-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać3
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
Tęsknicie za sagą Siedmiu Sióstr od Lucindy Riley i nie wiecie która książka wypełni tą pustkę? Nie musicie już dłużej szukać! Soraya Lanee otwiera przed nami podobną historię a jednak napisaną z zupełnie innym pomysłem, która upodabnia się do serii uwielbianej przez tysiące fanów jednocześnie wnosząc powiew świeżości.
Tym razem autorka składa na nasze dłonie trzeci tom zaplanowanego ośmiotomowego cyklu, w którym tajemnice sprzed lat odgrywają kluczową rolę. Skupiamy się na tym co wydarzyło się kiedyś i chociaż bazujemy na współczesnych czasach, wraz z bohaterami próbujemy rozwikłać zagadkę przeszłości. Utrzymana w obyczajowym nurcie saga rodzinna powoli otwiera przed czytelnikiem różne zaskakujące fakty i prowadzi nas przez zawiłą sieć ludzkich powiązań. Fabuła bazuje na dwóch czasach, bowiem skupiamy się na tym co wydarzyło się kiedyś i na tym co dzieje się teraz, gdy w kancelarii prawnej spotykają się nieznani do tej pory ludzie i zmuszeni zostają do otworzenia drzwi przeszłości.
Każdą książkę możecie czytać zależnie od upodobania, ponieważ opowiada o losach innych bohaterów, ale jednocześnie Soraya Lane zbudowała swój cykl na wzajemnych powiązaniach i by odkryć ostateczną zależność pomiędzy postaciami polecam jednak zachowanie chronologii. W dodatku autorka pisze tak plastycznie, pięknie używa ponadczasowych mądrości, że jedna książka to zdecydowanie za mało – wiem to z własnego doświadczenia. Podczas lektury wynotowałam wiele wspaniałych, wartych zapamiętania cytatów a losy bohaterów ani przez moment nie były mi obojętne, ponieważ autorka narzuciła silne nawiązania do prozy życia i bazowała na realnych, w pełni wiarygodnych wydarzeniach, dzięki czemu nie tylko rozumiałam co dzieje się w głowach i sercach postaci, ale i kibicowałam im w drodze do odnalezienia prawdy związanej z ich pochodzeniem.
Ella porzuca Londyn na czas podróży na wyspę Skopelos i tam krok po kroku próbuje dowiedzieć się co wydarzyło się kiedyś. Mając w swoich dłoniach zagadkowe zdjęcie powoli dowiaduje się nowych faktów związanych z jej historią. Wyruszyła tam nie bez powodu, ponieważ jeszcze do niedawna nie wiedziała, że jej przodkowie mieli coś do ukrycia a dziś została zmuszona, by nie tylko odkryć historię z przeszłości, ale i napisać swoją przyszłość na nowo. Rozdarta pomiędzy tym co było kiedyś a pozostawionym w Londynie ukochanym, prowadzi czytelnika przez opowieść o miłości, wyrzeczeniach i drugich szansach, gdy wraz z nią odkrywamy przejmującą grecką opowieść, w której pasja, muzyka a także wielkie uczucie odgrywały kluczową rolę
"Córka z Grecji" to pasjonująca opowieść od której nie sposób się odezwać. Z tomu na tom wydaje się, że autorka zagęszcza akcję i podrzuca nam kolejne smaczki związane z pochodzeniem głównych bohaterów a jednocześnie snuje odrębną opowieść, w której wszystko może się wydarzyć. Z posmakiem powieści obyczajowej i nutą sagi rodzinnej pozwala nam wejść do świata głównych bohaterów i wraz z nimi cofnąć się w czasie, by dowiedzieć się jak wszystko się zaczęło. Lektura wspaniała, ponadczasowa i poruszająca współczesne mądrości, która zostaje w sercu i głowie czytelnika na długo po zamknięciu ostatniej strony.
Tęsknicie za sagą Siedmiu Sióstr od Lucindy Riley i nie wiecie która książka wypełni tą pustkę? Nie musicie już dłużej szukać! Soraya Lanee otwiera przed nami podobną historię a jednak napisaną z zupełnie innym pomysłem, która upodabnia się do serii uwielbianej przez tysiące fanów jednocześnie wnosząc powiew świeżości.
Tym razem autorka składa na nasze dłonie trzeci tom...
Proza Daphne du Maurier jest jedyna w swoim rodzaju. Zauroczona historią "Rebeki" zdecydowałam się poznać pozostałe powieści autorki i muszę przyznać, że każda z nich trzyma najwyższy poziom. To w pełni dopracowane opowiadania pełne ukrytych znaczeń, które fascynują czytelnika i wprowadzają go w świat niebezpieczeństw oraz wielkich namiętności.
"Generał i panna" to pierwsza powieść napisana przez autorkę rezydującą w Menabilly, posiadłości w Konwalii, która była inspiracją Manderlay z „Rebeki”. Dzięki temu autorka okraszyła swoją powieść mroczną atmosferą, niepowtarzalnym klimatem a także gęstą, duszącą aurą niepewności, ponieważ połączyła w fabule mnóstwo gatunków – z jednej strony mamy na pierwszym planie powieść historyczną, w tle obyczajową a tuż nad nimi gotycki thriller, w którym wszystko może się wydarzyć. I gdyby to było mało mogę zachwalać bez końca kreacje bohaterów, których rozłożenie na czynniki pierwsze było dla mnie wspaniałą analizą portretów psychologicznych jakich nigdy wcześniej nie poznałam w żadnej czytanej do tej pory książce.
Przenosimy się do XVII wieku, do czasów targanych wojną domową, w których nikt nie był pewny tego co czeka ich w kolejnych dniach. Młoda bohaterka będzie musiała odnaleźć w sobie siłę i nauczyć się żyć na nowo, walcząc o swoje miejsce w świecie. Zaledwie 18-letnia Honor Harris, najmłodsza córka dziedzica Lanrest poznała Richarda Grenville'a, generała wojsk królewskich, który z miejsca ją oczarował i podbił serce. Jednak ich namiętny romans nie był akceptowany przez rodzinę Harrisów a jak się szybko okazało los rozdzielił kochanków na długie lata. Kiedy Richard walczył o bezpieczeństwo ukochanej ta zamknięta w tajemniczym dworze w Menabilly stała się świadkiem mrożących krew w żyłach wypadków.
To wspaniała historia, pełna ukrytych znaczeń, która inspiruje i fascynuje a dodatkowo pobudza naszą wyobraźnię, ponieważ pojawiające się na kartach tej powieści postacie są jak najbardziej autentyczne. To wspaniale móc czytać sfabularyzowaną opowieść o tak nieszablonowych postaciach, które wykraczają poza wszelkie schematy i wychodzą dalej, poza ramy przyjętych w ówczesnych czasach zasad. Z zapartym tchem przerzucałam kolejne strony, nie mogłam doczekać się nadchodzącego finału, jednocześnie starając się jak najwolniej czytać opowieść o Honor Harris, by ta przyjemność trwała bez końca. To wyjątkowa książka, która skupia pełną uwagę i nie pozwala się odłożyć do ostatniej strony, daje do myślenia, otula skrajnymi emocjami i jednocześnie otwiera serce na wielką namiętność, by tuż za rogiem zmrozić naszą krew przejmującymi wydarzeniami.
"Generał i panna" pozostanie w mojej głowie na długo i myślę, że jeszcze niejednokrotnie do niej powrócę. Ze wszystkich powieści Daphne du Maurier myślę, że ta najmocniej trafiła do mojego serca. Może za sprawą autentycznych postaci, może za sprawą klimatu, który nieustannie mi towarzyszył, ale muszę przyznać, że to jedna z piękniejszych historii jakie miałam okazję przeczytać. Hasła z okładki głoszą, że to jeden z najpiękniejszych romansów w historii literatury i w pełni się z tym zgadzam. Takie historie są nam potrzebne i właśnie takich powieści nam potrzeba, by dać wiarę w prawdziwą, nierozerwalną przez czas miłość.
Proza Daphne du Maurier jest jedyna w swoim rodzaju. Zauroczona historią "Rebeki" zdecydowałam się poznać pozostałe powieści autorki i muszę przyznać, że każda z nich trzyma najwyższy poziom. To w pełni dopracowane opowiadania pełne ukrytych znaczeń, które fascynują czytelnika i wprowadzają go w świat niebezpieczeństw oraz wielkich namiętności.
"Generał i panna" to...
Uwielbiam wszelkiego rodzaju literackie projekty, więc po "Dom Klepsydry" sięgnęłam z ogromną ekscytacją. Zapowiedź powieści Garetha Rubina sugerowała, że czeka mnie historia pełna ukrytych wrażeń, ale ostatecznie to co otrzymałam wymknęło się wszelkim schematom i utwierdziło mnie w przekonaniu, że wszystko co nietuzinkowe warte jest spróbowania.
Trudno ocenić tą powieść jednocześnie niewiele z niej zdradzając. Gdybym tylko zasugerowała cokolwiek związanego z fabułą, co być może doprowadziłoby Was do przedwczesnego rozwiązania zagadki, popełniłabym kolosalny błąd. To książka, której największym atutem jest wcześniejsza nieznajomość tematu, ponieważ wraz z bohaterami odkrywamy to co dzieje się wewnątrz i z rosnącą ekscytacją łączymy wszystkie elementy układanki. Tak właśnie można postrzegać powyższą książkę, jako zawiłą układankę czy – tak jak sugeruje autor – nietuzinkową klepsydrę która pobudza wyobraźnię czytelnika i pozostaje w naszej głowie na długo po zamknięciu ostatniej strony. Zapewniam Was, że autor z nawiązką wykorzystał potencjał swojego pomysłu i złożył na nasze dłonie historię, wartą każdej poświęconej minuty.
