-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński1
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel1
-
ArtykułyMagdalena Hajduk-Dębowska nową prezeską Polskiej Izby KsiążkiAnna Sierant2
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika
Lily i Lo. Para znajomych, przyjaciół, współlokatorów. Dwójka uzależnionych. Ona się tego wstydzi, on się nie przejmuje. Ona wychodzi co noc do klubów w poszukiwaniu zaspokojenia, on zasypia pijany w domu. Mieszanka wybuchowa i destrukcyjna, to trzeba przyznać. Historia pokręcona, a bohaterowie wyniszczeni przez nałogi - nie tylko własne.
„Addicted. Podwójna namiętność” ma coś w sobie. Ciekawość, płomień, mania. Książka z gatunku romans skupiająca się nie tylko na miłości do drugiej osoby. Kirsta i Becca Ritchie świetnie opisują uzależnienia, a co więcej, przeplatają dwa różne zamiłowania Lily i Lo. Ukazują jak zmieniają się ich relacje rodzinne, jak bohaterowie podporządkowują swoje życie nałogowi. Zostało to tak przedstawione, że nie dało się oderwać - naprawdę, pochłonęłam tą historię na raz! Za kolorowo prawda? Tu zbliżamy się do ’quilty pleasure’. Jak przez mgłę pamiętam, że czytając miałam jakieś zażalenia - dialogi między bohaterami czasami wręcz prymitywne, styl pisania przystępny, ale nic ponad to, a fabuła niekiedy (na szczęści tylko raz!) zbaczająca ze ścieżki, która dla mnie była idealna. Ale chociaż mam świadomość, że nie jest to arcydzieło gatunku, lubię tę pozycję. Lubię Lily i Lo, lubię wielu bohaterów drugoplanowych (Rose i Connor - przy nich nie da się nie uśmiechać!) i lubię wątek uzależnień oraz to jak on wpływa na postaci i bliskie im osoby.
Jeżeli szukacie historii z pięknym poetyckim stylem pisania i równie pięknym słownictwem - nie tędy droga. Ale na chwile odstresowania, relaksu i odreagowania ciężkiego tygodnia - u mnie (i nie tylko) zadziałało. Co więcej, to była świetna przygoda, która na szczęście nie ma końca po jednym tomie. Ja już przebieram nóżkami w oczekiwaniu na następne części, bo wiem i czuję w kościach, że autorki mają jeszcze wiele do zaoferowania czytelnikowi!
Lily i Lo. Para znajomych, przyjaciół, współlokatorów. Dwójka uzależnionych. Ona się tego wstydzi, on się nie przejmuje. Ona wychodzi co noc do klubów w poszukiwaniu zaspokojenia, on zasypia pijany w domu. Mieszanka wybuchowa i destrukcyjna, to trzeba przyznać. Historia pokręcona, a bohaterowie wyniszczeni przez nałogi - nie tylko własne.
„Addicted. Podwójna namiętność” ma...
Nie jestem fanką literatury dziecięcej, więc trochę sceptycznie podchodziłam do tej pozycji, ale komiks okazał się przyjemny i żałuję, że nie zamówiłam od razu następnych części. „Operacja omlet” składa się z kilku krótkich opowiadań i myślę, że żadne dziecko nie będzie się przy nich nudziło, tak samo zresztą jak osoba już starsza, ale ciekawa zawartości powieści graficznej.
Nie jestem fanką literatury dziecięcej, więc trochę sceptycznie podchodziłam do tej pozycji, ale komiks okazał się przyjemny i żałuję, że nie zamówiłam od razu następnych części. „Operacja omlet” składa się z kilku krótkich opowiadań i myślę, że żadne dziecko nie będzie się przy nich nudziło, tak samo zresztą jak osoba już starsza, ale ciekawa zawartości powieści graficznej.
Pokaż mimo toJeżeli szukacie romansu, na którym będziecie płakać, rozpływać się, wkurzać, denerwować, irytować, cierpieć, kochać... „Arsen” Mii Asher może być książką idealną. Cathy ma wspaniałego męża, dobrą pracę, cudownych przyjaciół. Wszystko mogłoby być perfekcyjne, ale dwudziestokilkuletnia dziewczyna, jak wiele innych kobiet, chciałaby również zostać matką. Matką, która kochałaby swoje dziecko ponad wszystko, które mogłaby tulić co wieczór i patrzeć jak dorasta. Niestety w tej sprawie los jest dla Cathy bardzo okrutny. Ta książka wymaga wielkiego opanowania - mi się nie do końca udało, ponieważ w pewnym momencie rzuciłam tą książką. Ale od początku... spodziewałam się książki z, już w pierwszym rozdziale, irytującą bohaterką, która zacznie bawić się w trójkąt miłosny. Na szczęście tak to nie wyglądało i pierwsza połowa książki okazała się dla mnie pozytywnym zaskoczeniem, wywołującym niemało emocji. W drugiej części tych emocji było jeszcze więcej. Cathy się zmieniła, nie popierałam jej zachowania i czynów, ale cieszę się, że autorka nadała tym wydarzeniom jakąś konkretną przyczynę. Pokochałam Bena - ciepłą, zabawną i kochającą postać, a znienawidziła Arsena - ludzie, co za irytujący i samolubny facet! To właśnie podczas czytania rozdziału z jego perspektywy rzuciłam książką i miałam ochotę krzyczeć. Przez moją niechęć do niego muszę przyczepić się do zakończenia, ponieważ autorka chciała utwierdzić nas w przekonaniu, że Cathy zawdzięcza mu bardzo wiele, co mi nie przypadło do gustu. Dalej go nienawidzę. Ale reszta wydarzeń z ostatnich stron trzymała poziom w wywoływaniu różnych emocji. Ta książka to jedna wielka emocja! Mieszanina emocji. Jestem pewna, że, jeżeli zaczniecie czytać, nie zostaniecie obojętni na bohaterów i ich historie. Całościowo „Arsen” wypadł naprawdę na plus. Jeżeli również zwracacie uwagę na emocje podczas czytania i są one dla Was ważne - książka Mii Asher jest dla Was!
