rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Zabierałem się do czytanie tej książki z myślą, że raczej będzie to jakieś "czytadło" średnich lotów, a okazała się całkiem zgrabną opowieścią o białym chłopcu od małego wychowanym przez Indian, który w ramach wydania jeńców wraca do białych. Historia właściwie smutna, ukazująca tragedię osoby nie pasującej do żadnej ze zwaśnionych stron.

Zabierałem się do czytanie tej książki z myślą, że raczej będzie to jakieś "czytadło" średnich lotów, a okazała się całkiem zgrabną opowieścią o białym chłopcu od małego wychowanym przez Indian, który w ramach wydania jeńców wraca do białych. Historia właściwie smutna, ukazująca tragedię osoby nie pasującej do żadnej ze zwaśnionych stron.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka przenosi czytelnika w rejon Missisipi i Florydy w połowie XIX w.
Wujek młodego chłopaka, bohatera i narratora, należący do Ku-Klux-Klanu, staje w obronie linczowanego człowieka. Zarówno on, jak i chłopak zabijają podczas utarczki członków tej organizacji, dlatego muszą niezwłocznie uciekać, po drodze przyłączając się do doktora-szarlatana podróżującego z córką. Ostatecznie lądują w poszukiwaniu skarbu na Florydzie, gdzie docierają przez bagniska przeprowadzeni przez Indian.
Czego w tej książce nie ma... Ku-Klux-Klan, Missisipi, huragan, Indianie, plantacje, bagna, czarnoskórzy - aż trudno powiedzieć, o czym właściwie jest. Aż ma się wrażenie, że pojawia się zbyt dużo wydarzeń upchniętych w jedną powieść. To co na początek było osią napędową, w połowie książki praktycznie przestaje być istotne.
Czy są plusy? Są, i to nawet sporo. Po pierwsze sam sposób narracji przedstawiony jako zapiski chłopaka przypominającego trochę Tomka Sawyera, z nastoletnią naiwnością mędrkującego młodziana, ale i dużą dawką humoru. Poza tym książka kreśli szeroki obraz, nawet jeśli przerobiony literacko, tamtych czasów i miejsc, ubierając je w szaty przygody.
Zaskoczony całkiem pozytywnie pozostawiam książkę w kolekcji.

Książka przenosi czytelnika w rejon Missisipi i Florydy w połowie XIX w.
Wujek młodego chłopaka, bohatera i narratora, należący do Ku-Klux-Klanu, staje w obronie linczowanego człowieka. Zarówno on, jak i chłopak zabijają podczas utarczki członków tej organizacji, dlatego muszą niezwłocznie uciekać, po drodze przyłączając się do doktora-szarlatana podróżującego z córką....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dziki Zachód. Dzielni kowboje, szeryf, złodzieje bydła, meksykanie i pościgi - to żelazny kanon tego typu powieści i filmów. Czy czegoś tu zabrakło? Nie. I tak.
W skrócie fabuła wygląda następująco: w górskiej osadzie ktoś kradnie bydło i mieszkańcy miasteczka postanawiają sami złapać i ukarać winnych. A właściwie nawet nie w skrócie... to po prostu cała fabuła. Akcja tu rozwija się bardzo powoli, ponieważ nie ona ma stanowić główny cel powieści. Znalazłem gdzieś wzmiankę o tej książce, jako o westernie psychologicznym i jest to w sumie dobry opis tego, do czego dążył autor. Wszystko opiera się na szczegółowym opisie postaci, dialogach, a same wydarzenia są jakby tłem do rozważań nad tym, czy człowiek może wymierzać sam sprawiedliwość i czy sprawiedliwość bez błogosławieństwa władzy staje się przestępstwem i samosądem, który może doprowadzić do śmierci niewinnego (do czego notabene dochodzi).
Jednak to, co stanowi jej zaletę (bo książka jest niegłupia i daje sporo do myślenia), jest również jej największą wadą, gdyż wszystko staje się zbyt przegadane i rozciągnięte. Przez to książka zaczyna w pewnym momencie zwyczajnie nużyć.

