Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Przeczytałam połowę i dalej nie dam rady. Nudne to i bez polotu. Niech nikogo nie zwiedzie napis z tyłu, zapowiadający "salwy śmiechu".

Przeczytałam połowę i dalej nie dam rady. Nudne to i bez polotu. Niech nikogo nie zwiedzie napis z tyłu, zapowiadający "salwy śmiechu".

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przedziwny zbiór. Niekiedy bardzo ciekawy tematycznie i stylistycznie, ale innym razem irytujący podtekstami szowinistycznymi.

Przedziwny zbiór. Niekiedy bardzo ciekawy tematycznie i stylistycznie, ale innym razem irytujący podtekstami szowinistycznymi.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Nijak mnie nie porwała. Nudna, przewidywalna i nie wnosząca nic nowego, w dodatku pozbawiona jakiegokolwiek głębszego przekazu. Końcówkę już dosłownie przerzucałam, bo nie byłam w stanie doczytać. W wielu momentach ta książka była wręcz nieprawdopodobna z brakiem logiki świata przedstawionego i w szczęściu jakie towarzyszy głównej bohaterce. A mówiąc o bohaterach - prości, płytcy i schematyczni. Stylistycznie również wypada wyjątkowo przeciętnie. Poza tym często czytając ma się wrażenie, że mowa o XIX-wiecznej Anglii w klimacie Jane Austen (z tajemniczym kryminałem w tle), a nie o steampunkowej rzeczywistości. Jedyne co, to okładka ładna.

Nijak mnie nie porwała. Nudna, przewidywalna i nie wnosząca nic nowego, w dodatku pozbawiona jakiegokolwiek głębszego przekazu. Końcówkę już dosłownie przerzucałam, bo nie byłam w stanie doczytać. W wielu momentach ta książka była wręcz nieprawdopodobna z brakiem logiki świata przedstawionego i w szczęściu jakie towarzyszy głównej bohaterce. A mówiąc o bohaterach - prości,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

To była już druga moja przygoda z wydawnictwem Dreams. Po poprzednim zawodzie w postaci "Wszechświatów" nie byłam zbyt optymistycznie nastawiona i spodziewałam się banalnej historyjki romantycznej, a tu proszę - zostałam pozytywnie zaskoczona! Cudowna baśń, którą, mimo paru potknięć, bardzo przyjemnie się czyta. Wciągająca, ciekawa, a na koniec nawet wzruszająca. Na dodatek ma przepiękną okładkę.

Na pełną recenzję zapraszam tutaj: http://green-back.blogspot.com/2016/02/tam-gdzie-spiewaja-drzewa.html ♥

To była już druga moja przygoda z wydawnictwem Dreams. Po poprzednim zawodzie w postaci "Wszechświatów" nie byłam zbyt optymistycznie nastawiona i spodziewałam się banalnej historyjki romantycznej, a tu proszę - zostałam pozytywnie zaskoczona! Cudowna baśń, którą, mimo paru potknięć, bardzo przyjemnie się czyta. Wciągająca, ciekawa, a na koniec nawet wzruszająca. Na dodatek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przeczytałam pierwszą część, więcej nie byłam w stanie.

Przeczytałam pierwszą część, więcej nie byłam w stanie.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jeżeli o mnie chodzi, spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam film o tym samym tytule, zakochałam się w nim absolutnie. Książkę przeczytałam dopiero wiele lat później i niestety... jestem zawiedziona. Bohaterowie nie są ani tak wiarygodni, ani tak sympatyczni jak postacie filmowe (Spielbergowy Ian Malcolm to moja miłość!), wiele wydarzeń zaś jest poprowadzonych kompletnie bez sensu. Zdarza się też, że dialogi mocno kuleją, bo bohaterowie zaprzeczają sami sobie (raz mówią, żeby wyłączyć krótkofalówki, bo będzie hałasować, chwilę potem chodzą po lesie i drą się bez sensu). Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Okładka ładna.

