-
ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę „Nie pytaj” Marii Biernackiej-DrabikLubimyCzytać1
-
ArtykułyNatasza Socha: Żeby rodzina mogła się rozwijać, potrzebuje czarnej owcyAnna Sierant1
-
ArtykułyZnamy nominowanych do Nagrody Literackiej „Gdynia” 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyMój stosik wstydu – które książki czekają na przeczytanie przez was najdłużej?Anna Sierant26
Biblioteczka
2024-04-01
2024-03-07
Po raz kolejny chyba, po napotkaniu tylu pozytywnych ocen i zachwytów, spodziewałem się nie wiem czego... i trochę się rozczarowałem ;) Do mnie niespecjalnie przemawia ta historia. Jest nudnawa i jakaś taka... niewiarygodna (yhym, lata '70 i ojciec przekonujący syna, że podoba mu się kolega... nooo ok... nie niemożliwe ale umówmy się: dosyć niewiarygodne ;) ). Fajne są te tajemnice rodzinne, ogólnie to całe tło - ono jest rozbudowane i trudne i to jest bardzo na plus. Ale historia chłopaków, to tak yyy... niekoniecznie ;) Nie wiem, książka nie jest zła ale nie znalazłem tu żadnego "wow", można przeczytać ale nie trzeba. Choć przyznam, że ciekawy jestem ekranizacji, właściwie uważam, że ekranizacja tej historii może być całkiem niezła.
(czytana/słuchana: 6-7.03.2024, Legimi)
3+/5 [6/10]
Po raz kolejny chyba, po napotkaniu tylu pozytywnych ocen i zachwytów, spodziewałem się nie wiem czego... i trochę się rozczarowałem ;) Do mnie niespecjalnie przemawia ta historia. Jest nudnawa i jakaś taka... niewiarygodna (yhym, lata '70 i ojciec przekonujący syna, że podoba mu się kolega... nooo ok... nie niemożliwe ale umówmy się: dosyć niewiarygodne ;) ). Fajne są te...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Jak przeczytałem opis, to wiadomo - bardzo się napaliłem na tą książkę ;) Po przeczytaniu stwierdzam, że nie jest AŻ tak dobra i w sumie mogę się zgodzić z wieloma zarzutami innych recenzentów, że trochę chaotyczna, "o wszystkim i o niczym", no i dużo jakiegoś takiego gawędziarstwa... No i styl autora - no tak, to nie jest tez mój ulubiony styl. Ale tutaj chyba tematyka wygrała, i tak z zainteresowaniem przeczytałem/przesłuchałem, jest to temat, którego praktycznie nie ma i raczej już nie będzie skoro zostali już tylko pojedynczy świadkowie i będą tylko ubywać... Szkoda, że nie została napisana inaczej ale lepiej tak niż wcale ;)
Taki sobie cytat:
"Homo w czasie wojny — no byli.
(...)
Na przykład bańka na placu Trzech Krzyży funkcjonowała za okupacji, i to bardzo prężnie. (...) I Niemcy, i Polacy tam chadzali nie jak do ustępu, ale jak do spa. Odnowa biologiczna była w modzie, szybka i skuteczna, bez nacjonalistycznych barier, bez politycznych granic i bez społecznych uprzedzeń.
- Miałem bardzo serdecznego przyjaciela — opowiada Jerzy — profesora szkoły teatralnej i aktora w Łodzi, który mówił, że w czasie okupacji wszyscy młodzi geje chodzili najchętniej na tak zwaną pikietę na plac Wilsona i tam ss-mani i inni Niemcy korzystali. No, to była rozkosz! To byli najbardziej wypielęgnowani faceci. Tak, tam Polacy przychodzili na Niemców i tam się to odbywało na miejscu.
Chodziło o to, że żołnierz, że w mundurze od Hugo Bossa, że męski i przede wszystkim — że czysty.
A i to zagrożenie, ta dwuznaczność mogły być nęcące.
(...)
Ale jak to, Polak z Niemcem?
W czasie wojny?
(...)
Największe wzięcie mieli Niemcy w mundurach.
Typów mundurów niemieckich było ponad sto pięćdziesiąt, z czego najbardziej znane to Wehrmacht, Kriegsmarine, Luftwaffe, Waffen-ss.
Obowiązkowa służba wojskowa w Niemczech nazistowskich została wprowadzona w marcu 1935 roku. Wcześniej traktat wersalski mocno ograniczał niemieckie siły zbrojne. W najbardziej newralgicznym momencie, na początku 1942 roku, żołnierzy niemieckiej piechoty były 4 miliony, a cały Wehrmacht osiągnął liczbę 8,6 miliona ludzi.
No to jest bardzo dużo mundurów."
