-
ArtykułyCzytamy w weekend. 20 września 2024LubimyCzytać286
-
Artykuły„Niektórzy chcą postępować właściwie, a inni nie” – rozmowa z autorką powieści „Prawda czy wyzwanie”BarbaraDorosz2
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Śnieżka musi umrzeć“ Nele NeuhausLubimyCzytać16
-
ArtykułyKonkurs: Wygraj bilety na film „Rzeczy niezbędne” z Katarzyną Warnke i Dagmarą DomińczykLubimyCzytać5
Biblioteczka
2024-07
2024-07
Czyż ta okładka nie jest śliczna? Zauroczyła mnie, jest taka tajemnicza, a jednocześnie delikatnie minimalistyczna. No i graficzna, tak jak najbardziej lubię 🥹
W "Prawie północ" mamy do czynienia z Mattem i Maybel, a bieg fabuły poznajemy z perspektywy obydwojga, choć z przewagą jej punktu widzenia. Co ciekawe, Matt ma ciężką przeszłość z dziewczyną o imieniu... Mabel. Zbieg okoliczności? Być może. Faktem jest, że chłopak ma swój bagaż emocjonalny, niekoniecznie pozytywny. Maybel zresztą też.
Zastanawiam się teraz, pisząc, o czym tak właściwie była ta historia i przyznam szczerze, że nie potrafię wyciągnąć jednego głównego nurtu. To w sumie była historia o grupie młodych ludzi, którzy są przyjaciółmi i korzystają z życia, wspierają się i spędzają wspólnie czas. A w międzyczasie gdzieś tam się dzieje przyciąganie pomiędzy Maybel i Mattem, choć nie wiadomo co dokładnie między nimi jest i czy tak właściwie cokolwiek jest.
Nie będę ukrywać, momentami odrobinę ciężko czytało mi się tę książkę, czasem było opowiedzianych zbyt wiele szczegółów, które nie wnosiły do fabuły nic konkretnego. A jednocześnie było w niej coś, co sprawiało że dość dobrze się czytało. Nie jest to wybitna lektura, wyczuwalny jest taki wattpadowy styl, "polski" jak ja to czasem określam, ale sama fabuła jest splotem różnych wątków, w których gdzieniegdzie przewija się coś istotnego, wartego uwagi i nakreślenia. Każdy z tych młodych ludzi był inny, był obecny w historii i można było ich polubić. Choć, jak wspomniałam wyżej, poznajemy ich głównie z perspektywy Maybel. Zakończenie z kolei jest zaskakujące i pozostawia nutę niepewności, ale też ciekawości co będzie dalej. Szczególnie z główną dwójką.
Pozostaje pytanie - czy polecam? Nie będę ukrywać, nie porwała mnie bez reszty ta książka, ale jednocześnie nie zamierzam odradzać, bo zła też nie była. Mam generalnie mieszane uczucia i myślę, że najlepiej będzie, jeśli sami zdecydujecie, czy spróbować czy nie.
Czyż ta okładka nie jest śliczna? Zauroczyła mnie, jest taka tajemnicza, a jednocześnie delikatnie minimalistyczna. No i graficzna, tak jak najbardziej lubię 🥹
W "Prawie północ" mamy do czynienia z Mattem i Maybel, a bieg fabuły poznajemy z perspektywy obydwojga, choć z przewagą jej punktu widzenia. Co ciekawe, Matt ma ciężką przeszłość z dziewczyną o imieniu... Mabel....
2024-07
Z książkami Whitney G mam relację, że niektóre mi się bardzo podobają, inne mniej, ale jednocześnie lubię sięgać po jej nowości, żeby się przekonać, jak tym razem będzie. Tak więc i tym razem sięgnęłam po "Rzuć go dla mnie" z ciekawości i przyznam już, że się nie zawiodłam.
Już na początku zaskoczyła mnie forma, w jakiej ta książka została napisana. W pierwszym rozdziale Hayden zwraca się bezpośrednio do czytelnika, co mnie bardzo zaskoczyło. Później przeplatają się wydarzenia bieżące z... kolejnymi rozstaniami Penelope. Jeszcze się nie spotkałam z taką formą i zaciekawiło mnie to. Wprawdzie z początku nieco ciężko było mi się połapać, ale z czasem przestało to być kłopotliwe.
Relacja Haydena i Pen była doprawdy ciekawa, przeszli przez różne stadium, począwszy od wzajemnej niechęci i przekomarzanek. Niemniej jednak - polubiłam ich, zyskali moją sympatię i z czasem zaczęłam im coraz bardziej kibicować. A jednocześnie zastanawiałam się, do czego ta znajomość finalnie doprowadzi.
Zauważyłam też, że Whitney lubi w swoich historiach manipulować faktami rzeczywistymi, nieco je modyfikuje i stanowią pewnego rodzaju tło dla fabuły. Tak było i tym razem, ale nie jestem pewna czy to nie byłby lekki spoiler, więc nie będę mówić o co dokładnie chodzi.
Whitney G. ma bardzo przyjemny styl pisania, dlatego między innymi lubię próbować sięgać po jej twórczość. Nie inaczej było i tym razem - "Rzuć go dla mnie" wciągnęło mnie niemalże od razu i, co rzadko mi się zdarza, ponad połowę pochłonęłam na urlopie. A ja nie mam w zwyczaju czytać w trakcie urlopu 🫣
Przez formę przeplatania rozdziałów, jest to dość oryginalna książka, choć sama fabuła niekoniecznie. Niemniej jednak - ja się przy niej świetnie bawiłam, dobrze mi się czytało, więc śmiało mogę Wam ją polecić.
Z książkami Whitney G mam relację, że niektóre mi się bardzo podobają, inne mniej, ale jednocześnie lubię sięgać po jej nowości, żeby się przekonać, jak tym razem będzie. Tak więc i tym razem sięgnęłam po "Rzuć go dla mnie" z ciekawości i przyznam już, że się nie zawiodłam.
Już na początku zaskoczyła mnie forma, w jakiej ta książka została napisana. W pierwszym rozdziale...
2024-04
Kiedyś byli najlepszymi przyjaciółmi, dziś nie wypowiadają nawet swoich imion. Chcą o sobie zapomnieć i nie wracać do tego do było. Nie chcą wiedzieć nic, na temat tego drugiego.
Ale jako że w życiu nie zawsze idzie po naszej myśli, prędzej czy później ich ścieżki znów się przecinają. Los daje im drugą szansę, ale czy oni z niej skorzystają?
Ta historia była CU-DO-WNA! Sama fabuła, bohaterowie, sceneria... Kocham!
To znaczy nie powiem, głowni bohaterowie byli czasem uparci jak osły i aż korciło iść nimi potrząsnąć albo chociaż umieścić ich w jednym pomieszczeniu... Ale to była część ich uroku, ten upór, to dążenie do własnej racji... i do spełniania własnych marzeń.
Mamy tutaj do czynienia z dwoma liniami czasowymi i ten kontrast pomiędzy tym, co było kiedyś, a tym co było teraz... Zachodziłam w głowę co takiego poróżniło tę nierozłączną dwójkę, że po latach nawet nie chcą słyszeć imienia tej drugiej osoby. Ale na wszystko przyszedł czas i w miarę odkrywania bieżącej historii, poznawałam też ich przeszłość, aż w końcu poznałam prawdę.
Kurcze, jakby nie patrzeć, to wcale nie jest ot sielankowa opowieść. Ta historia momentami jest... trudna. A ta trudność wynika z wypadku Brooklyn, poniekąd właśnie wokół tego kręci się większość fabuły.
