-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2010
2013-10-06
"Alicja w Krainie Zombi" to pierwsza część rozpoczynająca serię Kroniki białego królika autorstwa Geny Showalter, popularnej pisarki, która uznanie zdobyła swoją serią "Władcy podziemi". Jej książki znajdują się na liście bestsellerów New York Timesa i USA Today. Najnowszej dzieło tej autorki wywarło na mnie piorunujące wrażenie, Showalter pokazała w nim swoje genialne umiejętności pisarskie, które z pewnością zachwycą jeszcze niejednego czytelnika!
Królicza Chmura Nadchodzącej Śmierci.
Alicja Rose Bell to nasza główna bohaterka. Dziewczyna ta w dniu swoich szesnastych urodzin straciła rodziców i młodszą siostrę w wypadku samochodowym. To traumatyczne wydarzenie sprawiło, że w niewidzialna bariera w umyśle Alicji opadła, otwierając przed nią nowy, wcześniej nieznany świat. Tym światem jest przerażająca rzeczywistość, w której zombi istnieją. Ta wiedza diametralnie zmienia życie nastolatki.
Świat przedstawiony wykreowany przez Showalter ma ogromny potencjał, który w dużej mierze został wykorzystany. To zachwycająca mieszanka bazująca na napięciu czytelnika. Podczas czytania "Alicji..." świat zewnętrzny kompletnie mnie nie interesował, wiedziałam, że nie przestanę czytać, dopóki nie dojdę do ostatniej strony. Zresztą dynamizm akcji nie pozwoli na to czytelnikowi, a sama Showalter spokojnie może powiedzieć, iż wynalazła przepis na literacki sukces!
Zostałam także zaskoczona odnośnie wątku zombi, który - jak powszechnie się wydaje, nie potrafi zaskoczyć. W tym przypadku było kompletnie odwrotnie. Autorka stworzyła coś "swojego", a potwory w jej książce były dalekie od takich, jakie są znane w kulturze. Myślę, że każdy będzie zachwycony jej wizją nie-trupów, które nie są do końca ukazane jako bezmózgie potwory. Nie jest to czarno-biała wizja, w której coś jest albo złe, albo dobre.
Showalter sięgnęła po schematyczne wątki, które umiejętnie wplotła w te wspaniałe i oryginalne. Tchnęła w nie magię swojego pióra, tworząc coś obłędnie dobrego. Jak wspomniałam, w "Alicji..." nie brak sztampowych rozwiązań, w szczególności mam na myśli tutaj romans, który odgrywa istotną, o ile nie najważniejszą rolę w całej książce. Zwyczajna dziewczyna poznaje w nowej szkole przystojnego "bad boya", który przyprawia ją o szybsze bicie serca. Brzmi znajomo? Mimo to nie mogłam wykrzesać z siebie ani iskry irytacji, bowiem cała reszta była po prostu fantastyczna!
Wiadomo, że nie ma dobrej książki bez bohaterów. Tutaj widać, jaki ogrom pracy został włożony w ich wykreowanie. Nie są płascy i bez życia, ale pełnokrwiści i dopracowani. Alicja Bell od pierwszej strony zyskała moją sympatię. To silna i odważna młoda dziewczyna, która nie ugina się pod ciężarem trudnych doświadczeń. Cole został stworzony na podobieństwo wielu innych męskich literackich postaci, co absolutnie mi nie przeszkadzało. Mam nadzieję, iż w kolejnej części autorka skupi się bardziej na rozwijaniu wątków bohaterów drugoplanowych, a w szczególności Kat.
Z żalem skończyłam czytanie "Alicji w Krainie Zombi". Z jednej strony cieszyłam się, iż miałam okazję przeczytać coś tak dopracowanego i szalenie wciągającego, a z drugiej poczułam smutek, na myśl, że to koniec przygód Alicji, Cole'a i ich przyjaciół. Całkowicie pokochałam świat stworzony przez Showalter, więcej - uważam, że jest on jednym z lepszych, w których mogłam "uczestniczyć". Autorka serwuje swoim czytelnikom potężną dawkę emocji, dynamiczną akcję i napięcie emanujące każdej strony, a powszechnie wiadomo, iż jest to wybuchowa mieszanka. Z niecierpliwością będę wyczekiwała drugiego tomu, a Wam, moi drodzy, polecam!
http://mojeksiazkoweniebo.blogspot.com/2013/10/113-gena-showalter-alicja-w-krainie.html
"Alicja w Krainie Zombi" to pierwsza część rozpoczynająca serię Kroniki białego królika autorstwa Geny Showalter, popularnej pisarki, która uznanie zdobyła swoją serią "Władcy podziemi". Jej książki znajdują się na liście bestsellerów New York Timesa i USA Today. Najnowszej dzieło tej autorki wywarło na mnie piorunujące wrażenie, Showalter pokazała w nim swoje genialne...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-08-19
"Są na świecie trzy rzeczy, w które naprawdę wierzę.
Że prawda nas uwolni. Że kłamstwa to więzienie, które sami sobie budujemy.
I że Shaun mnie kocha. Reszta to szczegóły."
W 2014 rok wynaleziono lek na raka i skuteczną szczepionkę przeciw grypie, jednak coś poszło nie tak. Przy okazji naukowcy wytworzyli wirusa o nazwie Kellis-Amberlee, który sprawia, iż martwi ożywają, stają się żądnymi mięsa zombie. Obecnie, w 2041 roku ludzkość wyszła na prostą i odbudowała swoje życie. Szybko okazuje się jednak, iż ożywające trupy to nie jedyne zagrożenie czyhające na ludzi. Prawdziwe niebezpieczeństwo stanowią władze, które sprytnie manipulują całym społeczeństwem.
Głównymi bohaterami tej trylogii są bloggerzy z Przeglądu Końca Świata, dla których najważniejszą wartością w życiu jest prawda. To jej wyznawaniem kierują się w swoich postach, to prawdę pragną przekazywać swoim czytelnikom. W "Blackout" zbliżają się do nieuniknionego finału... Odkryją oni spisek władz i za wszelką cenę będą chcieli go ujawnić, nie bacząc na poświęcenia, których będą musieli dokonać. Jak wielu z nich dotrze do samego końca?
Zanim przystąpiłam do pisania recenzji porządnie musiałam opanować mętlik w swojej głowie. Uwierzcie mi, jak z ciężkim sercem przyszło mi się pożegnać z tą wspaniałą trylogią, która dostarczyła mi tyle niezapomnianych przeżyć i emocji. Gdy przeczytałam "Feed" zrozumiałam, że powieść Miry Grant nie skupia się na zombie, że nie są oni motorem napędowym jej serii. I to pokochałam. Gdy skończyłam "Deadline" siedziałam bezruchu i nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Takiego zakończenia sequelu w życiu bym nie przewidziała, pisarka po prostu całkowicie mnie zaszokowała i wywołała ogromny niepokój. Natomiast gdy wraz z kolejnymi stronami zbliżał się koniec "Blackout" czułam smutek, bo doszło do mnie, że to naprawdę koniec. Że nie będzie więcej przekomarzanek Shauna i nieubłaganego dążenia do wygłaszania prawdy bloggerów Przeglądu Końca Świata. Finałowy tom skończyłam czytać po pierwszej nocy i naprawdę ciężko było mi zasnąć, bo w mojej głowie kotłowało się milion myśli. Zaprzeczałam, że to koniec, bo tak nie może przecież być. Ta książka po prostu zostawiła mnie pełną emocji, z którymi nie wiedziałam, co zrobić.
Historia Miry Grant, jak już wspomniałam nie prawi o zombie, choć wiele osób z opisu fabuły może tak właśnie wnioskować. Opowieść tej autorki z zatrważającą prawdą odnosi się do współczesności, choć jest przecież fikcją. Okazuje się, że najgorsze niebezpieczeństwo nie czyha ze stron zombie, ale ze strony osób na wysokich szczeblach kariery, gdzie królują pieniądze. Ironiczne, prawda? Że nawet ożywający martwi nie są w stanie zmienić wartości, którymi niektórzy ludzie się kierują.