Dziki Zachód. Dzielni kowboje, szeryf, złodzieje bydła, meksykanie i pościgi - to żelazny kanon tego typu powieści i filmów. Czy czegoś tu zabrakło? Nie. I tak.
W skrócie fabuła wygląda następująco: w górskiej osadzie ktoś kradnie bydło i mieszkańcy miasteczka postanawiają sami złapać i ukarać winnych. A właściwie nawet nie w skrócie... to po prostu cała fabuła. Akcja tu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zawarte w książce dwa opowiadania mają podobnych bohaterów, chłopaków nastolatków, wyrzutków społeczeństwa. To co ich także łączy to pogarda do innych, zapatrzenie w siebie i swoją nieomylną mądrość życiową (przypominam, że mowa tu o nastolatkach). Pierwsze opowiadanie to historia osiemnastolatka zajmującego się kradzieżami z nudów i lenistwa, który znajduje sobie towarzyszkę w 17-latce. Tytułowa historia opowiada zaś o chłopaku, który w poprawczaku dostaje szansę na uprawianie biegów, zbuntowanym na wszystko i wszystkich, na koniec w tym buncie naiwnym i zapatrzonym w siebie. Ok, może takie są nastolatki. Ale to że tacy są, nie znaczy, że mam im kibicować.

Zawarte w książce dwa opowiadania mają podobnych bohaterów, chłopaków nastolatków, wyrzutków społeczeństwa. To co ich także łączy to pogarda do innych, zapatrzenie w siebie i swoją nieomylną mądrość życiową (przypominam, że mowa tu o nastolatkach). Pierwsze opowiadanie to historia osiemnastolatka zajmującego się kradzieżami z nudów i lenistwa, który znajduje sobie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tematem książki - rekolekcji jest życie brata Alberta, a właściwie coś więcej niż życie. To pogłębiona refleksja nad tym co kształtowało jego powołanie, skąd czerpał swoje rozumienie chrześcijaństwa, na kim się wzorował. Nie jest to, jak zawsze u abp Rysia, wykład mądrościowy, ale dotykanie sedna, dotykanie człowieka w jego słabości i istoty powołania.

Tematem książki - rekolekcji jest życie brata Alberta, a właściwie coś więcej niż życie. To pogłębiona refleksja nad tym co kształtowało jego powołanie, skąd czerpał swoje rozumienie chrześcijaństwa, na kim się wzorował. Nie jest to, jak zawsze u abp Rysia, wykład mądrościowy, ale dotykanie sedna, dotykanie człowieka w jego słabości i istoty powołania.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Co by tu przeczytać dzieciom? Może Mary Poppins... tak, pamiętam że to mi się podobało w dziecięcych latach, to pewnie dalej będzie się miło czytać - pomyślał Tata, sięgając na półkę po kolejną literaturę dziecięcą.

Jak wspominała sama autorka, choć opublikowała pierwszą część książek o Mary Poppins w wieku 35 lat, po przeprowadzce z Sidney do Londynu, to postać ta powstała już w dzieciństwie, gdy wymyślała historyjki dla swoich sióstr. A jest to postać czarodziejki...ale myliłby się ten, który wyobraziłby sobie ją w tiulach i z różdżką z gwiazdką na czubku, ponieważ Mary jest jej całkowitym przeciwieństwem. Niezbyt urodziwa, ale próżna jeśli chodzi o swój wygląd niania, stanowcza, opryskliwa, dbająca o dobre maniery. Z drugiej strony powodująca, że rzeczywistość wokół jej i przebywających pod jej opieką dzieci zmienia się w fantastyczne światy i zdarzenia, jak fruwanie od śmiechu, czy wieszanie gwiazd z opakowań po pierniczkach na nieboskłonie. Mary pojawia się i znika, tak samo tajemnicza jak na początku, pozostawiając domysły, czy to wszystko działo się naprawdę, czy było bujną wyobraźnią dzieciaków.

Dzieciom się bardzo podobało. A mi? Z perspektywy lat już mniej. Może mam fioła na punkcie tego, że książka dla dzieci powinna nieść jakiś przekaz. Tu brak krytycyzmu, przekazu. I może dlatego powrót do Mary Poppins po latach nie do końca jest tym, czego oczekiwałem.

Na koniec mam jeszcze jedną refleksję. Jak w większości brytyjskiej literatury dla dzieci tamtych czasów, rzuca się tu wyraźnie w oczy styl wychowywania dzieci. Niania zajmuje się nimi cały dzień, kucharka gotuje, tata ciągle w pracy, a mama robi tragedię, gdy niania ma wychodne, bo musi zostać na trochę ze swoimi dziećmi - a przecież ma proszony obiad. To taki obraz, jak się głębiej zastanowić, napawający smutkiem.

Co by tu przeczytać dzieciom? Może Mary Poppins... tak, pamiętam że to mi się podobało w dziecięcych latach, to pewnie dalej będzie się miło czytać - pomyślał Tata, sięgając na półkę po kolejną literaturę dziecięcą.