Na swój sposób "Na zawsze i na wieczność" to historia wielowątkowa. Jest to jednocześnie opowieść o pokonywnaiu trudności i odnajdowaniu siebie na nowo. O marzeniach - tych utraconych i tych, które dopiero można zrealizować. O przyjaźni, miłości. O drugich szansach. I wiele więcej. Z jednej strony może się wydawać, że coś za dużo tych wątków, ale wierzcie mi - tak nie jest. Monika Cieluch zebrała to wszystko i uplotła z tego przepiękną, wciągającą historię... o życiu. Każdemu trafiają się wzloty i upadki, ale nawet w te najbardziej wymagające dni słońce wschodzi, a później zachodzi.
Pokochałam zarówno Matta, jak i Brooklyn - są to postacie z krwi i kości, które mają swoje przeżycia, ale mają też marzenia. Tak, znów te marzenia, ale ta książka pokazuje, jak dużą mają one moc. Relacja tej dwójki była niesamowita, ta chemia aż wisiała w powietrzu, a ja byłam taaak bardzo ciekawa, co z tego finalnie wyniknie.
Oh, nie mogłabym nie wspomnieć także o Bessie - ta dziewczynka wniosła naprawdę wiele dobrego do tej historii. Ona jest taka cudowna! I uparta, jak jej Tata. Ale może właśnie dlatego tak bardzo ją polubiłam? A może, a całokształt! Jeśli to wszystko, co napisałam wyżej, was nie przekonało, to niech przekona Was Bessie - po tę historię warto sięgnąć choćby dla niej!
Tak naprawdę mogę Wam mówić o tej książce w nieskończoność, ale niekoniecznie taki jest mój zamiar. Dlaczego? Bo obawiam się, że powiem kilka słów za dużo i niechcący zaspoileruję coś. Dlatego powiem tylko tyle - KONIECZNIE sięgnijcie po "Na zawsze i na wieczność", nie pożałujecie! Ta książka to mieszanka cudownych motywów - przyjaciele z dzieciństwa, small town, druga szansa, single dad... Nie dajcie się długo namawiać, po prostu sięgnijcie i dajcie się porwać Matthew, Brooklyn i Bessie.
Kiedyś byli najlepszymi przyjaciółmi, dziś nie wypowiadają nawet swoich imion. Chcą o sobie zapomnieć i nie wracać do tego do było. Nie chcą wiedzieć nic, na temat tego drugiego.
Ale jako że w życiu nie zawsze idzie po naszej myśli, prędzej czy później ich ścieżki znów się przecinają. Los daje im drugą szansę, ale czy oni z niej skorzystają?
Ta historia była CU-DO-WNA! Sama...
2024-04
"Ta piosenka przypomniała mi pewną scenę. Motor… Taki z wózkiem dla pasażera. Za kierownicą szorstki mężczyzna, za nim siedzi piękna kobieta, a w przyczepie dwunastoletnia dziewczyna. Jadą na łąkę, zwykłą zieloną łąkę. Właściwie nic tam nie robią, leżą sobie w trawie i milczą. Ale w tej intymnej ciszy rodzi się szczęście, najpiękniejsze chwile w życiu kobiety, mężczyzny i dziewczynki. Nie mówią sobie o tym, nie muszą, bo wiedzą."
-
Dawno nie czytałam książki, która wzbudziłaby we mnie takie emocje. Jednocześnie odczuwałam w dużej mierze spokój, ale i cisnęły się na prowadzenie strach, szok, niedowierzanie i ból.
Róża, dziewczynka, której dzieciństwo przypadło na czasy PRL. Dzieciństwo trudne, mi się nasuwa myśl, że nawet niesprawiedliwe. Ale na swój sposób życiowe.
Historia ta jest w całości opowiedziana oczami Róży, początkowo tej małej, około dziesięcioletniej dziewczynki. Łapie za serce, wzrusza i wywołuje szereg różnych emocji. Później Róża dorasta, opowiada o wczesnej dorosłości i tej późniejszej. A jej życie nadal ma różne losy.
Czytając "Miłość i rękawice bokserskie" czułam się, jakbym czytała pamiętnik. Jakbym poznawała sekretne zapiski, zapisane na kartkach ku pamięci. Jednocześnie mnie koiła i wywoływała ból. Czasem czułam swego rodzaju melancholię, czasem złość. Ale nie potrafiłam oderwać się od opowieści Róży, od jej życia. Byłam ciekawa jej dalszych losów, a zarazem bałam się tego, co będzie dalej. Niektóre wydarzenia wydawały się możliwe do przewidzenia, a inne były kompletnym zaskoczeniem.
Czytając nasuwała mi się myśl, że przypomina mi klimatem "Sen o okapi" z tym, że tamtej nie dokończyłam, a tej nie potrafiłam odłożyć.
"Miłość i rękawice bokserskie" to historia o miłości i stracie, o spełnianiu marzeń i na swój sposób o wierze w lepsze jutro. O przyjaźni, poszukiwaniu własnej tożsamości. O życiu w prlowskiej rzeczywistości.
Nie bez powodu w tytule i na okładce są rękawice bokserskie - zarówno te rękawice, jak i sam boks odgrywają dużą rolę w fabule, mają swoje znaczenie. Lubię takie nawiązania, kiedy tytuł nie bierze się z nikąd, a z treści.
Cóż mogę dużo mówić, ta książka jest jedną z tych, które nie sposób opowiedzieć - ją trzeba po prostu przeczytać. To nie jest romans czy młodzieżówka, to jest słodko-gorzka historia o życiu, życiu trudnym, ale jedynym w swoim rodzaju. Emocje gwarantowane, złamane serce również, a jednocześnie odczułam także swego rodzaju ukojenie. Choć zważywszy na treść ciężko to tak określić, ale jednak. Polecam z całego serca! Nie bez powodu zdecydowałam się objąć ją swoim patronatem.
"Ta piosenka przypomniała mi pewną scenę. Motor… Taki z wózkiem dla pasażera. Za kierownicą szorstki mężczyzna, za nim siedzi piękna kobieta, a w przyczepie dwunastoletnia dziewczyna. Jadą na łąkę, zwykłą zieloną łąkę. Właściwie nic tam nie robią, leżą sobie w trawie i milczą. Ale w tej intymnej ciszy rodzi się szczęście, najpiękniejsze chwile w życiu kobiety, mężczyzny i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05
"Wszystkie twoje ślady" mnie pochłonęły, a zakończenie pozostawiło mnie w niedosycie i ogromnej chęci poznania dalszych losów bohaterów. Wprost nie mogłam się doczekać kontynuacji i oto jest! Następca, czyli "Wszystkie twoje winy", to historia opowiedziana z perspektywy dwóch par - Adama i Vincenta oraz Gabriela i Tiny. I o jejku, pokochałam ten zabieg! Było dla mnie zaskoczeniem, gdy odkryłam, że autorka skupiła się także na tej drugiej dwójce, ale bardzo szybko polubiłam ten wątek. Dodało to smaczku całej fabule i idealnie dopełniło całość. I jedni i drudzy bohaterowie dążyli do poznania prawdy, a jednocześnie... żyli wakacjami. Te dwie perspektywy świetnie się zazębiały, są przeskoki od jednych do drugich. Z jednej strony żyłam w niepewności co do prawdy, tego jaka ona właściwie jest, kiedy zostaną odkryte wszystkie karty, a z drugiej... Z drugiej razem z bohaterami przeżywałam lato, wakacje. Nie pamiętam u kogo, ale w którejś z recenzji tej książki przeczytałam coś w stylu, że ta historia jest niczym pamiętnik z wakacji i kurcze, totalnie się zgadzam, to jest ten vibe!
