Vila

Profil użytkownika: Vila

Nie podano miasta Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 4 lata temu
214
Przeczytanych
książek
385
Książek
w biblioteczce
32
Opinii
187
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Kobieta
Dodane| Nie dodano
Whisky. Kawa. Książka. - koniecznie w odwrotnej kolejności. Niereformowalna miłośniczka potterowskiego fandomu, w przeszłości Han Solo w obrotowym fotelu. Wielbicielka sarkazmu i posiadaczka krzywego humoru. Jako mol książkowy odżywia się głównie fantastyką, jednak w napadach niepohamowanego głodu syci się dobrą lekturą z pozostałych gatunków, jak horrory, thrillery, kryminały, powieści historyczne, bajki, nie gardzi nigdy komiksami, mangą, czy też poradnikami. Z racji bycia wybiórczą gadżeciarą, kręci ją testowanie i wypełnianie wszelkiej maści organizerów, planerów, kalendarzy, jakby dzięki temu miała zmienić świat (niekoniecznie na lepsze). W wolnym czasie gra w gry i z racji bycia nerdem oraz posiadania równie ciekawie spaczonych przyjaciół, lubuje się w dzikich imprezach przy planszówkach, karciankach, a nawet karaoke (z tym ostatnim, to ze szkodą dla sąsiadów). Wiedźma o złotym sercu, lubująca się w wycieczkach do lasu, zbieractwu, obozowaniu i survivalu – najchętniej z własnym Tatą. Na tapecie ma dwa marzenia-cele: napisać własną książkę i założyć rzemieślniczą działalność. Ravenpuff girl Piszę dla portalu www.bookparadise.pl

Opinie


Na półkach: ,

Z twórczością David’a Baddiel’a miałam przyjemność zapoznać się podczas fenomenalnej wręcz lektury „Agencji Wynajmu Rodziców”. Czytałam ją razem z synem wieczorem przed snem i zaśmiewaliśmy się do łez z wielu niedorzecznych sytuacji. Można by pomyśleć, że taka pozycja nie za bardzo nadaje się do czytania o takiej porze, szczególnie, że ciężko było nam się uspokoić i niektóre fragmenty czytaliśmy po kilka razy, by śmiać się jeszcze dłużej. Nic bardziej mylnego! Po kilku rozdziałach Marcel z przyjemnością układał się do snu, a na twarzy gościł mu ogromny uśmiech. Po takiej książce sny po prostu muszą być zwariowane i błogie.

Po takim sukcesie AWW w moim domu, koniecznie musieliśmy sięgnąć po następny tom tego uzdolnionego komika. Przeczytaliśmy więc „Magiczny kontroler”, w którym znajdziemy już zupełnie inną, nową historię, z nowymi bohaterami, jednakże do dodania smaczku w pewnym momencie na chwilę migną nam bohaterowie z poprzedniej pozycji, a uważni obserwatorzy być może wypatrzą niektóre postacie na doskonałych ilustracjach.

Dlaczego twierdzę, że ilustracje są doskonałe? Otóż ilustrator ma świetną, nieprzekombinowaną kreskę, przyjemną dla oka i perfekcyjnie wpasowuje się w klimat całej powieści. Każda ilustracja była przez nas z ciekawością oglądana i choć są one czarno-białe, nic nie ujmowało to z ich uroku.


„Magiczny kontroler” opowiada perypetie bardzo sympatycznych i mocno związanych ze sobą bliźniaków: Ellie i Freda. Są zapalonymi graczami gier wideo i choć Ellie jest zdecydowanie o niebo lepsza od brata we wszystkie gry (oprócz tworzenia awatarów, w tym Fred bije chyba każdego na głowę), to bardzo się przyjaźnią i nie mają o to do siebie żalu. Wspaniale się uzupełniają, rozumieją bez słów, potrafią czytać z ruchu warg z niemożliwych wręcz odległości, wspierają i doceniają mocne strony.

