rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Tytułowy bohater książki jest dość irytującym młodym mężczyzną. Niektóre z jego tekstów uderzają swoim seksizmem. Wiele zachowań drażni. Jednego jednak nie można mu odmówić: historia jego rodziny jest naprawdę fascynująca.

Werner jako mały chłopiec został adoptowany przez małżeństwo Goodmanów. Któregoś dnia adopcyjna mama zauważyła na ubrankach chłopca napis: „To dziecko nazywa się Werner Zilch. Nie zmieniajcie mu nazwiska, to ostatni z naszych". Kto wyhaftował wiadomość? Kim byli biologiczni rodzice Wernera? I co się z nimi stało?

Rodzinna historia Zilchów, która na kartach książki zaczyna się w Saksonii w 1945 roku, jest w powieści przepleciona z dziejami dorosłego Wernera. Mężczyznę poznajemy na Manhattanie w 1969 roku i towarzyszymy mu przez dziewięć lat jego życia. Przez niemal dekadę Werner buduje swoją firmę, kocha, zdradza i bogaci się. Przez większość tego czasu brakuje mu informacji o miejscu swojego urodzenia, profesji rodziców, przyczynie, dla której został ich pozbawiony. Przez wiele lat próbował dowiedzieć się czegoś o swojej przeszłości. Bezskutecznie. W końcu, w najmniej oczekiwanym momencie, informacje nadchodzą, ale od osoby, o której nigdy by nie przypuszczał, że może być jakoś powiązana z dziejami jego rodziny.

Przyznaję, że cała historia została przez autorkę bardzo sprawnie wymyślona. W miarę, jak odsłania nam kolejne tajemnice rodziny głównego bohatera, napięcie właściwie wyłącznie rośnie. Pod koniec już nie sposób odłożyć jej na bok. Po przeczytaniu całości odnoszę jednak niestety wrażenie, że poza wzbudzeniem w nas ciekawości, niewiele nam oferuje. Historia jest ciekawa, ale nie porusza i raczej niczego nie uczy.

Czytaj całość: https://projektksiazki.blogspot.com/2018/10/powiesc-ostatni-z-naszych.html

Tytułowy bohater książki jest dość irytującym młodym mężczyzną. Niektóre z jego tekstów uderzają swoim seksizmem. Wiele zachowań drażni. Jednego jednak nie można mu odmówić: historia jego rodziny jest naprawdę fascynująca.

Werner jako mały chłopiec został adoptowany przez małżeństwo Goodmanów. Któregoś dnia adopcyjna mama zauważyła na ubrankach chłopca napis: „To dziecko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Każda dobra historia ma punkt zwrotny. I ta także. To moment, w którym bohaterka podejmuje decyzję o tym, że chce żyć. I o tym, że chce rysować.

„Lżejsza od swojego cienia” to bardzo osobista historia. Katie Green stworzyła graficzny pamiętnik, w którym przedstawiła swoją walkę z zaburzeniami odżywiania. Poświęciła na to pięć lat. Zapisała i zarysowała prawie 500 stron.

Opowieść Katie zaczyna się w dzieciństwie. W czasach, gdy poczucie bezpieczeństwa dawały jej drobiazgowe zasady i rytuały. Gdy spokój przynosiły symetria, liczenie i zachowywanie właściwej kolejności rzeczy. To dotyczyło także jedzenia, które musiało być odpowiednio pokrojone, poszczególne składniki dania rozdzielone, a kęsy odmierzone, policzone i we właściwym momencie popite. Ot, małe dziwactwa. Na pozór niezbyt niepokojące. Wszystko wydawało się bowiem idealne. Ciepli, kochający rodzice i cudowne dzieciństwo. Idealnie jednak nie było. A przytyki ze strony szkolnych kolegów najłatwiej było zajeść.

Katie Green niespiesznie odtwarza historię swoich najmłodszych lat i okresu dojrzewania. Jej kluczowym elementem jest, oczywiście, problem z jedzeniem. Powracające naprzemiennie motywy objadania się i głodzenia w pewnym momencie zaczynają męczyć. Jesteśmy jak w pułapce, z której nie sposób się wydostać. Robi się duszno. Chcemy uciec, przerwać koło wydarzeń. Dokładnie tak jak nasza bohaterka. Problem jednak w tym, że to niezwykle trudne…

Przeczytaj całą recenzję: https://projektksiazki.blogspot.com/2018/10/komiks-lzejsza-od-swojego-cienia.html

Każda dobra historia ma punkt zwrotny. I ta także. To moment, w którym bohaterka podejmuje decyzję o tym, że chce żyć. I o tym, że chce rysować.

„Lżejsza od swojego cienia” to bardzo osobista historia. Katie Green stworzyła graficzny pamiętnik, w którym przedstawiła swoją walkę z zaburzeniami odżywiania. Poświęciła na to pięć lat. Zapisała i zarysowała prawie 500...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Najważniejszy związek, czyli mądra miłość do siebie” to moje dotychczasowe największe czytelnicze rozczarowanie roku.

Sięgnęłam po nią, bo urzekł mnie już sam tytuł. Gdy ją po raz pierwszy otworzyłam, przeczytałam cytat z Rodericka Thorpa: „Musimy się nauczyć bycia swoim najlepszym przyjacielem, ponieważ zbyt łatwo wpadamy w pułapkę bycia swoim najgorszym wrogiem”. A ja bywam swoim wrogiem. Z opisu zamieszczonego z tyłu książki dowiedziałam się, że dla autorki miłość do siebie również nie od zawsze była czymś oczywistym. Że do momentu, w którym pokochała siebie, musiała przejść niełatwą drogę. A teraz pragnie podzielić się swoim doświadczeniem i pomóc nam zbudować zdrowy związek z samymi sobą, z którego będziemy mogli czerpać siłę i radość. Dla mnie to wszystko brzmiało super. Ale książka super nie jest.

