-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać189
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik11
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-02-10
2022-12-27
Mimo, że w serii Kwiat Paproci jest coś, co w pewnym sensie mnie irytuje to jednak za każdym razem, gdy wracam do Bielin czuję, że wróciłam do miejsca, które lubię, w którym dobrze się czuję i z którego ciężko mi wracać.
Postać Jagi tak różna od postaci Gosławy zdecydowanie szybciej zdobyła moją sympatię. Cenię sobie "Gniewę" za to, że Katarzyna Berenika Miszczuk wplotła w opowieść sporą dawkę informacji na temat przedchrześcijańskich zwyczajów, które możemy po dziś dzień odnaleźć w naszych własnych domach przy okazji różnych świąt. Są nawet autentyczne inkantacje do bogów słowiańskich, zaczerpnięte z naukowej literatury.
Jaga oraz Mszczuj stają wobec zagadki niemalże kryminalnej, której ofiara mści się na członkach swojej rodziny. We wszystko wplątani są oczywiście bogowie - w tym przypadku pierwsze skrzypce gra Mokosz.
Opowieść czyta się wartko i przyjemnie, to lektura lekka, momentami nieco rubaszna, ale jest to humor, który można przyjąć i nie wywołuje żenujących reakcji na to, co się czyta.
Myślę, że w przygotowaniu jest III tom przygód Jagi - tak by wskazywał epilog. Czekam i na pewno przeczytam.
Mimo, że w serii Kwiat Paproci jest coś, co w pewnym sensie mnie irytuje to jednak za każdym razem, gdy wracam do Bielin czuję, że wróciłam do miejsca, które lubię, w którym dobrze się czuję i z którego ciężko mi wracać.
Postać Jagi tak różna od postaci Gosławy zdecydowanie szybciej zdobyła moją sympatię. Cenię sobie "Gniewę" za to, że Katarzyna Berenika Miszczuk wplotła w...
2024-01-05
Na Zielone Wzgórza trafiłam jeszcze w zasadzie jako dziecko, zupełnie jak Ania. To od tego cyklu rozpoczęła się moja książkowa podróż, która trwa aż do dzisiaj. Niezapomnianą i szczególną rolę odkryła tutaj moja nieżyjąca już ciocia, będąca dla mnie jak babcia, która tom po tomie podsuwała mi przygody rezolutnej dziewczyny z Wyspy Księcia Edwarda.
Fabułę zna prawie każdy - perypetie Anne rozpoczynają się od niespodziewanej pomyłki, gdy przybywa ona do domu Matthew i Marilli Cuthbertów, zamiast chłopca, którego rodzeństwo chciało adoptować jako swojego parobka do pomocy w gospodarstwie. Pojawienie się rudowłosej, piegowatej, chudej, jedenastoletniej sieroty obdarzonej niezwykle bujną wyobraźnią zmieniło życie i serca tych dwoje na zawsze. Z resztą nie tylko ich - całe Avonlea odmieniło się pod wypływem Anne, która potrafiła dotrzeć nawet do najbardziej skrytych i oschłych serc.
Skusiłam się na tłumaczenie Anny Bańkowskiej, wokół którego narosło tyle kontrowersji, których zupełnie nie rozumiem. Świat się otworzył, dostaliśmy nowe narzędzia, dzieci są bardziej świadome (nie wspominając już o nastolatkach) - dlaczego wciąż mamy to ukrywać i udawać, że spolszczone imiona i nazwy bohaterów kanadyjskiej powieści są OK? Mnie nie raziło czytanie o Anne, Marilli, Matthew czy Zielonych Szczytach! Wręcz przeciwnie - książka nabrała nowego wymiaru i w pewnym sensie nowego znaczenia. A ja z dużą przyjemnością odbyłam tę sentymentalną podróż i zamierzam ją kontynuować wraz z kolejnymi tomami o Anne, w tłumaczeniu Bańkowskiej oczywiście.
Czy polecam? No ba! Oczywiście, że polecam! :)
Na Zielone Wzgórza trafiłam jeszcze w zasadzie jako dziecko, zupełnie jak Ania. To od tego cyklu rozpoczęła się moja książkowa podróż, która trwa aż do dzisiaj. Niezapomnianą i szczególną rolę odkryła tutaj moja nieżyjąca już ciocia, będąca dla mnie jak babcia, która tom po tomie podsuwała mi przygody rezolutnej dziewczyny z Wyspy Księcia Edwarda.
Fabułę zna prawie każdy -...
2023-11-01
Bardzo lubię sposób, w jaki o świecie opowiada Martyna Wojciechowska. Mam poprawkę na pewne neokolonialne zachowania, jakie przejawia, ale nie drażni mnie to tak bardzo jak np. u Cejrowskiego ;)
Bardzo się ucieszyłam, gdy zaczęła realizować projekt "Kobieta na krańcu świata" i z ciekawością śledziłam historie bohaterek poszczególnych odcinków.
Wydawało mi się, że jej najnowsza książka "Co chcesz powiedzieć światu", bazująca na "Kobiecie..." będzie doskonałym uzupełnieniem domowej biblioteczki.
I nie pomyliłam się.
W środku znajdziemy 10 opowieści kobiet w różnym wieku, z różnych szerokości geograficznych i kultur. Jedne bardzo wstrząsające, inne dające nadzieję, jeszcze inne zmieniające perspektywę patrzenia na niektóre problemy społeczne. Ich historie wzbogacają fotografie, które pomagają nam uzmysłowić sobie jak rozmówczynie Wojciechowskiej wyglądają.
Bardzo dobrze się ją czytało. Polecam!
