-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant1
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński2
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2013-12-18
2013-03-02
“Jeśli Twoje zdjęcia nie są wystarczająco dobre, znaczy to tylko, że nie podszedłeś wystarczająco blisko” - Robert Capa
W Republice Południowej Afryki do 1994 roku obowiązywał system ścisłej segregacji rasowej. Apartheid, rasistowski system rządów białej mniejszości, przez lata zmniejszał prawa czarnoskórych obywateli. Zmiany rozpoczęły się wraz z uwolnieniem Nelsona Mandeli w 1990 roku z więzienia, w którym był przetrzymywany przez 26 lat. Pierwsze wolne, demokratyczne wybory z udziałem zarówno białych, jak i czarnych obywateli przeprowadzono w 1994 roku. Te 4 lata były okresem brutalnych ulicznych wojen, które pogrzebały morze ofiar.
Bractwem Bang Bang żartobliwie określono fotografów, którzy lecieli tam, skąd nadlatywały kule. Inspiracją dla tej etykietki była czwórka fotoreporterów z RPA: Ken Oosterbroek, Kevin Carter , Greg Marinovich oraz Joao Silva. W czasie ostatnich czterech lat działania Apartheidu, codziennie przemierzali po johannesburskie townshipy i bantustany, fotografując walki oraz śmierć. Gdy oprawcy pociągali za spust oni naciskali migawkę. Połączyła ich praca, współzawodnictwo, niesamowity talent, uzależnienie od adrenaliny i zdjęć, a także traumatyczne przeżycia, dzięki czemu zrodziła się między nimi niezwykła przyjaźń. W czasie ostatnich czterech lat Niestety codzienne obcowanie ze śmiercią ma swoją cenę. Obiektyw aparatu mógł nadać okrucieństwu pewien dystans, jednak te przesiąknięte przemocą obrazy miały towarzyszyć im już do końca. Każdy z tych czterech odważnych fotoreporterów zapłacił straszną cenę za pracę w strefach śmierci. Ken Oosterbroek zginął w ostatni dzień zamieszek, jako ich ostatnia ofiara. O ironio kula nadleciała z kierunku, którego nikt się mógł spodziewać. Tego samego dnia ranny został Greg Marinovich i od tego dna przyciągał kule, jak magnez. Kevin Carter odebrał sobie życie niedługo po otrzymaniu nagrody Pulitzera. Podczas pracy Afganistanie Joao Silva wszedł na minę, której wybuch pozbawił go nóg, lecz nie przeszkodził zrobić jeszcze trzech zdjęć.
Przyznam, że ciężko jest mi oddać istotę tej niezwykłej książki, która tak szczerze i otwarcie mówi o zbrodniach dokonywanych w RPA. Z początku nie potrafiłam oswoić się ze świadomością, że opisywane przez Grega Marinovicha wydarzenia działy się w rzeczywistości, a na dowód można zobaczyć wstrząsające zdjęcia. Każdy z nas jest świadomy okrucieństwa i brutalności, które trawią naszą planetę. Nie poruszają nas, gdyż jesteśmy z nimi oswojeni dzięki serwowanej nam przez media codziennej dawce, którą jesteśmy w stanie znieść. Nie dostrzegamy realności zła, ponieważ nie patrzymy na całość, a jedynie fragment. "Bractwo Bang Bang" nie ma dla nas litości. Od pierwszych stron musimy się zmierzyć z autentycznymi historiami, których świadkami byli autorzy książki. Pozwalają nam stopniowo zrozumieć działanie Apartheidu oraz świat, w jakim przyszło żyć czarnoskórym mieszkańcom RPA. Poznajemy członków Bractwa Bang Bang - czterech niezwykle odważnych i utalentowanych fotografów wyróżnionych licznymi nagrodami oraz pozostałych fotografów i dziennikarzy, z którymi pracowali. Pojawiają się także fragmenty opisujące ofiary i ich rodziny, jak historia rodziny Rapoo, która mną wstrząsnęła. Nieustannie próbowałam zrozumieć, co popycha ludzi do takiej brutalności i wynaturzenia.
Całość dostępna http://wkrainiestron.blogspot.com/2013/03/greg-marinovich-joao-silva-bractwo-bang.html
“Jeśli Twoje zdjęcia nie są wystarczająco dobre, znaczy to tylko, że nie podszedłeś wystarczająco blisko” - Robert Capa
W Republice Południowej Afryki do 1994 roku obowiązywał system ścisłej segregacji rasowej. Apartheid, rasistowski system rządów białej mniejszości, przez lata zmniejszał prawa czarnoskórych obywateli. Zmiany rozpoczęły się wraz z uwolnieniem Nelsona...