Zacznę może od kwestii dzielenia się przez autorkę swoim doświadczeniem. Przez całą książkę przewijają się ramki zatytułowane „Tobie to łatwo”. W nich autorka udowadnia, że wbrew pozorom jej też nie było łatwo. Pisze na przykład o tym, że nie dostała w domu wzorców szczęścia i nie została wychowana w poczuciu własnej wartości. Wszystko wypracowała sobie sama. No i właśnie. Mam poczucie, że w tym dzieleniu się własnym doświadczeniem chodzi przede wszystkim o pokazanie, jak autorka sobie świetnie poradziła. Zdecydowanie za mało tu bowiem: rozumiem, ja też byłam w tym miejscu. A za dużo: mnie się udało, więc i ty nie szukaj wymówek.

Doświadczeń autorki jest w tej książce zdecydowanie za dużo. Podczas lektury momentami miałam wrażenie, że czytałam autobiografię, nie poradnik. Do historii z życia autorki dochodzą tu bowiem także jej przekonania na różne tematy. Także w kwestii ubioru. I uwaga, swoje przekonania podziela ona z księdzem, którego w książce cytuje.

„Ksiądz Piotr Pawlukiewicz w jednym ze swoich (wcześniej tu przytaczanych) kazań mówi o „mundurkach dziewcząt” - dżinsach. (…) Oczywiście ładnie może być komuś również w dżinsach, jeśli jednak jest to strój codzienny, niezmienny i połączony z szaroburą bluzką „niewidką”, to może faktycznie świadczyć o braku troski o własny wygląd.”

I jeszcze dwa cytaty, które bardzo „lubię”:

„W przypadku kobiet elementami radosnego celebrowana kobiecości są sukienka i spódnica. Niestety coraz rzadziej można je zobaczyć na ulicach europejskich i północnoamerykańskich miast.”

„Jeśli ubierasz się szaroburo, to nie powiesz mi, że w duszy masz ferię kolorów, radość i pozytywne nastawienie do siebie i świata.”

Przeczytaj całą recenzję: https://projektksiazki.blogspot.com/2018/10/poradnik-najwazniejszy-zwiazek-czyli.html

„Najważniejszy związek, czyli mądra miłość do siebie” to moje dotychczasowe największe czytelnicze rozczarowanie roku.

Sięgnęłam po nią, bo urzekł mnie już sam tytuł. Gdy ją po raz pierwszy otworzyłam, przeczytałam cytat z Rodericka Thorpa: „Musimy się nauczyć bycia swoim najlepszym przyjacielem, ponieważ zbyt łatwo wpadamy w pułapkę bycia swoim najgorszym wrogiem”. A ja...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Księżniczka popiołu, Theodosia, Thora, Królowa… Wiele jest imion i tytułów, które nosi tytułowa bohaterka książki Laury Sebastian. Wiele ma też obliczy. Przy pierwszym spotkaniu wydaje się być po prostu ofiarą. Po tym, jak jej kraj został najechany, a matka zamordowana, Theo staje się trofeum okrutnego Kaisera. Przez dziesięć lat znosi nie tylko rozmaite upokorzenia, ale też bolesne chłosty. Żeby przetrwać, zamyka się w sobie, gra. Nie jest to jednak opowieść o świętej. Theo także ma krew na rękach…

Świat nie jest czarno-biały, a najważniejsze z wyborów, które musimy dokonać, rzadko są oczywiste. Dlatego życie nie jest proste. Niemal każdy dobry człowiek zrobił w nim coś złego. A zły dobrego. Nasz przeciwnik niemal nigdy nie jest wyłącznie zły. Czasem jego głównym przewinieniem jest to, że został wychowany przez człowieka z przeciwnej strony barykady. Autorka „Księżniczki popiołu” postanowiła od wszystkich tych zawiłości nie uciekać. Laura Sebastian nie serwuje nam uładzonej i przewidywalnej historyjki ani takiej bohaterki. A wszystkie szarości są moim zdaniem największym atutem jej powieści.

Theodosia urodziła się jako córka królowej, którą poddani darzyli szacunkiem i miłością. Miała to szczęście, że pierwszych sześć lat swojego życia spędziła u boku dobrej i łagodnej kobiety, w szczęściu i dostatku. Niestety, w sposób nagły i brutalny to wszystko straciła. Minęło dziesięć lat i kim się stała? Dziewczyną, która przede wszystkim chce przeżyć? Która chce odzyskać swoje królestwo czy też na rozkaz najeźdźcy jest w stanie zabić nawet własnego ojca? Jest kimś, kto słucha głosu serca czy rozsądku? Jest dobra i szczera czy kłamie jak z nut i manipuluje? Jest odważna czy przerażona? Silna czy krucha? A może to wszystko naraz?

Przeczytaj całość: https://projektksiazki.blogspot.com/2018/10/matronat-ksiezniczka-popiou.html

Księżniczka popiołu, Theodosia, Thora, Królowa… Wiele jest imion i tytułów, które nosi tytułowa bohaterka książki Laury Sebastian. Wiele ma też obliczy. Przy pierwszym spotkaniu wydaje się być po prostu ofiarą. Po tym, jak jej kraj został najechany, a matka zamordowana, Theo staje się trofeum okrutnego Kaisera. Przez dziesięć lat znosi nie tylko rozmaite upokorzenia, ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wszystko zaczyna się od kobiety. Ale wcale nie od tytułowej Lissy. Początek lawinie wydarzeń daje Marlene. Pewnego dnia kobieta znika. A wraz z nią szmaragdy wyjęte z mężowskiego sejfu. Zielone kamienie, niczym pierwsza kostka domina, uruchamiają bieg wydarzeń, których już nic nie będzie w stanie zatrzymać.