Bardzo lubię sposób, w jaki o świecie opowiada Martyna Wojciechowska. Mam poprawkę na pewne neokolonialne zachowania, jakie przejawia, ale nie drażni mnie to tak bardzo jak np. u Cejrowskiego ;)
Bardzo się ucieszyłam, gdy zaczęła realizować projekt "Kobieta na krańcu świata" i z ciekawością śledziłam historie bohaterek poszczególnych odcinków.
Wydawało mi się, że jej...
2023-09-21
"Obsesja piękna" dr Renee Engeln to książka obowiązkowa na półce kobiety. To, co tam zawarte przyda się zarówno singielkom, matkom, córkom, siostrom, przyjaciółkom... Każdej z nas, która uległa chorobliwej gloryfikacji idealnego ciała i piękna, wpajanych nam przez popkulturę.
Książka nie jest remedium na wszystkie bolączki i w pewnych aspektach trzeba przymrużyć oko, ale bardzo dobrze się ją czytało i co ważniejsze, zawiera kilka wskazówek, jak wcielić w życie rezygnację z samo-uprzedmiotowienia swojego ciała. Czytając, nie miałam poczucia, że otacza mnie pseudo-feministyczny bełkot, ale dr Engeln udało się przekonać mnie, że jej zależy na odczarowaniu świata. Mało tego, nie spycha ona winy na mężczyzn, ale udowadnia, że i oni są ofiarami tego nurtu, dominującego w modzie, marketingu czy edukacji.
Szczególny szok i przemyślenia wywołały we mnie fragmenty, w których autorka wspomina o badaniach przeprowadzonych wśród swoich studentek. Wypisane kwoty i ilości pieniędzy oraz czasu, które kobiety i dziewczyny pompują w kosmetyki czy zabiegi estetyczne, są po prostu porażające. To dobre ćwiczenie, które może wykonać każda z nas w dowolnym momencie. Tego typu ćwiczeń w tej książce jest więcej i można je z powodzeniem samemu przeprowadzić.
"Obsesja piękna" jest napisana bardzo przystępnym językiem, bez naukowego zadęcia. Książka posiada bibliografię i odwołania do badań, przeprowadzonych przez dr Engeln i nie tylko.
Bardzo polecam ją każdej kobiecie. W rozsądny sposób otwiera oczy na nową perspektywę i zdecydowanie wpisuje się w nurt ciałopozytywności. Ja odkładam ją na półkę z zamiarem podzielenia się nią w przyszłości z moimi córkami.
"Obsesja piękna" dr Renee Engeln to książka obowiązkowa na półce kobiety. To, co tam zawarte przyda się zarówno singielkom, matkom, córkom, siostrom, przyjaciółkom... Każdej z nas, która uległa chorobliwej gloryfikacji idealnego ciała i piękna, wpajanych nam przez popkulturę.
Książka nie jest remedium na wszystkie bolączki i w pewnych aspektach trzeba przymrużyć oko, ale...
2023-08-03
Z wykształcenia jestem etnografką/antropolożką. Można więc powiedzieć, że temat chłopstwa polskiego jest mi znany i przyswojony. Jednak przez zainteresowania oraz dział w pracy, którym się opiekuję, a który daleki jest od polskiej wsi, chętnie sięgnęłam po "Chłopki" z dwóch powodów: po pierwsze, żeby nadrobić luki w mojej edukacji zawodowej, a po drugie - bardzo lubię czytać wspomnienia oraz poznawać punkt widzenia grup, które do tej pory były spychane na margines poznawczy. Tym bardziej, jeśli są to kobiety.0
Trzeba oddać sprawiedliwość - Joanna Kuciel-Frydryszak zrobiła kawał dobrej, reporterskiej, a i na pewno detektywistycznej roboty! Bibliografia podana na końcu książki jest naprawdę obszerna i różnorodna.
Tak samo jak bohaterki jej reportażu. Są tu te chłopki, którym się udało wyrwać z biedy i te, które pozostały w niej aż do śmierci - niejednokrotnie brutalnej i tragicznej, czasem zadanej z rąk osoby, która miała być tą najbliższą.
Książka nie jest powieścią, nie jest też fabularyzowana, to "suchy", ale jakże wymowny reportaż, zbierający i opowiadający wspomnienia tych wykluczonych, którym głos jest odbierany praktycznie zaraz po narodzinach, kiedy okazuje się, że to dziewczynka.
Smutny był los kobiety na polskiej wsi. Bieda, brud, czołobitność Kościołowi i mężowi, brak możliwości samostanowienia o sobie i katorżnicza praca, wykonywana pokornie, dzień po dniu - to szokująca codzienność naszych babek i prababek.
Lektura cenna, można by nawet pokusić się, że obowiązkowa. Dla mnie, osoby, która w swej bliższej rodzinie nie miała raczej chłopek, bardzo cenna i uświadamiająca.
Z wykształcenia jestem etnografką/antropolożką. Można więc powiedzieć, że temat chłopstwa polskiego jest mi znany i przyswojony. Jednak przez zainteresowania oraz dział w pracy, którym się opiekuję, a który daleki jest od polskiej wsi, chętnie sięgnęłam po "Chłopki" z dwóch powodów: po pierwsze, żeby nadrobić luki w mojej edukacji zawodowej, a po drugie - bardzo lubię...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-03-24
Kupiłam ją z ciekawości, bo bardzo lubię czytać moim córkom książki, w których główną rolę odgrywają kobiety zaradne, zdolne, zdecydowane i potrafiące zadbać o siebie i otoczenie. Poza tym dzięki tytułowi liczyłam na jakieś słowiańskie wątki w tej książce.