Po pełną recenzję zapraszam tutaj: http://green-back.blogspot.com/2016/01/tytu-park.html

Jeżeli o mnie chodzi, spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam film o tym samym tytule, zakochałam się w nim absolutnie. Książkę przeczytałam dopiero wiele lat później i niestety... jestem zawiedziona. Bohaterowie nie są ani tak wiarygodni, ani tak sympatyczni jak postacie filmowe (Spielbergowy Ian Malcolm to moja miłość!), wiele wydarzeń zaś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Powieść ta jest powieścią niezwykłą. Widząc te wszystkie opinie innych, mówiące, że Dan Brown jest beznadziejnym pisarzem, na początku się wystraszyłam, myśląc: "cholera... mi się to podobało. co jest ze mną nie tak?!". Teraz jednak się z tego śmieję. Osobiście dawno nie czytałam niczego tak dobrego, tak dynamicznego, tak pełnego akcji i tak trzymającego w napięciu. W połączeniu z tematyką illuminati czyni to "Anioły i demony" jedną z moich ulubionych książek.

Zapraszam na pełną recenzję: http://green-back.blogspot.com/2015/12/anioy-i-demony.html

Powieść ta jest powieścią niezwykłą. Widząc te wszystkie opinie innych, mówiące, że Dan Brown jest beznadziejnym pisarzem, na początku się wystraszyłam, myśląc: "cholera... mi się to podobało. co jest ze mną nie tak?!". Teraz jednak się z tego śmieję. Osobiście dawno nie czytałam niczego tak dobrego, tak dynamicznego, tak pełnego akcji i tak trzymającego w napięciu. W...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

AŁtor próbował. Naprawdę widać, że próbował napisać coś godnego uwagi. Niestety to, co się dzieje w tej książce, woła o pomstę do nieba. Byłam bardzo zaciekawiona tą powieścią, gdy dowiedziałam się o motywie przewodnim wieloświatów, ale może właśnie to mnie zgubiło... Podchodziłam do tego ze zbyt dużym entuzjazmem. Luki w fabule, brak zdrowego rozsądku, zgubiona logika, sztuczni bohaterowie - wszystko to sprawia, że z książki, która miała całkiem duży potencjał, wychodzi przysłowiowe "amataroskie g#wno". Jak to się mówi: "nie ocenia się książki po okładce", bo w tym przypadku okładka jest naprawdę cudowna.

Na pełną recenzję zapraszam tutaj: http://green-back.blogspot.com/2015/12/wszechswiaty.html

AŁtor próbował. Naprawdę widać, że próbował napisać coś godnego uwagi. Niestety to, co się dzieje w tej książce, woła o pomstę do nieba. Byłam bardzo zaciekawiona tą powieścią, gdy dowiedziałam się o motywie przewodnim wieloświatów, ale może właśnie to mnie zgubiło... Podchodziłam do tego ze zbyt dużym entuzjazmem. Luki w fabule, brak zdrowego rozsądku, zgubiona logika,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W tej części przygód Francisa Urquharta Michael Dobbs zdecydowanie za bardzo skupił się na opisach emocji i sad-backstories pobocznych bohaterów, niż na samej politycznej walce o władzę. Książka ta jest o tyle rozczarowująca, że spodziewałam się czegoś nowego i świeżego, a dostałam jedynie kalkę z pierwszej części. Nie zmienia to jednak faktu, że zakończenie jest na tyle zaskakujące, że z chęcią sięgnę po ostatni tom. Komu ten jednak mogę polecić? Zdecydowanie osobom, które tak samo jak ja były zachwycone pierwszą częścią. Warto przeczytać, choćby dla samego przekonania się, kto wygra w starciu "król kontra premier".

Zapraszam na pełną recenzję: http://green-back.blogspot.com/2015/11/house-of-cards-ograc-krola.html

W tej części przygód Francisa Urquharta Michael Dobbs zdecydowanie za bardzo skupił się na opisach emocji i sad-backstories pobocznych bohaterów, niż na samej politycznej walce o władzę. Książka ta jest o tyle rozczarowująca, że spodziewałam się czegoś nowego i świeżego, a dostałam jedynie kalkę z pierwszej części. Nie zmienia to jednak faktu, że zakończenie jest na tyle...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zdecydowanie gorsza od poprzedniej części. Nie wiem, to chyba przez deficyt mojej ulubionej postaci, Dany, która pojawiała się średnio CO 150 STRON!!!

