Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Jacob Jankowski jest bohaterem książki – w młodości jako student weterynarii, a mając ponad dziewięćdziesiąt lat – jako pensjonariusz domu opieki. Śmierć rodziców sprawia, że jego życie dotąd uporządkowane, wskakuje zupełnie na inne tory. Można rzec - niemalże dosłownie wskakuje; kiedy to zdruzgotany młodzieniec, wskakuje do przypadkowego pociągu. Tak związuje swe życie z … cyrkiem. I choć cyrków nie cierpiałam chronicznie, to ta książka jakoś przybliżyła mi ich sens, wprowadza w ten nieznany, acz barwny i fascynujący świat, który nie jest tak oczywisty jak nam się wydaje. Tu magia miesza się z codziennością, są zwierzęta, światła, dźwięki; wszystko tętni życie. Dzięki licznie prowadzonym dialogom, mamy wrażenie płynności, znacznie dynamizuje to opowieść i sprawia, że czytelnik nie jest zanudzany . Chwała też za bohaterów z krwi i kości, pełnych obaw, frustracji, słabości, ale i przepełnionych nadzieją i pięknie pragnących miłości. Człowiek konfrontuje tu dwa światy: ten który nosi w sobie całe życie, czyli swoje zamierzenia, plany i marzenia, z tym co udało mu się osiągnąć i jak żył. Teraz cyrk nie kojarzy mi się z przejażdżkami na kucyku, smętnym klaunem i popcornem. To szkoła życia. Piękna szkoła życia. Czego byśmy nie napisali o tej książce, to nie zmieni faktu, że jest pełna pasji, przez co prawdziwie porusza czytelnika. Zaletą książki, jest to, że prowokuje nas do zadawania sobie pytań, o cel i sens naszego żywota. „Woda dla słoni” to magiczna opowieść o tym jak teraźniejszość staje się przeszłością, a przeszłość jest tym, co nas tworzy. Książka o nas samych.

Jacob Jankowski jest bohaterem książki – w młodości jako student weterynarii, a mając ponad dziewięćdziesiąt lat – jako pensjonariusz domu opieki. Śmierć rodziców sprawia, że jego życie dotąd uporządkowane, wskakuje zupełnie na inne tory. Można rzec - niemalże dosłownie wskakuje; kiedy to zdruzgotany młodzieniec, wskakuje do przypadkowego pociągu. Tak związuje swe życie z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak ja nie cierpię kopii..., pomyślałam, bo czytając opis Korony śniegu i krwi momentalnie skojarzyła mi się wszechobecna i wielbiona Gra o tron. Pomyślałam jednak, że warto dać szansę paniom, które porywają się na pisanie książek historycznych. Choć nie stricte historycznych na szczęście. Bo to co kojarzyło mi się z historycznymi "dziełami" na szczęście jest w Koronie śniegu i krwi nieobecne! Jest tu natomiast akcja (nie mylić z tanią sensacją), są tajemnice, które przyprawiły mnie o dreszczyk, jest niesamowity klimat i wspaniałe pełnokrwiste postaci. Nagle okazało się, że Polska Piastów i historia, która rozgrywała się wieki temu jest fascynująca. Polska Cherezińskiej a właściwie moja Polska okazuje się pełna niedopowiedzeń, żywa, pulsująca, nieokiełznana, kolorowa choć nie cukierkowa. Ileż tu bowiem emocji i rozgrywek, a ile współczesnych nam problemów. Chcieliśmy odkryć maszynę do podróży w czasie i przestrzeni. I oto dzięki wehikułowi zbudowanemu przez autorkę przenosimy się do czasów księcia Przemysła II, do świata pełnego synkretyzmu, gdzie chrześcijaństwo przeplata się jeszcze z prastarymi wierzeniami - oto największa wartość tej książki. Historia z fantastyką współgra i współbrzmi- jakby były jednym naturalnym światem, do którego możemy wejść niezauważeni.