Zaginięcie kobiety ze szmaragdami wywołuje niemałe poruszenie. Ponieważ sprawa wykracza poza typowe małżeńskie konflikty, zaraz po mężu do akcji wkraczają, a czasem siłą zostają do niej wciągnięci, kolejni mężczyźni. Moritz, Georg, Kapitan Carbone, Adwokat i Zaufany Człowiek. Przy czym ingerencja tego ostatnego oznacza pociągnięcie za spust – kula będzie lecieć tak długo, aż trafi na do celu. Nie da się jej zawrócić.

O tym, gdzie jest Marlene, wiemy tylko my i Simon Keller. Samotnik żyjący wysoko w górach. Potężny i silny człowiek z darem opowiadania. Młodziutka kobieta i starszy mężczyzna zaczynają budować relację. Powoli otwierają się na siebie i przed sobą. Ale nie wszystkie sekrety wychodzą na jaw. Nikt w końcu nie lubi chwalić się ukrytymi trupami w szafie. Dosłownie.

czytaj całą recenzję: https://projektksiazki.blogspot.com/2018/11/powiesc-lissy.html

Wszystko zaczyna się od kobiety. Ale wcale nie od tytułowej Lissy. Początek lawinie wydarzeń daje Marlene. Pewnego dnia kobieta znika. A wraz z nią szmaragdy wyjęte z mężowskiego sejfu. Zielone kamienie, niczym pierwsza kostka domina, uruchamiają bieg wydarzeń, których już nic nie będzie w stanie zatrzymać.

Zaginięcie kobiety ze szmaragdami wywołuje niemałe poruszenie....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Nasz chłopak” to historia walk, do których dochodzi w pewnej rodzinie. Walki między rodzicami, która kończy się rozwodem. Walki o prawo do opieki nad dziećmi, której elementem jest porzucenie domu w Kansas. Walki o nowe życie, którą ojciec i dwóch synów zaczynają od podróży do Nowego Meksyku. I w końcu walki o normalność, której największym wrogiem jest uzależnienie.

Ta niewielkich rozmiarów powieść to także historia dziecięcej bezbronności i niemocy. Opowieść o naiwności, krzywdzie i strachu przed tymi, którzy powinni nas chronić. O samotności i przetrwaniu. O braterstwie. I raz jeszcze o walce.

„Nasz chłopak” to mocny debiut, który dotyka spraw najwyższej wagi. Jest to także po prostu dobrze napisana książka. Jej bohaterowie są tak pełnokrwiści, że w momentach strachu niemal słyszymy przyspieszone bicie ich serc. Przebywając w domu wraz braćmi, obserwując dziwne zachowania ich ojca, my też jesteśmy zagubieni. Znalezienie dobrego rozwiązania wydaje się niemal niemożliwe.

czytaj całą recenzję: https://projektksiazki.blogspot.com/2018/11/powiesc-nasz-chopak.html

„Nasz chłopak” to historia walk, do których dochodzi w pewnej rodzinie. Walki między rodzicami, która kończy się rozwodem. Walki o prawo do opieki nad dziećmi, której elementem jest porzucenie domu w Kansas. Walki o nowe życie, którą ojciec i dwóch synów zaczynają od podróży do Nowego Meksyku. I w końcu walki o normalność, której największym wrogiem jest uzależnienie.

Ta...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rdza” to powieść wciągająca, poruszająca, ciekawa i napisana z pomysłem. Krytycy stawiają wobec niej zarzut czułostkowości oraz oferowania zbyt łatwych wzruszeń. Zgadzam się, że nagromadzenie nieszczęść jest naprawdę duże, ale mimo to, dla mnie ta książka jest po prostu bardzo dobra.

W „Rdzy” Jakub Małecki przeplata ze sobą dwie opowieści - współczesną i historyczną. Poznajemy losy dwóch bohaterów. Gdy słyszymy o nich po raz pierwszy, oboje są dziećmi. Szymek ma siedem lat kiedy jego rodzice giną w drodze z koncertu. Tośka, jako kilkuletnia dziewczynka, poznaje czym jest wojna. Oboje zostają naznaczeni przez tragedie a śmierć i nieszczęście stają się nieodłącznym elementem ich życia.

Dużo w tej książce fatalizmu, ludzkiego cierpienia i tęsknoty ale jeszcze więcej prób poradzenia sobie z własnym życiem. Bohaterowie Małeckiego wciąż muszą mierzyć się z kolejnymi stratami. Prędzej czy później życie staje się dla nich nie do wytrzymania. Pragną więc uciec. Czasem porzucając swoje miasto. Czasem cały kraj. Czasem życie.

Cała recenzja na blogu Projekt: książki http://projektksiazki.blogspot.com/2018/07/powiesc-rdza.html

Rdza” to powieść wciągająca, poruszająca, ciekawa i napisana z pomysłem. Krytycy stawiają wobec niej zarzut czułostkowości oraz oferowania zbyt łatwych wzruszeń. Zgadzam się, że nagromadzenie nieszczęść jest naprawdę duże, ale mimo to, dla mnie ta książka jest po prostu bardzo dobra.