Jak wspominała sama autorka, choć opublikowała pierwszą część książek o Mary Poppins w wieku 35 lat, po przeprowadzce z Sidney do Londynu, to postać ta...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przez całe lata ówczesnych eksploratorów rozpalała myśl o znalezieniu przesmyku północno-zachodniego z Atlantyku na Pacyfik. Są to czasy, gdy Kanał Panamski jeszcze nie istnieje, więc cała żegluga na Pacyfik odbywać się musi przez kraniec Ameryki Południowej, koło Przylądku Horn. Przesmyk Północny mógłby usprawnić żeglugę i pomóc zbadać niedostępne dotąd rejony świata, dlatego też Brytyjczycy, których flota po wojnach Napoleońskich nie bierze udziału w żadnych większych potyczkach, wielokrotnie wykorzystują ją w misjach badawczych. Nie inaczej ma się sprawa z opisywaną tu historią. Tytuł książki jest dwuznaczny, ponieważ pierwsze co przychodzi do głowy słysząc słowo "terror", jest to coś przerażającego. Jednak nawiązuje on przede wszystkim do wyprawy z 1845 roku pod dowództwem Johna Franklina, w skład której wchodziły dwa okręty: HMS Erebus i HMS Terror. To jedna tych tragicznych wypraw, które od lat owiane są tajemnicą. Z liczącej 129 osób załogi nie przeżył nikt, pozostaje jedynie notatka, że w 1948 roku (czyli po 3 latach tkwienia w lodach) załoga postanowiła opuścić okręty i ratować się na piechotę. Wyprawa posiadała zapasy na 5 lat. Co więc spowodowało tę tragedię? Nie był to pierwszy przypadek, gdy okręty zostały unieruchomione w lodzie, jednak do czasu tej feralnej wyprawy za tragiczne uważano te, w których ginęło kilkanaście osób.

Samą książkę można by podzielić na trzy warstwy. Pierwszą jest bazowanie na faktach historycznych i próba ich rekonstrukcji, druga to fikcja literacka tworzona na ich podstawie, trzecią natomiast stanowi wprowadzenie elementu fantastycznego w postaci urealnienia wierzeń Inuitów pod postacią Potwora z Lodu.
Warstwa historyczna wypada tu najlepiej (a wypadałaby jeszcze lepiej, gdyby nie odkrycie w 2016 roku wraku HMS Terror, znajdującego się zupełnie gdzie indziej niż dotąd przypuszczano, co postawiło pod znakiem zapytania wszystkie snute dotąd teorie na temat losów załóg statków). Autor bazował na wielu pracach naukowych, odnalezionych przez szereg ekspedycji ratunkowych i badawczych szczątkach ludzi i przedmiotach oraz źródłach historycznych, co pozwoliło mu na wierne oddanie warunków bytowych załogi, życia na unieruchomionych statkach, czy ciągłej walki z kilkudziesięciostopniowym mrozem, wędrówki po lodzie i wszelkich objawów chorobowych, walki o życie doprowadzającej nawet do potwierdzonych badaniami aktów kanibalizmu. To jest największy plus tej powieści - rzeczywista wyprawa, rzeczywiste miejsce, rzeczywiste warunki bytu. Wszystko to uzupełnione jest przez komentarz naukowy nt. wypraw oraz zdjęcia z odnalezionego wcześniej HMS Erebusa.
Jeśli chodzi o powiązanie faktów linią fabularną też jest dobrze, choć w paru momentach czuć ubarwianie historii na siłę. Chociaż postaci jest sporo, sposób dzielenia rozdziałów, w których każdy prowadzony jest perspektywy innego bohatera (na szczęście nie w pierwszej osobie, za czym nie przepadam, ale standardowo - w trzeciej) pozwala nie pogubić się w nazwiskach. I gdyby książka skończyła się na tych dwóch poziomach, byłaby bardzo dobra.
Niestety autor wprowadza tu wątek fantastyczny w postaci pojawienia się Inuitki, a wraz za nią Potwora z Lodu, dziesiątkującego załogę. Tutaj objawia się najwięcej nielogiczności, zarówno w postaci samego potwora i jak i reakcji na jego pojawienie się członków ekspedycji. Czytając miałem wrażenie, że autor sam się w pewnym momencie zgubił, jaką książkę chce napisać. Gdyby stworzył z tego powieść grozy trzymającą w napięciu (coś jak film "Coś") byłoby lepiej. A tak to jest to wątek, którego mogłoby po prostu nie być. A szkoda.
Czy żałuję, że przeczytałem? Nie, głównie ze względu na wartość poznawczą ówczesnych realiów ekspedycji polarnych. Jednak wciąż nie opuszczają mnie co do niej mieszane odczucia.

