Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Balansując między podwodną krainą a światem tuż przy Morzu Bałtyckim dostajesz się prosto w sidła potworów z legend i opowieści; tajemnic, intryg oraz skradzionej Tajemnicy Bursztynowego Szlamu, którą chroni ukryty lud Pinea. Poznajesz Mirę, Ghosta i wielu innych członków bractwa rozpoczynających polowanie na wykradziony skarb. Odkrywasz tajemnice, które szokują i zdumiewają, uśmiechasz się przy rzucanych przez bohaterów żartach, twoje policzki pokrywa soczysta czerwień, gdy, zza krzaków w postaci stron książki, obserwujesz intymne momenty dwójki dojrzałych, zakochanych w sobie ludzi. Poznajesz również słowiańskie tradycje oraz kulturę. Sucinum wita Cię z otwartymi ramionami, zapraszając do przygody pełnej rusałek, wupi czy czetlic.

Sucinum Camille O’Naill to debiut, który napawa mnie dumą oraz radością. To powieść ukazująca spory talent, pomysłowość oraz dobry warsztat autorki. Jej wyobraźnia sięga zenitu, a bohaterowie, których stworzyła, to ludzie zdecydowanie z krwi (niekoniecznie czerwonej) i kości. Przez tę historię płyniecie niczym statkiem po morzu. Wszyscy fani Supernatural i słowiańskich klimatów ręka w górę, ponieważ znalazłam coś dla Was.

Dojrzała miłość. Długoletnia wyjątkowa przyjaźń, rodzina oraz oddanie, a na dokładkę tajemnicze tło z ciekawą przygodą w zestawie. Czytając Sucinum doskonale się bawiłam. Naprawdę doskonale! Może wadą książki jest, że za szybko się kończy i chętnie dobrałabym od Camille dodatkowy pakiet 100 stron dalszych przygód bohaterów, których nie da się nie polubić (lub niektórych znienawidzić, ale twierdzę, że karma dopada każdego).
Po serialu, za którym niewyobrażalnie tęsknię, a mowa oczywiście o Supernatural, będę równie miło wspominać samo Sucinum. Duża dawka humoru, dużo intryg, zastanawiania się „kto, kiedy, gdzie?”, dużo pięknej miłości, która zachwyciła moje wrażliwe serce, ale nie przyćmiła akcji oraz tajemniczej fabuły. Połączenie urban fantasy, niekiedy nawet thrilleru oraz romansu była dla mnie idealną mieszanką gatunków. Autorka porusza w swojej powieści nie tylko wątek tajemnicy oraz całej tej otoczki. W tle można zauważyć fragmenty o rodzinie, niekoniecznie tej powiązanej więzami krwi, o stracie, żałobie, rozpaczy, zazdrości oraz marzeniach na przyszłość, takiej normalnej, poukładanej. Rozterki bohaterów, ich tok rozumowania, ich uczucia oraz cechy zostały doskonale ukazane, za co kolejne brawa. No, a koniec zwala z nóg do reszty. W tajemnicy szepnę tylko, że naprawdę nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Na początku wyczułam chaos, nie wiedziałam, co się dzieje, ale był to dobry i genialny zabieg!

Camille, kochana, jeśli więc jeszcze kiedykolwiek będziesz pisać o Mirze, Ghoście, Sokolim Oku oraz Lucie, chcę być pierwsza (no dobrze, ewentualnie druga), która się o tym dowiaduje! Jeszcze raz gratuluję wydanego debiutu i dziękuję, że mogłam objąć Twój debiut patronatem. To była czysta przyjemność 🤍

Arystokratka spod księgarni
Agata G. / Francesca Vulneratus

Balansując między podwodną krainą a światem tuż przy Morzu Bałtyckim dostajesz się prosto w sidła potworów z legend i opowieści; tajemnic, intryg oraz skradzionej Tajemnicy Bursztynowego Szlamu, którą chroni ukryty lud Pinea. Poznajesz Mirę, Ghosta i wielu innych członków bractwa rozpoczynających polowanie na wykradziony skarb. Odkrywasz tajemnice, które szokują i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

W świecie mafii wylądowałam dzięki książce Cory Reilly „Złączeni honorem”, a po przeczytaniu „Krwawych więzów” wróciłam do tego. Z początku podczas czytania wyczułam inspirację autorki książką „Złączeni honorem”. Od pierwszych stron wciągnęłam się w tę historię, w bohaterów, których swoją drogą pokochałam i się z nimi zżyłam. Ponownie mogłam odczuwać ten strach, ale i adrenalinę, która towarzyszyła mi przez całą lekturkę. Zdążyłam już zapomnieć jak to jest w tym świecie, ale wszystko wróciło z podwójną siłą przy „Krwawych więzach”, które w dziesiątkę wbiło się w moje gusta. Muszę przyznać, że autorka nie tylko mnie zachwyciła, ale i zmroziła krew w żyłach i to nie jeden raz! Przyjemnie mi się czytało książkę Paradise, wręcz nie potrafiłam się od niej odciągnąć. Ujęła mnie tą historią, a także stylem, dzięki któremu czytanie szło migiem. Pierwsze spotkanie z N. R. Paradise i na pewno nie ostatnie. Stanowczo pragnę kolejnego i następnego.

Elena La Torre nieślubna córka jednego z najniebezpieczniejszych mężczyzn w kraju. Można by rzec, że miała wszystko, ale tkwiła w tak zwanej złotej klatce, z której nie było wyjścia ani ucieczki. Czy każdy byłby w stanie dłużej tak żyć? Żyć w uwięzieniu. Każdy ma marzenia czy plany, które chciałby, aby się ziściły. Wcale, ale to wcale się nie dziwiłam bohaterce, że chciała zaznać normalnego życia. Według swoich marzeń i przede wszystkim bez ojca i jego świata, w którym nie chciała istnieć. Nie dało się nie polubić Eleny, która swoim ognistym temperamentem, a także ciętym językiem przekonała mnie do siebie. Wiedziałam, że ta dziewczyna wpakuje się w kłopoty i to niejedne, ale jedno wychylenie przed szereg spowodowało lawinę wydarzeń, których się nie spodziewała. Elena nie mogła się doczekać jednego dnia. Dnia, w którym odzyska wolność. Miało nastać to zaraz po jej dwudziestych pierwszych urodzinach to wówczas wtedy miała być już wolna. Wolna na zawsze od ojca i świata, który ją otaczał. Pragnęła zaznać spokoju i żyć po swojemu. Niestety jedna sytuacja, jedno wychylenie i straciła to na, co czekała od dawna.



„Jeszcze do dzisiaj wydawało mi się, że zakochiwałam się w tym mężczyźnie. Teraz wiedziałam już, że to bzdura. Nie da się pokochać kogoś, kto nie ma serca”



Można mówić albo próbować wmawiać sobie, czy innym, że serce ma się z kamienia, lecz pod tą warstwą bólu, upokorzenia, smutku, skrywane są emocje, które zostały zepchnięte na dalszy plan. Emocje, o których próbowano zapomnieć, a i przez jakiś czas było to możliwe, ale wszystko jest do czasu. To wraca z podwójna mocą. W tym świecie okazywanie jakichkolwiek emocji równoznaczne jest ze słabością, to co dla nich jest słabym punktem dla innych jest wyznacznikiem siły. Tacy ludzi są ograniczeni, bowiem nie mają pojęcia, ile mocy niosą ze sobą uczucia. To nie tylko strach i gniew jest w tę grupę wliczany, ale także inne mniej albo bardziej bolesne emocje, do których często trudno się jest przyznać przed samym sobą. Prawie każdy z nas boryka się z jakąś emocją, do której ciężko mu się przyznać albo ją zaakceptować, czy choćby nie uważać jej za słabość. W świecie mafii okazywanie uczuć jest oznaką słabości i czyni z człowieka łatwy cel. Ale czy każdy pod maską obojętności skrywa paletę pełną barw? Czy nawet najgorszego potwora można nie tylko w sobie rozkochać, a pokochać? Czy owy mężczyzna jest zdolny do miłości?



Od pierwszego spotkania bohaterów dało się wyczuć iskrę, która ich do siebie przyciągała. To połączenie charakterów moim zdaniem jest idealne. Nie zliczę na palcach jednej dłoni ile razy pękałam ze śmiechu podczas czytania ich sprzeczek, czy pyskówek. Uwielbiam momenty, w których to Elena droczyła się z Salvatorem i robiła mu na złość. Żałowałam jedynie tego, że takiej ich sprzeczki, czy robienia sobie na złość nie mogłam zobaczyć. W takiej sytuacji szukałam wokół siebie tylko popcornu i czegoś do picia. Fabio był moim idealnym odzwierciedleniem. Kiedy działy się jakieś awantury, czy robiło się ciekawie to on siadał jako widz i zwykle coś jadł, co powodowało u mnie salwy śmiechy, a u braci Trafficante było to nie tylko zdziwienie, ale i przyzwyczajenie do takowych zachowań brata. Nie raz i nie dwa miałam ochotę przybić Fabio żółwika. Powiem szczerze, że było wiele sytuacji, w których bohaterka miło mnie zaskakiwała. W momencie zagrożenia nie wahała się, a przystępowała do akcji z zimną krwią, dopiero po zdarzeniu opadały emocje, adrenalina. Elena na oczach czytelnika zaczyna czuć więcej ,niż przypuszczała, do męża. Podczas pożycia małżeńskiego zauważyłam, że bohaterka dużo wydoroślała i myślała już w innych kategoriach. Zaczęła czuć i żyć pełną piersią. Wiadomo, że bywały momenty, w których sądziła, że to koniec. Były takie sytuacje, w których Salvator przerażał mnie swoją stanowczością. Ale nie ma osób idealnych, perfekcyjnych. Każdy popełnia błędy, ważne jest to, by z nich wyciągać wnioski i odbierać lekcje. Uczyć się.