Zdecydowanie gorsza od poprzedniej części. Nie wiem, to chyba przez deficyt mojej ulubionej postaci, Dany, która pojawiała się średnio CO 150 STRON!!!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Obrazowe opisy, mnogość postaci o zróżnicowanych charakterach, wartka akcja... wszystko to sprawia, że "Grę o tron" czyta się jak współczesną relację wydarzeń historycznych. Choć oczywiście opowieść Martina jest zaledwie namiastką tego, co działo się w rzeczywistości w epoce królów. ;)

Obrazowe opisy, mnogość postaci o zróżnicowanych charakterach, wartka akcja... wszystko to sprawia, że "Grę o tron" czyta się jak współczesną relację wydarzeń historycznych. Choć oczywiście opowieść Martina jest zaledwie namiastką tego, co działo się w rzeczywistości w epoce królów. ;)

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przede wszystkim: nudne. I irytujący bohaterowie na dokładkę. Przykro mi, ale tym razem pan Pilipiuk mnie nie zaciekawił.

Przede wszystkim: nudne. I irytujący bohaterowie na dokładkę. Przykro mi, ale tym razem pan Pilipiuk mnie nie zaciekawił.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Spodziewałam się czegoś dużo lepszego, patrząc po opiniach... Spotkało mnie rozczarowanie. Akcji brak - nic się praktycznie nie dzieje, snujemy się razem z główną bohaterką między komnatami pałacowymi i przeżywamy wielce to poważne problemy (w pakiecie między innymi: którego księcia na chłopaka wybrać, czy następca tronu jest dobry i czy mu ufać, "och-nie--nie-mogę-się-skontaktować-z-rodziną" oraz "jaki ten świat jest zły"), a jak już COŚ się dzieje, to jest to opisane w taki sposób, jakbyśmy brali udział w kolejnym balu/przyjęciu. Wszystkie wydarzenia są okrutnie przewidywalne, tak samo jak bohaterowie: zasada jest bardzo prosta, jeżeli któraś z postaci wzbudzi choćby najmniejsze podejrzenia czytelnika, to tak, ona jest "tą złą". A Mare Borrow to już jest jakaś totalna komedia. Zero autentyzmu. Niby pochodzi z wioski i z wypowiedzi innych bohaterów dowiadujemy się, że jest ona jakaś chamska/nieokrzesana/ma niewyparzony język, to w ogóle tego po niej nie widać i chyba faktycznie urodziła się w rodzinie szlacheckiej (albo ma szlacheckość we krwi, #o ironio), bo gdy tylko trafia na zamek, od razu - bez żadnego przeszkolenia! - wie, co ma robić, jak się zachować, przed kim kłaniać, złego słowa o nikim nie powie, zachowanie ma nienaganne etc. No nie powiem, trzeba być utalentowanym, żeby po samej obserwacji innych wiedzieć, co ma się robić. (W pałacu. Halo, w pałacu!!!). To nie jest jednak tylko jeden z wielu absurdów występujących w tej książce. Mamy np. wątek, w którym siostra Mare ma zmiażdżoną rękę. Uwaga, co robią bohaterowie: zakładają bandaż, usztywnienie, i hulaj! A można było ten wątek fajnie rozwinąć i tak poprowadzić, że bardziej ukazywałby życie Czerwonych. Kolejno, sprzeczności. Z jednej strony Srebrni są przedstawiani, jako mega potężni i inteligentni, ale jakoś dziwnie nie umieją powstrzymać więźniów przed ucieczką i nie mają pojęcia o funkcjonujących podziemnych torach kolejowych tuż pod ich nosem (autorka podaje przyczynę ich niewiedzy: są zbyt leniwi by przeszukać jaskinie i odnaleźć ów tory). I jakby jeszcze tego wszystkiego było mało, to musiał się pojawić wątek romantyczny, który jest tak "świetnie" poprowadzony, że na fabułę działa po prostu jak gwóźdź do trumny.
Jedynym plusem jest styl autorki, bo czyta się szybko i przyjemnie. O, i na pochwałę zasługuje praca MoonDrive, które jak zwykle uraczyło nas bardzo ładnym wydaniem książki. Reszta natomiast kuleje.
Zero oryginalności, znikoma pomysłowość, przewidywalność, absurd i mogłabym tak dalej wymieniać...
Nie polecam.