W „Rdzy” Jakub Małecki przeplata ze sobą dwie opowieści - współczesną i historyczną....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Opowiadania nie są najłatwiejszą formą literacką. Ilość słów i wątków jakie możemy w nich zmieścić jest mocno ograniczona. Krótko opowiedzieć historię, która będzie ciekawa/poruszająca/zabawna/mądra… i która zostanie z nami na dłużej, to prawdziwa sztuka.

Lubię opowiadania refleksyjne i takie właśnie są te Toma Hanksa. Akcja płynie w nich dość niespiesznie. Może miejscami rzeczywiście są nieco przegadane, ale przez to przypominają mi teatr (a teatr uwielbiam). Mamy scenę, bohaterów i historię, o której bohaterowie bardziej mówią niż w niej uczestniczą (choć są oczywiście wyjątki).

Opowiadania Hanksa są też tęskne. A tęsknota ta odnosi się do dawnych czasów. Dawną Amerykę symbolizuje w nich maszyna do pisania – element pojawiający się w kilku historiach. Maszyna do pisania jest przeciwieństwem nowoczesności z jej smartfonami, mediami społecznościowymi i chwilowością. Maszyna do pisania symbolizuje stałość.

Poziom opowiadań Hanksa nie jest jednak stały. Teksty są po prostu nierówne. Kilka historii naprawdę mi się spodobało, ale o większości z nich zapomniałam na drugi dzień po lekturze.
Nie zapomniałam historii nastolatka, który spędza dzień surfując z ojcem, a ich wspólny czas odsłania pewne fakty dotyczące ich życia i rzuca nowe światło na wspólną relację. Podobała mi się opowieść o matce kilkuletniego chłopca, która po rozwodzie układa sobie życie z nowym mężczyzną. I na koniec, podobało się mi się opowiadanie pierwsze – o superaktywnej Annie, organizatorce życia nie zważającej na potrzeby i ograniczenia partnera. Choć to opowiadanie czytałam z dystansem i wierzę, że zostało napisane z przymrużeniem oka, jako wyostrzone i humorystyczne. Inaczej, za sposób w jaki Hanks przedstawił Annę, chyba przestałabym czytać dalej.

Przeczytaj całą recenzję na blogu: https://projektksiazki.blogspot.com/2018/06/audiobook-kolekcja-nietypowych-zdarzen.html

Opowiadania nie są najłatwiejszą formą literacką. Ilość słów i wątków jakie możemy w nich zmieścić jest mocno ograniczona. Krótko opowiedzieć historię, która będzie ciekawa/poruszająca/zabawna/mądra… i która zostanie z nami na dłużej, to prawdziwa sztuka.

Lubię opowiadania refleksyjne i takie właśnie są te Toma Hanksa. Akcja płynie w nich dość niespiesznie. Może miejscami...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pozornie wszystko zaczęło się śmiechu. Od śmiesznych filmików, które Katarzyna Nosowska zaczęła wrzucać na Instagrama. O celebrytach, nadwadze, związkach. Tak naprawdę zaczęło się jednak od rzeczy trudnych i od potrzeby rozweselenia samej siebie. Później okazało się, że Nosowska rozwesela także innych.

Krótkie teksty, które znamy ze wspomnianych filmików, w książce „A ja żem jej powiedziała” są jedynie punktem wyjścia do większych historii, refleksji, a często także porady. To, jak bardzo ta książka jest osobista, zaskakuje. Katarzyna Nosowska zdecydowała się bowiem opowiedzieć o sobie znacznie więcej, niż wielbiciele i wielbicielki śmiesznych anegdot mogliby się spodziewać. Zwłaszcza, że większość poruszanych kwestii wcale nie jest powodem do śmiechu.

Cała recenzja na blogu Projekt: książki https://projektksiazki.blogspot.com/2018/06/a-ja-zem-jej-powiedziaa.html

Pozornie wszystko zaczęło się śmiechu. Od śmiesznych filmików, które Katarzyna Nosowska zaczęła wrzucać na Instagrama. O celebrytach, nadwadze, związkach. Tak naprawdę zaczęło się jednak od rzeczy trudnych i od potrzeby rozweselenia samej siebie. Później okazało się, że Nosowska rozwesela także innych.

Krótkie teksty, które znamy ze wspomnianych filmików, w książce „A ja...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wątek przemocy seksualnej sprawił, że o debiutanckiej powieści Gabriela Tallenta mówiło się wiele, w wielu miejscach. W samej „wyborczej” ukazało się kilka materiałów, w tym wywiad z autorem przeprowadzony przez Sylwię Chutnik. Zwłaszcza detaliczne opisy poszczególnych aktów przemocy wywołały sporo kontrowersji. Bo ta książka jest kontrowersyjna. Mężczyzna szczegółowo opisuje w niej okrucieństwo wyrządzane młodej dziewczynie przez innego mężczyznę. Jakby czerpał z tego przyjemność. Po rozmowie Chutnik mamy pewność, że nie o przyjemność autora w tym wszystkim chodziło.

„Literatura pełna jest trupów kobiet, bo nasza kultura lepiej toleruje martwe dziewczyny niż te, które przeżyły przemoc czy traumę. Dlatego maltretowałem Turtle z premedytacją. (…) Owszem, cierpienia w literaturze jest dość, ale za to w życiu codziennym chętnie o nim zapominamy. Dlatego kiedy zerwiesz kurtynę niedomówień, zaczynasz czuć ból. Chciałem, żeby moi czytelnicy go poczuli. Poczuli, że młoda dziewczyna, której ciało i umysł poddawane są torturom, przeżywa coś, co jest na krawędzi wytrzymałości, nie do zniesienia. Jeśli poświęcimy moment na to, aby się zastanowić nad jej przeżyciem, zaczniemy jej współczuć. To pierwszy krok. Potem, mam nadzieję, zrobimy wszystko, aby nikt nigdy nie czuł tego co Turtle. Dlatego włożyłem palec w ranę. W naszą wspólną ranę” – mówił Tallent.