Jeżeli szukacie romansu, na którym będziecie płakać, rozpływać się, wkurzać, denerwować, irytować, cierpieć, kochać... „Arsen” Mii Asher może być książką idealną. Cathy ma wspaniałego męża, dobrą pracę, cudownych przyjaciół. Wszystko mogłoby być perfekcyjne, ale dwudziestokilkuletnia dziewczyna, jak wiele innych kobiet, chciałaby również zostać matką. Matką, która kochałaby...
więcej mniej Pokaż mimo to
Dlaczego poszłam do liceum na profil, w którym jedno z rozszerzeń to geografia? Interesuje mnie ten kierunek, wiążę z nim swoją przyszłość? Nie! Geografia była „w zestawie” i chociaż potrafi być interesująca, nie uważam się za wielką fankę tego przedmiotu.
Od tygodnia zapoznaje się z „Atlasem odkrywców dla niepoprawnie ciekawych świata” i mogę z pełnym przekonaniem napisać, że jestem usatysfakcjonowana tym co znalazłam wewnątrz książki. Tysiące faktów, setki map i cudowne wydanie. Nie czytacie od deski do deski podręcznika do języka polskiego, czy historii prawda? Z tą pozycją jest podobnie, ale o wiele ciekawiej. Każdego dnia z chęcią otwieram ją na przypadkowej stronie, a następnie czytam kilka ciekawostek o danym kraju.
Podoba mi się pomysł, jak i sposób wydania tej książki. Cierpi tylko moja biblioteczka. Wymiary wydania, dzięki którym Atlas jest bardzo czytelny, przerosły możliwości mojego regału!
Dlaczego poszłam do liceum na profil, w którym jedno z rozszerzeń to geografia? Interesuje mnie ten kierunek, wiążę z nim swoją przyszłość? Nie! Geografia była „w zestawie” i chociaż potrafi być interesująca, nie uważam się za wielką fankę tego przedmiotu.
Od tygodnia zapoznaje się z „Atlasem odkrywców dla niepoprawnie ciekawych świata” i mogę z pełnym przekonaniem napisać,...
Nie życzę nikomu tego przez co musiał przejść Brogan. I właśnie to mnie od niego różni. To właśnie dlatego jego początkowe postępowanie było dla mnie okropne i czytając rozdziały z jego perspektywy miałam ochotę rzucić tą książką. Czyli pojawiły się emocje. Bardzo dużo emocji. Mia Sheridan - nienawidzę Cię i uwielbiam za to! Ale tak było na początku... Po skończeniu książki, uważam, że ta historia jest mało rzeczywista i mi to przeszkadza (chyba dlatego, że nie spodziewałam się tego po autorce). Trochę Pięknej i Bestii, trochę "Bez szans", trochę "Bez winy" i tak wyszło, że przez większość książki historia Lydii i Brogana wydawała mi się nierealistyczna. Do tego bardzo nie lubię niedopowiedzeń między bohaterami, dzięki którym napędzana jest fabuła, a tutaj pojawia się ich bardzo dużo. Jejku, za bardzo narzekam 😅 Przecież książka mi się podobała tylko nie dorównała poprzednim pozycjom pisarki. Do tego bardzo lubię styl Mii, naprawdę dobrze czyta mi się jej pozycje - nie zawsze z uśmiechem na twarzy, czasami ze łzami w oczach, więc trzeba przyznać, że umie zagrać mi na uczuciach. Również w "Bez uczuć" - przez Stuarta przeżyłam wiele różnorodnych emocji! Chociaż ten tytuł nie powalił mnie na kolana tak jak "Bez winy" i "Bez szans" to z niecierpliwością wyczekuję kolejnych pozycji Mii Sheridan w Polsce!
Nie życzę nikomu tego przez co musiał przejść Brogan. I właśnie to mnie od niego różni. To właśnie dlatego jego początkowe postępowanie było dla mnie okropne i czytając rozdziały z jego perspektywy miałam ochotę rzucić tą książką. Czyli pojawiły się emocje. Bardzo dużo emocji. Mia Sheridan - nienawidzę Cię i uwielbiam za to! Ale tak było na początku... Po skończeniu...
więcej mniej Pokaż mimo to„Cinder” to pierwsza część Sagi Księżycowej, o której słyszałam wiele dobrego, a na zagranicznych kontach pojawia się na każdym kroku. Dlatego wydanie tych pozycji w Polsce w oryginalnych okładkach i twardej oprawie to najlepsze co mogło zrobić wydawnictwo! Ale czy historia jest godna uwagi? Orientalny Pekin. Dziewczyna, która jest inna niż większość społeczeństwa. A dokładniej inna w 1/3, ponieważ Cinder w wyniku wypadku musiała przejść operację, w której niektóre części jej ciała zostały zastąpione metalem. Oraz bal, na który zostaje zaproszona przez samego księcia, a w tle śmiertelna plaga, która zdziesiątkowała miasta. Czy dziwię się, że książka ma tylu fanów? Nie. Jest to zupełnie nowy retelling Kopciuszka - pozycja ma elementy wspólne z pierwotną historią, ale i tak idzie swoją drogą ukazując Ziemię (i nie tylko!) po czwartej wojnie światowej. Byłam mile zaskoczona tym jak rozbudowany okazał się ten świat. Co prawda jest to dopiero pierwsza części sagi, ale widać, że autorka miała na nią pomysł i myślę, że w kolejnych tomach pokaże nam jeszcze więcej. Bohaterów wspominam z sympatią i czuję, że drzemie w nich wielki potencjał. Kai to prawdziwy książę z bajki, podoba mi się jego postać i to w jaki sposób autorka ją wykreowała. Jest to urocze i kupuję to w stu procentach! 💗 Cinder, główna bohaterka, to mądra dziewczyna. Na pewno nie będzie denerwować czytelników. Postaci drugoplanowe wcale nie są gorsze - wręcz przeciwnie, znajdzie się tu wiele różnych charakterów - nawet zła macocha i dobra siostra. Na bal musiałam trochę poczekać, ale jak już się doczekałam byłam pozytywnie zaskoczona. Tutaj nie każdy ma pod ręką wróżkę, która wyczaruje piękną suknię. Pokazano nam nieprzerysowany świat odchodząc od baśniowych klimatów. W pewnym momencie stwierdziłam, że to najlepszy bal o jakim czytałam. Ale to w jaki sposób ten wieczór dobiegł końca roztrzaskało mi serce. Na tysiące kawałków. Postępowanie jednego bohatera mocno mną wstrząsnęło, kompletnie to do niego nie pasowało, więc liczę, że kierowały nim inne pobudki niż te które zostały podane. Zaczynając „Cinder” Marissy Meyer byłam ciekawa, czy pozycja mi się spodoba i przyznam, że miałam wobec niej spore oczekiwania. Cieszę się, że w końcu sięgnęłam po tę serię i poznałam nowy świat, nowych bohaterów i roboty, nad którymi można zapłakać! Nie czuję się ani trochę zawiedziona, chciałabym już poznać odpowiedzi na dręczące mnie pytania, więc z niecierpliwością czekam na kolejne tomy Sagi Księżycowej w oryginalnych oprawach!