Cała historia zaczyna się wręcz szokująco śmiesznie, otóż zniszczeniem kontrolera Ellie w sposób, mówiąc szczerze, dosyć niecodzienny. Otóż przez tylną, ogromną część taty dzieciaków. Dziewczynka jest załamana, próbuje jeszcze używać swego pada, ale niestety niespecjalnie już jej służy. Na szczęście tata dobrodusznie pozwolił wybrać jej nowy gamepad i bliźniaki udały się na jednej z przerw w szkole do sali komputerowej, by przejrzeć oferty.

W jakiś niezwykły i zgoła niewyjaśniony sposób, po szarpaninie z dręczycielami i upadku laptopa na podłogę, na ekranie monitora pojawił się Tajemniczy Człowiek, który zaoferował Ellie niezwykłego, nieziemsko wyglądającego, gamepada z klejnotami zamiast przycisków. Cały kontroler był wręcz kosmiczny z wyglądu, zwierał więcej opcji i jeszcze nigdy i nigdzie takiego nie widzieli. Cała sprawa wyglądała trochę podejrzanie, ale dzieciaki ostatecznie pod presją czasu, zgodziły się na propozycję Tajemniczego Człowieka, który, nawiasem mówiąc, zabraniał im zadawać jakiekolwiek pytania – niespecjalnie mu wychodziło nie udzielanie odpowiedzi, chociaż starał się w najważniejszych kwestiach trzymać gębę na kłódkę.

Wszystko stało się jeszcze bardziej podejrzane, gdy gamepad okazał się darmowy i czekał już w domu na dzieci, chociaż minęło niewiele czasu od niecodziennego zamówienia! Szybko okazało się, że nie tylko wygląd różni go od innych gamepadów, ale też zastosowanie, które implikuje szereg niesamowitych przygód dla bliźniaków. Ma to ogromny wpływ na realizację ich marzeń, pomaga uporać się ze szkolnymi dręczycielami, sprawia, że mogą zrobić niemalże wszystko. Gry na konsoli odchodzą na razie w kąt, ale czy to, co robią bliźniaki jest do końca w porządku? Czy będą z tego zadowoleni, szczególnie, gdy odkryją, że moc w kontrolerze zaczyna się wyczerpywać?

Ta pozycja ukazuje nam kilka ciekawych problemów obecnych czasów, które dotykają również życia rodzinnego. Mamy poruszony i rozbudowany temat uzależnień. Dzieci są naturalnie zafiksowane wszelkimi grami, choć musze przyznać, że nie zawalają przez to nauki i są grzecznymi… nerdami. Niestety problemy mają także ich rodzice, tata jest uzależniony od jedzenia, jest bardzo otyły i nie wytrzymuje na żadnej diecie, mama zaś nie potrafi odkleić się od telewizora i swoich ulubionych programów dotyczących tylko „Kasy na strychu”. Rodzice choć tak naprawdę są dobrzy i dzieci rozumieją ich słabości, kochają ich, to jednak zaniedbują swe latorośle i ledwo je zauważają, czy też raczej spoglądają nieuważnie. Widać to między innymi na dobitnym przykładzie nieumiejętności zawiązywania butów przez Freda, przez co często ma kłopoty na boisku i nie może dostać się do drużyny piłki nożnej – na czym ogromnie mu zależy.

Bardzo wciągnęliśmy się w opowiadaną historię, wspaniale było pomarzyć o takim kontrolerze, jednakże wnioski nasuwały się same, wraz z postępem całej powieści. Całe szczęście, że bliźniaki, choć nie stały się złe, to potrafiły się otrząsnąć z zachwytu nad gamepadem, a i jakimś cudem rodzice nagle zdali sobie z czegoś sprawę. Cała historia jest pouczająca, ukazuje nam wiele aspektów z młodzieńczego życia, które są dla nich bardzo istotne, jak i problemy życia rodzinnego w tle. Bardzo wartościowa lektura, warto czytać razem z dzieckiem, bo trafia wprost do serca, mimo, że jest trochę zwariowana, to jednak nie pozbawiona sensu.