(czytana/słuchana: 21-22.01.2024)
5-/5 [8/10]
Jak przeczytałem opis, to wiadomo - bardzo się napaliłem na tą książkę ;) Po przeczytaniu stwierdzam, że nie jest AŻ tak dobra i w sumie mogę się zgodzić z wieloma zarzutami innych recenzentów, że trochę chaotyczna, "o wszystkim i o niczym", no i dużo jakiegoś takiego gawędziarstwa... No i styl autora - no tak, to nie jest tez mój ulubiony styl. Ale tutaj chyba tematyka...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-11-22
Taka "Tajemnica Brokeback Mountain" w realiach PRL-u :D nie, żartuję, nie aż tak dobra. Niby w porządku, niby nie nudziła, ale przesadzona jeśli o te realia chodzi i w sumie niezbyt porywająca... Można przeczytać ale nie trzeba, żadna to będzie strata ;)
(czytana/słuchana - 21-22.11.2023)
3+/5 [6/10]
Taka "Tajemnica Brokeback Mountain" w realiach PRL-u :D nie, żartuję, nie aż tak dobra. Niby w porządku, niby nie nudziła, ale przesadzona jeśli o te realia chodzi i w sumie niezbyt porywająca... Można przeczytać ale nie trzeba, żadna to będzie strata ;)
(czytana/słuchana - 21-22.11.2023)
3+/5 [6/10]
2023-08-27
Co do tej książki mam mieszane uczucia - zacząłem jej słuchać i się nie dało, takiej książki ciężko się słucha, lepiej przeczytać. Więc przeczytałem. I rozumiem co ludziom się w niej podoba - autor pisze z polotem, mimo że to forma pamiętnika, to czyta się przyjemnie, może to się podobać. Ale dla mnie trochę za bardzo jak Marcin Wicha (którym z resztą autor wydaje się zafascynowany, wspomina o czytaniu jego książki "Rzeczy których nie wyrzuciłem", a ja ją oceniłem no tak średnio, także wniosek nasuwa się sam ;) ). Ale nie to jest główną wadą, dla mnie największym minusem jest, że to książka o wszystkim... i o niczym. Brakuje mi tematu przewodniego. Wiele recenzji chwali fragmenty o zwierzętach ale mnie to najmniej interesowało. Ale może taki jestem nieczuły i nie za bardzo umiem się wczuć w miłość do zwierząt, których nazwy nic mi nie mówią ;) Musiałem googlować większość gatunków (co tylko dodatkowo mnie irytuje). Ale też nie uważam żeby tej treści było tak dużo, żeby można było przyznać iż jest to temat przewodni. Najbardziej ciekawiły mnie relacje rodzinne, jest sporo odniesień/wspomnień wojennych i związanych z holokaustem. Ale... jest też w tej książce coś takiego, np. te zabawne anegdotki z jego miejsc pracy - niby to zabawne i ktoś mógłby powiedzieć "wow, ale ma fajną pracę, mają tam wesoło", ale ja też bym mógł takich mnóstwo przytoczyć z każdej mojej pracy ;) bo odbiór sytuacji zależy od tego jak się taką anegdotkę opowie. Naprawdę, też macie takie zabawne prace ;)
Plus za przytoczenie mojego ulubionego wiersza ("Ten jest z ojczyzny mojej" A. Słonimskiego).
I z jednym cytatem się zgadzam:
"Myślę, że jeśli jakimś chłopakom wydaje się, że prawa kobiet to nie jest ich sprawa, to są głupi jak chuj. Przecież wszyscy mamy matki, babki, siostry, ciotki, przyjaciółki, sąsiadki, kuzynki, współpracowniczki, a niektórzy mają też żony, dziewczyny i córki."
- tyle, że ja bym powiedział nawet więcej: brak praw dla kobiet w jakichś dziedzinach powoduje jednoczesne strącenie ich do innych, które stają się przez to "niemęskie", a to powoduje, że mężczyźni nie mają w nich równych praw (np. opieka nad dziećmi), także to się nikomu nie opłaca.
Podsumowując: książkę czyta się dość przyjemnie ale żeby ją uznać za świetną, to dla mnie trochę za mało ;) Jak to w innej opinii przeczytałem: "Nie ma do czego się przyczepić, ale też nie ma za bardzo czym się zachwycać. " ;)
I jeszcze tylko nie wiem czy zaliczyć ją do mojej półki "LGBT" ale chyba tak, bo inaczej bym pewnie po nią nie sięgnął ;)
A jeśli się komuś bardzo podobała, to hej: ale wiecie, że tak kiedyś wyglądały blogi? :) Zanim jeszcze stały się stronami eksperckimi... Tak, też za tym tęsknię... Dokładnie tak wyglądały i tak sobie myślę, że skoro w dzisiejszych czasach książka w tej formie w ogóle została wydana, to może i ja swój pamiętnik powinienem opracować ;)
(czytana: 16-27.08.2023, Legimi)
3+/5 [6/10]
Co do tej książki mam mieszane uczucia - zacząłem jej słuchać i się nie dało, takiej książki ciężko się słucha, lepiej przeczytać. Więc przeczytałem. I rozumiem co ludziom się w niej podoba - autor pisze z polotem, mimo że to forma pamiętnika, to czyta się przyjemnie, może to się podobać. Ale dla mnie trochę za bardzo jak Marcin Wicha (którym z resztą autor wydaje się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Trafiłem na opis tej książki i pomyślałem: coś dla mnie! :D Choćby dlatego, że czytało się fanfiki, no tak... (nie wiem co tam ludzie najbardziej lubią albo co teraz lubią ale ja nadal mam ponad 200 najlepszych o "Prison Break" na dysku :D i chyba faktycznie z nich najwięcej nauczyłem się angielskiego ;) ) tyle podobieństwa. Natomiast Tosiek jest postacią bardzo nierealną (w ogóle wszyscy bohaterowie są dość mało realni), bo taka historia, że się nagle coś tam odkrywa po iluś latach przerwy, jest mało wiarygodna. No i nie wiem, czy naprawdę w czyimś otoczeniu trafia się tyle udziwnionych imion na raz? Antonina, Leon, Idalia, Roksanna... ja rozumiem jedno, no może dwa, ale żeby tyle? U mnie były prawie same Piotry, Pawły, Mateusze, Karoliny i cztery Anny, dziwnym trafem w książkach rzadko się to zdarza ;)
Ale ok, to jest tylko powieść, powiedzmy że nie musi być super-realna żeby była dobra (w ogóle nie musi być realna w sumie), jednak główny bohater jest niesamowicie irytującą postacią.... Jakby miał pretensje do świata, że go nie rozumie, ale wcale jeszcze nie powiedział temu światu o sobie - dla mnie irytujące. Można nic nie mówić ale i nie mieć pretensji, że ludzie nie czytają w myślach, albo powiedzieć i wtedy faktycznie pretensje można mieć. Ale nie, Tosiek ma pretensje bo tak. Ja nie wiem, czy niektórzy naprawdę w tak dziwny sposób dojrzewają? Jakieś szaleństwo. Mnie to ominęło.
Jest sporo zwrotów, fraz, słów takich specyficznych, które nie zostają też nigdzie wyjaśnione... ale z zadowoleniem stwierdzam, że jednak wszystko znam i rozumiem, co chyba oznacza że nie jestem jeszcze taki stary ;)
Autorce udało się też pewną prawdę o naturze świata w dwóch fajnych, zabawnych fragmentach uchwycić:
cyt.:
"- (...) Ludzie są w porządku?