Jedna książka, dwie historie. Jedna powieść, dwie przejmujące prawdy. Wciągająca i misternie skonstruowana powieść, wymykająca się wszelkim schematom i udowadniająca czytelnikowi, że są przed nami do odkrycia literackie wyzwania jakich nikt się nie spodziewał. Nie bez powodu historia osiągnęła za granicą tak wielki rozgłos, ponieważ intryguje do samego końca, zeskakuje wielowymiarowością i wielowątkowością oraz stawia na naszej drodze charyzmatycznych, niezwykle złożonych bohaterów. Przenosimy się w czasie do XIX-wiecznej historii, która już nas starcie ujmuje czytelnika klimatem. Im dalej w opowieść – tym lepiej. Z jednej strony śledzimy akcje osadzoną w mrocznej angielskiej XIX-wiecznej wiosce, z drugiej czytamy o kalifornijskim Los Angeles końca lat 30. XX wieku. Na pozór dwie odrębne opowieści przenikają się w nietuzinkowy sposób, w pewnych momentach zazębiają się, w innych stawiają zupełnie inne tezy i pozwalają, by czytelnik zagłębił się w tej literackiej przygodzie i sam spróbował odnaleźć odpowiedzi na rozwiązanie wszystkich wydarzeń.
Obie opowieści łączy rezydencja o nazwie The Turnglass House. Jednak "Dom klepsydr" to książka która nie opowiada o miejscu, ale pokazuje zmienność charakteru, ludzkich zachowań a także intensywności wrażeń zależnych od miejsca w świecie. Niewiele mogę zdradzić, aby nie zepsuć Wam przyjemności z czytania, ale zapewniam, że podobnej historii jeszcze nigdy nie czytaliście. Gareth Rubin serwuje nam lekturę wymykającą się wszelkim schematom, w pełni dopracowaną i dającą mocno do myślenia, która budzi grozę, ekscytację a także poczucie, że wszystko może się wydarzyć. Jesteście gotowi na to, by odwrócić kolejną stronę? Jesteście przygotowani na to, którą z nich wybrać najpierw? Odważcie się wkroczyć do świata, w którym zagadka dla wyobraźni stanie się w nieopisaną ucztą!
Uwielbiam wszelkiego rodzaju literackie projekty, więc po "Dom Klepsydry" sięgnęłam z ogromną ekscytacją. Zapowiedź powieści Garetha Rubina sugerowała, że czeka mnie historia pełna ukrytych wrażeń, ale ostatecznie to co otrzymałam wymknęło się wszelkim schematom i utwierdziło mnie w przekonaniu, że wszystko co nietuzinkowe warte jest spróbowania.
Trudno ocenić tą powieść...
W twórczości Valerie Perrin zakochałam się od pierwszej powieści z którą miałam styczność. Autorka zauroczyła mnie klimatem oraz bystrą obserwacją świata, które przelała na karty swoich książek. Okazało się, że z prozy z życia można stworzyć coś nietuzinkowego, co mocno zakorzenia się w sercu i umyśle czytelnika.
"Zapomniane niedziele" to debiutancka powieść francuskiej pisarki, która wyniosła ją na wyżyny nieprzeciętności. Od tej historii wszystko się zaczęło i wcale mnie to nie dziwi, ponieważ to jedna z piękniejszych książek jakie miałam możliwość czytać. Opowiada o ludzkim nieszczęściu, o podstępnym losie a także marzeniach, które nie zawsze mają swoje pokrycie z rzeczywistością. Zaskakuje słowem przekazu a także melancholią, która jednocześnie łączy się z silnymi emocjami. To dowodzi niewątpliwego talentu autorki, która doskonale potrafi przekazać to co mieści się w jej głowie a my z zachłannością sięgamy po wszelkie doświadczenia z jakimi mierzą się bohaterowie. Stajemy za nimi murem, trzymamy za nich kciuki, jednocześnie czerpiąc inspiracje z ich doświadczeń oraz wyciągając własne wnioski.
Mam słabość do starszych osób, więc ta powieść była dla mnie podwójnie emocjonalna i wydaje się, że w jaki sposób również osobista. Valerie Perrin pozwala, by czytelnik odnalazł się w powieści na całego i we własnym tempie doświadczał problemy bohaterów. Poznajemy dwudziestojednoletnią Justine, która zatrudniając się w domu opieki nie spodziewała się, że nawiąże znajomości mające wpływ na jej dalsze życie. Mieszkając z dziadkami oraz z kuzynem, z którym nawiązała silną więź, jednocześnie próbowała odnaleźć prawdę związaną z trudną przeszłością. Jako dziecko straciła bowiem rodziców w wypadku samochodowym, ale w jej domu nikt nie chciał poruszać tego tematu. Prowadząc dialog z samą sobą oraz czerpiąc inspiracje z życia stuletniej pensjonariuszki Justine zaczęła dostrzegać jasne i ciemne strony życia. Poznała również smak prawdziwej miłości, której nie pokonał czas, ale o tym już musicie przekonać się sami.
Pierwsze co przychodzi mi do głowy jako hasło polecające powyższą powieść – ależ to było dobre! To na pierwszy rzut oka melancholijna historia, która bogata jest w skrajne emocje, która porusza wartości znane nam z codziennego życia. Autorka nieśpieszne snuje swoją dojrzałą, inteligentną i miejscami smacznie zabawną historię, w której każdy czyn bohaterów wydaje się warty zapamiętania, mając swoje przełożenie na realne życie. Wraz z Justine otrzymujemy wielką lekcję życia, a także zaczynamy dostrzegać coś więcej poza tym co nas otacza. To wspaniale napisana powieść, poruszająca wiele ważnych motywów i niczego nie narzucająca czytelnikowi a jednak pozwalająca na wyciągnięcie własnych wniosków. Dojrzała, mądra i szlachetna fabuła, która inspiruje na wielu płaszczyznach łączy teraźniejszość z przeszłością.
"Zapomniane niedziele" to książka, która porusza w czytelniku wiele skrajnych emocji. Melancholijna, nastrojowa i przepięknie napisana opowieść o tym co w życiu liczy się najbardziej. Jest lekcją życia dla czytelnika, ponieważ otwiera oczy na jakże szybko zmieniające się życie oraz namawia, by zawsze walczyć o swoje szczęście. Łzy wzruszenia mieszają się ze szczerym uśmiechem a losy bohaterów pozostają w naszej głowie na długo po zamknięciu ostatniej strony. Jeśli szukacie powieści, przy której czas na momencie się zatrzyma – propozycja od Valerie Perrin idealnie się do tego nadaje.
W twórczości Valerie Perrin zakochałam się od pierwszej powieści z którą miałam styczność. Autorka zauroczyła mnie klimatem oraz bystrą obserwacją świata, które przelała na karty swoich książek. Okazało się, że z prozy z życia można stworzyć coś nietuzinkowego, co mocno zakorzenia się w sercu i umyśle czytelnika.
"Zapomniane niedziele" to debiutancka powieść francuskiej...
Grady Hendrix wielokrotnie udowodnił wyjątkowość swojego talentu. Twórczość autora wymyka się wszelkim schematem i zaskakuje czytelnika na każdym kroku. Jego historia są nietuzinkowe, oryginalne i tak intrygujące, że nie sposób się od nich oderwać.
Fabuła bawi się formą oraz porusza wiele motywów, ukazując ogrom pracy jaką autor wyłożył w swoją najnowszą powieść. Z jednej strony doskonale wiedziałam czego mogę się spodziewać, ponieważ już wcześniejsza jego książki miło mnie zaskoczyły, a jednak z zawartym tchem przerzucałam kolejne strony. To połączenie groteski i horroru, ujawnienie wszystkich ludzkich słabostek i prawdziwej natury człowieka a także przygoda z dreszczykiem, która pełna jest ukrytych znaczeń. Hendrix włada wspaniałym stylem, plastyczność jego przekazu pobudza nasz szare komórki a wyobraźnia pracuje na najwyższych obrotach, gdy kolejne podszepty pojawiają się w tle i sugerują, że za moment wydarzy się coś niezwykłego.
Mam ogromną słabość do historii z o nawiedzonych domach, więc porzuciłam wszystko co obecnie czytałam na rzecz nowej powieści Hendrixa. I to był strzał w dziesiątkę! Otrzymałam bowiem fabułę wielowymiarową, nieszablonową oraz intensywną od zaskakujących pomysłów, stawiającą na silne emocje i wymykającą się wszelkim schematom. Czytamy bowiem o rodzinie, która wraz z upływem czasu rozeszła się w różne strony a dziś, po śmierci tych najważniejszych osób, drogi rodzeństwa przecinają się na nowo. Louise nie chce wracać w rodzinne strony i tym bardziej nie ma ochoty na kontakt ze swoim bratem Markiem a jednak doskonale wie, że tylko wspólnymi siłami uda im się sprzedać dom po rodzicach. Nie wystarczy bowiem odmalować ścian, by przykryć jego tajemnicę.