Mam nadzieję, że kolejna część o braciach Trafficante ukaże się prędko, gdyż już za nimi tęsknie. Z żalem rozstawałam się z bohaterami, ale i z tym światem. Dziękuję autorce za dedykację, która sprawiła, że zrobiło mi się ciepło na sercu. To ja dziękuję N.R. Paradise, że podzieliła się swoją powieścią, swoim światem z innymi i dzięki temu dane mi było mieć do niego nie tyle dostęp, ale i wiele uciechy. Adrenalina nie opuszczała książki, a emocje były tak żywe, i tak pięknie przekazane, że Paradise należą się gratulacje. Niebezpieczny świat, w który czytelnik zostaje wciągnięty pokazuje motywy, jakimi ci ludzie się kierują, ale i co jest także dla poniektórych najważniejsze. Dla innych będzie to rodzina tak jak w przypadku Trafficante, a w innych zadowalanie własnej osoby i dbanie wyłącznie o swoje dobro. Każdy z braci Trafficante stoi za sobą murem i jest w stanie obronić drugiego, co pokazuje duże nie tylko przywiązanie, ale i miłość braterską. Książka nie tyle co mnie porwała w swoje obroty, ale mogę śmiało rzec, że mnie uwiodła. Każda ze stron tej lekturki jest świetna, erotyczna, mafijna, rodzinna. Nie mogłam się oderwać. Z jednej strony pragnęłam ją skończyć, a zaś z drugiej nie, bo to oznaczało koniec. Ale niestety nic co dobre nie trwa wiecznie. Przyjaźń między Olivią, a Eleną jest odzwierciedleniem mojej przyjaźni z Arystokratką A. Jedna za drugą w ogień skoczy. I tu także tak jest. Powiem, że to wspaniałe uczucie, ale i też dobrze mieć u swego boku osobę, dla której jesteśmy ważni, jesteśmy jak rodzina. W tej książce jeden ogień podsycał drugi, co nie raz i nie dwa powodowało u mnie ciarki na całym ciele. Mam nadzieję, że szybko ukażę się następną część, gdyż z niecierpliwością jej już wyczekuję. Jeżeli to Wasz świat to zapraszam do zapoznania się bliżej z tą historią. Z historią Eleny i Salvatora. Przejażdżka na rollercoasterze to nic w porównaniu z tym, gdzie nie wiadomo, co zaraz się wydarzy. Gorąco polecam!

W świecie mafii wylądowałam dzięki książce Cory Reilly „Złączeni honorem”, a po przeczytaniu „Krwawych więzów” wróciłam do tego. Z początku podczas czytania wyczułam inspirację autorki książką „Złączeni honorem”. Od pierwszych stron wciągnęłam się w tę historię, w bohaterów, których swoją drogą pokochałam i się z nimi zżyłam. Ponownie mogłam odczuwać ten strach, ale i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2020/01/recenzja-patronacka-konsorcjum-tom-ii.html

"Ta książka zawiera wszystko to, co uwielbiamy najbardziej. Nie mogłyśmy się nadziwić gamą uczuć, w których wir wciągnęła autorka. W jednej sekundzie śmiałyśmy się, a w następnej potrafiłyśmy zalewać łzami z bohaterami. Nie wiemy, jak A. S. Sivar to zrobiła, ale trzymała nas w napięciu za każdym razem, z każdą kolejną akcją, czekałyśmy na rozwój wydarzeń; niektóre mroziły krew w żyłach, zaś inne powodowały salwy śmiechu. Nie mogłyśmy się nadziwić nastrojom Aśki i Nadii, które w jednej sekundzie obmyślały plany zemsty na swoich ukochanych, karając ich w sposób, który zżerał ich z zazdrości za każdym razem. Pokładałyśmy się ze śmiechu nie raz i nie dwa, gdy czytałyśmy o wyczynach Asi, i nie mogłyśmy utrzymać powagi, kiedy oczami wyobraźni widziałyśmy zbolałą minę Kamila. Podobnie było z Nadią i Dominikiem.

Druga część „Konsorcjum” nie tylko nas zaskoczyła, ale nie raz i nie dwa wypruła z wszelakich emocji. Autorka sprawiła niebywałą frajdę z przygody w towarzystwie ukochanych bohaterów, ale też zmroziła krew w żyłach. Akcja za akcją. Nie mogłyśmy się oderwać od tej przygody, a odkrywanie tajemnic mrocznego konsorcjum potęgowało satysfakcję wciąż niezaspokojonej ciekawości. Nie wiemy, jak przeżyłybyśmy bez humoru i komentarzy otuchy ze strony Kamila, który nie raz i nie dwa dodawał wsparcia razem ze swoją szaloną Aśką. Nie powiemy, że nie bawiłyśmy się znakomicie, kiedy dziewczyny robiły na złość swoich partnerom, doprowadzając ich do białej gorączki, a nas do niepohamowanych wybuchów śmiechu. Szczerze mówiąc, takich wariatek jak one dwie nie jest się w stanie nie lubić. Druga część wyczekiwanych losów, a my już odczuwamy niedosyt historii Dominica, Nadii, Kamila i Aśki. Śmiemy rzec, że jest jeszcze bardziej pikantna, jeszcze bardziej ognista, a w dodatku mrozi krew w żyłach swoją akcją od pierwszej strony. Gorąco polecamy! Świetna, pikantna, tajemnicza, mroczna, wręcz doskonała. Autorce gratulujemy kolejnej udanej i jakże świetnej książki i z wyczekiwaniem oczekujemy następnej części! Nie możemy się doczekać, co przygotuje w trzecim tomie"

Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2020/01/recenzja-patronacka-konsorcjum-tom-ii.html

"Ta książka zawiera wszystko to, co uwielbiamy najbardziej. Nie mogłyśmy się nadziwić gamą uczuć, w których wir wciągnęła autorka. W jednej sekundzie śmiałyśmy się, a w następnej potrafiłyśmy zalewać łzami z bohaterami. Nie wiemy, jak A. S. Sivar to zrobiła,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/10/ddd-czyli-dorose-dziewczynki-z-rodzin.html

"Bardzo rzadko sięgam po poradniki psychologiczne. Nie dlatego, że ich nie lubię, bo wręcz przeciwnie, z przyjemnością i dużą dawką ciekawości je czytam, ale dlatego, że ciężko znaleźć naprawdę dobre poradniki, które wznoszą w nasze życie jakieś ważne treści, nie tylko lanie wody i sadzenie farmazonów. Na swoim koncie mam już przeczytanych kilka świetnych poradników, które mogę polecić z całego serca, w tym życiowe książki Reginy Brett czy niosące mnóstwo wartości powieści Mitcha Alboma. Mimo że drugi z wymienionych przeze mnie autorów nie pisze typowo poradników, po przeczytaniu jego książki, zdecydowanie można poczuć to samo, co po kilku lekcjach pani Brett. Jeśli jednak chodzi o dzisiejszą wisienkę na torcie, czyli „Dorosłe Dziewczynki z rodzin Dysfunkcyjnych”, będę mogła śmiało pochwalić ten poradnik oraz zachęcić potrzebujące pomocy kobiety do przeczytania tej lektury. To tylko 245 stron, które potrafią w szybkim czasie nakreślić coś, co do tej pory ciężko było nazwać, co było niezrozumiałe dla nas, dla Dziewczynek z rodzin Dysfunkcyjnych. Nie będę ukrywać, jestem taką Dziewczynką, posiadam pewne deficyty, ale właśnie dzięki tej książce umiem je nazwać i wiem, że będę umieć z nimi walczyć, aż wreszcie się ich pozbędę.

Nie będę streszczać całej książki, nie o to tu chodzi, ale śmiało mogę powiedzieć, że poradnik zrobił swoje. Na własnym przykładzie potwierdzam to. Sama świadomość, że da się zniwelować swoje deficyty, które zostały doskonale i w miarę szczegółowo opisane, napawał mnie szczęściem. Raz po raz wczytywałam się w kolejne rozdziały, w których Autorka wyjaśniała cztery różne deficyty, w tym: poczucia bezpieczeństwa, poczucia kobiecości, poczucia własnej wartości i poczucia bezwarunkowej miłości. Na przykładzie dwóch typów kobiety: podporządkowanej oraz dominującej, opisywała typowe zachowania, reakcje, podejście do życia takich Dziewczynek z deficytami. Oczywiście, nie wszystko się zgadzało, ale o tym Autorka również powiadomiła zawczasu. W końcu nie da się sklasyfikować człowieka tylko do jednej kategorii, schować do jednej szufladki. Warto więc brać sobie poprawkę na to i nie traktować niektórych opisów do serca, gdyż oczywistym jest, że kobieta dominująca może posiadać cechy kobiety podporządkowanej, a także na odwrót.