Chociaż mimo wszystko muszę przyznać, że na swój sposób pierwsza część podobała mi się bardziej, tam się więcej działo. Tutaj jest spokojniej, odczuwalny jest nieco inny klimat. Sam klimat lat 80. ciut bardziej był podkreślony w pierwszej części, choć jednocześnie nadal dało się go odczuć, w pewnym sensie wynika on sam przez siebie - przez to co robią i z czego korzystają bohaterowie.
Ale, ale! To zakończenie! Nie mogłabym sobie wymarzyć lepszego! Moim zdaniem jest to taka przyjemna i komfortowa seria, która jednocześnie na swój sposób stanowi coś odmiennego, niż książki powszechnie dostępne. Polecanko!
"Wszystkie twoje ślady" mnie pochłonęły, a zakończenie pozostawiło mnie w niedosycie i ogromnej chęci poznania dalszych losów bohaterów. Wprost nie mogłam się doczekać kontynuacji i oto jest! Następca, czyli "Wszystkie twoje winy", to historia opowiedziana z perspektywy dwóch par - Adama i Vincenta oraz Gabriela i Tiny. I o jejku, pokochałam ten zabieg! Było dla mnie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04
Ostatnimi czasy zdarza mi się sięgać po romanse mafijne, miałam już do czynienia z różnymi. Seria Romans z Yakuzą to jednak pierwsza styczność z japońską.
Po pierwszej części, czyli "Reporterce", nadeszła pora na "Policjanta". Ciekawiło mnie, w jakim kierunku autorka postanowi pokierować fabułą.
Jestem już po lekturze i nasuwa mi się myśl, że obydwie te części mają jakby różne klimaty. W obydwu ciągle coś się dzieje, ale jakoś "Reporterka" była bardziej hmmm... spokojniejsza? Tam Joan przebywała w jednym miejscu, natomiast tutaj się ciągle przemieszcza, z własnej lub nie z własnej inicjatywy. Ucieka, z różnym skutkiem. W tej części występuje trochę taka "zabawa" w kotka i myszkę, a Joan przekonuje się, jak daleko sięgają mafijne macki. I jak wielka sieć różnego rodzaju intryg i koligacji jest w tym utkana.
Dużo się działo, a jednak bywały momenty, które przelatywałam wzrokiem, choć nie jestem pewna, z czego to wynikało. Z jednej strony kierowała mną ciekawość i całkiem się wciągnęłam, ale z drugiej - zabrakło mi tego efektu wow. Jakoś mimo wszystko odnoszę wrażenie, że pierwsza część nieco bardziej przypadła mi do gustu.
Ale, muszę przyznać, że autorka potrafi zaskoczyć, oj potrafi. Nie raz i nie dwa czytałam zdumiona, że znów nastąpił zwrot akcji o 180° i obrany został inny kierunek. Ciężko było mi przewidzieć czy dana sytuacja zakończy się pozytywnie czy nie, czasem totalnie nie miałam pomysłu, jaki będzie finał. Więc tutaj jak najbardziej na plus.
W sumie ciężko mi stwierdzić, co tak naprawdę myślę o tej książce. Z jednej strony mi się podobało, a z drugiej zabrakło mi takiego zachwytu. Nie jest to historia, którą zapamiętam na długo, a jednocześnie jeśli będzie kolejna część, to chętnie sięgnę.
Jeśli lubicie klimaty mafijne i mielibyście chęć poznać nieco inną odmianę mafii to "Reporterka" i "Policjant" mogą być dobrym wyborem. Ale jeśli mafia to nie wasze klimaty to nie zmuszajcie się.
Ostatnimi czasy zdarza mi się sięgać po romanse mafijne, miałam już do czynienia z różnymi. Seria Romans z Yakuzą to jednak pierwsza styczność z japońską.
Po pierwszej części, czyli "Reporterce", nadeszła pora na "Policjanta". Ciekawiło mnie, w jakim kierunku autorka postanowi pokierować fabułą.
Jestem już po lekturze i nasuwa mi się myśl, że obydwie te części mają jakby...
2024-04
Lubię czasem zrobić sobie odmianę od romansów i sięgnąć po pozycję z gatunku fantastyki. Tym razem też tak postanowiłam i padło na "Przybądź wraz z północą". Po samym opisie nie byłam pewna czego się spodziewać, ale jednocześnie miałam przeczucie, że to może być dobry wybór. I wiecie co? Tak było!
Mortana jest czarodziejką tzw. nowego ładu. Ale też córką jednej z członkiń nowego zgromadzenia, w związku z czym stoi przed oczekiwaniami, które zostały jej podstawione już w chwili narodzin. Ma poślubić syna gubernatora stałego lądu, człowieka, w celu zapewnienia ochrony Czarowni. Czarownia to nic innego, jak wyspa, na której mieszkają magowie, nie podlega jednak ochronie stałego lądu.
Pobratymcy Tany przed wieloma latami musieli wymyślić sposób na złagodzenie nastrojów ludzi, którzy bali się magii - dlatego wyprowadzili się na wyspę i znacznie ograniczyli korzystanie z magii.
Tana jest przekonana, że zaplanowany ślub będzie słuszną drogą, chce wykonać swój obowiązek, a jednocześnie ma nadzieję, że będzie w tym związku szczęśliwa.
Wszystko się zmienia, gdy jednej nocy spóźnia się na upust i poznaje Wolfe'a. W tym momencie już wiedziałam, że prawdziwa akcja dopiero się zacznie. I zdecydowanie nie zazdrościłam Tanie - miała naprawdę ciężki orzech do zgryzienia i trudną decyzję do podjęcia.
Niemniej jednak, z zaciekawieniem śledziłam jej losy, polubiłam ją od początku. Może czasem nieco zbyt naiwnie wierzyła w to, co zna, ale czy większość z nas by tak nie miała? Pragnęła być szczęśliwa, jest to jak najbardziej zrozumiałe. Cały czas jej kibicowałam, chciałam by odnalazła swoją drogę, a jednocześnie z zaciekawieniem odkryłam nowe informacje na temat magii, które pozyskiwała.
Kurcze, wciągnęła mnie ta książka, no! "Przybądź wraz z północą" to lżejsza odmiana fantastyki, występuje tutaj magia, która wywodzi się z natury. I co na swój sposób mi się podobało - nie ma walki dobra ze złem, co było miłą odmianą, bo w fantasy zazwyczaj jest konflikt pomiędzy tymi dobrymi, a tymi złymi. Tu był większy spokój, ale nie było nudno - oj nie. Mimo braku tego konfliktu, nadal cały czas coś się działo.
W pewnym momencie obawiałam się, że autorka pójdzie w kierunku trójkąta miłosnego, ale nie - tak sprytnie poprowadziła fabułę, że obyło się bez niego.
No cóż mogę mówić - zauroczyła mnie ta historia, polubiłam Tanę, Wolfe'a i Ivy. Nawet Landon zyskał moją sympatię. I ojciec Tany! Jeśli macie chęć na spokojną, lekką fantastykę, z nutą akcji i poszukiwania prawdy, to to będzie dobry wybór! Mnie się podobała i bez dwóch zdań mogę Wam ją polecić!