Wszystko w tej historii ma konkretne uzasadnienie. Autor skrupulatnie prowadził nas przez przemyślaną fabułę, gdzie poruszane motywy idealnie łączyły się z gęstą atmosferą. Na początku dogłębnie staramy się poznać bohaterów i przeanalizować ich wady oraz zalety, ponieważ stają przed nami osoby z krwi i kości, z którymi bez problemu potrafimy się utożsamić. Wszystko zaczyna się więc powoli, skupiając się na detalach i konkretnych osobach, a dopiero później rozwija się sam motyw nawiedzonego domu. Autor żongluje emocjami i na równi z mrokiem zabawia nas pomysłowymi scenami, więc tuż po dreszczach przerażenia biegających nam po plecach na twarzy może pojawić się szczery uśmiech. Ten zawiły miszmasz gatunkowy, wymykający się wszelkim schematom sprawia, że w naszych dłoniach ląduje pomysł inny niż wszystkie i zdecydowanie warty poznania.
"Jak sprzedać nawiedzony dom" budzi wiele skrajnych emocji. Wszystko jest tutaj jednak na swoim miejscu i absolutnie nie mam do czego się przyczepić. To książka jakiej potrzebowałam – oryginalna, nietuzinkowa, pękająca w szwach od nadmiaru emocji i budząca lęk przed tym co może wydarzyć się na kolejnych stronach. Charyzmatyczna kreacja bohaterów stworzonych na podstawie wad i zalet, a także pomysł na nawiedzoną posiadłość ponownie wybiły twórczość Hendrixa ponad przeciętność. Jeśli szukacie książki przy której codzienne obowiązki przestaną mieć znaczenie – oto idealna propozycja.
Grady Hendrix wielokrotnie udowodnił wyjątkowość swojego talentu. Twórczość autora wymyka się wszelkim schematem i zaskakuje czytelnika na każdym kroku. Jego historia są nietuzinkowe, oryginalne i tak intrygujące, że nie sposób się od nich oderwać.
Fabuła bawi się formą oraz porusza wiele motywów, ukazując ogrom pracy jaką autor wyłożył w swoją najnowszą powieść. Z jednej...
Uwielbiam powieści klasyczne i powoli odkrywam autorów, którzy w Polsce są mniej znani. Tak trafiłam na twórczość Eliot, niedocenionej autorki w przedstawieniu realiów prawdziwego życia.
Czytałam "Młyn nad Flossą" i "Miasteczko Middlemarch" - obie lektury miło mnie zaskoczyły. Jednak uważam, że to "Adam Bede" intryguje najbardziej i tak jak głosi hasło z okładki, to najlepsza odsłona autorki. Szczegółowość opisów w żaden sposób nie nudzi czytelnika a wręcz zachęca go do przerzucania kolejnych stron, ponieważ im więcej dowiemy się na temat życia bohaterów tym bardziej będziemy czuć się zaangażowani we wszystko co ich dotyczy. To prostolinijna opowieść pełna ukrytych znaczeń, zachęcająca do czytania pomiędzy wierszami, dojrzała, szczegółowa i mocno bazująca na prozie życia. Zachwyt płynie ze stylu autorki, plastyczności przekazu a także złożonej kreacji bohaterów, ale trudno przeoczyć również sam wydźwięk powieści, która na ponad 500 stronach opowiada o losach mieszkańców małego miasteczka.
Przenosimy się w czasie, by na moment zmienić się w farmera zamieszkującego angielską prowincję w XIX wieku. Rozgaszczamy się w małym miasteczku, żyjemy na równi z mieszkańcami, wymieniamy wzajemnie wszelkie troski oraz oczekiwania wobec przyszłości. Nikt nie ma tutaj większych planów, a przynajmniej tak się wydaje, do czasu gdy lepiej poznamy postacie. Okazuje się bowiem, że w sercu każdego z nich kryje się potrzeba akceptacji, zrozumienia a także przynależności w niełatwych dla każdego czasem. Prości ludzie żyją w prosty sposób a jednak chcą kochać i być kochani, co nie zawsze wychodzi im na dobre, ponieważ jak szybko się okaże konfrontacja z prawdziwym życiem skieruje ich w stronę więzienia. Nie chcę Wam zbyt wiele zdradzać na temat fabuły, ponieważ największą przyjemnością jest poznawanie jej poprzez własne zmysły, ale gwarantuje, że jeśli zdecydujecie się na lekturę nie będziecie czuć się rozczarowani.
Spędzicie wiele wieczorów w towarzystwie bohaterów Eliot, ale nie dlatego że powieść jest ciężka i wymagająca czasu, ale dlatego że z własnej woli będziecie starać przedłużać się lekturę jak to tylko możliwe. Czysta przyjemność płynie z przerzucania kolejnych stron, doświadczania tego samego co postacie oraz rozkładania ich zachowań, wyborów a także marzeń na czynniki pierwsze, gdy wraz z rozwojem fabuły coraz lepiej ich poznajemy. O to właśnie chodzi w tej powieści – by żyć na równi z prezentowanymi tutaj osobowościami, trzymać za nich kciuki, drżeć o ich los a także angażować się w zwykłe życie, które jest wartościowe, cenne i niepodważalne. Powieść jest piękna, poruszająca do głębi i piekielny emocjonalna, obdarzona silnym podprogowym przekazem, by cieszyć się każdą godziną, pozostać dobrym człowiekiem niezależnie od chwili i walczyć o swoje miejsce w świecie.
"Adam Bede" to piękna powieść, mocno wpływająca na serce i rozum czytelnika. Angażująca i ponadczasowa, prezentująca sobą wszystko co najlepsze. Oto historia, która niesie wszystkie pozytywne cechy literatury klasycznej – obowiązkowa lektura dla każdego poszukiwacza książki mającej coś do powiedzenia. Lekka, obrazowa i płynąca własnym rytmem, nawiązująca do zwykłego życia, opowiadająca o prostych ludziach a jednak niepowtarzalna, jedyna w swoim rodzaju i pozostawiająca po sobie ślad za pomocą wyjątkowych, wartych zapamiętania cytatów ukrytych w tekście.
Uwielbiam powieści klasyczne i powoli odkrywam autorów, którzy w Polsce są mniej znani. Tak trafiłam na twórczość Eliot, niedocenionej autorki w przedstawieniu realiów prawdziwego życia.
Czytałam "Młyn nad Flossą" i "Miasteczko Middlemarch" - obie lektury miło mnie zaskoczyły. Jednak uważam, że to "Adam Bede" intryguje najbardziej i tak jak głosi hasło z okładki, to...
Po przeczytaniu "Nic nie rani tak jak miłość" zakochałam się w twórczości autorki. Paige Toon dała się poznać od najlepszej strony - pod względem wyobraźni jak i wyjątkowego stylu.
Autorka składa na nasze dłonie wyjątkową, wielowymiarową powieść pełną ukrytych znaczeń, w której wydaje się, że każdy czyn bohaterów ma swoje konkretne uzasadnienie w prawdziwym życiu. Sięgając po cechy powieści obyczajowej Toon pisze prozę życia i nie boi się angażować w trudne tematy. Smutki i nadzieje przeplatają się w dojrzałej fabule skoncentrowanej na emocjach, mocno oddającej naszą codzienność, więc tym lepszej do zrozumienia i umożliwiającej czytelnikowi pełne zaangażowanie w życie bohaterów.
Leah od początku była postawiona w obliczu trudnego wyboru. Decydowała się jednak darzyć siostrzanymi uczuciami wszystkich pojawiających się w jej domu. Jej rodzice bowiem prowadzili miejsce, w którym zbuntowana młodzież miała odnaleźć swoją nową drogę. Pewnego dnia pojawił się George i to on zwrócił na siebie uwagę dziewczyny, ale jeszcze nie wiedzieli, że tak rozpocznie się droga ku zmianom. Poznali Theo, który dołączył do ich kameralnego grona przyjaciół i tak przez lata wzajemnie się wspierali. Jedna wielka przyjaźń zmieniła się także w głębokie uczucie, które mocno namieszało w ich życiu a także wystawiło na wielką próbę moralność i rozum.
Paige Toon wspaniałe powieści – bez wątpienia. Jej historię pełne są ukrytych znaczeń i ponadczasowych wartości, które potrafimy rozłożyć na czynniki pierwsze i zrozumieć, że to co oczywiste na pierwszy rzut oka wcale nie musi być takie, gdy zakorzeni się w sercu bohaterów. Miłość, przyjaźń, poczucie bezpieczeństwa oraz zrozumienia i akceptacji łączą się w spójną całość, w fabule, która łamie serce. Towarzyszymy bohaterom na każdym kroku, trzymamy za nich kciuki oraz mamy nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży, ale jednocześnie doskonale wiemy, że tak naprawdę to nie jest możliwe. Mnogość skrajnych emocji uderza w nasze serce z siłą pocisku i trzyma nas w objęciach do ostatniej strony, by ostatecznie zaskoczyć w finale fabularnym twistem.
