władca, który wie, czego chce.
Pewnie was to nie zdziwi, ale niespodzianka — Poppy zakochuje się w nim! Muszę być z wami szczera — nie mam pojęcia, jak to się stało. Może to wina jego przeszywających, złotych oczu, a może sprawka seksownego ciała?
Romans, czyli główny wątek. Po pierwsze dzieje się za szybko! Poppy zakochuje się po uszy w kimś, kogo nie zna. Hawke okazał jej odrobinę wsparcia, czułości i zrozumienia, nic poza tym. Mimo wszystko muszę przyznać, że sceny +18 zostały całkiem nieźle napisane (w większości). Hawke i Poppy tworzą główną parę i idąc tym tropem powinnam ich shipować — niestety, wcale tak nie było. Nie wyobrażam ich sobie razem. Przynajmniej na razie.
Spodziewałam się lepszych plot twistów — skończyło się tak, że odgadłam je bez najmniejszych problemów. Moim zdaniem dość łatwo jest się zorientować, kto jest kim, kto jest tym zwodzącym już na początkowym etapie opowieści. Szkoda, bo liczyłam na coś lepszego.
Worldbuilding. Praktycznie nic o nim nie wiemy. Jest strasznie okrojony. Autorka zrzuca go na dalszy plan i skupia się na kompletnie czymś innym. Byłoby fajnie mieć jakiekolwiek pojęcie o tym, o czym czytamy. Nadal nie do końca rozumiem, czy są Ascended i jak właściwie ten proces stania się jednym z nich wygląda. To jeden z głównych elementów fabuły, ale nie mamy żadnych informacji na jego temat. Nie wspominając już o THE Maiden, THE Chosen One.
Zawiodłam się. Nie mówię, że książka jest do bani, bo nie. Ma kilka dobrych momentów, ale na przestrzeni 600 stron, uważam, że jest ich za mało.
Powiem wam więcej — jest mi przykro, że FBAA nie spodobało mi się tak jak większości.
Czy sięgnę po kolejny tom? Tak. Głównie dlatego, że mam drugi i trzeci na półce, a dodatkowo żyję naprawdę ogromną nadzieją, że historia obierze lepszy kierunek.
UPDATE: nie sięgnęłam po 2 tom i definitywnie tego nie zrobię.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toHej, na wstępie chciałabym zaznaczyć, że będę posługiwała się terminologią angielską, gdyż czytałam książkę właśnie w tym języku.
[2/5]
Poppy jest Maiden, Wybranką Bogów z urodzenia. Jej życie składa się z samych zakazów i ścisłych reguł. Jako Wybranka nie może mieć przyjaciół, a rozmawiać może jedynie z...