Co prawda śmiałam się mniej razy na cały głos, niż przy AWW, jednakże nie mam nic do zarzucenia tej książce. Napisana jest świetnym językiem, dużo w niej humoru i nieprzeciętnej akcji, słownictwo oraz tematyka perfekcyjnie jest wpasowana w obecne czasy i porusza istotne problemy z obu perspektyw: dorastających dzieci oraz rodziców. Powinniśmy zapamiętać, że żadne media, nałogi (tak, obżarstwo to jest pewien nałóg, jak i oglądanie tv), po prostu uzależnienia nie powinny przesłaniać nam tego, co najważniejsze, mianowicie rodzina i kontakty z drugim człowiekiem. Zakończenie jednak napawa nas optymizmem, pokazuje, że zawsze możemy coś zmienić, zdziałać, wystarcza tylko nasze chęci. Zaś w kwestii naszych marzeń, czasem należy porządnie w siebie uwierzyć, w czym najlepiej, gdy wspierają nas najbliżsi.

Zapraszam na recenzję i zdjęcia: http://www.bookparadise.pl/2018/08/magiczny-kontroler-david-baddiel.html

Z twórczością David’a Baddiel’a miałam przyjemność zapoznać się podczas fenomenalnej wręcz lektury „Agencji Wynajmu Rodziców”. Czytałam ją razem z synem wieczorem przed snem i zaśmiewaliśmy się do łez z wielu niedorzecznych sytuacji. Można by pomyśleć, że taka pozycja nie za bardzo nadaje się do czytania o takiej porze, szczególnie, że ciężko było nam się uspokoić i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

O „Wiernych wrogach” ciężko w sumie jest napisać coś, bez zdradzenia nadmiernie fabuły, mimo, że dzieje się tam naprawdę bardzo dużo. Jest to potężny kawał literatury, cegiełka licząca sobie przeszło 645 stron, od których naprawdę ciężko było mi się oderwać. To, że warto przeczytać, wiedziałam jeszcze zanim ukazała się na naszym rynku wydawniczym, ponieważ miałam przyjemność zetknąć się z serią o charakternej Wiedźmie spory szmat czasu temu. Styl Olgi Gromyko jest bardzo charakterystyczny, lekki, aczkolwiek nie pusty, przemyślany i kipiący od doskonałego sarkazmu, czarnego humoru i jadowitego języka głównej bohaterki. Są to komponenty zdecydowanie dające nam kawał świetnej literatury, szczególnie, gdy dodamy do tego niebanalny pomysł na całą historię, ciekawe uniwersum, które logicznie rządzi się swymi prawami. Niezmiernie podobało mi się odkrycie, kim jest Szelena – byłam zaskoczona, choć wydarzenia miały miejsce niemal na samym początku. Jak odczytałam tę prawdę, byłam więcej niż zachwycona, bo wręcz zawsze marzyłam, by być kimś takim. Dla mnie ideał i wcale nie chodzi o jej urodę.

Główną bohaterką jest Szelena, która pracuje w Wysiedlisku jako pomocnica zielarza, jak się jednak okazuje, jest od niego nieporównywalnie wręcz lepsza w tej dziedzinie, niemniej jednak nie ma okazji za bardzo się z tym wychylić, szczególnie, że pracodawca ma o jej zdolnościach inne mniemanie. Szczęśliwie dla zielarki, spora część mieszkańców już zdążyła się poznać na jej talencie, więc zaradna dziewucha działa prężnie na boku zgarniając za to większe sumki, nierzadko posiłkując się o wiele lepszym towarem z własnych zbiorów. Życie mogłoby dalej toczyć się sielankowo, gdyby jednak nie postanowiła - tknięta jakimś dziwnym odruchem - uratować zakatowanego niemal na śmierć czarownika, zepchniętego do parowu. Zabrała go do swojego domu, gdzie toczyła niesamowitą wręcz walkę o jego życie i sprawność, ponieważ miał pogruchotane niemal wszystkie kości. Ten akt łaski był niezwykle dziwny, zważając na fakt, iż był to jej największy wróg. Tak, moi drodzy, to jest jej właśnie tytułowy, wierny wróg – na pewno sami się domyśleliście.