Jak ja nie cierpię kopii..., pomyślałam, bo czytając opis Korony śniegu i krwi momentalnie skojarzyła mi się wszechobecna i wielbiona Gra o tron. Pomyślałam jednak, że warto dać szansę paniom, które porywają się na pisanie książek historycznych. Choć nie stricte historycznych na szczęście. Bo to co kojarzyło mi się z historycznymi "dziełami" na szczęście jest w Koronie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Skuszona pochwalnymi pieśniami na cześć Lokatora stwierdziłam, że muszę go przeczytać. I muszę przyznać, umknęłoby mi coś ważnego, gdyby nie lektura Lokatora. Niejaki Trelkovsky pragnąwszy spokoju wprowadza się do starej kamienicy. Lokatorka która zajmowała pokój wcześniej, rzuciła się z okna. Ale nic to - wydawało się Trelkovsky’emu. Jednak czujemy lekki niepokój, bo od początku sąsiedzi wydają się jacyś „dziwni”. Później jest już tylko gorzej – dla bohatera rzecz jasna, bo czytelnik połyka kolejne strony z zapartym tchem. Trelkovsky jest prześladowany przez swoich współlokatorów. Mentalne skrępowanie głównego bohatera, którego jesteśmy świadkami, staje się w jakiś ponury sposób obrazem nas samych; wszystkich z gatunku homo sapiens. Tu jest o psychice ludzkiej więcej niż w niejednej pracy naukowej poświęconej temu zagadnieniu. Bo kim jesteśmy, gdy tracimy własną tożsamość? Czy dalej ludźmi, czy może tylko „lokatorami życia”, chimerami? Ile jest w stanie znieść człowiek i jak bardzo może się starać dopasować do ogół, Jak wiele można poświęcić, jak bardzo można się zmienić, kiedy nawet nasza własna płeć staje się dla nas zagadką. Nie wiadomo czy śmiać się czy płakać, ale fakt niezaprzeczalny – jesteśmy poruszeni tą historią. Jej nieprawdopodobność czyni ją wbrew pozorom bardziej prawdziwą. Wszyscy stajemy się Trelkovskim.
Niesamowite, przerażająco absurdalne, genialne!

Skuszona pochwalnymi pieśniami na cześć Lokatora stwierdziłam, że muszę go przeczytać. I muszę przyznać, umknęłoby mi coś ważnego, gdyby nie lektura Lokatora. Niejaki Trelkovsky pragnąwszy spokoju wprowadza się do starej kamienicy. Lokatorka która zajmowała pokój wcześniej, rzuciła się z okna. Ale nic to - wydawało się Trelkovsky’emu. Jednak czujemy lekki niepokój, bo od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytając Lolitę i dyskutując o niej dziś, musimy wziąć pod uwagę właśnie owe "współczesne czasy". Obecna rzeczywistość jaka jest - wszyscy wiemy. Mało kogo bulwersuje nagość czy związki z dużą różnicą wieku; jest moda na bycie otwartym, na mówienie o swoich fascynacjach, na wyzwolony seks etc. Kiedy powstawała "Lolita" wszystko było niewyobrażalnie inne, chociaż przecież nie mówimy o czasach prehistorycznych. A jednak; w latach 50-tych gdy była wydawana towarzyszył jej skandal obyczajowy. Wiele problemów było z samym jej wydaniem, później Nabokov został napiętnowany jako zboczeniec i pedofil. Książka przed ukazaniem się w USA była przemycana przez granice, oferowano za nią spore sumy. Co więc takiego jest w tej książce, co uczyniło z niej jedną z najważniejszych dzieł literackim ubiegłego wieku? Otóż jest to powieść o fascynacji, a w ludziach jest ogromna potrzeba czucia, przeżywania, doznawania. W domu wdowy Charlotty Haze pojawia się Humbert Humbert,były nauczyciel po 40. szukający miejsca w którym spokojnie może napisać książkę. Już ma rezygnować, gdy dostrzega szczupłe dwunastoletnie dziewczę o kasztanowym włosach opalające się w ogrodzie. Nagła fala zachwytu młodą istotą sprawia, że Humbert by być bliżej niej ... decyduje się na ślub z jej matką. Później mamy tu wszystko: śmierć, erotyczne gry kochanków, kłótnie, innego mężczyznę, morderstwo. Nie można tej książce zarzucić braku stylu. Czyta się ja dobrze również dzięki pierwszoplanowej narracji Humberta. Abstrahując od tego, czy jest to książka o pedofilii czy o szaleńczej fascynacji, czy jest smaczna czy też wulgarna, jest to przede wszystkim książka, która przełamywała tematy tabu, rozbudzała wyobraźnię i nakłaniała do rozważań o złożoności ludzkiej natury."Lolita", mimo upływu lat wciąż porywa za sobą czytelników.