Niestety, jeśli chodzi o tę pozycję - zawiodłam się. Podobały mi się dwa ostatnie opowiadania, ale też w pewnych tylko aspektach. Częściej bohaterki nadal walczą o uwagę książąt albo ze względu na nich podejmują próby, z których wychodzą zwycięsko. Większość bajek jest jednak naiwna. Bardziej też trącą mrokiem a'la bracia Grimm, nie są to pozycje dla dzieci przedszkolnych i młodszych. A szkoda, bo przecież wtedy mocno kształtuje się światopogląd dziewczynek, zwłaszcza jeśli chodzi o opozycje i podobieństwa płciowe.
Ilustracje też mnie nie powalały. Widziałam lepsze grafiki w książkach dla dzieci, choć owszem muszę przyznać, że są oryginalne. Niestety o autorce nigdy nie słyszałam.
Książkę odłożę na półkę i albo dam ją odkryć kiedyś dziewczynom, gdy będą starsze, albo uznam, że nie warto i sprzedam dalej. Bo trochę czuję się oszukana przez wydawcę i mam niestety poczucie straconych pieniędzy...
A co do opisu - strasznie wkurza mnie czepianie się, choćby domyślne, wytwórni Walta Disneya. Adaptował baśnie, które były wtedy w obiegu, a których nie był autorem. Pokazał też wiele silnych postaci, które spokojnie wpisałyby się w nurt proponowany przez autorki "Mądrej Wasylisy...": Bella, Mulan, Pocahontas, Merida, Tiana, Vaiana, Raya, Esmeralda, Anna i Elsa... Disney - jako firma - jest często traktowany niesprawiedliwie i przytyki do jego interpretacji bajek (zwłaszcza współcześnie, gdy wytwórnia stworzyła tyle niezależnych bohaterek), a później pisanie w swojej książce o dziewczynie, która od pierwszego wejrzenia zakochała się w królewiczu i postanawia go ratować jest zwyczajną hipokryzją.
Kupiłam ją z ciekawości, bo bardzo lubię czytać moim córkom książki, w których główną rolę odgrywają kobiety zaradne, zdolne, zdecydowane i potrafiące zadbać o siebie i otoczenie. Poza tym dzięki tytułowi liczyłam na jakieś słowiańskie wątki w tej książce.
Niestety, jeśli chodzi o tę pozycję - zawiodłam się. Podobały mi się dwa ostatnie opowiadania, ale też w pewnych tylko...
2023-03-22
Frida Kahlo - kobieta, legenda, feministka, ateistka, malarka, Meksykanka, komunistka, skandalistka... Mnóstwo przymiotników mogłoby określić tę bodaj najsłynniejszą latynoską artystkę.
Z książki Caroline Bernard "Frida Kahlo i kolory życia" wyłoniła się kobieta kochająca i chcąca być kochaną. Okrutnie doświadczona przez los najpierw przez polio, potem przez wypadek, liczne operacje kręgosłupa, nogi, stopy, zdradzana przez męża - sławnego Diego Riverę, zdradzona przez siostrę, która była dla niej przyjaciółką, rozpaczliwie pragnąc być matką trzykrotnie poroniła, została odrzucona przez mężczyzn, których kochała - całkiem sporo jak na trzydziestodwuletnią kobietę.
To właśnie cierpienie i jej życiowe doświadczenia stają się głównym tematem jej obrazów - szokujących, trudnych, ale jednocześnie bardzo smutnych i... prawdziwych.
Książka Bernard fabularyzuje biografię Fridy, stara się - i moim zdaniem doskonale się to udaje - pokazać ją nie tylko od artystycznej strony, ale też jako "zwykłą" kobietę, czującą, pragnącą, cierpiącą. Co najważniejsze dla mnie - nie wybielając jej, dzięki czemu każdy, kto sięgnie po książkę może sam ocenić, kim była Frida Kahlo "prywatnie"? Ofiarą czy kimś, kto zasłużył na to, co los zgotował?
Duży plus dla autorki również za pomysł wplecenia w opowieść interpretacji dzieł Fridy, pełnych symboli nie zawsze zrozumiałych dla naszego kręgu kulturowego albo naszych czasów.
Frida Kahlo - kobieta, legenda, feministka, ateistka, malarka, Meksykanka, komunistka, skandalistka... Mnóstwo przymiotników mogłoby określić tę bodaj najsłynniejszą latynoską artystkę.
Z książki Caroline Bernard "Frida Kahlo i kolory życia" wyłoniła się kobieta kochająca i chcąca być kochaną. Okrutnie doświadczona przez los najpierw przez polio, potem przez wypadek,...
2023-03-08
Wiedźmę i jej zapiski poznałam dzięki fanpage'owi na Facebooku, gdzie trafiłam zupełnie przypadkiem. Zapach ciasta, jej gościnność, niezwykli mieszkańcy/goście jej niezwykłego domu sprawiły, że zostałam na dłużej, aż po dzień dzisiejszy i z niecierpliwością wyczekuję kolejnego zapisku.
Miałam nadzieję, że wydanie ich w formie książki będzie tylko kwestią czasu, na szczęście nie pomyliłam się.
Bardzo cenię sobie konwencję jaką przybrała Agnieszka Sawicz, pisząc "Zapiski Wiedźmy". Magią jest dla mnie klimat jaki stworzyła w swoich opowieściach. Postacie, które wymyśliła (chociaż czy na pewno?) są tak skonstruowane, opisane i stworzone, że tak naprawdę możemy tam odnaleźć siebie i swoje problemy. Pomaga w tym zabieg nie nadawania im imion, nie opisywania w szczegółach wyglądu.
Wiedźma, Kot, Smok, Znajomy, Stara Kobieta, Uczony, Dziewczyna, Młodzieniec, Wędrowiec, Dobra Wróżka, Czarodziejka, Dziecko, Anioł... i wiele innych postaci pojawiających się w "Zapiskach" to tak naprawdę nasze alter-ego, w którym możemy odnajdywać nasze codzienne radości, smutki, bolączki, zazdrostki, pytania...