Spodziewałam się czegoś dużo lepszego, patrząc po opiniach... Spotkało mnie rozczarowanie. Akcji brak - nic się praktycznie nie dzieje, snujemy się razem z główną bohaterką między komnatami pałacowymi i przeżywamy wielce to poważne problemy (w pakiecie między innymi: którego księcia na chłopaka wybrać, czy następca tronu jest dobry i czy mu ufać,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Brak mi słów. Druga część naprawdę była lepsza od pierwszej.
Dała mi wszystko to, czego brakowało w poprzedniej. Wstrząsnęła mną. Kilkukrotnie.
Chyba największy wpływ na wyższą ocenę tutaj miało wyprowadzenie jednej istotnej postaci na pierwszy plan - Ringer. Jakoś lepiej mi się patrzyło na świat przedstawiony jej oczami, niż oczami Cassie. Bardzo mi się podoba jej dystans i chłód, który ma w sobie... Ścierają się w niej różne osobowości. Z jednej strony jest bezduszną, zimną suką, a z drugiej delikatną dziewczyną, która zbudowała wokół siebie mur, mający ją osłonić przed bolesną rzeczywistością. Jest taka inna od tej płaczliwej, łatwo popadającej w agresję, głupiutkiej Cassie.
Chociaż... no dobra, może Cassie nie jest głupiutka, tylko naiwna. Nie wiem, jak to nazwać. Egocentryczna? Egoistyczna? Strasznie mnie irytowało w pierwszej części to jej poczucie, że jest najbardziej cierpiącą osobą w kosmosie. Wydaje mi się też, że w "Bezkresnym Morzu" następuje jakiś upgrade jej postaci - jest silniejsza i... no, ogólnie mniej irytująca.
Ale i tak mimo wszystko ta książka ewidentnie skupia się na Ringer. Co po zakończeniu lektury można zaobserwować w samym w sobie tytule.
I też nie bez powodu powieść została podzielona na dwie Księgi. Przede wszystkim dlatego, że zmienia się miejsce akcji i bohater prowadzący, ale też wyraźnie widać różnicę pomiędzy przebiegiem fabuły. W jednej akcja toczy się wartko, stale dostarczając czytelnikowi emocji, krew tryska, łuski po kulach latają w tę i we tę - normalnie jak w jakimś filmie z Brucem Willisem. W tej drugiej natomiast wszystko się uspokaja, następuje pewien rodzaj konsolacji... autor skupia się na filozoficznej gadaninie i opisie przeżyć emocjonalnych bohaterów - nie jest to jednak coś nieciekawego, tym razem umiał to przekazać w sposób umiarkowany i zarazem intrygujący. Cały ten motyw z Ringer i jej testami oraz z Voschem niesamowicie skojarzył mi się z filmem "Ja, robot". Główny antagonista jest tutaj pokazany od innej strony - jako osoba wyobcowana, z jasnym celem życiowym, z czystym umysłem, trochę jak Mistrz Yoda (albo raczej Imperator :P).
Zakończenie było dla mnie zarówno miłą niespodzianką jak i rozczarowaniem. Przebiegło ono bowiem w taki sposób, w jaki się zupełnie nie spodziewałam. Ale też niestety... umarł bohater, który chciałam, żeby przeżył. I przeżył bohater, który chciałam, żeby umarł.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ta książka ma dosłownie dwa zakończenia - do dwóch różnych historii. I, co gorsza, obydwa są otwarte. A z tego, co widzę, 3 część pojawi się dopiero w 2016 roku... cholera. Jak ja wytrzymam do tego czasu?