Sam poradnik nie jest idealny. Niejednokrotnie pojawiały się momenty, które mnie nużyły, bo sądziłam, że niektóre fragmenty to właśnie lanie wody, ciągłe wałkowanie jednego tematu, jednak w dużej mierze, ¾ tej książki sprawiło, że wiele zrozumiałam, wiele się dowiedziałam i wiem, jak wiele mogę zmienić. Dzięki temu, co opisywała skrupulatnie Autorka, ile poświęcała na wyjaśnienie Dorosłym Dziewczynkom ich problemu oraz sposobów, jak sobie z nim poradzić, można wyciągnąć sporo lekcji kształtujących plan na usunięcie deficytów, na zmianę, ale taką, która nie będzie dotyczyła nas samych. Mamy zmienić podejście, nie siebie. Bardzo spodobał mi się język, którym operowała Autorka. Był naprawdę przystępny. Żadnego medycznego jazgotu, żadnych trudnych terminów. Czułam się tak, jakbym rozmawiała z kimś, kto zdecydował się przemawiać akurat moim stylem, moim językiem, dzięki czemu świetnie mogliśmy się porozumieć. Może nie dla wszystkich będzie to prosta przeprawa przez obraną tematykę czy właśnie styl pani Herzyk, ale z pewnością, gdy dobrnie się do końca, poczuje się satysfakcję (albo zawód, w końcu oczywistym jest, iż poradnik ten nie odpowie każdemu)"

Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/10/ddd-czyli-dorose-dziewczynki-z-rodzin.html

"Bardzo rzadko sięgam po poradniki psychologiczne. Nie dlatego, że ich nie lubię, bo wręcz przeciwnie, z przyjemnością i dużą dawką ciekawości je czytam, ale dlatego, że ciężko znaleźć naprawdę dobre poradniki, które wznoszą w nasze życie jakieś ważne treści,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/10/pewnego-dnia-stracisz-wszystko-nawet.html

"Z autorką miałam już do czynienia, choć przyznam szczerze, że dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że to ona, gdyż nie poznałam jej stylu. Muszę przyznać, że Izabela zaskoczyła mnie i to bardzo. Historia urzekła mnie już od pierwszych stron. Czym przyciągnęła mnie do siebie owa lekturka? Opisem, który oczarował, ale i zachwycił. Stwierdziłam, że przygoda z tą książką może okazać się obiecująca i nie pomyliłam się. Jestem pozytywnie zaskoczona warsztatem autorki, który poszedł wyżej. Nie spodziewałam się po Izabeli takiej brutalnej, ale i, powiem szczerze, że rzeczywistej historii, która skradła mi serce. Uwielbiam książki, które łączą dwa gatunki w jednym wydaniu, a ta zainteresowała mnie również swoją mroczną stroną.

Zbieg okoliczności związał ze sobą losy obojga bohaterów. Jedna organizacja, dwie możliwości; praca i terapia. Amy dziewczyna, która wciąż przeżywa swoją stratę, dostrzegając ogłoszenie o pracę w Future Lab w fizjoterapii, decyduję się podjąć tę robotę i tu zaczyna się lawina wydarzeń, która na zawsze zmieni jej życie. Dziewczyna nawet nie podejrzewa, że jedna decyzja może zawalić jej fundamenty, które zostały wcześniej postawione. Pierwsza mroczna scena zainteresowała mnie, ale jednocześnie zaskoczyła. Makabryczna oraz mrożąca krew w żyłach sceneria (nie zdradzę, zabawa nie byłaby tak wspaniała) mogła przyprawić o palpitacje serca. Amy od samego początku wydawała mi się wyjątkowa i taka też była. Niezwykła. Czułam się jak obserwator, który stąpał po wyludnionej ziemi. Z początku byłam ciut zdezorientowana obrotem sprawy, gdyż szukałam, tak jak bohaterka, ludzi, którzy gdzieś się pochowali przed zagrożeniem. Nie rozumiałam, co się stało, bo przecież jeszcze przed chwilą wszystko było w normie.

Autorka spisała się świetnie w nowej odsłonie i powiem, że bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Pragnęłam więcej i więcej, a gdy dostawałam, to głód wcale nie malał. Wykreowała bohaterów, do których się przywiązałam, a co najlepsze, mogłam się z nimi zżyć i widziałam w nich emocje, które tak wyszukuję w postaciach. Adrenalina wymieszana ze strachem i ekscytacją to najlepsza mieszanka, jaką Izabela mi zapewniła to to, czego szukam i co uwielbiam. Mam nadzieję, że autorka powróci do tego tematu, gdyż nadal mam niedosyt i chciałabym więcej z historii bohaterów. Ta historia skradła mi serce i sprawiła, że nie raz biło mocniej. Gorąco polecam! Świetna. Mrożąca krew w żyłach. Piękna. Dzika. Jak dla mnie w sam raz"

Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/10/pewnego-dnia-stracisz-wszystko-nawet.html

"Z autorką miałam już do czynienia, choć przyznam szczerze, że dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że to ona, gdyż nie poznałam jej stylu. Muszę przyznać, że Izabela zaskoczyła mnie i to bardzo. Historia urzekła mnie już od pierwszych stron. Czym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/08/wyjatkowa-powiesc-elzbiety-rodzen-czyli.html

"Kiedy ujrzałam tę książkę po raz pierwszy, postanowiłam po nią sięgnąć. Nie tylko okładka, ale i opis skusił mnie do jej wzięcia. Po przeczytaniu tej pozycji jest we mnie ogrom wszelakich emocji, z których nie potrafię się pozbierać. Zdecydowanie autorka kupiła mnie tą książką w stu procentach. Powiem szczerze, że jest to jedna z tych polskich autorek, których książki miałam zapisane na listach. Wcześniej obawiałam się sięgnąć po jakąś lekturkę pani Rodzeń, ale po przeczytaniu tej zdecydowanie muszę nadrobić zaległości. Nie spodziewałam się, że po „Chłopaku, którego nie było” wciąż będę tkwić w świecie Martyny i Jamesa. Elżbieta Rodzeń zasypała mnie tyloma emocjami, że wciąż nie umiem się po tej przygodzie pozbierać. Książkę wręcz pochłonęłam, a raczej nie wiem, czy nie było na odwrót. Styl autorki był lekki i przyjemny, dzięki któremu czytanie szło bardzo szybko.

Jestem już po lekturze, ale bardzo pragnęłabym, aby ta historia wciąż trwała i trwała. Wiem jedno, że na pewno wrócę do tej książki, bo warto! To niezwykła przygoda, przy której można zapomnieć o bożym świecie na kilka godzin. Elżbieta Rodzeń wykonała kawał dobrej roboty. Zostałam nie tyle, co zaczarowana, ale i oczarowana bohaterami. Zawiodłam się jedynie na rodzicach bohaterki, którzy powinni dostarczać jej tego, co starszej córce. Wsparcia, a co jej dali? A raczej zabrali, podkopali jej pewność siebie. Sprawili, że przestała wierzyć w swoje możliwości. Zamiast pomocy, otrzymała porządnego kopniaka. Autorka zalała mnie falą emocji, z których trudno mi się teraz pozbierać. Czułam się tak, jakbym przeniosła się do jakieś bajki, z której nie chciałam wychodzić. Piękny romans, piękna historia dwojga ludzi, których złączyło przeznaczenie. W pewnych momentach czułam się jak intruz, który nie miał prawa ich podglądać. Zakochałam się w piórze Rodzeń i wiem, że jak najprędzej będę chciała nadrobić kilka jej pozycji. Jest jedną z tych autorek, które warto czytać, które potrafią zaskoczyć czytelnika swoją fantazją i wizją. Piękno, które ukazała w tej książce pozostanie we mnie na bardzo długi czas. Bajka, która trwa, a jej finał jest znakomitym zakończeniem"

Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/08/wyjatkowa-powiesc-elzbiety-rodzen-czyli.html

"Kiedy ujrzałam tę książkę po raz pierwszy, postanowiłam po nią sięgnąć. Nie tylko okładka, ale i opis skusił mnie do jej wzięcia. Po przeczytaniu tej pozycji jest we mnie ogrom wszelakich emocji, z których nie potrafię się pozbierać. Zdecydowanie autorka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/08/przedpremierowa-recenzja-patronacka.html

"Powiem Wam, że nie mogłam się doczekać dnia, aż ponownie spotkam się z tymi bohaterami, a w szczególności z Damienem i Catherine. Tej dwójki brakowało mi najbardziej. Po tragicznym wydarzeniu mającym miejsce pod koniec pierwszej części, bałam się o losy Stróża i Łowczyni. Kiedy sięgnęłam po drugi tom wszystko wróciło. Wspólna przygoda z bohaterami oraz przeszkody, z którymi się zmagali, zdawać by się mogło, że teraz przybyło ich jeszcze więcej i były o wiele gorsze. Przemiana przyjaciela Damiena Louisa bardzo mnie nie tyle co zdziwiła, a wprawiła w szok. Nie poznałam tego bohatera, jak dla mnie zmierzał na moralne dno. Nie raz i nie dwa miałam ogromną ochotę mu przywalić czymś ciężkim, by się otrząsnął i spojrzał z boku na to, co wyprawiał. Niekiedy zachowywał się jak wariat i to w złym znaczeniu tego słowa. Zamieszanie jakie zasiał Louis sprawiło, że Damien zaczął odczuwać do Łowczyni nienawiść, ale kiedy dał dojść do głosu kobiecie zorientował się kto tak naprawdę okazał się kłamcą. To był absurd. Stróż, który powinien nieść pomoc i prawić tylko prawdę okazał się kłamcą, a Łowczyni, z natury nieludzka istota, obdarta z uczuć i cnót boskich mówiła prawdę.
Autorka powróciła z jeszcze większą bombą. Zmiotła mnie. Nie potrafiłam wyjść z podziwu dla jej kunsztu pisarskiego. Joanna Jarczyk ponownie pochłonęła mnie swoim światem wraz z bohaterami. Jestem pod ogromnym wrażeniem jej wyobraźni oraz planu, który musiała spisać, by się nie zgubić w losach bohaterów. To jedna z tych książek i autorek, które wciąż będą mnie zaskakiwać na nowo. Pani Jarczyk nie trzyma się schematu tylko wybiega poza niego i tym samym pokazuje inną wersję. To jest właśnie piękne, że mimo tych licznych schematów w świecie pisarskim pojawiają się autorzy, który potrafią się z nich wybić. Stworzyć coś oryginalnego, coś pięknego. I ponownie jest mi trudno opuszczać ten świat, w którym życie pisze różne scenariusze.

