-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński1
-
ArtykułyLiliana Więcek: „Każdy z nas potrzebuje w swoim życiu wsparcia drugiego człowieka”BarbaraDorosz1
-
ArtykułyOto najlepsze kryminały. Znamy finalistów Nagrody Wielkiego Kalibru 2024Konrad Wrzesiński3
-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel34
Biblioteczka
Mam na swojej drodze czytelniczej przystanki ze znacznie lepszymi reportażami. Takimi, które wyczerpują temat, suche dane zamieniają w historie, a sam proces czytania jest bardzo przyjemny.
Niestety, "Głośnik w głowie" nie posiada żadnej z tych cech. Przeczytanie rozdziałów w losowej kolejności nie zmienia odbioru książki, pozbycie się kilku z nich również. Same opowieści są jednostronne, przypominają mi trochę reportaż z TVN. Wprowadzenie czytelnika w stan nudy przy takim temacie? No, chylę czoła.
Dodatkowo, jaki jest cel tej książki? Zniechęcenie do korzystania z pomocy psychiatrycznej, skoro jest w tak słabym stanie? Uświadomienie władz o tym, że jest źle? Przecież jak sama autorka pisze lekarze od dawna alarmują, że trudno im wspierać osoby, które potrzebują zaopiekowania psychiatrycznego, że oddziały są przepełnione. WIedza specjalistyczna dla lekarzy? Nie ma tam takich rzeczy. To nie jest książka naukowa, rzetelny reportaż, zbiór wielkich praw i małych ciekawostek.
Widzę to tak, że jeśli ktoś interesuje się tym tematem, wie jak się sprawy mają. Jeśli kogoś nie obchodzi psychiatria w Polsce, w życiu po tę książkę nie sięgnie.
Dla mnie "Głośnik w głowie" to tylko swoista uwaga i hołd dla osób, które przeszły wiele z systemem, które wołały o pomoc i długo jej nie dostawały. Ze względu na zaopiekowanie się tymi historiami, daje pięć gwiazdek. Reszta? Meh.
Mam na swojej drodze czytelniczej przystanki ze znacznie lepszymi reportażami. Takimi, które wyczerpują temat, suche dane zamieniają w historie, a sam proces czytania jest bardzo przyjemny.
Niestety, "Głośnik w głowie" nie posiada żadnej z tych cech. Przeczytanie rozdziałów w losowej kolejności nie zmienia odbioru książki, pozbycie się kilku z nich również. Same opowieści...
2014-04
"Pikantne historie (...)" to książka, której ocena będzie zależna od tego, na którym aspekcie historii skupia się czytelnik. Grupa kulturowa, historia kryminalna, romans - to chyba najczęściej wybierane ośrodki, wokół których koncentruje się uwaga odbiorcy. I przyznam, że jeśli stanęłabym w tej grupie to w życie nie uciągnęłabym wskaźnika do szóstej gwiazdki.
W moim odczuciu opisanie grupy kulturowej jest bardzo powierzchowne i nie znając pendżabskiej społeczności mogłabym "strzelić" cechy dość hermetycznej grupy. Romans jest bardzo nijaki i w ogóle nieczytalny. Wątek niby_kryminalny... No, "niby" mówi samo za siebie. Wszystkie te trzy elementy są potraktowane bardzo po macoszemu i uznałabym je za wyjątkowo słabe części historii.
Skąd więc "dobra" ocena? Tutaj całe na biało wchodzą bakłażany, ogórki i cudowne wdowy. Starsze panie, które uwalniają swoje fantazje na kartkach, historie łączące ostre porno i telenowele oraz to, jakie są autorki jest czymś, co bardzo mnie oczarowało. Oczywiście, widzę dużo wad w tym, że kobiety niepiśmienne, które w życiu książki nie przeczytały tworzą historie literacko wygłaskane, w tym, że panie, które nie nazywają genitaliów ich biologicznymi nazwami, opisują sceny lubieżnego seksu. Mało to realne, ale jest zwyczajnie sympatyczne.
Sympatycznym nazwę kobiety, które nie miały możliwości zaznać rozkoszy łóżkowej, więc realizują swoje pragnienia w formie opowieści. Sympatycznym nazwę to, że przenoszą własne doświadczenie do świata fikcji. Sympatycznym nazwę to, że autorka stwarza wrażenie, że pisanie tych opowiadań wprowadza faktyczną zmianę w życiu łóżkowym pendżabskich małżeństw. I sympatycznym nazwę to, że finalnie "Bracia" nikogo nie zabili, chociaż taki ich obraz stwarza się od początku.
Dla tych sympatycznych elementów warto czytać. Odsunąć na bok logikę i uszczypliwość i po prostu uśmiechać się czytając o szorstkich cukiniach i perwersjach starszych pań.
"Pikantne historie (...)" to książka, której ocena będzie zależna od tego, na którym aspekcie historii skupia się czytelnik. Grupa kulturowa, historia kryminalna, romans - to chyba najczęściej wybierane ośrodki, wokół których koncentruje się uwaga odbiorcy. I przyznam, że jeśli stanęłabym w tej grupie to w życie nie uciągnęłabym wskaźnika do szóstej gwiazdki.