2012-10-29
"Kiedy Kopciuszek zbiegał ze schodów, lewy pantofelek zsunął się z jej stopy"
W dalekiej przyszłości życie na Ziemi zostało zmienione. Po IV wojnie światowej, świat się zmienił. Ludzie zjednoczyli się, a kraje scaliły w większe wspólnoty. Niestety wciąż pojawiają się nowe zagrożenia, nieznana choroba dziesiątkuje ludność, a w dodatku Ziemi zagrażają Lunarzy - lud zamieszkujący Księżyc. Lunarzy są potomkami Ziemian, którzy założyli na Księżycu kolonie setki lat wcześniej, ale nie byli już ludźmi. Posiadają specjalne zdolności, które bardzo chętnie wykorzystują.
Akcja książki toczy się w Nowym Pekinie, gdzie poznajemy naszą główną bohaterkę Cinder. Dziewczyna jest najlepszym mechanikiem w mieście, a także cyborgiem co czyni ją obywatelem drugiej kategorii. Opiekę prawną sprawuje nad nią macocha, która nie kryje odrazy, jaką czuje do Cinder. Traktuje ją wręcz jak przedmiot, który trzyma się jedynie dlatego, że przynosi dochód. Opiekunka prawna nie pozwala dziewczynie na żadną chwilę szczęścia, ani nawet wymianę za ciasnej stópki, gdyż wszystkie zarobione przez Cinder pieniądze są przeznaczone na zachcianki macochy i jej dwóch córek. Życie nastolatki zmienia się w chwili, gdy na targu odwiedza ją Książę Wspólnoty Wschodniej prosząc by naprawiła jego androida.
„Czy istoty twojego pokroju wiedzą, czym jest miłość? Czy ty w ogóle coś odczuwasz, czy to jedynie kwestia... oprogramowania?”
Cinder jest oczywistym odwołaniem do baśni o Kopciuszku. Nigdy nie lubiłam tej bajki. Zawsze wydawało mi się, że dziewczyna jest zbyt bierna i potulna, a by w końcu mogła być szczęśliwa u boku swojego wymarzone księcia, musi dopomóc jej mnóstwo czynników zewnętrznych. Na całe szczęście Marissa Meyer stworzyła swoją cinderellę, jako bardziej samodzielną i myślącą bohaterkę. Cinder zdaje sobie sprawę, że nie zasłużyła na spotykające ją przykrości i stara się uciec od złej macochy. Jest rozważna i próbuje walczyć o własne szczęście. Nie jest też skrajnym niewiniątkiem. Książę Kai też nie jest jakimś tam wyblakłym super wybawcą i chwała mu za to. Posiada swój własnych wachlarz cech i emocji, ma zarówno wady, jak i zalety. Podobnie sprawa wygląda w przypadku postaci z góry skazanych na role czarnych charakterów- one także nie są skrajnie złe i posiadają ludzką twarz. Uwielbiam wielowarstwowe postacie, a w tym przypadku wcale się ich nie spodziewałam. Miła niespodzianka.
Całość dostępna na http://wkrainiestron.blogspot.com/2012/11/marissa-meyer-saga-ksiezycowa-cinder.html, jednak zdradzę wam, że książka należy już do moich ulubionych
"Kiedy Kopciuszek zbiegał ze schodów, lewy pantofelek zsunął się z jej stopy"
W dalekiej przyszłości życie na Ziemi zostało zmienione. Po IV wojnie światowej, świat się zmienił. Ludzie zjednoczyli się, a kraje scaliły w większe wspólnoty. Niestety wciąż pojawiają się nowe zagrożenia, nieznana choroba dziesiątkuje ludność, a w dodatku Ziemi zagrażają Lunarzy - lud...
2013-04-03
„Jestem silniejsza, niż próby, którym mnie poddają.”
Amerykanie stworzyli idealnych żołnierzy. Broń odzianą w ludzką skórę. Częściowcy, bo tak nazwali swoją militarną zabawkę, zostali stworzeni na bazie ludzkiego DNA, jednak ich cechy różnią się od pierwowzoru. Jak na idealnych żołnierzy przystało są oni szybsi, sprawniejsi, ich rany szybciej się goją i posiadają jeszcze kilka bajerów. Gdy wypełnili swoje zadanie przestali być potrzebni, a co za tym idzie zostali zepchnięci na margines społeczny, bo któż chciałby żyć obok laboratoryjnie wyprodukowanych ludzi, których celem jest zabijanie? Zlekceważenie Częściowców doprowadziło do buntu. Wypuszczono wirusa RM, który zabił około 99,9% ludzkości. Amerykanie, którzy przeżyli schronili się na wyspie.
„-To ludzkie życie - przypomniała Kira - Nie mamy ich na zbyciu.”