„— Już za późno. — Catherine wzruszyła bezwładnie ramionami. — Wykryli nas.
— I mówisz to tak spokojnie?
— Jestem Łowczynią, spokój i brak emocji to podstawa.
— Ale ty pieprzysz”

Świat Stróżów i Łowców jest niesamowity, ale pełen niebezpieczeństw i strachu o kolejny dzień, o ludzi, o własne życie. Autorka po raz kolejny doprowadziła mnie do fascynacji swoim światem, swoimi bohaterami, swoją akcją. Historia, która powoduje szybsze bicie serca, a czyhające niebezpieczeństwo doprowadza na skraj emocjonalnej przepaści. Każdego dnia trzeba się mieć na baczności, bo walka dobra ze złem wciąż się toczy. Nie wiadomo jaki będzie jej finał. Jedni upadają, by powstać na nowo, by wstać i walczyć o odbudowę swojego jestestwa. Barwni bohaterowie, którzy nie raz i nie dwa doprowadzają czytelnika do refleksji i zadawania sobie pytań takich jak: Kim ja jestem? Jaka jest moja rola? Autorka ponownie zostawiła mnie z chęcią poznania dalszych losów. Nie mogę się doczekać aż sięgnę po kolejny tom. Gorąco polecam! Warto sięgnąć! Ja się nie zawiodłam, a wręcz jestem pod ogromnym wrażeniem! To był wręcz zaszczyt, by móc zostać patronem tak dobrej polskiej powieści, która naprawdę potrafi się wybić na tle książek o takiej tematyce. Jeśli nie czytaliście poprzedniej części, zdecydowanie powinniście po nią sięgnąć. Joanna Jarczyk nie zawiedzie Was światem „Zgromadzenia”. ;)"

Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/08/przedpremierowa-recenzja-patronacka.html

"Powiem Wam, że nie mogłam się doczekać dnia, aż ponownie spotkam się z tymi bohaterami, a w szczególności z Damienem i Catherine. Tej dwójki brakowało mi najbardziej. Po tragicznym wydarzeniu mającym miejsce pod koniec pierwszej części, bałam się o losy Stróża i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/07/o-miosci-ktora-przenosi-gory-czyli.html

"Ostatnimi czasy mam słabość do romantycznych historii, które zapierają dech w piersiach, przyprawiają czytelnika o szybsze bicie serca, powodują rumieńce oraz to dobrze znane, rozlewające się po duszy ciepło. Z tego więc względu zdecydowałam się na pierwsze spotkanie z Anną Płowiec i jej nową książką, która swoją premierę miała 17 lipca. „Sekrety Julii” miały być lekturą o miłości tak wielkiej, że przenosi góry, o sekrecie, który może zmienić dosłownie wszystko. Jako fanka połączenia love story i tajemnica, skusiłam się od razu. W dodatku ta delikatna okładka z bzem, nie mogłam powiedzieć „nie” tej pozycji. Jak przebiegło to górskie spotkanie z gorącymi uczuciami i sekretem w tle? O tym już za chwilę.

Zawsze Wam mówię, jaką mam słabość do książek, w których dominują emocje. Choć w „Sekrecie Julii” pojawiała się cała paleta różnorodnych uczuć, nie było takiej lawiny, jaką uwielbiam. Nie poniosło mnie na chmurach magii czy intensywności emocji, ale nie mogłam narzekać na ich brak. Cała lektura wypadła na ogromny plus, chociaż mam kilka zastrzeżeń. Nie poczułam tego wszystkiego tak intensywnie, jak liczyłam, nie czułam, że ta miłość mogłaby przenosić góry, a uczucia wypalają wielkie ślady na bohaterach, jednak mimo tych braków powieść mi się spodobała. Przede wszystkim górski klimat i to, co stworzyła autorka. Anna Płowiec ma bowiem niesamowity talent do urokliwych opisów, które robią ogromne wrażenie. Przez cały czas oczami wyobraźni widziałam to, co opisywała. Te piękne góry ze śnieżnym szczytem, te gęste lasy, obozy narciarskie, ogniska. To naprawdę mnie ujęło. Te wszystkie opisy tylko dodawały wyjątkowego uroku powieści. Jeśli więc lubujecie się w górskich klimatach, w słodkich, lecz wyrafinowanych relacjach między bohaterami, w sekretach, które potrafią odmienić dosłownie wszystko, a niestraszna Wam przygoda z polskimi realiami (swoją drogą doskonale opisywanymi), to „Sekrety Julii” są pozycją dla Was. ;)"

Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/07/o-miosci-ktora-przenosi-gory-czyli.html

"Ostatnimi czasy mam słabość do romantycznych historii, które zapierają dech w piersiach, przyprawiają czytelnika o szybsze bicie serca, powodują rumieńce oraz to dobrze znane, rozlewające się po duszy ciepło. Z tego więc względu zdecydowałam się na pierwsze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/07/zemsta-pachnie-wilkiem-czyli.html

"Pierwszy raz usłyszałam o tej książce na jednym z portali społecznościowych i już wtedy wiedziałam, że to będzie strzał w dziesiątkę. Powiem szczerze, że natrafiam na takie książki bardzo rzadko, gdyż ich ilość jest mała nad czym ubolewam. Tematyka dla mnie idealna, ponieważ uwielbiam czytać o zmiennokształtnych, o takim świecie. „Zemsta pachnie wilkiem” od razu trafiła na listę książek do przeczytania. Byłam ciekawa jak autorce uda się debiut, wręcz zżerało mnie to. Kiedy sięgnęłam po tę pozycję, zostałam zaskoczona nie tylko jej językiem, a stylem Latte, dzięki któremu szybciej się czyta, a także czerpie się z tego przyjemność. Przez pierwsze strony Latte rzuca czytelnika na głębokie morze emocji, gdzie panuje mrok, gniew, przerażenie wymieszane z bólem. W świecie istot nadprzyrodzonych dość często panuje przemoc, agresja, czy nawet śmierć. Brutalne sceny, które opisywała Latte wypadły świetnie, a wręcz zatkały mnie, gdyż naładowane były taką dawką emocji, która jest w stanie przenieść czytelnika nie tylko do odczuć postaci, a do jej umysłu. W pewnym momencie miałam wrażenie, jakbym siedziała w głowie bohaterki. Odkrywając jej uczucia, jej myśli.
Pierwsze spotkanie. Pierwszy kontakt wzrokowy. Pierwszy dotyk. Spotkanie Marty z Nazarem nie można nazwać dość szczęśliwym, a raczej rzekłabym, że wydarzyło się w dość traumatycznym momencie. Pierwsze spotkanie, po którym siła wraz z magnetyzmem nie pozwoliły o sobie zapomnieć. Alfa wiedział, że to była kobieta jego życia. Nie była pierwszą, ale ostatnią na jego drodze. Została wybrana przez wilka. Zawsze zadziwiały mnie pierwsze spotkania bratnich dusz u zmiennokształtnych, gdyż były nie tylko wyjątkowe, a piękne. Ta więź, która z każdą chwilą pogłębia się, zacieśnia się. Uczucie, które obezwładnia, sprawiając, że jest się podatnym na zranienie. Bohaterka pragnie zemsty na swoim oprawcy, na zdrajcy watahy Nazara. Powiem szczerze, że każde spotkanie z Kalebem doprowadzało mnie do czystej furii. Nie znosiłam go. Zastanawiałam się nad tą postacią wielokrotnie. Jak można być tak zepsutym do szpiku kości, by nie patrzeć na uczucia i bezpieczeństwo innych? Istnieją takie jednostki, a dwie z nich już poznałam. Inna istota o nadprzyrodzonych zdolnościach także sprawiła u mnie takie odczucie jak Kaleb, ale wywołała też inne dość mieszane emocje. Eleonora wzbudziła we mnie wstręt do tego, czym się żywiła, by powiększyć swoją moc, ale i sprawiała, że miałam szczerą ochotę zacząć się śmiać z jej postępowania. Na zewnątrz kusiła swoją nieskazitelnością, zakrywając swoją szpetną naturę głęboko wewnątrz. Nie dało się jej nie przyznać zadziwiającej urody, pod którą kryło się zło, a także paskudny charakter. Tylko jedno mnie w niej oczarowało, a właściwie oczy, które pod wpływem używania mocy, zmieniały się. Miałam wrażenie tak jak Marta, Nazar i reszta bohaterów, że w oczach Eleonory rozpętywała się burza z piorunami. Wyładowania, które były w tęczówkach, zaczarowywały, a także hipnotyzowały.

