-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz1
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant1
Biblioteczka
2024-05-14
2024-04-06
2024-03-29
2023-04-15
2014-11-29
Nie byłam zachwycona "Łzą" - nabyłam ją, bo staram się mieć orientację w lekturach moich koleżanek. Główna cecha bohaterki to nijakość. Nie wyróżnia się: nie jest przesadnie mądra, miła, uprzejma, inteligentna czy zdolna. Ot, taka szara myszka, w której zakochuje się nieziemsko przystojny chłopak, za wszelką cenę próbujący ją chronić - motyw znany już od stuleci. A gdyby tak dziewczyna miała chronić chłopaka? Nie, nie, nie - Lauren Kate trzyma się utartych schematów. Szczytem wszystkiego była współpraca protagonistki z wróżką, (o dziwo!) znającej starożytny język Atlantydów. Dlaczego z wróżką?! Banał...
Powieść czyta się łatwo i szybko. Moją ocenę podwyższa jeden ciekawy motyw - tajemniczej księgi, medalionu oraz Kamienia Gromu. Szkoda tylko, że znaczna część fabuły skupia się wokół chłopaków, a nie wspomnianych przedmiotów. Utwór wiele by zyskał, gdyby wyrzucono połowę nic nie wnoszących scen z Brooksem czy Anderem.
Nie byłam zachwycona "Łzą" - nabyłam ją, bo staram się mieć orientację w lekturach moich koleżanek. Główna cecha bohaterki to nijakość. Nie wyróżnia się: nie jest przesadnie mądra, miła, uprzejma, inteligentna czy zdolna. Ot, taka szara myszka, w której zakochuje się nieziemsko przystojny chłopak, za wszelką cenę próbujący ją chronić - motyw znany już od stuleci. A gdyby...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-11
2022-12-31
2020-03-25
"Córkę carycy" czytało się całkiem przyjemnie. Dobre były opisy przeżyć bohaterki, bardzo wiarygodnej, choć niepodobnej historycznemu pierwowzorowi. Wcielenie się w rolę postaci - nie dość, że żyjącej 100 lat temu, to jeszcze w Rosji - pewnie stanowiło dla amerykańskiej pisarki nie lada wyzwanie. Nie przeczę, Polak czy Czech zrobiłby to lepiej; narody słowiańskie doświadczyły komunizmu i z tego powodu łatwiej im oddawać (na przykład) retorykę rewolucjonistów. Za samą odwagę należy jednak panią Erickson pochwalić.
Dużo do życzenia pozostawia wizerunek postaci pobocznych. Autorka zabrała Oldze empatię, wrażliwość, dojrzałość, przypisując te cechy Tatianie. Najstarsza siostra została straszną zołzą; dla Marii i Anastazji nie pozostało wiele miejsca. Myślę, że cała historia bardzo by zyskała, gdyby nie ukazywała pozostałych carówien jako płytkich postaci.
"Córkę carycy" czytało się całkiem przyjemnie. Dobre były opisy przeżyć bohaterki, bardzo wiarygodnej, choć niepodobnej historycznemu pierwowzorowi. Wcielenie się w rolę postaci - nie dość, że żyjącej 100 lat temu, to jeszcze w Rosji - pewnie stanowiło dla amerykańskiej pisarki nie lada wyzwanie. Nie przeczę, Polak czy Czech zrobiłby to lepiej; narody słowiańskie...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-03-01
2017-10-19
2021-08-29
2021-07-20
2021-05-02
2019-06-27
"Sekretne życie Józefiny" udało się o wiele bardziej niż "Rywalka królowej" czy "Tajemny dziennik Marii Antoniny". Jest jakby manifestem przeciwko przemocy. Zmuszanie do małżeństwa, gwałt, przedmiotowe traktowanie drugiej osoby, żądza władzy i pieniądza, wojna - wszystko opisano jako źródło cierpień Józefiny. Ktoś bezduszny powie, że prowadziła rozwiązłe życie - ale ktoś empatyczny dostrzeże, że walczyła o przetrwanie. Tak musiała. Józefina dążyła do szczęścia, którego życie jej odmawiało. Łatwiej było żyć w bogactwie i luksusie, niż zostać otoczoną prawdziwą miłością.
"Sekretne życie Józefiny" udało się o wiele bardziej niż "Rywalka królowej" czy "Tajemny dziennik Marii Antoniny". Jest jakby manifestem przeciwko przemocy. Zmuszanie do małżeństwa, gwałt, przedmiotowe traktowanie drugiej osoby, żądza władzy i pieniądza, wojna - wszystko opisano jako źródło cierpień Józefiny. Ktoś bezduszny powie, że prowadziła rozwiązłe życie - ale ktoś...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-12-02
2020-09-12
Ta książka ma 2 wady. Pierwszą wadą jest jej długość. O ile pierwszą część "Pokolenia IKEA" czytało się szybko i przyjemnie, o tyle druga część liczy ponad 300 stron, choć mogłaby połowę tego.
Drugą wadą jest powód jej powstania. Gdyby Piotr C. chciał zbudować zgrabną powieść (czy cokolwiek innego), wówczas do świeżo ukończonego pierwszego tomu dopisałby 2 rozdziały z kolejnego.