Brak mi słów. Druga część naprawdę była lepsza od pierwszej.
Dała mi wszystko to, czego brakowało w poprzedniej. Wstrząsnęła mną. Kilkukrotnie.
Chyba największy wpływ na wyższą ocenę tutaj miało wyprowadzenie jednej istotnej postaci na pierwszy plan - Ringer. Jakoś lepiej mi się patrzyło na świat przedstawiony jej oczami, niż oczami Cassie. Bardzo mi się podoba jej dystans...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Totalna mieszanka wszystkiego. Znajdziemy tutaj nawiązania do takich utworów jak "Intruz", "Gra Endera", "Gone", "Dotyk Julii", "Wojna Światów" i wiele innych... Całe szczęście, że główny motyw jest oryginalny - sposób, w jaki Przybysze przeprowadzają ataki jest bardzo interesującym pomysłem, z którym dotychczas w książkach sci-fi/post-apo jeszcze się nie spotkałam. Zrobił na mnie dobre wrażenie i niekiedy wprowadzał mętlik w głowie, bo, wbrew pozorom, fabuła nie jest aż tak przewidywalna, jakby się mogło wydawać... Wielokrotnie byłam zaskoczona niektórymi zastosowanymi rozwiązaniami. Na plus całej opowieści działa styl, w jakim cała książka jest napisana, oraz niezwykle barwne opisy, które sprawiają, że przed oczami pojawiają się żywe obrazy post-apokaliptycznych krajobrazów rodem z serialu "The Walking Dead". Czyta się ją bardzo szybko i przyjemnie.
Główni bohaterowie w dość błyskawicznym tempie zostali zredukowani do czterech postaci, z perspektywy których poznajemy cały świat przedstawiony. Każdy z charakterów jest bardzo dobrze zarysowany pod względem psychologicznym i co najważniejsze, żaden z nich nie jest powtarzalny i różnią się od siebie pod wieloma względami - mają inne cechy dominujące, inne przyzwyczajenia etc. Dzięki temu książka jest dynamiczna, bo choć bohaterowie borykają się z podobnymi problemami albo przeżywają podobne sytuacje, za każdym razem w czytanych fragmentach czuć powiew świeżości - właśnie dzięki temu, że poszczególne postaci inaczej podchodzą do tych samych aspektów i inaczej reagują, mają inne podłoże psychiczne.
Cóż, ogólnie książka jest dobra, ale mimo wszystko i tak spodziewałam się czegoś lepszego... Zdecydowanie za dużo było tu gadania i smęcenia o tym, jak to naszym bohaterom jest źle i jak bardzo są słabi. Owszem, była akcja, praktycznie przez cały czas COŚ się działo, ale nie wywoływało to we mnie takiego dreszczyku emocji, jaki powinny wywoływać powieści (i filmy) sci-fi o ludziach walczących z kosmitami. Zabrakło mi czegoś, co by mną porządnie wstrząsnęło. Wywołało szok. Strach. Nie wiem, cokolwiek.
Może druga część okaże się lepsza? Już wkrótce się przekonam.

Totalna mieszanka wszystkiego. Znajdziemy tutaj nawiązania do takich utworów jak "Intruz", "Gra Endera", "Gone", "Dotyk Julii", "Wojna Światów" i wiele innych... Całe szczęście, że główny motyw jest oryginalny - sposób, w jaki Przybysze przeprowadzają ataki jest bardzo interesującym pomysłem, z którym dotychczas w książkach sci-fi/post-apo jeszcze się nie spotkałam. Zrobił...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wszystkie wydarzenia w tej książce dzieją się w ciągu 24 godzin. Nasz bohater co godzinę przeżywa różne niespodzianki, jakie tylko może mu zaoferować praca na lotnisku - są one mniej lub bardziej szokujące, od wrednego dzieciaka czekającego na rodziców po brakujące koło w samolocie. Czytając te wszystkie "przygody" pojawia się pytanie: ile jeszcze? Jak wiele może się zdarzyć w ciągu jednego dnia na jakimś lotnisku? Okazuje się, że bardzo dużo i wszystkie opisane zdarzenia przekraczają moje najśmielsze wyobrażenia. Jest to powieść, która niemalże epatuje seksem (na wszelkie możliwe sposoby) i zaskakuje anegdotkami (prawdziwymi, prosto z życia!), od których czasem robi się niedobrze, a czasem aż głowa boli z niedowierzania. Gdyby nie to, że fabuła jest tak banalnie prosta i schematyczna, moje ogólne wrażenie na pewno byłoby dużo lepsze. Ale i tak uważam, że warto przeczytać, choćby dla samego przekonania się, czego należy (bądź nie należy) robić, by przeżyć lot samolotem bez złośliwości stewardess/stewardów i bez sików w kubku zamiast herbaty. Przydatne.

Wszystkie wydarzenia w tej książce dzieją się w ciągu 24 godzin. Nasz bohater co godzinę przeżywa różne niespodzianki, jakie tylko może mu zaoferować praca na lotnisku - są one mniej lub bardziej szokujące, od wrednego dzieciaka czekającego na rodziców po brakujące koło w samolocie. Czytając te wszystkie "przygody" pojawia się pytanie: ile jeszcze? Jak wiele może się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Lektura, dotycząca nordyckiego boga? Ląduje na mojej liście do przeczytania.
Lektura, dotycząca Lokiego? MUSZĘ przeczytać.