"Ktoś, kogo znałam" to jedna z tych książek, które pozostają w naszej pamięci na długo po zamknięciu ostatniej strony. Prawdę mówiąc jestem pewna, że jeszcze nie jeden raz do niej wrócę. Pierwsza powieść autorki trafiła do mojego serca. Druga również – co będzie więc dalej? Paige Toon powoli, ale intensywnie porywa serca czytelników i udowadnia, że prosta fabuła oparta na prozie życia potrafi być wielowymiarowa, uniwersalna i niezwykle emocjonalna. To książka, której zdecydowanie warto dać szansę i która zapewni Wam kilka wspaniałych, niezapomnianych godzin. Dla mnie – opowieść, która wkrada się do serca i rozumu, i już nam pozostaje.
Po przeczytaniu "Nic nie rani tak jak miłość" zakochałam się w twórczości autorki. Paige Toon dała się poznać od najlepszej strony - pod względem wyobraźni jak i wyjątkowego stylu.
Autorka składa na nasze dłonie wyjątkową, wielowymiarową powieść pełną ukrytych znaczeń, w której wydaje się, że każdy czyn bohaterów ma swoje konkretne uzasadnienie w prawdziwym życiu. Sięgając...
Uwielbiam powieści, w których przeszłość dawnych pokoleń ma odbicie na teraźniejszych czytelników. Krystal Marquis składa na nasze dłonie powieść utrzymaną właśnie w takiej tematyce i porywa w sam środek wydarzeń, obok których trudno przejść obojętnie.
Pierwszy to serii porównywany jest do Bridgertonów, ale to mylne zestawienie. O ile Quinn pisze o wielkiej miłości i dążeniu do szczęśliwego zakończenia, o tyle Marquis prowadzi nas przez trudną rzeczywistość, świat pełen niepowodzeń, dążenie do celu a także walkę o własne miejsce w świecie i dopiero na drugim planie nawiązuje do miłości, która wydaje się lekiem na wszelkie zło. Tym samym otrzymujemy bogatą historię pełną ukrytych znaczeń, w której każdy czyn bohaterów wydaje się mieć podwójne znaczenie.
Przenosimy się do roku 1910 i czytamy o losach arystokratycznej rodziny mieszkającej w Ameryce, która jako jedna z nielicznych wybiła się ponad stan. Ich majątek jednak to zasługa ciężkiej pracy i przedsiębiorczości zbiegłego niewolnika, który założył rodzinę i powoli dążył do celu w realizacji zamierzonych planów. Założył firmę naprawiającą powozy i tak otworzył drogę ku lepszej przyszłości. Czytamy o czterech intensywnych kreacjach kobiecych, które reprezentują sobą różne wartości oraz pokazują czytelnikowi, że osiągnięcie naszych marzeń jest na wyciągnięcie ręki tylko wtedy, gdy zdecydujemy się w daną sprawę w pełni zaangażować.
Liczne wątki skupiają się wokół rodziny i ich najbliższych przyjaciół, pokazując jak trudno było im odnaleźć się w rzeczywistości, gdzie czarnoskóra rodzina nie była mile widziana. Owszem, dorobili się majątku, ale wydawało się, że dla społeczeństwa to wciąż było za mało. Obserwowaliśmy losy rodzeństwa, Oliwii, która chciała spełnić obowiązek wobec rodziny, jej młodsze siostry Helen zupełnie nie zainteresowanej romantyczną stroną życia a nawet pokojówki Emi – Rose, która marzyła o zawodowym spełnieniu i poślubieniu pewnego przystojnego kawalera. I chociaż wydaje się, że to wszystko mogłoby być bardzo trywialne lekkie i przyjemne dla wyobraźni czytelnika (co w rzeczywistości takie było) to między wierszami wyczytać możemy jak trudne było dążenie do tego wszystkiego oraz jak wielkie poświęcenia zostało tutaj narzucone. Autorka zaskakuje pomysłowością i realizacją swojego pomysłu pozwalając nam wdrożyć się w pierwszy tom sagi stawiającej rodzinne wartości na pierwszym miejscu.
"Davenportowie" to lektura, która bardzo miło mnie zaskoczyła. Opowieść o zdeterminowanych i pełnych pasjach kobietach, które śmiało możemy stawiać sobie jako wzór do naśladowania. Klimatyczna, niezwykle inteligentna oraz sięgająca po współczesne wartości, które wydają się równie intensywne kiedyś jak i dziś. Potrafimy postawić się na miejscu bohaterek, trzymamy za nich kciuki oraz z ogromnym zainteresowaniem przerzucamy kolejne strony, by jak najszybciej dowiedzieć się co będzie dalej. Oto historia idealna do porzucenia codziennych obowiązków, pozwalająca odpłynąć myślami i wkroczyć do przeszłości, która nie należała do najłatwiejszych.
Uwielbiam powieści, w których przeszłość dawnych pokoleń ma odbicie na teraźniejszych czytelników. Krystal Marquis składa na nasze dłonie powieść utrzymaną właśnie w takiej tematyce i porywa w sam środek wydarzeń, obok których trudno przejść obojętnie.
Pierwszy to serii porównywany jest do Bridgertonów, ale to mylne zestawienie. O ile Quinn pisze o wielkiej miłości i...
Taylor Jenkins Reid pokazała mi, że literatura obyczajowa może przyjmować różne oblicza. To autorka, która całkowicie zjednała sobie moją sympatię i znalazła się na wysokim miejscu moich ulubieńców.
Najnowsze dzieło autorki ponownie udowadnia jak wielki talent drzemie w jej dłoniach oraz pokazuje nieograniczoną wyobraźnię Reid. Na pierwszy rzut oka banalna historia powoli zmienia się w dramat rozgrywany na wszystkich stronach i pochłania czytelnika bez reszty. Lekki styl konkuruje o uwagę z licznymi emocjami, charyzmatyczne kreacje bohaterów zmuszają nas, abyśmy poświęcili im swoją pełną uwagę a sama ich historia ściska za serce, gdy sami nie wiemy jaką decyzję podjęlibyśmy będąc na ich miejscu.
To opowieść o wielkiej miłości oraz o uczuciu, które okazało się zgubne dla bohaterów. 24-letnia Emma wzięła ślub z Jessem, swoją szkolną miłością i wydawało się, że jej życie jest kompletne. Jednak pewnego dnia doszło do tragedii i helikopter Jessego zniknął z radaru gdzieś nad Pacyfikiem. Emmie zawalił się świat a jednak musiała żyć dalej. Starając się na nowo poukładać swoje życie po latach rozpaczy nawiązała przyjaźń z Samem i odkryła, że znowu jest w stanie kogoś pokochać. A wtedy Jesse się odnalazł i wszystko wywróciło się do góry nogami.
Nieszablonowa fabuła wymykająca się wszelkim granicą sięga po prozę życia. Z zapartym tchem przerzucamy kolejne strony, by jak najszybciej dowiedzieć się co wydarzy się dalej, ponieważ z jednej strony kibicujemy głównej bohaterce, aby ta w końcu osiągnęła pełnię szczęścia, ale z drugiej próbujemy zmierzyć się z targającymi nią wewnętrznymi emocjami i zrozumieć do którego z mężczyzn żywi głębsze uczucia. Autorka pokazała nam życie od kuchni, pełne prywatnych dramatów, udowadniając jednocześnie, że nigdy nie możemy być pewni tego co mamy. W swoim charakterystycznym stylu podsyca gęstą atmosferę kolejnym rewelacjami. Tym sposobem otrzymujemy powieść z pełną ukrytych znaczeń, mocno dającą do myślenia i tak dobrze napisaną, że nie ma się ochoty odkładać jej choćby na moment.
"Jedyne prawdziwe miłości" to obraz wielkiej miłości, kreacja nieszablonowych bohaterów, głębia, mądrość a także lawina emocji. Mimo zaskakujących zwrotów akcji fabuła nieustannie przypomina nam o prawdziwym życiu a dylemat głównej bohaterki ciąży nam na sercu. Autorka po raz kolejny pokazała, że jej historie są jedyne w swoim rodzaju: inteligentne oraz bardzo dojrzałe. Jestem pod ogromnym wrażeniem pomysłu oraz wykonania, dlatego szczerze polecam i mam nadzieję że Wam również przypadnie do gustu.
Taylor Jenkins Reid pokazała mi, że literatura obyczajowa może przyjmować różne oblicza. To autorka, która całkowicie zjednała sobie moją sympatię i znalazła się na wysokim miejscu moich ulubieńców.
Najnowsze dzieło autorki ponownie udowadnia jak wielki talent drzemie w jej dłoniach oraz pokazuje nieograniczoną wyobraźnię Reid. Na pierwszy rzut oka banalna historia powoli...
Kiedyś sądziłam, że krótka forma nie jest dla mnie. Uciekałam od opowiadań na rzecz pełnowymiarowych powieści, aż do momentu zetknięcia się ze zbiorem, który całkowicie zmienił bieg mojego myślenia. To właśnie za sprawą Wydawnictwa Zysk i S-ka zaczęłam dostrzegać, że opowiadania mogą być równie intensywne co długie historie.
Na mojej półce stoją pokaźne tomy opowiadań nawiązujących do zjawisk paranormalnych, wszystkie wydane z obwolutą, w twardej oprawie, które prezentują się wizualnie równie imponująco co wewnętrznie. Dziś do ich grona dołącza kolejny tytuł, który idealnie wpisuje się w tło grudniowej atmosfery i niosąc ze sobą niepowtarzalny klimat porywa czytelnika w świat miejskich wierzeń, legend oraz zjawisk trudnych do wyjaśnienia. Autorzy zapraszają nas w niesamowitą podróż, podczas której wszystko może się wydarzyć, a my z zapartym tchem śledzimy kolejne opowieści, w których na drugim tle poruszane są ponadczasowe wartości.