„Cinder” to pierwsza część Sagi Księżycowej, o której słyszałam wiele dobrego, a na zagranicznych kontach pojawia się na każdym kroku. Dlatego wydanie tych pozycji w Polsce w oryginalnych okładkach i twardej oprawie to najlepsze co mogło zrobić wydawnictwo! Ale czy historia jest godna uwagi? Orientalny Pekin. Dziewczyna, która jest inna niż większość społeczeństwa. A...
więcej mniej Pokaż mimo toStrata, ból, rozpacz, szczęście, miłość, nienawiść. Oto z czym będą musieli zmierzyć się bohaterowie. "Liam nie miał być moim szczęśliwym zakończeniem. Nawet nie byłam nim zainteresowana. Był najlepszym przyjacielem mojego męża – zakazanym owocem.Tyle że mój mąż nie żyje, a ja czuję się samotna. Tęsknię za nim i ląduję w ramionach Liama." Od razu jesteśmy rzuceni na głęboką wodę, ponieważ Natalie poznajemy w momencie straty męża. Żałoba nie jest łatwa, każdy przechodzi ją inaczej, dlatego uważam, że jest to trudny temat do uchwycenia w książkach i każdy może zrobić to inaczej. Tutaj nie wylałam morza łez, ale na pewno bardzo się wzruszyłam. Oczywiście pojawia się Liam, jego poczucie humoru oraz stosunek do dzieci i już na początku autorka funduje emocjonalny rollercoaster - z jednej strony ubolewałam nad stratą bohaterki, z drugiej śmiałam się z niektórych sytuacji i dialogów, a w serduszku robiło się cieplej. Przez pozycję Corinne Michaels się płynie i może nie jest to arcydzieło gatunku, ale na pewno warto zainteresować się tą historią i poznać postacie, także te drugoplanowe. Nie jest kolejna książka, w której bohaterowie z dnia na dzień wchodzą sobie do łóżka, ponieważ "chcą zapomnieć". Tutaj po miesiącach spędzonych razem oni zaczynają czuć do siebie coś więcej. Chociaż to i tak szybko biorąc pod uwagę fakt, że bohaterka straciła męża, którego kochała. Ale jak pisałam, ze stratą bliskich każdy mierzy sie inaczej i autorka postanowiała pójść akurat w tę stronę. Cała sytuacja nie jest łatwa dla Natalie, ani dla Liama, który był najlepszym przyjacielem jej męża. Tak naprawdę razem z nimi przyzwyczajałam się do nowej sytuacji i odkrywałam tajemnice, przez które czasami czułam się zdezorientowana jak wszyscy inni bohaterowie książki. To co mnie zaskoczyło to styl autorki, który okazał się bardzo lekki, a na początku wręcz błachy, co trochę nie pasowało mi do moich oczekiwań (a może to wina tłumaczenia?). Po prostu podziewałam się czegoś innego, więc musiałam się do niego przyzwyczaić, ale koniec końców historia okazała się bardzo wciągająca i gdyby nie inne obowiązki przeczytałabym ją w jeden wieczór. Pierwsze dwieście stron było troszkę lepsze (dawno już nie miałam takiej ochoty zaznaczać tylu cytatów). Większość drugiej części książki wydawała mi się spokojniejsza przez co emocje opadły, ale za to zakończenie... Od pierwszych rozdziałów miałam nadzieję, że autorka postanowi zakończyć "Consolation" w ten sposób i nie zawiodłam się - skutek jest tylko taki, że potrzebuję następną część! Natychmiast!!! W tej historii może się jeszcze wiele wydarzyć.
Strata, ból, rozpacz, szczęście, miłość, nienawiść. Oto z czym będą musieli zmierzyć się bohaterowie. "Liam nie miał być moim szczęśliwym zakończeniem. Nawet nie byłam nim zainteresowana. Był najlepszym przyjacielem mojego męża – zakazanym owocem.Tyle że mój mąż nie żyje, a ja czuję się samotna. Tęsknię za nim i ląduję w ramionach Liama." Od razu jesteśmy rzuceni na głęboką...
więcej mniej Pokaż mimo toPierwsza część Consolation Duet Corinne Michaels było książką ciekawą i chociaż mnie w stu procentach nie porwała, z chęcią polecam tę pozycję najbliższym, ponieważ wiem, jak wiele osób jest nią zachwyconych. A jak wypada druga część? „Zakochałam się w Liamie tylko po to, aby moje serce pękło na milion kawałków. Paraliżuje mnie świadomość życia bez niego, ale rzeczywistość wygląda tak, że (...) On tego nie rozumie, a ja nie mogę go do niczego zmusić. Gdyby tylko dostrzegł pewność kryjącą się za moimi słowami... wtedy nadal bylibyśmy razem.” Trochę zajęło mi zabranie się za „Conviction” - słyszałam, że druga część jest gorsza, więc nie spieszyło mi się z nadrabianie tej duologii, a kiedy już zaczęłam czytać sądziłam, że moja opinia nie będzie różnic się od większości. Nic bardziej mylnego! Może przez pierwsze pięćdziesiąt stron rzeczywiście nie byłam zachwycona, ale szybko zmieniłam swoje zdanie! Książka okazała się dla mnie bardzo ciekawa, emocjonalna, zabawna, urocza i wciągająca. Po zafundowaniu nam takiego zakończenia jak w pierwszej części można przypuszczać, że główna bohaterka Natalie będzie wiecznie niezdecydowana. Na szczęście Lee dokładnie wie czego chce! Spodobały mi się wydarzenia, których byłam świadkiem - może niektóre potrafiły wycisnąć ze mnie łzy, ale niektóre potrafiły mnie też rozśmieszyć. Liam to dobry główny bohater (chociaż na pewien czas stał się „ciepłą kluseczką” - dla takiego Liama stanowcze NIE 😂), a jego stosunek to Aary pozwalał mi się rozpływać za każdym razem! Całokształt książek wypada interesująco i naprawdę dobrze! Z chęcią przeczytałabym jeszcze kilka(dziesiąt) stron z perspektywy postaci, która pojawia się w drugiej części, aby poznać ją bliżej i zobaczyć jak ona poradziła sobie z zaistniałymi sytuacjami. Zdecydowanie optymistyczniej patrzę na „Conviction”, ale jeżeli macie ochotę na historię, która może wycisnąć z Was wszystkie emocje, nie pozostaje mi nic innego jak krzyknąć: śmiało!