Od zagłady ludzkości minęło 11 lat. Ludzie zorientowali się, że pomimo tego, iż oni są odporni na wirusa, to ich dzieci już nie, dlatego upierają kilka dni po narodzinach. Kira za wszelką cenę chcę znaleźć sposób by ich gatunek nie wyginął, a dodatkową motywację dodaje jej fakt, iż jej przybrana siostra właśnie zaszła w ciążę.
„- Jak możesz żyć bez przyszłości?
- Żyjąc w chwili obecnej”
Abyście w pełni zrozumieli mój zachwyt nad książką muszę wam zdradzić kilka szczegółów. "Partials" to nie tylko walka i przetrwanie gatunku, wojna z Głosem, czy Częściowcami, ale też fascynująca wizja władzy po apokalipsie. Kontrola, która zbyt silna zmienia kraje w państwa totalitarne jest tutaj świetnie przedstawiona. Widoczny jest jej wzrost oraz mechanizmy władzy, które za wszelką cenę chcą ją utrzymać. Przyznam, że intrygi, plany i zdrada wobec obywateli jest jednym z moich ulubionych punktów tej książki. Innym jest romans, bo choć poznajemy główną bohaterkę, gdy już odnalazła miłość to kilku kręcących się wokół niej mężczyzn, dodaje smaku całe historii i wybrać jednemu, któremu będziemy kibicować. W tym momencie warto zaznaczyć, że "Partials" nie są romansem, jednak ta niesamowita dystopia łączy w sobie elementy różnych gatunków i to własnie w moich oczach jest jej najmocniejsza strona.
Całość dostępna na moim blogu http://wkrainiestron.blogspot.com/2013/04/dan-wells-partials-czesciowcy_4.html
„Jestem silniejsza, niż próby, którym mnie poddają.”
Amerykanie stworzyli idealnych żołnierzy. Broń odzianą w ludzką skórę. Częściowcy, bo tak nazwali swoją militarną zabawkę, zostali stworzeni na bazie ludzkiego DNA, jednak ich cechy różnią się od pierwowzoru. Jak na idealnych żołnierzy przystało są oni szybsi, sprawniejsi, ich rany szybciej się goją i posiadają jeszcze...
2011-03-20
2013-09-20
Jeszcze kilka tygodni wcześniej Allie była zbuntowaną nastolatką z problemami, wysłaną za karę do Akademii Cimmeria, która jest pozornie szkołą z internatem dla dzieci niezwykle bogatych i wpływowych osób. Letni semestr ujawnił przed Allie część tajemnic tej placówki. Dziewczyna dowiedziała się prawdy o swojej rodzinie oraz Nocnej Szkole. W nowy rok szkolny Allie weszła, jako zupełnie nowa osoba. Lojalna wobec swojej nowej szkoły, dzięki której poznała nowych przyjaciół i swojego chłopaka Cartera. Przy tym jednak w pełni świadoma istnienia potężnej i tajemniczej organizacji, której częścią jest Akademia Cimmeria oraz która miała ogromny wpływ na jej rodzinę. Poznanie wszystkich tajemnic może pomóc jej zrozumieć swoje dziedzictwo. Odkrycie sekretu i czyhające na nią na każdym kroku niebezpieczeństwa ze strony Nathaniela, mobilizują nastolatkę do wstąpienia w szeregi Nocnej Szkoły.
Przeważnie, gdy pojawia się trójkąt miłosny wybieram swojego faworyta. W pierwszym tomie niewielką przewagę zyskał Carter, choć i Sylvian powoli i konsekwentnie przekonywał mnie do siebie. Niemniej Allie wybrała Cartera, dlatego przed przystąpieniem do lektury, martwiłam się, że Sylvian zostanie zepchnięty do roli tła. Moje obawy okazały się niesłuszne, a chłopak pokazał, że po mimo niefortunnego incydentu, dalej potrafi nieźle namieszać. Co więcej udało mu się ponownie zyskać u mnie kilka punktów, dzięki czemu wyszedł na prowadzenie. Muszę przyznać, że C. J. Daugherty potrafiła skonstruować intrygujący trójkąt miłosny oraz stworzyć świetne relacje między bohaterami. Niemniej nie samym romansem człowiek żyje, a w historii o szkole z internatem, postaci nie brakuje. Wraz z nowym semestrem pojawili się nowi bohaterowie, a kilku starych odeszło na dalszy plan.