Lubię czasem zrobić sobie odmianę od romansów i sięgnąć po pozycję z gatunku fantastyki. Tym razem też tak postanowiłam i padło na "Przybądź wraz z północą". Po samym opisie nie byłam pewna czego się spodziewać, ale jednocześnie miałam przeczucie, że to może być dobry wybór. I wiecie co? Tak było!
Mortana jest czarodziejką tzw. nowego ładu. Ale też córką jednej z członkiń...
2024-04
On - weterynarz z 10-letnim stażem, który zaczyna praktycznie od nowa. Wyprowadza się na wieś, by tam prowadzić praktykę. Oszukany przez spisek bankowy, zostawia to, co znane za sobą i wyjeżdża w zupełnie nieznane sobie rejony Polski.
Ona - architektka wnętrz, oszukana przez byłego męża, bez grosza przy duszy, jedzie na wieś do domku, który zostawiła jej w spadku ciocia.
Dwoje ludzi, którzy zostali z niczym, a przed nimi jest wszystko...
Po drodze spotykają Aurę, Kluskę, pana Kolędę i innych, równie ważnych bohaterów. Oh, nie zapominajmy o cioci Róży, która wprowadziła niejeden zamęt i od której, tak naprawdę, wszystko się zaczęło.
Katarzyna Michalak stworzyła ciepłą historię o dwójce ludzi, którym życie, a właściwie ludzie, rzucali kłody pod nogi. Oni jednak się nie poddali, odrzucili je na bok, otrzepali się i ruszyli dalej przed siebie, mimo przeciwności. Przypadkiem trafiają do tej samej mieściny i od pierwszego spotkania coś ich do siebie przyciąga. Postanawiają sobie wzajemnie pomóc.
Polubiłam, zarówno Jagodę, jak i Jaśmina (który woli, by mówić na niego Janek) od razu. Byłam bardzo ciekawa, co z tej historii wyniknie, więc kiedy zaczęłam czytać tę książkę, czytałam ją aż do końca. Pochłonęłam ją za jednym zamachem. To była tak spokojna i ciepła powieść, a jednocześnie nie zabrakło w niej różnego rodzaju emocji - strachu, zaskoczenia, smutku. W dodatku ta sceneria! Łąki, lasy, sielska, polska wieś. Aczkolwiek nie generalizujmy - nie każda tak wygląda (moja to przy tej z książki wręcz wydaje się być małym miasteczkiem 🤪). Mimo wszystko autorka przemyciła sporo prawdy. Podobały mi się umiejętności, które posiadała Jagoda - to ona zajmowała się wnętrzarską robotą i np. kafelkowała klinikę.
Zauroczył mnie klimat tej historii, polubiłam bohaterów i miło spędziłam przy niej czas. W dodatku autorce udało się mnie pozytywnie zaskoczyć biegiem wydarzeń. Moim zdaniem "Domek nad potokiem" wypadł nawet lepiej, niż książki z Sagi Przytulnej.
On - weterynarz z 10-letnim stażem, który zaczyna praktycznie od nowa. Wyprowadza się na wieś, by tam prowadzić praktykę. Oszukany przez spisek bankowy, zostawia to, co znane za sobą i wyjeżdża w zupełnie nieznane sobie rejony Polski.
Ona - architektka wnętrz, oszukana przez byłego męża, bez grosza przy duszy, jedzie na wieś do domku, który zostawiła jej w spadku...
2024-04
Nie umiem sobie przypomnieć, czy czytałam już jakąś historię spod pióra Ludki Skrzydlewskiej. Samo nazwisko autorki bardzo dobrze kojarzę, ale jeśli się nie mylę, to "Łatwopalna" jest pierwszą jej książką, po którą sięgnęłam.
W dodatku zdecydowałam na nią bez znajomości opisu - widziałam sporo pozytywnych recenzji książek Ludki i samo to wystarczyło, że chciałam spróbować. Tym większe było moje zaskoczenie, gdy zaczęłam czytać i w pewnym momencie na skrzydełku dojrzałam, że jest to romans paranormalny. Zaintrygowało mnie to, bo zaczynało się jak "klasyczny" romans (nie w negatywnym znaczeniu!!) i byłam bardzo ciekawa, w jakim kierunku autorka poprowadzi fabułę. Ogólnie do paranormalnych klimatów nic nie mam, pod warunkiem, że są delilatne- raczej nie jestem odporna na takie, które wywołują lęk. Ale dość szybko okazało się, że to jest właśnie taka lżejsza odmiana, muśnięcie fabuły tym wątkiem. Co jest paradoksem, że tak to odebrałam, bo wokół tego kręci się cała fabuła, a mimo to w większym stopniu skupiłam się na powoli rozwijającej się znajomości Daxa i Laney. Ależ ja polubiłam tę parę! Seksowny strażak i inspektorka, w dodatku mieszkający po sąsiedzku. Oh, a wspomniałam, że Dax ma MAINE COONA? 😭🥹 (Ta rasa kota jest moim marzeniem, tak jak corgi w przypadku psa 🤪)
Ludka Skrzydlewska sprytnie połączyła romans oraz wątek intrygi, poszukiwania rozwiązania, a całość spina pojawiająca się tutaj paranormalna umiejętność. Kurcze, świetnie to wyszło! Dość sprawnie wkręciłam się w fabułę i przyjemnie mi się czytało aż do samego końca. Nie nudziłam się - wprost przeciwnie. Cóż mogę więcej mówić! Mnie się podobała ta książka i jestem ciekawa, jakie wy macie odczucia (lub jakie będziecie mieli).
Nie umiem sobie przypomnieć, czy czytałam już jakąś historię spod pióra Ludki Skrzydlewskiej. Samo nazwisko autorki bardzo dobrze kojarzę, ale jeśli się nie mylę, to "Łatwopalna" jest pierwszą jej książką, po którą sięgnęłam.
W dodatku zdecydowałam na nią bez znajomości opisu - widziałam sporo pozytywnych recenzji książek Ludki i samo to wystarczyło, że chciałam spróbować. ...
2024-04
Niekoniecznie świadczy to o samej książce, ot po prostu tak bywa. Trochę mam tak i tym razem.
"Panaceum" jest historią dwójki młodych ludzi - Roxanne i Amira, których tak naprawdę, możnaby rzec, że więcej dzieli niż łączy. A jednak pośród setek studentów to właśnie ich ścieżki się przecinają.
Ona - jedna z najpopularniejszych studentek, z zamożnej rodziny, a jednocześnie samotna. Zmaga się z atakami paniki, ale dba o to, by nikt się nie dowiedział.
On - czarnoskóry chłopak, który dorabia, by wspomóc matkę. Najstarszy z rodzeństwa, świetny koszykarz, wiąże swoją przyszłość z tym sportem.
Historia sama w sobie z dużym potencjałem. Autorka poruszyła kilka istotnych kwestii, takich jak: rasizm, ataki paniki, tolerancja. Wskazała też, jak czasem ludzie, którzy są popularni, są jednocześnie samotni. Że można być samotnym nie będąc samemu.
No i wspomniany rasizm - momentami trudno się czytało, było to bardzo przykre. Czasem wydawało mi się nieco przesadzone, ale potem uderzała mnie myśl, że takie zachowania pewnie jeszcze się w świecie trafiają.
Przyznam szczerze, że początkowo źle oceniłam Roxanne - chyba niesłusznie pokierowałam się utartymi stereotypami. Autorka wykreowała ją na sympatyczną i dobrą, ale nieco pogubioną dziewczynę. Zresztą, Amira też nie dało się nie lubić. Choć czasem było mi go żal, kiedy wciąż uważał, że nie jest wystarczająco dobry.