Pierwsza część Consolation Duet Corinne Michaels było książką ciekawą i chociaż mnie w stu procentach nie porwała, z chęcią polecam tę pozycję najbliższym, ponieważ wiem, jak wiele osób jest nią zachwyconych. A jak wypada druga część? „Zakochałam się w Liamie tylko po to, aby moje serce pękło na milion kawałków. Paraliżuje mnie świadomość życia bez niego, ale rzeczywistość...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Crank” Ellen Hopkins to historia opierająca się luźno na wydarzeniach z życia autorki, ale chociaż książka porusza temat narkotyków, czy wzbudza tyle emocji ile powinna?
•
Kristina „Bree” spotka na swojej drodze Bestię, uzależnienie, nałóg, a czytelnik będzie świadkiem jej wewnętrznej walki wobec przegranej i lęków oraz własnej samodestrukcji.
•
Po przeczytaniu bardzo sceptycznie podchodzę do tej książki. Miała ona swoje chwile chwały gdzie to co czytałam zapierało mi dech w piersiach i idealnie oddawało problem uzależnienia. Ale były też momenty w których wydarzenia pędziły za szybko, a to wszystko dopełniał styl w jakim została ta pozycja napisana - chociaż ciekawy i na pewno zachęcający do czytania sprawił, że bohaterka stała się w pewien sposób niedostępna dla czytelnika, ukryta gdzieś głęboko między kartami powieści.
Ellen Hopkins pokazała wszystko co najgorsze w uzależnieniu. Przeraża mnie troszkę niemoc rodziny w tej książce, brak pomocy od strony najbliższych chociaż widać, że coś jest definitywnie nie tak, przymknięcie oka na sprawę i uznanie, że areszt domowy na pewno rozwiąże wszystkie problemy. Żadna rodzina nie może tak funkcjonować i żyć jak w jakiejś bańce mydlanej odpychając od siebie problemy najbliższych. Pozycja ta nie składa się w cukierków, kwiatków i tęczy, a jej zakończenie dające, a jednocześnie odbierające, nadzieję (szczególnie po przeczytaniu notki od autorki) nadaje autentyczności całej historii. Co wydarzyło się w dalszym życiu Kristiny? Przezwyciężyła swoje demony, czy może jej się nie udało? Oraz najważniejsze - co stało się z córką autorki? To pytania, które na pewno będą mnie prześladować.
Czy polecam? Na pewno nie odradzam, ale jednocześnie nie jest to coś co koniecznie trzeba przeczytać. Jeżeli ciekawi Was ta pozycja to sięgnijcie po nią, przeczytajcie o ludzkim losie dotkniętym wyniszczającym uzależnieniem i zapłaczcie na stroną lub dwoma. Bo książki na pewno nie będziecie czytać z uśmiechem na twarzy.
„Crank” Ellen Hopkins to historia opierająca się luźno na wydarzeniach z życia autorki, ale chociaż książka porusza temat narkotyków, czy wzbudza tyle emocji ile powinna?
•
Kristina „Bree” spotka na swojej drodze Bestię, uzależnienie, nałóg, a czytelnik będzie świadkiem jej wewnętrznej walki wobec przegranej i lęków oraz własnej samodestrukcji.
•
Po przeczytaniu bardzo...
Saga Księżycowa to futurystyczna baśń, w której Kopciuszek spotyka Czerwonego Kapturka, łączy siły z Roszpunką, a Królewna Śnieżka... no właśnie, jak ona wpłynie na tę historię? Wie to tylko ten, kto przeczytał już ostatnią część w oryginalne, co mi dane niestety jeszcze nie było. Ale mam nadzieję, że każdy słyszał już o tej serii Marissy Meyer, ponieważ świat wykreowany przez autorkę jest nieziemski i naprawdę oryginalny: co może wydawać się dziwne biorąc pod uwagę fakt, że są to retellingi, ale zapewniam Was, że to prawda!
Kiedy skończyłam czytać trzecią część pt. „Cress” tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że będzie to jedna z moich ulubionych serii młodzieżowej fantastyki i zdecydowanie dobry prezent dla nastolatki (raczej tej młodszej niż starszej), która czyta. 👌🏻 W dodatku zajmie ważne dla mnie miejsce w książkowym świecie, ponieważ to właśnie dzięki lekturze „Cress” przypomniałam sobie co to znaczy „lubić czytać”.
Saga Księżycowa to futurystyczna baśń, w której Kopciuszek spotyka Czerwonego Kapturka, łączy siły z Roszpunką, a Królewna Śnieżka... no właśnie, jak ona wpłynie na tę historię? Wie to tylko ten, kto przeczytał już ostatnią część w oryginalne, co mi dane niestety jeszcze nie było. Ale mam nadzieję, że każdy słyszał już o tej serii Marissy Meyer, ponieważ świat wykreowany...