W „Wybranych” starałam się wraz z Allie odkryć tajemnicę skrywaną w murach szkoły. Po jej odgadnięciu, wątpiłam by coś jeszcze wymagało takiego śledztwa. Okazało się, że ponownie byłam w błędzie, gdyż i tym razem pojawił się wiele niejasności i zagadek do rozwiązania. Niemal na każdej stronie węszyłam podstęp i skrytą motywację bohaterów, których posądzałam o szpiegostwo na rzecz wroga. Przy okazji szukałam wskazówek dotyczących przeszłości skrywanej przez Cartera i Sylviana. Zadania przeznaczone dla uczniów Nocnej Szkoły w wyborny sposób pozwalało mi stopniowo poznawać odpowiedzi, na nurtujące mnie pytania. Nie myślcie jednak, że wszystko zostanie podane na tacy. Do tej pory nie jestem pewna kto po której stoi stronie. Spora część zagadek pozostawiona została bez wyjaśnienia by czytelnik mógł się tylko domyślać i z niecierpliwością wyglądać kolejnego tomu. Niestety mimo atmosfery wszechobecnych tajemnic, zabrakło mi klimatu Chimmerii, który towarzyszył nam w poprzednim tomie. Gdzieś po drodze zgubił się nastrój szkoły, w którym brakowało dostępu do wynalazków XXI wieku. Właściwie było tam kilka cudów techniki, które skutecznie zabiły ducha Akademii sprzed pożaru. Szkoda. W zamian zapanowała atmosfera szkoleniowa, przygotowanie uczniów do zwalczania niebezpieczeństw. czyhających na nich na każdym kroku.
„Dziedzictwo” jest znakomitą kontynuacją „Wybranych”. Fabuła budowana na dobrze wykreowanych bohaterach, umiejętnym dawkowaniu napięcia, tajemnicach i całkiem nieźle rozplanowanej akcji, ponownie okazała się uzależniająca. Rozkoszowałam się każdą chwilą spędzoną na jej czytaniu. I choć nie chciałam jej szybko skończyć, nie mogłam się od niej oderwać. Dawno żadna książka nie sprawiła mi tyle czytelniczej przyjemności, ani nie rozbudziła tak mojej wyobraźni. Polecam ten papierowy fenomen!
Jeszcze kilka tygodni wcześniej Allie była zbuntowaną nastolatką z problemami, wysłaną za karę do Akademii Cimmeria, która jest pozornie szkołą z internatem dla dzieci niezwykle bogatych i wpływowych osób. Letni semestr ujawnił przed Allie część tajemnic tej placówki. Dziewczyna dowiedziała się prawdy o swojej rodzinie oraz Nocnej Szkole. W nowy rok szkolny Allie weszła,...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Igrzyska Śmierci" czytałam zaraz po jej premierze w Polsce. Szczerze mówiąc pamiętam, że nie wiązałam z nią wielkich nadziei. Okładka nie obiecywała za wiele, a antyutopie były dla mnie zupełną nowością. Teraz ta niesamowita książka jest dla mnie najwyższą granicą - jest dziesiątką w świecie, w którym nie istnieje nic powyżej nędznych trójek. Przez 2 lata nieustanie poszukiwałam książki, którą choćby w połowie dorównywała jej poziomem - niestety z marnym skutkiem. Suzanne Collins jest mistrzynią, która zostawia daleko za sobą pozostałych autorów, więc jeśli jeszcze nie znasz historii głodowych igrzysk nadszedł czas to zmienić.
" Dwunasty Dystrykt — mamroczę. — Tu możesz bezpiecznie umrzeć z głodu."
"Burmistrz przedstawia historię Panem, państwa, które powstało na gruzach miejsca zwanego niegdyś Ameryką Północną. Wylicza katastrofy, susze, burze, pożary, podniesienie poziomu oceanów, co pochłonęło sporą część kontynentu, brutalną wojnę o resztki żywności. W rezultacie powstało Panem, wspaniały Kapitol otoczony pierścieniem trzynastu dystryktów. Dopiero wtedy obywatele zaczęli się radować pokojem i dobrobytem. Później nadeszły Mroczne Dni, powstanie dystryktów przeciwko Kapitolowi. Dwanaście uległo, trzynasty zmieciono z powierzchni ziemi. Traktat o Zdradzie zapewnił nam nowe prawa, gwarantujące pokój, a co rok, dla przypomnienia, że Mroczne Dni nie mogą się powtórzyć, rozgrywamy Głodowe Igrzyska.
Zasady igrzysk są proste. Za udział w powstaniu każdy z dwunastu dystryktów musi dostarczyć daninę w postaci dwojga uczestników, chłopca i dziewczyny. Dwadzieścia cztery ofiary, zwane trybutami, zostaną uwięzione na ogromnej arenie pod gołym niebem, na której może się znaleźć wszystko, począwszy od spalonej słońcem pustyni, skończywszy na skutym lodem pustkowiu. Przez kilka tygodni uczestnicy turnieju walczą na śmierć i życie. Zwycięża ostatni trybut zdolny utrzymać się na własnych nogach."