Opowiastki są o tyle cenne, że stworzone poza przestrzenią w jakiejś Osadzie i jej okolicy i mimo, że na poły fantastyczna i nieistniejąca, to tak naprawdę niezwykle aktualna, tuż za naszym rogiem.
Wiedźmę i jej zapiski poznałam dzięki fanpage'owi na Facebooku, gdzie trafiłam zupełnie przypadkiem. Zapach ciasta, jej gościnność, niezwykli mieszkańcy/goście jej niezwykłego domu sprawiły, że zostałam na dłużej, aż po dzień dzisiejszy i z niecierpliwością wyczekuję kolejnego zapisku.
Miałam nadzieję, że wydanie ich w formie książki będzie tylko kwestią czasu, na...
2023-02-18
Nie wiem który raz czytałam "Krew Elfów", bo sagę wiedźmińską przypominam sobie systematycznie. Pierwszy raz natomiast miałam okazję wysłuchać tej książki w formie słuchowiska.
Wiele lat temu temu słyszałam o tym, że Fonopolis czyni z książek Andrzeja Sapkowskiego wspaniałe przedstawienie, swoiste arcydzieło, od którego trudno się oderwać. Faktycznie, tak właśnie jest.
Fabuła trzeciego tomu sagi kręci się wokół dziecka-niespodzianki, Ciri oraz jej relacji z Geraltem, Triss oraz... Yennefer. Dowiadujemy się więcej o przeszłości Lwiątka z Cintry, mamy okazję wyobrazić sobie okrucieństwo, z którym w młodym wieku przyszło jej się mierzyć.
Samotna, bez babki i rodziców, ledwie uszła z życiem w trakcie rzezi cintryjskiej, gdy w niewiadomy sobie sposób wydostała się z oblężonego przez Nilfgaard miasta.
Wyruszyła wraz z Geraltem do Kaer Morhen - wiedźmińskiego siedliszcza, by tam uczyć się fechtunku pod czujnym okiem wiedźminów i poprzysiąc zemstę swym oprawcom. W międzyczasie trafia też pod opiekę Triss Merigold - kasztanowłosej, młodej czarodziejki, by w końcu, w świątyni Melitele zajęła się nią Yennefer z Vengerbergu i uczyła ją praw magii.
W świecie natomiast po Ciri sięgają macki Nilfgaardu. Za pomocą Rience'a cesarz Emhyr var Emreis tropi zaginioną księżniczkę, a władcy państw ościennych ostrzą sobie zęby na zdobycie przychylności (a może nawet i ręki?) wnuczki Calanthe.
Słuchowiska słucha się z zapartym tchem, czas mija nie wiadomo kiedy (a nagranie trwa ok. 11 godzin!). Dobór aktorów był dla mnie zaskakujący, ale niezwykle udany (dość powiedzieć, że postacie przemówią głosami Krzysztofa Banaszyka, Anny Dereszowskiej, Sławomira Packa czy Małgorzaty Kożuchowskiej). Wspaniale i moim zdaniem w niezapomniany sposób wbija się w pamięć narrator - Krzysztof Gosztyła, który po mistrzowsku opowiada o następujących po sobie wydarzeniach. Słucha się tego z wielką przyjemnością.
Mam ochotę na więcej! Po "Wiedźminie" przyjdzie pewnie pora na Trylogię Husycką, którą w formie papierowej trudno mi było przełknąć, ale dzięki słuchowiskom produkcji Fonopolis wiążę z tym cyklem duże nadzieje.
Aż żal, gdy pomyślę, że saga nie została nagrana w całości. Żal, że Fonopolis zbankrutowali i nie udało im się dokończyć tego dzieła. Właśnie dlatego - absolutnie polecam! Wszystkim fanom wiedźmińskiej sagi oraz fanom audiobooków w ogóle!
Nie wiem który raz czytałam "Krew Elfów", bo sagę wiedźmińską przypominam sobie systematycznie. Pierwszy raz natomiast miałam okazję wysłuchać tej książki w formie słuchowiska.
Wiele lat temu temu słyszałam o tym, że Fonopolis czyni z książek Andrzeja Sapkowskiego wspaniałe przedstawienie, swoiste arcydzieło, od którego trudno się oderwać. Faktycznie, tak właśnie...
2023-02-05
W tzw. międzyczasie czytania i słuchania pozostałych książek, dorwałam się do poradnika Agaty Głydy o ciałożyczliwości.
O ile założenie budowania poprawnej i zdrowej relacji ze swoim ciałem wydało mi się bardzo sensowne, o tyle zauważyłam u siebie niezdrową tendencję łamania swojego postanowienia o sięganiu po poradniki - bo to już kolejny, który w niedawnym czasie przeczytałam, na dodatek (o zgrozo!) domorosłej, instagramowej infulencerki, której wykształcenia i wiedzy nie podważam, aczkolwiek nie do końca jej ufam. Zapewne powodem jest to, że w Internecie może publikować każdy i nie sposób to sprawdzić. To tak tytułem subiektywnego wstępu.
Idąc do treści - autorka wpisuje się w modny ostatnimi czasy trend "body-positive" i dobrze! Fajnie jest przeczytać, że to, co czujemy w związku z naszymi ciałami i ich odbiciem w lustrze to nie do końca nasza wina, ale efekt pompowania w nas ścieków medialnych i popkulturowych. Niemniej pewne rzeczy zdecydowanie są przerysowane, bo ani ja ani część kobiet z mojego otoczenia, w moim wieku nie zauważyłyśmy u siebie ideałów w dążeniu do szczupłej sylwetki, które spowodowane były zabawą lalkami Barbie w dzieciństwie (a miałam ich mnóstwo). Nie dlatego zwalniałam się z lekcji wf-u, że moje ciało zostało poddane jakiejś ocenie z uwagi na wagę czy "zbędny", niemile widziany tłuszcz (a faktycznie w tamtym okresie ważyłam więcej niż obecnie).