Rekonwalescencja lekko nie przechodziła, a jej czas był zakłócany w zabawny sposób przez małego chłystka, który był uczniem czarownika. Rest z całych swych skromnych i przekomicznych sił oraz zdolności starał się pokonać Szelenę, będąc stuprocentowo pewnym, że zabiła jego mentora, a może nawet coś więcej! Bohaterka miała sobie na nim niezłe używanie i nie zamierzała wyprowadzać go z błędu, oczywiście wszystko do czasu.

Nie pytajcie mnie dlaczego Szelena postanowiła uleczyć swego wroga, który zawzięcie na nią polował, sami to wywnioskujecie z treści książki. Nawiasem tylko dodam, że są to ludzie honorowi, dotrzymujący obietnic i mimo wszystko nie fanatycznie zapatrzeni tylko w jeden punkt. Tak się bowiem dodatkowo złożyło, że mag, imieniem Weres, również nie ma lekkiej przeszłości i niespecjalnie jest mile widziany w stolicy, czyli Starminie. Czy słusznie? Ach, to dłuższa historia.

Niespodziewanie dla bohaterów akcja nagle przyspiesza wraz z pojawieniem się tajemniczej i niezwykle groźnej pomroki, której ani Szelena, ani Weres, nie są w stanie poprawnie zidentyfikować. Przez nagły atak, bohaterka w obronie życia własnego, jak i pewnego zaprzyjaźnionego krasnoluda, walczy z pomroką (świetna nazwa) i tym samym odkrywa swą tożsamość przed innymi. Pozostaje jej już tylko chyłkiem uciekać, zabierając przypadkiem wspaniały, krasnoludzki darkan ze sobą.

Dalej wszystko toczy się lawinowo, zarówno Szelena, jak i czarownik z uczniem, muszą uciekać i koniec końców zawierają rozejm, póki nie wydostaną się wspólnymi siłami na bezpieczniejsze drogi. Cóż, lekko im nie przyjdzie z tym rozstaniem, ba, nawet ich wspaniała drużyna się powiększy o przyjaciela Weresa, zwanego Mrokiem. Dodatkowo okazuje się, że z czarownika momentami marny jest pożytek, a wszystko przez jego częściowo lekkomyślne zadecydowanie o magicznym przyspieszeniu leczenia. Nie jest to zdecydowanie drużyna marzeń. W miarę postępu drogi, okazuje się, że wszystkie napotkane przeciwności nie są takie przypadkowe, a żeby zachować skórę i odkryć co tak naprawdę się dzieje, bohaterowie muszą jeszcze jakiś czas trzymać się razem, czy tego chcą, czy też nie. Ten przymusowy rozejm, drażni ich trochę, jednakże dosyć szybko do siebie przywykają, a później, nawet nawiązują bardzo specyficzne, bardzo kąśliwe więzi, robiąc sobie nawzajem rzeczy, jakie mogą tylko wierni wrogowie.

Niezwykła i bardzo niecodzienna drużyna, wprawia wszelkie rasy w osłupienie i koralik, po koraliku nanizują coraz więcej na swą nić przygód: zarówno niewiadomych, jak i kłopotów. Nie zamierzają jednak zboczyć z raz obranego celu, podejmują się karkołomnej wyprawy, celem odkrycia śmiertelnie poważnej intrygi i postanawiają postawić wszystko, aby położyć jej kres. Po wszystkim zaś oczywiście planują stanąć do pojedynku przeciwko sobie, w końcu cały czas są wrogami, bez żadnych złudzeń.

Czytałam z zapartym tchem, nie byłam w stanie odejść od lektury, ciężko było mi walczyć z pokusą jeszcze jednej strony, jeszcze kilku zdań, ale spać jakoś musiałam. Bywały momenty, że chichotałam, jak opętana, może nie aż tak, jak czytając przygody wiedźmy Wolhy, ale całym sercem pokochałam historię Szeleny i zdecydowanie jest jedną z moich ulubionych. Mówiąc szczerze, żadna z dotąd poznanych mi na polskim rynku wydawniczym od naszych autorów książka nie jest tak świetnie napisana w tej tematyce. Wszystko zwykle skręca w stronę ckliwych, porywających romansów, czego tu nie uświadczymy. Na szczęście, chociaż nie będę twierdzić, że nie doczytamy między wierszami czegoś mym zdaniem o wiele lepszego.