Relacja tej dwójki potoczyła się dość szybko, przemknęła mi nawet myśl, że może nawet nieco zbyt szybko, ale potem rozwój tej znajomości jakby zwolnił. Cała akcja zresztą trochę też. Za to pod koniec wszystko się rozpędziło i wtedy nie potrafiłam się oderwać, za nic nie przewidziałabym takiego biegu wydarzeń. Końcówka nadrobiła całość tak naprawdę.
Nie będę ukrywać - nie była to książka bez wad. Pomysł sam w sobie był genialny, ale czasem wydała mi się nieco przegadana. Nie lubię mocno rozbudowanych opisów, a tutaj niestety takie były i momentami wytrącało mnie to z rytmu.
W ogólnym rozrachunku mam nieco mieszane uczucia, ale jednocześnie nie żałuję, że sięgnęłam. Zabrakło mi tego efektu WOW, a zarazem nie była to zła książka. Była w porządku, z ciekawym pomysłem na fabułę i sympatycznymi głównymi bohaterami (bo poboczni bywali... różni, ale nic więcej nie powiem).
Niekoniecznie świadczy to o samej książce, ot po prostu tak bywa. Trochę mam tak i tym razem.
"Panaceum" jest historią dwójki młodych ludzi - Roxanne i Amira, których tak naprawdę, możnaby rzec, że więcej dzieli niż łączy. A jednak pośród setek studentów to właśnie ich ścieżki się przecinają.
Ona - jedna z najpopularniejszych studentek, z zamożnej rodziny, a jednocześnie...
2024-03
Dawno nie czytałam książki, która w jakiś sposób poruszałaby motyw niepełnosprawności - z autopsji jest mi ten temat bliski, więc jakoś lubię, gdy pojawia się w różnych rodzajach w literaturze.
"Pocałunki w ciemności" to historia o dwudziestoletnim chłopaku, który od urodzenia jest niewidomy. Mieszka z nieco nadopiekuńczą mamą oraz z babcią, nie wychodzi zbyt często poza swój dom, a jego największą pasją jest gra na pianinie. Co swoją drogą wychodzi mu rewelacyjnie.
Austin prowadzi spokojne, zwyczajne życie. Aż pewnego dnia poznaje Tima, który z czasem staje się jego pierwszym przyjacielem. Ich relacja nie należy do najłatwiejszych, Timothy ma co nieco za uszami, ale mimo wszystko zależy mu na Austinie.
Jak tak teraz myślę, to "Pocałunki w ciemności" to bardzo spokojna, wręcz komfortowa historia. Nie ma tu wielkich zawirowań, czy fabuły pędzącej na złamanie karku. Jest po prostu... zwyczajnie - ale nie mylić z nudno!! Po prostu nie chcę powtarzać słowa spokój, ale to właśnie to określenie mi się kojarzy najbardziej.
Poza tym, ta historia jest też opowieścią o przeciwnościach, z którymi musi się mierzyć osoba niewidoma. Fakt, że jest napisana w narracji pierwszoosobowej oczami Austina dodaje temu autentyczności i swego rodzaju powagi - daje do myślenia. Jest to też historia o wychodzeniu spoza swojej strafy komfortu, odkrywaniu świata, pierwszych razach, ale także o... odwadze. Ponieważ postawienie tego pierwszego kroku poza znaną sobie strefę komfortu wymaga dużego nakładu odwagi.
Bardzo dobrze czytało mi się tę książkę, może nie stanie się jedną z moich ulubionych, ale podobała mi się i myślę, że śmiało mogę wam polecić. Szczególnie jeśli szukacie historii poruszającej tematykę niepełnosprawności i związanych z nią trudności.
Dawno nie czytałam książki, która w jakiś sposób poruszałaby motyw niepełnosprawności - z autopsji jest mi ten temat bliski, więc jakoś lubię, gdy pojawia się w różnych rodzajach w literaturze.
"Pocałunki w ciemności" to historia o dwudziestoletnim chłopaku, który od urodzenia jest niewidomy. Mieszka z nieco nadopiekuńczą mamą oraz z babcią, nie wychodzi zbyt często poza...
2024-03
Chodź, pokażę Ci coś, co odmieni Twoje życie.
Pokażę Ci miejsce, gdzie ściany tworzą słowa.
Pokażę Ci miejsce, gdzie dziesiątki osób wyraziło i nadal wyraża to, co czują.
Gdzie nie muszą zachowywać się "jak gdyby".
Gdzie wznoszą lepsze ściany.
Sam McAllister jest nastolatką, która zmaga się z OCD - zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi. Jednocześnie jest jedną z popularniejszych uczennic w swoim liceum. Przy czym nikt z uczniów nie ma pojęcia, że zmaga się ona z natrętnymi myślami. Dziewczyna ma grono równie popularnych przyjaciółek, ale czy jest to towarzystwo dla niej?
Ciekawym było przeczytać książkę z perspektywy tych lubianych - częściej zdarzają się historię opowiedziane oczami tych, których ci popularni dręczą.
Przyjaciółki Sam nie są zbytnio sympatyczne. Krótko mówiąc - są zwyczajnie toksyczne, a Sam nie może być przy nich sobą, nawet tego nie chce.
Wszystko się zmienia, gdy pewnego dnia poznaje Caroline - outsiderkę, która oferuje jej pomocną dłoń, wysłuchuje i staje się jej prawdziwą przyjaciółką. Ale i wprowadza ją do Zakątka Poetów.
"Do ostatniego słowa" to historia o dorastaniu, o zagubionej nastolatce, która zmaga się zaburzeniami na tle psychicznym, która poszukuje siebie na nowo i zaczyna nawiązywać nowe, bardziej wartościowe znajomości. Nie wiem, czy to brzmi zachęcająco, dlatego napiszę wprost - ta książka była fenomenalna. Znalazłam tu całą gamę przeróżnych emocji, ale i przeżyłam jeden wielki szok. Miałam swoje podejrzenia co do zakończenia, ale muszę przyznać, że TEGO, to ja za nic bym nie przewidziała. Powiem krótko - dajcie szansę tej książce, serio. To jest jedna z tych mądrych, życiowych i naprawdę wartych przeczytania młodzieżówek.
Chodź, pokażę Ci coś, co odmieni Twoje życie.
Pokażę Ci miejsce, gdzie ściany tworzą słowa.
Pokażę Ci miejsce, gdzie dziesiątki osób wyraziło i nadal wyraża to, co czują.
Gdzie nie muszą zachowywać się "jak gdyby".
Gdzie wznoszą lepsze ściany.
Sam McAllister jest nastolatką, która zmaga się z OCD - zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi. Jednocześnie jest jedną z...
2024-01
Kiedy w zeszłym roku czytałam "Noce za nocami" - byłam zachwycona oryginalnym podejściem do tematyki wampirów we współczesnej Polsce. Losy dwóch Panów F tak mi się podobały, że aż żal było mi kończyć tamtą historię. Ucieszyła mnie wieść, że autorka przygotowuje kontynuację i wyczekiwałam jej z niecierpliwością. I oto jest!
Feliks i Fryderyk w "Noce za nocami" zabrali nas do Warszawy, natomiast w "Noce aż po wieczność" wybierzemy się do... Florencji. A czemu tam? Odpowiedzią jest Nikifor, który poleciał do Włoch załatwić swoje sprawy i... zniknął. Co prawda Księciu czasem się to zdarzało, ale jeśli nie zainteresował się losem swojego psa po rutynowym zabiegu, to coś tutaj nie gra...