– Chyba tak – powiedziała Tosia. Osobiście wszyscy wydawali jej się nie do zniesienia, (...)"
cyt.:
"– Coś cię gryzie? – spytał w końcu Marcin, odsuwając pusty talerz. (...) Jakiś sprawdzian? A może ktoś ci dokuczał?
– Wszyscy wszystkim dokuczają – wybełkotał. – Na tym polega szkoła, tato."
:D
W sumie to taka lekka, choć nie całkiem krótka, książeczka może bardziej dla młodzieży... Ale czytało/słuchało się w porządku, więc jako lekka powieść może być.
(czytana/słuchana: 15-16.06.2023)
4-/5 [6/10]
Trafiłem na opis tej książki i pomyślałem: coś dla mnie! :D Choćby dlatego, że czytało się fanfiki, no tak... (nie wiem co tam ludzie najbardziej lubią albo co teraz lubią ale ja nadal mam ponad 200 najlepszych o "Prison Break" na dysku :D i chyba faktycznie z nich najwięcej nauczyłem się angielskiego ;) ) tyle podobieństwa. Natomiast Tosiek jest postacią bardzo nierealną...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-05-23
To jest cegła, bardzo długa książka i dlatego miałem w trakcie czytania/słuchania mieszane uczucia - są fragmenty, które bardzo mnie znudziły. Były to głównie opisy co na czym polega, ale takie rzeczy to ja akurat wiem :D dlatego było to nudne. No i ta książka została wydana w USA już trochę lat temu, co czasem też można było wyczuć... Ale to tyle jeśli chodzi o wady, poza tymi drobnymi aspektami, to jest nadal bardzo aktualna książka (właściwie nic tam się nie zestarzało) i ogólnie bardzo dobra! A momenty są takie, że... ale o tym zaraz ;)
Myślę, że książka dobrze wyjaśnia zagadnienie, np. już na samym początku pozwoliła mi się zorientować, że to jednak nie moje klimaty :D (pojedyncze elementy, tak, ale całość to nie bardzo), bo mianowicie ludzie opowiadają tam, że często dla nich cała ta otoczka jest bardziej pociągająca/satysfakcjonująca niż stosunek czy orgazm - ciekawe spojrzenie ale "ja tak nie mam" ;) Ale jest naprawdę nieźle opisane i wyjaśnione co dokładnie daje im satysfakcję (np. w chłoście pleców) itp. - wreszcie chyba ich zrozumiałem, a na pewno nigdy nie czytałem lepszego wyjaśnienia.
Niektóre rzeczy były dla mnie bardzo "kosmiczne", np. wspomnienie tatuowania i piercingu jako czegoś seksualnego - ja tam nie widzę w tym żadnego "przechodzenia" i uniesień :P ot coś, co trzeba wytrzymać żeby mieć ładną ozdobę ale ciekawe podejście i cóż, jeśli ktoś ma takie wrażenia, to niech ma sobie na zdrowie ;)
Nie wiedziałem czego się spodziewać po rozdziałach o transpłciowości... ale są dobre! Nawet tutaj książka nie jest mocno postarzała! No może poza:
cyt.: "Doświadczenie orgazmu [po operacji na genitaliach] jest mało prawdopodobne." - ee, nie :D a jeśli jest z tym problem, to znaczy że coś poszło nie tak ;)
I mimo, że to tylko jeden z kilku rozdziałów w książce, to są naprawdę dobre stwierdzenia odnoszące się do transpłciowości:
cyt.: "Miałem możliwość skonfrontować się z efektami pracy innych „terapeutów”, dzięki czemu powziąłem ogólne wrażenie, oparte na statystykach i zgromadzonym doświadczeniu, że przeciwwarunkowanie nie działa, niezależnie od zastosowanej techniki. Jeśli różnych zachowań seksualnych nie sposób pozbyć się na drodze przeciwwarunkowania, trudno zakładać, że pojawiły się one na drodze warunkowania."
cyt.: "Klinicystom nigdy nie udało się wyeliminować w praktyce ani transseksualności, ani pragnienia crossdressingu, co wskazywać może na jakąś biologiczną podstawę tych fenomenów. Koncepcję tę wzmacnia jeszcze fakt, że tego typu zachowania obserwowane były na przestrzeni całej historii i we wszystkich niemal kulturach. Częstsze występowanie transpłciowych osób M/K może być, po części, spowodowane tym, że wszystkie płody rozwijają się pierwotnie jako kobiece, płód męski natomiast powstaje na drodze ich jednoczesnej hormonalnej defeminizacji i maskulinizacji. Można założyć, że w niektórych przypadkach ów proces nie zostaje ukończony w trakcie ciąży, a co za tym idzie, postawić hipotezę, że w mózgu takiej osoby istnieje częściowy kobiecy konstrukt, który aktywowany jest przez czynniki społeczne."
Ale tym co najważniejszego wyniosłem z tej książki... w ogóle mogę chyba powiedzieć, że to jedna z najważniejszych rzeczy, jakie w życiu dotychczas przeczytałem, to historia mężczyzny, który jest infantylistą (czerpie satysfakcję z bycia traktowanym jak niemowlę), a przy okazji choruje na stwardnienie rozsiane, co sprawia, że często rzeczywiście wymaga opieki (do tego stopnia, że zdarza się iż np. pieluch potrzebuje z powodu choroby). To do jakiego stopnia "odnalazł się" w swojej sytuacji i potrafi czerpać z niej satysfakcję, że w ogóle tak można... jest wow, respekt i super!
cyt.: "Zdarzyło się to [moczenie] kilkakrotnie. Nawet gdy mogłem się bez nich obejść, nosiłem pieluchy. Pomyślałem, że zawsze chciałem to robić, więc w sumie nie przeszkadza mi to za bardzo. To mój sposób powiedzenia: „Nie jest tak źle!”."
- popieram. Chciałbym tak umieć. No ogólnie ta historia dała mi dużo do myślenia i jakośtam zostanie ze mną mam nadzieję na zawsze...