Czytając Lolitę i dyskutując o niej dziś, musimy wziąć pod uwagę właśnie owe "współczesne czasy". Obecna rzeczywistość jaka jest - wszyscy wiemy. Mało kogo bulwersuje nagość czy związki z dużą różnicą wieku; jest moda na bycie otwartym, na mówienie o swoich fascynacjach, na wyzwolony seks etc. Kiedy powstawała "Lolita" wszystko było niewyobrażalnie inne, chociaż przecież...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jesteśmy tylko ludźmi. Wszyscy tacy sami, choć z rożnych stron świata, kultur i warstw społecznych. Z całym arsenałem wad i słabości. Z wiarą, która często klęka, z kręgosłupem, który czasem się nagina, z głową, którą często pochylamy. Ale mamy też nadzieję, potrafimy kochać, stać nas na przyjaźń, empatię i pasję. U Balabana znajdziemy to wszystko. Odnajdziemy naszych sąsiadów, bliskich, rodzinę, nas samych. Nie jest nam do szczęścia potrzebna biografia autora; wystarczy powiedzieć, że jest on wnikliwym obserwatorem. Nie oszczędza nam brudnych widoków, smutnych sytuacji, problemów, kryzysów. Nie zalewa nas różową tandetą i chwytliwymi sloganami o pięknie życia. Ale gdzieś spomiędzy tych przenikliwych i często przytłaczających obrazów wyziera promyk nadziei. Są chwile, gdy bohaterowie przypominają sobie po co żyją, uświadamiają sobie czego pragną, co jest dla nich sensem, kim byli- a kim są. Lekcja taka nigdy nie jest łatwa, ale jest ona dowodem na nasze człowieczeństwo. Bo jesteśmy nie- tylko- jesteśmy aż ludźmi. I czasem warto sięgnąć po dzieło, które nie odczłowiecza i nie wybiela ludzi, które nie kreuje życia, a jest życiem.

Jesteśmy tylko ludźmi. Wszyscy tacy sami, choć z rożnych stron świata, kultur i warstw społecznych. Z całym arsenałem wad i słabości. Z wiarą, która często klęka, z kręgosłupem, który czasem się nagina, z głową, którą często pochylamy. Ale mamy też nadzieję, potrafimy kochać, stać nas na przyjaźń, empatię i pasję. U Balabana znajdziemy to wszystko. Odnajdziemy naszych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeżeli widzisz w drugim człowieku dobro i dajesz mu szansę, to tym samym sam się bogacisz wewnętrznie. Często powtarzamy, że świat jest zły a ludzie podli, a wynikać może to z naszej przemożnej chęci i pragnienia bycia dobrym. Bo możemy mówić, że nie potrzebujemy przyjaciół, że zawodzimy się na ludziach i wolimy być sami sobie, ale naprawdę jesteśmy stworzeni do wyższych uczuć, do życia z ludźmi, do empatii, miłości, przyjaźni, pomocy. Bohaterowie „Drugiego oddechu” są wręcz karykaturalnie odmienni. Ich skrajności przejawiają się już w wyglądzie, ale dzieli ich znaczenie więcej. Phielliepe sparaliżowany i przykuty do wózka pan z wyższych sfer, zatrudnia do pomocy czarnoskórego (rzecz można chuligana i bawidamka), Abdela. Spotkanie tych dwóch światów nie jest łatwe, ale niespodziewanie staje się ratunkiem dla obydwu mężczyzn. Każdy z nich walczy z czymś konkretnym. Wygraną jest życie, szacunek, sens. Książkę czyta się dobrze dzięki dwuczłonowej konstrukcji, ale przede wszystkim dzięki fantastycznie skrojonym bohaterom i samej historii. Bo choć historia z pozoru banalna, to właśnie w niej tkwi siła. Jest tu wiele o nas; o tym jak wartościujemy ludzi i o tym, że warto być Człowiekiem w dzisiejszych czasach. Czytając „Drugi oddech” znów zaczynasz wierzyć w ludzi, a jest to dar bezcenny.