Pięć lat po rozpoczęciu przedstawionej tu wyprawy rozpoczyna się inna, doprowadzająca ostatecznie do odkrycia przejścia północno-zachodniego.
O opisanej w książce wyprawie opowiada dokument (po angielsku - https://www.youtube.com/watch?v=fxpZCWLTbxg).

Przez całe lata ówczesnych eksploratorów rozpalała myśl o znalezieniu przesmyku północno-zachodniego z Atlantyku na Pacyfik. Są to czasy, gdy Kanał Panamski jeszcze nie istnieje, więc cała żegluga na Pacyfik odbywać się musi przez kraniec Ameryki Południowej, koło Przylądku Horn. Przesmyk Północny mógłby usprawnić żeglugę i pomóc zbadać niedostępne dotąd rejony świata,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po "Wspomnienia..." sięgnąłem za sprawą "Innego świata" Herlinga-Grudzińskiego, gdzie autor wspomina, jak od współwięźniarki dostaje w pewnym momencie tę właśnie powieść by następnie stwierdzić, że lata mijają, a nic na Sybirze się nie zmienia.
Bohaterem "Wspomnień..." jest Aleksandr Pietrowicz, szlachcic, zesłany na 10 lat na katorgę, jednak Dostojewski używa tej postaci jako pretekstu, by zawrzeć w niej swoje doświadczenia z pobytu w obozie - tytułowym martwym domu - gdzie ludzie żyją życiem martwym, bez celu, wypełnionym tęsknymi spojrzeniami rzucanymi za ostrokół, pełni marzeń za godnością i choćby namiastką wolności. Wiele te dwie książki mają ze sobą wspólnego, podobne panujące zasady i warunki bytu. Z jednej strony łagodniejszy styl i skupienie się na ludziach, nie systemie, z drugiej, czasy caratu, gdzie wciąż szlachta była traktowana trochę inaczej od innych powoduje, że obraz nie przedstawia się tak straszliwie jak u Grudzińskiego. Pewnie wpływ miała zarówno rosyjska mentalność autora, że "jakoś to będzie", obóz z lżejszymi pracami, ale też i zmiana, jaka nastąpiła po wybuchu rewolucji, gdzie człowiek przestaje być traktowany jako jednostka, wyroki wydłużane w nieskończoność, a życie ludzkie staje si bez wartości.
Przychodzi po przeczytaniu refleksja, że syberyjskie obozy nie wzięły się ot, tak nagle, jako sowiecki wynalazek, ale były jedynie rozwinięciem od wielu lat funkcjonującego rosyjskiego sposobu na pozbywanie się niechcianego elementu: rosyjskiego, polskiego i innych narodowości. Druga myśl, to że nic tak nie niszczy człowieka, jak bezsens jego istnienia, bezsens wykonywanej przez niego pracy.

Po "Wspomnienia..." sięgnąłem za sprawą "Innego świata" Herlinga-Grudzińskiego, gdzie autor wspomina, jak od współwięźniarki dostaje w pewnym momencie tę właśnie powieść by następnie stwierdzić, że lata mijają, a nic na Sybirze się nie zmienia.
Bohaterem "Wspomnień..." jest Aleksandr Pietrowicz, szlachcic, zesłany na 10 lat na katorgę, jednak Dostojewski używa tej postaci...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czym różni się ta książka od innych, ostatnio wydawanych? Nie ma tu Kukuczki, Hajzera, czy Bieleckiego, ponieważ jeszcze się nie narodzili. Jest to opowieść o życiu i przygodzie życiowej bohaterów pierwszej polskiej wyprawy w Himalaje, a dokładnie o pierwszym zdobyciu szczytu Nanda Devi East, przez Jakuba Bujaka, Adama Karpińskiego, Janusza Klarnera i Stefana Bernadzikiewicza, a następnie o tragicznej kontynuacji wyprawy. Jest to czas szczególny - zdobycie szczytu nastąpiło 2 lipca 1939 roku, w momencie, gdy Polska szykowała się do wojny. Książka nie zatrzymuje się na samej wyprawie, ale opisuje historię życia pozostałych przy życiu jej uczestników, ich wojenne zmagania, aż do ich śmierci w niewyjaśnionych dotąd okolicznościach.
Pierwsze, co rzuca się w oczy, to inne czasy i inne realia.
Czasy, gdy Mount Everest wciąż pozostaje niezdobyty, gdzie wyprawa idzie szczyt, którego nikt dotąd nie zbadał i nie zrobił zdjęć. Czy dzisiejsi himalaiści potrafiliby osiągać to co osiągają, posiadając sprzęt tamtych czasów? Czasy się zmieniają, tylko góry pozostają wciąż te same, groźne i majestatyczne.
Powrót do polski na początku września 1939 to już osobny rozdział, może nie pobudzający wyobraźni, ale też uświadamiający dlaczego polski rekord wysokościowy na wiele lat pozostaje zapomniany.