(czytana/słuchana: 16-23.05.2023)
4/5 [8/10]
To jest cegła, bardzo długa książka i dlatego miałem w trakcie czytania/słuchania mieszane uczucia - są fragmenty, które bardzo mnie znudziły. Były to głównie opisy co na czym polega, ale takie rzeczy to ja akurat wiem :D dlatego było to nudne. No i ta książka została wydana w USA już trochę lat temu, co czasem też można było wyczuć... Ale to tyle jeśli chodzi o wady, poza...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-09-28
Byłem bardzo ciekawy tej książki, bo to pierwsza o takiej tematyce, którą przeczytałem z powiedzmy "nie dokumentalnych", bo jest to powieść i tylko może luźno inspirowana życiem autorki (bardzo luźno). To taka powiedziałbym miła książka - dobrze się ją czyta, jest bardzo przyjazny język, nawet wesoły i treść jakoś też wesoła, zdania są tak złożone, że wielokrotnie można się uśmiechnąć, rodzina bohaterów się kocha i wspiera, bez względu na wszystko - to jest takie ciepłe, sympatyczne no i fajne.
Zaraz mi ktoś powie, że co ja piszę, przecież momentami jest smutno i wzruszająco... trochę inaczej na to patrzę, bo wiem jak bardzo mocniej byłoby smutno gdyby Claude/Poppy nie miała wspierających rodziców :) No i ogólnie: cała treść mówi jednak, że jest co raz większa akceptacja, jest co raz lepiej. Znów: ok, to tylko powieść, ale moje obserwacje ogólnie też to potwierdzają. A z resztą treść powieści nie wzięła się znikąd. To jest jednak duża różnica w stosunku do książek sprzed 20-30 lat. I całe szczęście.
Miałem dużo fiszek i cytatów zaznaczonych ale teraz jakoś nie wiem w jakim kontekście miałbym je tutaj przytoczyć... już mi nie pasują i wyrwane z kontekstu tracą swoją wymowę. Po niektórych z nich mam pewne wnioski, ale to nie w tym miejscu opiszę... Tutaj dodam tylko jeszcze, że to dobra książka i warto przeczytać.
"- Rozumiem. Ale chłopcy zwykle nie noszą sukienek w przedszkolu - ostrożnie zauważyła Rosie. - Ani rajstop.
- Ja nie jestem zwykły - odparł Claude. Później Rosie pomyślała, że już wtedy było to prawdą."
"Wydaje mi się oczywiste, że pięciolatek, gdyby to miało zależeć wyłącznie od niego, wybierze paznokcie w kolorze tęczy zamiast naturalnych. To normalne. Żadna dysforia. Nie czyni to z niego dziewczyny, tylko dziecko."
- słuszna uwaga, też tak myślę :)
"- Dzieci uczą się w szkole wspaniałych rzeczy. Że po lunch należy ustawić się w kolejce. Że w pomieszczeniach trzeba rozmawiać, a nie krzyczeć. Że nie wolno popychać innych. To z całą pewnością ważne umiejętności życiowe. Sam codziennie z nich korzystam. Ale uczą się też innych rzeczy: dostosuj się, inaczej inni przestaną cię lubić. Bądź taki sam jak inni, bo łatka odmieńca nie jest niczym miłym. W domu Claude jest kochany bezwarunkowo. W szkole bywa odwrotnie: może być bezwarunkowo niekochany."
- tia... nic dodać nic ująć.
"(...) dzieci starsze i silniejsze od niego wciąż dręczyły go pytaniem: 'Jesteś chłopiec czy dziewczyna? Jesteś chłopiec czy dziewczyna? Jesteś chłopiec czy dziewczyna?". Nie znał odpowiedzi, więc nie odpowiadał. A ponieważ nie odpowiadał, wciąż go pytali."
- no właśnie, to pytanie jest najgorsze chyba właśnie dlatego, że się nie umie udzielić na nie odpowiedzi...
"(...) noś, co ci się żywnie podoba, i miej gdzieś, co myślą inni. Bo inni będą sobie myśleć niejedno. I raczej tych myśli nie zatrzymają dla siebie, a wypowiadając je, nie zawsze będą uprzejmi."
"Na szczęście dzieci nazbyt absorbowały ich własne sprawy, by miały zwracać większą uwagę na kryzys tożsamości Claude'a. Były za bardzo pięciolatkami, by cokolwiek poza nimi samymi miało je obejść bardziej niż nieaktualny żeton ciasteczkowy."
"Jeśli stworzysz sobie własne postacie, nie zawiedziesz się na nich jak na prawdziwych ludziach. Jeśli opowiesz własną historię, możesz wybrać zakończenie. Zwyczajne bycie sobą nigdy się nie sprawdza, ale jeśli wymyślisz sam siebie, możesz stać się kimś, za kogo naprawdę się uważasz."
"Nie można wyprzeć się tego, kim się jest, prawda? I czasami cię to niszczy."
"Obawiam się, że nie można mówić ludziom, kim mają być (...) Można ich tylko kochać i wspierać takimi, jakimi już są."