Następna istota o nadprzyrodzonych zdolnościach, którą miałam okazję poznać razem z Martą to krwiopijca Wasyl, który swoją aurą wzbudził we mnie przerażenie swoją postacią. Mrok, który go spowijał, zdawał się nie mieć końca, a jego początek był równie przerażający. Z reguły nie przepadam za wampirami, gdyż nie wzbudzają we mnie tej fascynacji, tej magii, co zmiennokształtni. Jedyne, co krwiopijca obudził to wstręt, te istoty nie tyle co mnie przerażają, a sprawiają, że mam ochotę biec jak najdalej od nich. Nie można nie wspomnieć o jakże nieziemskich bliźniakach, którzy mnie ujęli. Od samego początku wyczekiwałam momentów, kiedy jeden z nich, a mianowicie Awram coś powie, zdarzały się takie chwile, ale były rzadkością, gdyż zmiennokształtny nie lubił się udzielać publicznie, a nawet wśród swoich, jedynie do brata. Awdiej urzekł mnie swoim charakterem i poczuciem humoru, bez którego nie byłby sobą. Oczywiście uwielbiałam momenty, kiedy nazywał Martę królewną, a ona nie raz i nie dwa miała ochotę mu przywalić. Była sytuacja, gdzie faktycznie Awdiej oberwał, a ja śmiałam się do rozpuku, bo wiedziałam, że wojownicza natura Marty nie pozwoli jej tego przemilczeć"

Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/07/zemsta-pachnie-wilkiem-czyli.html

"Pierwszy raz usłyszałam o tej książce na jednym z portali społecznościowych i już wtedy wiedziałam, że to będzie strzał w dziesiątkę. Powiem szczerze, że natrafiam na takie książki bardzo rzadko, gdyż ich ilość jest mała nad czym ubolewam. Tematyka dla mnie idealna,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/07/fantasy-ktore-zachwyca-od-samego.html

"Powiem szczerze, że prolog tej książki wbił mnie w siedzenie dość mocno. Miałam duże wooow, wiedziałam także, że trafiłam na dobrą lekturkę. Nie zawiodłam się na niej, co bardzo mnie zadowoliło i potwierdziło, że książka w stu procentach jest w moim guście. Lekturkę czytało mi się bardzo przyjemnie, a to też dzięki stylowi autorki, a także dzięki historii, która mnie urzekła. Sama historia jest niezwykle nie tyle co interesująca, a oryginalna. Nie spotkałam się jeszcze z taką. Powiem szczerze, że mało jest książek z gatunku fantasy, które są w stanie mnie zaskoczyć swoją oryginalnością, pomysłem, historią, bohaterami. „Dziewczyna o chabrowych oczach” należy do niewielkiej części takich właśnie książek, i jestem mile zaskoczona, że w świecie fantasy można stworzyć coś nowego, a nie powielać wcześniejsze schematy.

Inna cywilizacja? W pierwszej chwili pomyślałam nad istotami nadnaturalnymi, które znam, ale autorka mnie zaskoczyła, a także sprawiła, że miałam ochotę coraz to szybciej wgłębiać się w niezwykły świat. Catherine poruszyła w swojej powieści nie jeden, a kilka problemów ówczesnego świata. Największym z nich jest ludzka żądza władzy, dla której człowiek jest w stanie zrobić dosłownie wszystko nawet zabić, by zdobyć to, czego pragnie. Czym zdobywa upragnioną wiedzę i władzę? Poprzez manipulację poszczególnymi jednostkami, które są jego marionetkami. Człowiek często się łapie na sidła innej bardziej dominującej jednostki i nie jest świadomy, że ktoś nim steruje, że ktoś inny ma władze nad nim, a nie on sam nad sobą jak powinno być. To smutne, że tak łatwo można nami manipulować wedle potrzeb drugiej osoby. Tańczymy tak jak nam zagrają"

Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/07/fantasy-ktore-zachwyca-od-samego.html

"Powiem szczerze, że prolog tej książki wbił mnie w siedzenie dość mocno. Miałam duże wooow, wiedziałam także, że trafiłam na dobrą lekturkę. Nie zawiodłam się na niej, co bardzo mnie zadowoliło i potwierdziło, że książka w stu procentach jest w moim guście....

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Nowa laleczka Ker Dukey, K. Webster
Ocena 7,5
Nowa laleczka Ker Dukey, K. Webst...

Na półkach: , , , ,

Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/08/przedpremierowo-nowa-laleczka-patronat.html

"Kilka miesięcy temu, niemalże rok, zainteresowałam się dość mroczną serią wydawaną przez wydawnictwo NieZwykłe. Jako że nieszablonowa tematyka to coś, co najbardziej preferuję, nie mogłam pominąć cyklu Laleczki. Sam opis sprawił, że wiedziałam o mroku tego, co będzie w środku. Mimo to zdecydowałam się na lekturę. Pierwszy tom, drugi tom, aż w końcu przyszedł czas na trzeci, objęty naszym patronatem. Wobec tej serii nie da się przejść obojętnie. Wzbudza tak wiele skrajnych i sprzecznych emocji, które ciężko opisać prostymi słowami. Już Autorki w przedmowie uprzedzają o stopniu upiorności tej powieści, bowiem książka zawiera mnóstwo drastycznych scen, które dla wrażliwszej części czytelników mogą być czymś za wiele. Czy po trzecim tomie czuję się jeszcze bardziej nawiedzona niż wcześniej? Myślę, że chyba tak. Przeżyłam go, aczkolwiek sądzę, że to najmroczniejsza część tego cyklu. Najmroczniejsza jak do tej pory, ponieważ jeszcze czeka mnie kolejna Zepsute Laleczki. „Nowa laleczka” pozbawiła mnie tchu, pozbawiła zdrowego rozsądku i zasiała w moim umyśle kolejne ziarenko przerażenia ludzką psychiką. Powrót do świata Benny’ego nie był najłatwiejszy, gdyż byłam niemalże pewna, że ten świat już nie istnieje, że legł w gruzach tuż po drugim tomie, jednak wszystko, co uważałam za prawdziwe wtedy, okazało się błędne już po przeczytaniu opisu „Nowej laleczki”. Wiedziałam, że będzie mrocznie. Mroczniej niż wcześniej. Drastyczniej. Ostrzej. Rzeczywiście, było tak, dlatego wrażliwi czytelnicy powinni unikać styczności z Bennym. Ci, którzy poszukują adrenaliny, dreszczyku emocji, dają radę wytrzymać z chorą obsesją bohaterów, dadzą radę, a może nawet im się spodoba.

„Życie nie może zrodzić się ze śmierci. Tyle razy próbowałeś mnie zniszczyć, ale to nigdy ci się nie uda. Powinieneś smażyć się w piekle”

To chore, doskonale zdaję sobie z tego sprawę, ale nie mogłam się doczekać kolejnego tomu tej serii. Zdecydowanie jest jedną z moich ulubionych i to nie ze względu na psychopatycznego bohatera, lecz ze względu na swoją nieszablonowość, oryginalność. Uwielbiam trudną tematykę, uwielbiam, gdy jest ona przedstawiana właśnie w taki sposób, jaki robią to Autorki. Doskonale udaje im się przedstawić malujący się w powieści mrok, wywołać różnorakie emocje, wprawić serce czytelnika w szybszy rytm, dodać dreszczyku grozy, może nawet nieco obrzydzić, zdegustować czy przerazić. Mroczne książki już mają to do siebie, że bywają kontrowersyjne, ale tak naprawdę Autorki poruszyły coś, co przecież jest naturalne. Obsesje, psychopatów, chory ludzki umysł, który czasami skrywa coś więcej aniżeli piękną tęczę i życie w różowych barwach. Skrywa mrok, bestię, którą może być każdy z nas, jeśli uwolni ją na powierzchnię, jeśli pozwoli jej zawładnąć swoim ciałem i duszą. „Nowa laleczka” nie raz i nie dwa sprawiła, że musiałam odłożyć czytanie na bok, gdyż albo nie wiedziałam, co sądzić o danej scenie, albo potrzebowałam odpoczynku, bo coś było za mocne. Zdecydowanie w tym tomie pojawia się wiele drastycznych, szokujących momentów. Lubię wgłębiać się w ludzką psychikę, ale nawet jak na mnie to czasami za dużo, a niezrozumienie sięgało zenitu. Mimo wszystko właśnie w tej części mogłam jeszcze raz, od samych podstaw, zobaczyć czyjąś przemianę, czyjąś inną, mroczną, chorą stronę. Osobą, która tym razem była obiektem mojej (i nie tylko mojej) obserwacji była Elizabeth, jedna z bliźniaczek, córek ojca Benny’ego. Dziewczyna zawsze odstawała od swojej siostry, zawsze była tą gorszą, tą inną, przez co w późniejszych latach to uczucie przerodziło się w coś, co zmieniło Beth. Piętno nieważne jakich wydarzeń czy słów potrafi mocno odbić się na człowieku, pozostawiając na jego duszy czy psychice niemały ślad. Ślad, który wywołany, przeobraża się w coś niezrozumiałego dla wielu ludzi. Elizabeth, przez to, że zawsze była uznawana za kogoś gorszego, została tą inną, tą, której psychika ucierpiała"

Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/08/przedpremierowo-nowa-laleczka-patronat.html

"Kilka miesięcy temu, niemalże rok, zainteresowałam się dość mroczną serią wydawaną przez wydawnictwo NieZwykłe. Jako że nieszablonowa tematyka to coś, co najbardziej preferuję, nie mogłam pominąć cyklu Laleczki. Sam opis sprawił, że wiedziałam o mroku tego,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/07/milion-nowych-chwil-wzruszajaca-powiesc.html

"Wzruszająca powieść, która chwyci za serce niejednego czytelnika. Zanim zabrałam się za lekturę, poznałam krótką opinię mojej mamy, która zaczęła książkę przede mną. Stwierdziła jednym zdaniem, że dawno nie czytała czegoś tak dobrego i ujmującego. Po tej krótkiej rekomendacji wiedziałam, że się nie zawiodę. Gdy tylko przyjechałam do rodzinnego domu, zaczęłam przygodę z powieścią, która rzeczywiście złapała za serce, wzruszyła do łez, ale i dała sporo do myślenia. „Milion nowych chwil” to rzeczywiście wyjątkowa książka, którą będę śmiało polecać. Zawsze powtarzam, że dla mnie kluczową rolę odgrywają emocje. Absolutnie nie może ich zabraknąć, a jak będzie więcej, to narzekać nawet nie będę. Uwielbiam, gdy odczuwam książkę całą sobą, a z tą właśnie tak było.