Jeżeli widzisz w drugim człowieku dobro i dajesz mu szansę, to tym samym sam się bogacisz wewnętrznie. Często powtarzamy, że świat jest zły a ludzie podli, a wynikać może to z naszej przemożnej chęci i pragnienia bycia dobrym. Bo możemy mówić, że nie potrzebujemy przyjaciół, że zawodzimy się na ludziach i wolimy być sami sobie, ale naprawdę jesteśmy stworzeni do wyższych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Chemia śmierci to kryminał, uznawany również za thriller medyczny, który nominowany był w 2006 roku do prestiżowej brytyjskiej nagrody Złoty Sztylet za właśnie najlepszy kryminał. Beckett nie został jednak nagrodzony, przegrał z książką Czerń Kruka Ann Cleves. Nie zmienia to jednak faktu, że Chemia śmierci to książka bardzo przyciągająca czytelników i równie wciągająca. Temat śmierci jest obecnie mocno eksponowany, twórcy starają się szokować maksymalnie, pokazując wszystko niezwykle realistycznie. Bohater Chemii śmierci (a także kolejnych powieści z cyklu) to antropolog sądowy dr David Hunter. Jak na dobry kryminał przystało, doktor ma mroczną przeszłość i uciekając przed nią, kryje się w pozornie spokojnym i sennym, małym miasteczku Manham. Spokój nie trwa długo. Dzieci odnajdują zmasakrowane zwłoki kobiety. A to dopiero początek okropieństw, jakie czekają mieszkańców. I rozpoczyna się istny horror. Chemia śmierci to nie dzieło wybitne, ale ma znamiona naprawdę dobrego kryminału, który jest na tyle przerażający a jednocześnie nie banalny i nie nudny, że nie można się oderwać od czytania. Jest tu soczyście i krwisto, opisy rozkładających się zwłok czy autopsji spisane są z wielkim namaszczeniem. Atmosfera tej książki jest wręcz wymarzona, by chcieć z nią spędzić całą noc i dać się zaskoczyć w finale! Bo tu nic nie jest oczywiste do samego końca, a narastający strach mieszkańców udziela się i nam. A czyż nie o to chodzi, by za pomocą słów tworzących fikcyjne światy, móc przenieść się w inną rzeczywistość, w której tak na prawdę nigdy nie chcielibyśmy się znaleźć? Zobaczcie jak wygląda śmierć i jak działa strach. I czy jesteś w tym świecie "swoim" czy może "obcym"...

Chemia śmierci to kryminał, uznawany również za thriller medyczny, który nominowany był w 2006 roku do prestiżowej brytyjskiej nagrody Złoty Sztylet za właśnie najlepszy kryminał. Beckett nie został jednak nagrodzony, przegrał z książką Czerń Kruka Ann Cleves. Nie zmienia to jednak faktu, że Chemia śmierci to książka bardzo przyciągająca czytelników i równie wciągająca....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trzeba przyznać, że czasy PRL wracają do łask. Stanowią inspirację dla wielu twórców rodzimych, w tym, oczywiście i dla pisarzy. Jedni z epoką się rozliczają, inni traktują wręcz z sentymentem. Ćwirleja te czasy fascynującą, co czuć już od pierwszych stron Ręcznej roboty. Uderza w nas czytelników przede wszystkim język, który ma nas mocniej osadzić w tamtych realiach. Jest świat, który sama pamiętam: Pewex, tanie wina, meliny, czerwone autobusy, walkmany, kartki, Milicja Obywatelska. A że kryminał, to trup musi być. Padło na konduktora, którego nie dość, że zabito to i pozbawiono ręki ” Łe, jako tam rynkawiczka, choć ze skóry i z palcami...Rynka od człowieka i jeszcze od krwi uślomprano.” Chorąży Teofil Olkiewicz z Komendy Wojewódzkiej MO mimo, że była sobota, na dodatek Dzień Kobiet (który należało uczcić wysokoprocentowym trunkiem) zmuszony został do wyjaśnienia sprawy i odnalezienia mordercy. Sama historia mam wrażenie nie jest u Ćwirleja najważniejsza. Ona jedynie umożliwia autorowi podróż w tamte czasy. Od samego początku wiało mi to „Złym” Tyrmanda, ale skoro odnośnik jest jakże zacny, to i tę książkę postanowiłam przeczytać, dając jej ogromny kredyt zaufania. Czyta się gładko, choć czasem przeszkadza, że dialogi są stylizowane na gwarę zaś opisy są już pisane normalnie. Końcowy efekt jest jednak zadowalający. Bo bywa zabawnie, bywa tajemniczo. Nie mamy co prawda tu inspektora czy detektywa w roli głównej, który porwałby rzesze czytelników, jest jednak wiele innych plusów Ręcznej roboty. Ja lubię, gdy ktoś piszę o czasach nieprzyjaznych z "jajem" i z dystansem, podkreślając jego absurdy. Ta historia się broni, a za jej największy atut przyznać muszę ową językową stylizację i doskonale uchwycony nastrój tamtych czasów.