„Chwytam jego rękę i ściskam ją mocno, przygotowując się na spotkanie z kamerami. Boję się chwili, w której będę musiała ją puścić..."
Katniss Everdeen i Peeta Mellark zostają trybutami 12 Dystryktu. Wraz ze swoim mentorem wyruszają do Kapitolu by się zaprezentować przed mieszkańcami i odbyć szkolenie. Od samego początku są stylizowani na przyjaciół, co jest dość niezwykłe, jednak nie protestują jeśli dzięki temu mają zyskać przychylność widzów, a tym samym zapewnić sobie nieco lepsze warunki na arenie. Jednak na prezentacji telewizyjne Peeta wyznaje, że jest od dawna zakochany w Ketniss, a to zmusza ich do zachowania pozy nieszczęśliwych kochanków, z których tylko jedno ma możliwość przeżyć igrzyska.
Muszę się pilnować, żeby nie zdradzić wam za dużo, ponieważ Suzanne Collins jest mistrzynią w nagłych zwrotach akcji i trzymaniu czytelników w nieustannym napięciu. Ponadto nie spotkałam się jeszcze z żadnym autorem, ani człowiekiem, który w porównywalnym stopniu potrafiłby manipulować moimi uczuciami. Mimo tego, że znam od dawna cały cykl i wiem co się zdarzy za moment, to i tak w trakcie czytania niektórych scen płaczę, jak dziecko i nie umiem się powstrzymać. W innych coś ściska mi serce i nie potrafię odejść od książki. Cała fabuła jest wręcz niesamowicie wciągająca, gdy tylko muszę ją odłożyć, choć tylko na chwilkę to i tak nie potrafię skupić się na niczym innym. Największym plusem jest jednak to, że po zakończeniu książki odczuwam pustkę, brak i tęsknotę - właśnie tak silnego wciągnięcia się w fabułę i zżycia z bohaterami brakowało mi najbardziej w książkach.
"Tu jest bezpiecznie, ciepło jest tu,
Stokrotki polne zaradzą złu.
Najsłodsza mara tu ziszcza się,
Tutaj jest miejsce, gdzie kocham cię."
Przejdźmy jednak do głównych bohaterów. Ketniss jest niezaprzeczalnie najlepiej wykreowaną żeńską postacią literacką. Jest silna, odważna, zdeterminowana i zaradna. Co prawda jej niedomyślość lub raczej złe interpretowanie pewnych faktów bywa denerwujące to jednak dzięki temu jest bardziej ludzka. Nie sposób nie zżyć się z Ketniss i nie kibicować jej ze wszystkich sił, mimo iż pewne jej decyzje nie do końca są po naszej myśli. Co do Peety jest moim ulubionym bohaterem literackim. Honorowy, serdeczny, oddany i przede wszystkim dobry. Jego miłość do Ketniss jest jedną z najlepszych, jakie miałam okazję poznać na papierowych kartkach. Trójkąt miłosny nie byłby oczywiście kompletny bez Gale'a, za którym średnio przepadam, ale dużo osób go uwielbia. Z postaci drugoplanowych, a przede wszystkim z pozostałych trybutów najbardziej przypadła mi do gustu dziewczynka z jedenastki. Mała Rue, choć niepozorna urzekła mnie swoją dziecięcą niewinnością połączoną z niezwykłą dla jej wieku zaradnością. Zabrzmi to dziwnie, ale bohaterowie tej powieści stali się dla mnie realnymi osobami, którym życzyłabym lepszego losu. Dowodzi to, że kreacja postaci jest perfekcyjna.
"— Już jestem twój — zauważa. — Co ze mną zrobisz? Odwracam się do niego.
— Ukryję cię tam, gdzie nie spotka cię nic złego."
Zdaję sobie sprawę, że ta recenzja nie jest ani obiektywna, ani pod żadnym względem krytyczna, jest to spowodowane tym, że w ciągu moje krótkiego życia, w którym przeczytałam nie jedną książkę przed oraz po przeczytaniu Igrzysk po raz pierwszy, nie natrafiłam na żadną, która mogłaby się z nią równać. Właściwie nie znalazłam też nawet w połowie tak dobrej, jak ona. Dlatego ocena będzie całkowicie niesprawiedliwa - w skali ocen nie da się oddać jej geniuszu. Jest wciągająca, dynamiczna, momentami wyciska łzy, często przeraża okrucieństwem, bezustannie przepełniona jest wartką akcją z elementami dygresji głównej bohaterki, które skłaniają do rozważań. Chyle czoła przed geniuszem autorki, która stworzyła arcydzieło po które będę sięgała jeszcze nie raz w przyszłości, i które dalej będzie manipulować moimi emocjami, aż do skraju wytrzymałości. Czytanie Igrzysk Śmierci jest niewątpliwą przyjemnością, której każdy powinien spróbować.