Co znajdziemy w środku? Garść ćwiczeń świadomościowych, porad, gotowych list jak odpowiadać wujkom czy ciociom z poprzednich dziesięcioleci, którzy głośno i bez żenady komentują nasze sylwetki, a także zmuszają nasze dzieci do przytulasów i całusów. Jest przy tym dużo miejsca na własne notatki. Sporo linijek w tej książce pewnie zostanie we mnie na dłużej i poukłada w głowie moją relację z ciałem. Na plus również szata graficzna całego poradnika. Myślę, że książka będzie też fajnym prezentem dla nastolatek, które wkraczają dopiero w ten świat samoakceptacji i budują relację ze swoim wyglądem.
Co na minus? Będzie to dywagacja, bo nie śledzę mediów społecznościowych Agaty Głydy, jednak mogę się domyślać, że jej obserwatorki będą znały treści zawarte w "Ciałożyczliwości" i nie odkryją tu niczego nowego. No i nie da się ukryć, że momentami treść trąci banałami, co czasami ciężko łyknąć.
Czy polecam? Nieszczególnie. Nie sądzę, by było tu zawarte coś odkrywczego, czego wcześniej już nie widziałyśmy i nie słyszałyśmy. "Ciałożyczliwość" jest wielkim workiem, który pomieścił zarówno relacje z jedzeniem, ruchem, sportem, rodzicami, dziećmi, partnerami... Nic nowego. Przyjemnie się to czytało, jednak trochę żałuję wydanych pieniędzy.
W tzw. międzyczasie czytania i słuchania pozostałych książek, dorwałam się do poradnika Agaty Głydy o ciałożyczliwości.
O ile założenie budowania poprawnej i zdrowej relacji ze swoim ciałem wydało mi się bardzo sensowne, o tyle zauważyłam u siebie niezdrową tendencję łamania swojego postanowienia o sięganiu po poradniki - bo to już kolejny, który w niedawnym czasie...
2023-01-02
Moje pierwsze spotkanie z cesarzową Elżbietą „Sisi” Bawarską miało miejsce gdy byłam jeszcze dzieckiem. Po raz pierwszy usłyszałam o niej, oglądając austriacki serial kryminalny „Komisarz Rex” – jej postać pojawiła się w jednym z odcinków. Później sporadycznie wpadał mi w oko serial animowany, luźno opowiadający o losach Sisi.
Najwięcej informacji powodujących to, że „przepadłam”, pojawiło się, gdy po raz pierwszy pojechałam do Wiednia, a tam z każdego stoiska z pamiątkami patrzyła na mnie piękna twarz cesarzowej. Byłam w Schönbrunn, niestety na Hofburg zabrakło wtedy funduszy. Kusiło mnie, żeby kupić jakąś biografię Sisi będąc tam, na miejscu, ale odkryłam, że w Polsce została wydana potężna monografia o życiu Elżbiety autorstwa Brigitte Hamann. Wypożyczyłam, przeczytałam.
I tyle. Dalej musiały mi wystarczać informacje, które na jej temat były wrzucane do Internetu, a do których często trudno było się „dokopać” lub zweryfikować, bo źródła były podane w bardzo skąpy sposób.
Jakże się ucieszyłam, gdy w zapowiedziach wydawnictwa Marginesy pojawiła się książka Martiny Winkelhofer, która postanowiła inaczej podejść do tematu. Opisała pierwszą część życia Sisi, nie tylko z punktu widzenia cesarskiej rodziny, rozwiała też wiele mitów dotyczących jej relacji z dworem, a przede wszystkim z arcyksiężną Zofią, nie szkalując i nie oceniając żadnej z nich. Dotarła do bardzo ciekawych archiwów, które wykorzystała w swojej powieści, cytując je dosłownie za ich autorami. Obraz, który pokazała jest portretem młodej, zaledwie szesnastoletniej dziewczyny, z tendencjami do zaburzeń na tle psychicznym, która dosłownie zostaje wrzucona na głęboką wodę i z biegiem lat i doświadczeń, zostaje pewną siebie i swojej roli cesarzową Austro-Węgier. Trochę brakowało mi archiwalnych fotografii, bo w książce pojawiają się tylko dwie. Największy niedosyt czułam, gdy autorka opisywała dzieła malarskie, a nie mogłam ich porównać z reprodukcją – musiałam sięgać do Internetu. Zamieszczenie tych obrazów w książce, pomogłoby bardziej skupić się na lekturze.
Sisi była fenomenem i na pewno nie czarno-białą postacią. Wiele jej zachowań można tłumaczyć, choć wiele z nich wciąż pozostaje niezrozumiałymi. Liczę na to, że Winkelhofer wyda drugą część swojej książki, która skupiać się będzie już na dojrzałej Sisi, królowej Węgier, aż do momentu jej tragicznej śmierci. Żałuję, że jej biografia nie doczekała się rzetelnej i poważnej ekranizacji, czegoś mniej cukierkowego i baśniowego niż trylogia filmowa Ernsta Marischki, ale bardziej wiernego faktom historycznym niż seriale wyprodukowane przez HBO czy Netflixa.
Elżbieta Bawarska z pewnością była postacią nietuzinkową, która nie bez powodu zapisała się na kartach historii europejskiej oraz w świadomości wielu współczesnych kobiet (i nie tylko). Jej losy, postawa, wygląd intrygują, ciekawią, sprawiają, że jednak coś nas do niej przyciąga. Nie była jedynie „próżną cesarzową” ani ofiarą swojej roli czy czasów. Była postacią tragiczną, ale jednak potrafiącą wykorzystać swój urok i mądrość, choć los nie skąpił jej dramatycznych wydarzeń.