Imponuje fakt, że nie są to historie zaczerpnięte ze współczesnych czasów a prezentowane w przeszłości, w epoce wiktoriańskiej, która postawiła na mnogość w opowiadaniu o duchach, nawiedzonych miejscach czy trudnych do ostatecznego opisania stworzeniach. Czytelnik z rosnącą fascynacją obserwuje jak autorzy, a może autorki, które bały się tworzyć pod swoim nazwiskiem, więc publikowały dzieła zmieniając tożsamość na męską, pokazywały jak wielki talent drzemie w ich dłoniach i z doskonałą precyzją potrafiły łączyć emocje, atmosferę napięcia oraz poczucie wiszącej nad bohaterami tragedii, z którą każdy z nich walczy na swój indywidualny sposób.
W tym zbiorze opowiadań pojawia się wiele mniej lub bardziej znanych nazwisk. 18 nowelek zamkniętych na ponad 600 stronach otwiera przed nami możliwości, ponieważ nasze wyobraźnia nieustannie podsyła obrazy, które idealnie wpisują się w rozgrywaną fabułę. Jestem zdania, że podobne opowieści najlepiej czytać tuż przed snem dla podsycenia lęku oraz zapewnienia sobie odpowiednich snów, ale też dlatego, że idealnie sprawdzają się przed zresetowaniem umysłu, gdy wybrany tekst możemy przeczytać w całości odkładając resztę na potem. Przyznać muszę, że trudno jest jednak oderwać się od lektury, w której klimat odgrywa tak kluczową rolę a zjawiska nadprzyrodzone często są wyznacznikiem konkretnych wartości, które w każdym z opowiadaniu mają swoją konkretną rolę. Nie chcę Wam zdradzać treści, nie chcę również wyznaczać które z opowiadań najbardziej przypadło mi do gustu, ponieważ to kwestia bardzo indywidualna, ale jeśli miałabym być szczera to patrząc z dystansem, każde miało w sobie coś wyjątkowego.
"Duchy zimowej nocy" to niepowtarzalny zbiór historii z ukrytym podwójnym znaczeniem. Nowelki pisane były w dawnych czasach, kiedy nie zawsze wolność słowa miała odbicie w tym co dany autor chce nam przekazać, a w tym przypadku silne osobowości, niezależne bohaterki z precyzją, wprawą oraz wielkim talentem złożyły na nasze dłonie historie, które mimo upływu czasu wciąż zrzeszają wiele fanów. Wydają się żywe, wiarygodne, niesłychanie złożone oraz tak intensywne w odbiorze, że do wybranych tekstów wrócę jeszcze nie jeden raz. Szczerze oraz z pełną świadomością nie tylko zachęcam Was do lektury powyższej publikacji, ale i do nadrobienia zaległości w przypadku pozostałych zbiorów opowiadań, którym zdecydowanie warto poświęcić każdą wolną chwilę. Na grudniowe zimne wieczory, do poczytania pod ulubionym kocykiem, z kubkiem gorącej herbaty w dłoni – wybór idealny.
Kiedyś sądziłam, że krótka forma nie jest dla mnie. Uciekałam od opowiadań na rzecz pełnowymiarowych powieści, aż do momentu zetknięcia się ze zbiorem, który całkowicie zmienił bieg mojego myślenia. To właśnie za sprawą Wydawnictwa Zysk i S-ka zaczęłam dostrzegać, że opowiadania mogą być równie intensywne co długie historie.
Na mojej półce stoją pokaźne tomy opowiadań...
Jest zaledwie garstka autorów, którzy bezwarunkowo zdobyli moje serce. Do ich grona należy między innymi Kate Morton, której książki oczarowały mnie na wiele różnych sposobów. Przeczytałam wszystko co wyszło spod jej pióra, więc sięgając po najnowszą "Tajemnica domu Turnerów", byłam pewna, że czeka mnie wyśmienita przygoda. I nie pomyliłam się!
Nie przeczytacie jej w jeden wieczór, ale to niewątpliwa zaleta. Rozległa fabuła, liczne perspektywy czasowe, wiele bohaterów i skrajnych emocji a także ponad pięćset stron opowieści przekładają się na niezapomnianą przyjemność czytania. Morton nigdzie się nie spieszy, powoli snuje swoją przygodę, ale robi to w sposób niezwykle osobisty, szczery i angażujący, tak, że ciężko odłożyć lekturę choćby na moment. Wszystko tutaj jest na swoim miejscu, od pomysłu po wynikanie, ponieważ w rękach autorki drzemie wrodzony talent, którego nie da się wyuczyć.
Przenosimy się do Australii, w wigilię Bożego Narodzenia roku 1959. Miasteczko Tumbeela staje w obliczu jednej z największych spraw kryminalnych, gdy lokalny dostawca dokonuje przerażającego odkrycia. Sześćdziesiąt lat później dziennikarka Jess za sprawą odwiedzin u chorej babci natrafia na album z udokumentowanym dramatem przeszłości. Podejmuje się próby rozwiązania zagadki sprzed lat z nadzieją, że zbrodnia nie została zatuszowana przez jej rodzinę. Nie spodziewa się, że prawda będzie dużo bardziej wstrząsająca.
Są takie powieści, które trafiają do serca i rozumu, pozostając z nami na długo po zamknięciu ostatniej strony. Powyższy tytuł należy właśnie do tego typu książek. Napisana z pasją i w pełni wykorzystująca swój potencjał akcja biegnie na dwóch płaszczyznach czasowych, aby w pełni przedstawić wpływ tajemnicy sprzed lat na zmiany zachodzące w bohaterach. Czytamy o sile rodziny, potrzebie akceptacji, zrozumienia, drugich szansach a nawet wybaczaniu w przejmująco przedstawionym śledztwie. Tutaj każdy detal ma znaczenie, każdy czyn postaci wpływa na wprowadzenie kolejnych motywów a stopniowo budowane napięcie i wyjątkowy klimat po prostu dopełniają dzieła.
"Tajemnica domu Turnerów" przeczytałam od deski do deski i najchętniej cofnęłabym się w czasie, aby o wszystkim zapomnieć i móc na nowo, zupełnie nieświadomie jeszcze raz rozpocząć całą przygodę. To wspaniała opowieść, mądra i pouczająca, z której można wyciągnąć wiele ponadczasowych wartości. Saga rodzinna oparta na przestrzeni lat, w której Kate Morton bardzo obrazowo przedstawiła wpływ działań naszych przodków na naszą aktualną historię. Malownicza, piekielnie emocjonalna i przenikająca do kości fabuła porywa nas na długie godziny zdecydowanie warte zapamiętania.
Jest zaledwie garstka autorów, którzy bezwarunkowo zdobyli moje serce. Do ich grona należy między innymi Kate Morton, której książki oczarowały mnie na wiele różnych sposobów. Przeczytałam wszystko co wyszło spod jej pióra, więc sięgając po najnowszą "Tajemnica domu Turnerów", byłam pewna, że czeka mnie wyśmienita przygoda. I nie pomyliłam się!
Nie przeczytacie jej w jeden...
Beth O'Leary, mistrzyni ciętego języka, powraca z nową powieścią od której nie sposób się oderwać! Uwielbiam styl autorki, jej poczucie humoru a także bystre oko obserwujące świat co przekłada się zawsze na lekturę pełną wrażeń oraz niezapomnianych emocji.
Rozbrajająco szczera, inteligenta i sięgająca po ważne tematy w sposób wyjątkowo lekki oraz zupełnie nie narzucający czytelnikowi swojej woli. Fabuła wydaje się prosta, ponieważ napisana jest w lekkim stylu. Autorka pisze niczym piórko na wietrze - dostrzegamy bowiem wszelkie kształty wydarzeń, ale także swobodę poruszania się postaci na tle niecodziennej sytuacji. To powieść obyczajowa z zabarwieniem romantycznym, ale od początku w powietrzu wisi agresja kierowana przeciw sobie, gdy dwójka bohaterów nie potrafi poradzić sobie ze zrozumieniem kryjących się w ich sercu emocji. Na szczęście dla czytelnika, który dzięki temu otrzymuje w tle komedię pomyłek i wiele scen poprawiających humor.
Izzy i Lucas pracują na recepcji w tym samym hotelu. Łączy ich jeszcze jedno: szczerze się nie znoszą. Jak na złość ich plan, by wspólne zmiany nigdy się nie pokrywały legł w gruzach a po zawaleniu się hotelowego sufitu właściciel wyznaczył im wspólne zadania, by móc ich jakoś utrzymać na czas remontu. Tak odnajdują pudełko ze ślubnymi obrączkami i wyruszają w drogę, by odnaleźć właścicieli a to co czeka ich na wspólnym szlaku odmieni wszystkich. Tylko czy ta dwójka na pewno jest na to gotowa?
O'Leary lubi motyw drogi i chwała jej za to, ponieważ ja również za nim przepadam! Z przyjemnością obserwuję zmiany zachodzące w bohaterach pod wpływem doświadczeń, podziwiam ich dynamiczne kreacje a także sama próbuję postawić się na ich miejscu. Izzy i Lucas od wrogów przechodzą ku drodze szczerej przyjaźni a ich relację zacieśnia tajemnica sprzed lat, która może wydaje się aż nazbyt romantyczna, ale czy nie tego właśnie oczekujemy? Z resztą jak się szybko okaże obroczki kryją wiele niewypowiedzianych słów, które na ostatecznym zakręcie podróży pokażą jak podstępny potrafi być los.