Ze szczęściem i ulgą odetchnęłam, gdy Mira Grant udźwignęła brzemię własnych pomysłów. Ci, co czytali "Deadline" bez problemu mnie zrozumieją. Pisarka choć genialnie zakończyła sequel, powodując u czytelników niemal szok, bałam się o finałową część. Obawiałam się, iż autorka po prostu nie da sobie rady z wiarygodnym i logicznym wyjaśnieniem. Moje obawy nie miały żadnego uzasadnienia w rzeczywistości, a Mira Grant udowodniła, jak wybitną pisarką jest. Sam jej pomysł wirusa Kellis-Amberlee zasługuje na ogromne uznanie, a sposób, w jaki dokładnie go przedstawiła jest jeszcze bardziej zachwycający. Nie ma tutaj mowy o żadnych niedopowiedzeniach i niezgodnościach, bo każdy aspekt został dogłębnie przemyślany.
Misternie konstruowanie intryg wychodzi Mirze Grant doskonale. I zdaję sobie sprawę, że moja recenzja jest ogromną laurką, nie mogę jednak nic złego napisać o tej pisarce. W "Blackout" akcja toczy się dwutorowo, dzięki czemu czytelnik ma okazję poznać dwa punkty widzenia bohaterów, będących w kompletnie innych miejscach i radzących sobie z własnymi problemami. Wielowątkowość to kolejny plus warsztatu pisarskiego Miry Grant. Jeśli chodzi o bohaterów, to czytelnik nie może zrobić nic innego, jak przecierać ze zdumienia oczy widząc, jak genialnie zostali oni wykreowani. Każda postać odznacza się innymi cechami, które czynią ją wyjątkową i unikalną. Nie są płaskie i bez życia, czasami czułam się, jakby zostali oni żywcem wyrwani w rzeczywistości i umieszczeni na kartach powieści.
Zawsze obawiam się o ostatnie tomy serii. Ciężkim zadaniem jest zakończenie całej historii w satysfakcjonujący sposób, o dobre zamknięcie wątków i przedstawienie dalszego życia bohaterów. Będąc szczerą, Mira Grant nie rozczarowała mnie, ale z pewnością wywołała u mnie niedosyt. Wiem, że to jedyne słuszne zakończenie, jednak po prostu chyba nie byłam gotowa na pożegnanie się z całą ekipą Przeglądu Końca Świata. I chyba nigdy bym nie była, a zbędne przedłużanie tej opowieści nic by nie dało, bo byłoby to tylko odwlekanie nieuniknionego.
Ciężko mi uwierzyć, że to koniec. Że więcej nie wrócę do tego przerażająco prawdziwego świata i historii, którą pochłania się z wypiekami na twarzy i szybko bijącym sercem. Ale tak jest. Trylogię Przegląd Końca Świata poleciłabym bez wahania absolutnie każdemu. Nawet tym osobom, które myślą, że nie gustują w takich klimatach. Uwierzcie mi, Mira Grant przedefiniuje Wasz gust i sprawi, że ta seria stanie się Waszą ulubioną. Gorąco polecam!
"Nie da się przekroczyć granicy szaleństwa i wrócić bez szwanku."
"Są na świecie trzy rzeczy, w które naprawdę wierzę.
Że prawda nas uwolni. Że kłamstwa to więzienie, które sami sobie budujemy.
I że Shaun mnie kocha. Reszta to szczegóły."
W 2014 rok wynaleziono lek na raka i skuteczną szczepionkę przeciw grypie, jednak coś poszło nie tak. Przy okazji naukowcy wytworzyli wirusa o nazwie Kellis-Amberlee, który sprawia, iż martwi...
2014-04-19
Jakiś czas temu miałam okazję zapoznać się z pierwszą częścią osławionej Trylogii czasu, pt. "Czerwień rubinu". Jak się pewnie domyślacie, książka ta całkowicie i nieodwołalnie skradła moje serce. Całe szczęście na mojej półce od razu stała kontynuacja, więc nie czekałam długo, zanim zaczęłam ją czytać. I całkowicie przepadłam. Po raz kolejny.
Jeszcze kilka dni temu Gwendolyn Shepherd była przekonana, że jest zwyczajną nastolatką. No może nie do końca zwyczajną. Z nietypową rodziną, która odziedziczyła gen podróży w czasie. Do pewnego momentu sądzono, iż to kuzynka Gwen, Charlotta go posiada, jednak okazało się, iż matka głównej bohaterki zataiła jej prawdziwą datę urodzenia.
I takim trafem Gwen trafia do świata, którego nie rozumie, a w którym musi się odnaleźć i wypełnić "misję" wraz ze swoim przystojnym towarzyszem Gideonem de Villiersem. Owa misja polega na wczytaniu krwi wszystkich podróżników w czasie do chronografu i została ona powierzona przez hrabiego de Saint German. Jednak nikt tak naprawdę nie ma pojęcia, co się stanie, gdy chronograf będzie kompletny, a Gwendolyn jako jedyna wydaje się mieć wątpliwości...
Najbardziej lubię w tej trylogii fakt, iż autorka potrafi rozbawić czytelnika. Często w młodzieżowych powieściach właśnie tego mi brakuje - elementu humorystycznego. W Trylogii czasu mamy tego wystarczająco. Kerstin Gier ma niebanalne poczucie humoru, które sprawiło, iż podczas lektury byłam z jednej strony rozluźniona, a z drugiej chłonęłam każde słowo i starałam się rozwikłać intrygi, które miały miejsce w "Błękicie szafiru".
W "Błękicie szafiru" pojawia się dwóch nowych bohaterów. Oboje są ogromną zaletą kontynuacji, ale póki co tylko jeden z nich miał szansę jasno zabłysnąć. Tą postacią jest Xemerius, demon-gargulec. Dialogi, w których on uczestniczy są tak rozbrajające, że niekiedy nie potrafiłam powstrzymać głośnych wybuchów śmiechu. Jestem pewna, że pokochacie go równie mocno, jak ja! To stworzenie potrafi urozmaicić nawet najnudniejszą rozmowę.
Autorka już w pierwszej części udowodniła czytelnikom, iż ma prawdziwy talent do pisania. Jej warsztat jest tak lekki, tak przystępny, że odniosłam wrażenie jakbym "płynęła" po lekturze. Zazwyczaj nie lubię długich rozdziałów, ale w tej trylogii w ogóle nie zwracałam na to uwagi, tak całokształt mnie zachwycił. Dodajcie do tego wartką, szybko toczącą się akcję i otrzymujecie murowany przepis na fantastyczne spędzenie dnia!
"Błękit szafiru" to świetna, wręcz wymarzona kontynuacja. Dokładnie o takiej myślałam, gdy skończyłam czytać "Czerwień rubinu". Zabawna, magiczna i wciągająca. Trylogia czasu pochłonie Was na długie godziny! Serdecznie polecam!
http://mojeksiazkoweniebo.blogspot.com/2014/04/kerstin-gier-bekit-szafiru.html
Jakiś czas temu miałam okazję zapoznać się z pierwszą częścią osławionej Trylogii czasu, pt. "Czerwień rubinu". Jak się pewnie domyślacie, książka ta całkowicie i nieodwołalnie skradła moje serce. Całe szczęście na mojej półce od razu stała kontynuacja, więc nie czekałam długo, zanim zaczęłam ją czytać. I całkowicie przepadłam. Po raz kolejny.
Jeszcze kilka dni temu...
2013-03-23
Suzume Hoshima jest zwyczajną nastolatką, która wiedzie normalne życie ze swoimi rodzicami oraz kuzynką Aimi. Sielanka zostaje jednak przerwana, gdy pewnego dnia do jej rodzinnego domu przyjeżdżają jeźdźcy Księżycowego Księcia i zabijają dwie bliskie jej osoby: ojca oraz kuzynkę. Dziewczyna przeżywa tylko dzięki pomocy poczciwego staruszka Youty. Przez to wydarzenie wszystko uległo zmianie, nie mając wyboru wraz ze swoją matką zamieszkała w domu najlepszego przyjaciela swojego ojca - Terayamy. Suzume musiała zapomnieć o egzystencji, którą niegdyś wiodła, bo ta pamięć mogłaby doprowadzić ją do zguby i śmierci, bowiem nastolatka wraz ze swoją matką przyjęły nowe tożsamości.
