-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz2
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Matki. Sprawdź propozycje wydawnictwa Czwarta StronaLubimyCzytać1
-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać2
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika
Adam Mickiewicz. Postać, której nikomu nie trzeba przedstawiać. Po wypowiedzeniu czy przeczytaniu jego imienia i nazwiska od razu na myśl przychodzą nam "Sonety Krymskie" czy "Pan Tadeusz" - według mnie najbardziej znane dzieło tego pisarza.
Niestety bywa tak, że jego twórczość kojarzy nam się z przykrym, szkolnym obowiązkiem. Z czymś nudnym, nieciekawym. Z tzw. suchymi faktami. Sama pamiętam, jak musiałam uczyć się na pamięć inwokacji, którą zresztą pamiętam do dziś. A jaki Adam był naprawdę? Czy uwierzycie mi, kiedy napiszę Wam, że w dzieciństwie był niezłym urwisem? Brzmi zabawnie? Niedorzecznie?
Dajcie się porwać lekturze i przekonajcie się jak było naprawdę!
Ola i Eryk to rodzeństwo, które przebywa u dziadków. A wiadomo, że kto jak kto, ale nikt nie rozpieszcza dzieci bardziej niż właśnie dziadkowie. Ale nawet w ich domu panują żelazne zasady, których łamać pod żadnym pozorem nie wolno.
Jednym z nich, oprócz jedzenia palcami powideł babci, jest absolutny zakaz wstępu do gabinetu pełnego książek. Ale ciekawość dzieci bierze górę i już wkrótce wkraczają do zakazanego pokoju, a stamtąd prosto pod dom małego Adasia Mickiewicza, który akurat... wypadł z okna!
Od tej chwili, mimo że występek dzieci szybko wychodzi na jaw, rozpoczyna się niesamowita, książkowa podróż śladami tego polskiego poety, działacza politycznego, publicysty, tłumacza, nauczyciela akademickiego, bo jak się okazuje był to człowiek wielu talentów.
"- Co robisz? - spytała Ola, gdy przyłapała dziadka w salonie na przeglądaniu książki.
- Od jakiegoś czasu zastanawiam się, do których rozdziałów was zabrać... - odparł dziadek, przerzucajac strony. - Nie wszystkie są równie wciągające.
- Nie mów tak, bo uwierzą i będą mieli kłopoty w szkole - zaśmiała się babcia.
(...)
- Dziadku, nie boisz się, że zatopisz się w lekturze? - spytała dziewczynka.
- Tylko kartkuje książkę, ale rzeczywiście zdarza się, że człowiek zostaje wciągnięty niespodziewanie, wbrew sobie. Na przykład bierze do ręki w księgarni nową powieść i czyta fragment, żeby zdecydować, czy ją kupić, i już go nie ma! "
To było niesamowite doświadczenie. Powieść Jakuba Skworza przeniosła mnie do niezwykłego świata, w którym wyobraźnia nie zna granic.
Do krain, w których niemożliwe nie istnieje. Wyobrażacie sobie, że bez wychodzenia z domu ladujecie nagle na mroźnej Syberii, albo spacerujecie uliczkami Paryża w XIX wieku? Albo że stoicie za plecami Adama Mickiewicza w czasie kiedy on tworzy swoje najbardziej znane dzieło i czujecie z tego powodu nieopisaną radość?
"Adaś Mickiewicz. Łobuz i mistrz" to powieść nie tylko dla dzieci czy młodzieży. Nam, dorosłym, też może przynieść wiele frajdy, przypomnieć nam o beztroskich latach dzieciństwa, kiedy i nam zdarzało się postępować niezgodnie z narzuconymi nam przez dorosłych zasadami. Ta książka pozwoli spojrzeć nam też z innej perspektywy na to, co, być może, w szkole spędzało nam sen z powiek.
Młodzieży natomiast uzmysławi, że nie taki diabeł straszny jakim go malują, a postać Mickiewicza może okazać się niesamowicie intrygująca.
Dla najmłodszych będzie to po prostu niezwykle ciekawa podróż u boku Oli i Eryka.
Ja tę powieść przeczytałam dwa razy. Raz sama, drugi raz z moim prawie 6letnim synkiem, któremu najbardziej podobał się tytuł i fakt, że książki tak bardzo wciągają. Było co prawda kilka dość... niebezpiecznych momentów, które mogły zmrozić krew w żyłach, ale myślę, że jeżeli oszczędzimy najmłodszym czytelnikom jednego, czy dwóch rozdziałów, nic strasznego się nie stanie.
Przecież zawsze będzie okazja, aby w niesamowitą podróż wybrać się raz jeszcze.
Na uwagę zasługują również ilustracje. Na większości z nich możemy rozpoznać postać dziadka i wnuków, a także samego Mickiewicza. Jednak jest też kilka innych ilustracji. Równie pięknych, ale o ukrytej treści, do których zrozumienia potrzebna jest znajomość tekstu. Na początku myślałam o nich, że są po prostu nietypowe. Teraz już widzę więcej...
Nie skłamie, jeżeli napiszę, że książka Jakuba Skworza powinna znaleźć się w każdym domu, bez względu na to, czy są w nim dzieci, czy też nie. Bo oprócz różnych ciekawostek, trochę informacji z życia prywatnego rodziny Mickiewiczów, zamknięty jest tu też kawał naszej historii jako narodu podany w bardzo intrygujący sposób.
Ja z pewnością powrócę do tej historii nie jeden raz :)
Adam Mickiewicz. Postać, której nikomu nie trzeba przedstawiać. Po wypowiedzeniu czy przeczytaniu jego imienia i nazwiska od razu na myśl przychodzą nam "Sonety Krymskie" czy "Pan Tadeusz" - według mnie najbardziej znane dzieło tego pisarza.
Niestety bywa tak, że jego twórczość kojarzy nam się z przykrym, szkolnym obowiązkiem. Z czymś nudnym, nieciekawym. Z tzw. suchymi...
2017-11-05
Przez małe okno można wiele zobaczyć...
W nasze ręce trafiają różne książki.
Jedne są dobre, inne słabe. Jedne intrygują nas od pierwszych stron, do innych przekonujemy się z czasem lub wcale. Jedne są tylko ciekawe, inne wręcz wybitne. Jedne są dosłownie połykane, inne czytamy przez wiele dni. Od czasu do czasu zdarza się, że trzymamy w dłoniach prawdziwe perełki, które nie wpisują się w żaden schemat. I tak właśnie jest tym razem. Panie i Panowie, zapraszam do zapoznania się z recenzją jednej z najlepszych książek tego roku! Przed Wami Bez wytchnienia Michała Matuszaka!
Zaraz pewnie zapytacie, o co tyle szumu? Już Wam wyjaśniam. Zacznijmy od początku. Fabuła.
Adam to bardzo młody człowiek, któremu przyszło żyć w czasach wszechobecnego fanatyzmu religijnego. Cała historia rozpoczyna się od sceny, w której mieszkańcy dzielnicy chowają się w piwnicy, a tuż obok nich rozgrywa się walka na śmierć i życie. To już nie jest czas, w którym politycy po przeprowadzonych zamachach terrorystycznych w imię Allaha zastanawiają się w zaciszu swoich gabinetów, co zrobić, aby uniknąć tego teraz i w przyszłości. Teraz wychodzi się na ulicę i walczy. Z islamistami, z Żydami. Ze wszystkimi. Według Rady tylko chrześcijaństwo jest dobre, a niesubordynacja grozi karą. Wszystkie aspekty życia podporządkowane są wierze. Nastolatek jednak nie podąża ślepo za innymi, nie daje sobie zrobić "prania mózgu" i sprzeciwia się panującym regułom. Nie kończy się to dobrze ponieważ jego ojciec, szanowany obywatel, obawiając się o reputację syna i całej swojej rodziny wysyła go na obóz, który ma go nauczyć bycia dobrym chrześcijaninem. O obozie tym krążą legendy, ale chyba nawet Adam (a tym bardziej ja) nie mógł przypuszczać, że trafi w sam środek... piekła!
To tylko umacnia go w wierze, że świat podąża w złym kierunku, a religia stała się narzędziem w rękach polityków. Nastolatek umysłowia sobie, że nie chce żyć w świecie pełnych nienawiści. Czy kiedy okaże się, że nie jest w swoich poglądach osamotniony, podejmie walkę o zmianę?