„Milion nowych chwil” właściwie nie porusza czegoś nowego i świeżego. Można rzec, że temat został wałkowany wiele razy, wielokrotnie już wzruszał, pozbawiał czytelników kolejnych łez, a jednak Katherine Center udało się zrobić coś, dzięki czemu jej książkę można wpisać na listę tych wyjątkowych i godnych zapamiętania. Od początku prowadzi fabułę lekkim stylem, stylem emocji grających na duszy czytelnika długą pieśń złożoną z różnorodnych uczuć. Margaret to równie wyjątkowa postać, co sama powieść. Nie potrafiłam jej nie polubić. Wręcz przeciwnie. Była bohaterką, którą osobiście chętnie bym spotkała, a nawet się zaprzyjaźniła. Ogromnie współczułam tego, co przydarzyło jej się w życiu i liczyłam, że w końcu spotka ją ponowne szczęście, na które zasługuje każdy człowiek. Wizyta w szpitalu sporo się przeciągnęła, jednocześnie zwalając na naszą bohaterkę same nieszczęścia. Mimo to podziwiałam ją, bo choć niejednokrotnie miała ochotę się poddać, postanowiła walczyć ze wszystkimi przeciwnościami losu. Udowodniła, że po każdej potyczce można się podnieść, każdy ból można zastąpić ukojeniem, prawie każdą ranę mentalnie zagoić przy odpowiedniej maści. W przypadku Margaret maścią było na pewno spotkanie z siostrą oraz zakolegowanie się z tajemniczym fizjoterapeutą. Bohaterowie tej powieści są tak różnorodni, na swój sposób bardzo wyjątkowi. Ian, pewien ważny ktoś, kupił mnie na wejściu. Ten facet, chociaż potrafił nie raz i nie dwa zdenerwować, ma dobre, złote serce i zasługiwał na prawdziwe szczęście, tak samo jak Margaret. Siostra Maggie, Kitty, to również postać, której kibicowałam, której współczułam, a która wzbudziła we mnie ogromną sympatię. Była chyba najbardziej kolorową bohaterką tej książki. Gdy o niej czytałam, w głowie miałam tysiące różnych barw, które mogłyby opisać tę żywiołową, otwartą, dość bezpośrednią, inteligentną młodą kobietę"

Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/07/milion-nowych-chwil-wzruszajaca-powiesc.html

"Wzruszająca powieść, która chwyci za serce niejednego czytelnika. Zanim zabrałam się za lekturę, poznałam krótką opinię mojej mamy, która zaczęła książkę przede mną. Stwierdziła jednym zdaniem, że dawno nie czytała czegoś tak dobrego i ujmującego. Po tej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/07/dyskusja-pomiedzy-ojcem-alkoholikiem.html

"Są książki, które po przeczytaniu opisu zdecydowanie musicie mieć na swoich półkach, musicie je kupić choćby nie wiem co. Wiecie, że to coś dla was, że ta pozycja jest taka wasza. Być może to dziwne, zważywszy na opis „Życie psa na balkonie”, ale tak właśnie czułam, gdy przeczytałam, o czym będzie opowiadać książka o tymże tytule. Do czego może doprowadzić dyskusja pomiędzy ojcem alkoholikiem a synem nieudacznikiem? Do naprawdę interesujących wniosków. Jeśli chodzi o wątek alkoholików, alkoholizacji i ogólnie nałogów w powieściach, jestem na nie uczulona. Bardzo uczulona. Wiele z takich pozycji zawiodło mnie, ukazując wyimaginowany obraz nie mający nic wspólnego z okropną rzeczywistością. Tomasz Górski pozytywnie mnie zaskoczył, przedstawiając realizm. Tak po prostu realizm takiego wątku. Ta krótka książka, właściwie rozmowa ojca z synem, może odcisnąć mały ślad w sercu czytelnika. Myślę, że w moim odcisnęła. Myślę, aczkolwiek dowiem się w swoim czasie.

„Życie psa na balkonie” wywołało we mnie kilka emocji, ale do tej pory nie potrafię ich jednoznacznie określić. Na pewno mogę powiedzieć, że książka mi się podobała. Była krótka, lecz przekazała to, co przekazać miała. Pozwoliła choć na moment znaleźć się w obskurnym mieszkaniu wypchanym brudnymi rzeczami, cuchnącymi wódką, razem z dwójką zagubionych mężczyzn. Syna, stojącego u progu dorosłości z wieloma problemami na głowie, ze smutkiem w sercu, obawą o przyszłość, niedojrzałością w umyśle, oraz ojca, zatopionego w kieliszku wódki, rozgoryczonego profesora, mądrego człowieka, który dobrze się zna na literaturze. Obaj zagubieni odnajdują wspólną nić porozumienia poprzez długą rozmowę zawartą na łamach powieści. Rozmowa ta potrafi wywołać ironiczny śmiech, szok na twarzy oraz szeroko otwarte oczy, chociażby przez bezpośredniość w kwestii matki chłopaka. Pewnie wiele z tego, co miało szokować, mnie osobiście nie szokowało na tyle, co powinno, a to dlatego, że już kiedyś zetknęłam się z takim środowiskiem, taką osobą. Osobą, którą pochłonął ocean alkoholu. Autor zobrazował czytelnikowi fragment życia alkoholika, jednak tak, jak piszę, to tylko mały kawałek spośród całego tysiąca innych, tworzących brutalną rzeczywistość dzień po dniu. Mimo że zostały przedstawione tylko kilka godzin z rozmowy ojca z synem, to te kilka godzin potrafi zrobić swoje. Dać do myślenia, na chwilę spowolnić tempo naszego codziennego życia, zwrócić uwagę na kilka istotnych problemów, w tym głupią, lecz dobrze nam znaną naiwność"

Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/07/dyskusja-pomiedzy-ojcem-alkoholikiem.html

"Są książki, które po przeczytaniu opisu zdecydowanie musicie mieć na swoich półkach, musicie je kupić choćby nie wiem co. Wiecie, że to coś dla was, że ta pozycja jest taka wasza. Być może to dziwne, zważywszy na opis „Życie psa na balkonie”, ale tak właśnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Pełna recenzja -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/07/wzruszajaca-pouczajaca-very-large.html

"Kiedy comebook polecała tę książkę, od razu wiedziałam, że ją zamówię. Spełniała wszystkie moje wymagania czytelnicze. Nie była zbyt długa, wywoływała emocje, a przede wszystkim zawierała interesującą mnie tematykę. Muzułmanów. Konkretnie, jednej muzułmanki, szesnastoletniej Shirin. Sporo osób o tym nie wie, aczkolwiek od bardzo dawna interesuję się kulturą arabską, islamem, mam przyjaciół muzułmanów, siedzę w temacie dość głęboko i wciąż w nim kopie. Jestem niezwykle tolerancyjna dla każdej religii, ale i niezwykle wrażliwa na jej brak. Brak tolerancji. Ubliżanie. Szykanowanie. Poniżanie. Wyśmiewanie. Wścibskość. Książka, o której dziś Wam trochę opowiem, porusza właśnie taką kwestię. Wywołuje mnóstwo skrajnych emocji. Dla mnie była ciężką przeprawą przez morze bólu, odtrącenia i skrywanego cierpienia. Po zamknięciu powieści nie potrafiłam się pozbierać. Sama Julia była świadkiem, jak próbowałam hamować potok łez, jak rzuciłam książkę na łóżko, mówiąc, że była zbyt dobra, że nienawidzę jej, jak i kocham.

„A very large expanse of sea” to wyjątkowa powieść, która zasługuje na przeczytanie przez wielu ludzi. Nie tylko tych młodych, nie tylko przez nastolatków. Dorośli także powinni sięgnąć po nią. Chociaż porusza wątek pierwszej miłości, pierwszych pocałunków, słodkich wyznań, randek, pokazuje również ogromny problem, z którym styka się społeczeństwo. Żyję w kraju, który jest otwarty na inność, nie jest przeszkodą być czarnoskórym chłopcem czy dziewczynką i pójść do szkoły, nie jest przeszkodą ubrać hidżab czy abaję, nie jest przeszkodą mieć skośne oczy, być muzułmaninem czy chrześcijaninem. Świat coraz bardziej się otwiera na tolerancję, ale jest jej wciąż za mało, a wielu ludzi wciąż cierpi z powodu okropieństw, które są im serwowane. Problem jest taki, że chociaż ja żyję w takim kraju i jestem pozytywnie nastawiona na inne narodowości, nie wszyscy mają podobny tok myślenia. Ubliżanie, poniżanie, wyśmiewanie, traktowanie człowieka jak śmiecia, jest dość popularne w każdym państwie, ponieważ zawsze znajdą się nietolerancyjnie osoby, dla których inność od siebie to coś, czego nie da się zaakceptować. Tahereh Mafi właśnie taki temat porusza w swojej powieści, i jest on wyjątkowy emocjonalny. Przynajmniej dla mnie, gdyż muzułmanie są mi bliscy. I chociaż wielokrotnie spotkałam się z szyderczymi komentarzami, mało się nimi przejmuję. W tej kwestii jestem jak Ocean, bohater książki, nie jest dla mnie ważne zdanie ludzi, którzy nie zdobywają się na choć trochę empatii, zrozumienia i akceptacji. Religia nie powinna różnić, ale jak dobrze wiemy, bywa zupełnie inaczej"

Pełna recenzja -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/07/wzruszajaca-pouczajaca-very-large.html

"Kiedy comebook polecała tę książkę, od razu wiedziałam, że ją zamówię. Spełniała wszystkie moje wymagania czytelnicze. Nie była zbyt długa, wywoływała emocje, a przede wszystkim zawierała interesującą mnie tematykę. Muzułmanów. Konkretnie, jednej muzułmanki,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Pełna opinia -> http://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/06/przedpremierowo-zo-w-zarodku.html

"Jedna z moich ukochanych serii znów powraca! Jeśli nie słyszeliście jeszcze o cyklu „W Towarzystwie Zabójców”, koniecznie powinniście to nadrobić. Oczywiście to książki dla fanów gorących, płomiennych romansów, które nie opiewają w lukier i słodycz; dla fanów mocnej sensacji i thrilleru, którym niestraszne opisy tortur czy brutalnych przesłuchań serwowanych przez wyszkolonego Specjalistę. Wyraźni, charakterystyczni bohaterowie, akcja, która nie zwalnia ani na chwilę, tajemnice, zagadki, niebezpieczne misje i przeszłość lubiąca o sobie przypominać. To tylko zalążek całej góry wątków, którymi dysponuje J.A. Redmerski w swoich fenomenalnych powieściach. Przy każdej z części moje serce wybijało nierówny rytm. Raz w spokoju czytałam docinki między Niklasem a Izabel, za drugim razem współczułam bohaterom bólu, którego doświadczali. Jedno jest pewne. Autorka tą serią zaskarbiła sobie moje czytelnicze serce, ponieważ odwaliła kawał dobrej roboty i myślę, że nawet Victor Faust byłby skłonny przyznać jej rację, kiwając głową z aprobatą. Jej powieści to iście wybuchowa mieszanka, której nie da się nie uwielbiać!