„Miłość nadciąga jak burzowe chmury, ucieka przed wiatrem i rzuca cienie na Księżyc...”
Główna bohaterka przez splot niefortunnych zdarzeń podsłuchała rozmowę Terayamy i swojej matki, dowiadując się, że rzekomo najlepszy przyjaciel jej ojca jest odpowiedzialny za jego śmierć. Przerażona dziewczyna ucieka po korytarzach domu, wiedząc, że jeśli ojczym ją złapie - zginie. Od tamtej chwili zmuszona była znowu zaczynać od nowa, uciekając i oglądając się za siebie przy każdym kroku. Jako pomywaczka Rin, jako piękna i tajemnicza Yue. Choć dziewczyna przyjmowała wiele tożsamości - jedno pozostało niezmienne, chęć zemsty, ukarania zabójcy ojca i swojej matki, która nie zrobiła nic, aby uratować córkę od śmierci. Napędzana zemstą i bólem nastolatka dokonuje wyborów, które zmieniają nie tylko jej życie, ale i pozostawiają skazę na jej duszy. Droga do wendety jest trudną, wyboistą ścieżką, bowiem żeby wymierzyć sprawiedliwość musi zdobyć względy Księżycowego Księcia, czyli zostać tą jedyną Narzeczoną Cieni, wybraną spośród wielu pięknych i dobrze urodzonych dziewcząt.
„Ból działa zadziwiająco: uwalnia i jednocześnie pozwala odzyskać panowanie nad sobą i światem. To ja byłam przyczyną własnego bólu, to ja przyłożyłam szpilkę. Ból należał tylko do mnie. Sprawiał, że czułam się... prawdziwa.”
Główna bohaterka bardzo zaskarbiła sobie moją sympatię. Jest to dziewczyna po wielu przejściach, którą przy życiu trzyma myśl o wymierzeniu sprawiedliwości. Wydarzenia, których doświadczyła sprawiły, że wewnątrz niej istniał wielki ból, który pozostawił piętno nie tylko na jej duszy, ale także i ciele. Suzume bowiem chcąc pozbyć się cierpienia, okaleczała swoje ciało.
„To niezwykłe, że żałoba zamienia nawet szczęśliwe wspomnienia w ostre noże, które ranią.”
"Cienie na Księżycu" mają nie tylko piękną okładkę przedstawiającą japońską dziewczynę, ale też intrygujący opis i jakże pasjonującą zawartość! Książka ta napisana jest w narracji pierwszoosobowej, przez co mamy okazję dokładnie poznać uczucia kierujące młodą dziewczyną. Dzięki rozbudowanym opisom możemy poznać japońską kulturę i zanurzyć się w nowym, fascynującym świecie. Także pasjonaci wątku romantycznego znajdą coś dla siebie, bowiem główna bohaterka zakochuje się w chłopaku, dla którego gotowa była poświęcić wszystko, nawet chęć wendety. Wątek ten szalenie mi się spodobał, został lekko i delikatnie zarysowany, nie skupiał wokół sobie całej akcji. "Cienie na Księżycu" są lekturą magiczną, która pochłonie każdego, niezależnie od wieku. Serdecznie polecam!
http://destructionorsalvation.blogspot.com/2013/03/40-zoe-marriott-cienie-na-ksiezycu.html
Suzume Hoshima jest zwyczajną nastolatką, która wiedzie normalne życie ze swoimi rodzicami oraz kuzynką Aimi. Sielanka zostaje jednak przerwana, gdy pewnego dnia do jej rodzinnego domu przyjeżdżają jeźdźcy Księżycowego Księcia i zabijają dwie bliskie jej osoby: ojca oraz kuzynkę. Dziewczyna przeżywa tylko dzięki pomocy poczciwego staruszka Youty. Przez to wydarzenie...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-04-02
Trylogia Czasu, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Egmont to prawdziwy literacki hit ostatnich lat. Seria ta podoba się chyba wszystkim, niezależnie od wieku czy upodobań czytelniczych. Nie tylko ciekawi przepiękną grafiką, ale także intrygującym opisem. W końcu, podróże w czasie to temat, który wciąż wydaje się ledwie tknięty przez pisarzy.
Szesnastoletnia Gwendolyn Shepherd to nasza główna bohaterka. Słowem rzec- na pozór zupełnie zwyczajna nastolatka. No właśnie, to tylko pozory. Gwen mieszka w ogromnym domu, mocno przypominającym pałac wraz z całą swoją nietypową rodziną, która posiada gen podróży w czasie. W dodatku wszyscy są pewni, iż to kuzynka Gwendolyn, Charlotta go odziedziczyła. Jednak czas mija, a z nią nic się nie dzieje... i ostatecznie to Gwen przenosi się w czasie. Powiedzieć, że wszyscy byli w szoku byłoby wielkim niedopowiedzeniem.
Strażnicy, którzy strzegą tajemnicy i zgłębiają fascynujący temat, jakim są podróże w czasie, są w szoku. Przecież to Charlotta powinna mieć ten gen, to ona opanowała wszystkie potrzebne umiejętności i "misteria" do swoich "misji", Gwendolyn za to jest kompletnie niedoświadczona i nieprzygotowana do swojej roli. Na domiar tego jej towarzyszem będzie arogancki i zabójczo przystojny Gideon de Villiers. Jesteście ciekawi, jak poradzi sobie nasza główna bohaterka?
Kerstin Gier ma bardzo mocną podstawę, która sprawia, iż jej trylogia nie będzie nudna - fabułę. Mało dzieł porusza temat podróżny w czasie, autorka więc ma ogromne pole do manewru i muszę przyznać, że idealnie to wykorzystała. Podróżowanie w przeszłość zostało opisane ciekawie, a przede wszystkim bardzo przystępnie. Pisarka nie posługuje się naukowym słownictwem, a zrozumienie akcji nie jest najmniejszym problemem, nawet dla najbardziej opornego czytelnika.
Gdy czytałam recenzje "Czerwieni rubinu" byłam pewna, że są one zwyczajnie i na wyrost przesadzone. Nie spodziewałam się, iż tak ta powieść mi się spodoba, a spodobała i to jak! Gdy zaczęłam ją czytać, po prostu nie mogłam się oderwać aż do momentu dotarcia do ostatniej strony. Kerstin Gier to niesamowicie utalentowana pisarka. Ma prawdziwy dar, który sprawia, że jej książki dosłownie się pochłania! Jej warsztat pisarski jest bardzo plastyczny, lekki, potrafi pobudzać wyobraźnię. Wbrew pozorom nie jest to łatwa umiejętność do opanowania, a tej niemieckiej autorce udało się to wyśmienicie. Styl pisania Gier to jedna z ogromnych zalet tej trylogii.
Postaci... I tym samym przechodzimy do kolejnej zalety tej powieści. Gwendolyn, choć poniekąd prezentuje obraz zwyczajnej nastolatki, nie nudzi czytelnika, ale bawi swoją osobowością. Ta dziewczyna nie da sobie w kaszę dmuchać, nie przejmuje się zdaniem innych i ma ogromne poczucie humoru. Czytelniczki z pewnością znajdą męskiego bohatera, do którego można wzdychać, a jest nim oczywiście Gideon. Chłopak ten reprezentuje cechy typowego amanta książkowego (jak to ja lubię nazywać), ale mimo to nie odniosłam wrażenia, jakby był kalką innych postaci, wręcz przeciwnie. Zaciekawił mnie swoją osobowością, postawą i odwagą. Z kolei inni, drugoplanowi bohaterowie także nie są niczego sobie. Są pełnokrwiści i świetnie wykreowani, ze zdecydowanie wybijającą się Leslie.