więcej mniej Pokaż mimo toJak opowiedzieć o książce, o której nie powinniście nic wiedzieć? Jak Was do niej zachęcić jeżeli nie mogę zdradzić szczegółów, przez które tak bardzo mi się spodobała? Przez które poczułam się oszukana? O Amber Reynolds powinniście wiedzieć tylko trzy rzeczy: 1. Jest w śpiączce. 2. Jej mąż już jej nie kocha. 3. Czasami kłamie. Z taką wiedzą sięgnęłam po tę książkę i jest ona zupełnie wystarczająca. W pozycji Alice Feeney znajdują się trzy płaszczyzny czasowe dzięki czemu poznajemy historię bohaterki od dzieciństwa aż do teraźniejszości. Z każdą kolejną stroną coraz bardziej podważałam myśli i czyny Amber - w głowie ciągle widziałam punkt trzeci, a po kilku zwrotach akcji, o których niestety nie mogę Wam wspomnieć, postanowiłam przestać jej ufać w czymkolwiek. Wstawki z dzieciństwa utwierdzały mnie w tym przekonaniu jeszcze bardziej i cóż mogę napisać... jedyne co siedziało mi w głowie to fakt, że Amber nie ma po kolei w swojej główce. Miałam ochotę na thriller, a „Czasami kłamię” przewyższyło moje oczekiwania. Czytając czułam dziwny i pokręcony zachwyt. Autorka zaskoczyła mnie nie raz, nie dwa, a z dwadzieścia. Za każdym razem mówiłam sobie, że już jej się nie uda i za każdym razem się myliłam. Aż do ostatniej strony, ostatniego rozdziału, który o trzeciej w nocy czytałam raz za razem i starałam się ogarnąć co zrobiła Alice Feeney - ze swoją historią i ze mną. Nie potrafię sobie wyobrazić osoby, która wszystko by przewidziała. Nie da się! Dalej staram się zrozumieć zakończenie i połączyć niektóre fakty. Ono nie wyjaśnia wszystkiego, a nawet dokłada informacji przez co czuję się niedoinformowana i zagubiona z głową pełną przypuszczeń. To co czytałam wgniotło mnie w ziemię i myślę, że Was również rozłoży na łopatki. Premiera 25 października, więc z ręką ma sercu mogę polecić Wam wpisanie jej do swojego TBR!
Jak opowiedzieć o książce, o której nie powinniście nic wiedzieć? Jak Was do niej zachęcić jeżeli nie mogę zdradzić szczegółów, przez które tak bardzo mi się spodobała? Przez które poczułam się oszukana? O Amber Reynolds powinniście wiedzieć tylko trzy rzeczy: 1. Jest w śpiączce. 2. Jej mąż już jej nie kocha. 3. Czasami kłamie. Z taką wiedzą sięgnęłam po tę książkę i jest...
więcej mniej Pokaż mimo to
Tricia Levenseller stworzyła książkę, którą pochłonięcie w mgnieniu oka! Zanim się zorientowałam już byłam w połowie historii, a chwile później ją skończyłam.
•
Alosa, córka Króla Piratów, pozwala uprowadzić się wrogiej załodze, aby odnaleźć mapę prowadzącą do skarbu. Nieustraszona i bystra siedemnastolatka ma plan, który pozwoli osiągnąć jej swoje cele i zaimponować ojcu. Chyba, że nie wszystko pójdzie zgodnie z planem i zadanie okaże się trudniejsze niż przypuszczała. Czy poradzi sobie w pojedynkę ze swoimi wrogami?
•
Pierwsza część przygód Alosy liczy niecałe trzysta stron, ale kompetnie mi to nie przeszkadzało (chociaż nie narzekałabym na obszerniejsze przedstawienie tego świata). Ta książka jest ciekawa i można przy niej miło spędzić kilka godzin. Nie będę ukrywać, że raczej żadnym wydarzeniem, czy zwrotem akcji mnie nie zaskoczyła. Ale morski klimat, piraci i opowieści o syrenach zdecydowanie mnie do siebie przekonują. Główna bohaterka to zabójczyni, złodziejka, ale i silna młoda kobieta, która potrafi odróżnić dobro od zła. Jej wspólny wątek z Ridenem bardzo dobrze współgra z całością książki. Dostałam to, czego potrzebowałam: fabułę, która zapadnie mi w pamięć, postaci (chociaż szkoda, że tak mało), które polubię i opowieści, których chcę usłyszeć więcej! Mogę tylko się domyślać co wydarzy się w następnym tomie i wyczekiwać go na naszym polskim rynku wydawniczym jak najszybciej. ❤️
Tricia Levenseller stworzyła książkę, którą pochłonięcie w mgnieniu oka! Zanim się zorientowałam już byłam w połowie historii, a chwile później ją skończyłam.
•
Alosa, córka Króla Piratów, pozwala uprowadzić się wrogiej załodze, aby odnaleźć mapę prowadzącą do skarbu. Nieustraszona i bystra siedemnastolatka ma plan, który pozwoli osiągnąć jej swoje cele i zaimponować ojcu....
Sarah J. Maas potrafi trzymać w napięciu. Wie to chyba każdy kto zetknął się z jej twórczością. W tym miesiącu (wreszcie!) zdecydowałam się sięgnąć po „Dwór skrzydeł i zguby” i przekonać się czy poziom został utrzymany. Po wydarzeniach z poprzednich części Feyra powraca zdeterminowana, by zdobyć informacje o działaniach wrogich wojsk, które zagrażają Prythian. W obliczu wojny będzie musiała zdecydować komu może zaufać i zaleźć sojuszników w najmniej oczekiwanych miejscach. Na początek powiem, że nienawidzę Maas. Uśmierciła trzech z pięciu moich ulubionych bohaterów. Wiem, zaczynam z grubej rury, ale nic na to nie poradzę, że mi smutno. Ostatnie sto stron to jazda bez trzymanki, tego możecie być pewni. A teraz napiszę, że uwielbiam Maas za to jakie historie tworzy. Jakich bohaterów kreuje! Uważam, że trzecia część jest bardzo dobrą i wciągającą kontynuacją, nawet jeżeli to w drugim tomie pt. „Dwór mgieł i furii” autorka wspięła się na swoje pisarskie wyżyny, gdzie za każdym wzniesieniem czekała na nas niespodzianka. Tutaj, chociaż fabuła genialna(!), czasami miałam zastrzeżenia względem bohaterów: Feyra przeszła niesamowitą przemianę, to fakt, ale czasami nie zgadzałam się z jej wyborami. Postać Rhysa według mnie, uwaga, straciła ten wspaniały blask gwizd z drugiej części, zresztą ta energiczna Mor również w tym tomie ucichła. Za to reszta postaci - Azriel, Kasjan, Elaina, Nesta, Lucien, Amrena i wiele innych bohaterów, których kocham miało swoją chwilę chwały i cieszę się, OGROMNIE się cieszę, że ich historie, zakończone w takich momentach, że „o jeju, Maas co ty mi robisz”, będą kontynuowane w nowelkach. Pokochałam tę rodzinę, stworzoną z tak różnych charakterów i tak pięknie się dopełniającą. Zawał przy tej książce możecie przeżyć nie raz, ja miałam ich kilka i chociaż po przeczytaniu tej książki przeżyłam, wspominając niektóre sceny nadal mam łzy w oczach, uśmiech na twarzy lub przerażenie ściskające za gardło. Jeżeli lubicie fantastykę, świetnie wykreowanych bohaterów, z którymi się zżyjecie, wątek miłosny, który idzie w parze z akcją i jeszcze nie czytaliście serii „Dwór cierni i róż” - polecam się z nią zapoznać, żeby poznać swoich nowych ulubionych bohaterów literackich! ❤️
Sarah J. Maas potrafi trzymać w napięciu. Wie to chyba każdy kto zetknął się z jej twórczością. W tym miesiącu (wreszcie!) zdecydowałam się sięgnąć po „Dwór skrzydeł i zguby” i przekonać się czy poziom został utrzymany. Po wydarzeniach z poprzednich części Feyra powraca zdeterminowana, by zdobyć informacje o działaniach wrogich wojsk, które zagrażają Prythian. W obliczu...