Książka ta jest zbiorem mniej lub bardziej powiązanych ze sobą opowiadań, w których Loki - bóg kłamstw i iluzji - odgrywa wiodącą rolę płatnego zabójcy (hitmana). Wszystko zaczyna się od momentu, w którym bohater doprowadza do Ragnaroku i sprzedaje wszystkich swoich nordyckich pobratymców katolickiemu panteonowi. Od tamtego momentu Aniołowie stają się zleceniodawcami Lokiego.

Każde opowiadanie jest inne od poprzedniego. Nie zawsze są one dobre pod względem fabularnym czy rozwoju tempa akcji. Zdecydowanym plusem są wszelkie odniesienia do klasycznych hitów filmowych oraz muzyki rockowej. Tutaj czytelnik niekiedy musi posiadać odpowiednią wiedzę, by zrozumieć przesłania niektórych wzmiankowanych tekstów kultury - nie jest to jednak wymagane do pojęcia całej fabuły.

Zdążyłam zauważyć, że każdy autor inaczej przedstawia swojego Lokiego. Ten ćwiekowy przypadł mi do gustu, głównie ze względu na to, że jest bardzo mocno wzorowany na mitologii skandynawskiej. Tytułowy Kłamca właściwie tylko raz daje jakiś brawurowy pokaz swoich umiejętności, dzięki którym zawdzięcza swój pseudonim... wątek ten jednak jest wyprowadzony z eteru, nagle i niespodziewanie - bez jakiekolwiek wstępu i wyjaśnienia - i urywa się po kilku stronach. Jeżeli chodzi o cechy charakteru, Loki jest jak najbardziej "Lokinowy" - sprytny, bezczelny, złośliwy i psotny... może tylko za mało bezlitosny. Opowiadania ukazują głównie to, co się stało z bogiem po Ragnaroku (całkowitej klęsce jego świata). Jedyna wzmiankowana moc Lokiego to zdolność wywoływania iluzji. Po połączeniu tego ze sprytem, powstaje zabójcza mieszanka, która jest w stanie zaszkodzić bardzo dotkliwie każdemu jego wrogowi. I która jest niezwykle przydatna w fachu płatnego zabójcy.

W książce pojawia się jedna rzecz, którą można uznać za kontrowersyjną. Jest to mianowicie sposób, w jaki Jakub Ćwiek ukazuje religię katolicką. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że biblijni Aniołowie są postaciami niemalże demonicznymi. Często wpadają w furię, bardzo krwawo zabijając ludzi. Bywają niesamowicie nieobliczalni, a przy tym niebezpieczni. I, przede wszystkim, są bezlitośni. Nie jest wyjaśnione, dlaczego skrzydlaci powzięli sobie za cel zniszczenie wszystkich symboli mitologicznych - począwszy od artefaktów, a skończywszy na bogach i ich pałacach. Nie jestem osobą wierzącą, ale i tak mimo wszystko nie podobał mi się ten obrazek. Anioły dosłownie zamieniające w gruz wspaniałe budowle wikingów? Zdecydowane nie!

Cały zbiór zostaje zamknięty przez ostatnią historyjkę, która z jednej strony podsumowuje całe życie Lokiego, a z drugiej nic tak naprawdę nie wyjaśnia. Jest to swoiste zachęcenie do dalszego czytania. Zakończenie wprowadza czytelnikom nowe postaci i otwiera kilka nowych wątków, które aż się proszą o rozwinięcie. Także, czytając tę książkę trzeba liczyć się z tym, że przez cały czas będzie się stąpać po omacku, a epilog nie wyjaśni zupełnie nic, tylko wprowadzi jeszcze więcej problemów wymagających rozwiązania.

Podsumowując. "Kłamca" jest przyjemną, lekką lekturą. Głupotą jest, jak zauważyłam w innych wypowiedziach, mówić, że jest to przeróbka Jakuba Wędrowycza. Ja tak nie uważam, mamy tu przecież do czynienia z dwiema różnymi lekturami (A poza tym, może jeszcze Jakub Wędrowycz parodiuje Wiedźmina?). Nie za bardzo wiem, komu mogłabym tę książkę polecić. Chyba tylko osobom zafascynowanym Lokim i tym, które przeczytały już wszystko albo chcą sobie zrobić "przerwę". Na razie jeszcze nie wiem, czy "Kłamca" zainteresował mnie na tyle, żebym sięgała po kolejne części. Może kiedyś...

Lektura, dotycząca nordyckiego boga? Ląduje na mojej liście do przeczytania.
Lektura, dotycząca Lokiego? MUSZĘ przeczytać.