Ta powieść zaintrygowała mnie już samym opisem, a pierwsze strony tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że czeka mnie coś fascynującego. I tak właśnie było. Chociaż zazwyczaj przeczytanie książki w wersji elektronicznej zajmuje mi kilka dni, tę pochłonęłam w dwie noce. I ani trochę nie żałuję, że spędziłam je właśnie przy tej historii.
Przyszłość. Przeważnie kojarzy nam się z fantastyką. Z meganowoczesnymi statkami, jakimiś spektakularnymi osiągnięciami techniki. Tutaj jest inaczej. Michał Matuszak materializuje na kartach swojej powieści świat takim, jakim może się stać. Pełnym nienawiści, zawiści, fanatyzmu, reżimu. Powiedziałabym więcej. To wizja wojny światowej na tle religijnym. Ale jeżeli myślicie, że to powieść, która neguje nauki Kościoła, muszę Was uspokoić. Autor nie pokazuje religii jako złej. On jedynie stworzył przyszłość, w której wszystko wymknęło się spod kontroli.
"To w ogóle jest jakieś chore. (...) Zasady, które obowiązują, nie są nadane przez Boga, ale przez ludzi, rządzących, tych zasranych, kłamliwych polityków, którzy upatrzyli sobie religię jako przyrząd do sprawowania władzy i najłatwiejszy sposób kontrolowania mas."
Bez wytchnienia. Tytuł idealnie oddaje to, co nas czeka, kiedy sięgniemy po tę książkę. Bez wytchnienia walczą ludzie w imię religii. Bez wytchnienia młodzi ludzie przeciwstawiają się panującemu reżimowi i walczą o demokrację. Bez wytchnienia czyta się tę powieść, tym bardziej jeżeli interesujemy się aktualną sytuacją polityczno - społeczną.

Ciekawi Was pewnie, co w tej książce jest takiego wyjątkowego, że nadałam jej miano jednej z najlepszych tego roku (myślę, że w ogólnym rozrachunku znajdzie się w pierwszej... piątce)?
Dla każdego "dobra książka" to coś innego.
Dla mnie musi być ona inna od wszystkich, jakie do tej pory wpadły w moje łapki. Musi zapaść w moją pamięć na dłużej niż do skończenia kolejnej powieści. Musi mnie poruszyć, skłonić do przemyśleń, zaskoczyć, a momentami nawet przerazić i wprawić w oszołomienie.
W moich dłoniach były już różne historie. Dobre, świetne, wybitne, interesujące, intrygujące. Ale fascynujące goszczą u mnie stosunkowo rzadko. A Bez wytchnienia bez wątpienia zalicza się do tego grona. Od niej nie sposób się oderwać, nawet mimo tego, że główny bohater to jeszcze... młokos, który chce zmienić świat. Brzmi patetycznie? Ale tak nie jest!
Na zakończenie zdradzę Wam największą zaletę tej powieści, która przyczyni się do jej sukcesu.
Sposób, w jaki autor "ugryzł" temat religii i wielonarodowści państwa może dla określonej grupy czytelników wydać się kontrowersyjny. Może ona negować idee zawarte w tej historii ; oburzać się i twierdzić, że do takiej sytuacji nigdy nie dojdzie. Druga grupa może jak najbardziej zgodzić się z wizją takiej przyszłości. Będą to osoby, które radykalnie podchodzą do kwestii dzisiejszej polityki imigracyjnej.
Jedno jest jednak pewne. Nikt obok tej książki nie przejdzie obojętnie!
Przez małe okno można wiele zobaczyć...
W nasze ręce trafiają różne książki.
Jedne są dobre, inne słabe. Jedne intrygują nas od pierwszych stron, do innych przekonujemy się z czasem lub wcale. Jedne są tylko ciekawe, inne wręcz wybitne. Jedne są dosłownie połykane, inne czytamy przez wiele dni. Od czasu do czasu zdarza się, że trzymamy w dłoniach prawdziwe perełki, które...
Brygidzie daję 10,bo mnie najzwyczajniej w świecie rozbawiła.
Genialna komedia pełna absurdu, ale i wyśmienitego humoru na najwyższym poziomie.
Tej dziewczyny nie można nie pokochać!!!
Brygidzie daję 10,bo mnie najzwyczajniej w świecie rozbawiła.
Genialna komedia pełna absurdu, ale i wyśmienitego humoru na najwyższym poziomie.
Tej dziewczyny nie można nie pokochać!!!
Nie będę się tu zbytnio rozpisywać. Napiszę tylko tyle, że bawiłam się przy tej książce wyśmienicie 💚
Nie będę się tu zbytnio rozpisywać. Napiszę tylko tyle, że bawiłam się przy tej książce wyśmienicie 💚
Pokaż mimo to2020-04-26
Obejrzyj się! A jeżeli to Tobie przyjdzie zapłacić za wszystkie złe uczynki?
On i ona. Jak ogień i woda. On nie bacząc na nic i nikogo, kroczy dumnie i niszczy wszystko wokół siebie, a zwłaszcza ją. Tę, która próbuje ugasić rozszalały żywioł. Ale jest zbyt słaba, zbyt zagubiona, zbyt ufna, zbyt dobra. Pozwala się parzyć, tłamsić, uzależniać. Aż wreszcie nie potrafi bez niego żyć, chociaż to tak strasznie boli...
Kiedy na dobre znika z jej życia, rozpoczyna poszukiwania, bo jest coś, o czym nie zdążyła mu powiedzieć.
Taki jest Miłosz i taka jest Nina.
Mężczyzna i kobieta, którzy nigdy nie powinni się spotkać. A mimo to zły los postawił ich naprzeciw siebie na drodze życia. Przeznaczenie? A może... karma?
Słoneczne lato i znienawidzone wakacje na polskiej wsi. To nie może się udać. A raczej nie mogłoby się udać, gdyby nie ona. Młoda, piękna i taka odważna. Kolejna znajomość, która wiele lat wcześniej nie powinna była się wydarzyć. Gdyby nie wojna, może wszystko potoczyłoby się inaczej? Kto zapłaci za te wszystkie złe uczynki? Kiedy to się wreszcie skończy?!
Decydując się na przeczytanie i zrecenzowanie tej powieści, nie wiedziałam tak naprawdę, na co się piszę. Jedyne, co znałam, to tytuł, wydawnictwo i nazwisko autorki. Autorki, z której twórczością nigdy wcześniej nie miałam do czynienia.
A mimo to postanowiłam zaryzykować, zupełnie jak bohaterowie powieści.
W moim przypadku się opłacało, a w ich?
Ta historia to jedno wielkie WOW.
Dwie płaszczyzny czasowe : teraz i wtedy. Dwa języki. Wydarzenia z teraźniejszości opisane nowocześnie, tak (nie)zwyczajnie. I przeszłość. I tylko subtelne zmiany w zapisie i konstrukcji zdań, a ja miałam wrażenie, jakbym cofnęła się w czasie i trafiła w sam środek trwającej wojny. Coś niesamowitego!
Cała fabuła - misternie przemyślana. Każdy krok - dopracowany niemal ze szwajcarską precyzją. Tu nic nie dzieje się bez przyczyny.
Liczyłam na... No właśnie. Spodziewałam się obyczajówki. Po prostu, dobrej, polskiej obyczajówki, która sugerując się tytułem troszkę mną potrząśnie. Ale takiego trzęsienia ziemi w życiu bym się nie spodziewała.
To spotkanie, z tymi ludźmi było takie... rzeczywiste. Ich uczucia, emocje, czyny. Jakbym stała obok nich, oddzielona jedynie szybą, która tłumi krzyki. I to wszechobecne zło, wypełzające z każdej strony bezszelestnie niczym węże. Niezauważalne, a jednak obecne.
Kiedy byłam w trakcie lektury, w mojej głowie powoli rysował się zarys przyszłej recenzji. Pojawiały się pojedyncze zdania, myśli, które zamierzałam wpleść w poszczególne akapity, fragmenty, które planowałam zacytować. Im bardziej zbliżałam się do końca, tym bardziej zdawałam sobie sprawę, że one będą bezużyteczne, bo przecież teraz już nic nie będzie takie same.
Taka właśnie jest "Historia złych uczynków". Ją się czyta z lekkim drżeniem serca czekając na cios, a kiedy wreszcie się ją zamknie, siedzi się oszołomionym w fotelu, nie mogąc się poruszyć. W głowie zaczynają kłębić się myśli, a co jeśli zło nie zostało ukarane i teraz kolej... na mnie?!
/Ania.