Myślę, że „Cesarzowa Elżbieta. Pierwsze lata na wiedeńskim dworze” Martiny Winkelhofer to pozycja, którą każdy badacz – obojętnie czy amator czy zawodowiec – losów Sisi powinien mieć na swojej półce. A co najmniej ją przeczytać.
Jest też dostępna na Legimi ;)
Moje pierwsze spotkanie z cesarzową Elżbietą „Sisi” Bawarską miało miejsce gdy byłam jeszcze dzieckiem. Po raz pierwszy usłyszałam o niej, oglądając austriacki serial kryminalny „Komisarz Rex” – jej postać pojawiła się w jednym z odcinków. Później sporadycznie wpadał mi w oko serial animowany, luźno opowiadający o losach Sisi.
Najwięcej informacji powodujących to, że...
2022-12-08
Lubię wracać do książek, które już kiedyś przeczytałam. Jeśli są to książki, które w moim sercu zajmują szczególne miejsce, zwykle znajduję w nich to, czego poprzednim razem nie udało mi się dostrzec.
Tak jest z Wiedźminem, do którego z przyjemnością wróciłam po kilku latach. Tematem przewodnim II tomu opowiadań, wprowadzających Czytelnika w świat wiedźmina Geralta i jego przyjaciół, wrogów oraz ukochanej czarodziejki Yennefer i "córki" Cirilli jest przeznaczenie.
Motyw ten przewija się przez całą książkę, na różnych poziomach i płaszczyznach. W wielu momentach historia wzrusza, oburza, budzi kontrowersje, a jednocześnie uświadamia, że świat, o którym w swoim kultowym cyklu pisze Sapkowski wcale nie jest tak odległy i fantastyczny jaki mógłby się wydawać na pierwszy rzut oka - mimo, że w naszym świecie nie żyją elfy, czarodzieje czy wiedźmini.
Cieszę się, że seria Wiedźmin stała się popularna na całym świecie. Smuci mnie to, co zrobił z tym Netflix, jak bardzo spłaszczył tę opowieść i nadał bohaterom nowe, nierzadko bardzo powierzchowne osobowości. Nie trzeba trzymać się litery "Wiedźmina", żeby wydobyć to, co ta książka porusza, a co dziś jest niezwykle aktualne.
I choćby z tego powodu powinno się ją przeczytać. Dla świadomości i przebudzenia. Bo miecz przeznaczenia ma dwa ostrza. Jednym jesteś TY.
Lubię wracać do książek, które już kiedyś przeczytałam. Jeśli są to książki, które w moim sercu zajmują szczególne miejsce, zwykle znajduję w nich to, czego poprzednim razem nie udało mi się dostrzec.
Tak jest z Wiedźminem, do którego z przyjemnością wróciłam po kilku latach. Tematem przewodnim II tomu opowiadań, wprowadzających Czytelnika w świat wiedźmina Geralta i jego...
2022-11-23
Ach, uwielbiam perypetie Koźlaczek! Trudno oderwać się od tej lekkiej, humorystycznej, choć w tym tomie także trącącej kryminałem sagi niezwykłych wiedźm zamieszkujących Zielony Jar.
W drugim tomie otrzymujemy 5 historii, w które wplątane zostały Malina, mała Żywa i Luba, Aronia, Ruta, Liliana oraz oczywiście Narcyza! Książka liczy grubo ponad 400 stron, a ja nie nudziłam się ani przez chwilę.
Aneta Jadowska ma dar pisania opowieści, które wciągają czytelnika bez reszty, a w przypadku Koźlaczek był to strzał w dziesiątkę. Liczę na to, że bogata osobowościowo, kobieca familia jeszcze nie raz da się poznać, lądując na kartach kolejnych tomów.
Lubię przebywać w Zielonym Jarze w towarzystwie tej postrzelonej, ale silnie zżytej, będącej za sobą i urzekającej rodziny. Liczę na kolejne przygody! A książkę oczywiście polecam! ;)
Ach, uwielbiam perypetie Koźlaczek! Trudno oderwać się od tej lekkiej, humorystycznej, choć w tym tomie także trącącej kryminałem sagi niezwykłych wiedźm zamieszkujących Zielony Jar.
W drugim tomie otrzymujemy 5 historii, w które wplątane zostały Malina, mała Żywa i Luba, Aronia, Ruta, Liliana oraz oczywiście Narcyza! Książka liczy grubo ponad 400 stron, a ja nie nudziłam...
2022-11-18
Zacznijmy od tego, że od bardzo dawna jestem wielką miłośniczką wilków. Bardzo lubię, gdy autorzy różnych powieści biorą sobie na warsztat to piękne, majestatyczne, mądre i rodzinne zwierzę i odczarowują to, co nam w dzieciństwie zrobiły bajki typu "Trzy małe świnki" czy "Czerwony kapturek". Długo zapewne potrwa zanim wilk znów będzie się jawić jako mistyczne zwierzę, pełne mądrości i nieziemskiej gracji, z tymi oczami, w których widać dosłownie WSZYSTKO i w których ma się ochotę po prostu przepaść. Nasza w tym rola, by świadomie edukować kolejne pokolenia, a nie straszyć głupimi (w tym wypadku) bajkami.
Wilka nie można okiełznać, nie należy też się go bać, należy go zrozumieć, nauczyć się jego zwyczajów, docenić, jakim pięknym i mądrym jest zwierzęciem, uszanować jego terytoria.