"Ostatni dzwonek" przywołuje na usta szczery uśmiech i budzi same pozytywne emocje. To piękna powieść nawiązująca do zaskoczeń dnia codziennego, udowadniająca, że żadne spory nie są warte zachodu a silne uczucia czasami całkowicie potrafią zmienić swój bieg. Wraz z bohaterami jeździmy po całej Wielkiej Brytanii i zaczynamy rozumieć, że miłość zawsze będzie rządziła się swoimi prawami. Beth O'Leary po raz kolejny składa więc na nasze dłonie książkę w pełni godną uwagi, która pozostaje w pamięci na długo po zamknięciu ostatniej strony.
Beth O'Leary, mistrzyni ciętego języka, powraca z nową powieścią od której nie sposób się oderwać! Uwielbiam styl autorki, jej poczucie humoru a także bystre oko obserwujące świat co przekłada się zawsze na lekturę pełną wrażeń oraz niezapomnianych emocji.
Rozbrajająco szczera, inteligenta i sięgająca po ważne tematy w sposób wyjątkowo lekki oraz zupełnie nie narzucający...
Wypatrywałam premiery "Wieku zła" w wielkim napięciu. Wszystko mówiło mi, że to lektura stworzona dla mnie, ale przekonać się mogłam o tym ostatecznie tylko samemu mierząc się z treścią. Deepti Kapoor z przytupem wkroczyła na literacki rynek i zapowiedź jej dzieła już od początku niosła posmak imponującej fabuły. Czy tak było w rzeczywistości? Zdecydowanie!
Dawno nie czytałam tak błyskotliwej historii, złożonej, wielowarstwowej i pełnej ukrytych znaczeń. Owszem, pojawiło się kilka perełek, ale nie tak mocno wyróżniających się z tłumu jak powyższa lektura, która na pierwszy rzut oka wydaje się właściwie bardzo niepozorna. Wystarczy jednak przeczytać pierwsze kilka strony, aby docenić kunszt autorki i jej zamysł, który prowadzi nas przez całą fabułę, wprowadza na scenę licznych charyzmatycznych bohaterów (zarówno na pierwszym, jak i drugim planie) oraz zatopić się w świecie nowych zasad, prezentowanych wartości oraz poznać na własnej skórze smak silnych emocji.
To przejmująca powieść, mroczna, intensywna oraz piekielnie klimatyczna. Przenika do krwi, sprawia, że czytelnik przesiąka pojawiającymi się wzorcami postępowania a także z rosnącym zainteresowaniem mierzy się z kontynuowanymi tradycjami. Przenosimy się bowiem do Indii i poznajemy członków zamożnego oraz jakże skorumpowanego rodu Wadia. Rozpieszczony Sunny, jego bezwzględny i apodyktyczny ojciec Bunty a także okrutny wuj Vicky władają całym przestępczym półświatkiem. My natomiast obserwujemy jak kończą ci, którzy związali się z tą rodziną i próbowali ułożyć sobie życie pod dyktando walki z zasadami. Ochroniarz Sunny'ego przegrał swoją bitwę, a co będzie z Nedą, młodą dziennikarką?
O tym przekonacie się sięgając po lekturę, która na ponad pięciuset stronach rozgrywa spektakl moralności. Połączenie wątków oraz literackich motywów sprawia, że przez fabułę po prostu się płynie, z fascynacją obserwując wszystko co dzieje się dookoła: od kryminału, przez thriller, romans na powieści obyczajowej czy sadze rodzinnej kończąc. Ten kontrolowany przez autorkę chaos budzi wiele pytań, zmusza nad do wejrzenia w głąb siebie i próbie postawienia na miejscu bohaterów, ale ta interakcja z czytelnikiem to najlepsze co może się przydarzyć, ponieważ cały czas czujemy się obecni na miejscu akcji.
Sięgając po "Wiek zła" czułam, że to będzie dobra lektura, ale nie spodziewałam się, że wypadnie aż tak dobrze. To intensywna opowieść o szybkim życiu i jeszcze szybszych konsekwencjach. Pokazuje jak zmieniają się postacie pod wpływem przeżytych doświadczeń, jak pracuje umysł człowieka pozbawionego moralności a także wyznacza nowe granice, których przekraczanie wiązać się będzie z konkretnymi następstwami. Deepti Kapoor wskakuje na miejsce moich ulubionych autorów i gwarantuje moc atrakcji jakich na próżno szukać w innych powieściach.
Wypatrywałam premiery "Wieku zła" w wielkim napięciu. Wszystko mówiło mi, że to lektura stworzona dla mnie, ale przekonać się mogłam o tym ostatecznie tylko samemu mierząc się z treścią. Deepti Kapoor z przytupem wkroczyła na literacki rynek i zapowiedź jej dzieła już od początku niosła posmak imponującej fabuły. Czy tak było w rzeczywistości? Zdecydowanie!
Dawno nie...
Uwielbiam twórczość Alice Hoffman, choć przyznaję, że popełniłam wielki błąd i najpierw poznałam filmową wersję jej "Totalnej magii". Na szczęście ekranizacja (za którą przepadam) bardzo różni się od swojego literackiego pierwowzoru, więc niewiele straciłam, natomiast cała seria Practical Magic to zdecydowanie najlepszy wybór jeśli szukacie historii nie tylko pięknie napisanej, ale i bardzo klimatycznej.
Hoffman porywa nas w objęcia swojej opowieści, ponieważ posługuje się bardzo plastycznym językiem. Pięknie potrafi oddać wewnętrzne uczucia bohaterów, stawiając przed nami postacie z krwi i kości i tworzy wiarygodną przestrzeń, której nie mamy ochoty opuszczać. Każdy tom charakteryzuje głęboki indywidualizm, poczucie przygarniania czytelnika jako członka tej magicznej grupy a wszystkie postacie łapią z nami wspólny język już od pierwszych stron. Na każdym kroku czujemy się zaopiekowani przez autorkę, która dawkuje odpowiednią ilość szczegółów oraz emocji tak silnych jak magia drzemiąca (skrycie) na drugim planie.
Możliwe, że nie jestem obiektywna, ponieważ mam do twórczości autorki ogromny sentyment, ale muszę przyznać, że jestem ogromnie zauroczona światem przedstawionym i wszystkim tym co się w nim pojawia. Od pierwszego tomu chłonę pomysł autorki, bardzo podoba mi się lekkość budowania magicznych wydarzeń, które są, ale jakby ich nie było, bo więcej tutaj sugestii, że sam świat jest magicznym miejscem aniżeli nadnaturalnych zjawisk i ta subtelność, żadna nachalność, mocno wpływają na naszą wyobraźnię.
Losy bohaterów również zasługują na uwagę. Czytać możecie dowolnie, niekoniecznie z zachowaniem chronologii, chociaż ja jednak polecam rozpocząć przygodę od pierwszego tomu. Klimat jest wtedy wyjątkowo mocny, ponieważ autorka poprowadziła cykl w sposób pokoleniowy, jako nieszablonową sagę rodzinną. Tym razem czytamy więc o nowym pokoleniu Mary Owens, skazanej w 1680 roku za czary. Jej klątwa trwa do dziś i nie pozwala nikomu z rodziny przeżyć długiej szczęśliwej miłości. Wszyscy jednak ryzykują, bo czym byłby świat bez tego uczucia? Tak doświadczają również straty, gdy giną ci, na których zależy im najbardziej. Jet Owens słysząc kołatanie chrząszcza decyduje się na radykalny krok, by raz na zawsze rozprawić się z rzuconą klątwą. Tylko czy zdąży nim nadejdzie jej koniec?
"Księga magii" to wspaniała historia, którą czyta się z ogromną przyjemnością. Pobudza zmysły, zbliża do bohaterów i jest ogromną skarbnicą wartych zapamiętania cytatów. Alice Hoffman bacznie obserwuje świat, pokazuje nam to na co nie zwracamy w zbyt szybkim pędzie życia uwagi i udowadnia, że prawdziwa miłość warta jest każdego poświęcenia. Lektura idealna na leniwe popołudnie, zakradająca się do serca oraz umysły czytelnika. Dla mnie - wyjątkowa, zdecydowanie warta poświęconego jej czasu!
Uwielbiam twórczość Alice Hoffman, choć przyznaję, że popełniłam wielki błąd i najpierw poznałam filmową wersję jej "Totalnej magii". Na szczęście ekranizacja (za którą przepadam) bardzo różni się od swojego literackiego pierwowzoru, więc niewiele straciłam, natomiast cała seria Practical Magic to zdecydowanie najlepszy wybór jeśli szukacie historii nie tylko pięknie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Tak wiele powstało powieści o podstępności losu a jednak wciąż czujemy pewien niedosyt i szukamy nowych treści, w którym im bliżej prawdziwego życia położone są rozgrywane wydarzenia, tym łatwiej jest nam poczuć wszelkie uczucia na własnej skórze. Kira Zielińska podjęła wyzwanie i złożyła na nasze dłonie "Wszystkie nasze poplątane ścieżki", czyli wyjątkowy manifest walki o własne szczęście.