Polecam Wam z czystym sumieniem, nawet jeśli nie czytaliście przygód wiedźmy Wolhy, to nie ma co się przejmować, bo ta pozycja jest zupełnie odrębną historią, mającą miejsce jeszcze na długo przed czasami wspomnianej wiedźmy. Wprost umieram z niecierpliwości, kiedy będą dostępne kolejne tomy, mianowicie "Kroniki Belorskie" oraz "Wiedźmie opowieści". Muszę mieć wszystkie, bo są cudownie wydane i w dodatku tych dwóch wspomnianych jeszcze nigdy nie czytałam.

Zapraszam na recenzję i zdjęcia: http://www.bookparadise.pl/2018/08/wierni-wrogowie-olga-gromyko.html

O „Wiernych wrogach” ciężko w sumie jest napisać coś, bez zdradzenia nadmiernie fabuły, mimo, że dzieje się tam naprawdę bardzo dużo. Jest to potężny kawał literatury, cegiełka licząca sobie przeszło 645 stron, od których naprawdę ciężko było mi się oderwać. To, że warto przeczytać, wiedziałam jeszcze zanim ukazała się na naszym rynku wydawniczym, ponieważ miałam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Drzewołazki” zwracają uwagę swym tytułem, przyznam, że jest całkiem intrygujący, ale i okładka niczym mu nie odstępuje. Bardzo spodobał mi się pomysł na zmalowanie każdej litery w jakiś gatunek drzewa. Format większy niż zwykłe książki i w środku zawiera mnóstwo ilustracji, które niestety, ale mi się bardzo nie podobają. Odnoszę wrażenie, że rysowało jakieś dziecko, a białe twarze są po prostu okropne. W całkowitym kontraście są dla mnie przedstawione drzewa. Bardzo podoba mi się jak zostały zobrazowane, wręcz są przepiękne. Wychodzi tu na to, że po prostu ilustrator nie potrafi rysować postaci, zaś naturę opanował wspaniale. Obrazki są specyficzne, na pewno mają swój klimat, całościowo jednak trochę mnie to gryzło podczas czytania, ale po pierwszym zaznajomieniu z lekturą, przestałam na nie zwracać już jakąkolwiek uwagę.

Historia zaczyna się w wakacje, gdy jedna z dziewczynek imieniem Anielka, poszła huśtać się na robionej huśtawce zawieszonej na gałęzi jesionu, który rósł samotnie na środku podwórza. Dziewczynka poznaje bardzo zwinną drzewołazkę Ludkę, która rozwiesiła sobie hamak na niemal samej górze pięknego drzewa. Anielka poleciała po swoją przyjaciółkę Antosię, aby zdobyć jakieś liny dla nowej koleżanki. Na miejscu okazuje się, że Ludka jest bardzo sympatyczną dziewczynką, szczególnie, kiedy Antosia poczęstowała ją plackami. Dziewczynki z pomocą nowej koleżanki nauczyły się ostrożnie wspinać na jesion i zaprzyjaźniły się.


Kolejne dni upływały im na nauce wspinania na różne drzewa. Ludka cierpliwie tłumaczyła dziewczynkom, jak rozpoznawać drzewa, jak się na nie wspinać, na co koniecznie uważać przy konkretnym drzewie, a także na które lepiej wcale nie wchodzić. Bawiły się doskonale. Jednego dnia, wspinając się po wspaniałej czereśni w sadzie, dziewczynki objadały się owocami i okazało się, że na innym drzewie siedzą starsi chłopacy, którzy znają już Ludkę. Anielka i Antosia nie są tym faktem zbyt zadowolone, bo nie chciały po prostu się dzielić z nikim swoja nową koleżanką, nawet ze znanymi sobie starszymi kolegami.