To właśnie robi Marcin Kostrzyński w swej niezwykłej i przepięknej książce "Gawędy o wilkach i innych zwierzętach". Na pewno nie jest to książka dla wszystkich, nie każdemu spodobają się bogate opisy przyrody oraz fauny, która zamieszkuje polski las. Kostrzyński dorzuca anegdoty ze swoich "bezkrwawych polowań" i dzieli się z czytelnikiem swoją przebogatą wiedzą na temat filmowania zwierząt (dzięki jego książce nie obejrzę na pewno filmu "Królestwo" ani innych tego typu produkcji, a na swoim balkonie w tym roku zawieszę budkę dla sikorek).
Wydanie, które dostałam w prezencie (<3) jest nie tylko bardzo piękne graficznie, szczegółowo dopracowane, ale i okraszone wspaniałymi fotografiami autora.
To była moja pierwsza książka o "tematyce zwierzęcej". Czytałam ją długo, ale dawkowałam ją sobie w spokoju, z przyjemnością. Las zawsze mnie pociągał, miło było przeczytać o tym, jak żyją na co dzień w różnych porach roku jego mieszkańcy. Wilkom, zarówno jak i innym stworzeniom leśnym (od maleńkiej mrówki po wielkiego łosia) należy się takim sam szacunek, bowiem wszyscy tworzą spójny i perfekcyjnie działający ekosystem, w który człowiek nie powinien się wtrącać (dlaczego Kostrzyński to od czasu do czasu robi, również wyjaśnia w swojej książce i mnie jego argumenty przekonują).
Ta wzniosła idea wyziera niemal z każdej strony tej powieści i do mnie autor absolutnie z nią trafił.
Zacznijmy od tego, że od bardzo dawna jestem wielką miłośniczką wilków. Bardzo lubię, gdy autorzy różnych powieści biorą sobie na warsztat to piękne, majestatyczne, mądre i rodzinne zwierzę i odczarowują to, co nam w dzieciństwie zrobiły bajki typu "Trzy małe świnki" czy "Czerwony kapturek". Długo zapewne potrwa zanim wilk znów będzie się jawić jako mistyczne zwierzę, pełne...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-11-18
To była moja pierwsza przygoda z książką w formie audiobooka, ale jakże udana! Cieszę się, że była to "Żywa woda" opowiadanie wprowadzające do IV części "Śladów Leszego" - "Czerwonego Kura" .
Jak zwykle, Magdalena Zawadzka-Sołtysek pokazała mistrzowski poziom znajomości dawnych zwyczajów i słowiańskich realiów, gdzie nawet gałązki bylicy mają znaczenie. Te detale właśnie, podane niby przypadkiem tworzą niezwykły klimat jej opowieści, za co bardzo szanuję pisarkę i z niecierpliwością czekam na jej kolejne dzieła.
Tym razem Krukowiec nawiedza rzęsista ulewa oraz powódź, bowiem rzeka wylewa, zabierając ze sobą dobytki, pola i kilka istnień. W "Żywej wodzie" mamy okazję dowiedzieć się, kto jest temu winien, a przy okazji otrzymać więcej wiadomości o Samborze i genezie jego zmagań, przez które musiał przejść w "Czerwonym Kurze".
Ten audiobook-opowiadanie ma jedną jedyną wadę... Jest stanowczo za krótko!
To była moja pierwsza przygoda z książką w formie audiobooka, ale jakże udana! Cieszę się, że była to "Żywa woda" opowiadanie wprowadzające do IV części "Śladów Leszego" - "Czerwonego Kura" .
Jak zwykle, Magdalena Zawadzka-Sołtysek pokazała mistrzowski poziom znajomości dawnych zwyczajów i słowiańskich realiów, gdzie nawet gałązki bylicy mają znaczenie. Te detale właśnie,...
2020-09-19
Zaczynam rozumieć, dlaczego opisy wydawnicze tej książki są tak skąpe. Drugi tom to dla mnie jeszcze lepsza przygoda i jeszcze więcej zwrotów akcji niż tom pierwszy!
Zakochałam się w tej serii, "Czerwone słońce" towarzyszyło mi niemal codziennie, kilka razy dziennie - nie sposób było się od niej oderwać!
Oczywiście pojawiają się nowi bohaterowie, nowe intrygi, nowe zagadki, starzy powracają - nie zawsze tacy sami, nad żniwiarzami czyha nowe niebezpieczeństwo...
Powtórzę się - Paulina Hendel stworzyła wspaniały świat, wykreowała niezwykłe postacie, a akcja trzyma w napięciu do ostatnich stron!
Z przyjemnością i jak najszybciej sięgnę po tom trzeci!
Zaczynam rozumieć, dlaczego opisy wydawnicze tej książki są tak skąpe. Drugi tom to dla mnie jeszcze lepsza przygoda i jeszcze więcej zwrotów akcji niż tom pierwszy!
Zakochałam się w tej serii, "Czerwone słońce" towarzyszyło mi niemal codziennie, kilka razy dziennie - nie sposób było się od niej oderwać!
Oczywiście pojawiają się nowi bohaterowie, nowe intrygi, nowe...
2022-08-26
Saga wiedźmińska jest jednym z cykli, do których z przyjemnością wracam, a moje egzemplarze pierwszych dwóch tomów opowiadań są chyba najbardziej wysłużonymi książkami na półce.
Z "Wiedźminem" pierwszy raz zetknęłam się przy okazji pierwszej części gry komputerowej CD Projekt Red. Pokochałam ten świat na tyle, że postanowiłam poznać pierwowzór. I przepadłam...