Ale nie powiem, że wszystko mi się podobało w tej książce... Chociaż nie, "nie podobało mi się" to nie są właściwie słowa. To jest po prostu nieco męczące dla mnie kiedy mam bohatera, który... nie jest jednoznacznie transseksualny - może tak to ujmę ;) Tylko że Poppy to jest dziecko, pod koniec 10 letnie, sam byłem wtedy zagubiony, więc trudno mieć pretensje... I właściwie gdzieś tam rozumiem, że to jest dobre dać człowiekowi przestrzeń, by mógł odkryć siebie bez względu na to, co odkryje. Tylko że czuję pewną... trudność w kontaktach z osobami niebinarnymi - nawet mój świat staje się wtedy nieuporządkowany ;) ALE czytając tą książkę po raz pierwszy chyba pomyślałem, że w doświadczeniu dysforii płci jest być może pewien... hm, element wyboru. No oczywiście nie robić nic, to wybór jak w diagnozie raka: możesz się zdecydować na operację i pełne leczenie i będzie to walka o jak najlepsze życie jakie możesz mieć (nadal możesz przegrać, ale w sumie rokowania są co raz lepsze), a możesz zdecydować że nic nie robisz - i szanse że stanie się cud są bardzo małe, prawdopodobnie umrzesz cierpiąc (właściwie chyba nawet w przypadku raka masz większe szanse na cud niż w przypadku odczuwania dysforii płci ;) ). Ale jak daleko się posuniesz z korektą to już może być pewien element wyboru (przynajmniej dla niektórych) - oczywiście są tacy, którzy nie poczują się dobrze nie robiąc wszystkich możliwych zabiegów, ale komuś może wystarczą ubrania i posługiwanie się innymi danymi wśród przyjaciół i akceptacja tychże? A komuś może do tego tylko hormony i zmiana dokumentów, bez operacji albo tylko z jedną wystarczą... I żądać od ludzi żeby przeszli całkowicie "na drugą stronę" bo nam zaburzają obraz świata nie jest w porządku, ani nawet nie jest racjonalne z punktu widzenia medycyny (no bo po co np. operować jeśli ktoś może żyć bez tego, może być szczęśliwy bez tego, wtedy lepiej oszczędzić organizmowi operacji). Cieszę się, że mnie ta książka pobudziła do takiego nieco innego myślenia :)
(czytana: 15-28.09, Legimi)
4+/5
Byłem bardzo ciekawy tej książki, bo to pierwsza o takiej tematyce, którą przeczytałem z powiedzmy "nie dokumentalnych", bo jest to powieść i tylko może luźno inspirowana życiem autorki (bardzo luźno). To taka powiedziałbym miła książka - dobrze się ją czyta, jest bardzo przyjazny język, nawet wesoły i treść jakoś też wesoła, zdania są tak złożone, że wielokrotnie można się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-01-17
Bardzo dobra, świetna, genialna książka, którą polecam każdemu, bez względu na orientację i płeć, ponieważ jest dosyć uniwersalna. To znaczy na początku jest głównie o homoseksualności, rzeczowo, konkretnie i dobrze napisane, a potem jest o związkach i chociaż też głównie homoseksualnych związków są przykłady, to jest to ogólnie o związkach, dosyć uniwersalnie. I dobrze napisane. Tak ogólnie nie wiem co jeszcze mógłbym powiedzieć ale no - jest naprawdę dobra ;) ale żeby się nie powtarzać, przejdę do cytatów, których mam wynotowanych sporo.
Książka ma formę wywiadu, a może raczej dialogu pisarza z psychologiem. Wytłuszczone są pytania/wypowiedzi pisarza, zwykłym tekstem napisane wypowiedzi psychologa.
"Dużo podróżuję. Często ujmuje mnie w wielu krajach otwartość, różnorodność, multikulturowość. Widzę, jak to wzbogaca życie i osobowość ludzi. Natomiast występująca w Polsce tendencja do zamykania się sprawia, że wiele osób czuje się na marginesie życia. Zwłaszcza osoby LGB."
- o, to, to! Dokładnie, właśnie! To jest pierwszy z cytatów, który bardzo ładnie i zgrabnie ujmuje, to co zawsze czułem tylko nigdy nie umiałem tak ładnie i zgrabnie podsumować ;)
A to jest drugi:
"Dobro osób LGB to wspólna sprawa narodowa. Osoby LBG nierzadko cierpią na skutki stresu mniejszościowego, takie jak depresja, bezsenność, lęki, zaburzenia odżywiania i trudności z koncentracją. To potężna strata dla gospodarki kraju, jak również duże koszty dla systemu opieki zdrowotnej."
- !!! a ludziom się wydaje, że LGBT to jest "temat zastępczy" i rzeczy w ogóle nieważne w obliczu kryzysów gospodarczych... a jak myślicie, skąd się biorą te kryzysy, hę? Zawsze powtarzałem, że ludzie muszą być szczęśliwi (tzn. ich potrzeby muszą być zaspokojone) żeby gospodarka dobrze stała. Nie odwrotnie.
"Zarzuca się homoseksualistom, że organizują parady równości, „afiszują się”. I że przez to wiele osób heteroseksualnych czuje się niepewnie. A mało kto zwraca uwagę, że takie, dajmy na to, typowe polskie wesele to dwudniowa manifestacja heteroseksualności."
- to chyba nie wymaga komentarza ;)
Dalej jest fragment o krajach arabskich, że kiedyś podejście do seksualności było zupełnie luźne tam.
"– Było nawet coś takiego jak średniowieczna arabska poezja homoerotyczna.
– No i to, jak wiemy, mocno się pozmieniało. Za Zachodem generalnie nie przepadają, bo jest zgniły i tak dalej, ale łączy ich z nim negatywny stosunek do homoseksualistów. Wypierają teraz ten kanon literatury związanej z homoseksualnością, cenzurują go. Tymczasem swoboda seksualna, realizowanie swoich seksualnych potrzeb wpływało na to, że ludzie byli zgodni wewnętrznie, z samymi sobą, mogli zatem ze spokojem zajmować się światem zewnętrznym. Rozwijać się, mieć życie duchowe, intelektualne. Przecież kraje arabskie to była kiedyś kolebka różnych prądów filozoficznych, ludzie byli bardzo kreatywni w tym i otwarci. Ale władza z kolei widziała, że trudno kontrolować ludzi, którzy są otwarci, żyją w zgodzie z samymi sobą, bo tacy mogą domagać się różnych zmian. Więc władcy wymyślili, że trzeba wywołać w nich konflikt wewnętrzny. Bo jeśli człowiek ma konflikt wewnętrzny, łatwo nim manipulować, nie jest wówczas tak skupiony na zmianie rzeczywistości zewnętrznej.
– No i dobrali się do seksu?
– Kiedy przeżywasz konflikt wewnętrzny związany ze swoją seksualnością, bo nauczono cię, że barbarzyństwem jest hołdowanie swoim seksualnym potrzebom, że to zwierzę tak robi, a ty powinieneś siłą umysłu to kontrolować, siłą woli rugować i ograniczać seksualność – wtedy jesteś słabszy na zewnątrz, bo zżera cię wojna domowa. A przez to jesteś łatwiej kontrolowalny. Jesteś osobą homoseksualną: źle. Jesteś osobą heteroseksualną: źle, jeśli uprawiasz seks dla przyjemności, a nie dla prokreacji. Jesteś nastolatkiem: nie onanizuj się, nie przeżywaj swojej seksualności, nie ciesz się nią. I tak dalej. Coś ci to przypomina?
