-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2024-05-22
2024-05-19
Uwielbiam kryminały i thrillery. To już wiecie od dawna. Tym razem w moje ręce trafiła powieść „Na krawędzi” autorstwa Ruth Mancini. Czy ten debiut okazał się udany? Czy Ruth Mancini pretenduje do bycia mistrzynią dreszczyku emocji?
Tate Kinsella jest zamieszana w śmierć pewnej kobiety. Jako ostatnia widziała ją, nim ta spadła z tarasu na dwudziestym drugim piętrze wieżowca. Ponadto krążą plotki, jakoby Tate miała romans z mężem nieżyjącej. Przyznaje, że była z kobietą na chwilę przed jej śmiercią, jednak nie ma z tym tragicznym wydarzeniem nic wspólnego. Prawniczka stara się znaleźć dowody na niewinność swojej klientki. Szybko okazuje się, że Tate skrywa pewien sekret, którym chce się podzielić z adwokatką. Czy bohaterka rzeczywiście ma czyste sumienie?
Zgodnie z opisem tej powieści, podsumowałabym ją dokładnie tymi słowami: obsesja, intryga, zemsta. To, w jaki sposób autorka poprowadziła fabułę, zasługuje na owację. Na początku podejrzewałam pewien schemat, który pojawił się w jednym z thrillerów, które czytałam wcześniej. Obawiałam się, że tym razem będzie podobnie, przez co nie będę zbyt usatysfakcjonowana lekturą. Okazało się zupełnie inaczej. Ta intryga, pieczołowicie przygotowany plan zemsty i jednocześnie tragizm sytuacji sprawiają, że ta powieść jest naprawdę dobra. To coś nowego, z czym nie do końca wcześniej się spotkałam. Niemniej, po raz kolejny sprawdza się powiedzenie, że zemsta najlepiej smakuje na zimno...
Bohaterki przedstawione w tej historii z początku dają nam się poznać trochę nieporadnie. Jednak z każdą kolejną stroną okazuje się, że mamy do czynienia z bardzo silnymi charakterami, które nie zawahają się przed podjęciem żadnego kroku. Choćby ten krok kosztował wiele. To kobiety, które chcą wymierzyć sprawiedliwość. Kobiety skrzywdzone, które noszą traumę przeszłości. Dzięki ich historii dowiadujemy się, ile niebezpieczeństw czyha na młode dziewczyny. W jaki sposób jest wykorzystywane ich zaufanie i do jakich celów. To bardzo poważny problem, o którym warto wiedzieć zwłaszcza w obecnych czasach.
„Na krawędzi” to świetny thriller, który ukazuje siłę kobiecej intrygi. Czyta się go bardzo szybko, a akcja wciąga od samego początku. Idealna książka na wiosenne i letnie wieczory. Polecam zarówno paniom, jak i panom, choć to właśnie kobiety grają tutaj główne role.
Współpraca recenzencka z Wydawnictwem Harper Collins Polska
Uwielbiam kryminały i thrillery. To już wiecie od dawna. Tym razem w moje ręce trafiła powieść „Na krawędzi” autorstwa Ruth Mancini. Czy ten debiut okazał się udany? Czy Ruth Mancini pretenduje do bycia mistrzynią dreszczyku emocji?
Tate Kinsella jest zamieszana w śmierć pewnej kobiety. Jako ostatnia widziała ją, nim ta spadła z tarasu na dwudziestym drugim piętrze...
2024-05-05
2024-04-25
Jakiś czas temu, dzięki uprzejmości autorki, otrzymałam ebooka „Zmęczone skrzydła ptaka”. Jak wiecie, kryminał to mój ulubiony gatunek i właśnie po niego sięgam najczęściej. Dlatego też niewiele się zastanawiałam i z chęcią zabrałam się za lekturę. A jakie są moje wrażenia po?