więcej mniej Pokaż mimo to
Z Sarah J. Maas mam ten problem, że kiedy nie czytam jej książek zaczynam mieć wrażenie, że historie autorki są przereklamowane, a szum na nie wyolbrzymiony. A kiedy kontynuuję historie wykreowanych przez nią bohaterów cały ten hype staje się dla mnie jasny. Co więcej, sama biorę w nim udział!
„Dwór szronu i blasku gwiazd” - nowelka do serii „Dwór cierni i róż” - wydawało mi się, że ta książka została odebrana gorzej niż poprzednie części, ale kiedy zapytałam Was „dlaczego Wam się NIE podobało” wszystkie(!) odpowiedzi miały jeden wydźwięk w stylu „a mi się tam podobało” 😂 i ja również należę do tej grupy osób. Jestem usatysfakcjonowana tym co otrzymałam pod piękną okładką.
Maas przytacza wydarzenia, a raczej powrót do normalności i przystosowanie się naszych, bardziej lub mniej, ukochanych bohaterów do czasów po wojnie. Nie będzie tutaj walki ma smierć i życie, ani akcji pędzącej w zawrotnym tempie. Po trzeciej części Dworów chyba każdy odczuł, że jeszcze wiele rzeczy nie zostało wyjaśnionych. Tutaj dostajemy trochę odpowiedzi na nasze pytania, ale jeszcze nie wszystkie (co mnie bardzo cieszy - o tym za chwile). Skąd wzięły się Insygnia Dworu Nocy? Dlaczego góry i trzy gwizdy nad nimi? Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, aż Maas nie opisała ich historii, dodając przy okazji kolejny iliryjski zwyczaj.
Tą nowelkę trzeba przeczytać, bo jest naprawdę dobra. Jedyna rzecz do której mogłabym się przyczepić, i która nie bardzo mi się podobała, to zachowanie Nesty. Silna, pełna mocy postać w tej części trochę się pogubiła i jej zachowanie nie pasowało mi do całokształtu serii. Kasjan nie poddawaj się! Tak, to mój największy ship. 😍 Dlatego kilka rozdziałów na końcu pozycji, taka krótka zapowiedź nowelki o Kasjanie i Neście sprawia, że czuję niemałe podekscytowanie! 😈
Czytając kilkadziesiąt stron w angielskiej wersji stwierdzam, że w oryginale historia brzmi lepiej, a nasze tłumaczenie trochę kuleje. Dlatego z chęcią będę wracać do tej historii również po angielsku (pff, już wróciłam), ponieważ bohaterowie i dawka śmiechu jaką funduje nam pisarka sprawia, że serce rośnie. Nie mam pojęcia dlaczego tak często wątpię w pióro Maas. Na ten moment autorka broni swoją twórczość i mam nadzieję, że to się nie zmieni!
Z Sarah J. Maas mam ten problem, że kiedy nie czytam jej książek zaczynam mieć wrażenie, że historie autorki są przereklamowane, a szum na nie wyolbrzymiony. A kiedy kontynuuję historie wykreowanych przez nią bohaterów cały ten hype staje się dla mnie jasny. Co więcej, sama biorę w nim udział!
„Dwór szronu i blasku gwiazd” - nowelka do serii „Dwór cierni i róż” - wydawało...
W ostatnich dniach pierwszy raz miałam okazję zetknąć się z interaktywną grą książkową. Na czym ona polega? Zasady są proste i już tłumaczę, tylko najpierw przybliżę Wam tło fabularne.
Grupa naukowców natrafiła na ślady obcej cywilizacji. Niestety przez 28 tygodnia ich prace nie przyniosły żadnych efektów, a w 29 tygodniu badacze zaginęli, pozostawiają po sobie jedynie „Dziennik 29”.
Tutaj wkraczamy my, telefon i ołówek.
Jest książka - w tym przypadku wspomniany wyżej „Dziennik 29”. Wewnątrz czekają na nas sześćdziesiąt trzy zagadki do rozwiązania. Poznajemy odpowiedź, wypisujemy ją w odpowiednie miejsce na podanej stronie internetowej i otrzymujemy „klucz”, który będzie nam potrzebny do rozwiązywania następnych tajemnic. Wniosek - musimy rozwiązać wszystkie łamigłówki, żadnej pominąć nie możemy, bo inaczej utkniemy w miejscu. Na szczęście ratuje nas „podpowiedź”, która na pewno się przyda (mi i moim znajomym (za dużo luźnych lekcji w szkole 😂) przydawała się niejednokrotnie).
W końcowym rozrachunku wykonanie „Dziennika 29” naprawdę się udało. Czasami było łatwiej, czasami trudniej, ale w tej potrzebie główkowania i wyszukiwania ciekawostek w internecie jest coś uzależniającego. Pewnie każdy w swoim życiu grał w łamigłówki, niektórzy z Was odwiedzili może escape room. Tutaj towarzyszą nam podobne „emocje”, tylko forma jest inna. Pomysł na stworzenie takiej książki był ciekawy i CZEKAM NA DRUGĄ CZĘŚĆ. Tło fabularne okazało się nie tak ważne jak myślałam na początku, dlatego chcę się przekonać, czy będzie miało jakieś rozwinięcie i zakończenie, ponieważ skończyło się w momencie... grrr.
Serdecznie polecam zainteresować się „Dziennikiem 29”. Jasne, niektórzy pomyślą, że zagadki można porozwiązywać ściągając pierwszą lepszą i darmową aplikację na telefon, a nie płacąc za książkę. Tak jak ktoś inny uzna, że zamiast płacić za kino, film można obejrzeć w telewizji. To już zależy od naszych gustów, ale jeżeli zastanawiacie się nad tą książką - ja mówię polecam!