Ocena: 12/10
"Najpierw jedna osoba, potem następna, a w końcu niemal wszyscy w tłumie dotykają ust wskazującym, środkowym i serdecznym palcem lewej dłoni i wyciągają ją ku mnie. To stary i rzadko widywany gest naszego dystryktu, sporadycznie używany podczas pogrzebów. Oznacza podziękowanie, a także podziw. Tak się żegna kogoś drogiego sercu."
http://wkrainiestron.blogspot.com/
"Igrzyska Śmierci" czytałam zaraz po jej premierze w Polsce. Szczerze mówiąc pamiętam, że nie wiązałam z nią wielkich nadziei. Okładka nie obiecywała za wiele, a antyutopie były dla mnie zupełną nowością. Teraz ta niesamowita książka jest dla mnie najwyższą granicą - jest dziesiątką w świecie, w którym nie istnieje nic powyżej nędznych trójek. Przez 2 lata nieustanie...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-04-07
2011-08-31
(...) Książka jest przedstawiana z punktu widzenia Rey-line. Akce wzbogacają nam liczne retrospekcje, które świetnie komponują się na tle bieżących wydarzeń. Akcja trwa od 1 czerwca do 10 października, a w tym czasie dzieje się tyle rzeczy. Powieść nie pozwala nam się nudzić nawet przez chwilę. Wszystko zmienia się, ewoluuje, a przede wszystkim całkowicie zaskakuje. Najpiękniejsze chyba jest to, że w końcu trafiłam na opisy, które mnie zachwyciły i pochłonęły. Każdy element tego świata łapczywie spijałam ze stron. Naprawdę ciężko mi dostrzec jakiekolwiek wady.Chociaż pewnie nie każdemu przypadnie do gustu język użyty do opisania tej historii, jednak dla mnie jeszcze bardziej urozmaicał całokształt.
Cała książka jest dobrze przemyślana i perfekcyjnie wykonana. Autorka stworzyła świat, który niemal w niczym nie przypomina tego, który my znamy, a jednak bez najmniejszego problemu można się w nim odnaleźć. A przy przekształceniu świata stworzonego w "nasz", aż otwierała buzię ze zdziwienia, nie mogąc się nadziwić, z jaką łatwością i gracją jej to wyszło.
Na koniec muszę zaznaczyć, że to nie jest romans paranormalny. "Jesienne ognie" są opisem specyficznej przyjaźni kształtującej się na polach bitwy oraz podczas odbywania licznych przygód. Samo czytanie tej książki jest nieprzerwaną przygodą, do której będę często wracać, a swojego egzemplarzu nie oddam za nic! To naprawdę fantastyka z najwyższej półki.
Całośc -> http://wkrainiestron.blogspot.com/
(...) Książka jest przedstawiana z punktu widzenia Rey-line. Akce wzbogacają nam liczne retrospekcje, które świetnie komponują się na tle bieżących wydarzeń. Akcja trwa od 1 czerwca do 10 października, a w tym czasie dzieje się tyle rzeczy. Powieść nie pozwala nam się nudzić nawet przez chwilę. Wszystko zmienia się, ewoluuje, a przede wszystkim całkowicie zaskakuje....
więcej mniej Pokaż mimo to2011-01-01
2010-10-04
To ewidentnie najbardziej pochłaniająca częśc cyklu. W większości zaskakująca, a zakończenie pozostawia niedosyt.
To ewidentnie najbardziej pochłaniająca częśc cyklu. W większości zaskakująca, a zakończenie pozostawia niedosyt.
Pokaż mimo to2010-09-30
2010-10-01
2012-12-26
"Żyjecie, umieracie, a potem wracacie do życia, wstajecie i powłócząc nogami, podążacie za byłymi przyjaciółmi i bliskimi, by ich zjeść. Nie ma wyjątków."
Data spodziewanego końca świata już za nami, ale czy coś takiego, jak apokalipsa lub pojawienie się zombie, jest możliwe do przewidzenia na konkretny dzień? Moim zdaniem nie. Nie spodziewali się tego także ludzie w 2014 roku, gdy wirus Kellis-Amberlee zaczął zmieniać ludzi w głodne zombie. Gdy to wszystko się działo "prawdziwe media" podawały, że zgraja wielbicieli filmów o zombie robi sobie żarty. W tym czasie internetowi blogerzy starali się ze wszystkich sił uświadomić społeczeństwo, że świat opanowała epidemia, a ludzie giną. To właśnie dzięki ich internetowym wpisom i wymienianiu się informacjami, jak zabić zombie, ludzie wzięli się w garść i zaczęli walczyć. Po Powstaniu wszystko uległo zmianie. Blogosfera stała się wiarygodnym źródłem informacji, a wraz z tym zmienił się podział blogosfery. Pojawiły się Newsie, którzy relacjonują fakty i powstrzymują się przy tym od własnych opinii na ich temat. Stewarci zajmujący się opiniami bazującymi na faktach. Irwinowie, którzy wychodzą na zewnątrz by poszturać zombie patykiem, aby Ci, którzy nie wychodzą z domu mogli poczuć dreszczyk emocji. Cioteczki, które dzielą się historyjkami, przepisami itp. aby umilić innym życie oraz Fikcyjni, którzy dzielą się swoimi wierszami, opowiadaniami i snami.