Obejrzyj się! A jeżeli to Tobie przyjdzie zapłacić za wszystkie złe uczynki?
On i ona. Jak ogień i woda. On nie bacząc na nic i nikogo, kroczy dumnie i niszczy wszystko wokół siebie, a zwłaszcza ją. Tę, która próbuje ugasić rozszalały żywioł. Ale jest zbyt słaba, zbyt zagubiona, zbyt ufna, zbyt dobra. Pozwala się parzyć, tłamsić, uzależniać. Aż wreszcie nie potrafi bez...
Po pierwsze:ja się pytam, jak to się stało, że dopiero teraz przeczytałam tę książkę?
Po drugie:czemu nikt mnie nie uprzedził, żeby nie czytać jej przy śpiącym dziecku?
A teraz już tak całkiem na poważnie : ta powieść w 100% trafiła w mój czytelniczy gust. Jest kryminał, jest komedia, jest i happy end.
Jest i uśmiech na mojej twarzy.
http://ksiazkowepodrozeanny.blogspot.com/2017/03/jak-cie-zabic-kochanie-alek-rogozinski.html?m=1
Po pierwsze:ja się pytam, jak to się stało, że dopiero teraz przeczytałam tę książkę?
Po drugie:czemu nikt mnie nie uprzedził, żeby nie czytać jej przy śpiącym dziecku?
A teraz już tak całkiem na poważnie : ta powieść w 100% trafiła w mój czytelniczy gust. Jest kryminał, jest komedia, jest i happy end.
Jest i uśmiech na mojej...
To zaskakujące, gdy to, co do tej pory uważało się za największą i niewybaczalną wadę nagle staje się największym atutem...
Laura, główna bohaterka najnowszej powieści Doroty Gąsiorowskiej przenosi się z głośnej Warszawy do spokojnej (ale tylko z pozoru) Bukowej Góry. Ma nadzieję, że z dala od zgiełku wielkiego miasta i ludzi zapomni o przeszłości. Jednak ona kroczy za nią niczym cień sprawiając jej coraz większy ból.
Chyba nawet w najśmielszych snach przyjezdna ze stolicy nie marzyła, że tak szybko zostanie zaakceptowana przez mieszkańców małej mieściny, a wejście do Złotego Serca tak bardzo zmieni jej życie. Tylko, czy Laura jej już gotowa na te zmiany? Przecież obiecała sobie, że już nigdy nikogo do sobie nie dopuści. Że nie pozwoli, by ktoś znów złamał jej serce. Czy złamane naprawdę potrafi kochać dwa razy mocniej?
Powiem Wam, że jestem w szoku.
Ci, którzy zaglądają tu regularnie, i którzy wpadli na recenzje powieści Doroty Gąsiorowskiej na blogu wiedzą, że to, co najbardziej mnie drażniło w jej twórczości to opisy. Co prawda piękne, niemal poetyckie, ale zdecydowanie zbyt długie i zbyt dokładne. Często mnie męczyły, czasami nawet do tego stopnia, że miałam ochotę opuścić i przeskoczyć kilka stron. Potrzeba było kilku powieści, abym wreszcie zrozumiała, że to, co uważałam za największą wadę, tak naprawdę jest największym atutem autorki. Bo opisy też trzeba umiejętnie tworzyć. A w "Karminowym sercu" pani Dorota udowodniła, że jest w tym aspekcie mistrzynią.
Duża w tym zasługa samej historii Laury oraz przyjaciół, którzy ją otaczali. Skomplikowane relacje z Piotrem oraz przypadkowe spotkanie z przystojnym nieznajomym dodają pikanterii tej opowieści. Z kolei postać Witka (i jego mamy również) wywoła uśmiech na niejednej twarzy. Sytuacja Hani, córki właścicieli Złotego Serca uświadomi czytelnikom, że nie ma sytuacji beznadziejnych, trzeba tylko czasami uwierzyć, że nie wszystko zawsze musi skończyć się źle. Są jeszcze rodzice Laury i ich rodzinna tajemnica. Nie mogłabym zapomnieć o magicznej historii samej kawiarni, w której tak bardzo chciałabym się znaleźć i wielu innych bohaterów, którzy skradną Wasze serca ; no, może z wyjątkiem Iwonki.
Pierwszy raz, oczywiście w kontekście twórczości Doroty Gąsiorowskiej, żałowałam, że to już koniec. Naprawdę. To chyba zaskoczyło mnie najbardziej, bo do tej pory zawsze przyjmowałam zakończenie z ulgą. Tymczasem z chęcią jeszcze bym nie rozstawała się z nowo poznanymi bohaterami przez długi, długi czas. Bo wiem, że to, co najważniejsze dopiero się rozpoczęło.
Bez wątpienia Karminowe serce to najlepsza powieść w dorobku autorki. Co prawda pełna bólu i cierpienia, a jednocześnie taka... ciepła. Mistrzostwo. Pierwszy raz jestem w stanie sklasyfikować powieść Pani Doroty (z przykrością musze stwierdzić, że pozostałe książki autorki do tej pory po przeczytaniu trafiały po prostu na półkę bez żadnego tytułu) jako jedną z najlepszych powieści obyczajowych, jakie do tej pory przeczytałam. Brawo!
Wy jeszcze tego nie wiecie, ale ja już wiem, że wszystkie drogi prowadzą do Złotego Serca. Mam nadzieję, że ta recenzja będzie właśnie tą drogą, którą traficie do Bukowej Góry.
To zaskakujące, gdy to, co do tej pory uważało się za największą i niewybaczalną wadę nagle staje się największym atutem...
Laura, główna bohaterka najnowszej powieści Doroty Gąsiorowskiej przenosi się z głośnej Warszawy do spokojnej (ale tylko z pozoru) Bukowej Góry. Ma nadzieję, że z dala od zgiełku wielkiego miasta i ludzi zapomni o przeszłości. Jednak ona kroczy za...
Jak dojdę do siebie, to na pewno napiszę o niej kilka zdań....
Jak dojdę do siebie, to na pewno napiszę o niej kilka zdań....
Pokaż mimo to
Wiele dobrego mogłabym napisać o tej książce, ale ogranicze się tylko do jednego zdania.
Według mnie "Mąż potrzebny na już" to najlepszy debiut 2016 roku ::-)
Wiele dobrego mogłabym napisać o tej książce, ale ogranicze się tylko do jednego zdania.
Według mnie "Mąż potrzebny na już" to najlepszy debiut 2016 roku ::-)
Agata ma 23lata. W tym wieku wszystko powinno się dla niej zaczynać. Powinna pracować w miejscu, które przynosi jej satysfakcję, poznawać nowych ludzi, bawić się, realizować pasje i czerpać z życia garściami. Powinna rozkochiwać w sobie świat. Ale ona marzyła tylko o jednym...
"Czuję nic. Nic nie czuję. Ale mogę myśleć. Czy ten stan to śmierć? Błoga lekkość, która niczego nie ogranicza, niczego nie wymusza. Ciemność, która otacza mnie zewsząd, nie powoduje strachu. Daje raczej poczucie wolności. Myślę, że tego właśnie oczekiwałam. Wolności. Spokoju. Braku rozczarowań, które tak bardzo zatruwały moje życie. Rozkoszuję się niebytem, nicością, wolnością i pustką, które mnie otaczają. Przyznaję, spodziewałam się, że będzie trochę inaczej, że odczucia i wizje będą głębsze, że będę mogła spojrzeć na swoje ciało z góry, uwolniona od trosk i lęków, że pokażę wszystkim środkowy palec i rozpłynę się w światłości. Tymczasem trwam w ciemności otoczona pustką i myślami... ".
Tam, gdzie powinno zaczynać się dorosłe życie, Agata postanowiła je zakończyć. Na bogato, oczywiście, bo jak umierać, to z przytupem. I nie inaczej jak w pięknej scenerii misternie przygotowanego planu. Ale kostucha po nią nie przyszła. Nie podała jej ręki ; nie powitała jej z otwartymi ramionami w swoim królestwie. Ba! Nawet nie chciała na nią spojrzeć.