W ostatnich dniach pierwszy raz miałam okazję zetknąć się z interaktywną grą książkową. Na czym ona polega? Zasady są proste i już tłumaczę, tylko najpierw przybliżę Wam tło fabularne.
Grupa naukowców natrafiła na ślady obcej cywilizacji. Niestety przez 28 tygodnia ich prace nie przyniosły żadnych efektów, a w 29 tygodniu badacze zaginęli, pozostawiają po sobie jedynie...
„Gracz” to pierwsza książka Vi Keeland, z którą miałam styczność. I na pewno nie ostatnia! Delilah to reporterka sportowa, Brody to futbolista. Pierwsze spotkanie tej dwójki zapoczątkuje nowy rozdział w ich życiu, ale nie znaczy to, że poprzednie odejdą w zapomnienie. Dawno już nie byłam tak pozytywnie zaskoczona jakąś historią. Po okładce i opisie spodziewałam się nic nieznaczącej historii, skupującej się tylko na relacji głównych bohaterów, która może nieść za sobą zażenowanie czytelnika. Ktoś zadaje sobie pytanie - to dlaczego w ogóle zaczęłam ją czytać? Odpowiedz jest prosta. Kupiłam ją za 15 złotych, a to bardzo dobra cena. 😂 No więc, skuszona również tym, że Vi przewijała się przez mój Instagram wiele razy, zaczęłam czytać i... wow! Bohaterowie są mądrzy i mają swój rozum, historia porusza tematy straty, przyjaźni, rodziny, różnych rodzajów miłości, a także narkotyków i tego, co dzieje się z człowiekiem po ich zażyciu. Okładka przyciąga wzrok, ale od razu nasuwa mi się pytanie dlaczego wydawnictwo promuje książkę jako erotyk, chociaż książka ma o wiele więcej do zaoferowania? To wielki błąd, a każdemu kto lubi zaczytać się w dobrej książce romantycznej, polecam sięgnąć po „Gracza”! Historia wciąga tak bardzo, że jestem w stanie przymknąć oko na niektóre błędy logiczne, a bohaterowie są zdecydowanie warci uwagi! Mam nadzieję, że nikt się nie zawiódł lub nie zawiezie na tej książce, a ja już teraz planuję, które pozycje autorstwa Keeland przeczytać jako następne.
„Gracz” to pierwsza książka Vi Keeland, z którą miałam styczność. I na pewno nie ostatnia! Delilah to reporterka sportowa, Brody to futbolista. Pierwsze spotkanie tej dwójki zapoczątkuje nowy rozdział w ich życiu, ale nie znaczy to, że poprzednie odejdą w zapomnienie. Dawno już nie byłam tak pozytywnie zaskoczona jakąś historią. Po okładce i opisie spodziewałam się nic...
więcej mniej Pokaż mimo to„Historii pewnej dziewczyny” jest książką skierowaną do młodzieży, raczej młodszej niż starszej, która w założeniu powinna poruszać temat współżycia seksualnego w bardzo młodym wieku. Deana Lambert to dziewczyna, której, przez decyzje jakie podjęła lata temu, została przypisana jedna konkretna łatka. Na kartach powieści można czytać o dwóch miesiącach z jej życia, poznać bliżej rodzinę, przyjaciół i, od czasu do czasu, kilku nieprzyjaźnie nastawionych do niej ludzi - ale ponieważ akcja dzieje się w wakacje czytelnik nie ma dobrego spojrzenia na zachowanie rówieśników Deanny, a kreacja niektórych bohaterów okazała się płytka - Tommy jest postacią kluczową w tej książce, a jego reakcje na niektóre rozmowy były nijakie - jakby autorka nie wiedziała lub nie miała pomysłu jak powinien się zachować. Nie do końca dostałam to czego oczekiwałam. W pierwszej połowie książki nie dzieje się za wiele i dopiero druga część wywołała we mnie kilka emocji, a nie tylko lekkie znużenie. Wspomniałam, że lektura w „założeniu” miała poruszać temat współżycia młodych osób, ale tak naprawdę stało się to wątkiem pobocznym i prawie nic nie wnoszącym do tej historii. Jest plotka, jest prawda, nie ma zrozumienia innych, jest koniec książki. Jaki jest jej morał? Kto uczył się na swoich błędach, kto wyciągnął wnioski ze swojego zachowania? Myślę, że nie główna bohaterka, co jest przykre, ponieważ miałam nadzieję, że będzie to młodzieżówka, którą każdy powinien przeczytać, która będzie niosła przekaz nie tylko młodym czytelnikom. Co dostałam? Dwa miesiące z życia Deanny, która nie ma łatwo w domu i która kiedyś popełniła błąd i przez trzy lata nie umiała głośno opowiedzieć swojej wersji wydarzeń (i może dalej tego nie zrobi tylko będzie znosić docinki, na które nie zasłużyła). „Historia pewnej dziewczyny” ma dwieście stron i chociaż nie żałuję, że ją przeczytałam, pozycja ta nie wniosła do mojego życia zupełnie nic. Czytało się w porządku, z chęcią obejrzę ekranizację, ale po opisie spodziewałam się lepszego podejścia do sprawy, która została zbagatelizowana. Książka o wszystkim i o niczym, ot tak do przeczytania w kilka godzin, nie nastawiając się na nic wystrzałowego.
„Historii pewnej dziewczyny” jest książką skierowaną do młodzieży, raczej młodszej niż starszej, która w założeniu powinna poruszać temat współżycia seksualnego w bardzo młodym wieku. Deana Lambert to dziewczyna, której, przez decyzje jakie podjęła lata temu, została przypisana jedna konkretna łatka. Na kartach powieści można czytać o dwóch miesiącach z jej życia, poznać...
więcej mniej Pokaż mimo to"Król kruków" na początku pozytywnie mnie zaskoczył - wpływa na to fakt, że pierwsze zdanie książki od razu dotyczy przepowiedni Blue, o której nie miałam pojęcia, a którą bardzo dobrze odebrałam. Z drugiej strony, pierwsze dwieście stron było dla mnie dziwne. Dziwne, dziwne, dziwne. Ogólnie cała książka jest dziwna. Specyficzna. Inna. I na swój sposób mi się spodobała. Każdy bohater ma swój charakter, swoją historię, a kiedy po tych dwustu stronach zaczęło się wreszcie coś dziać, mocno się wciągnęłam. Plusem jest na pewno rodzina Blue. Nieraz się uśmiechałam przy dialogach prowadzonych między domownikami! Może ktoś z Was pomyśli tak jak ja: "Jedna dziewczyna, trzech chłopaków? Już mi się to nie podoba". Ale nie ma się czym martwić. Oczywiście wątek miłosny musiał się pojawić, ale nie jest on rzucony na pierwszy plan! Wywarzony i skomplikowany, więc jestem bardzo ciekawa jak rozwinie się w następnych częściach. Dla mnie książka i styl pisania są dość przeciętne, ale jakimś sposobem miło wspominam tę historię i mam ochotę sięgnąć po kontynuacje!