Książka ta jest zbiorem mniej lub bardziej powiązanych ze sobą opowiadań, w których Loki - bóg kłamstw i iluzji - odgrywa wiodącą rolę płatnego zabójcy (hitmana). Wszystko zaczyna się od momentu, w którym bohater doprowadza do Ragnaroku i sprzedaje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"WPIS W DZIENNIKU: SOL 34.
[...] Sprawy nareszcie układają się po mojej myśli. Właściwie to idą wspaniale! Mam szanse przeżyć!
WPIS W DZIENNIKU: SOL 37.
Mam przesrane i umrę!
OK, uspokójcie się. Na pewno coś wymyślę. [...]"
(s.41)

Bardzo dobra książka s-f. Z racji tego, że od dawna interesuję się mniej lub bardziej badaniem Marsa przez człowieka, powieść tę wręcz musiałam przeczytać. Główny bohater, Mark Watney, od razu kupił moje serce... jest on tak realistyczny i świetnie zbudowany. Jego reakcje na wszelkie przykrości, które spotykają go w trakcie jego przedłużonej misji (a jest ich naprawdę wiele), są totalnie obłędne! A język, którym się wypowiada, działa zdecydowanie na plus całej powieści, utrzymywanej w klimacie mocno naukowym... W tym przypadku 'science' obok 'fiction' w gatunku nie jest pomyłką! Autor nie skąpi czytelnikowi skomplikowanych wyrażeń, wzorów i pojęć naukowych. Jego wiedza jest niesamowita i można to zdecydowanie zaobserwować w trakcie czytania. Jeżeli ktoś nie lubi, gdy książka wręcz przelewa się żargonem jajogłowych, lepiej żeby po nią nie sięgał - brak pewnych kompetencji z dziedzin astronomii, astronautyki, botaniki, chemii, fizyki i matematyki na pewno wpłynie na niekorzyść czytelnika. Ja, choć nigdy nie byłam dobra z żadnej z tych rzeczy, zdecydowanie tę książkę polecam, choćby dla samego przekonania się, że niemożliwe może stać się możliwym i że warto mieć nadzieję.

Tak swoją drogą, już nie mogę się doczekać filmu! Liczę na to, że pan Scott go nie zepsuje ;)

"WPIS W DZIENNIKU: SOL 34.
[...] Sprawy nareszcie układają się po mojej myśli. Właściwie to idą wspaniale! Mam szanse przeżyć!
WPIS W DZIENNIKU: SOL 37.
Mam przesrane i umrę!
OK, uspokójcie się. Na pewno coś wymyślę. [...]"
(s.41)

Bardzo dobra książka s-f. Z racji tego, że od dawna interesuję się mniej lub bardziej badaniem Marsa przez człowieka, powieść tę wręcz musiałam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Dużo lepsza od poprzedniej części! Po prostu zakochałam się w Ronanie Lynchu i jest mi bardzo smutno, że Joseph umiera... dla mnie oni byli OTP. ;_;

Dużo lepsza od poprzedniej części! Po prostu zakochałam się w Ronanie Lynchu i jest mi bardzo smutno, że Joseph umiera... dla mnie oni byli OTP. ;_;

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"- Jeszcze raz od początku - powiedział Krajewski z uporem. - Wszystkie przecieki. Zastanówmy się, kto miał motyw i sposobność.
- Forsa nie była motywem. Nic na to nie wskazuje.
- W takim razie to musi być jakaś brudna gra o władzę." (s.397)

"House of Cards" jest pierwszą książką o polityce, z jaką kiedykolwiek przyszło mi się spotkać. Przyznam szczerze, że ten tytuł stanął na mojej drodze w postaci serialu (tego z Kevinem Spaceym), ale jak tylko dostałam powieść do łapek, natychmiast porzuciłam Netflixowy fenomen i zabrałam się za czytanie.

Początki tej książki są ciężkie, mogę zaryzykować stwierdzenie: ciężkostrawne. Postanowiłam jednak, że nie będę jej od razu spisywać na straty i poczekam... choćby dla samego Francisa. Pomyślałam sobe: nie, nie będę popełniać błędu Henry'ego Collingridge'a - nie skreślę Urquharta, dam mu rozwinąć skrzydła! Później okazało się, że bardzo dobrze zrobiłam... bo powoli rozwijająca się fabuła z czasem nabrała tempa i akcji; trudny, polityczny język zaczął być dla mnie drugim życiem; a wszystkiego dopełniła aura tajemniczości i brutalności, tak starannie rozsiewana przez cudownych bohaterów.