Mnogość problemów, które po dziś dzień, po ponad 30 latach od premiery "Wiedźmina" są nadal aktualne po prostu miażdży. Uwielbiam humor, którym Sapkowski operuje na stronach tego uniwersum. Dzięki "Wiedźminowi" zdobyłam moją ulubioną postać literacką w postaci Yennefer, choć czytając "Ostatnie życzenie" po raz kolejny, pierwszy raz spojrzałam na nią zupełnie inaczej.
Przyjemnie będzie znów podróżować z Geraltem i jego towarzyszami przez Cintrę, Rivię, Novigrad i inne miasta. Na pewno nie zakończę na tym tomie.
Saga wiedźmińska jest jednym z cykli, do których z przyjemnością wracam, a moje egzemplarze pierwszych dwóch tomów opowiadań są chyba najbardziej wysłużonymi książkami na półce.
Z "Wiedźminem" pierwszy raz zetknęłam się przy okazji pierwszej części gry komputerowej CD Projekt Red. Pokochałam ten świat na tyle, że postanowiłam poznać pierwowzór. I przepadłam...
Mnogość...
2022-08-18
Na początku roku 2022 jako jedno z noworocznych postanowień zapisałam sobie powtórkę całej sagi o Harrym Potterze - książkach, które - obok "Ani z Zielonego Wzgórza" (na której nowe tłumaczenie też zacieram sobie ręce - czeka w kolejce do przeczytania) - w dużej mierze po prostu zdominowały moje dzieciństwo, w pewien sposób kształtując literacki gust, a przy okazji były pierwszym zwrotem w stronę literatury fantastycznej.
Dziś, jako dorosła, ponad trzydziestoletnia kobieta, nadal daję się porwać czarowi świata, który stworzyła J.K. Rowling i jestem jej bardzo wdzięczna, że dzięki jej pisarstwu dzieci i młodzież tłumnie stały w kolejkach do księgarń, wyczekując kolejnych tomów przygód o młodym czarodzieju. Jestem jej wdzięczna za silne postacie kobiece - Hermionę, Ginny, Lunę, prof. McGonagall, Lily Potter - dzięki którym mogły oderwać się od szkodliwych genderowych stereotypów, narzuconych im przez popularne baśnie z dzieciństwa. Jestem wdzięczna za to, że postacie dorastały wraz z czytelnikami, a ich problemy - oprócz zbawiania świata - były "przyziemnymi" problemami, z którymi mogli utożsamiać się niemagiczni nastolatkowie. Jestem wdzięczna pisarce za różnorodność postaci, niejednoznaczne charaktery, niesamowite zwroty akcji oraz to, że dziś, 25 lat po premierze pierwszej części książki, wiele tematów poruszanych w sadze nadal jest aktualnych, a dzięki wszechobecnej marce, jaką przez te lata stał się Harry Potter, kolejne pokolenia mogą się inspirować i czerpać przyjemność z zanurzenia się w tym bogatym świecie.
Jasne, że z perspektywy osoby dorosłej widzę pewne niedociągnięcia, błędy czy sprzeczności, które w tych siedmiu tomach wystąpiły. Niemniej nadal pochłaniałam te książki i czułam z tego autentyczną przyjemność - nie nudziłam się, mimo że znałam zakończenie i fabułę każdej z nich.
Gdy moje córki będą starsze z wypiekami na twarzy zaproponuję im wyruszenie w podróż z Harry'm i jego przyjaciółmi i chętnie porozmawiam z nimi o tym, co z tej lektury wyniosły.
Uwielbiam Harry'ego. Jestem "Potterhead". Wierzę w Hogwart ;) Do tych książek na pewno będę jeszcze wracać i cieszę się, że generalnie rzecz ujmując nie trzeba ich polecać :)
Na początku roku 2022 jako jedno z noworocznych postanowień zapisałam sobie powtórkę całej sagi o Harrym Potterze - książkach, które - obok "Ani z Zielonego Wzgórza" (na której nowe tłumaczenie też zacieram sobie ręce - czeka w kolejce do przeczytania) - w dużej mierze po prostu zdominowały moje dzieciństwo, w pewien sposób kształtując literacki gust, a przy okazji były...
więcej mniej Pokaż mimo to
Bardzo lubię wracać do Bielin i ponownie przeżywać przygody z mieszkańcami tej niezwykłej wioski. Kwiat Paproci Katarzyny B. Miszczuk to jedna z moich ulubionych, lightowych serii, przy których po prostu odpoczywam. A seria o Jadze irytuje mnie mniej niż ta o Gosławie, nie tylko ze względu na bardziej charakterystyczną i arogancką naturę tytułowej bohaterki, ale także ze względu na to, że widać tutaj rozwój warsztatu pisarskiego autorki.
W "Mszczuju", tytułowego kapłana nie ma za wiele, choć przyznam, że otrzymuje on urocze wątki i momenty. Duży plus za ciekawą interpretację podania o Dziadku Mrozie. Miszczuk po raz kolejny wplotła w swoją opowieść mityczną postać lelenia - słowiańskiego demona, jednak tu, w "Mszczuju" jest to zrobione o niebo lepiej niż w opowiadaniu, zamieszczonym w antologii "Kwiat Paproci i inne legendy słowiańskie". Zapowiada się też na to, że nie powiedziała ostatniego słowa i jeszcze będzie nam dane przeczytać kolejną powieść o Jadze. Zacieram więc ręce :)
Bardzo lubię wracać do Bielin i ponownie przeżywać przygody z mieszkańcami tej niezwykłej wioski. Kwiat Paproci Katarzyny B. Miszczuk to jedna z moich ulubionych, lightowych serii, przy których po prostu odpoczywam. A seria o Jadze irytuje mnie mniej niż ta o Gosławie, nie tylko ze względu na bardziej charakterystyczną i arogancką naturę tytułowej bohaterki, ale także ze...
więcej Pokaż mimo to