"Król kruków" na początku pozytywnie mnie zaskoczył - wpływa na to fakt, że pierwsze zdanie książki od razu dotyczy przepowiedni Blue, o której nie miałam pojęcia, a którą bardzo dobrze odebrałam. Z drugiej strony, pierwsze dwieście stron było dla mnie dziwne. Dziwne, dziwne, dziwne. Ogólnie cała książka jest dziwna. Specyficzna. Inna. I na swój sposób mi się spodobała....
więcej mniej Pokaż mimo toPo „Ladies Man” sięgnęłam pod wpływem impulsu, targów i tego, że chciałam przeczytać pierwszą książkę od @wydawnictwo.kobiece W dodatku miałam ochotę ma pozycję, która nie będzie ode mnie niczego wymagać, nie będzie wprowadzać mnie w skomplikowany i nowy świat, a pozwoli przyjemnie się odprężyć. I z takim założeniem zaczęłam czytać historię Reginy i Tahoe. On - podrywacz o twarzy anioła i duszy diabła, żyje z dnia na dzień nie przejmując się niczym i w najbliższym czasie nie planuje tego zmienić. Ona - odrzuciła go, tak jak on kiedyś odrzucił ją. Ustalili zasadę - tylko przyjaźń. I tej zasady próbują się trzymać... Na początku zastanawiałam się co ja czytam i byłam świadoma, że będzie to książka, z której (nie na której, a z której) po prostu będę się śmiać. Ale tak jak pisałam, takiej pozycji szukałam, więc z chęcią czytałam dalej i tak z każdym rozdziałem historia coraz bardziej mi się podobała aż doszło do tego, że (z bólem serca) skończyłam ją w jeden dzień. Myślę, że na moje pierwsze odczucia mógł wpływać fakt, że jest to czwarta część serii „Manwhore” Katy Evans, której poprzednich pozycji jeszcze! nie czytałam i o czym dowiedziałam się dopiero po zakupie „Ladies Man”. Ale ponieważ opowiada ona o innych bohaterach niż wcześniejsze części uważam, że nie jest potrzebna znajomość poprzednich tomów. Mi czytało się ją bardzo przyjemnie, z wieloma, wieloma emocjami i bardzo szybko. Polubiłam głównych bohaterów, ich historie i wydarzenia rozgrywające się na kartach powieści. To co przykuło moją uwagę to wątek skupujący się na... makijażu u kobiet. Odgrywał ważną rolę i został fajnie przedstawiony przez autorkę - nie w błahy sposób, pominięty, jak w większości książek, ale wyprowadzający powiew świeżości, coś nowego i innego w literaturze kobiecej. Jestem świadoma, że książka zbiera i będzie zbierać różne opinie, niektórym spodoba się bardziej, a niektórym mniej. Ale jeżeli macie ochotę na książkę z gatunku romans, która pochłonie Was na kilka godzin to ja zachęcam sięgnąć po „Ladies Man” Katy Evans. Przyznaję, że stałam się fanką tej książki i już nie mogę się doczekać aż nadrobię pierwsze części tej serii (szczególnie, że dowiedziałam się, że Tahoe też się tam pojawia 😈)! 💗
Po „Ladies Man” sięgnęłam pod wpływem impulsu, targów i tego, że chciałam przeczytać pierwszą książkę od @wydawnictwo.kobiece W dodatku miałam ochotę ma pozycję, która nie będzie ode mnie niczego wymagać, nie będzie wprowadzać mnie w skomplikowany i nowy świat, a pozwoli przyjemnie się odprężyć. I z takim założeniem zaczęłam czytać historię Reginy i Tahoe. On - podrywacz o...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Cudowny chłopak” wywołał niemały szum. Do tej pory z przyjemnością wspominam ekranizację i na pewno będę do niej wracać, a ostatnio miałam możliwość przeczytać „365 dni cudowności. Księga wskazań Pana Browne’a”. Tak, jest to książka na cały rok, a ja, chcąc powiedzieć o niej coś więcej i nie chcąc się od niej odrywać, przeczytałam ją w mgnieniu oka (nie mówiąc o tym, że sięgałam po nią jak tylko byłam w Empiku 😂). W książce znajdziemy cytaty zaczerpnięte ze wszystkich zakątków świata, od osób mniej lub bardziej znanych. Niektóre możemy już znać, inne - dadzą nam do myślenia na nowo. Książka bardzo kojarzy mi się z naszą Insta Poezją, z tą różnicą, że „Cudowności” poleciłabym każdemu. Prezent dla dziewięciolatka, czy dla osoby starszej? Nie ma różnicy! „Każdy znajdzie coś dla siebie” tutaj działa, ponieważ CAŁA ta pozycja jest dla nas!
Pięknie wydana książka oraz pouczające, podnoszące na duchu cytaty i magia mądrego słowa. Wplecione „listy” Pana Browne’a były przyjemnym dokończeniem historii Augusta, którą możemy poznać w „Cudownym chłopaku”. Z wnętrzem „365 dni cudowności” zapoznałam się już dwa tygodnie temu, ale do tej pory czuję ciepło w serduszko. Jako czytelnik składam wielkie pokłony w stronę autorki - świetna robota i jestem dumna!
„Cudowny chłopak” wywołał niemały szum. Do tej pory z przyjemnością wspominam ekranizację i na pewno będę do niej wracać, a ostatnio miałam możliwość przeczytać „365 dni cudowności. Księga wskazań Pana Browne’a”. Tak, jest to książka na cały rok, a ja, chcąc powiedzieć o niej coś więcej i nie chcąc się od niej odrywać, przeczytałam ją w mgnieniu oka (nie mówiąc o tym, że...
więcej Pokaż mimo to