U Michaela Dobbsa nie ma dwóch takich samych postaci. Każda jest odpowiednio zarysowana - intrygi mieszają się tutaj z kłamstwami, pozory są okrutnie mylące, łagodność przeistacza się w okrucieństwo.
"Co mówi polityk świętemu Piotrowi, kiedy wreszcie się spotkają? [...] Ja mam własny plan. Zamierzam spojrzeć staremu draniowi prosto w oczy i powiedzieć mu, że już tu nie pracuje" (s.350)
Każdy bohater prowadzi swoją własną "bezwzględną grę o władzę" - niezależnie od tego, czy jest dziennikarzem, politykiem, czy... rzecznikiem dyscypliny. Najbardziej bezwzględny, sprytny i zakłamany z nich wszystkich jest oczywiście Francis Urquhart! FU to całkowite mistrzostwo. Jest inteligentny i umie to wykorzystać do swoich planów; nie ma zamiaru poddać się w dążeniu do spełnienia swoich pragnień... jest perfidny, gra nieczysto, idealnie maskuje swoje uczucia, potrafi być złośliwy, potrafi być mistrzem kłamstw. Niech nikogo nie zwiedzie jego skromność i potulność! Myślisz, że masz go w garści? Błąd! To Francis chce, żebyś tak myślał. To on jest panem sytuacji. To on wygrywa. A kieruje się tylko jedną zasadą: do celu po trupach!
Osobiście też zapałałam sympatią do Rogera O'Neilla (całkowicie przeciwnie do jego analogicznej postaci w serialu). Jest to narkoman, który wzbudza we mnie sprzeczne emocje. Czytając o nim, równocześnie czułam litość, wzburzenie, jak i rozbawienie. Jest w nim jednak coś specyficznego, co po prostu... kupuje czytelnika (a to chyba tylko dowodzi jego umiejętności sprzedaży). Jednak nie tyle co jego postać mi się podoba, a prędzej jego relacja z Penny - urocza i wzruszająca zarazem.

Michael Dobbs sam przez wiele lat pławił się w tym politycznym stawiku - i to na całkiem wysokiej pozycji. Wszystko, co on opisuje, jest przekazywane w jak najbardziej profesjonalny sposób. I gdyby nie jego styl pisania, często okraszony dozą humoru, ta powieść byłaby tylko przerażająca... (W końcu czytelnik ma świadomość tego, że wszystkie wydarzenia mogą (lub mogłyby) dziać się naprawdę.) A tak to jest wzbogacona pewnego rodzaju dowcipem, który niekiedy nadaje jej pozytywnej absurdalności i wzbudza niedowierzanie. Niczym rasowy kryminał. Tylko trochę straszniejszy, bo bardziej rzeczywisty.

Porównując "House of Cards" to serialu... ciężko jest stwierdzić, co jest lepsze, bo oba utwory są na pewno inne i znacznie różnią się od siebie. Książka ukazuje takie wątki, które obraz przemilcza, i na pewno poświęca więcej czasu na ukazanie niektórych relacji między bohaterami. Serial natomiast jest dodatkowo upychany różnymi epizodami, które jak na ekranie wypadają interesująco, tak w powieści byłyby zdecydowanie zbędne.

Na sam koniec chcę jeszcze napisać, że początkowo chciałam ocenić tę powieść na 9/10 - to przez ten wyjątkowo marny początek. Kiedy jednak doczytałam do końca, nastąpiło parę zwrotów akcji, a ja w końcu zamknęłam książkę i nie mogłam zrobić nic innego, jak zawołać "Kocham cię, Michael Dobbs!!!"...
Ta jedna dodatkowa gwiazdka jakoś tak sama z siebie wyszła.
Jednak nie mogę tego w żaden sposób skomentować.

"- Jeszcze raz od początku - powiedział Krajewski z uporem. - Wszystkie przecieki. Zastanówmy się, kto miał motyw i sposobność.
- Forsa nie była motywem. Nic na to nie wskazuje.
- W takim razie to musi być jakaś brudna gra o władzę." (s.397)

"House of Cards" jest pierwszą książką o polityce, z jaką kiedykolwiek przyszło mi się spotkać. Przyznam szczerze, że ten tytuł...

więcej Pokaż mimo to