W moim...
2022-03
Męczyłam, męczyłam aż skończyłam. Baila! Czy było warto? Mmm... Nie wiem.
Autorka książki posiada nazwisko, które jakoś sugeruje, że z kulturą meksykańską jest związana. To, że chciała ją przedstawić wykorzystując do tego genezę horroru wydawało się wyjątkowo ciekawym zabiegiem. Jednak albo poza "korzeniami" za dużo w niej Meksyku nie ma, albo zwyczajnie kultura angielskiego wielkopaństwa interesuje ją znacznie bardziej.
Chociaż sama historia ma fantastyczne podstawy i pojawiający się wątek eugeniczny zadziałał na mnie jak ser na mysz, tak po chwili przekonałam się, że to tylko wielkie słowa rzucone od czasu do czasu, żeby książka wypadła na mądrzejszą. A dużo tu tego, naprawdę. Autorka strzela w czytelnika faktami o florze, podaje nazwiska naukowców i nawet mignie gdzieś tam jakaś łacińska sentencja, ale to tylko wzorek na pisance - i w obu przypadku nie ma tam jaj.
Główna bohaterka to ładna dziunia, przemądrzała i wyszczekana, ale tylko w opinii autorki, bo kiedy czytamy o jej zachowaniu to już taka znowu "hej do przodu" nie wydaje się. Pozostałe postacie mają zazwyczaj jedną, dwie cechy i na nich budowane są interakcje. Tamta ma być wredna, ten sprośny, tamten gapciowaty i nieśmiały. Jak krasnoludki.
A skoro mowa o krasnoludkach to porównania do baśni wywoływały we mnie przewracanie oczami, bo zamiast zaskoczyć widza jakąś regionalną historią, legendą, opowieścią, która w kontekście zainteresowań głównej bohaterki byłaby W PUNKT, tak klepiemy najbardziej klasyczne baśnie w jakiś powyginanych wersjach.
Po jakiś 100 stronach czytanie było całkiem miłe, ale też tak jakoś bez szału. Literacko było poprawnie (chociaż tłumaczenie czasami strzelało samobóje), grozy było niewiele, Meksyku jeszcze mnie, bohaterowie byli i właściwie tyle, ale okładka i wydanie to faktycznie ładne. Więc może to na plusik?
Męczyłam, męczyłam aż skończyłam. Baila! Czy było warto? Mmm... Nie wiem.
Autorka książki posiada nazwisko, które jakoś sugeruje, że z kulturą meksykańską jest związana. To, że chciała ją przedstawić wykorzystując do tego genezę horroru wydawało się wyjątkowo ciekawym zabiegiem. Jednak albo poza "korzeniami" za dużo w niej Meksyku nie ma, albo zwyczajnie kultura...
2022-02
Omówione przez panią Kasie tematy były potraktowane mocno po łebkach. Niektóre rzeczy to było takie gadanie starej ciotki, że aż oczami przewracałam. Coś tam zwróciło moją uwagę, ale na bardzo krótko.
No, stories w formie książki nie wygląda, nie jest fajne i prawda jest taka, że gdyby to samo napisała jakaś przypadkowa Janina to nikt by tego nie czytał. Mało! Nikt by tego nie wydał. Nazwisko pani Kasia huczne ma i cieszę się, że tworzy, że sprawia jej to radość, ale to tworzenie w przypadku książki "A ja żem jej powiedziała..." do mnie w ogóle nie trafiło.
Omówione przez panią Kasie tematy były potraktowane mocno po łebkach. Niektóre rzeczy to było takie gadanie starej ciotki, że aż oczami przewracałam. Coś tam zwróciło moją uwagę, ale na bardzo krótko.
No, stories w formie książki nie wygląda, nie jest fajne i prawda jest taka, że gdyby to samo napisała jakaś przypadkowa Janina to nikt by tego nie czytał. Mało! Nikt by tego...
2022-01
Kolorystyka w temperamentach pojawiła się w mojej pracy zawodowej w bardzo ukróconej formie. Coś tam odnośnie pracy z dziećmi, coś tam odnośnie oceny własnej pracy. Zaciekawił mnie temat i tak hyc, hyc trafiłam na audiobooka "Otoczeni przez idiotów" Thomas Eriksona.
Co do samej teorii nie będę się odnosić. Do mnie ona trafiła, chociaż wpływa na szufladkowanie ludzi i dopisywanie im zamiast metek "biały mężczyzna po 40" odpowiedniego koloru. Pewnie nie jest to tak negatywne jak nazewnictwo z cudzysłowu, ale bardzo pozytywne zapewne także nie jest.
Samo opracowanie teorii jest wyłącznie okej. Miałam bardzo dużo pytań odnośnie pewnych zachowań, samej komunikacji, która rzekomo miała być tematem książki oraz analizy kilku przytoczonych przykładów. Obstawiam, że takie niedopowiedzenie było świetnym rozwiązaniem marketingowym, bo po skończeniu słuchania "Otoczeni przez idiotów" pomyślałam, że chciałabym jeszcze więcej wiedzieć = więcej książek autora przeczytać. Trochę wyluzowałam po kilku dniach, ustabilizowałam mój czerwony zapał i doszłam do wniosku, że pewnie nie osiągnę satysfakcjonującego poziomu wiedzy nawet po przeszczepie mózgu Ericssena, ponieważ to bardzo elastyczna teoria i dużo tam "to zależy".