Tajemnice, intrygi, miłość - to wszystko znajdziemy w "Czerwieni rubinu". To niesamowicie plastyczna historia, a autorka jej potencjał wykorzystała w stu procentach. Jest zabawna i niesamowicie wciągająca, a bohaterowie są pełnokrwistymi i fascynującymi osobowościami. Zdecydowanie polecam!
http://mojeksiazkoweniebo.blogspot.com/2014/04/kerstin-gier-czerwien-rubinu.html
Trylogia Czasu, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Egmont to prawdziwy literacki hit ostatnich lat. Seria ta podoba się chyba wszystkim, niezależnie od wieku czy upodobań czytelniczych. Nie tylko ciekawi przepiękną grafiką, ale także intrygującym opisem. W końcu, podróże w czasie to temat, który wciąż wydaje się ledwie tknięty przez pisarzy.
Szesnastoletnia Gwendolyn...
2015-08-06
Julia Ferrars p r a g n i e zniszczyć Komitet Odnowy i obalić naczelnego dowódcę - Andersona. Jest na to gotowa, wie, że potrafi to zrobić. A mając u swego boku Warnera, któremu coraz bardziej zaczyna ufać, jest tego jeszcze pewniejsza.
Wszystko zmierza do końca. Czy Wasze serca wytrzymają natłok tych emocji? Moje (ledwie) to wytrzymało.
Wiele pisarzy ma tak, że z każdą częścią ich seria staje się coraz słabsza. Nie Tahereh Mafi. W jej przypadku trylogia z każdym tomem jest coraz lepsza, coraz bardziej zapierająca dech w piersiach. Prequel, "Dotyk Julii" niesamowicie mnie zafascynował i zachęcił do poznania reszty. Wtedy byłam także zakochana w Adamie i byłam pewna, że nie zmienię swojego zdania. Warner mnie intrygował, ale to tylko tyle. W sequelu, "Sekrecie Julii" jeszcze bardziej pokochałam ujmujący i oryginalny warsztat pisarski autorki. Nie mogłam nie docenić jej pomysłowości. Zaczęłam się też wahać i widzieć w Warnerze o wiele więcej rysów i krzywizn. Natomiast tego, co czułam w trakcie lektury ostatniego tomu, "Daru Julii" nie da się opisać słowami, choć spróbuję to zrobić. Czułam ogromny nadmiar emocji, przewracałam każdą kartkę głodna kolejnych słów zapisanych na papierze. Z chwilą, gdy przewróciłam ostatnią stronę, nie mogłam uwierzyć, że to koniec serii, którą pokochałam całym sercem. Aż ciężko uwierzyć, że t y l k o książka może wywrzeć na czytelniku aż tak wielki wpływ. Przez kilka dni dosłownie miałam kac książkowy i nie mogłam się zabrać za inną powieść, pod takim wrażeniem byłam. I nadal jestem.
Warner, jak ja go pokochałam. To wręcz niemożliwe, że można zapałać taką sympatią do fikcyjnej postaci. A to zasługa Tahereh Mafi, która go wykreowała. Postać z krwi i kości, postać z bolesną przeszłością i z wieloma niewiadomymi. To naprawdę świetne, że udało się jej przedstawić go tak wiarygodnie, a jednocześnie tak oszukać czytelnika. Będziecie sami musieli sięgnąć po "Dar Julii", żeby przekonać się, co mam namyśli. Pamiętajcie jednak, aby nie być niczego pewnym. Jeśli chodzi o główną bohaterkę, Julię... To ona przeszła zdecydowanie największą metamorfozę. Pamiętam, jak w pierwszej części irytowała mnie swoją biernością i płaczem, w drugim tomie było niewiele lepiej, choć widziałam minimalną poprawę, natomiast w finale jej postawa i heroizm budzą ogromny podziw. Warto dodać, że w szczególności jedna osoba miała wpływ na jej przemianę.
"Dar Julii" to genialny koniec trylogii, która zawsze będzie miała specjalne miejsce w moim sercu. Całkowicie mnie oczarowała i zawładnęła każdym skrawkiem mojego serca. Zżyłam się ze wszystkimi bohaterami, z zabawnym i uroczym Kenjim, z gotową do walki Julią oraz już nie tak bardzo nieodgadnionym Warnerem. Będę za nimi wszystkimi bardzo tęskniła. Pocieszeniem jest fakt, że ilekroć poczuję się źle, zawsze będę mogła przeczytać tą serię od nowa i od nowa się w niej zakochiwać. Nie mogę się doczekać, gdy sięgnę po inne książki Tahereh Mafi, bo z pewnością to zrobię. A jeśli ktokolwiek z Was nie zapoznał się z "Dotykiem Julii" to... na co czekacie?
http://mojeksiazkoweniebo.blogspot.com/2015/08/tahereh-mafi-dar-julii.html
Julia Ferrars p r a g n i e zniszczyć Komitet Odnowy i obalić naczelnego dowódcę - Andersona. Jest na to gotowa, wie, że potrafi to zrobić. A mając u swego boku Warnera, któremu coraz bardziej zaczyna ufać, jest tego jeszcze pewniejsza.
Wszystko zmierza do końca. Czy Wasze serca wytrzymają natłok tych emocji? Moje (ledwie) to wytrzymało.
Wiele pisarzy ma tak, że z każdą...
2012-12-16
"Jesteś pod wrażeniem Igrzysk Śmierci?
Oto następna trylogia, na punkcie której
totalnie zwariujesz. Delirium to niepokojący
thriller, który sprawi, że błyskawicznie sięgniesz
po kolejny tom!"
Taki opis między innymi występuje na tylnej okładce książki. Byłam przez niego trochę sceptycznie nastawiona do tej książki. Porównanie jej do "Igrzysk Śmierci" jest śmieszne, a przynajmniej tak myślałam. W moim mniemaniu każda książka jest unikalna, a takie porównywania, które mają zachęcić robią wręcz odwrotnie - odstręczają. Jednak zmieniłam zdanie po przeczytaniu tej niesamowitej i oryginalnej książki "Delirium", w której zdecydowanie jest coś z "Igrzysk Śmierci".
"Delirium" opowiada o siedemnastolatce imieniem Magdalena. W dniu swoich osiemnastych dni ma przejść zabieg, który ma wyleczyć ją z tzw. amor delivrii nervosy, czyli prościej mówiąc z miłości. Najpierw trzeba przejść test zwany ewaluacją, podczas których czteroosobowa komisja zadaje pytania, na które w zasadzie trzeba odpowiedzieć tak, aby to im się podobało, a nie tak, żeby było to szczere. Po nim dostaje się listę potencjalnych kandydatów na męża i zostaje się z nim sparowanym po ukończeniu szkoły lub studiów. Natomiast osoby, które nie chcą podporządkować się systemowi, tzw. Odmieńcy zostają zabici, umieszczeni w Kryptach lub uciekają poza granicę państwa zwaną Głuszą.
Siedemnastoletnia Lena ma niedługo przejść zabieg wyleczenia. Jest podporządkowaną systemowi nastolatką, którą obarcza brzemię jej matki, która nie mogła (tudzież nie chciała) zostać wyleczona. Dziewczyna przez całe życie była szykanowana ze względu na swoje pochodzenie, dlatego więc sama chciała przejść zabieg pomyślnie i zostać sparowaną. Jej najlepsza przyjaciółka z wyższych sfer, Hana wyjawiała większe objawy buntu. Jednak na końcu okazuje się, że i Lena jest buntowniczką.
Główna bohaterka poznaje dziewiętnastoletniego strażnika Aleksa. Na początku jest nim onieśmielona, ponieważ sama zdecydowanie przez większość swojego życia unikała kontaktu z chłopcami, bo to wzbudziłoby niepotrzebne zainteresowanie i plotki, jakoby mogła być jak jej "zarażona matka".
Muszę przyznać, że książka nie wciągnęła mnie od pierwszych stron. Czytałam ją przez trzy wieczory. Pierwszego przeczytałam 70 stron, drugiego wciągnęłam się strasznie, ale byłam zmuszona darować sobie czytanie ze względu na późną porę, no i dzisiaj ją dokończyłam. I żałuję, że tyle zwlekałam. Książka wciągnęła mnie tak, że godziny, dosłownie mignęły mi przed oczami. I ani przez chwilę nie zostałam zanudzona. "Delirium" to wciągająca książka, przed którą czas upływa nam między palcami. Nie jest przewidywalna, ale oryginalna pośród coraz liczniejszej już literatury dla młodzieży.