„Zło w zarodku” połknęłam w jeden dzień, w kilka godzin. Gdy tylko zabrałam się za książkę, wiedziałam, że niebawem ją skończę. 273 strony mignęły mi w zawrotnie szybkim tempie, przez co po zakończeniu długo siedziałam, wpatrując się w ścianę. To już? Tak po prostu koniec? Oczywiście autorka spowodowała, że znów nie mogę się doczekać kolejnego tomu. Czwarta część może i nie wywołała we mnie takich emocji jak poprzednik opowiadający o losach Fredrika, czy pierwsza powieść z tej serii, jednak wzbudziła na pewno irytację, wściekłość, współczucie, odrobinę radości i zdziwienia. Książka była iście wybuchową mieszanką, która ogromnie mi się spodobała. Choć akcja toczy się przez czterdzieści osiem godzin, skupia bohaterów teoretycznie w jednym miejscu, nie da się powiedzieć, że było nudno. Absolutnie. Przesłuchania zapewnione przez jedną z bohaterek roztroiły mnie emocjonalnie. „Zło w zarodku” pozwoliło bliżej poznać ludzkie słabości nawet takich brutalnych i wydawałoby się żelaznych postaci jak członkowie Zakonu. Ujawnia brudne, głęboko skrywane sekrety, tajemnice, które potrafią zniszczyć każdą relację; ujawnia strach, liczne lęki, obawy czy wątpliwości. Dzięki czwartej części dowiedziałam się kilku nowych rzeczy na temat Izabel, na temat samego Victoria Fausta, jego nad wyraz interesującego brata czy kilku innych postaci. Było to szokujące, ale orzeźwiające spotkanie. Nie potrafiłam odłożyć lektury, wciąż zainteresowana Norą, jej działaniem, przeszłością bohaterów oraz Fredrikiem, o którym szerzej mowa w „Łabędziu i Szakalu”

Pełna opinia -> http://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/06/przedpremierowo-zo-w-zarodku.html

"Jedna z moich ukochanych serii znów powraca! Jeśli nie słyszeliście jeszcze o cyklu „W Towarzystwie Zabójców”, koniecznie powinniście to nadrobić. Oczywiście to książki dla fanów gorących, płomiennych romansów, które nie opiewają w lukier i słodycz; dla fanów mocnej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Pełna opinia -> http://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/06/kolejny-hit-lata-czyli-kiedys-po-ciebie.html

"Szczerze mówiąc, kiedy sięgnęłam po tę długą wyczekiwaną książkę, nie byłam tak zachwycona, jak powinnam być. Pierwsze kilka rozdziałów czytałam tak o, bez żadnych głębszych emocji, bez żadnych refleksji, lecz z czasem, gdy i akcja nabierała tempa, moja ciekawość również rosła. Nie mogłam oderwać się od lektury. Napisana lekkim, barwnym językiem zapraszała do następnych rozdziałów po następną dawkę emocji czy uczuć. Mogłam je poczuć całym sercem, całą sobą. Agata Czykierda-Grabowska znów mnie nie zawiodła. Zachwyciła mnie swoją nową powieścią, dowiodła, że sięgnięcie po inny gatunek, niż dotychczas się pisało, potrafi wyjść na dobre. Chociaż „Kiedyś po ciebie wrócę” zawiera elementy kryminału, swoją drogą, całkiem dobrego kryminału, pojawia się mój ulubiony wątek, czyli romans. Zawsze wam mówię, że kocham, gdy w romansach dominują emocje, że bez nich nie ma dla mnie dobrej książki. Autorka spisała się na medal, gdyż w tej powieści definitywnie były te emocje i można było je poczuć. Między Roksaną a Bartkiem chemia jest wyczuwalna na kilometr. Chociaż Roksana nie pałała tymi samymi uczuciami, w pewnym momencie nie da się im oprzeć, one przejmują kontrolę. Co do samego Bartka. Od początku nie czułam do niego wszechogarniającej sympatii. Był, bo był. Czasami denerwował, gdyż jego emocjonalne wybuchy nieco przytłaczały, jednak w pewnym momencie dało się go polubić. Czy długo trwała ta sympatia? To pozostawię w tajemnicy. ;)

Bardzo podobało mi się, że autorka poruszyła w swojej powieści coś więcej niż romans. Wątek kryminalny to coś, co zdecydowanie uwielbiam w takiej literaturze. Dodaje on smaczku i czegoś innego. Piękne uczucie dla tle jakiejś mrocznej zagadki, niewyjaśnionej sprawy. Definitywnie moje klimaty! Jeśli chodzi więc o wątek kryminalny, Agata świetnie się spisała, osobiście nic nie podejrzewałam, chociaż rozwiązanie tego wszystkiego miałam przed nosem. Duży, naprawdę duży plus za budowanie napięcia oraz całej kryminalnej otoczki. „Kiedyś po ciebie wrócę” kupiło mnie swoją naturalnością, że tak to ujmę. Nie da się wyczuć żadnej sztuczności, bohaterowie są autentyczni, charakterystyczni i barwni; mają własną osobowość. Czułam, że można byłoby takich ludzi spotkać na ulicy, nie są tylko wytworem imaginacji i zlepku sztucznych cech. Dzięki jak zawsze przyjemnemu stylowi autorki moje starcie z książką było błyskawiczne. Niestety, długo musiałam czekać, aż zabiorę się za nią, gdyż przebywam za granicą i ciężko było mi się dostać do mojego klocuszka, ale gdy to się stało, przez powieść niemalże przepłynęłam jak motorówki obok mnie nad Menem. Nie wiedziałam kiedy znalazłam się na końcu i musiałam żegnać się z historią, z którą w pewnym sensie się zżyłam. Zagadka rozwiązania, wszystkie karty wyłożone, bohaterowie... no cóż, nie będę nic spojlerować! Po prostu musicie sięgnąć po tę książkę. Dla fanów romansów z elementami kryminału to będzie coś wręcz idealnego! Ja zdecydowanie polecam i jak zawsze czekam na kolejne powieści autorki"

Pełna opinia -> http://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/06/kolejny-hit-lata-czyli-kiedys-po-ciebie.html

"Szczerze mówiąc, kiedy sięgnęłam po tę długą wyczekiwaną książkę, nie byłam tak zachwycona, jak powinnam być. Pierwsze kilka rozdziałów czytałam tak o, bez żadnych głębszych emocji, bez żadnych refleksji, lecz z czasem, gdy i akcja nabierała tempa, moja...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Pełna opinia -> http://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/06/letni-czas-z-wisienkami-czyli-jej.html

"Powiem, że ta część rozłożyła mnie na łopatki. Nie sądziłam, że historia Williama i Hailey będzie tak wyśmienicie zabawna, urocza. Z pierwszej części „Jego banan” miałam okazję już poznać Williama i nie mogłam się doczekać jego historii. Wiedziałam, że był takim dowcipnisiem, ale nie sądziłam, że na taką skalę. Od początku do końca książka ma świetny przezabawny klimat, z którego ciężko się wyrwać, bo chce się więcej. Śmiałam się z tekstów Williama i nie dowierzałam, że momentami jego mózg się wyłączał, jednakże bez tego nie byłby sobą, a z kolei bez tego nie mogłabym go polubić. A jego skłonności do pożyczania sprawiały we mnie falę śmiechu. Najbardziej pokonał mnie, gdy zwinął miętówki eks facetowi Hailey, a potem je zwrócił, bo jak powiedział, jego oddech ich potrzebuje.
Z pierwszej części mogłam się zapoznać z przeszłością braci Chamberson i nie rozumiałam jednej rzeczy jeśli chodziło o Williama. Dlaczego dawał się naciągać na pieniądze swoim rodzicom? Ich obchodziło stan konta synów, pieniądze, a nie dzieci. Jakim trzeba być rodzicem, by się tak zachowywać. Rozumiałam, dlaczego Bruce się od nich odciął, ale czemu nie William? Może miał jeszcze nadzieję, że rodzice się zmienią? Karmili go historyjkami, a on na nie czekał. Nie przychodzili do Bruce, bo wiedzieli, że złamanego grosza, by nie dostali, za to go nie znosili i to ze wzajemnością. Nie dziwiłam się, że się odciął. To było najlepsze rozwiązanie.