Autor książki rzeczywiście zrobił coś więcej niż tylko opisał cierpienia jednej osoby. Swoją bohaterkę, czternastoletnią Turtle Alveston, z rozmysłem umiejscowił w północnej Kalifornii. Tam, gdzie ludzie pilnują własnych interesów. „Moja najdroższa” jest bowiem nie tylko drastycznym opisem toksycznej relacji panującej w jednym domu, ale rozprawieniem się z pewnym rodzajem mentalności ludzi niewierzących w pomoc instytucjonalną, lamentujących na to co, dzieje się w około nich i głęboko przekonanych, że jedynym normalnym miejscem na tym świecie jest już tylko ich własny dom.

Cała recenzja na blogu Projekt: książki
https://projektksiazki.blogspot.com/2018/06/powiesc-moja-najdrozsza.html

Wątek przemocy seksualnej sprawił, że o debiutanckiej powieści Gabriela Tallenta mówiło się wiele, w wielu miejscach. W samej „wyborczej” ukazało się kilka materiałów, w tym wywiad z autorem przeprowadzony przez Sylwię Chutnik. Zwłaszcza detaliczne opisy poszczególnych aktów przemocy wywołały sporo kontrowersji. Bo ta książka jest kontrowersyjna. Mężczyzna szczegółowo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Miasto narysowane”, to zróżnicowana graficznie opowieść o Lublinie. W komiksie znajdziemy kilka odrębnych historii o mieście, jego bohaterach, lokalnych wydarzeniach, atrakcjach, legendach, dzielnicach, czy przysmakach. Nie wszystkie historie są tak samo ciekawe i nie mam poczucia, by składały się na spójną opowieść, ale może opowieść o Lublinie nie ma być spójna?
(...)
Niejednorodność narracji sprawia, że trochę trudno poczuć się wciągniętą przez tę opowieść. Bawiły i ciekawiły mnie anegdoty, ale w całości czegoś jednak mi zabrakło. Choć autor zaproponował spacer i pokazał kilka atrakcji, zdecydowanie nie poczułam się jakbym wraz z nim rzeczywiście odwiedziła Lublin r. Do następnej wizyty w mieście zyskałam jednak kilka nowych pomysłów.

Cała recenzja dostępna na blogu Projekt: książki
http://projektksiazki.blogspot.com/2018/04/recenzja-miasto-narysowane.html

„Miasto narysowane”, to zróżnicowana graficznie opowieść o Lublinie. W komiksie znajdziemy kilka odrębnych historii o mieście, jego bohaterach, lokalnych wydarzeniach, atrakcjach, legendach, dzielnicach, czy przysmakach. Nie wszystkie historie są tak samo ciekawe i nie mam poczucia, by składały się na spójną opowieść, ale może opowieść o Lublinie nie ma być...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W swojej opowieści Agneta Pleijel wraca do czasu studiów w Göteborgu. Bardzo podoba mi się sposób, w jaki pisze o sobie z tamtych lat – czasem w pierwszej, czasem w trzeciej osobie. Tamta Agneta bywa bowiem autorce bardzo bliska i świetnie znana. Ale bywa też przez nią niezrozumiana. Agneta studentka nie jest w końcu tą samą kobietą co Agneta powieściopisarka.

Agneta studentka dopiero zaczyna swoje dorosłe życie. Uczy się siebie i świata. Próbuje zrozumieć swoją rodzinę – w tym ojca, który odszedł, choć długo nie potrafił zdecydować się na podjęcie decyzji o rozwodzie. Młoda kobieta próbuje także zrozumieć miłość. Wchodzi w rozmaite relacje. Kocha, jest kochana, porzuca i jest porzucana. Cierpi. Rozwija się.

Zgodnie z tytułem książki, na jej kartach odnajdziemy całkiem sporo wspomnień dotyczących mężczyzn. Ale wiele akapitów opowiadać będzie o miłości do literatury. Mnóstwo tytułów i nazwisk tych, którzy w młodzieńczych latach byli dla Pleijel inspiracją czy przyczynkiem do refleksji – w tym tych feministycznych.

Cała recenzja na blogu Projekt: książki
http://projektksiazki.blogspot.com

W swojej opowieści Agneta Pleijel wraca do czasu studiów w Göteborgu. Bardzo podoba mi się sposób, w jaki pisze o sobie z tamtych lat – czasem w pierwszej, czasem w trzeciej osobie. Tamta Agneta bywa bowiem autorce bardzo bliska i świetnie znana. Ale bywa też przez nią niezrozumiana. Agneta studentka nie jest w końcu tą samą kobietą co Agneta powieściopisarka.

Agneta...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przepiękny graficznie i zaskakujący fabularnie. Niepokojący. Nowy komiks od wydawnictwa timof długo nie pozwala o sobie zapomnieć.

Opowieść Brechta Evensa jest tylko pozornie naiwną bajką dla dzieci. Historia małej dziewczynki, opuszczonej przez matkę i wychowywanej wyłącznie przez ojca, ujmuje kolorami i subtelnością przekazu. Brecht nie wykłada kawy na ławę. Opowiadając o mrocznych zakamarkach ludzkiej psychiki każe nam samym ruszyć głową.