Zakończenie sprawia, że z ochotą sięgnę po kolejną część! Gorąco polecam.
http://www.destructionorsalvation.blogspot.com/2012/12/lauren-oliver-delirium.html
"Jesteś pod wrażeniem Igrzysk Śmierci?
Oto następna trylogia, na punkcie której
totalnie zwariujesz. Delirium to niepokojący
thriller, który sprawi, że błyskawicznie sięgniesz
po kolejny tom!"
Taki opis między innymi występuje na tylnej okładce książki. Byłam przez niego trochę sceptycznie nastawiona do tej książki. Porównanie jej do "Igrzysk Śmierci" jest śmieszne, a...
2021-06-28
2019-04-17
2020-02-29
Eva Adami wiedzie udane życie wraz ze swoim mężem Michalem w Pradze. Bardzo się kochają i są pewni, że przed nimi jeszcze wiele lat szczęśliwego życia. Jednak bardzo szybko okazuje się, że wojna dociera także do Czech.
Jest rok 1942. Zdesperowana Eva wsiada do pociągu jadącego do Auschwitz. Wszystkie jej działania podyktowane są miłością do jej męża. Michal bowiem wsiadł do pociągu jadącego do obozu sześć miesięcy temu.
Pociąg ten odbywa dwudniową podróż do obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Ludzie w nim przebywający są stłoczeni razem i traktowani jak zwierzęta. Przetrwać Evie pozwalają tylko myśli, że w końcu spotka swojego ukochanego. Szybko jednak okazuje się, że Michala nie ma w Auschwitz, a ją czeka prawdziwa walka o przeżycie. Na miejscu spotyka ją obozowa rzeczywistość. Wyczerpująca do granic sił praca w ciężkich warunkach. Z nią w obozie przebywa jej najlepsza przyjaciółka Sofie. Obie razem będą próbowały przeżyć w straszliwych warunkach, którzy zgotowali im inni ludzie, Niemcy.
Czy Evie uda się jeszcze kiedykolwiek spotkać swojego męża?
Tematyka obozowa jest bardzo ciężkim tematem. Trudno jest oddać obozową rzeczywistość na kartach kilkuset zapisanych stron. Trzeba jednocześnie okazać się dużą wiedzą, szacunkiem oraz delikatnością. Uważam jednak, że Lily Graham podołała temu zadaniu. W opisaną przez nią historię Żydówki z Czech wciągnęłam się już od pierwszych stron. Przemoc, która przewija się w obozie, z każdym przeczytanym zdaniem coraz bardziej mną wstrząsała. Pomimo tego, że minęło tyle lat, nadal ciężko jest mi uwierzyć, że to ludzie ludziom mogli zgotować tak nieludzkie warunki. "Dziecko z Auschwitz" to fikcja literacka, która jest inspirowana prawdziwymi zdarzeniami. Ja jednak w czasie czytania czułam, jakby wszystkie wydarzenia opisywane w tej książce wydarzyły się naprawdę. A wydarzyć mogły się jak najbardziej, ponieważ: "Z akt wynika, że w Auschwitz-Birkenau urodziło się przynajmniej siedemset dzieci. Do dziś wiemy tylko o garstce, która przetrwała."
"Dziecko z Auschwitz" to pierwsza książka o tematyce obozowej, którą przeczytałam. I przyznam, że lektura tej książki ogromnie mną wstrząsnęła. Wywołała całą szeroką emocję gamy, poczynając od szoku, a skończywszy na wzruszeniu. To niezwykle smutne i straszne, że ludzie ludziom zgotowali taki los. Jak można traktować kogoś jak kogoś gorszego sortu tylko dlatego, że jest innej narodowości? Ta powieść naprawdę mnie poruszyła. To dlatego, że to wszystko przecież wydarzyło się naprawdę. Auschwitz nie jest wymyślonym miejscem przez autorkę. Lily Graham świetnie oddała emocje towarzyszące bohaterom. Ciężko było nie zaangażować się emocjonalnie w lekturę tej książki. To jest po prostu niemożliwe.
"Dziecko z Auschwitz" to poruszająca książka o tematyce obozowej. Ciężko jest przeczytać ją bez emocji. Powieść ta jednocześnie daje czytelnikowi nadzieję, że człowiek może przetrwać w każdych warunkach. Lily Graham inspirowała się prawdziwymi zdarzeniami, lecz jej powieść nie jest odzwierciedleniem faktów. To nadal fikcja literacka, jednak nie przeszkadzało mi to w lekturze tej historii. Polecam!
https://mojeksiazkoweniebo.blogspot.com/2020/03/przedpremierowo-lily-graham-dziecko-z.html
Eva Adami wiedzie udane życie wraz ze swoim mężem Michalem w Pradze. Bardzo się kochają i są pewni, że przed nimi jeszcze wiele lat szczęśliwego życia. Jednak bardzo szybko okazuje się, że wojna dociera także do Czech.
Jest rok 1942. Zdesperowana Eva wsiada do pociągu jadącego do Auschwitz. Wszystkie jej działania podyktowane są miłością do jej męża. Michal bowiem wsiadł...
2013-09-22
Podobno zakończenie to najlepsza część każdej historii, ale wiecie co? Ja wcale zakończenia nie chciałam, wręcz przeciwnie - czułam, że jeszcze kilka części "Gone" zaspokoi moją ciekawość. Szanuję jednak decyzję autora, bądź co bądź, on wie, co robi! Przez te sześć tomów niesamowicie zżyłam się z bohaterami ETAPu. Wykreowany świat przedstawiony przez Michaela Granta jest absolutnie niesamowity i nietuzinkowy.
Jesteście gotowi, aby opuścić ETAP?
Minął prawie rok od kiedy młodzież i dzieci stali się więźniami tajemniczej kopuły, która odgrodziła małe kalifornijskie miasteczko Perdido Beach od reszty świata. Cała historia rozpoczęła się pięć tomów temu, gdzie bohaterowie przeżyli głód, bezpardonową władzę o walkę, plagę i kilka innych przerażających rzeczy. Przetrwali w niewyobrażalnie ciężkich warunkach, czy przetrwają i ostatnią, szóstą fazę?
Kopuła stała się przezroczysta, przez co zarówno dorośli na zewnątrz, jak i dzieci wewnątrz mogły ze sobą "rozmawiać". Młodzi są przekonani, że to koniec, a tajemnicza anomalia niedługo zniknie. Czy jednak będą mieli do czego wracać? Dziwne mutacje, które miały miejsce w ETAPie przerażają każdego, a jedno jest wiadome - żadne dziecko po wyjściu z niego nigdy nie będzie już takie samo.
Jest jeszcze Gaia, zrodzona z Ciemności, pozornie mała dziewczynka, w której czai się głód. Głód śmierci. Jest ona gotowa wymordować wszystkich mieszkańców ETAPu. Czy naszym bohaterom uda się ją powstrzymać?
Autor jest wszechwiedzącym narratorem i ostatecznie, wyjaśnia wszystkie zaczęte wątki, czytelnik może także dowiedzieć się, jak dalej potoczyły się losy bohaterów ETAPu.
Kiedy skończyłam czytać ostatnią część "Gone", nie mogłam uwierzyć, że to już koniec. Nieodwołalny i ostateczny. Niesamowicie zżyłam się z bohaterami, przeżywałam z nimi ich wzloty i upadki oraz nienawidziłam tych, którzy na to zasłużyli. Michael Grant stworzył niesamowitą serię, która pomimo tego, że skierowana jest do młodzieży zaskakuje na każdym kroku. Jest pełna brutalnych walk, a sam autor nie skąpi krwawych opisów. I dobrze, bo to właśnie to wyróżnia tę historię na tle innych młodzieżówek.
Akcja, typowo już dla Michaela Granta, pędziła szybko, a przy tym każda strona emanowała napięciem. Doszłam do wniosku, że to razem z zaskakiwaniem czytelnika na każdym kroku to znaki rozpoznawcze tego autora.