Agnieszka postanawia rozpocząć nowe życie w Anglii. Szybko poznaje grupę znajomych, również z Polski. Pewnego dnia, korzystając z życia towarzyskiego, poznaje Gavina. Mężczyzna budzi w niej sprzeczne uczucia, jednak ma w sobie coś fascynującego, co nie pozwala jej o nim zapomnieć. Okazuje się, że Gavin ma za sobą niechlubną przeszłość, a do tego zdaje się być powiązany z tajemniczym morderstwem. Jaką decyzję podejmie Agnieszka? Czy Gavin rzeczywiście miał coś wspólnego ze zbrodnią?
Z przykrością muszę stwierdzić, że to jedna z tych powieści, przy których bardzo się męczyłam. Dobrnęłam do końca, ponieważ należę do tych czytelników, którzy po prostu muszą czytać od deski do deski. Taka wewnętrzna potrzeba. W zasadzie do ostatniej strony miałam nadzieję, że zmienię zdanie i jednak ta powieść zapunktuje. Niestety, tak się nie wydarzyło. Zabrakło mi tutaj tych zwrotów akcji, kolejno odsłanianych kart, napięcia związanego z odkrywaniem tajemnicy. Takich klasycznych elementów dobrego kryminału. Zamiast tego miałam wrażenie, że czytam zlepek wątków dotyczących różnych postaci, którzy w jakimś mniejszym bądź większym stopniu są ze sobą powiązani. Trudno było mi się skupić na fabule, a szkoda, bo pomysł jest jak najbardziej na plus.
Poza tym nie zaliczyłabym tej powieści do kryminału feministycznego. Wątek morderstwa jest tutaj jakby zepchnięty na boczny tor. Niby jest śledztwo, niby każdy próbuje dowieść, co tak naprawdę się stało, jednak w dużej mierze wszystko kręci się wokół życia codziennego bohaterów. Dla mnie nie zadziało się tutaj nic porywającego, czego bardzo żałuję. Co do samych bohaterów, trudno mi było się z nimi zżyć. Odniosłam wrażenie, że to grupa ludzi, którzy nie są usatysfakcjonowani swoim życiem. Do tego główna postać - Agnieszka, która nie jest w stanie porozumieć się sama ze sobą w kwestii uczuć.
„Zmęczone skrzydła ptaka” to debiut. Chociaż ta powieść nie spełniła moich oczekiwań, w przyszłości chętnie sięgnę po kolejną książkę autorki, aby dać szansę jej twórczości.
Za możliwość przeczytania dziękuję Autorce
Jakiś czas temu, dzięki uprzejmości autorki, otrzymałam ebooka „Zmęczone skrzydła ptaka”. Jak wiecie, kryminał to mój ulubiony gatunek i właśnie po niego sięgam najczęściej. Dlatego też niewiele się zastanawiałam i z chęcią zabrałam się za lekturę. A jakie są moje wrażenia po?
Agnieszka postanawia rozpocząć nowe życie w Anglii. Szybko poznaje grupę znajomych, również z...
2024-03-30
Są takie książki, o których mówi się, że są stereotypowe. Ot, takie tam obyczajówki. Nic nie wnoszą, co najwyżej dostarczą trochę rozrywki. Jednak, czy aby na pewno wszystkie powieści z gatunku literatury obyczajowej są takie same? Ostatnio miałam okazję przeczytać nową powieść pani Joanny Tekieli. To moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki i przyznam już na dzień dobry, że...całkiem udane.
Nina jest kobietą po przejściach, która walczy z demonami przeszłości. Pewnego dnia postanawia postawić wszystko na jedną kartę. Jak mówi przysłowie “rzuca wszystko i wyjeżdża w Bieszczady”. Przypadek sprawia, że trafia do Dębowego Uroczyska. Kobieta nie jest przesądna, ale tym razem postanawia sprawdzić, dlaczego los pokierował ją akurat w to miejsce. Zaprzyjaźnia się z właścicielami pensjonatu i jednym z gości. Okazuje się, że każde z nich boryka się z pewnymi problemami. Czy będą w stanie wzajemnie sobie pomóc? Czy Nina wreszcie otworzy się przed światem i odkryje prawdę o sobie?