Czym różni się ta książka od innych, ostatnio wydawanych? Nie ma tu Kukuczki, Hajzera, czy Bieleckiego, ponieważ jeszcze się nie narodzili. Jest to opowieść o życiu i przygodzie życiowej bohaterów pierwszej polskiej wyprawy w Himalaje, a dokładnie o pierwszym zdobyciu szczytu Nanda Devi East, przez Jakuba Bujaka, Adama Karpińskiego, Janusza Klarnera i Stefana...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zbiór opowiadań z serii "kolibra", tym razem trzymający całkiem dobry poziom. Okładka, jak zwykle w tej serii, raczej niskich lotów, ale wewnątrz znaleźć można historie z życia zwykłych ludzi, postawionych w sytuacjach zmiany. Jest tu małżeństwo wygrywające nagrodę, grubas piszący porady miłosne w gazecie, kaleka brzydula znajdująca miłość, czy stary weteran, zmuszony do odgrywania św. Mikołaja. Wszystkie postacie, choć w różnych sytuacjach, doświadczają jakiegoś porywu serca zmuszającego ich do zmiany planów i przyzwyczajeń.
Na pewno jest to książka, z którą można przyjemnie spędzić czas, ale raczej nie pobudzi do jakichś głębokich refleksji, czy zastanowienia nad życiem.

Zbiór opowiadań z serii "kolibra", tym razem trzymający całkiem dobry poziom. Okładka, jak zwykle w tej serii, raczej niskich lotów, ale wewnątrz znaleźć można historie z życia zwykłych ludzi, postawionych w sytuacjach zmiany. Jest tu małżeństwo wygrywające nagrodę, grubas piszący porady miłosne w gazecie, kaleka brzydula znajdująca miłość, czy stary weteran, zmuszony do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie ma raczej wśród czytających ten wpis nikogo, kto by nie słyszał o czasach sławnych francuskich impresjonistów, czasach, gdy tworzył Monet, Renoir, Pizarro, czy inni sławni malarze tej epoki schyłku XIX wieku.
Ta książka nie jest o nich.

Historycznie przenosimy się dalej w czasie "fin de siècle", od przełomu XIX i XX wieku, do czasu przejścia z postimpresjonizmu do kubizmu i fowizmu.
Autor, poeta obracający się na co dzień w świadku artystycznym Paryża, opisuje w formie anegdot, kolejnych malarzy. Świat życia bez grosza, odrobinę szalony, oderwany od rzeczywistości, ale również i czasem w zatraceniu tragiczny. Przemierza on tamte czasy wszerz i wzdłuż, próbując oddać klimat miejsc, które już w momencie pisania książki stawały się minionymi.
Całość zamyka rozmowa z Matissem, pełna wspomnień, jakby podsumowująca zamknięcie pewnej epoki.
Odczuwałem tu brak umieszczenia kolorowych obrazów opisywanych twórców; jest parę czarno-białych, a mowa jest tu przecież o malowaniu kolorem.
Co do samych malarzy to pojawia się tu Matisse, Picasso, Derain, Vlaminck, Rouault, Bonnard, Lebasque, Marquet, Valadon, Utrillo, Modigliani i inni. Szczerze mówiąc, znałem ze słyszenia tylko kilku i nie łudzę się, że teraz zapamiętam pozostałe nazwiska, nie mówiąc już o ich życiorysach. Jednak to, co książka pozostawia w głowie, to atmosferę tamtego środowiska, poczucia, że tworzy się coś nowego, w trudach, ale z uporem. A tak w ogóle, to warto sobie pooglądać prace wymienionych malarzy (podczas czytania w użyciu wciąż był internet z galeriami obrazów artystów).

Nie ma raczej wśród czytających ten wpis nikogo, kto by nie słyszał o czasach sławnych francuskich impresjonistów, czasach, gdy tworzył Monet, Renoir, Pizarro, czy inni sławni malarze tej epoki schyłku XIX wieku.
Ta książka nie jest o nich.