– Polska 2016?
– Seksualność wskutek manipulacji różnie rozumianej władzy spychana jest w rewiry chuci i żądzy. Wszystko jest tabuizowane. Stąd – wracając do twojego pytania – bierze się zakorzeniony głęboko pogląd, że „w seksie jest coś złego”.
– Wywołaliśmy w tobie poczucie winy, wstyd, konflikt wewnętrzny? To teraz na kolana i grzecznie się wyspowiadaj! A jaki człowiek jest wdzięczny, gdy zostanie mu wybaczone...
– Podkreślmy zatem jeszcze raz: o ile kogoś tym nie krzywdzimy, to w seksie, w korzystaniu z naszej seksualności nie ma nic złego."
"– I to jest właśnie kolejny typowy temat dla relacji homoseksualnych: jakie jest nasze podejście do seksu poza związkiem. Już o tym trochę rozmawialiśmy. U heteroseksualistów monogamia jest bardziej oczywista. Nie dyskutują o niej, a w razie czego zamiatają swoje grzeszki pod dywan.
– Geje może dlatego dyskutują, że związek gejów to związek dwóch facetów? A faceci, że znowu sięgnę po kochane stereotypy, „mają swoje potrzeby”.
– Sprawa jest skomplikowana. Z kilku powodów. Z jednej strony, my, mężczyźni, rzeczywiście mamy ciut łatwiejszy dostęp do seksualności niż kobiety. Seks jest na zawołanie, na wierzchu – i więcej jest facetów niż kobiet, którym nie jest głupio uprawiać go w sposób mechaniczny. To pierwszy powód. Drugi powód jest z kolei taki, że kiedy z powodu homofobii wiele osób musi się kryć ze swoją orientacją, związkiem, to gdzieś w środku pojawia się myśl: skoro mój seks jest represjonowany, muszę sobie to odbić przez więcej bodźców. To znany mechanizm."
Dalej jest ciekawy fragment, że homoseksualność krystalizuje się po 20 roku życia, a przed 30 ("krystalizuje", a nie "kształtuje"!), ale za dużo by przepisywać/kopiować.
"Miałem wielu „zakłamanych” klientów. Zakłamanych w tym sensie, że byli w związkach heteroseksualnych, mieli nawet dzieci, na zewnątrz kultywowali wartości heteroseksualne, rodzinne, tradycyjne, natomiast po cichu uprawiali coś zupełnie innego. No i wychodziło to na jaw. Bo nie zamknął laptopa, a tam jego profil na jakimś portalu gejowskim. Albo inny mój klient – wyjechał na Zachód do pracy. Żona do niego dołączyła po dwóch latach. I jak w tym zachodnim mieście szli sobie razem, to co drugi facet go pozdrawiał. „Cześć”, „siema”. On jej wytłumaczył, że się tutaj udziela społecznie. Żona dopiero po roku skojarzyła, o jaką konkretnie społeczność chodzi."
- to zabawnie jest napisane ;) ale w sumie oczywiście nie śmieszne, ofiary heteronormy. I dalej ten sam temat:
"Powiedziałbym, że nikt tu nie jest bardziej winny ani bardziej poszkodowany. Załóżmy, że jest taka sytuacja, wzięta zresztą z mojej praktyki. Klient bardzo kochał swojego ojca i wiedział, że on by się załamał, gdyby dowiedział się, że syn jest gejem. Ten ojciec od pewnego momentu nieustannie wywierał na nim presję: kiedy ty się w końcu ożenisz, chciałbym przytulić wnuka przed śmiercią. Więc ten mój klient zmusił się do seksu z kobietą, żeby ją zapłodnić, żeby ojciec miał wnuka.
Takie historie kończą się dopiero wtedy, kiedy przysłowiowy ojciec umiera albo ja wzmacniam swoją samoocenę na tyle, że zaczynam żyć w zgodzie ze sobą i wymiksowuję się z tego rozwiązania heteroseksualnego. Ale czy można obwiniać ojca? Przecież gdyby żył w rzeczywistości, w której panowałoby społeczne przyzwolenie na to, że syn może być albo homo, albo hetero, w ogóle nie byłoby takiej sytuacji."
"- A co Jezus powiedział o homoseksualności?
– Zdaje się, że nic.
– No właśnie. Dokładnie nic. A to był przecież autorytet, więc warto go słuchać.
– Kościół słucha Jezusa chyba tylko jednym uchem, bo w swoim Katechizmie zakazuje wyłącznie „niesłusznej dyskryminacji” homoseksualistów. Prześladujmy tych zboczeńców, ale tylko wtedy, kiedy mamy wyraźne powody. Nic dziwnego, że w badaniach socjologicznych najbardziej tolerancyjni okazują się niewierzący."
- :D
"Jeden z moich klientów próbował „leczyć się” z homoseksualizmu w kościelnej grupie Odwaga. Jest u mnie ponad rok w terapii. Dumę w relacji z ojcem osiągał bardzo rzadko, a mimo to ciągle starał się dostosowywać do jego oczekiwań. Przynosiło mu to na co dzień dużo cierpienia. No i nieustannie odkładał decyzję o nawiązaniu relacji emocjonalnych z innym mężczyzną. Od wielu lat jest samotny, ma nawet ogromne opory, żeby wejść w jakąś sytuację erotyczną. Dopiero kiedy libido go przyciśnie, idzie do jakiegoś klubu. Raz na rok, raz na pół roku. A na co dzień to libido tłamsi. On przeżywa ogromny konflikt wewnętrzny, który go osłabia, bo on nie realizuje swoich potrzeb emocjonalno-seksualnych. Takie właśnie są koszty zewnątrzsterowności.
Gdy jesteś pogodzony ze swoimi uczuciami, kiedy one są dla ciebie ważne, stawiasz w pierwszym rzędzie na swoje potrzeby i swoje oczekiwania, a tylko w 20 procentach na oczekiwania innych. Co z tego, że mama będzie płakała, bo nie będzie miała synowej. Pogodzi się. Tu chodzi przecież o twoje życie."