Trzeba przyznać, że czasy PRL wracają do łask. Stanowią inspirację dla wielu twórców rodzimych, w tym, oczywiście i dla pisarzy. Jedni z epoką się rozliczają, inni traktują wręcz z sentymentem. Ćwirleja te czasy fascynującą, co czuć już od pierwszych stron Ręcznej roboty. Uderza w nas czytelników przede wszystkim język, który ma nas mocniej osadzić w tamtych realiach. Jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To nie jest typowy kryminał. Mamy historię, która nie jest niezwykła i odkrywcza. I chyba w tym tkwi jej moc. Wszystko co budowane jest wokół głównego wątku staje się nieoczekiwanie dużo bardziej barwne, ciekawe i wciągające niż samo clou powieści. Ale może właśnie o to Tyrmandowi chodziło? Główny bohater; tytułowy Zły to Henryk Nowak, który w przeszłości był prawą ręką prezesa spółdzielczości. Ale także lokalni chuligani, złodzieje, bikiniarze, historyk sztuki, lekarz, dziennikarz- kogóż tu nie? Zły walczy jako mściciel czy też samozwańczy wojownik z chuligaństwem ulicznym, z pieniaczami i awanturnikami. Sam Tyrmand pisze, że walczy on z fanatyzmem. A jak wiemy fanatyzm różnego rodzaju, który może być potencjalnym zagrożeniem, jest obecny i w dzisiejszych czasach. Sama historia owszem i trzyma w napięciu, jednak czytając bardziej interesowały mnie losy poszczególnych bohaterów, niż samo wyjaśnienie dlaczego Zły robi, to co robi. Bardzo istotna dla mnie jest dedykacja autora – Mojemu rodzinnemu miastu – Warszawie. Te słowa uważam za znamienne i niejako ta dedykacja właśnie staje się dla mnie punktem do rozważań o tej książce. Bo „Zły” klasyfikowany jest jako kryminał. I oczywiście kryminał to z pewnością jest. Nie nazwałabym za to „Złego” romansem łotrzykowskim, jak czynią to niektórzy – książce daleko do romansu, choć wątki miłosne oczywiście są. Jest to książka-portret, w której maluje się przed nami obraz miasta z początku lat 50-tych ubiegłego wieku. Trzeba pamiętać, że stolica to były i powojenne zgliszcza, ale też nowy budowany ład socrealistycznej potęgi. Bohaterowie nie są papierowi, pełni są wad, mają wiele na sumieniu. Zbliża nas do nich żywy język, pełen emocji. Tu wszystko tętni życiem. Opisy są tak realistyczne i dynamiczne, że czytelnik czuje się jak widz, który to wszystko ogląda z bezpiecznej odległości. I jeszcze wszystko z poczuciem humoru, dzięki czemu nie ma przesadnej pompy. „Zły to legenda i jednocześnie część historii, którą warto znać.

To nie jest typowy kryminał. Mamy historię, która nie jest niezwykła i odkrywcza. I chyba w tym tkwi jej moc. Wszystko co budowane jest wokół głównego wątku staje się nieoczekiwanie dużo bardziej barwne, ciekawe i wciągające niż samo clou powieści. Ale może właśnie o to Tyrmandowi chodziło? Główny bohater; tytułowy Zły to Henryk Nowak, który w przeszłości był prawą ręką...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Oto jesteśmy w szkole, oto znów wraz z bohaterami musimy przywdziewać mundurki i przyjmować postawy z góry określone przez regulamin i wymagania rodziców i nauczycieli. Wśród surowych nauczycieli znajduje się i John Keating, który chce zwać się Kapitanem i porwać młodzież do życia; do ekspresji, do poznawania i zgłębiania sztuki, do ryzykowania i spełnienia marzeń. Każdy z nas pragnął kiedyś takiego nauczyciela, który byłby swego rodzaju przywódcą i inspiratorem, a jednocześnie ciepłym i sprawiedliwym przyjacielem. To on wskakując na stół i recytując wiersz porywa młode umysły i serca. Zaszczepia w nich pasje do książek, ale przede wszystkim do życia. Niestety nie każdemu podobają się jego metody. W ostateczności dochodzi więc do tragedii - jeden z uczniów popełnia samobójstwo... Ta książka to ponadczasowe dzieło, które mogłoby również być zatytułowane „Carpie diem”. Bo jest to powieść o życiu z naszych marzeń i snów. O odwiecznym pragnieniu człowieka do wolności i do możliwości wyrażania i realizowania samego siebie. O pięknu, pasji, odwadze, przyjaźni. I o skrzydłach, które każdy z nas posiadał, lecz nie wszystkim z nas pozwolono je rozwinąć.