Agacie przyszło zmierzyć się z rzeczywistością. Nie taką stworzoną na potrzeby kasowego filmu, czy pięknej literackiej historii. Młoda dziewczyna musi się zmierzyć z demonami, z którymi walczy wielu ludzi, których mija każdego dnia ona, i mijamy każdego dnia my. Często nie zdajemy sobie sprawy, że ta dziewczyna, którą spotkaliśmy wczoraj w parku zaopatrzoną w dal, mogła być w dzieciństwie wykorzystywana seksualnie. Nawet nie przyjdzie nam do głowy, że ta uśmiechnięta i sympatyczna dziewczyna, którą codziennie rano widzimy w kolejce po świeże bułeczki, mogła być ofiarą przemocy psychicznej. A ten chłopak, który pracuje w hipermarkecie na nocną zmianę, bo w dzień jest kierowcą i robi wszystko, aby utrzymać rodzinę? Czy przyszło nam do głowy, że w liceum chciał ze sobą skończyć, bo był wyszydzany przez swoich rówieśników? A ta twarz, którą oglądamy każdego poranka w lustrze...
Można tak wymieniać w nieskończoność. Zła jest więcej niż nam się wydaje. Ale o tym się nie mówi. Czy jednak kiedy będzie się milczeć, ono zniknie?
Sandra Borowiecka zrobiła coś, czego boi się większość ludzi. Bez względu na konsekwencje, odważyła się mówić. Postawiła na szali relacje z rodziną i stworzyła opartą na faktach historię dziewczyny, która może być nam bliższa, niż się wydaje. Pokazała życie rodziny. Prawdziwe życie, a nie te stworzone na potrzeby sąsiadów, szkoły, znajomych, innych mniej lub bardziej ważnych dla nas osób. Pokazała jak to wszystko wygląda od środka i jakie może mieć to konsekwencje w przyszłość. Czy gdyby Agata chociaż przez chwilę mogła liczyć na pomoc matki, czy jej przyszłość okazała by się inna? Czy miała by szansę na lepszy start?
Jedno jest pewne. Przeszłości nie da się zmienić.
Można jednak spróbować ją "przerobić". Przejść przez każdy rozdział, dokonać analizy i stanąć z nią twarzą w twarz w ringu życia. Założyć rękawice i "dać w twarz" wszystkim zmorom. Czy to jednak przyniesie ukojenie? O tym przekona się Agata i przekonacie się Wy, sięgając po tę powieść!
"Przypadki Agaty W." to jedna z tych powieści, po których przeczytaniu ciężko się pozbierać, bo ona nokautuje nas swoją autentycznością, a akurat prawda jest czasami tym, z czym najtrudniej jest się pogodzić.
Sięgając po tę książkę wiedziałam, że na pewno jest poruszająca, bo zaczęły się pojawiać o niej pierwsze takie opinie w sieci. Ale przyznam szczerze, że nie tego się spodziewałam. Byłam przekonana, że podczas tej konkretnej książkowej podróży spotkam nieco zagubioną, ale mimo wszystko silną dziewczynę, którą kilka złych, może zbyt pochopnych decyzji, doprowadziło do ostateczności. Myślałam, że pospacerujemy razem ulicami Warszawy, porozmawiamy, pośmiejemy się, może nawet uronimy razem kilka łez.
Tymczasem... No właśnie. Po skończeniu "Przypadków Agaty W." czułam się jakby przejechał po mnie olbrzymi pociąg emocjonalny, którego każdy wagon wypełniony wspomnieniami, coraz bardziej wbijał mnie w fotel. I jeszcze ten cięty język, którego kompletnie się nie spodziewałam, a który absolutnie mi nie przeszkadzał. Wręcz przeciwnie, uwypuklał wszystkie uczucia, emocje, doznania.
Powieść Sandry Borowieckiej jest jedną z tych (niewielu) historii, po których przeczytaniu nie wie się, co powiedzieć. Byłam przekonana, że kiedy minie kilka dni i opadną emocje, uda mi się racjonalnie ocenić tę powieść. Złączyć ze sobą kilka sensownych zdań w zgrabną całość, która odda to, czego możecie się spodziewać po tej książce. Nic z tego! Ona pozostaje w człowieku i wcale nie chce odejść.
Historię Agaty trzeba po prostu przeczytać i samemu przeżyć. Innego wyjścia nie ma!
Agata ma 23lata. W tym wieku wszystko powinno się dla niej zaczynać. Powinna pracować w miejscu, które przynosi jej satysfakcję, poznawać nowych ludzi, bawić się, realizować pasje i czerpać z życia garściami. Powinna rozkochiwać w sobie świat. Ale ona marzyła tylko o jednym...
"Czuję nic. Nic nie czuję. Ale mogę myśleć. Czy ten stan to śmierć? Błoga lekkość, która niczego...
Wszystkie historie biorą się z życia...
Było zimno. Padał śnieg. Blanka weszła do sklepu. Dziś, po trzech latach od napadu, nawet nie pamięta, co wtedy chciała kupić. Jednak ten dzień na zawsze zmienił jej życie.
Mateusz nie miał łatwego życia. Po śmierci mamy jego życie zamieniło się w prawdziwe piekło. To było kilka lat temu. Dziś młody mężczyzna stara się stanąć na nogi. Pracuje, studiuje, pracuje. Ma plany, cele i marzenia.
Spotkanie tych dwojga młodych ludzi doprowadzi do prawdziwego trzęsienia ziemii w ich życiu.
Czy Blanka będzie w stanie zaufać Mateuszowi i zaakceptować jego przeszłość?
Czy Mateusz pozwoli wkraść się Blance do swojego serca i ogrzać je swoją miłością?
Blanka :
Kiedy patrzę na moją rodzinę, na znajomych,
którzy już jakiś czas temu przestali być moimi znajomymi, mam wrażenie,
jakbym była gdzieś za szybą.
Ktoś dał mi karę, postawił w kącie,
a ja nie mogę wrócić do zabawy.
Nie mogę włączyć się do gry w życie.
Stoję tylko obok i udaję, że
robię to samo co oni.
Moja terapeutka twierdzi, że
długo tak nie wytrzymam, że
powinnam się uwolnić.
Tak jakby to zależało ode mnie.
Jakbym w każdej chwili mogła zapomnieć.
Kiedy pierwszy raz przeczytałam opis tej powieści, byłam zachwycona. W ostatnim czasie coraz chętniej sięgam po powieści z gatunku new adult opowiadające o losach młodych ludzi dopiero wkraczających w dorosłe życie. Pierwsze miłości, poważne decyzje, trudne wybory, porażki. Wiedziałam, że najnowsza powieść Elżbiety Rodzeń na pewno przypadnie mi do gustu.
Jednak kiedy otrzymałam przesyłkę od Zysk i S-ka Wydawnictwo w pierwszej chwili się przeraziłam. 544 strony to potężny kawał literatury. Przestraszyłam się, że już w połowie będę porządnie wymęczona i jedyne o czym będę marzyć to zakończenie. Bo chociaż dobra książka składa się z podstawowych punktów takich jak : kuszący tajemniczością początek, potem spotkanie głównych bohaterów, wybuch miłości, obowiązkowo rozstanie i, w zależności od wyobraźni, mniej lub bardziej zaskakujące zakończenie, trzeba przecież w międzyczasie nadać bohaterom ludzkie cechy. Tchnąć w nich emocje i uczucia. Stworzyć im rodzinę, przyjaciół. Wykreować ich świat. Prace, uczelnie, park, każda ulicę. Odtworzyć przeszłość. Im dłuższa powieść, tym większą pomysłowością musi wykazać się autor.
W jaki więc sposób wypełnić kolejne strony życia postaci pomiędzy zwrotnymi momentami tak, aby czytelnik chciał jak najdłużej towarzyszyć bohaterom? Jeżeli tego nie wiecie lub planujecie napisać dłuższą (czyt. ponad 500 stronicową) powieść zapytajcie o to autorkę powieści Przyszłość ma twoje imię. Zrobiła to w tak dobrym stylu, że już po kilkunastu stronach przestałam kompletnie przejmować się gabarytem książki i marzyłam o jednym: aby koniec nigdy nie nastąpił. Chciałam dowiedzieć się jak najwięcej o Blance i Mateuszu. O ich przeszłości. Bardzo zainteresował mnie wątek młodszego brata Mateusza. Zaintrygował mnie nawet Igor, brat głównej bohaterki, mimo że na początku wydał mi się mało sympatycznym facetem. Pragnęłam jak najdłużej kroczyć u boku bohaterów.
Mateusz :
To ona. Nigdy z nikim bym jej nie pomylił.
Stoi niepewnie kilka metrów ode mnie.
Wygląda tak, jakby w każdej chwili
była gotowa do ucieczki (...)
Nieważne, że wtargnęła do mojego mieszkania.
Tej dziewczynie pozwoliłbym absolutnie na wszystko.