Spotkałam się z wieloma różnymi opiniami na temat "Gone", które rzekomo przekracza granice dobrego smaku, ja jednak tego nie widzę. Co z tego, że docelową grupą odbiorczą serii Michaela Granta jest młodzież? Czy to od razu znaczy, że całość ma być do bólu przesłodzona? Ja właśnie dlatego tak bardzo tę historię pokochałam, bo chwilami jest niesmaczna, bo wnosi coś nowego, coś czego wcześniej nie było. Jeśli wcześniej ktoś miał wątpliwości, czy warto się z nią zapoznać, to rozwiewam je - warto! Chociażby tylko po to, aby poznać genialną ostatnią część.
Możecie już opuścić ETAP.
http://mojeksiazkoweniebo.blogspot.com/2013/09/107-michael-grant-faza-szosta-swiato_23.html
Podobno zakończenie to najlepsza część każdej historii, ale wiecie co? Ja wcale zakończenia nie chciałam, wręcz przeciwnie - czułam, że jeszcze kilka części "Gone" zaspokoi moją ciekawość. Szanuję jednak decyzję autora, bądź co bądź, on wie, co robi! Przez te sześć tomów niesamowicie zżyłam się z bohaterami ETAPu. Wykreowany świat przedstawiony przez Michaela Granta jest...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-02-15
Czasami sięgając po niektóre powieści mam takie dziwne przeczucie, że będą wyjątkowe, nie znając nawet ich treści. To moja rzecz i tak po prostu już mam. Moja intuicja mówiła mi, iż "Fałszywy książę" to książka, która zapadnie mi głęboko w pamięć. Miała rację.
"Fałszywy książę" otwiera Trylogię Władzy wydawaną w Polsce przez Wydawnictwo Egmont. Niedawno swoją premierę miała druga część pt. "Król uciekinier". To dobry powód, aby w końcu sięgnąć po tę serię, bo zdecydowanie jest tego warta. Zapewniam Was, że, gdy wnikniecie w tak sprytnie skonstruowaną intrygę, to nie oderwiecie się aż do samego końca!
Przenosimy się do fantastycznego świata Carthyi, gdzie życie wiedzie czternastoletni sierota i drobny złodziejaszek Sage. Chłopak nie ma nikogo, kto by się o niego troszczył i pomimo swojego młodego wieku nauczył się radzić sobie sam. Pewnego dnia główny bohater zostaje uwikłany w niebezpieczną intrygę, która oczami postronnych obywateli może zostać uznana za zdradę państwa. Zamożny arystokrata Bevin Conner znajduje czwórkę nastoletnich chłopaków, jednym z nich jest Sage i chce wykorzystać ich do swojego misternie uknutego planu. Mężczyzna ten pragnie zjednoczyć podzielone królestwo i posadzić na tronie mistyfikatora. Fałszywym księciem zostanie tylko jedna z sierot. Kogo wybierze Conner, gdy nadejdzie czas i co się stanie z pozostałymi chłopakami? A z czasem na jaw wyjdzie szokująca prawda...
"Fałszywy książę" od pierwszych stron jawił mi się jako swego rodzaju baśń. Osobliwa, inna, przykuwająca uwagę. Nastoletni chłopcy, zapomniani przez świat mają szansę na całkowicie inne życie od tego, które znają. Egzystencja pełna bogactw i przepychu a jednocześnie pełna ukrytego fałszu, wojen o władzę i intryg. Jednak zadania, które ich czekają wcale nie są takie proste, jak mogą się wydawać. Bohaterowie muszą nie tylko nauczyć się niezbędnych rzeczy jak stać się fałszywym księciem, ale muszą w istocie czuć się nim, ponieważ to, co ich czeka jest diabelnie ciężkie. Będą musieli kłamać już zawsze, być kompletnie kimś innym... Główna postać, Sage, od początku dostrzega ten aspekt ukrywający się pod zasłoną wspaniałego życia. Chłopak wie, iż takie życie byłoby jedynie fałszem i wcale go nie chce. Ale pragnie też żyć, więc chcąc nie chcąc staje się uczestnikiem tej niebezpiecznej gry.
Pokochałam książkę Jennifer A. Nielsen od pierwszych stron. Zakochałam się w magii, którą za sobą niesie. To naprawdę fantastyczne dzieło, niezwykle wciągające i pasjonujące. Podczas lektury czułam się, jakbym to ja uczestniczyła w wydarzeniach, nie potrafiłam zdystansować się od tej historii. Autorka skonstruowała sprytnie swoją intrygę i to muszę jej przyznać. Do samego końca nie byłam pewna tak naprawdę co się stanie, a wyjawienie "kluczowego" sekretu było dla mnie prawdziwym szokiem, bo kompletnie się tego nie domyślałam! Pisarka bezlitośnie bawi się i igra z uczuciami czytelnika. Podczas czytania nieustannie towarzyszyło mi napięcie, ale ostatnie strony to mistrzostwo, całkowita jazda bez trzymanki, dosłownie nie mogłam usiedzieć w miejscu.
Zazwyczaj to płeć piękna jest narratorem książki, jednak tutaj role zostały odwrócone, co wyszło autorce jedynie na dobre. Sage'a polubiłam od samego początku. To bystry, odważny, a jednocześnie lekkomyślny chłopak o ciętym języku. W wielu sytuacjach nasz główny bohater nie potrafił (lub nie chciał) poskromić swojego wybuchowego temperamentu, co niestety bardzo często źle się dla niego kończyło.
"Fałszywy książę" to jedna z najlepszych książek, jakie miałam okazję kiedykolwiek przeczytać. Całkowicie zawładnęła moim sercem, aż do ostatnich stron nie byłam pewna, co się wydarzy. Nie sposób przewidzieć jak się akcja potoczy, bo autorka idealnie i skrupulatnie o to zadbała. To nie jakaś tam byle jaka fantastyczna powieść, jakich pełno. To pełnoprawna fantastyka, którą pokochałam i szczerze wierzę, że Wy pokochacie ją tak samo. Polecam!
http://mojeksiazkoweniebo.blogspot.com/2014/02/jennifer-nielsen-faszywy-ksiaze.html
Czasami sięgając po niektóre powieści mam takie dziwne przeczucie, że będą wyjątkowe, nie znając nawet ich treści. To moja rzecz i tak po prostu już mam. Moja intuicja mówiła mi, iż "Fałszywy książę" to książka, która zapadnie mi głęboko w pamięć. Miała rację.
"Fałszywy książę" otwiera Trylogię Władzy wydawaną w Polsce przez Wydawnictwo Egmont. Niedawno swoją premierę...
2012-12-31
Pokochałam historię Nory i Patcha całym sercem i choć pierwszą część przeczytałam, a raczej pochłonęłam tuż po premierze, to mimo wszystko odeszła w zapomnienie. Jakiś tydzień temu przypomniałam sobie o tej serii, z wielką przykrością muszę stwierdzić, że zniknęła ona wśród innych książek. Jednak, pomijając to, wciąż pamiętałam wydarzenia z pierwszej części dosyć szczegółowo.
Więc zaczęłam czytać drugą część, którą przeczytałam dwa dni, trzecią w podobnym czasie i dzisiaj oto, ukończyłam czwartą i zarazem ostatnią część "Szeptem". Wciąż buzują we mnie emocje, więc wybaczcie chaotyczność mojej recenzji.
Ciekawość mnie zżerała, ale obiecałam sobie, że nie będę po nocach siedziała i czytała. Oczywiście męczyła mnie bezsenność, więc pomyślałam, że chociaż przeczytam rozdział... ewentualnie parę. Później zasnęłam, rano przeczytałam dwa rozdziały i dzisiaj dokończyłam to, co mi zostało, dosłownie pięć rozdziałów. :)
"Finale" jest najlepszą częścią "Szeptem", idealnym wręcz zwieńczeniem pięknej miłości Nory i Patcha. Mam wrażenie, że Becca Fizpatrick rozkwitła, choć pierwsza część nie była zła, to mimo wszystko widać istotną poprawę w pisaniu. Wykreowany przez nią świat jest po prostu mistrzowski. Z prawdziwym żalem pożegnałam się ze wszystkimi bohaterami. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie umarła jedna postać, jednak wiem, że w większości książkach tak właśnie musi być.