- ostatni akapit jest ważny.
"– Rozumiem, że masz na myśli kościelne ośrodki typu „Odwaga”? Chodzi plotka, iż ich nazwa musiała się wziąć stąd, że mają odwagę pieprzyć głupoty.
– Kiedyś była Odwaga, teraz jest modna Pascha. Te ośrodki działają jak sekta. Często prowadzi je osoba, która czerpie siłę i przyjemność z tego, że wprowadza innych w wyrzuty sumienia i poczucie winy. Jesteś gorszy, nie umiesz się kontrolować! A przecież kiedy chłopak między 16. a 25. rokiem życia ma wysoki poziom testosteronu, to naprawdę nie może się kontrolować. Potrzeby seksualne muszą być realizowane (...)"
- dobre z tą "Odwagą" :D No ale reszta smutna.
"– A czy w tych Odwagach lub Paschach nie jest tak, że jeden drugiemu wpada czasem w oko, spodoba się? Przecież siedzą te nabuzowane chłopaki zamknięte w jednej chałupie.
– Niektórzy dopiero tam nabierają odwagi, żeby coś zdziałać!
Jeden klient mówił mi, że o ile w liceum fantazjował sobie na temat chłopaków z klasy, ale nie wykraczał poza te fantazje, to kiedy powiedział o tym rodzicom, a oni go wysłali do Odwagi, dopiero tam zaczął wprowadzać fantazje w czyn. Zaczęły się pokątne pocałunki, pieszczoty. Ars amandi się rozwinęło. Wprawdzie oni się starają monitorować swoich podopiecznych, ale jak ktoś chce, może zaszaleć. Jest terapia grupowa, siedzimy w kilka osób, każdy opowiada, co przeżył. I okazuje się, że Tomek ma podobne doświadczenia do moich. Już się nawiązuje jakaś wspólnota, bliskość. Ja jestem gejem, on jest gejem, ma piękne oczy i w ogóle.
– Rodzice mnie tu przysłali, trudno, trzeba miło spędzić czas.
– Podobnie może być też w przypadku osób, które mają orientację egodystoniczną i przyjechały tam z własnej woli. Nagle spotykam faceta, od którego dostaję akceptację. Na dodatek podoba mi się, wpadł mi w oko. No to ja też mu daję akceptację. Otwieramy się na siebie.
– I wtedy Pascha kończy się happy endem!
– W dużej mierze terapia reparatywna kończy się cierpieniem uczestnika, stanami nerwicowymi, utrwalaniem zaburzeń seksualnych, zablokowaniem lub opóźnieniem rozwoju psychoseksualnego, a także depresją, ograniczeniem kontaktów towarzyskich, rodzinnych i niską samooceną."
- na początku śmiesznie, a potem znów smutno.
"Poza indywidualną są różne inne normy. Norma partnerska, czyli co jest normą dla nas dwóch. Dalej norma moralna, religijna, prawna, medyczna, norma statystyczna, kliniczna, społeczno-obyczajowa, religijna, kulturowa. To jeszcze nie wszystkie. Patrzy się przez ich pryzmat w zależności od sytuacji i tego, co jest dla nas w danym momencie najważniejsze."
- a niektórzy powiedzą "to jest nienormalne" i myślą, że to załatwia sprawę ;)
"Rodzina bardzo często nie jest nastawiona na dawanie wsparcia, niezależnie z czym ktoś do tej rodziny przyjedzie, tylko na pouczanie i poradnictwo. Tak już rodziny mają. A dlaczego tak łatwo jest komuś radzić? Bo to nie wymaga zrozumienia. Forsujesz pewien pomysł i jedziesz z tym. A zrozumienie to praca, bo trzeba wczuć się w sytuację drugiej osoby. Dlatego większość wybiera dawanie rad."
- ważny fragment, tak ogólnie.
"– Trudno wczuć się w sytuację syna geja rodzicom, którzy wychowywali się w czasach, kiedy homoseksualizm był na liście chorób.
– Kiedy wprowadzono mikrofalówki, towarzyszyła temu wielka panika, że są szkodliwe dla organizmu i że po roku ich stosowania można umrzeć na raka. Minęło tyle lat i jakoś wszyscy żyją."
- a to dobre :D
"– Homoseksualność została skreślona z listy chorób, ale lista chorób nie została wykreślona z mentalności. Kościół dopiero 300 lat po Koperniku uznał, że Ziemia kręci się wokół Słońca.
– Dlatego w konfrontacji z uprzedzeniami zawsze trzeba postawić na swoją podmiotowość. Co jest dla mnie ważne? Nawet kosztem czyichś oczekiwań.
– Kiedy mam do wyboru, czy zranić siebie, czy matkę, to ważniejsze powinno być dla mnie, żebym sobie tej rany nie zadawał.
– Otóż to. Bardzo mi przykro."
- bardzo ważne, dla każdego i w każdej sytuacji!
"Jeden z moich klientów miał silną potrzebę posiadania rodziny. Związał się z mężczyzną, który był w trakcie wychodzenia z relacji heteroseksualnej. Jeszcze się zastanawiał, jeszcze przyglądał się swojej seksualności, ale już ogłosił się na portalu gejowskim. I tak się poznali. Po długim spotykaniu się ten drugi doszedł do tego, że jest osobą homoseksualną i że się rozwodzi. Sąd przerzucił na niego prawa rodzicielskie, bo z żoną był jakiś problem. No i są ze sobą teraz obaj, wychowują trójkę dzieciaków. Wielkim marzeniem mojego klienta było mieć rodzinę. I zrealizował to. Z tego, co mi wiadomo, jest dobrym ojcem, nie ma tam żadnych tarć."
- ciekawa historia :)
I dalej o rodzicielstwie:
"– Jest pełno filmów typu „facet i dziecko”, „dwóch mężczyzn i dziecko, „trzech mężczyzn i dziecko”. I tak dalej. Ha, ha, jakie śmieszne, ona wyjechała, a on musi się bachorem opiekować! A nie znam ani jednej komedii o tym, że to kobieta nagle znalazła się w takiej sytuacji. Rany, co teraz będzie? Tak jakby wszystkie, łącznie z mamą Madzi, doskonale sobie z tym radziły."
