-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać189
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik11
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
Książka Agnieszki Kamińskiej to słodko-gorzki list miłosny do kraju, który autorka, mieszkając tutaj od lat, poznała od podszewki. Nie ma lukru, jest za to niesamowicie wciągający reportaż, gdzie dosłownie czuć wychodzone i wyjeżdżone kilometry poświęcone. Kamińska potrafi zaskakiwać, gdy na jednej ze stacji benzynowych spotyka gwiazdę szwajcarskiego sportu narodowego Schwingen, który parę stron wcześniej opisywała. Ale przede wszystkim ta książka nie jest suchą relacją, ona żyje razem z jej autorką i to stanowi o jej wielkiej atrakcyjności. 10/10 to wysoka ocena, ale wynika ona także z faktu, że to pierwsza taka publikacja na temat Szwajcarii, to reportaż, który idzie pod prąd tym wszystkim szwajcarskim stereotypom, które nadal pokutują (nie tylko) wśród Polaków.
Książka Agnieszki Kamińskiej to słodko-gorzki list miłosny do kraju, który autorka, mieszkając tutaj od lat, poznała od podszewki. Nie ma lukru, jest za to niesamowicie wciągający reportaż, gdzie dosłownie czuć wychodzone i wyjeżdżone kilometry poświęcone. Kamińska potrafi zaskakiwać, gdy na jednej ze stacji benzynowych spotyka gwiazdę szwajcarskiego sportu narodowego...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-11-04
Na początek uwaga - uwielbiam Kereta, a "Tęskniąc za Kissingerem" jest jedną z moich ulubionych książek wszechczasów. Jak mają się sprawy z "Usterką"? No, cóż, nie jestem rozczarowany, a pierwsze i ostatnie opowiadanie są wybitne. To dokładnie taki Keret, jakiego znam i lubię. A co jest pomiędzy? Tu bywa różnie. Od rzeczy dobrych jak "Koncentrat samochodowy" czy "Alergie" przez rzeczy przeciętne ("Chipsy"), po niestety słabe ("Grzyb", "Todd"). Mam też uwagi co do samego tłumaczenia, mam wrażenie, że wkradały się tam kalki językowe, z którymi redakcja/korekta nic nie zrobiła. Typu "To weźmie godzinę" - nie powinno być "to zabierze godzinę? Takich kwiatków jest więcej. To jednak nadal Keret, którego, jak już pisałem, uwielbiam. "Usterka na skraju galaktyki" nie jest równą książką, ale taki urok zbiorów opowiadań. Warto przeczytać, a "Ewolucja rozstania" to jeden z najbardziej emocjonalnych tekstów, jakie czytałem w ostatnich latach.
Na początek uwaga - uwielbiam Kereta, a "Tęskniąc za Kissingerem" jest jedną z moich ulubionych książek wszechczasów. Jak mają się sprawy z "Usterką"? No, cóż, nie jestem rozczarowany, a pierwsze i ostatnie opowiadanie są wybitne. To dokładnie taki Keret, jakiego znam i lubię. A co jest pomiędzy? Tu bywa różnie. Od rzeczy dobrych jak "Koncentrat samochodowy" czy...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-10-13
Tragedia, opowiadania tak płaskie i papierowe, że szkoda czasu na czytanie. Może jedno, dwa się bronią. Nad resztą spuścmy zasłonę milczenia. I jeszcze zakończenia - w większości przewidywalne lub po prostu miałkie. Masterton może nie ma finezji Kinga, ale pisywał lepiej.
Tragedia, opowiadania tak płaskie i papierowe, że szkoda czasu na czytanie. Może jedno, dwa się bronią. Nad resztą spuścmy zasłonę milczenia. I jeszcze zakończenia - w większości przewidywalne lub po prostu miałkie. Masterton może nie ma finezji Kinga, ale pisywał lepiej.
Pokaż mimo toMiniaturowe, pozbawione oczywistej puenty, ale naprawdę łapiące za serce opowiadania.
Miniaturowe, pozbawione oczywistej puenty, ale naprawdę łapiące za serce opowiadania.
Pokaż mimo toNieco topornie się zaczyna, pierwsze trzydzieści stron nie zachwyciło. Potem jest znacznie lepiej, choć nadal mam wrażenie, że książce przydałaby się lepsza redakcja i zapanowanie nad tematem. Ogólnie na plus, podobało mi się, ale czuję niedosyt.
Nieco topornie się zaczyna, pierwsze trzydzieści stron nie zachwyciło. Potem jest znacznie lepiej, choć nadal mam wrażenie, że książce przydałaby się lepsza redakcja i zapanowanie nad tematem. Ogólnie na plus, podobało mi się, ale czuję niedosyt.
Pokaż mimo toNiestety spodziewałem się czegoś lepszego, a dostałem irytujący i niestety dość płytki strumień myśli głównej bohaterki. Nie podoba mi się też chwyt z rozpychaniem objętości książki, te pojedyncze, skromne akapity i niekiedy niemal puste strony. Może taki był zamysł arystyczny, ale efekt raczej słaby.
Niestety spodziewałem się czegoś lepszego, a dostałem irytujący i niestety dość płytki strumień myśli głównej bohaterki. Nie podoba mi się też chwyt z rozpychaniem objętości książki, te pojedyncze, skromne akapity i niekiedy niemal puste strony. Może taki był zamysł arystyczny, ale efekt raczej słaby.
Pokaż mimo to
Debiut Justyny Artym to mocno metaforyczne mikroformy, gdzie wiele kryje się między wierszami, jednocześnie nie ma się wrażenia, by ta metaforyczność była sztuczna czy wydumana. To książka do czytania powoli, we fragmentach, na pewno nie teksty do przebiegnięcia szybko i bez zastanowienia. Momentami kojarzyły mi się z twórczością Nataszy Goerke. Bardzo polecam.
Debiut Justyny Artym to mocno metaforyczne mikroformy, gdzie wiele kryje się między wierszami, jednocześnie nie ma się wrażenia, by ta metaforyczność była sztuczna czy wydumana. To książka do czytania powoli, we fragmentach, na pewno nie teksty do przebiegnięcia szybko i bez zastanowienia. Momentami kojarzyły mi się z twórczością Nataszy Goerke. Bardzo polecam.
Pokaż mimo to