Uważam, że seria "Szeptem" jest obowiązkową pozycją dla fanów gatunku paranormal romance, a nawet dla innych! Śmiem twierdzić, że spodoba się ona osobom w każdym wieku.
Zdecydowanie warta przeczytania i oceniam ją 10/10. :)
Pokochałam historię Nory i Patcha całym sercem i choć pierwszą część przeczytałam, a raczej pochłonęłam tuż po premierze, to mimo wszystko odeszła w zapomnienie. Jakiś tydzień temu przypomniałam sobie o tej serii, z wielką przykrością muszę stwierdzić, że zniknęła ona wśród innych książek. Jednak, pomijając to, wciąż pamiętałam wydarzenia z pierwszej części dosyć...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-02-09
Swoją recenzję zacznę dość nietypowo. W końcu mam TĄ książkę. TĄ powieść, o które wszyscy rozpisują się z zachwytem. Że nimi wstrząsnęła. Że ich poruszyła. W końcu mając ją wygodnie ułożona w dłoniach, zaczęłam czytać i... Przepadłam.
"Gwiazd naszych wina" to w moim odczuciu wyjątkowa książka, od razu po jej przeczytaniu (co miało miejsce dosłownie kilka minut temu) zabrałam się do pisania recenzji i mam kompletną pustkę w głowie. Nawet nie wiem od czego zacząć, tak ta powieść mi się spodobała i mną wstrząsnęła. O czym więc pisze John Green? Z pewnością o niczym oryginalnym, porusza on bowiem tematy, które były już przerabiane miliony razy. W swoim dziele pisze o śmierci, chorobie i namiętnej nastoletniej miłości. Jak widzicie- nie są to motywy obce w literaturze, a mimo to, czytając "Gwiazd naszych wina" zostałam wessana w wir wyjątkowej, przepełnionej radością i smutkiem historii.
"Bez smutku nie zaznalibyśmy smaku radości."
Szesnastoletnia Hazel Grace Lancaster jest śmiertelnie chora. Ma raka i tylko dzięki cudownej i eksperymentalnej terapii jej życie zostało przedłużone o kilka lat. Wszędzie towarzyszy jej Philip - aparat tlenowy, który ułatwia jej oddychanie. Hazel nie chodzi do szkoły, nie ma przyjaciół i praktycznie całe dnie spędza w domu czytając lub oglądając "America's Next Top Model". W końcu rodzice, chcąc pomóc cierpiącej na depresję córce, wysyłają ją na spotkania grupy wsparcia dla osób chorych na raka. Nastolatka nienawidzi tam chodzić i wysłuchiwać przygnębiających historii innych uczestników, jednak to właśnie tam poznaje charyzmatycznego Augustus'a Waters'a, chłopaka, który zmienia życie naszej głównej bohaterki na zawsze.
John Green zadebiutował książką "Szukając Alaski", napisał także kilka innych, jednak to "Gwiazd naszych wina" osiągnęła największy sukces, po którym pisarz został okrzyknięty kultowym. Dzieło to przyniosło mu ogromną sławę, zyskał całe rzesze czytelników zakochanych w wspaniałych bohaterach, których wykreował. Książkę tę okrzyknięto najlepszą powieścią 2012 roku m.in przez "Booklist", "Publishers Weekly", "Time" czy "The New York Times".
„- Okay - powiedział, gdy minęła cała wieczność. - Może "okay" będzie naszym "zawsze". - Okay - zgodziłam się.”
Do lektury "Gwiazd naszych wina" podchodziłam z lekką obawą. Wiele razy zdarzało się tak, iż książki hucznie ogłaszane hitami wcale mi się nie podobały. Rozczarowywały mnie. Naturalnie więc podeszłam do dzieła John'a Green'a z ostrożnością, a jak się okazało- było to całkowicie zbędne, bo powieść tę pokochałam już od pierwszej strony. Początkowo może się wydawać, iż porusza ona utarte schematy: walka z chorobą i szczęśliwe zakochanie się. Jednak u Green'a wszystko przybiera iście mistrzowską i genialną formę. Autor umiejętnie gra na emocjach czytelnika, nie potrafię opisać uczuć, które zawładnęły mną w czasie tej lektury. Radość i smutek w odpowiednich momentach, to na pewno. Humor, bo Green ma świetne poczucie humoru. Zdarzyło mi się także w wiadomych momentach płakać, czułam taki bezbrzeżny smutek, jakbym to ja uczestniczyła w opisywanych wydarzeniach. I to pisarz ze mną zrobił: sprawił, iż literacka fikcja w mojej głowie stała się tą prawdziwą, tą, która mną dogłębnie wstrząsnęła.
"Gwiazd naszych wina" obfituje w wiele wspaniałych chwil, nie tylko tych smutnych, ale także radosnych. Za sprawą poczucia John'a Green'a razem z bohaterami przeżywałam ich wzloty i upadki. Śmiałam się, gdy Hazel i Gus droczyli się ze sobą w wyjątkowy sposób. Cieszyłam się, gdy się zakochali, smuciłam, gdy przechodzili ciężkie chwile. Kreacja postaci w tej książce po prostu mnie zachwyciła, tak wielobarwnych i wielowymiarowych charakterów nie spotkałam od bardzo dawna. Hazel wyłamuje się ze stereotypowych głównych bohaterek załamanych swoją chorobą. Ta dziewczyna wie, że umrze i jest z tym pogodzona. Walczy, ale wie, iż ta walka jest tylko pozorami, grą. Gus to charyzmatyczny młody chłopak, którego po prostu pokochałam całym sercem. Jakby mogło być inaczej? Z jednej strony próżny, arogancki, ale też dobry, ciepły i niezwykle silny. Bohaterowie są po prostu realni, są odbiciem ludzi, których czytelnik mógłby poznać w realnym świecie.
John Green w swojej książce nie koloruje, nie ubarwia wydarzeń, a przedstawia je realistycznie. Nie wodzi czytelnika za nos, dając mu złudne nadzieje na szczęśliwe zakończenie powieści. Nie, co to, to nie. Od początku lektury wiedziałam, że nie będzie happy endu i myślę, że większość osób, które przeczytało "Gwiazd..." myśli tak samo. Autor opisuje stan faktyczny; pokazuje, jak ciężkie jest życie osób chorujących na raka, ukazuje, jak wielkie jest cierpienie bliskich. W ten sposób, nawet, gdy to jest "tylko" książka, czytelnik wie, że tam gdzieś na świecie są osoby, które przeżywają dokładnie to samo.
"Gwiazd naszych wina" to jedna z najlepszych książek, jakie kiedykolwiek dane było mi przeczytać. To dogłębna historia ludzkiego cierpienia i zmagania się z chorobą. W tej powieści każda myśl, każde wypowiedziane zdanie do czegoś prowadzi, niesie za sobą głębszą refleksję. Serdecznie polecam osobom, które jeszcze nie sięgnęły po tę lekturę. Nie wahajcie się! A ja z przyjemnością zapoznam się z kolejnymi dziełami John'a Green'a.
„W miarę jak czytał, zakochiwałam się w nim tak, jakbym zapadała w sen: najpierw powoli, a potem nagle i całkowicie.”
http://mojeksiazkoweniebo.blogspot.com/2014/02/john-green-gwiazd-naszych-wina.html
Swoją recenzję zacznę dość nietypowo. W końcu mam TĄ książkę. TĄ powieść, o które wszyscy rozpisują się z zachwytem. Że nimi wstrząsnęła. Że ich poruszyła. W końcu mając ją wygodnie ułożona w dłoniach, zaczęłam czytać i... Przepadłam.
"Gwiazd naszych wina" to w moim odczuciu wyjątkowa książka, od razu po jej przeczytaniu (co miało miejsce dosłownie kilka minut temu)...