- heh :D
Zakończę 2 śmiesznymi cytatami:
"- Matka natura specjalnie nie dała mężczyznom możliwości wydłużenia członka, bo wiedziała, że mężczyźni podchodzą do siebie rywalizująco. Jeśli kolega by wydłużył, a ja bym to zobaczył albo się o tym dowiedział, zrobiłbym zaraz to samo. On by zobaczył, wydłużyłby sobie jeszcze bardziej. I tak dalej, i tak dalej. Po roku wszyscy by chodzili z członkami przewieszonymi przez ramię."
"(...) kilka tysięcy [godzin] spędzonych na oglądaniu pornografii. A tam jest dużo fałszu. Wzwód członka jest nagrywany z dołu i z boku, więc ten członek sięga przez pół pokoju."
- :D
Bardzo dobra, świetna, genialna książka, którą polecam każdemu, bez względu na orientację i płeć, ponieważ jest dosyć uniwersalna. To znaczy na początku jest głównie o homoseksualności, rzeczowo, konkretnie i dobrze napisane, a potem jest o związkach i chociaż też głównie homoseksualnych związków są przykłady, to jest to ogólnie o związkach, dosyć uniwersalnie. I dobrze...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2006-12-26
Bardzo chciałem przeczytać tą książkę, bo dawno nie czytałem książki o takiej tematyce, natomiast po tym co w ostatnim czasie oglądałem, mam wrażenie, że stosunek do LGBT się jednak zmienia, na szczęście na lepsze, na dużo lepsze. Np. filmy mają zupełnie inny wydźwięk, problemy są nadal ale one są inne, wystarczy porównać np. filmy z lat '90 ze współczesnym "Red, White & Royal Blue" albo serialem "Sex Education"... Ciekawy byłem jak to będzie w przypadku książki i moim zdaniem... jest podobnie. Być może kogoś to zdziwi, tak jak mnie dziwiło tak wiele opinii jaka to smutna książka i przygnębiająca... ok - politycznie jest dużo do zrobienia jeszcze w Polsce aaale mając porównanie z "Przekleństwo Androgyne" S. Dulko i K. Imielińskiego albo "Byłam mężczyzną" Ady Strzelec, noo tooo tę różnicę widać. Co jest oczywiście na plus. Jest o wiele lepiej niż lata temu, szczerze mówiąc ja odebrałem treść tej książki jako opis tego jak sytuacja obecnie jest pozytywna. Z resztą dla mnie to jest prosta sprawa: należy ludziom pozwolić być sobą, cokolwiek to bycie sobą znaczy i nawet jeśli my tego nie rozumiemy. No bo chyba nie trzeba długo nad tym myśleć, żeby dojść do wniosku, że to z korzyścią dla nas wszystkich będzie - im ktoś będzie miał mniej problemowe życie, tym będzie lepszym obywatelem, np. będzie mógł łatwiej skupić się na edukacji i zostanie dobrym lekarzem, a to pomoże całemu społeczeństwu (a co to za różnica jakiej płci jest lekarz?). Z resztą co tam tak górnolotnie, że lekarzem, niech będzie dobrym hydraulikiem! To też ważne i się przyda. Spełnione, żyjące szczęśliwie jednostki przyczyniają się do dobrobytu całego społeczeństwa. Takie jest moje zdanie.
Ale wracając już konkretnie do książki - tak ogólnie, to nie do końca mi pasuje forma, takie wywiady, urywki jakieś... tak średnio. Chybabym wolał opisy. Natomiast ogólnie, całościowo książka była ciekawa i szybko, bez znudzenia się czytało. Tym niemniej na max punktów to trochę za mało. Może też dlatego że dla mnie to nie są nowe tematy i nikt mi tutaj "oczu nie otworzył" ;)
Rozdział z księdzem też mam wrażenie, że niewiele wniósł ale i też nie spodziewałem się niczego innego. W ogóle dobrze, że jest dość neutralny, bo prędzej bym się większej niechęci spodziewał :D ale może mu nie wypadało.
No a ostatni rozdział, ten zapis obrad sejmu... ja może nic nie powiem, bo nie chcę nikogo obrażać ;) ale jeśli to zawsze tak wygląda, no to uprawiają tam jakąś sztukę dla sztuki... za pieniądze podatników...
No i jest jeszcze coś, co wyjątkowo zwróciło moją uwagę - wywiad z matką, która prowadzi facebookową grupę wsparcia dla rodziców osób trans... na którą nie mają wstępu same osoby trans. Ok - ona to argumentuje niby sensownie ale mnie to nadal nie przekonuje. Bo jakby to powiedzieć... mogą rozmawiać tam o czymś i znikąd nie mieć weryfikacji. A ja uważam, że to może zmienić stosunek do całej sytuacji. Mogę np. myśleć o czymś że jest to straszne i w ogóle sobie nie wyobrażam, a potem posłuchać osoby, która to przeżywa i jeśli ona mi powie, że to nie takie straszne, to już i ja inaczej spojrzę... albo odwrotnie. A bez weryfikacji... no uważam, że szkoda, naprawdę szkoda... No nie wiem, to jakby mówienie o moim cierpieniu, ze względu na to że ktoś mi bliski cierpi, ale bez dopuszczenia do głosu w ogóle jego cierpienia... i jakkolwiek moje nie byłoby wielkie - czy tak naprawdę powinno być? Zostawiam każdego z tym pytaniem.
(czytana: 27.03-1.04.2024, Legimi)
4/5 [7/10]
Bardzo chciałem przeczytać tą książkę, bo dawno nie czytałem książki o takiej tematyce, natomiast po tym co w ostatnim czasie oglądałem, mam wrażenie, że stosunek do LGBT się jednak zmienia, na szczęście na lepsze, na dużo lepsze. Np. filmy mają zupełnie inny wydźwięk, problemy są nadal ale one są inne, wystarczy porównać np. filmy z lat '90 ze współczesnym "Red, White...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to