Ta dwójka, wraz z Rutą, decyduje się lecieć do Florencji, żeby dowiedzieć się, co się wydarzyło i odnaleźć Nikifora. Na miejscu zaczynają się schody, starają się dojść po nitce do kłębka, żeby rozwiązać tę zagadkę. Nie ukrywam, wątek takiej wampirzej intrygi, odkrywania różnych faktów z przeszłości bohaterów, wysoko postawionych wampirów... to było naprawdę ciekawe! Sama próbowałam domyślić się, co się stało, niestety nie udało mi się dotrzeć do prawdy.
"Noce aż po wieczność" dostarczyły mi całej gamy przeróżnych emocji - było uroczo, czasem zabawnie, miały miejsce intrygi i tajemnice, ale też pojawiła się nieprzewidywalność. Miałam także złamane serce i drżałam o losy bohaterów. Autorka momentami zrobiła istny rollercoaster i czasem nie wiedziałam, czego mam się spodziewać dalej. Ale w tym wszystkim byłam jednocześnie zachwycona całą tą historią, bohaterami i Florencją.
Zdjęcie profilowe readforrhys
/ciąg dalszy/
Podobało mi się to, że w tej części Małgorzata Wilk postawiła na narrację z innej perspektywy, niż tylko Feliksa - choć nadal pozostaje ona trzecioosobowa.
Wciąż pozostaję przy zdaniu, że autorka opisuje wampirów w dość oryginalny sposób. Czytając, czułam swego rodzaju dystyngowany klimat, a jednocześnie taki współczesny. Zupełnie inaczej odbierałam te postacie, niż w innych historiach o tej tematyce, które aktualnie powstają.
W tej książce działo się sporo, a jednocześnie czułam taki... spokój i pewne ukojenie. Trudno mi wyjaśnić to odczucie, ale jest ono zdecydowanie pozytywne.
Cóż ja mogę tu więcej mówić - koniecznie sami sięgnijcie i się przekonajcie! Dajcie się porwać urokowi optymistycznego Feliksa i nieco mniej wylewnego Fryderyka. Ale też Rucie i Nikiforowi. Tych postaci nie da się nie lubić i zdecydowanie warto je poznać.
Teoretycznie można tę książkę czytać osobno, ale zdecydowanie radziłabym poznać wcześniej "Noce za nocami". Po pierwsze - również warto sięgnąć, a sekundo - żeby być na bieżąco, bo można się pogubić bez znajomości poprzedniej części.
Ja polecam z całego serduszka! Obydwie części są cudowne i zapamiętam je na długo!
Kiedy w zeszłym roku czytałam "Noce za nocami" - byłam zachwycona oryginalnym podejściem do tematyki wampirów we współczesnej Polsce. Losy dwóch Panów F tak mi się podobały, że aż żal było mi kończyć tamtą historię. Ucieszyła mnie wieść, że autorka przygotowuje kontynuację i wyczekiwałam jej z niecierpliwością. I oto jest!
Feliks i Fryderyk w "Noce za nocami" zabrali nas do...
2024-03
"Zrozum to, Dani Brown" jest drugą książką z serii o siostrach Brown, wcześniejsza była o Chloe, natomiast ta - jak wskazuję tytuł - opowiada o Dani, średniej z sióstr. Poprzednia była całkiem w porządku, ale bez większego szału, natomiast ta, muszę przyznać, że podobała mi się nieco bardziej. Wprawdzie nie wciągnęła mnie bez reszty, ale miło mi się czytało i potrafiła mnie rozbawić - aż nawet kilka zabawnych momentów sobie zapisałam. Lubię takie książki przy których można się uśmiechnąć, pośmiać, zrelaksować. "Zrozum to, Dani Brown" właśnie takie było. A w tym wszystkim było jednocześnie takie... ciepłe.
Mamy tutaj wątek sportowca (a w zasadzie byłego sportowca), udawany związek i romans akademicki. Tyle że od drugiej strony, bo Dani i Zaf nie są studentami, a pracownikami - ona jest wykładowczynią (i doktorantką), a on ochroniarzem. Można też rzec, że występuje tutaj motyw friends to lovers, bo poznajemy tę dwójkę, gdy mają się już jakoś ku sobie, ale jednak są dobrymi znajomymi z pracy.
Autorka wplotła w fabułę także nieco trudniejsze wątki, takie jak strata bliskich, czy ciemne strony sławy - choć bardziej na zasadzie wzmianki.
Podobał mi się sposób, w jaki pogłębiała się znajomość Dani i Zafa, mimo otoczki udawanego związku, to wszystko rozwijało się powoli i w odpowiednim tempie. Oni się coraz lepiej poznawali, spędzali ze sobą czas, rozmawiali. Były obawy i niepewności, ale były także rozmowy.
W ogólnym rozrachunku muszę przyznać, że była to bardzo przyjemna historia, taka spokojna i nie wymagająca. Jak już wcześniej wspomniałam - historia Dani bardziej przypadła mi do gustu, niż część o Chloe. Dlatego też jestem bardzo ciekawa, jak wypadnie książka poświęcona najmłodszej z sióstr.
"Zrozum to, Dani Brown" jest drugą książką z serii o siostrach Brown, wcześniejsza była o Chloe, natomiast ta - jak wskazuję tytuł - opowiada o Dani, średniej z sióstr. Poprzednia była całkiem w porządku, ale bez większego szału, natomiast ta, muszę przyznać, że podobała mi się nieco bardziej. Wprawdzie nie wciągnęła mnie bez reszty, ale miło mi się czytało i potrafiła mnie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-01
Ona - dziennikarka, stojąca przed możliwością awansu, musi wymyślić temat na artykuł, który zachwyci jej szefa. Ale najpierw zasłużony urlop, który postanawia spędzić w domu najlepszej przyjaciółki. Niedawno rozwiodła się z mężem przemocowcem, więc faceci to ostatnie, o czym teraz myśli. Chce tylko odpocząć i skupić się na artykule.
On - prawnik, wysłany przez wspólników firmy na przymusowy urlop. Zbudował sobie reputację, która niekoniecznie przystoi osobie na takim stanowisku. Z racji, że ma zakaz randkowania, jedzie w miejsce, w którymu to nie grozi - do swojej siostry.
No cóż...
Prawnik i dziennikarka? Udawany związek? Przystojny brat najlepszej przyjaciółki? Przecież to od razu brzmi świetnie! Lubię pióro Victorii Black - mam za sobą kilka jej książek i mają one klimat, który mnie przyciąga. Więc i tym razem sięgając, nastawiłam się na coś dobrego. I nie zawiodłam się. Ta historia wciągnęła mnie już od pierwszych stron, a jak odłożyłam, to moje myśli zaczynały krążyć wokół niej. "Niemoralny układ" to mieszanka kilku motywów, które bardzo lubię - takich jak romans z prawnikiem czy udawany związek. Do pełni szczęścia brakowałoby jeszcze tylko hate/love, ale i tak znajomość Vanessy i Tony'ego została poprowadzona w naprawdę świetny sposób. Nie zaczęli od nienawiści, ale też nie od przyjaźni - ich znajomość rozwijała się z neutralnego gruntu gładko, ale nie za szybko. W wątku udawanego związku szczególnie lubię moment, kiedy zaczyna zacierać się granica pomiędzy tym, co udawane, a tym, co prawdziwe.
Autorka wplotła w fabułę także i te ważniejsze elementy, takie jak doświadczenie przemocy, czy wątek psiaków ze schroniska.