Dlatego nachodzi mnie myśl, że Monika miała rację.
To nie jest dziewczyna dla mnie
i powinienem trzymać się od niej z daleka.
To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Elżbiety Rodzeń. Nie wiedziałam więc, czego się spodziewać. Na szczęście autorka pozytywnie mnie zaskoczyła, chociaż sama historia Blanki i Mateusza (opowiedziana z ich własnych perspektyw) nie jest wcale kolorowa. Mimo młodego wieku bohaterowie powieści Przyszłość ma twoje imię przeszli naprawdę wiele. Blanka musiała zmierzyć się z traumatycznymi wydarzeniami sprzed trzech lat. Mateusz z kolei w wieku piętnastu lat wziął na swoje barki obowiązki, które mogłyby przerosnąć niejednego dorosłego. Nic dziwnego, że w pewnym momencie nie był w stanie sobie poradzić. Pogubić się jest bardzo łatwo.
Ta powieść, wbrew pozorom i przypisanemu jej gatunkowi, nie jest tylko dla młodych ludzi rozpoczynających studenckie życie, czy podejmujących pierwszą pracę. Nie jest to historia tylko dla osób wchodzących w nowy, dorosły etap życia.
Bez względu na wiek, płeć, wyznanie, czy kolor skóry, każdy ma prawo do miłości i... przyszłości.
I tylko od nas samych zależy, jaka ona będzie.
Pamiętaj o tym, co najważniejsze.
Zacznij od nowa.
Twoja przyszłość jest biała jak śnieg.
Wszystkie historie biorą się z życia...
Było zimno. Padał śnieg. Blanka weszła do sklepu. Dziś, po trzech latach od napadu, nawet nie pamięta, co wtedy chciała kupić. Jednak ten dzień na zawsze zmienił jej życie.
Mateusz nie miał łatwego życia. Po śmierci mamy jego życie zamieniło się w prawdziwe piekło. To było kilka lat temu. Dziś młody mężczyzna stara się stanąć na...
Zapamiętajcie sobie ten tytuł, bo prawdopodobnie (mimo wszystko ręki sobie uciąć nie dam 😉) patrzycie na najlepszą powieść obyczajową 2021 roku 💚
Ewa wraz z mężem dokonują życiowej rewolucji porzucając wygodne życie w mieście i przenosząc się z dziećmi do malowniczego Podgórowa. Przedłużające się w nieskończoność prace remontowe domu, brak wody i prądu niejednokrotnie doprowadzają nowych mieszkańców na skraj wytrzymałości. I kiedy wydaje się, że najgorsze mają już za sobą, los wywraca ich życie do góry nogami po raz kolejny. Czy przeprowadzka do schroniska była właściwą decyzją?
Aż ciężko opisać mi słowami, jak przyjemnie czytało mi się tę książkę 😊 Na potwierdzenie tych słów zdradzę Wam, że w czwartek o mało co nie spóźniłam się z młodym do szkoły na 12.50 🙊 Po prostu nie sposób oderwać się od tej szalonej podróży do Podgórowa. A spotkanie z synem Ewy, Adasiem, nie raz rozbawiło mnie do łez - koniecznie musicie poznać krwiopijcę 😂
To, co urzekło mnie też w tej powieści, to autentyczność. Bohaterowie nie są jakimiś herosami odpornymi na przeciwności losu, pieniądze nie spadają im z nieba. Wręcz przeciwnie - chociaż udało im się kupić duży dom, z naprawdę pokaźną działką, nie stać ich na żadne zbędne wydatki. Mierzą się z niepewnością, zwątpieniem. Nikt tu nie jest idealny, każdy popełnia błędy, chociaż co niektórym, to może i faktycznie za bardzo przewraca się w głowie.
A Podgórowo? Mogłabym tam być o każdej porze roku ⛅ Takich pięknych opisów przyrody nie czytałam już dawno. Wierzcie mi, lub nie - zamykając oczy naprawdę czułam się, jakbym tam była 🏡 Na szczęście Ewka nie wpadła na pomysł, żeby zagonić mnie do roboty 😉 Uff 😉
Ja z całego serducha polecam Wam tę powieść. Póki co w moim zestawieniu ląduje na samym szczycie tegorocznych powieści obyczajowych. Czy coś się do końca roku w tym względzie zmieni, zobaczymy 😉 I tak sobie myślę, że jak przeczytam sobie mój stosik hańby, to chociaż zwykle tego nie robię, wrócę sobie jeszcze na troszkę do Podgórowa 🌄 Mam nadzieję, że będziecie tam już na mnie czekać 🙋
Zapamiętajcie sobie ten tytuł, bo prawdopodobnie (mimo wszystko ręki sobie uciąć nie dam 😉) patrzycie na najlepszą powieść obyczajową 2021 roku 💚
Ewa wraz z mężem dokonują życiowej rewolucji porzucając wygodne życie w mieście i przenosząc się z dziećmi do malowniczego Podgórowa. Przedłużające się w nieskończoność prace remontowe domu, brak wody i prądu niejednokrotnie...
2020-07-31
Zdarza Wam się czytać książkę od końca?
Już widzę Wasze miny i jestem pewna, że właśnie szykujecie stosy, na których jeszcze dziś za to spłonę 🙈 Ale zanim oficjalnie rozpoczniecie moje poszukiwania, przeczytajcie ten wpis do końca, a być może wtedy mnie zrozumiecie. A jak nie - trudno, jestem skończona i nie napiszę już więcej dla Was żadnej recenzji, a zaznaczę tylko, że mam jeszcze w zanadrzu kilka naprawdę dobrych książek więc mam cichą nadzieję, że mimo wszystko mnie oszczędzicie 😉
''To tylko przyjaciel'' Abby Jimenez to opowieść o Kristen, która prowadzi własną firmę, którą prężnie rozwija i wiecznie czeka na swojego chłopaka, Tylera, który zajęty robieniem kariery w armii przebywa na kolejnym zagranicznym kontrakcie. Właśnie trwają przygotowania do ślubu jej najlepszej przyjaciółki, Sloan.
Zbieg okoliczności sprawia, że panna Peterson zaprzyjaźnia się z drużbą pana młodego, Joshem. Znajomość ta sprawia, że Kristen coraz częściej zamiast o chłopaku myśli o nowym znajomym, co jest szczególnie trudne, bo jednego jest pewna- nigdy z nim nie będzie.
Josh ma 6 sióstr i nie wyobraża sobie życia bez dużej rodziny. Sam otwarcie mówi, że chciałby mieć kilkoro dzieci. Kiedy między dwójką nowych znajomych zaczyna rozkwitać uczucie, Kristen wie, że to już koniec, bo ona nigdy nie spełni jego marzenia o gromadce dzieci, bowiem wkrótce ma przejść operację, po której będzie bezpłodna. I chociaż łudzi się, że może być inaczej, słowa Josha sprowadzają ją na ziemię.
" - Mogę zadać ci pytanie?
- Tak - wyszeptałam, otwierając oczy.
- Co Sloan myśli o Tylerze?
(...)
- Nienawidzi go.
- Dlaczego?
- Ponieważ uważa, że poszłam na kompromis.
Zmarszczył czoło.
- Na jaki kompromis? Coś z nim nie tak? Jest dupkiem?
Powoli wypuściłam powietrze.
- Nie. Po prostu nie chce mieć dzieci.
Josh parsknął z wyraźną dezaprobatą.
- No właśnie. Przecież dzieci są ważne. Jak można związać się z kimś takim?
Poczułam, jakbym dostała pięścią w brzuch. Ścianęło mnie w gardle i odwróciłam wzrok, by nie zobaczył, że zbiera mi się na płacz.
Teraz wszystko jasne. Powiedział to prosto z mostu."
Czy dla tej dwójki naprawdę nie ma szans na wspólną przyszłość?
Już dawno żadna powieść tak mnie nie wzruszyła i nie rozbawiła zarazem. Czytanie tej powieści było niczym jazda na rollercoasterze- albo się śmiałam, albo... płakałam. Co ja mówię! Ja nie płakałam. Ja wyłam! Aż normalnie bolała mnie głowa. Do tego stopnia, że w pewnym momencie już po prostu nie mogłam wytrzymać i zajrzałam na koniec. A potem tak czytałam po jednym rozdziale od końca. Wiem, wiem. To największy grzech książkoholika, ale ta powieść po prostu rozwaliła mnie emocjonalnie na kawałki. To, z czym musieli zmierzyć się bohaterowie literackiego debiutu Abby Jimenez po prostu rozbudziło we mnie takie emocje, że aż sama się sobie dziwię.