Autorka ulokowała swoją fabułę w dość znanym nam (ale jakże lubianym!) środowisku New Adult. Bardzo brakowało mi ostatnio historii właśnie w tym stylu, która bazując na znanych schematach wyciągnie z nich jednak coś nowego i nietuzinkowego. W tym przypadku właśnie tak się stało, ponieważ autorka zaskakuje pomysłem oraz wykorzystanym potencjałem, jej styl pisania jest plastyczny i bardzo angażujący, wykreowane postacie z miejsca zjednują naszą sympatię i otwierają puszkę z prywatnymi problemami a my w tym wszystkim czujemy się lepiej niż dobrze, ponieważ wszystko jest tutaj w pełni dopracowane.
Reda ma siedemnaście lat i nie może cieszyć się urokami młodzieńczych lat. Chłopak czuje presję dorosłości, szczególnie, że nie może liczyć na uzależnionego od alkoholu ojca. Marzy o tym, by wyrwać się z miasta i zostawić wszystko za sobą, ale gdy nadarza się okazja - nic nie dzieje się tak jak być powinno. Janek również ma problemy. Został sam z trójką małych dzieci i nie wie jak ma dalej funkcjonować. Drogi tych bohaterów skrzyżują się w nieoczekiwanym momencie, ale jak się okaże - obydwoje będą mogli uczyć się od siebie nawzajem.
Takie debiuty chciałabym czytać częściej! Historia po brzegi wypełniona jest skrajnymi emocjami, w dużej mierze trudnymi i przytłaczającymi, ale czy nie takie właśnie bywa życie? Raz jest się na wozie, innym razem pod nim. A jednak autorka w zaskakujący sposób łączy losy dwójki nieszablonowych bohaterów i powoli pokazuje czytelnikowi jak kruche oraz ulotne bywa życie. Chwila przemija, czasami pozostawiając po sobie smutek i żal, a czasami ktoś kto na co dzień obdarza nas wielkim uśmiechem w głębi serca bywa samotny i zrozpaczony. I właśnie to wydaje się być głównym przekazem powieści: czas otworzyć oczy na świat, na ludzi, na pojedyncze chwile oraz to co otacza nas na co dzień.
"Wszystkie nasze poplątane ścieżki" to przepiękna powieść, która łączy w sobie elementy New Adult oraz obyczajowej prozy. Trudne życie, wybory i przytłaczające momenty konkurują o uwagę z poczuciem, że któregoś dnia spotka nas prawdziwe szczęście. Przygotujcie się na mnóstwo skrajnych emocji, łzy wzruszenia i silne zaangażowanie w treść, ponieważ to książka bardzo niepozorna, ale już od pierwszych stron porywa nas w swoje objęcia i nie zamierza wypuścić nawet na długo po zamknięciu. Życiowa, mądra, dojrzała i zdecydowanie warta uwagi.
Tak wiele powstało powieści o podstępności losu a jednak wciąż czujemy pewien niedosyt i szukamy nowych treści, w którym im bliżej prawdziwego życia położone są rozgrywane wydarzenia, tym łatwiej jest nam poczuć wszelkie uczucia na własnej skórze. Kira Zielińska podjęła wyzwanie i złożyła na nasze dłonie "Wszystkie nasze poplątane ścieżki", czyli wyjątkowy manifest walki o...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nie trzeba mnie długo namawiać do retellingów. Uwielbiam wszystko co utrzymane w klimacie baśni, legend czy mitologii, szczególnie, gdy ktoś decyduje się tchnąć w to nowe życie. Bea Fitzgerald w swojej debiutanckiej powieści pokusiła się o przenalizowanie mitu Persefony oraz Hadesa zabierając nas w sam środek piekła i serwując rollercoaster emocji!
Zacznijmy od tego, że powieść okazała się naprawdę dobra. Przemyślana, ciekawie poprowadzona, żonglująca uczuciami bohaterów oraz samego czytelnika, często wręcz rozbrajająco zabawna. Już pierwsze strony złożyły mi obietnicę dobrej przygody a dalej było tylko lepiej. Nie czułam znamion debiutu, dialogi były płynne a bohaterowie charyzmatyczni, złożeni i odpowiednio wykreowani, więc wszystko było na swoim miejscu, łącznie z kuszącymi tajemnicami świata bogów oraz samego Olimpu.
Mitologiczna historia opowiedziana w nowym świetle przywołuje na pierwszy plan Persefonę i Hadesa. Okazało się, że to co znamy niewiele ma pokrycia z prawdą. Ona bowiem skoczyła do Hadesu świadomie, mając przed sobą wyznaczone cele. Nie chciała ślubu a jedynie wyjawiła narcystycznemu bogowi swój plan zmiany Olimpu. On był niechętny, wręcz zamknięty na nowatorstwo dziewczyny, ale z czasem zmiękł pod wpływem jej usilnych starań. Nie wiedzieli jednak jakie konsekwencje ich czekają i jak trudną przyjdzie pokonać im drogę.
Podoba mi się mylny zabieg pięknie pokazujący jak mylne bywają pozory. Szata graficzna przyciąga wzrok i obiecuje słodziutki romans bez żadnych dodatków a tymczasem wnętrze bogate jest of mnogości motywów, trudnych tematów a także relacji, która nie jest ani naiwna, ani pusta a tym bardziej w żaden sposób nie czysto erotyczna. To historia złożona, intensywna w przekazie, ale również mówiąca o poszukiwaniu własnego miejsca, dążeniu do wyznaczonych celów, niełatwych rodzinnych relacjach czy nawet skutkach wojny. Wszystko to zostało przedstawione w zrównoważony sposób, ciężkie słowa rekompensuje smaczne poczucie humoru a sama więź między bohaterami - niełatwa, napinająca linę, pełna wyzwań - przywołuje na twarzy szczery uśmiech, ponieważ do samego końca nie możemy być pewni w którą stronę ostatecznie podążą.
Rewelacyjnie podejście do tematu, fantastyczne ugryzienie miłości w kontekście polityki i rodzinnych niesnasków, uczucie szczere, historia dojrzała, całość znacznie lepsza niż niejedna historia doświadczonego autora. "Girl, Goddess, Queen" bardzo miło mnie zaskoczyła, trzymała w swoich objęciach kilka niezapomnianych wieczorów i udowodniła jak mylne potrafią być pozory. Jeśli więc szukacie książki, której zdecydowanie warto dać szansę - lepiej nie mogliście trafić.
Nie trzeba mnie długo namawiać do retellingów. Uwielbiam wszystko co utrzymane w klimacie baśni, legend czy mitologii, szczególnie, gdy ktoś decyduje się tchnąć w to nowe życie. Bea Fitzgerald w swojej debiutanckiej powieści pokusiła się o przenalizowanie mitu Persefony oraz Hadesa zabierając nas w sam środek piekła i serwując rollercoaster emocji!
Zacznijmy od tego, że...
Od dawna przymierzałam się do tej lektury i współczesne wznowienie było idealnym pretekstem, aby nadrobić zaległości. "Jeździec bez głowy" zapowiadał się idealnie w moim stylu, szczególnie, że mam słabość do dawnych powieści. Pełna nadziei przysiadłam więc do opowieści, która miała mi umilić sporo wieczornych chwil (zważywszy na sporą ilość stron), ale na pewno nie spodziewałam się, że aż tak dobrze będę się bawić.
Zacznijmy od tego, że to nie jest historia w stylu aktualnych powieści. Akcja nie jest zabójczo dynamiczna, nie ma podziału na mnogość wątków a sama historia nie zaskakuje w najmniej spodziewanym momencie. A przynajmniej nie dzieje się tak na modłę książek pisanych z zamysłem pod efekty specjalne, ponieważ to wszystko wyżej wymienione jest, ale w mniejszej ilości i z mocnym naciskiem na romans, który rozkręca się z każdą kolejno przerzuconą stroną. Thomas Mayne Reid nigdzie się nie spieszył pisząc swoją fabułę, ale przykładał za to wagę do detali, szczegółów, do kreacji bohaterów, otwierając przed nami bogaty i rozległy świat, który mocno wpływa na wyobraźnię.
Lekkość i prostota formy pozwalają od pierwszych stron zaangażować się wydarzenia a czasy, w których pierwotnie pisana była powieść odrzucają współczesność i przenoszą nas w przeszłość, ku korzyściom związanym z ludzkimi działaniami i pięknem natury. Możemy więc zapomnieć o technologii czy elektronice, wyrzucić za siebie telefon i wskoczyć w siodło, razem z głównym bohaterem. Teksas otwiera przed nami swoje ramiona, Maurice Gerald porywa w objęcia swoją ukochaną Luizę a szalejący w okolicy tajemnicy jeździec bez głowy budzi nie małą trwogę.
Wątki się nakładają, akcja się zagęszcza a historia bazuje na cudownym klimacie, który odgrywa tutaj kluczową rolę. Malownicze miejsca, porywy serca, walka o rękę ukochanej z przeciwnościami losu oraz podziałem na warstwy, subtelna tajemnica w tle - to wszystko przekłada się na tętniącą życiem powieść, którą co prawda można łatwo przewidzieć, ale nie o to chodzi, by rozgryzać jej przesłanie a przede wszystkim, aby delektować się fabułą. Jej lekkość, subtelność oraz staroświecki styl otulają nas niczym ciepły kocyk i gwarantuję przygodę, której warto poświęcić każdą wolną chwilę.