Chemia między głównymi bohaterami nie raz i nie dwa zapierała mi dech w piersi. Któż, by mógł się oprzeć czarowi Williama? Ja z pewnością nie, a i bohaterce przychodziło to z trudem. Słowami potrafił rozczulić, a także zmiękczyć kobiece serce. Niestety jak to bywa u bogatych kawalerów przyciągają zwykle hieny. William został zraniony i jak to bywa utrudnia zawarcie nowych związków, a jeżeli są to nietrwałe albo są to przygody na jedną noc. Nie dziwiłam się, że w mężczyźnie tkwiło to tak mocno"

Pełna opinia -> http://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/06/letni-czas-z-wisienkami-czyli-jej.html

"Powiem, że ta część rozłożyła mnie na łopatki. Nie sądziłam, że historia Williama i Hailey będzie tak wyśmienicie zabawna, urocza. Z pierwszej części „Jego banan” miałam okazję już poznać Williama i nie mogłam się doczekać jego historii. Wiedziałam, że był takim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Pełna opinia -> http://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/06/wyjatkowy-debiut-architektura-uczuc.html

"Na tę książkę czekałam bardzo, bardzo długo. Meg znam z naszej grupy literackiej Ailes, do której obie należymy. Zalążek historii przedstawionej w „Architekturze uczuć” miałam okazję czytać w całkiem innej postaci, dlatego nie mogłam się doczekać, co tam ciekawego wykombinowała Meg. Pierwsze rozdziały od razu mi powiedziały, że jest to coś zupełnie nowego, świeżego i różniącego się od tamtej wersji. Wyjątkowy debiut, wyjątkowej, ambitnej, zdolnej pisarki, która jeszcze wiele osiągnie na rynku wydawniczym. Powieść jest połączeniem gorącego romansu z relacją hate-love oraz thrillerem w tle, co autorka świetnie ukazała na łamach prawie czterystu stron.

„Architektura uczuć” to ten rodzaj powieści, która potrafi wciągnąć już od pierwszych stron. Zaciekawia, zaprasza do swojego świata okrytego tajemnicami, przyjaciółmi z dzieciństwa, napięciem wiszącym w powietrzu, pociągiem seksualnym między bohaterami, cierpieniem, traumami i demonami z przeszłości. To książka nieprzypominająca debiutu. To książka, którą się pochłania. Napisana lekkim, barwnym językiem zabiera nas do malowniczego Krakowa oraz do niewielkiej wsi, w której miały miejsce ważne wydarzenia w życiu zarówno Davida, jak i Oliwii. Meg Adams nie tylko sprawia, że razem z bohaterami chodzimy uliczkami tłocznego miasta, ale wędrujemy razem z nimi po ich niełatwym życiu. Nad Oliwią ciąży chmura smutku, straty oraz bólu, z którym kiedyś nie potrafiła sobie poradzić. Już nie jest tą samą dziewczyną co piętnaście lat temu. Przelały się nie tylko łzy, ale i krew. Znowuż David to postać, nad którą zachwycam się najbardziej. Uwielbiam taki typ bohatera, w szczególności, że zarówno bawił, elektryzował, jak i interesował. Jego zachowanie, docinki, żarty, słowa czy gesty potrafiły przyprawić o szybsze bicie serca. Definitywnie fanki niegrzecznych chłopców będą zachwycone panem architektem, który od razu wkupił się w moje łaski jak za machnięciem czarodziejską różdżką. Ten facet, mimo skrywanych tajemnic, mimo ego większego niż Teksas, mimo wielokrotnego bycia skończonym dupkiem niezasługującym na szacunek, budził zachwyt i podziw. Do Oliwii zapałałam mniejszą sympatią. Niejednokrotnie denerwowałam się z powodu jej ucieczek, fochów czy mentalnego tupnięcia nóżką. Bywała doprawdy irytującą bohaterką, lecz poznając ją bliżej, dało się zrozumieć jej zachowanie, a nawet wybaczyć wcześniejsze postępowanie. Moją sympatię skradł również Rich, przyjaciel Davida oraz Ostra, czyli bliska przyjaciółka Oliwii. Tym, którzy czytali, chyba nie muszę mówić, kogo nienawidziłam z całego serca i kogo miałam ochotę usmażyć na głębokim oleju w czeluściach piekieł"

Pełna opinia -> http://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/06/wyjatkowy-debiut-architektura-uczuc.html

"Na tę książkę czekałam bardzo, bardzo długo. Meg znam z naszej grupy literackiej Ailes, do której obie należymy. Zalążek historii przedstawionej w „Architekturze uczuć” miałam okazję czytać w całkiem innej postaci, dlatego nie mogłam się doczekać, co tam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/05/przedpremierowo-wiecej-niz-pocaunek.html

"„Więcej niż pocałunek” jest niezwykłą książką, która będzie w pamięci już zawsze. Czy można uwieść żigolaka? Na to pytanie może udzielić Wam odpowiedzi tylko i wyłącznie Stella. Relacja między bohaterami nabiera tempa z rozdziału na rozdział. Obsesja rośnie, i nie sposób jej zatrzymać. Uczucie pomiędzy Michaelem, a Stellą zaczęło się pojawiać, a wzajemne przyciąganie dopełniało wszystko. Czy nowe uczucie było w stanie przezwyciężyć ich stare nawyki? Nie da się nie pokochać tej historii, tej pary, Quana i innych bohaterów. Ja jestem pod ogromnym wrażeniem i mam nadzieję na więcej książek spod pióra Helen Hoang. Najbardziej chciałabym poznać losy Quana i jego brata Khai, do których także się przywiązałam. Z niecierpliwością czekam na kolejne cuda Helen!"

Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/05/przedpremierowo-wiecej-niz-pocaunek.html

"„Więcej niż pocałunek” jest niezwykłą książką, która będzie w pamięci już zawsze. Czy można uwieść żigolaka? Na to pytanie może udzielić Wam odpowiedzi tylko i wyłącznie Stella. Relacja między bohaterami nabiera tempa z rozdziału na rozdział. Obsesja rośnie, i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Pełna recenzja -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/05/przedpremierowo-najbardziej-wyczekiwany.html

"„Współlokatorzy” zachwycają od samego początku. Tiffany to bardzo ekspresyjna osoba, wszędzie jej pełno, jest barwna, szalona i odważna. Pasjonuje się rzeczami, które inni mogliby uznać za śmieszne. Kocha kolorowe, ręcznie wykonane szaliki, ma pełno niepotrzebnych gratów, którymi zdobi wspólne mieszkanie, jest też otwarta i bardzo wylewna, może nawet trochę dziwna. Mimo tego jak bardzo sprawia wrażenie pozytywnej postaci, kryje w środku traumę i uraz. Jej związek z Justinem był burzliwy i odcisnął na niej piętno, a Tiffy stara się podnieść przy pomocy wyjątkowych przyjaciół, których każdy chciałby posiadać. Mo ma psychologiczny umysł, zawsze znajdzie mądre rozwiązanie, jednak będzie przy tym bardzo subtelny i troskliwy, natomiast Gerty, prawniczka, to niezwykle wredna, opryskliwa, szczera do bólu kobieta, która omija cackanie się i głaskanie po główce. Gdy pozna się Tiffany wraz z jej paczką, od razu chce się ich wszystkich poznać. Tym bardziej, że dochodzi do tego wygadana i wesoła Rachel oraz debiutująca podopieczna Tiff czyli Kathrin, pisarka od szydełkowania. Leon znowuż to typ postaci, do której troszkę dłużej musiałam się przyzwyczajać. Cichy, spokojny, całkowicie zrównoważony, introwertyczny i zamknięty w swoim świecie bez zmian. Mimo to po czasie polubiłam niemal wszystkich (pomijając paskudnego Justina i Kay, którą rzuciłabym w krzaki) bohaterów, gdyż są charakterni, wielobarwni i po prostu prawdziwi. Kiedy czyta się o tych postaciach, ma się świadomość, że można byłoby takich ludzi spotkać na żywo. Ogromny, ale to ogromny plus za wykreowanie tak świetnych, tak różnorodnych bohaterów, którym kibicowałam. W szczególności Richiemu, który tak jak reszta, jest wyjątkowy, a tak boleśnie ukarany przez życie...

Fabuła „Współlokatorów” może nie jest skomplikowana i wymagająca myślenia, ale jest, tak jak bohaterowie, wyjątkowa na swój własny unikatowy sposób. Zachęca prostotą, a jednocześnie czymś maksymalnie wielobarwnym. Jest radość, jest dużo śmiechu, jest też dramat, smutek, jest moment na refleksję i zastanowienie się nad życiem. Miała być komedia romantyczna, a wyszło coś znacznie więcej, za co kolejny ogromny plus dla Beth O’Leary, którą z przyjemnością bym ścigała o następną książkę. Jej pióro jest tak lekkie, tak przyjemne w odbiorze, że powieść się wręcz połyka, mimo całkiem pokaźnej objętości. Nie mogę wyjść z podziwu dla stworzenia unikatowej komedii romantycznej wśród tylu książek z tego gatunku. Jednak autorce udało się to zrobić i trzymam kciuki za ekranizację, gdyż z wielką przyjemnością obejrzałabym na dużym ekranie historię Tiffy i Leona. Przewrotność, łamanie zasad, wymiana karteczek zamiast normalnej konwersacji, bycie dla siebie oparciem, a przede wszystkim wyjątkowa (jak cała powieść) relacja dwójki całkiem różnych ludzi. Tak wiele ich dzieli, tak wiele różni. Mimo to umiejętność zrozumienia się chyba mieli we krwi. Chociaż śmiało mogę nazwać „Współlokatorów” uroczą książką, nie ma w sobie tylko kilograma lukru i jeszcze więcej posypki. Absolutnie. To również wzloty, upadki, traumy, urazy, ciężka historia więzienna jednego z bohaterów. Ukryta głębia przyjdzie z czasem, a wtedy czytelnik będzie wiedział, że to właśnie TO. To, co miało wbić się do serca i do umysłu"

Pełna recenzja -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/05/przedpremierowo-najbardziej-wyczekiwany.html

"„Współlokatorzy” zachwycają od samego początku. Tiffany to bardzo ekspresyjna osoba, wszędzie jej pełno, jest barwna, szalona i odważna. Pasjonuje się rzeczami, które inni mogliby uznać za śmieszne. Kocha kolorowe, ręcznie wykonane szaliki, ma pełno...

więcej Pokaż mimo to