UWAGA!!! SPOILER!!! Nie jest tajemnicą, że po przeczytaniu opisu wiemy, jak ta powieść się skończy. Ale po drodze wydarza się tyle różnych rzeczy, że po prostu nie byłam w stanie oderwać się od tej książki. A to, co spotyka na koniec przyjaciół Kristen, Sloan i Brandona, to jest po prostu nie do opisania.
Mogłabym pisać o tej książce jeszcze długo, ale nie chcę odbierać Wam przyjemności z czytania. Za to napiszę Wam, co zrobiłam szalonego po skończeniu tej historii, a co, według mnie, będzie dla niej najlepszą rekomendacją. I dla autorki zresztą też.
Zamówiłam... jej kolejną książkę The Happy Ever After Playlist. A że w Polsce jeszcze jej nie ma, będę ją czytała w oryginale (co będzie dla mnie prawdziwym wyzwaniem), bo nie jestem w stanie wytrzymać do momentu, aż ukaże się ona na polskim rynku wydawniczym. Tym bardziej, że z tego, co wyczytałam w Internecie powieść ta skupia się na losach... Sloan!
Kiedy w głowie układałam sobie tę recenzję, w tym momencie planowałam napisać, że teraz to już wydawnictwo nie ma absolutnie żadnego wyboru i musi zakupić prawa autorskie do następnej książki Abby Jimenez, bo nie ukrywam, że orłem z angielskiego nie jestem i nie wiem, jak mi pójdzie, a w jakiś sposób będę musiała sprawdzić ile naprawdę zrozumiałam, a ile sobie dopowiedziałam. Ale tego nie napiszę. Wiecie dlaczego? Bo zaglądam wczoraj sobie na fp autorki i widzę informację, że oto prawa do publikacji The Happy Ever After Playlist w Polsce zostały sprzedane. Hurrrrraaaaaa!!!! Nie muszę chyba dodawać, jaka jestem z tego powodu przeszczęśliwa, prawda?
Zdarza Wam się czytać książkę od końca?
Już widzę Wasze miny i jestem pewna, że właśnie szykujecie stosy, na których jeszcze dziś za to spłonę 🙈 Ale zanim oficjalnie rozpoczniecie moje poszukiwania, przeczytajcie ten wpis do końca, a być może wtedy mnie zrozumiecie. A jak nie - trudno, jestem skończona i nie napiszę już więcej dla Was żadnej recenzji, a zaznaczę tylko,...
Przeczytałam tę książkę ponad tydzień temu i nadal nie mogę dojść do siebie. Tak długiego kaca książkowego w życiu jeszcze nie miałam!
Felicja i Nikodem to dwoje młodych ludzi, którzy w swoim życiu przeszli już naprawdę wiele. Przypadkowe spotkanie sprawia, że Niko dotrzega w dziewczynie coś, czego nie widzą inni, chociaż to oni są blisko niej, a nie on - smutek. Na pozór tak różni, mają ze sobą więcej wspólnego, niż mogłoby się wydawać - samotność. Ale czy to odpowiedni czas na budowanie rodzącego się między nimi uczucia?
Rozpoczął się rok szkolny i tak sobie myślę, że po cholerę młodzi ludzie omawiają na zajęciach nic nie wnoszące do życia książki, albo zastanawiają się, co poeta miał na myśli pisząc o niebieskiej firance.
O takich historiach jak "Ukryte w ciszy" powinno rozmawiać się z młodymi ludźmi na lekcjach. O życiu młodej dziewczyny, która mimo że nie daje rady poradzić sobie z problemami, wstydzi się poprosić o pomoc i jest na skraju wyczerpania i fizycznego, i psychicznego. O chłopaku, który rozsypuje się po śmierci bliskiej osoby i nie dostrzega pomocnych dłoni, które próbują uratować go z otchłani. Bo to jest życie, które toczy się koło nas, i którego często nie chcemy dostrzegać zajęci swoimi sprawami. A może właśnie ktoś obok nas krzyczy w ciszy i woła o pomoc, ale boi się zrobić to głośno?
Chociaż nam, dorosłym, może się wydawać, że co ta młodzież może wiedzieć o życiu, prawda jest taka, że mierzą się oni z takimi samymi problemami, jak my : z samotnością, stratą bliskich osób, odrzuceniem, hejtem ...
Nie lekceważmy tego. Bo pewnego dnia okaże się, że może już być za późno na pomoc 😔
Przeczytałam tę książkę ponad tydzień temu i nadal nie mogę dojść do siebie. Tak długiego kaca książkowego w życiu jeszcze nie miałam!
Felicja i Nikodem to dwoje młodych ludzi, którzy w swoim życiu przeszli już naprawdę wiele. Przypadkowe spotkanie sprawia, że Niko dotrzega w dziewczynie coś, czego nie widzą inni, chociaż to oni są blisko niej, a nie on - smutek. Na pozór...
Kiedy autorka podzieliła się z nami, czytelnikami, zapowiedzią i okładką swojej najnowszej książki, byłam pewna jednego - muszę ją przeczytać.
Tym bardziej ucieszyła mnie wiadomość, że właśnie dzięki autorce, Ani Dąbrowskiej i Wydawnictwu Zysk i S-ka będę miała możliwość zrecenzowania jej i podzielenia się z Wami moimi wrażeniami.
Musicie wiedzieć, że kiedy wiem, że otrzymam egzemplarz do recenzji, przed lekturą nie czytam opinii innych. Chcę zaczynać swoją przygodę z daną historią z czystą kartą. Nie wyrabiać sobie zdania przed lekturą, nie mieć wygórowanych oczekiwań, na nic się nie nastawiać, nie mieć uprzedzeń.
Tutaj troszkę odeszłam od reguły, zajrzałam. Delikatnie jak przez minimalnie uchylone okno. Wiedziałam tylko jedno. Część osób była poruszona. Wyczytałam to na grupie fanowskiej pisarki na Facebooku. Byłam ciekawa, czy ja też doznam takich uczuć, emocji...
Powieść zaczyna się niewinnie. Zbyt niewinnie...
To mnie zgubiło!
Julita nie jest typową nastolatką. Stroni od ludzi. Nie chodzi na imprezy, randki. Ktoś kiedyś bardzo ją skrzywdził przez co stała się nieufna, a mężczyzn boi się jak ognia.
Marcel to instruktor tańców latynoamerykańskich. Jego matka zmaga się z nieuleczalną chorobą.
28-letni tancerz chwyta się każdej nadziei. Jedną z nich jest konkurs tańca, w którym nagrodą są niemałe pieniądze. Może pomogły by one złagodzić ból umierającej matce?
Tych dwoje już wkrótce połączą wspólne treningi. Jednak dla każdego z nich zwycięstwo będzie miało inny smak.
I muszę powiedzieć, że mimo wielu pięknych słów już na samym początku, czegoś mi brakowało. Ta opowieść była niepełna. Tym brakującym puzzlem okazała się kizomba. Ja nie wiedziałam, jak ją się tańczy. Chwyciłam więc za telefon, uruchomiłam you tube i zanurzylam się w tym magicznym świecie passady, której melodia i emocje towarzyszyły mi przez resztę stron.
Lekka lektura, prawda?
Taka w stylu filmów typu "Step up" albo "Just dance", gdzie pierwsze skrzypce grają : muzyka, taniec, pasja i emocje. A potem już tylko miłość. Nie może być lepszego sposobu na spędzenie wieczoru przy książce.
Jednak z każdą kolejną stroną zauważyłam, że tej opowieści bliżej do dramatu "Trzy metry nad niebem" Federico Moccia . Czułam, że wydarzy się coś złego. Bardzo złego.
Na 191 stronie zaznaczyłam ostatni cytat :
"Czasami szczęście można znaleźć na wyciągnięcie ręki.
Szczęścia nie mierzy się miarą centymetrów, pieniędzy i wieku.
Szczęście mierzy się ilością uśmiechów i rytmem bicia naszych serc,
przypominającym tempo tańczenia passady".
Myślicie, że dalej nie było niczego wartego zaznaczenia? Było. Nawet nie wiecie jak wiele. Ale dla mnie świat przestał istnieć. Byłam tylko ja, Julita, Marcel i kizomba. Porównania wyrzuciłam do kosza, bo były nie na miejscu. Wiedziałam, że to powieść, której nie można porównać z niczym innym.