"Powstańcie, póki możecie!"
Georgia Mason jest spokojną Newsi, zaś jej brat Shawn jest odważnym Irwinem, wspólnie z Buffy, która zajmuje się działem Fikcyjnym i sprawami technicznymi, tworzą zespół, który został wybrany do zdawania relacji z kampanii prezydenckiej senatora Petera Rymana. Było to niezwykłe wyróżnienie, ponieważ jako pierwsi w historii internetowego dziennikarstwa mają taką możliwość. Działając pod nazwą "Przegląd końca świata" uczestniczą w każdym etapie kampanii. Mają dużo szczęścia, gdyż ich kandydat jest niezwykle sympatyczną osobą, a przy tym ma spore szanse na wygranie wyścigu o fotel prezydenta USA. Niestety mają przy tym również pecha ponieważ za każdy sukces, płacona jest wysoka cena w postaci wybuchów epidemii wirusa i związanych z nią śmierci wielu ludzi. Georgia nauczona doświadczeniem, wie jednak, że nic nie dzieje się przypadkiem, a prawda która się za tym wszystkim kryje może nie być warta odkrycia.
"Matka powiedziała mi kiedyś, że żadna kobieta nie jest naga, jeśli ma ze sobą zły nastrój i wściekłe spojrzenie."
Czym FEED mnie zaskoczył? Niemal wszystkim. Niektórzy z was wiedzą, że uwielbiam tematykę Z-apokalipsy (choć w sumie, jak i wszystko post-apo), niemniej jednak ta książka mnie zaskoczyła. Przede wszystkim nie spodziewałam się przeczytać o świecie, w którym istnieją zombie, a przy tym normalni, zdrowi ludzie dalej względnie normalnie funkcjonują, pracują i mają czas na wybieranie nowego prezydenta. Spodziewałam się bardziej klimatu z uniwersum The walking dead, gdzie ocaleni koncertują całą swoją energię na przetrwaniu. Tutaj wszystko wygląda inaczej. Po Powstaniu ludzie i owszem stracili liczne terytoria, na rzecz chodzących zmarłych, jednak z innych obszarów całkowicie się ich pozbyli. Podzielili świat na strefy zagrożenia i względnie bezpieczne. Oczywiście ich komfort życia znacznie się obniżył m.in. ze względu na dość częstą potrzebę badań krwi w celu sprawdzenia poziomu infekcji. Nie mniej jednak wydaje mi się to dość abstrakcyjne, a przy tym zachwycające. Inną ciekawą kwestią jest sprawa zombie-zwierząt, w której autorka wykazała się ciekawą koncepcją. Warto dodać, że FEED nie jest książką o pogromie zombie, lecz porusza kwestie zachowania żywych i mechanizmów kształtujących się w życiu politycznym i społecznym po tak wielkiej katastrofie.
Mira Grant stworzyła opowieść, w której wszystko posiada podwójne dno. Przemyślana fabuła, dobrze przedstawione wyjaśnienia przyczyn i skutków epidemii oraz wszystkiego, co z nią związane. Wielowymiarowi bohaterowie o niezwykłej sile i motywacji. Fabuła może nie mrozi krwi w żyłach, ale z pewnością podnosi ciśnienie i sprawia, że relacjonowane przez pannę Mason wydarzenia trzymają w napięciu i pozwalają wniknąć w przepełniony okrucieństwem i zombie świat. Z niezwykłą przyjemnością czytałam, a gdy przerywałam nie mogłam oderwać swoich myśli od książki. Dawno nie czytała czegoś tak dobrego!
Recenzja napisana na http://wkrainiestron.blogspot.com/
"Żyjecie, umieracie, a potem wracacie do życia, wstajecie i powłócząc nogami, podążacie za byłymi przyjaciółmi i bliskimi, by ich zjeść. Nie ma wyjątków."
Data spodziewanego końca świata już za nami, ale czy coś takiego, jak apokalipsa lub pojawienie się zombie, jest możliwe do przewidzenia na konkretny dzień? Moim zdaniem nie. Nie spodziewali się tego także ludzie w 2014...