W miarę postępu historii, wychodzi bardzo niemiła i przerażająca dzieci sytuacja. Otóż ich ukochany jesion został skazany na ścięcie. Dzieci mobilizują więc wszystkie swoje siły i wymyślają niesamowicie dużo rzeczy, dzięki którym faktycznie mogą pomóc uratować ukochane drzewo. Do całej akcji angażuje się coraz więcej osób, a to wszystko za ich sprawą. Czy uda im się ocalić drzewo? I gdzie się podziała nagle Ludka?

W całej książce, możemy przeczytać mnóstwo wskazówek od Ludki, zawartych w zielonych ramkach. Głównie dotyczą drzew, jak się na nie wspinać, jak ubierać się na wspinaczki, ale także jak wykonać przepyszne placuszki z kwiatów akacji! W całej powieści Ludka objaśnia dzieciom niczym nauczycielka wszelkie prawidła, jakimi rządzą się drzewa, dowiemy się, że wcale nie mają łatwo w miastach i to z różnych powodów. Dowiemy się kto może mieszkać w dziuplach, co to są trześnie oraz co możemy wykonać z żywicy.

Generalnie książeczka mi się podobała, bardzo fajną tematykę porusza, myślę, że dosyć prosto przekazuje różne informacje dla dzieci, aczkolwiek stres mnie łapie, czy nie zacznie się mój syn wspinać na czubki drzew po takiej zachęcie. Na pierwsze gałęzie już się wdrapuje pędrak jeden, a wątpię, że tak uważnie patrzy, na co włazi i na co ma uważać. Niemniej jednak, całkiem prawdopodobne, że tego nie uniknę i tak wlezie, gdzie zechce, to może chociaż zrobi to odpowiedzialniej. Ja za młodu żadnych publikacji na ten temat nie czytałam i wdrapywałam się z przyjaciółką na drzewa, wspominam to wspaniale. Uczucie jest cudowne, ale jako matka, to wiadomo, drżę ze strachu, chociaż nie bronię, jeśli z głową.
Pozycja warta uwagi, szczególnie jeśli szukamy czegoś o łażeniu po drzewach. Ja jeszcze nic tego typu nie czytałam i fajnie jest mieć taką intrygującą przecież pozycję w swej dziecięcej biblioteczce.

Zapraszam na zdjecia i recenzję: http://www.bookparadise.pl/2018/08/drzewoazki-cecylia-malik.html

„Drzewołazki” zwracają uwagę swym tytułem, przyznam, że jest całkiem intrygujący, ale i okładka niczym mu nie odstępuje. Bardzo spodobał mi się pomysł na zmalowanie każdej litery w jakiś gatunek drzewa. Format większy niż zwykłe książki i w środku zawiera mnóstwo ilustracji, które niestety, ale mi się bardzo nie podobają. Odnoszę wrażenie, że rysowało jakieś dziecko, a...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Vila

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [7]

Olga Gromyko
Ocena książek:
7,5 / 10
20 książek
5 cykli
Pisze książki z:
617 fanów
Elżbieta Cherezińska
Ocena książek:
7,5 / 10
19 książek
3 cykle
1137 fanów
Terry Pratchett
Ocena książek:
7,3 / 10
137 książek
8 cykli
Pisze książki z:
5289 fanów

Ulubione

Margit Sandemo Polowanie na czarownice Zobacz więcej
Terry Pratchett Mort Zobacz więcej
Olga Gromyko Zawód: Wiedźma. Część 1 Zobacz więcej
Olga Gromyko Zawód: Wiedźma. Część 1 Zobacz więcej
Elżbieta Cherezińska Harda Zobacz więcej
Olga Gromyko Wiedźma opiekunka. Część 1 Zobacz więcej
Elżbieta Cherezińska Harda Zobacz więcej
Ursula K. Le Guin Czarnoksiężnik z Archipelagu Zobacz więcej
Naomi Novik Wybrana Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
213
książek
Średnio w roku
przeczytane
24
książki
Opinie były
pomocne
187
razy
W sumie
wystawione
187
ocen ze średnią 7,8

Spędzone
na czytaniu
1 147
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
24
minuty
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]