Nie da się ukryć, że naprawdę świetnie się bawiłam czytając tę książkę, polubiłam zarówno Vanessę, jak i Tony'ego i cały czas byłam ciekawa, w jaki sposób potoczy się ich znajomość. Przesympatyczną osóbką była także Annie i szczerze mówiąc - po cichu liczę, że autorka zdecyduje się stworzyć i dla niej historię, bo naprawdę chętnie bym przeczytała część z nią w roli głównej.
A tymczasem pozostaje mi tylko móc wam śmiało polecić "Niemoralny układ", by i Wam umilił czas. Koniecznie pochwalcie się wrażeniami!
Ona - dziennikarka, stojąca przed możliwością awansu, musi wymyślić temat na artykuł, który zachwyci jej szefa. Ale najpierw zasłużony urlop, który postanawia spędzić w domu najlepszej przyjaciółki. Niedawno rozwiodła się z mężem przemocowcem, więc faceci to ostatnie, o czym teraz myśli. Chce tylko odpocząć i skupić się na artykule.
On - prawnik, wysłany przez wspólników...
2024-03
Igor, bohater książki Niny Kaczmarczyk, ma trzy takie liczby, które mają dla niego szczególne znaczenie - 3, 6 i 9. O ile dwie ostatnie spotyka w swoim życiu bardzo często, o tyle trójka występuje u niego rzadko. Do czasu.
Ola jest jeszcze nastolatką, mając niespełna osiemnaście lat wyprowadziła się z domu i od prawie roku łączy dwie prace wraz z nauką w liceum, a przy tym wynajmuje mieszkanie wspólnie z przyjaciółką. Jej, powiedzmy, że spokojne życie zmienia się, kiedy w jej pracy pojawia się dwójka znanych aktorów. Z czego jeden z nich, to właśnie Igor.
Na swój sposób była to oryginalna historia, nie spotkałam się z taką, w której bohatera fascynowałyby cyfry, a wątek aktorstwa też nie należy do najczęstszych - sławne postacie zazwyczaj są muzykami. Niemniej jednak, raczej nie stałam się wielką fanką Igora i jego przyjaciela, niespecjalnie podobały mi się metody, które przyjęli, żeby osiągnąć swój cel. Zdaję sobie sprawę z tego, że to element fabuły i tak dalej, ale nie podobało mi się to i było mi momentami żal Oli. Zastanawiałam się, czy i kiedy prawda wyjdzie na jaw i jaka afera z tego wyniknie.
Za to bardzo polubiłam Olę, mimo szybkiej wyprowadzki z domu rodzinnego z niezbyt przyjemnych powodów, dziewczyna świetnie sobie radzi w życiu, angażuje się w inicjatywy, zarabia na siebie, a przy tym jest taka serdeczna, że nie sposób nie zapałać do niej sympatią.
Wprawdzie nie mogę powiedzieć, że pochłonęła mnie ta historia bez reszty, czasem lekko mi się dłużyła, ale w ogólnym rozrachunku myślę, że była to całkiem przyjemna lektura. Może nie utkwi mi w pamięci na długo, ale jednak nie żałuję, że po nią sięgnęłam. Ot, miło było przeczytać coś nieco odmiennego niż inne książki i myślę, że chętnie sięgnę po kontynuację, bo jestem ciekawa, jak dalej potoczą się losy bohaterów.
Igor, bohater książki Niny Kaczmarczyk, ma trzy takie liczby, które mają dla niego szczególne znaczenie - 3, 6 i 9. O ile dwie ostatnie spotyka w swoim życiu bardzo często, o tyle trójka występuje u niego rzadko. Do czasu.
Ola jest jeszcze nastolatką, mając niespełna osiemnaście lat wyprowadziła się z domu i od prawie roku łączy dwie prace wraz z nauką w liceum, a przy tym...
2024-02
Sięgając po tę książkę byłam bardzo pozytywnie nastawiona, liczyłam na coś na miarę "Układu", szczególnie, że o ile nie jestem wielką fanką motywu sportowego, o tyle hokejowe romanse bardzo lubię.
Sidney ma pięć zasad dotyczących randkowania. Jax jest hokeistą, więc samym tym faktem łamie już jedną z nich. Ale jednocześnie lubi łamać zasady, więc mimo wszystko zaczyna zabiegać o względy Sid.
Fani poprowadzenia fabuły w stylu "on zakochuje się pierwszy" myślę, że będą zadowoleni. Mi szczerze mówiąc bez różnicy kto pierwszy, ale jednak zwrócilam uwagę na to, jak bardzo on się starał. I to było urocze! Był w tym uparty, a jednocześnie właśnie uroczy. Sidney zaś miała swoje powody do unikania hokeistów.
Tłem do fabuły jest uczelnia i była to dla mnie miła odmiana, bo dawno nie czytałam książki w studenckich klimatach. A tutaj serio były wzmianki o zajęciach, była wspólna nauka, co dodawało historii takiego realizmu.
Mimo wszystko nie mogę powiedzieć, że wciągnęła mnie bez reszty - do połowy miałam odczucie, że jest po prostu okej, ale bez większych fajerwerków. Później zaczęło się rozkręcać, a ja się mocniej wkręciłam, więc drugą połowę doczytałam już za jednym zamachem. Jednak mimo wszystko... cała historia była świetna, bohaterowie tak samo, ale nie mogę powiedzieć, że jestem nią zachwycona. Bardzo miło mi się czytało, jak już wspomniałam wyżej - uwielbiam wątek hokeistów, więc tym bardziej mnie to tutaj cieszyło, ale zarazem nie jest to książka, którą zapamiętam na długo.
Sięgając po tę książkę byłam bardzo pozytywnie nastawiona, liczyłam na coś na miarę "Układu", szczególnie, że o ile nie jestem wielką fanką motywu sportowego, o tyle hokejowe romanse bardzo lubię.
Sidney ma pięć zasad dotyczących randkowania. Jax jest hokeistą, więc samym tym faktem łamie już jedną z nich. Ale jednocześnie lubi łamać zasady, więc mimo wszystko zaczyna...
2024-02
Mallory i jej kuzynka dostały od babci zadanie, by znaleźć w ciągu dwóch lat męża, a później utrzymać to małżeństwo przez siedem lat. Ta z kuzynek, której się to uda, otrzyma babciny spadek. A jako że niespecjalnie za sobą przepadają, to uruchamia to w nich chęć rywalizacji.
Mallory nie jest w tym sama, jej przyjaciółki pomagają jej szukać kandydatów, rozpoczyna więc "maraton" mniej lub bardziej udanych (albo i nie) randek.
Przy czym przytrafiają jej się różne perypetie. Absolutnie nie zdradzę jakie, ale przyznam Wam, że momentami pękałam ze śmiechu - "chętnie przyjmę oświadczyny" to w tym wszystkim niezła komedia romantyczna.
Polubiłam Mallory, a także jej dwie przyjaciółki - takie pozytywne kobiety, które mogą na siebie liczyć. Wprawdzie z początku kwestia ze spadkiem wydawała mi się lekko naciągana, ale później o tym zapomniałam i razem z bohaterką rzuciłam się w wir randkowania i poznawałam kolejnych "kandydatów". A jednocześnie miałam z tyłu głowy myśl, że najciemniej pod latarnią. I tutaj wkracza wątek udawanego związku, choć nie był on zbyt mocno rozbudowany - może i lepiej, dzięki temu wyszło to bardziej naturalnie.