2013-05-02
http://wkrainiestron.blogspot.com/2013/05/veronica-rossi-przez-burze-ognia.html
http://wkrainiestron.blogspot.com/2013/05/veronica-rossi-przez-burze-ognia.html
Pokaż mimo to2011-03-29
Aranżowane małżeństwo? Jeśli wiek XX już dawno za nami i nie mieszkamy w Indiach to znaczy, że nasza reakcja na słowa obcego mężczyzny o wspólnym ślubie, bo tak postanowili nasi rodzice, jest jedna: pogonienie psychopaty!
Jessica jest przeciętną, amerykańską nastolatką. Chodzi do liceum, ma zwariowanych rodziców wegetarian, a także jest zakochana w w koledze - Jake'u. W pewnym momencie w jej miasteczku pojawia się uczeń z wymiany międzynarodowej. Jednak szybko okazuje się, że w rzeczywistości Lucjusz Vladescu jest rumuńskim księciem, który przyjechał do Stanów Zjednoczonych by poznać swoją narzeczoną, którą jest Anastazja. Bez zbędnych ceregieli wyjaśnia Jessice-Anastazji, że jej prawdziwi rodzice zawarli pakt z rodziną Vladescu o ślubie swoich pociech, a przy okazji jej opiekunowie byli przy tym obecni. Świat może się przewrócić do góry nogami w takiej chwili, prawda? Jednak Jessica nic sobie z tego nie robi i postanawia żyć dalej tak jak żyła poza tym, że musi tolerować obecność Lucjusza w swoim domu. Młody rumuński wampir nie daje jednak za wygraną i stara się przekonać swoją narzeczoną do wypełnienia paktu, co ogromnie ją irytuje.
Podczas czytania książki nieustannie towarzyszyła mi wizja tych dwojga: jasnowłosa, opalona dziewczyna wyrastająca wśród pól kukurydzianych oraz mroczny, blady, czarnowłosy i czarnooki wampir z Transylwanii. Rozbrajające i komiczne zarazem! Najważniejszą i najistotniejszą zaletą "Przyrzeczonych" jest oryginalność. W obecnej modzie na wampiry nie spotkałam się jeszcze z brakiem intryg, które mają na celu ukrycie tożsamości, czy też prawdziwej natury wampira. Tu wszystko jest proste. Pojawia się tajemniczy mężczyzna, który nie chce być wcale tajemniczy i wykłada kawę na ławę: "Hej, jestem wampirem, ale w sumie ty też. Przy okazji zbieraj się, bo czeka nas ślub, dla ścisłości ten ślub jest nasz." - absolutnie genialne!
Bohaterowie są boscy! Rzadko zdarza się, abym była zachwycona obojgiem głównych bohaterów. Lucjusz uwiódł mnie swoim sposobem bycia, galanterią, pewnością siebie, a nawet arogancją. Wszystkie kroki, które podjął aby być lub nie być z Jessicą powalały mnie na kolana. Z kolei sama Jessica ujęła mnie swoją upartością, wiarą we własne zdanie i patrzeniem na świat samodzielnie, prawdą też jest, że przez te same cechy nie raz chciałam ją pacnąć widłami.
Styl Beth Fantaskey również jest znakomity. Książka jest zabawna, pełna ciętych ripost i niesamowicie wciągająca. Co ważniejsze umożliwia nam szybkie złapanie więzi z bohaterami powieści, dzięki czemu mocno angażujemy się we wszystkie sytuacja, jakimi stawiają czoła. "Przyrzeczeni" wykraczają poza ramy typowego romansu paranormalnego, dzięki czemu zaliczam ją do bardzo krótkiej listy obowiązkowej lektury dla każdego czytelnika. Zawsze znajdzie się powód, aby ją ominąć, ale nie róbcie tego, bo stracicie wiele!
Ocena: 6/6 (sami wiecie, jak rzadko pojawia się u mnie taka ocena, więc nie traćcie czasu i biegnijcie po swoich "Przyrzeczonych"! Ja w tym czasie będę zaciskać mocno kciuki za szybkie wydanie w Polsce kontynuacji)
Aranżowane małżeństwo? Jeśli wiek XX już dawno za nami i nie mieszkamy w Indiach to znaczy, że nasza reakcja na słowa obcego mężczyzny o wspólnym ślubie, bo tak postanowili nasi rodzice, jest jedna: pogonienie psychopaty!
Jessica jest przeciętną, amerykańską nastolatką. Chodzi do liceum, ma zwariowanych rodziców wegetarian, a także jest zakochana w w koledze - Jake'u. W...
http://www.wkrainiestron.pl/2013/12/blog-kominka.html
http://www.wkrainiestron.pl/2013/12/blog-kominka.html
Pokaż mimo to