Pierwszy raz nie chciałam, aby nastąpił koniec.
Z każdą kolejną stroną zbliżającą mnie do zakończenia coraz bardziej się go bałam. Cholernie się go bałam. Miałam nadzieję, że wszystko zakończy się happy endem, jak w tych wszystkich romantycznych historiach. Ale czułam, że zdarzy się coś złego, bardzo złego. Nie chciałam, żeby Julita cierpiała. Tak bardzo ją polubiłam. Przecież Marcel nie mógł jej skrzywdzić!!!
Potem nie było już nic. Tylko cisza, samotna łza spływająca po moim policzku i serce, które rozpadło się na miliony małych cząstek. Dlaczego? DLACZEGO?!
Dochodziła czwarta nad ranem.
A ja ze słuchawkami w uszach słuchałam tych niesamowitych melodii i oglądałam taniec dusz.
Wciąż i wciąż, i wciąż rozbrzmiewały dźwięki Curti ma mi - ASTY i Magico - Mika Mendes.
Minęła piąta. Dzień budził się do życia. Poduszka przesiąkła łzami. Zasnęłam...
Moje serce się zagoi. Może już dziś uda mi się je posklejać. Ale z nim jest jak z lustrem. Jeżeli się stłucze, obojętnie ile byś wysiłku nie włożył w odnalezienie wszystkich fragmentów, to jest niemożliwe. Już zawsze będzie czegoś brakować. Ta książka wyrwała kawałek mojego serca. Ale nie żałuję, bo wiem, że dzięki temu zawsze będę o niej pamiętać. Wiem, że Julita i Marcel nie znikną z momentem otworzenia kolejnej książki.
Chciałabym napisać Wam jeszcze wiele pięknych słów, opis te emocje, uczucia, ale... nie potrafię.
Ta historia tak bardzo mną wstrząsnęła, że po prostu nie dam rady.
Musicie po nią sięgnąć i przekonać się sami.
Jej nie da się opisać żadnymi słowami...
A potem będziecie marzyć tylko o jednym
By zatańczyć passadę...
/Ania.
Kiedy autorka podzieliła się z nami, czytelnikami, zapowiedzią i okładką swojej najnowszej książki, byłam pewna jednego - muszę ją przeczytać.
Tym bardziej ucieszyła mnie wiadomość, że właśnie dzięki autorce, Ani Dąbrowskiej i Wydawnictwu Zysk i S-ka będę miała możliwość zrecenzowania jej i podzielenia się z Wami moimi wrażeniami.
Musicie wiedzieć, że kiedy wiem, że...
Zawsze głosuj na prawdziwą miłość!
"- What the fuck? - krzyknął mocno naciskając hamulec. Samochód wpadł w poślizg na mokrej od deszczu drodze, aż w końcu się zatrzymał. (...)
Wycieraczki z trudem radziły sobie ze strugami wody, ale bez wątpienia na poboczu leśnej drogi leżało ciało. Wysiadł. Runęła na niego ściana deszczu. Była trzecia nad ranem.
Noc strachów, duchów i szkieletów, czyli Halloween. (...) Sprawdził puls... Żyła.
Sięgnął do kieszeni marynarki. Wyjął komórkę, która przez tych kilka chwil prawie zupełnie zamokła. Z trudem wybrał numer.
- Halo! Nazywam się Damian Maxwell. Znalazłem nieprzytomną dziewczynę... ".
W tak drastycznych okolicznościach na Old Cutler Road krzyżują się drogi Niny i Damiana. Ona jest zagubioną i zbyt ufną emigrantką znad Wisły. On z kolei to miejscowy playboy o polskich korzeniach, który postanawia spróbować swych sił w polityce. Niestety jego liczne romanse i interes, który prowadzi nie do końca wzbudzają zaufanie obywateli. Aby stać się go godnym, młody mężczyzna nie ma wyboru - musi się ustatkować i ożenić. Tylko w ten sposób zyska w oczach wyborców.
Nie wierzący już w miłość Damian proponuje Ninie układ - małżeństwo na pokaz wzamian za przyzwoite wynagrodzenie. Czy to jednak dobry pomysł- zamienić życie w jedną wielką farsę?
Czytając opis tej książki możemy dojść do słusznego wniosku, że to typowo kobiecy romans z elementami powieści obyczajowej.
Zachwycające plenery gorącej Florydy, przystojny mężczyzna i piękna kobieta oraz jasne i ciemne strony życia w blasku fleszy. Jeżeli dodać do tego nie zawsze czyste zagrywki w świecie polityki i kilka pikantnych, ale smacznych scen powinniśmy otrzymać crème de la crème tego gatunku. I otrzymujemy!
Zdaję sobie doskonale sprawę, jakie są opinie o romansach. Niestety, nie zawsze są one pozytywne. A ja przyznam się Wam szczerze i bez grama wstydu, że lubię takie klimaty. Uwielbiam od czasu do czasu sięgnąć po lekturę przy której po prostu będę mogła się zrelaksować i odprężyć;
dzięki której chociaż na kilka chwil przeniosę się w inny świat. A jeżeli dodatkowo powieść niesie ze sobą przesłanie...
Tak, tak. Jeżeli myślicie, że Pani Anna Kekus napisała "pusty" romans wypełniony łóżkowymi scenami i nic nieznaczącymi dylematami to jesteście w błędzie! Ogromnym błędzie!
Wybory Niny to opowieść o miłości i o decyzjach jakie musimy podejmować. Życie niestety nie zawsze daje nam jasne odpowiedzi więc i wybory nie zawsze bywają słuszne. Przekona się o tym zarówno Damian jak i nasza główna bohaterka.
Tylko, czy obydwoje zdążą zrozumieć, że zawsze, ale to ZAWSZE trzeba głosować tylko na prawdziwą miłość?
Jeden dzień. Niecałe 24 godziny. Aż żałuję, że tylko tyle czasu spędziłam w towarzystwie bohaterów najnowszej propozycji Wydawnictwa Lira. Ale po prostu nie potrafiłam rozstać się z tą historią na dłużej niż godzinę 🕛
Nina to kobieta, która chociaż chce dobrze, potrafi ostro namieszać. Momentami aż chciałam krzyknąć "Nina! Co ty chcesz zrobić?!/ Dziewczyno, to się źle skończy!/ Lepiej uważaj!"
A ona i tak twardo brnęła w złą stronę. Uparciuch!
Aż dotarła do końca. I tu moje odczucia najlepiej odda zwrot rozpoczynający tę historię: What the fuck?! Serio! Już dawno nie doznałam takiego szoku. Ja byłam święcie przekonana, że ta powieść zakończy się gorącym pocałunkiem, spacerem w stronę słońca, albo i czymś więcej. A tu proszę. Autorka wprowadziła mnie w prawdziwe osłupienie.
Na początku pomyślałam : zaraz, zaraz Pani autorko, tu chyba brakuje kilku stron 😂 😂 😂
Prawda jest jednak taka, że historia Niny nadal się tworzy. Uff 👍 Całe szczęście, bo takiego zakończenia bym nie przeżyła. I tak ledwo uszłam z tego bez większego, emocjonalnego szwanku.
Moi Drodzy, jeżeli szukacie jednego z najlepiej, najciekawiej i najpiękniej napisanych romansów z dodatkowo cudowną okładką - właśnie przeczytaliście jego recenzje 📖
Nic dodać, nic ująć 🌼
Zawsze głosuj na prawdziwą miłość!
"- What the fuck? - krzyknął mocno naciskając hamulec. Samochód wpadł w poślizg na mokrej od deszczu drodze, aż w końcu się zatrzymał. (...)
Wycieraczki z trudem radziły sobie ze strugami wody, ale bez wątpienia na poboczu leśnej drogi leżało ciało. Wysiadł. Runęła na niego ściana deszczu. Była trzecia nad ranem.
Noc strachów, duchów i...
"Posłuchaj jak wiatr na skrzypcach żałośnie gra...".
Każdy z nas ma w planach takie książki, które niby chce przeczytać, ale nic nie robi, aby to faktycznie zrobić.
Tak było u mnie w przypadku tej powieści. Przyznaję, opis mnie zaciekawił, spodobała mi się okładka i pomyślałam sobie, że chciałabym poznać historię w niej opisaną.