Historycznie przenosimy się dalej w czasie "fin de siècle", od przełomu XIX i XX wieku, do czasu przejścia z postimpresjonizmu do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka zaczyna się w miarę ciekawie. Podczas alianckiego nalotu postrzelony zostaje zasłużony pracownik niemieckiej fabryki, który podpalił ułożoną ze słomy strzałę wskazującą jej ukryte położenie. Akcja zaczyna się o 1:40 w nocy i kończy o 11 nad ranem. W tym czasie dowódca placówki i gestapowiec próbują dociec, jakie miał motywy i z kim działał winowajca, a on sam próbuje udawać, że śpi przed przesłuchaniem. Przewija się jeszcze sporo innych osób, pojawiają się ich wspomnienia i rozmyślania. Wszystko to przez 550 stron. 550 stron traktujących o 10 godzinach w małym miasteczku - nieuchronnie przeradza się to w nudę. Niby ma to pokazywać realia i mogłoby mieć jakąś wartość, gdyby nie to, że pisarz był Amerykaninem i wszystko wymyślił. Ogólnie raczej szkoda na to czasu.

Książka zaczyna się w miarę ciekawie. Podczas alianckiego nalotu postrzelony zostaje zasłużony pracownik niemieckiej fabryki, który podpalił ułożoną ze słomy strzałę wskazującą jej ukryte położenie. Akcja zaczyna się o 1:40 w nocy i kończy o 11 nad ranem. W tym czasie dowódca placówki i gestapowiec próbują dociec, jakie miał motywy i z kim działał winowajca, a on sam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wiele słyszałem o tej książce, zanim po nią sięgnąłem, dlatego też zaczynałem czytać z dużym kredytem zaufania do nieznanego mi wcześniej autora. Teraz, po skończeniu trudno mi wydać jednoznaczną opinię. Tom pierwszy spodobał mi się głównie przez aurę tajemniczości i zagrożenia, która niestety w pozostałych tomach gdzieś zniknęła. Główny bohater jest raczej płytki, wypruwa innym flaki bez większych dylematów moralnych. I tu chyba jest sedno tego, że książka mnie nie zachwyca. Wiele wątków zaczętych w pierwszym tomie okazuje się potem bez znaczenia, pierwszy tom przedstawia groźne, tajemnicze zjawiska, a już w drugim główny bohater traktuje je jako coś normalnego i wszystkiego się uczy bez problemów. Spotyka dziwy, które go nie dziwią.
Ciekawym zabiegiem jest zmiana narracji z pierwszej osoby na trzecią, w momencie uruchamiania Cyfrala. Jednak im dalej, tym ten podział także się rozmywa. Dlatego uważam, że jest to książka po prostu dobra, taka na czwórkę. Czy warto poświęcać czas na te 2,5 tys. stron? Sam nie wiem. Do książki nie wrócę.

Wiele słyszałem o tej książce, zanim po nią sięgnąłem, dlatego też zaczynałem czytać z dużym kredytem zaufania do nieznanego mi wcześniej autora. Teraz, po skończeniu trudno mi wydać jednoznaczną opinię. Tom pierwszy spodobał mi się głównie przez aurę tajemniczości i zagrożenia, która niestety w pozostałych tomach gdzieś zniknęła. Główny bohater jest raczej płytki, wypruwa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka słuchana w dzieciństwie zapadła mi w pamięć, choć teraz trudno mi było sobie przypomnieć jej fabułę, dlatego też z ciekawością sięgnąłem po nią, by samemu przeczytać ją swoim dzieciom.
Głównym bohaterem jest chłopak, lubiący wymyślać i konstruować niestworzone mechanizmy, które jednak nie spotykają się z uznaniem wśród rodziny, a szczególnie ojca, filologa klasycznego. Główna akcja toczy się jednak w domu dziadków, gdzie uwielbia przebywać wraz z siostrą i gdzie dziadkowie tworzą atmosferę dziecięcego świata i czaru dnia codziennego.
Historię z wytworzeniem przez dziadka pojazdu napędzanego samowarkiem przeplata snuta przez niego bajka o żywiołach i królu Kajetanie.
Pojawia się tu ciekawy, nie tak często spotykany zabieg z wydrukowaniem opowiadanej bajki innym kolorem czcionki, co ułatwia rozpoznanie, kiedy opowieść przerywana jest przez dzieci, a kiedy toczy się dalej. Jak dotąd spotkałem się z czymś takim tylko w "Niekończącej się historii".

Ogólnie książka ciepła, rodzinna, bez jakichś czarów i dziwów, które współcześnie dominują rynek literatury dziecięcej, a raczej ukazująca bogactwo wyobraźni (czytając, miałem skojarzenia z "Domem pod kasztanami" Heleny Bechlerowej, choć "Samowarek mojego dziadka" jest już raczej dla dzieci w wieku szkolnym).