2014-06-21
2014-09-10
Najlepsza część. Wzbudziła we mnie całą masę emocji i naprawdę ciężko mi uwierzyć, że to koniec. Zawsze będę z przyjemnością wracała do Harry'ego i jego przyjaciół:)
Najlepsza część. Wzbudziła we mnie całą masę emocji i naprawdę ciężko mi uwierzyć, że to koniec. Zawsze będę z przyjemnością wracała do Harry'ego i jego przyjaciół:)
Pokaż mimo to2014-08-30
2019-06-02
TRZYMAJ SIĘ Z DALA OD HAZEL WOOD
Alice Crewe ma siedemnaście lat i większość swojego życia spędziła w drodze, uciekając razem ze swoją matką przed prześladującym je pechem. Nastolatka nie ma łatwego życia, razem ze swoją matką Ellą musi się ciągle przeprowadzać, nie przywiązując się do żadnego miejsca ani żadnych ludzi. Pewnego dnia kobiety myślą, że prześladujący je pech się skończył wraz ze śmiercią babki nastolatki, autorki kultowych, mrocznych opowiadań "Opowieści z Uroczyska". Okazuje się jednak, że prawdziwy pech dopiero się zaczyna. Ginie bowiem matka Alice, a dziewczyna, aby ją odnaleźć będzie musiała wyruszyć w niebezpieczną podróż... Niebezpieczną podróż do mrocznej posiadłości należącej do babki Alice - do Hazel Wood. Towarzyszyć będzie jej ekscentryczny wielbiciel twórczości jej babci - Ellery Finch.
"Hazel Wood" to książka będąca połączeniem klimatu dark fantasy z baśnią. Muszę przyznać, że dawno nie czytałam tak dobrej i dopracowanej w każdym szczególe powieści. Jestem zachwycona stworzoną przez Melissą Albert historią. Jest to coś nowego, oryginalnego, coś, czego zdecydowanie nigdy wcześniej nie czytałam. Za sam pomysł mogę dać autorce ocenę 10/10, natomiast jeżeli chodzi o całą resztę o wykonanie, akcję i bohaterów, również mogę wszystko ocenić na 10. Cieszę się, że pomimo tego, że na rynku wydawniczym jest wiele powieści młodzieżowych z gatunku fantasy, wciąż znajdują się pisarki, które tworzą coś oryginalnego, wyróżniającego się, a przede wszystkim z zachwycającym tajemniczym klimatem. Lektura "Hazel Wood" minęła mi tak szybko, że żałowałam, że dotarłam już do końca. Przez całą książkę sunęłam po napisanych na kartce słowach, chłonąć każde zdanie ciekawa, co się dalej wydarzy. Naprawdę, dosłownie czytałam z wypiekami na twarzy. Właśnie dla takich książek uwielbiam czytać. Dla książek przez które zapominam o całym otaczającym mnie świecie.
"Hazel Wood" to mroczna, przepełniona klimatem i tajemniczością książka, której grupą docelową jest młodzież. Jestem jednak pewna, że świat wykreowany przez Melissę Albert przypadnie także do gustu starszym czytelnikom. Połączenie dark fantasy, baśni i elementów grozy sprawia, że nawet starsi czytelnicy znajdą w tej powieści coś dla siebie. Ta książka to tylko pozornie historia o baśniowych opowieściach rodem z Disneya. Tutaj nie znajdzie się nic cukierkowego, wręcz przeciwnie - autorka stworzyła baśnie pełne grozy i mroku, nie są to żadne disneyowskie bajeczki. Melissa Albert w "Hazel Wood" odarła baśnie z ich bajkowego klimatu z dobrym zakończeniem, tworząc coś przeciwstawnego. Właśnie ten aspekt czyni tą powieść tak oryginalną i wyróżniającą się. Wraz z każdą przeczytaną stroną rośnie w czytelniku uczucie niepokoju i grozy. Ponadto Melissa Albert ma genialny kunszt pisarski. Jej styl pisania jest prosty i bardzo przystępny, a jednocześnie naprawdę zachwycający. Zdarzały się cytaty, które czytałam po kilka razy, tak zachwycona nimi byłam. Styl pisania autorki jest nasycony ciekawymi opisami i dialogami.
"Opowieści z Uroczyska" to opowiadania stworzone przez babkę Alice. Są one kluczowym elementem fabuły w "Hazel Wood". Autorka splata Uroczysko wraz z normalnym, ludzkim światem. To połączenie jest naprawdę niezwykłe i intrygujące. "Hazel Wood" nie przypomina nic, co bym wcześniej czytała. To wielowątkowa powieść z dużym potencjałem do odkrycia. Autorka udowadnia, że nadal jest wiele pomysłów na stworzenie dobrej, wciągającej książki. W "Hazel Wood" magia przeplata się z mrokiem, a fantazja z rzeczywistością, autorka udowadnia, że słowa mają ogromną moc. Ta powieść wywołuje w czytelnik uczucie niepokoju i pewnej dziwności. Czytelnik wie, że czyta coś niezwykłego. Zdecydowanie polecam! Nie oderwiecie się od tej książki aż do samego końca. Z niecierpliwością wyczekuję kontynuacji!
https://mojeksiazkoweniebo.blogspot.com/2019/06/melissa-albert-hazel-wood_7.html
TRZYMAJ SIĘ Z DALA OD HAZEL WOOD
Alice Crewe ma siedemnaście lat i większość swojego życia spędziła w drodze, uciekając razem ze swoją matką przed prześladującym je pechem. Nastolatka nie ma łatwego życia, razem ze swoją matką Ellą musi się ciągle przeprowadzać, nie przywiązując się do żadnego miejsca ani żadnych ludzi. Pewnego dnia kobiety myślą, że prześladujący je pech...
Pomimo, że minęły dwa lata od kiedy zaczęłam przygodę z tą serią wciąż dokładnie pamiętam emocje, jakie mi towarzyszyły podczas czytania. "Akademia wampirów" jest jedną z najlepiej napisanych młodzieżowych książek jakie kiedykolwiek przeczytałam. Lekka, przyjemna, a do tego nie do końca przewidywalna, jakby mogło się wydawać. Dlatego z wielkim żalem żegnałam się z tą serią, choć pomimo upływu czasu, wciąż chętnie do niej wracam (skończyło się na tym, że serię tą przeczytałam parokrotnie).
Można by powiedzieć, że tę serię przeczytałam kiedy dopiero raczkowałam w magicznym świecie książek. Szukałam czegoś, co umiliłoby mi czas i nigdy nie przypuszczałam, że książka może wzbudzać aż tak wielkie emocje. Okazało się, że owszem, może. Razem z Rose przeżywałam wszystkie jej wzloty i upadki, dlatego pamiętam jak przykro przyszło mi się żegnać z "Akademią wampirów", która wydaje się może mało ambitna, jednak nie da się ukryć, że przyciąga już od pierwszych stron.
Więź jaka rodzi się między młodziutką Rose a starszym, bardziej doświadczonym Dymitrem jest niezaprzeczalnym plusem tej serii. Dzięki niej mamy okazję podziwiać poświęcenie Rosemarie Hathaway, która odrzuca swoje uczucia na rzecz chronienia swojej najlepszej przyjaciółki morojki Lisy. Mamy okazję przekonać się o trudnych sytuacjach, w których przychodzi jej sobie radzić. Całe życie dampirom wpajano, że "moroje są ważniejsi", a tymczasem Rose sama będzie musiała stanąć przed najważniejszym wyborem w swoim życiu.
Tę serię polecam wszystkim, dzięki prostemu językowi autorki i szybko rozgrywającej się akcji książka wciąga już od pierwszych stron.
http://www.destructionorsalvation.blogspot.com/2013/01/richelle-mead-akademia-wampirow.html
Pomimo, że minęły dwa lata od kiedy zaczęłam przygodę z tą serią wciąż dokładnie pamiętam emocje, jakie mi towarzyszyły podczas czytania. "Akademia wampirów" jest jedną z najlepiej napisanych młodzieżowych książek jakie kiedykolwiek przeczytałam. Lekka, przyjemna, a do tego nie do końca przewidywalna, jakby mogło się wydawać. Dlatego z wielkim żalem żegnałam się z tą serią,...
więcej Pokaż mimo to