Fajna zabawa, czasem trochę rechotałam, gdy słyszałam o swoich zachowaniach jak absurdalnie wyglądają z zewnątrz i równie dobrze bawiłam się kolorując osoby z mojego otoczenia. Ciekawa przygoda, ale trzeba pilnować poczucia dystansu, bo takich schematów to pewnie jest jeszcze czterdzieści i każdy funduje nam inne zależności, sposoby reagowania z określonym typem i zwyczajnie powoduje kociołek w głowie. Ciekawostkowo? Jak najbardziej. Bawcie się dobrze :)
Kolorystyka w temperamentach pojawiła się w mojej pracy zawodowej w bardzo ukróconej formie. Coś tam odnośnie pracy z dziećmi, coś tam odnośnie oceny własnej pracy. Zaciekawił mnie temat i tak hyc, hyc trafiłam na audiobooka "Otoczeni przez idiotów" Thomas Eriksona.
Co do samej teorii nie będę się odnosić. Do mnie ona trafiła, chociaż wpływa na szufladkowanie ludzi i...
2022-01
Bardzo przyjemny język połączony z totalnie rozrzedzoną treścią. Autorka podejmuje się wielu tematów, żadnego nie dopieszczając jak należy. Temat handlu ludźmi właściwie zostaje "poszmyrany", za to całkiem sporo miejsce poświęca się politycznym zagrywkom związanym z korupcją czy przekrętami. Zdecydowanie clickbaitowy tytuł i okładka. Nieładne praktyki.
Bardzo przyjemny język połączony z totalnie rozrzedzoną treścią. Autorka podejmuje się wielu tematów, żadnego nie dopieszczając jak należy. Temat handlu ludźmi właściwie zostaje "poszmyrany", za to całkiem sporo miejsce poświęca się politycznym zagrywkom związanym z korupcją czy przekrętami. Zdecydowanie clickbaitowy tytuł i okładka. Nieładne praktyki.
Pokaż mimo to2022-01
Świetny reportaż, dobrze zebrane informacje, spojrzenie na opiekę społeczną w Norwegii od każdej strony i zwyczajny brak ocen, a danie czytelnikowi przestrzeni do wyciągania wniosków.
Świetny reportaż, dobrze zebrane informacje, spojrzenie na opiekę społeczną w Norwegii od każdej strony i zwyczajny brak ocen, a danie czytelnikowi przestrzeni do wyciągania wniosków.
Pokaż mimo to
Nie czytałam "Życie Pi". Zaznaczmy to na początku, bo pewnie większość osób sięga po "Beatrycze i Wergili" jako przedłużenie przyjemności wynikającej z tej pierwszej książki. O "Życiu Pi" słyszałam dużo, gdzieś znajduje siebie w grupie odbiorczej tej pozycji, więc kiedy na stosie książek w Auchan zobaczyłam "Beatrycze i Wergili" pomyślałam, że może to będzie dobry test. Krótki, zwięzły, więc dobry.
Czytanie "Beatrycze i Wergili" zajęło mi więcej czasu niż zakładałam. 220 stron, duża czcionka, a prawie tydzień męczyłam ją w drodze do pracy. W połowie czułam się jak licealistka z lekturą w ręce — muszę skończyć, ale chyba już nie chcę. Czułam, że na etapie 50% opowieści nie mogę jednoznacznie powiedzieć, że jest słaba czy dobra i dopiero skończenie jej da mi pełen obraz. Bo będąc w połowie książki, zwyczajnie nic wiem o co chodzi i do czego zmierza. Jak się okazało wrażenie trzyma do końca i nawet dalej.
Historia nie jest ciekawa. Kropka. Jest strasznie nudna i rozwleczona pełna informacji, które nie są nikomu potrzebne. Bohater nie zmienia się, nie rozwija. Jedyne co wpłynęło na tę piątkę to fakt, że kończąc lekturę nie mogę jednoznacznie powiedzieć, że to zła lub dobra książka. Że pojawia się dużo kwestii, które zmuszają do myślenia. Że próbuję interpretować porównanie rzezi zwierząt do Holokaustu.
Siłą tej książki jest to, że zostawia duże pole do myślenia, analizy dla czytelnika. Więc jeśli szukasz takich bodźców — ten jest dość krótki. Jeśli nie, to są ciekawsze książki na twoich półkach :).
Nie czytałam "Życie Pi". Zaznaczmy to na początku, bo pewnie większość osób sięga po "Beatrycze i Wergili" jako przedłużenie przyjemności wynikającej z tej pierwszej książki. O "Życiu Pi" słyszałam dużo, gdzieś znajduje siebie w grupie odbiorczej tej pozycji, więc kiedy na stosie książek w Auchan zobaczyłam "Beatrycze i Wergili" pomyślałam, że może to będzie dobry test....
więcej Pokaż mimo to