Cała recenzja na blogu Projekt: książki
http://projektksiazki.blogspot.com

Przepiękny graficznie i zaskakujący fabularnie. Niepokojący. Nowy komiks od wydawnictwa timof długo nie pozwala o sobie zapomnieć.

Opowieść Brechta Evensa jest tylko pozornie naiwną bajką dla dzieci. Historia małej dziewczynki, opuszczonej przez matkę i wychowywanej wyłącznie przez ojca, ujmuje kolorami i subtelnością przekazu. Brecht nie wykłada kawy na ławę. Opowiadając...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mikołaj Grynberg zebrał w „Księdze wyjścia” historie tych, którzy po Marcu opuścili Polskę, ale też tych, którzy w niej zostali. Tych, którzy znaleźli nowy dom, i tych, którzy po wyjeździe z Polski domu już nigdy nie mieli. „Super-Polaków” pochodzenia żydowskiego, którzy przyjęli wszystkie sakramenty i byli ekspertami od polskości i polskiej literatury. Ale także tych, którzy w sukienkę komunijną koleżanki założyli jedynie do zdjęcia, by nim w odpowiednim momencie zamachać. Grynberg zebrał historie różne.

Rozmówcy Grynberga mówią o antysemityzmie, o rodzicach bojących się pogromu, ale czasem także o marcowych, wzruszających aktach solidarności ze strony katolików. „Księga wyjścia”, choć na okładce dwukolorowa, na poziomie faktów zdecydowanie nie czarno-biała. To lektura często mocna i trudna, ale też niezwykle ciekawa.

Cała recenzja na blogu Projekt: książki
http://projektksiazki.blogspot.com/2018/05/recenzja-ksiega-wyjscia.html

Mikołaj Grynberg zebrał w „Księdze wyjścia” historie tych, którzy po Marcu opuścili Polskę, ale też tych, którzy w niej zostali. Tych, którzy znaleźli nowy dom, i tych, którzy po wyjeździe z Polski domu już nigdy nie mieli. „Super-Polaków” pochodzenia żydowskiego, którzy przyjęli wszystkie sakramenty i byli ekspertami od polskości i polskiej literatury. Ale także tych,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Mężczyźni objaśniają mi świat” to zbiór esejów, w których Rebecca Solnit pisze o męskiej przemocy wobec kobiet. O mężczyznach pragnących kontrolować kobiety, oraz o kobietach, którym odbiera się głos. O genezie tego stanu rzeczy, ale także o zmianach, jakie dokonały się dzięki feminizmowi.

Mimo ważnego i poważnego tematu, który niektórym może wydać się wręcz nudny (choć takim nie jest!), książkę Solnit czyta się jednym tchem. Cięte, ironiczne, humorystyczne, gorzkie i pełne konkretów teksty Solnit, nie pozwalają oderwać się od lektury ani na chwilę.

Uwielbiam pierwszy, tytułowy esej „Mężczyźni objaśniają mi świat”. Myślę, że absolutnie każdy powinien go przeczytać. Kobietom może dodać odwagi, a mężczyznom przedstawić kawałek świata, którego na co dzień nie chcą zobaczyć, bo zamiast patrzeć i słuchać wolą pokazywać i mówić. Niesamowite są scenki z życia Solnit, które przywołuje autorka. Jak ta:

„Gospodarz przerwał mi, gdy tylko wymieniłam nazwisko Muybridge’a. „Czy słyszała pani o bardzo ważnej książce na temat Muybridge’a, która ukazała się w tym roku?”. Tak dalece weszłam w narzuconą mi rolę debiutantki, że byłam gotowa wziąć pod uwagę ewentualność, że równocześnie z moją ukazała się inna publikacja na ten sam temat, a ja jakimś cudem ją przegapiłam. Gospodarz właśnie zaczął mi opowiadać o tej ważnej książce – przybierając doskonale mi znaną pełną samozadowolenia pozę perorującego mężczyzny: zapatrzony w odległy horyzont, na którym niewyraźnie majaczy odblask jego własnego autorytetu. (…) Tak więc Pan Bardzo Ważny perorował pouczającym tonem o książce, którą powinnam znać, aż wreszcie Sally przerwała mu i powiedziała: „To jej książka”. No, w każdym razie próbowała mu przerwać.”

Takich scenek jest więcej! Jak wspomniałam, nie tylko tytułowy esej traktuje o odbieraniu kobietom głosu. Problem ten jest wspólny dla całego zbioru, podejmującego temat kultury patriarchatu i przemocy. Nie chodzi przy tym oczywiście jedynie o przemoc mającą miejsce w domowym zaciszu, ale o przemoc w sferze publicznej, w tym przemoc słowną. Solnit świetnie pokazuje opresyjność języka, i to, w jaki sposób samymi słowami można marginalizować cierpienie ofiar.

Cała recenzja na blogu Projekt: książki https://projektksiazki.blogspot.com/

„Mężczyźni objaśniają mi świat” to zbiór esejów, w których Rebecca Solnit pisze o męskiej przemocy wobec kobiet. O mężczyznach pragnących kontrolować kobiety, oraz o kobietach, którym odbiera się głos. O genezie tego stanu rzeczy, ale także o zmianach, jakie dokonały się dzięki feminizmowi.

Mimo ważnego i poważnego tematu, który niektórym może wydać się wręcz nudny (choć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W swojej książce Colson Whitehead materializuje dość umowny szlak, którym uciekali niewolnicy. Sieć dróg, domów i społeczności staje się najprawdziwszą koleją, pomagającą tym, którym pomóc chce niewielu. Z jej usług korzysta Cora – główna bohaterka powieści.