"Jeździec bez głowy" to bohaterowie z pomysłem na siebie oraz piękne widoki, których nie chce się opuszczać. To akcja pełna emocji, historia pobudzająca zmysły i lektura zaskakująca głębią swojej prostoty. Proza Thomasa Mayne Reida mimo upływu lat wydaje się nieśmiertelna oraz ponadczasowa, zjednując sobie nowe pokolenia a także przypominając, że książki mają kusić przygodą, rozgrzewać serce romansem a także wciągać tak bardzo jak to tylko możliwe.
Od dawna przymierzałam się do tej lektury i współczesne wznowienie było idealnym pretekstem, aby nadrobić zaległości. "Jeździec bez głowy" zapowiadał się idealnie w moim stylu, szczególnie, że mam słabość do dawnych powieści. Pełna nadziei przysiadłam więc do opowieści, która miała mi umilić sporo wieczornych chwil (zważywszy na sporą ilość stron), ale na pewno nie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nic nie cieszy mnie tak bardzo jak nowa powieść Harlana Cobena. Od lat pozostaję wierną fanką autora, uwielbiam jego styl i przewrotne poczucie humoru, a najbardziej doceniam klimat, który tworzy w swoich powieściach, świadomość wiszącej w powietrzu tajemnicy oraz fabułę pełną ukrytych znaczeń. "Za wszelką cenę" zamyka w sobie wszystkie te auty serwując nam niezapomnianą przygodę od której ciężko się oderwać.
Każdy rozdział wymusza na nas zatrzymanie się, przenalizowanie wszystkiego o czym wcześniej czytaliśmy a także porzucenie wszelkich codziennych obowiązków na rzecz jak najszybszego dokończenia lektury. Z jednoczesnym przeciąganiem czytania jak to tylko możliwe. Tak właśnie tworzy się legendę. Płynny język, lekki styl, dynamiczne dialogi i niezwykle złożona kreacja bohaterów przekładają się na opowieść, w której wszystko może się wydarzyć i chyba właśnie to jest najlepsze. Na zagranicznych forach czytałam, że to najsłabszy tytuł autora, ponieważ przesadza ona z przekłamaniem wiarygodności, ale osobiście się z tym nie zgodzę, wręcz przeciwnie! Uważam, że jego pomysł na fabułę nie mógłby być lepszy.
Minęło pięć lat od tragicznych wydarzeń, w których brali udział David i Cheryl Burroughs. Dziś Cheryl wiedzie nowe życie, u boku innego męża a David odsiaduje wyrok za zabójstwo syna. Jednak coś w tej sprawie się nie zgadza, ponieważ chłopiec żyje i ma się całkiem dobrze. Kto więc tak brutalnie chciał jego zguby? David musi zrobić wszystko, aby oczyścić się z winy i będzie musiał wykorzystać do tego wszelkie środki. Nie wie jeszcze, że prawda sprzed lat uderzy w niego z zawrotną siłą.
Ponad czterysta stron wyśmienitej zabawy, odkrywania tajemnic przeszłości, wydobywania z bohaterów prawdy. Nikt mi nie powie, że Coben zwalnia tempo czy pisze pod publiczkę, ponieważ widzę tutaj jego styl, jego zaangażowanie a także wyobraźnię, która wydaje się nie mieć końca. David to charyzmatyczna postać, która zmierza ku założonym celom a po drodze wzbudza szok i niedowierzanie, gdy zaczynamy łączyć kropki i odkrywać przesłanie kryjące się na drugim planie. Gęsta atmosfera, intensywność thrillera a także wszechobecny mrok ciągnąć za sobą sporą dawkę emocji, więc wszystko jest na miejscu i łączy się w spójną całość.
"Za wszelką cenę" opowiada o rodzinie, która nigdy nią nie była a także o problemach, które przybrały złowrogi obrót. Harlan Coben pozostaje mistrzem w swoim fachu i pobudza naszą wyobraźnię tak bardzo jak to tylko możliwe. Dużo się dzieje, atmosfera gęstnieje wraz z kolejno przerzucanymi stronami a bohater szuka sprawiedliwości w świecie, który wydaje się zamknięty na jego błagania. Czy uda mu się wybronić swoje dobre imię i odnaleźć syna? O tym przekonacie się sięgając po powieść, która warta jest każdej poświęconej jej sekundy!
Nic nie cieszy mnie tak bardzo jak nowa powieść Harlana Cobena. Od lat pozostaję wierną fanką autora, uwielbiam jego styl i przewrotne poczucie humoru, a najbardziej doceniam klimat, który tworzy w swoich powieściach, świadomość wiszącej w powietrzu tajemnicy oraz fabułę pełną ukrytych znaczeń. "Za wszelką cenę" zamyka w sobie wszystkie te auty serwując nam niezapomnianą...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jestem ogromną fanką sag rodzinnych i powieści skupiających się wokół danego rodu, więc z wielkimi oczekiwaniami sięgnęłam po opowieści Mercè Rodoreda, mając nadzieję, że zapowiedź z okładki okaże się jedynie namiastką tego co czeka na mnie wewnątrz.
Ależ to była dobra historia! Liczyłam na opowieść z przytupem, ale nie spodziewałam się że już od pierwszych stron wciągnie mnie wir wydarzeń. Miałam wrażenie, że fabuła była napisana idealnie pode mnie, dyktując własne warunki i porywając mnie w świat namiętności, ludzkich oczekiwań a także lat, podczas których dochodziło do różnorodnych zmian zachowań i wyborów bohaterów. Wspaniale się na to patrzyło i nie tylko za sprawą samej treści, ale przede wszystkim stylu autorki, umiejętności przelania na papier skrajnych emocji a także kreacji bohaterów, niezwykle złożonych i pozwalających rozłożyć na czynniki pierwsze ich zachowania, marzenia oraz oczekiwania wobec świata. Koncentrowaliśmy się wokół świata zwykłych ludzi z którymi potrafiliśmy się utożsamić a jednocześnie nie zabrakło licznych motywów, wątków pobocznych czy idealnie wypracowanego tła wydarzeń zamykającego wszystko w spójną całość.
Przenosimy się do lat 70. XIX wieku i obserwujemy wielopokoleniową historię sięgającą nadejścia dyktatury Franco oraz hiszpańskiej wojny domowej. Wszystko zaczyna się od Salvadora i Teresy, którzy powiązani nicią zrozumienia zaczynają budować wspólną przyszłość. On bogaty dyplomata, ona biedna córka handlarza a jednak decydują się na wspólne życie i przeprowadzają do dużej willi, by na obrzeżach Barcelony rozpocząć własną historię. I tak rozpoczyna się opowieść wzlotów i upadków, wielkich nadziei oraz straconych szans, historia podczas której wszystko może się wydarzyć, ponieważ króluje tutaj prawdziwe życie.
Trudno wyrazić mi mój zachwyt nad tym co przeczytałam, ponieważ wciąż pozostaję w objęciach tej opowieści. Wspaniały język, umiejętność przekazu oraz poprowadzenia sylwetek bohaterów przełożyły się na opowieść, która nieustannie rozgrywa się w mojej wyobraźni. Polubiłam się z bohaterami, z przyjemnością przewracałam kolejne strony, by dowiedzieć się na ich temat jak najwięcej a dodatkowe zachwyty wzbudziło postrzeganie świata na dwóch płaszczyznach, ponieważ śledzimy nie tylko losy bogatego rodu, ale także ich służby, która żyła na krańcach a miała jednak zdecydowanie więcej do powiedzenia. Autorka zaskakuje inteligencją z którą prowadzi swoją fabułę a także doprecyzowaniem szczegółów uwiarygadniających całą akcję. Znalazłam w tej książce wszystko co niezbędne, by wpłynąć na serce i umysł czytającego. Wielkie miłości, rodzinne dramaty, kwestie polityczne, społeczne a także moralne, kłamstwa, niedomówienia, sekrety, wielkie pieniądze i szybką ich stratę napędzać będzie lawina skrajnych emocji.
"Rozbite lustro" to powieść która imponuje rozmachem oraz wykonaniem. W pełni wykorzystuje swój potencjał, zaskakuje sylwetką bohaterów, poprowadzoną akcją a także skrajnymi emocjami, które nieustannie nam towarzyszą. Książka napisana z pomysłem i pokazująca inteligencję autorki, pełna zachwytu, ukrytych znaczeń a także umożliwiająca czytanie między wierszami. Jedyna w swoim rodzaju i tak pięknie przedstawiająca sagę rodzinną, że wymyka się wszelkim schematom a tym samym pozostaje książką, która zachwyca za serce. To lektura, która wciąż nie chce wyjść mi z głowy i rozgrywa w mojej wyobraźni różnorodne spektakle. Zdecydowanie warta polecenia.
Jestem ogromną fanką sag rodzinnych i powieści skupiających się wokół danego rodu, więc z wielkimi oczekiwaniami sięgnęłam po opowieści Mercè Rodoreda, mając nadzieję, że zapowiedź z okładki okaże się jedynie namiastką tego co czeka na mnie wewnątrz.
więcej Pokaż mimo toAleż to była dobra historia! Liczyłam na opowieść z przytupem, ale nie spodziewałam się że już od pierwszych stron wciągnie...