Mam za sobą kilka książek Katarzyny Bester, ale po przeczytaniu tej stwierdzam, że obok "Facet (nie) do wzięcia" to druga najlepsza jej historia. Naprawdę dobrze mi się czytało tę książkę, wciągnęłam się, a jednocześnie świetnie się bawiłam. Uwielbiam komedie romantyczne, dlatego tym bardziej cieszył mnie fakt, że mogłam się przy tej pozycji pośmiać i przemiło spędzić czas. Nie zdradziłam wam zbyt wiele, bo chciałabym, żebyście też mieli frajdę z odkrywania tej historii. Bo krótko mówiąc - koniecznie dajcie jej szansę!
Mallory i jej kuzynka dostały od babci zadanie, by znaleźć w ciągu dwóch lat męża, a później utrzymać to małżeństwo przez siedem lat. Ta z kuzynek, której się to uda, otrzyma babciny spadek. A jako że niespecjalnie za sobą przepadają, to uruchamia to w nich chęć rywalizacji.
Mallory nie jest w tym sama, jej przyjaciółki pomagają jej szukać kandydatów, rozpoczyna więc...
2024-02
Gdy dostałam otworzyłam paczkę z tą książką, naszły mnie dwie myśli. Po pierwsze - jak ładnie ta okładka się prezentuje na żywo! A po drugie - jaki to jest grubasek! Nie ukrywam, że nieco się wystraszyłam, że będzie przegadana - nie przepadam za grubaskami, bo często takie są. I tutaj, niestety trochę się to sprawdziło.
"Flame moon" zaczyna się od rekonwalescencji Francessy. Jest bezpośrednią kontynuacją poprzedniej części, więc zdecydowanie nie polecam zaczynać właśnie od niej - zwyczajnie można się pogubić. Przyznam, że nawet mimo czytania "Beginning moon" niektóre szczegóły mi umknęły i czasem musiałam się chwilę zastanowić o co chodzi.
Narracja jest pierwszoosobowa, tak jak najbardziej lubię i mamy obydwie perspektywy, jednak częściej obserwujemy historię oczami Dominica.
Sama fabuła jest dość ciekawa, kryje się tutaj spory potencjał. Trochę niebezpieczeństw, intryg, są i nielegalne wyścigi. Można się wciągnąć w tę książkę.
Ale... Mam kilka małych "ale". Przede wszystkim, moim zdaniem "Flame moon" mogłoby być o połowę krótsze. Bardzo dużo tutaj zbędnych dialogów, scen i opisów, które nie wnoszą niczego istotnego do fabuły. Przyznam, że ja je zazwyczaj omijałam. Poza tym odniosłam wrażenie, że bohaterowie podejrzanie szybko wracali do sprawności po tak ciężkich urazach, jakie doznawali. A scena, kiedy Nick i Frances pędzili autostradą z ogromną prędkością, a on, jako kierowca, wziął ją w trakcie jazdy na kolana... Ciary mnie przeszły.
Bardzo się też gubiłam w nazewnictwie bohaterów, kiedy raz byli nazwani imieniem, raz nazwiskiem, a raz... kolorem włosów.
Za to podobało mi się, że autorka umiejscowiła akcję w kilku krajach. Może nie było wiele informacji na ten temat, ale jednak były różne tła tej historii i to było świetne. Fabuła sama w sobie też była ciekawa i, gdy się pominęło zbędne opisy, dość wciągająca. Nieco się obawiałam tych 700 stron, ale wierzcie mi, przeczytałam to bardzo szybko. Czułam się na tyle zaciekawiona, że nie męczyłam się przy czytaniu, a jednocześnie na tyle zaintrygowana, że z pewnością sięgnę po trzeci tom.
Ogólnie rzecz biorąc - nie jest to historia idealna, ma swoje wady, zarówno pierwsza, jak i druga część, ale ma też w sobie potencjał. Porównując obie części, to ten drugi podobał mi się nieco bardziej. Jestem ciekawa, jak autorka poradzi sobie z trzecim i po cichu liczę, że będzie jeszcze lepszy.
Gdy dostałam otworzyłam paczkę z tą książką, naszły mnie dwie myśli. Po pierwsze - jak ładnie ta okładka się prezentuje na żywo! A po drugie - jaki to jest grubasek! Nie ukrywam, że nieco się wystraszyłam, że będzie przegadana - nie przepadam za grubaskami, bo często takie są. I tutaj, niestety trochę się to sprawdziło.
"Flame moon" zaczyna się od rekonwalescencji...
W książkach Meg Cabot zaczytywałam się jako nastolatka - głównie pochłaniałam" "Pamiętniki księżniczki", ale również na przykład "Dziewczyna Ameryki". Były to czasy, kiedy jeszcze nie zapisywałam przeczytanych książek (czyli BARDZO dawno temu, bo zapisuję od 2015 roku, więc nie pamiętam które jeszcze. Mimo wszystko umknęła mi w tamtych latach seria "Kraina cienia" - dlatego zaskoczył mnie mail z propozycją patronatu. Nie miałam pojęcia o istnieniu tej serii, więc ze szczególnym zaciekawieniem zaczęłam czytać. Choć przyznam, że miałam lekką obawę - z jednej strony pamiętałam ten zachwyt z lat nastoletnich, a z drugiej naszła mnie myśl, że mając już ponad 20lat mogę inaczej odebrać pióro Meg Cabot.
Ale wiecie co? Te obawy były bezpodstawne, zaczęłam czytać i.... przepadłam! Przypomniał mi się ten klimat i styl książek Meg, tę prostotę w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Wciągnęłam się w historię Suze, której mama pobrała się z mężczyzną z drugiego wybrzeża, przez co dziewczyna musi się przeprowadzić z Nowego Jorku do Kalifornii. Poznałam jej braci, jej nowy-stary dom, oraz... Jesse'a, który jest nieco hmm... Mało żywy? Wspomniałam, że Suze jest mediatorką?
Fabuła jako tako nie należy do specjalnie "skomplikowanych" - jest to naprawdę przyjemna młodzieżówka, w której pojawiają się duchy, ale też przewijają się problemy nastoletnich lat. Zmiana miejsca zamieszkania, nowy partner rodzica, przybrane rodzeństwo. Nowa szkoła, poznawanie rówieśników i różnego rodzaju relacje z nimi. - te lepsze i gorsze. A do tego wszystkiego przesympatyczna bohaterka, duch sprzed dwustu lat i uroczy bracia.
"Pośredniczka" to cudowna młodzieżówka, którą śmiało mogę polecić każdej nastolatce czy nastolatkowi. Przyjemna, momentami zabawna, czasem pozostawiająca w niepewności i delikatnym strachu (?), ale też życiowa. To taka książka, którą tak naprawdę może przeczytać każdy, zarówno nastolatek, jak i osoba dorosła i myślę, że wielu czytelnikom przypadnie do gustu. Ja pokochałam tę historię i z niecierpliwością czekam na kolejne części, bo jestem strasznie ciekawa, co zdarzy się dalej, jakie tajemnice skrywa Jesse, co takiego mu się stało? @proszynski.young nie każcie zbyt długo czekać!! :D
W książkach Meg Cabot zaczytywałam się jako nastolatka - głównie pochłaniałam" "Pamiętniki księżniczki", ale również na przykład "Dziewczyna Ameryki". Były to czasy, kiedy jeszcze nie zapisywałam przeczytanych książek (czyli BARDZO dawno temu, bo zapisuję od 2015 roku, więc nie pamiętam które jeszcze. Mimo wszystko umknęła mi w tamtych latach seria "Kraina cienia" -...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to