Po ucieczce z plantacji w Georgii, Cora zbiega jeszcze kilkakrotnie. Z różnych miejsc, od rozmaitych wydarzeń i przed konkretnymi ludźmi. Przemierza Amerykę, której kolejne stany przypominają nieco różne stany świadomości. Fakty i fikcja są w nich nieodłącznymi składnikami koktajli, które w różnych częściach książki występują w różnych wariantach i proporcjach. Smutnym zwieńczeniem faktycznych opisów jest niekończący się motyw ucieczki. Niekończący, bo przed białą, nieznoszącą inności Ameryką nie da się uciec.

Podoba mi się szary świat z książki i jego realizm. Wiarygodne postacie, które nie są czarno-białe. Podobają mi się dobrzy biali i niewolnicy, którzy kolaborują z tymi złymi. Podobają mi się aluzje do współczesności i sam temat.

„Kolej podziemna” to książka o kwestiach fundamentalnych. O nierównościach, przemocy, dyskryminacji, rasizmie. To książka ważna, potrzebna...

Nie jest to jednak lektura porywająca. Nie zatonęłam w słowach Whiteheada. Nie popłynęły mi łzy. Nie zalała mnie złość. Czas czytania był czasem suszy. Oczywiście, ta książka daje do myślenia, ale jeśli chodzi o emocje, mi zdecydowanie czegoś zabrakło.

Więcej recenzji na blogu: https://projektksiazki.blogspot.com/

W swojej książce Colson Whitehead materializuje dość umowny szlak, którym uciekali niewolnicy. Sieć dróg, domów i społeczności staje się najprawdziwszą koleją, pomagającą tym, którym pomóc chce niewielu. Z jej usług korzysta Cora – główna bohaterka powieści.

Po ucieczce z plantacji w Georgii, Cora zbiega jeszcze kilkakrotnie. Z różnych miejsc, od rozmaitych wydarzeń i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Pewnego dnia podszedł do mnie mężczyzna z papierosem: ma pani ogień? Odpowiedź zajęła mi kilka lat, ale pytanie było jak iskra. Moja wyobraźnia zajęła się i stanęła w płomieniach”.
„Krótka wymiana Ognia” Zyty Rudzkiej, to poruszająca, ciekawa językowo i zaskakująca opowieść o dojrzałej poetce, w której budzi się ogień. Roma znów zaczyna pożądać. Nie tylko mężczyzn i miłości, ale także, a może przede wszystkim, młodości. Zaczyna pożądać życia.
„Spakowałam się już na drogę do grobu, może się rozpakuję, chociaż na trochę. (…) Spałam w trumnie, żeby się przyzwyczaić, ale może trzeba będzie wrócić na łóżko, położyć się na wznak i jeszcze rozłożyć nogi”.
Przypadkowe spotkanie z młodym mężczyzną otwiera przed Romą drzwi do starej piwnicy wspomnień. Od momentu zajrzenia do niej kobieta rozpoczyna bilans swojego życia, a my poznajemy jej historię. Zabiera nas do czasów studenckich, pierwszych miłosnych doświadczeń i zawodów.
„Kiedyś oddałam mu serce, a on zwrócił mi je tak niechlujnym gestem, jakby wydawał resztę”.
Roma wspomina także swoją rodzinę. Męża i córkę, która ją opuściła. Wspomina także matkę, którą opuściła ona.
Matka Romy, mieszkająca na wsi Niemka, widziała kobiety, które ze strachu przed Armią Czerwoną popełniały samobójstwa. Teraz kobieta całymi dniami rozmawia ze studnią. Nie rozmawia z córką. Roma ze wsi uciekła do miasta. Córka Romy uciekła od wielkomiejskiego życia i koncertów. Niestety od przeszłości uciec się nie da.
Przeszłość przeplata się z teraźniejszością. Toruje bieg, którym toczy się życie bohaterek. Odciska piętno.

Cała recenzja do przeczytania na blogu: https://projektksiazki.blogspot.com/

„Pewnego dnia podszedł do mnie mężczyzna z papierosem: ma pani ogień? Odpowiedź zajęła mi kilka lat, ale pytanie było jak iskra. Moja wyobraźnia zajęła się i stanęła w płomieniach”.
„Krótka wymiana Ognia” Zyty Rudzkiej, to poruszająca, ciekawa językowo i zaskakująca opowieść o dojrzałej poetce, w której budzi się ogień. Roma znów zaczyna pożądać. Nie tylko mężczyzn i...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Anastazja tom 1 Joanna Karpowicz, Magdalena Lankosz
Ocena 6,9
Anastazja tom 1 Joanna Karpowicz, M...