Z czasem mój zapał zmalał, inne książki zajmowały swoje miejsca w mojej domowej biblioteczce, a "Z popiołów" tylko od czasu do czasu rzucało mi się w oczy w internecie. I pewnie gdybym pewnego grudniowego dnia nie odwiedziła biblioteki, nadal nie poznałabym Sary i Michała. Patrząc na tę książkę, stojącą na półce, zdałam sobie sprawę, że przecież nic nie stracę zabierając ją do domu. Czy to było dobre posunięcie z mojej strony?
Wydarzenia z przeszłości zmieniły Sarę nie do poznania, odcisnęły piętno na jej poczuciu własnej wartości i zaufaniu do ludzi. Jest teraz pewna, że miłość sprowadza się jedynie do cierpienia. Przynosi ból, łzy i rozczarowanie. Przekonał się o tym także Michał, którego wykorzystała była dziewczyna.
Przypadkowe spotkanie dwóch poranionych dusz uruchamia ciąg niespodziewanych zdarzeń i pozwala im poznać życie na nowo. Budowany od lat mur, którym otaczała się Sara, zaczyna pękać za sprawą opiekuńczego Michała.
"W życiu nie ma miejsca na poprawki. To nie brudnopis, w którym można eksperymentować bez konsekwencji".
New adult - to (nie)nowy gatunek w literaturze, który cieszy się sporą popularnością. Jest tylko jeden malutki problem. Moim zdaniem, wszystkie powieści przypisane do tego gatunku są bardzo schematyczne (wniosek na podstawie powieści NA, które do tej pory przeczytałam). Jest "ofiara" (w tej roli przeważnie występuje dziewczyna) skrzywdzona przez los/bliskich oraz wybawca, który powoli pomaga ofierze podnieść się z kolan i zacząć żyć.
Zdaję sobie sprawę, że "Z popiołów" Martyny Senator jest zaliczana do gatunku powieści obyczajowych, ale jak dla mnie ona idealnie wpisuje się w nurt NA, bo posiada wszystkie elementy charakterystyczne dla tego właśnie gatunku.
W przypadku historii Sary i Michała to właśnie ona została niewyobrażalnie skrzywdzona przez kogoś, kto powinien ją chronić, a Michał pomaga wrócić jej do życia. Takiego prawdziwego - pełnego uśmiechu, radości i nadziei.
"Oboje runeliśmy w przepaść, ale na szczęście w porę nauczyliśmy się latać i zamiast roztrzaskać się o dno, wzbiliśmy się wysoko w powietrze".
I tu pojawia się pytanie : czy warto sięgać po takie powieści, skoro zmieniają się w nich jedynie imiona bohaterów, traumatyczne przeżycia, okoliczności pierwszego spotkania, ich zainteresowania, pasje, kierunki studiów i zawody? No tak, można pomyśleć, że przecież już to sprawia, że każda z tych historii jest inna, ale należy pamiętać, że szkielet powieści pozostaje ten sam - wychodzenie z cienia przeszłości ; wracanie do życia.
"Czasami diabeł przybiera postać anioła tylko po to, żeby zwabić człowieka w sam środek piekła".
I ja już szybciutko odpowiadam Wam na to pytanie. Według mnie wszystko zależy od sposobu, w jakim autor/ka ujmie temat.
Można napisać 500 stron, ale jeżeli na żadnej z nich nie znajdziemy choć cienia emocji, taką książkę można oddać do skupu makulatury, aby już nigdy więcej na nią nie patrzeć.
A można, tak jak Martyna Senator, na 333 stronach ukazać całą gamę uczuć i zrobić to w taki sposób, że nie sposób oderwać się od książki!
Tak, tak. Dobrze czytacie. Ta książka jest genialna!
Dla niej zarwałam noc. Razem z głównymi bohaterami śmiałam się i płakałam. Przeżywałam wszystko razem z nimi. A potem tak bardzo za nimi tęskniłam ; ok - nadal tęsknię.
To wszystko świadczy o tym, że autorka wykonała kawał dobrej roboty. Potrafiła ubrać w słowa miłość Sary do muzyki, a to nie jest wcale proste, by przemienić nuty w słowa na papierze. Moim zdaniem idealnie oddała też emocje, jakie towarzyszyły Sarze i Michałowi na poszczególnych etapach ich znajomości.
I zaciekawiła mnie już na samym początku, a to jest bardzo ważne, by czytelnik "przeniknąl" do powieści już od pierwszych zdań.
"Upadam. Uderzam głową o ziemię i na krótką chwilę tracę oddech. Przeszywa mnie ból (...) Otwieram oczy i dostrzegam nad sobą kilka czerwonych maków (...) Słyszę jego głos. Jest coraz bliżej... Przerażona zaczynam płakać, ale wiem, że nikt nie usłyszy mojego krzyku".
Polecam i miłośnikom new adult, i zwolennikom wyjątkowych powieści obyczajowych, a także fanom romansów. Ja jako czytelniczka każdego z tych gatunków, jak już wiecie, byłam zachwycona i jestem prawie pewna, że Wy również będziecie.
"Posłuchaj jak wiatr na skrzypcach żałośnie gra...".
Każdy z nas ma w planach takie książki, które niby chce przeczytać, ale nic nie robi, aby to faktycznie zrobić.
Tak było u mnie w przypadku tej powieści. Przyznaję, opis mnie zaciekawił, spodobała mi się okładka i pomyślałam sobie, że chciałabym poznać historię w niej opisaną.
Z czasem mój zapał zmalał, inne książki...
Dziś będzie krótko i na temat.
Przed Wami propozycja, która przypadnie do gustu każdemu maluchowi.
Co może mieć wspólnego jednorożec i akceptacja? Kto przychodzi nocą do pokoju i jakie dzieją się wtedy cuda? Skąd pochodzi brokuł i kto chciałby jadać w rajskiej kuchni? Od czego zaczyna się sukces? Jaka cecha łączy wszystkie koty? Odpowiedzi na te wszystkie pytania znajdziecie w najnowszej propozycji Adama Cichego.
"A właśnie, że baśnie" to zbiór czterech, rymowanych utworów. Nie będę opowiadać Wam, o czym one są, nie mogę jednak przemilczeć faktu, że mimo lekkiego stylu, momentami zabawnej treści, każda z baśni traktuje o innym problemie i w przyjemny dla dziecka sposób przekazuje to, co naprawdę ważne.
I to jest tutaj najistotniejsze. Bo dziecko nawet nie zdaje sobie sprawy, że autor i rodzic porusza ważne i trudne (jak chociażby wspomniana już wcześniej akceptacja) tematy, ale zapamiętuje. To już będzie w nim tkwiło i jest duże prawdopodobieństwo, że w przyszłości wykielkuje z tego podstawa, na której oparcie znajdą wszystkie pozytywne cechy charakteru.
Czy komuś przyjdzie do głowy, że czytając krótki utwór "O niezwykłym koniku" dziecko uczy się empatii i szacunku?
A może dzięki "Jedzcie warzywa chłopcy i dziewczyny!" dziecko wreszcie przekona się do jarzyn? I tutaj pozwolę sobie na chwilkę prywaty 😉 Po przeczytaniu tego utworu, mój synek zażyczył sobie na obiad... fasolkę po bretońsku. I mimo, że do tej pory fasoli w ogóle nie tykał, zjadł ze smakiem! Jest sukces. Nieoczekiwany, ale jednak ☺
"Bywa, że ktoś się rozczuli
nad losem biednej cebuli.
(...)
Cebula się nie przejmuje,
a humor jej dopisuje.
Nawet to jej nie przeszkadza,
że do łez nas doprowadza.
(...)
Nie sposób nie wspomnieć roli,
jaka przypadła fasoli,
choć nie zawsze jeść ją chcemy,
bo z trawieniem są problemy."
Ze swojej strony polecam tę książeczkę każdemu. Jest naprawdę przyjemna w odbiorze. W tej kwestii zarówno zdanie mojego synka jak i moje jest takie samo - czytamy jeszcze raz! Tych "razów" już troszkę za nami jest ; wiele na pewno przed nami.
Podsumowując - nie tylko sen jest biletem do krainy baśni. A ta książka jest na to najlepszym dowodem!
Dziś będzie krótko i na temat.
więcej Pokaż mimo toPrzed Wami propozycja, która przypadnie do gustu każdemu maluchowi.
Co może mieć wspólnego jednorożec i akceptacja? Kto przychodzi nocą do pokoju i jakie dzieją się wtedy cuda? Skąd pochodzi brokuł i kto chciałby jadać w rajskiej kuchni? Od czego zaczyna się sukces? Jaka cecha łączy wszystkie koty? Odpowiedzi na te wszystkie pytania...