Książka słuchana w dzieciństwie zapadła mi w pamięć, choć teraz trudno mi było sobie przypomnieć jej fabułę, dlatego też z ciekawością sięgnąłem po nią, by samemu przeczytać ją swoim dzieciom.
Głównym bohaterem jest chłopak, lubiący wymyślać i konstruować niestworzone mechanizmy, które jednak nie spotykają się z uznaniem wśród rodziny, a szczególnie ojca, filologa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka, jak na podróżniczą zbyt skupiająca się na nieistotnych szczegółach, a jak na naukową, zbyt trywialna na dzisiejszy dzień.
Pierwsza część to podróż z Jacques'em Cousteau po Morzu Czerwonym, gdzie autor zachwyca się nowoczesną techniką nurkowania (z butlami na plecach) oraz sonarem. To co wtedy było nowością dostępną wybranym, dzisiaj jest standardem, a kształt dna morza możemy oglądnąć choćby w google maps. W ogóle autor przedstawia tu wizję nauki, która nie do końca dowierza ruchom płyt tektonicznych. Trochę jednak się zmieniło.
Następnie wyprawa do wulkanu w Afryce. Właściwie autor dociera do wulkanu, patrzy sobie w lawę i wraca. I kolejne kilka stron przelewania się lawy i zastanawiania, dlaczego tak się przelewa, a nie inaczej. Dla geologa może ciekawe, ale dla mnie nudnawe. Wyprawa na krokodyle i na pustynne tereny też właściwie taka bezcelowa, do niczego nie prowadząca.

Można przeczytać, jak ktoś lubuje się w takiej literaturze, ale jest wiele innych, lepszych pozycji.

Książka, jak na podróżniczą zbyt skupiająca się na nieistotnych szczegółach, a jak na naukową, zbyt trywialna na dzisiejszy dzień.
Pierwsza część to podróż z Jacques'em Cousteau po Morzu Czerwonym, gdzie autor zachwyca się nowoczesną techniką nurkowania (z butlami na plecach) oraz sonarem. To co wtedy było nowością dostępną wybranym, dzisiaj jest standardem, a kształt dna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Autor dotąd mi nieznany, na okładce stoi, że "pisarz radziecki" - od razu staje mi przed oczami proza propagandowa.
Jednak zaskoczyła mnie ta książka bardzo pozytywnie. Są to dwa opowiadania, toczące się gdzieś na peryferiach, wśród zwyczajnych ludzi i zwyczajnego życia. Pierwsze z nich to historia kierowcy ciężarówki, który po spowodowanym przez siebie wypadku próbuje pomóc jednemu z rannych pasażerów.
Drugie opisuje spokojne życie grupy zajmującej się udrażnianiem rzeki ze spławów drewna, do której dołącza przypadkiem mężczyzna "po wyroku". Powoli zaczyna wciągać innych w hazard (tytułowe "oczko"), ogrywając ich z dorobku, co prowadzi do tragedii.
Oba opowiadania są bardzo plastyczne, jakbym oglądał je na własne oczy. Dużo emocji i mimo niewielkiej ilości tekstu spora głębia postaci. Pozostaje po przeczytaniu pytanie: Co sam byś, czytelniku, zrobił na miejscu bohaterów opowiadań?

Autor dotąd mi nieznany, na okładce stoi, że "pisarz radziecki" - od razu staje mi przed oczami proza propagandowa.
Jednak zaskoczyła mnie ta książka bardzo pozytywnie. Są to dwa opowiadania, toczące się gdzieś na peryferiach, wśród zwyczajnych ludzi i zwyczajnego życia. Pierwsze z nich to historia kierowcy ciężarówki, który po spowodowanym przez siebie wypadku próbuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka to zbiór opowiadań, których wspólnym wyznacznikiem jest żegluga. Większość traktuje o katastrofach morskich w czasie II wojny światowej, są tu jednak także dwa opowiadania, mające być humorystycznymi oraz dwa o agentach wywiadu.
Nie jest to poziom równy. Opisy katastrof są świetne, jeśli można tak mówić o tragedii ludzkiej. Od razu stanął mi przed oczami "H.M.S. Ulisses", którego uważam za najlepszą książkę autora. Pozostałe opowiadania mają jednak raczej niski poziom i pisane są z manierą, której nie trawię w późniejszych książkach MacLeana.