Na półkach:

Ta historia musi się źle skończyć… Pozornie wszystko jest w porządku. Drewniany dom, weranda, dziecko biega po łące. A jednak, pod cienką przykrywką normalności, coś kipi.
„Anastazja”, to inspirowana historią Natalie Wood opowieść o przemocy –zarówno tej zadawanej ze strony wielkiego przemysłu, jak i tej ze strony najbliższych osób.
Główną bohaterką historii jest Stacey. Pewnego dnia matka tej zaledwie kilkuletniej dziewczynki postanawia uczynić z niej gwiazdę. Nadając córce kojarzone z carską rodziną imię, zmusza ją do udziału w kolejnych castingach. Dla realizacji swoich celów jest w stanie zrobić wszystko. Wie jak wywołać płacz dziecka. Jak zmusić je do pracy. Wie kto naprawdę liczy się w branży i jak do tej osoby dotrzeć. Wreszcie, jak przekonać mężczyznę, by dał jej to, czego pragnie.
Ciekawa i trzymająca w napięciu historia, to tylko jeden z atutów komiksu. Fantastyczne ilustracje, zaledwie drugi. „Anastazja” ma do zaoferowanie znacznie więcej. Jej autorki wykonały ogromny kawał pracy odtwarzając hollywoodzką (i nie tylko) rzeczywistość lat 20.
Na kartach komiksu znajdziemy nie tylko elementy biografii Natalie Wood (jak sceny z motylem. Tak, matka Wood naprawdę była w stanie rozerwać motyla, tylko po to, by córka zaczęła płakać). Autorki odwzorowały także stroje, fryzury i przedmioty epoki. Odtworzyły kilka scen filmowych i wprowadziły autentyczne postacie, jak Man Ray, czyli komiksowy Godel.
„Anastazja” to komiks intertekstualny, do którego można wracać wiele razy. Wszystkich nawiązań prawdopodobne nie sposób odszyfrować podczas pierwszej lektury. Chociaż znawcy tematu z pewnością poradzą sobie lepiej ode mnie. Tak, czy siak, mimo całej mroczności i tragiczności historii, mamy przy tym komiksie także trochę zabawy. Ja już czekam na tom drugi!

Więcej recenzji: https://projektksiazki.blogspot.com/2017/11/anastazja.html

Ta historia musi się źle skończyć… Pozornie wszystko jest w porządku. Drewniany dom, weranda, dziecko biega po łące. A jednak, pod cienką przykrywką normalności, coś kipi.
„Anastazja”, to inspirowana historią Natalie Wood opowieść o przemocy –zarówno tej zadawanej ze strony wielkiego przemysłu, jak i tej ze strony najbliższych osób.
Główną bohaterką historii jest Stacey....

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Kwaśne jabłko Joanna Karpowicz, Jerzy Szyłak
Ocena 6,7
Kwaśne jabłko Joanna Karpowicz, J...

Na półkach:

„Kwaśne jabłko” to komiks, który raczej się przeżywa niż czyta. Zdecydowanie bardziej doświadcza i obserwuje niż po prostu ogląda.

Ten komiks osacza w podobny sposób, w jaki napastnik może osaczyć ofiarę. Niby już od samego początku coś zdaje się być nie tak, ale zanim zdążymy się zorientować, przychodzi pierwszy, niespodziewany cios. Później wszystko dzieje się tak szybko, że w sumie trudno jest precyzyjnie odtworzyć kolejność zdarzeń. W głowie pozostają jednak obrazy. Okropne obrazy przemocy, których nie sposób zapomnieć. Pozostaje także wspomnienie duszności i strachu. Poczucia, że nie ma się dokąd uciec.

Cała recenzja na blogu: https://projektksiazki.blogspot.com/2017/11/kwasne-jabko.html

„Kwaśne jabłko” to komiks, który raczej się przeżywa niż czyta. Zdecydowanie bardziej doświadcza i obserwuje niż po prostu ogląda.

Ten komiks osacza w podobny sposób, w jaki napastnik może osaczyć ofiarę. Niby już od samego początku coś zdaje się być nie tak, ale zanim zdążymy się zorientować, przychodzi pierwszy, niespodziewany cios. Później wszystko dzieje się tak...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki W głębinach oceanu (pop-up) Anouck Boisrobert, Louis Rigaud
Ocena 8,1
W głębinach oc... Anouck Boisrobert, ...

Na półkach:

„W głębinach oceanu” to przepięknie wydana książeczka opowiadająca o rejsie jachtu Oceano. Rejsie nie byle jakim, bowiem dookoła świata, w dodatku z przygodami w postaci sztormu. Dzięki technice pop-up najmłodsi czytelnicy poznają jednak nie tylko historię samego rejsu, ale przede wszystkim będą mogli zobaczyć to, co zwykle jest dla ich oczu niedostępne. To, co znajduje się pod wodą. W tytułowych głębinach oceanu.
Ta książka wręcz pachnie przygodą! Rozbudza ciekawość, pobudza do działania, ale też uczy uważności. Na pierwszy rzut oka nie sposób zauważyć wszystkich skarbów, które na co dzień skrywa ciemna woda. Trzeba się skoncentrować, rozejrzeć, zwrócić uwagę na szczegóły. To z kolei uczy cierpliwości, a ostatecznie za tę cierpliwość nagradza.
W przypadku starszych dzieci książka może być świetnym punktem wyjścia do poważniejszej rozmowy. Na przykład o szacunku dla przyrody. Przy wielu tematach można posłużyć się metaforami, jakie podsuwa opowieść o oceanie. Idealnym przykładem jest kwestia oceniania, np. innych ludzi. Ta książka pokazuje jak wiele rzeczy jest niedostępnych dla naszych oczu. Zamiast oceniać po pozorach dobrze jest więc poznać – możliwie dogłębnie.

Więcej recenzji na blogu Projekt: książki http://projektksiazki.blogspot.com/

„W głębinach oceanu” to przepięknie wydana książeczka opowiadająca o rejsie jachtu Oceano. Rejsie nie byle jakim, bowiem dookoła świata, w dodatku z przygodami w postaci sztormu. Dzięki technice pop-up najmłodsi czytelnicy poznają jednak nie tylko historię samego rejsu, ale przede wszystkim będą mogli zobaczyć to, co zwykle jest dla ich oczu niedostępne. To, co znajduje się...

więcej Pokaż mimo to