Oto jesteśmy w szkole, oto znów wraz z bohaterami musimy przywdziewać mundurki i przyjmować postawy z góry określone przez regulamin i wymagania rodziców i nauczycieli. Wśród surowych nauczycieli znajduje się i John Keating, który chce zwać się Kapitanem i porwać młodzież do życia; do ekspresji, do poznawania i zgłębiania sztuki, do ryzykowania i spełnienia marzeń. Każdy z...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Któż z nas nie lubi tajemnic? Któż z nas nie lubi historii z dreszczykiem? Również i Karol Dickens, świetny dziewiętnastowieczny angielski pisarz, lubił do tego stopnia, że sam zechciał napisać powieść kryminalną. Słyszymy Dickens – myślimy Powieść Wigilijna i Oliver Twist. Jaki więc może być kryminał spod jego pióra? Ku mojemu zaskoczeniu - niesamowity pod wieloma względami! Ta książka to istna bomba, twór który żyje swoim własnym życiem i jest nieśmiertelny. Nie sposób pominąć jakże istotnej informacji …książka jest niedokończona. Dickens umarł w trakcie jej pisania i pozostawił w postaci 23 rozdziałów ogromny niedosyt wśród czytelników, żądnych dokończeni tejże historii. Historii może nie odkrywczej, ale jakże frapującej, tajemniczego zaginięcia Edwina Drooda. Studiujący architekturę Edwin ma otrzymać w spadku finansowe zabezpieczenie po zmarłych rodzicach, jeśli tylko weźmie ślub z wybraną mu już za młodu Rosą Bud. Miłość nie jest jednakże taka jaką by sobie tego życzyli sami młodzi, na domiar złego na horyzoncie pojawiają się adoratorzy Rosy – młodego Nevilla i wuja Edwina, Johna Jaspera. Podczas zakrapianej imprezy Nevill i Edwin godzą się, jednak Edwin nie dociera do domu. Wiadomo, gdzie kobiety – tam problemy, gdzie wątki miłosne – tam zazdrość, a od zazdrości krok do zbrodni. Wszystko wskazuje na młodego rywala… Książka urywa się w momencie kulminacyjnym, tym, w którym pożera się każde następne słowo, łaknie się ciągu dalszego oczekując z dreszczami na rozwiązanie. Dickens to mistrz, który pozostawił dzieło nieskończone, a jednak tak doskonałe. Powstawało wiele teorii, jak mogłaby skończyć się powieść, jak chciałby rozwiązać zagadkę sam Dickens. Istotne jest to, że my sami możemy stać się detektywami, i tak było ze mną – rozmyślałam o możliwych wariantach jeszcze długo po lekturze. Myślę, że jednak nie to jest najważniejsze. Istotne jest bowiem to, co mamy. Pięknie skrojoną powieść, frapującą, pełną zapachów, kolorów, dźwięków, tętniącą życiem, które wciąg

Któż z nas nie lubi tajemnic? Któż z nas nie lubi historii z dreszczykiem? Również i Karol Dickens, świetny dziewiętnastowieczny angielski pisarz, lubił do tego stopnia, że sam zechciał napisać powieść kryminalną. Słyszymy Dickens – myślimy Powieść Wigilijna i Oliver Twist. Jaki więc może być kryminał spod jego pióra? Ku mojemu zaskoczeniu - niesamowity pod wieloma...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ja to właśnie cenię sobie u Pilcha, że jest jakiś i tego się trzyma konsekwentnie. Lubię jego poczucie humoru i postrzeganie świata.

Ja to właśnie cenię sobie u Pilcha, że jest jakiś i tego się trzyma konsekwentnie. Lubię jego poczucie humoru i postrzeganie świata.

Pokaż mimo to