Książka to zbiór opowiadań, których wspólnym wyznacznikiem jest żegluga. Większość traktuje o katastrofach morskich w czasie II wojny światowej, są tu jednak także dwa opowiadania, mające być humorystycznymi oraz dwa o agentach wywiadu.
Nie jest to poziom równy. Opisy katastrof są świetne, jeśli można tak mówić o tragedii ludzkiej. Od razu stanął mi przed oczami "H.M.S....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Beniamin wraz z rodzicami mieszka w górniczej wiosce, gdzie jego ojciec zostaje lekarzem. Słaby kontakt z rodzicami będącymi w kryzysie małżeńskim powoduje, że zaczyna wchodzić w towarzystwo górniczych dzieci. Negatywne nastawienie matki do mieszkańców, nie będących rodowitymi Walijczykami powoduje, pogłębianie kryzysu i w końcu wyjazd z synem od męża. Sprowadzenie w tym czasie przez męża do domu jednego z kolegów Beniamina, Clema, biednego, ale butnego chłopaka powoduje lawinę wydarzeń, na które nikt z nich nie był przygotowany.

Nie jest to książka sensacyjna, choć akcja toczy się wartko i nie ma przynudzań. Przede wszystkim jednak jest to książka o relacjach rodziców z dziećmi i o relacjach wspólnych. O niezrozumieniu i o odkrywaniu zrozumienia. Pomimo, że sięgałem po nią nastawiony raczej sceptycznie, to przeczytałem w dwa dni i stwierdzam, że było warto.

Beniamin wraz z rodzicami mieszka w górniczej wiosce, gdzie jego ojciec zostaje lekarzem. Słaby kontakt z rodzicami będącymi w kryzysie małżeńskim powoduje, że zaczyna wchodzić w towarzystwo górniczych dzieci. Negatywne nastawienie matki do mieszkańców, nie będących rodowitymi Walijczykami powoduje, pogłębianie kryzysu i w końcu wyjazd z synem od męża. Sprowadzenie w tym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pirat Rabarbar często wpływał swoim szkunerem "Nieustraszonym Krwawym Mścicielem Pogromcą i Postrachem" o żaglach w kwiatki w mój dziecięcy książkowy świat. Zabawne i kolorowe ilustracje (o jaskrawych kolorach w tamtych czasach rzadko spotykanych) i krótkie rozdziały łatwe w czytaniu powodowały, że jest teraz w stanie w jakim jest, czyli "zużytym".

Historia przedstawia się następująco: marynarz Rabarbar, miłośnik grochówki na wędzące, postanawia zostać piratem po przemianowaniu okrętu, na którym pływał, na "Kaczy Kuper" pod dowództwem kwaśnego kapitana Octa. Po powrocie do domu i swej żony Barbary sporządza sobie strój pirata, armatę na arbuzy i okręt z działami na pomidory. W tym czasie rodzi mu się również synek, który wradza się w ojca i, o zgrozo, nie lubi mleka.
Historie są często absurdalne, ale powodujące uśmiech na twarzy. Poza tym, choć to opowieść o piracie, brak tu właściwie jakiejkolwiek przemocy (kwintesencją tego jest niemożność strzelania zielonymi pomidorami, bo są za twarde i "jeszcze mogłoby się komuś coś stać"). Czytam teraz "Rabarbara" jako mąż i ojciec i dostrzegam wiele mrugnięć oka do dorosłego czytelnika. Przede wszystkim przejaskrawiony stereotyp małżeństwa, gdzie to żona ma ostatnie zdanie i trzyma kasę, a mąż jest silny, ale nierozgarnięty i myśli wciąż o jedzeniu i spaniu (a jak już myśli, to się tak męczy, że musi odpocząć). Tutaj ważne jest wytłumaczenie dziecku, jak powinno być naprawdę ;) Córce podobała na tyle, że prosi o czytanie drugiej części.

Pirat Rabarbar często wpływał swoim szkunerem "Nieustraszonym Krwawym Mścicielem Pogromcą i Postrachem" o żaglach w kwiatki w mój dziecięcy książkowy świat. Zabawne i kolorowe ilustracje (o jaskrawych kolorach w tamtych czasach rzadko spotykanych) i krótkie rozdziały łatwe w czytaniu powodowały, że jest teraz w stanie w jakim jest, czyli "zużytym".

Historia przedstawia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zbiór baśni z różnych rejonów Polski. Niektóre z nich podobne w treści bajek do braci Grimm, jednak nie tak brutalne. Choć niektóre bajki wydają się nie nieść przesłania, są ciekawym zapisem naszej kultury.

Zbiór baśni z różnych rejonów Polski. Niektóre z nich podobne w treści bajek do braci Grimm, jednak nie tak brutalne. Choć niektóre bajki wydają się nie nieść przesłania, są ciekawym zapisem naszej kultury.

Pokaż mimo to