Ostatni rozdział "Pokolenia IKEA. Kobiety" niesie przełom i nadaje książce zasadniczej wartości - oto główny bohater zdaje sobie sprawę, że pędzi ku klęsce. Niekoniecznie finansowej, raczej moralnej. Gdyby ten wniosek umieścić w pierwszej książce, twórczość anonimowego autora oceniłabym znacznie wyżej. Bo szczerze wierzę, że Piotr C. - kimkolwiek by nie był - potrafi obserwować rzeczywistość, potrafi szydzić z głupoty, jest w gruncie inteligentnym człowiekiem. Czemu to marnuje?
Ta książka ma 2 wady. Pierwszą wadą jest jej długość. O ile pierwszą część "Pokolenia IKEA" czytało się szybko i przyjemnie, o tyle druga część liczy ponad 300 stron, choć mogłaby połowę tego.
Drugą wadą jest powód jej powstania. Gdyby Piotr C. chciał zbudować zgrabną powieść (czy cokolwiek innego), wówczas do świeżo ukończonego pierwszego tomu dopisałby 2 rozdziały z...
2008-05-01
Interesujące postacie, piękny, choć dość prosty styl pisania oraz ciekawa fabuła z niebanalnym przesłaniem sprawiają, że książka ta jest obowiązkową lekturą dla wszystkich tych, którzy stracili już wiarę na lepsze jutro. Naprawdę polecam!
Interesujące postacie, piękny, choć dość prosty styl pisania oraz ciekawa fabuła z niebanalnym przesłaniem sprawiają, że książka ta jest obowiązkową lekturą dla wszystkich tych, którzy stracili już wiarę na lepsze jutro. Naprawdę polecam!
Pokaż mimo to2017-08-08
2013-01-01
2020-05-13
Z literaturą pióra Szalińskiej zapoznałam się nie bez uprzedzeń. Jako kilkuletnia dziewczynka zetknęłam się "Ja jestem'', grą ewangelizacyjną, z której książka czerpie garściami, jeżeli chodzi o historię i dialogi." Ja jestem'', choć daleko mu do arcydzieła, w wersji elektronicznej stanowiło pewien przełom. Wersja papierowa nie wniosła niczego nowego.
Pierwsza połowa to fabularne kopiuj-wklej w stosunku do cyfrowego pierwowzoru. Ubiór Filipa się zgadza, opowieść o ojcu, co judo trenował jest, wizyta w kościele zaliczona, wypad nad jezioro też odbyty. Główny bohater, opisywany niegdyś w katolickich księgarniach jako "trochę zbuntowany'' chłopiec, siłą rzeczy jest nieciekawą, niezbyt wiarygodną postacią, wykreowaną przez panią w średnim wieku takimi metodami, aby trudno było się z nim utożsamiać. On nie myśli jak dwunastolatek. On myśli tak, jak pani po pięćdziesięciątce wyobraża sobie myślenie dwunastolatków. Posiada śladowe ilości czegoś, co można nazwać charakterem. Czyli prowadzi nienaturalnie brzmiące konwersacje, realizuje swoje poronione pomysły, naprzemiennie się burmuszy lub opowiada o Jezusie. W krótkim czasie zalicza wszystkie możliwe stany emocjonalne, co za jakieś 10 lat zamanifestować się może jako objaw choroby dwubiegunowej. A poza tym chodzi do szkoły, gra w piłkę i kłóci się z siostrą. Niezbyt fascynujące.
Druga połowa powieści jest odrobinę lepsza. Trochę dlatego, że nie trzyma się scenariusza gry (co stwarza okazję do niespodzianek), trochę dlatego, że pojawia się żeńska postać, trochę dlatego, że następuje spotkanie z czarnym charakterem. Są nienazwane amulety i jest wizyta w piekle. Z moralizatorskiego tworu biblijno-obyczajowego, który w wersji drukowanej wyszedł marnie, robi się średniej klasy powieść fantasy, inspirowana baśnią o Królowej Śniegu i figurą Stasia Tarkowskiego. Kończą się też specyficzne, osobliwe żarty ze strony autorki, które - brutalnie mówiąc - rzadko do mnie trafiały.
Co ta odyseja daje ostatecznie Filipowi? Nie wiadomo. Idzie na spotkanie z Jezusem, przez chwilę na niego patrzy i magiczna siła przenosi go z powrotem do współczesności. Powieść się kończy. Za tak rozczarowujące zakończenie grę wielokroć krytykowano; odbiorcy spodziewali się czegoś spektakularnego, a otrzymali figę z makiem. Trudno oprzeć się wrażeniu, że powieść to zbiór niewykorzystanych pomysłów, które pierwotnie miały się znaleźć na dysku - i w których realizacji przeszkodził niski budżet.
Z literaturą pióra Szalińskiej zapoznałam się nie bez uprzedzeń. Jako kilkuletnia dziewczynka zetknęłam się "Ja jestem'', grą ewangelizacyjną, z której książka czerpie garściami, jeżeli chodzi o historię i dialogi." Ja jestem'', choć daleko mu do arcydzieła, w wersji elektronicznej stanowiło pewien przełom. Wersja papierowa nie wniosła niczego nowego.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPierwsza połowa to...