„Dębowe Uroczysko” to jedna z tych powieści, które wciągają od pierwszej strony. Napisana lekko, przyjemnie, bez zbędnych opisów. Autorka prowadzi nas przez fabułę co chwila odkrywając nowe tajemnice związane z bohaterami, zwłaszcza związane z główną bohaterką. Nina to postać kobieca, o której dawno nie czytałam. Pod przysłowiową skorupą i silną kobietą, kryje się wyjątkowo wrażliwa osobowość. Można powiedzieć, że od najmłodszych lat los nie obchodzi się lekko z Niną. Dorosłe życie z kolei związało się z ogromną traumą. To, w jaki sposób radzi sobie kobieta, może być inspiracją dla wszystkich, którzy borykają się ze stratą, z utraconym dzieciństwem, z wieloletnim żalem.
Nasuwa się zatem myśl, że „Dębowe Uroczysko” to nie typowa powieść obyczajowa, ale coś więcej. Autorka ukazuje motyw straty, bólu, żalu, nieprzepracowanych tematów. Wskazuje też na ważny problem, jakim jest spełnianie własnych marzeń kosztem dziecka, którego pragnienia daleko odbiegają od pragnień rodziców. A skoro o dzieciach mowa, pojawia się tutaj również próba walki z niepłodnością. O tym, co przeżywa para w takiej sytuacji, o emocjach, relacjach i niepoddawaniu się. Poza tym dzięki spotkaniom bohaterów uświadamiamy sobie, że każdy z nas ma problemy, z którymi się boryka. Nikt z nas nie ma w pełni czystej, szczęśliwej karty.
„Dębowe Uroczysko” to powieść, którą polecam nie tylko paniom, choć pewnie one chętniej po nią sięgną. To idealna książka na wiosenny dzień. W zasadzie można ją na spokojnie przeczytać w jeden wieczór czy popołudnie. Momentami smutna, łapiąca za serce, ale przede wszystkim pełna nadziei. To taka powieść, po którą warto sięgnąć w trudniejszym czasie, żeby pomogła nabrać sił.
Współpraca recenzencka z wydawnictwem Filia
Są takie książki, o których mówi się, że są stereotypowe. Ot, takie tam obyczajówki. Nic nie wnoszą, co najwyżej dostarczą trochę rozrywki. Jednak, czy aby na pewno wszystkie powieści z gatunku literatury obyczajowej są takie same? Ostatnio miałam okazję przeczytać nową powieść pani Joanny Tekieli. To moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki i przyznam już na dzień...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-22
2024-01-31
2024-02-05
2024-02-09
2024-02-12
2024-02-13
2024-02-18
2024-02-19
2024-03-01
2024-03-11
2024-02-23
Po, przyznaję, średnim spotkaniem z “Oczami lęku” Adriana Bednarka, dałam szansę jego najnowszej powieści, czyli “Stella. Narodziny psychopatki”. Byłam bardzo ciekawa, czy autor tym razem będzie w stanie mnie czymś zaskoczyć, a może pojawi się schemat znany mi z serii o Kubie Sobańskim. Czy ta książka spełniła moje oczekiwania?
Stella Skalska jako nastolatka zostaje zmuszona do prostytucji. Wszystko za sprawą wujka, który przejął nad nią opiekę po nieszczęśliwym zdarzeniu, w którym brali udział jej rodzice. Dziewczyna przystosowuje się do tych niecodziennych okoliczności wierząc, że inwestycja za jakiś czas się zwróci, a ona będzie mogła żyć normalnie. Pewnego dnia dochodzi do wypadku, który zmieni życie Stelli. Ale czy w dobrą stronę? Dziewczyna poznaje klienta, który okazuje się mieć wyjątkowe wymagania. W tym momencie budzą się demony, o których istnieniu nie miała pojęcia. Z przerażeniem postanawia powrócić do swojego rodzinnego miasta i rozliczyć się z przeszłością, co wcale nie będzie takie łatwe...
Adrian Bednarek zmroził mi krew w żyłach tą powieścią. Do tego nie można zapomnieć, że lektorem audiobooka jest fenomenalny Filip Kosior, dzięki któremu historię odbiera się jeszcze ciekawiej, ale mroczniej. W swoim życiu przeczytałam i przesłuchałam mnóstwo thrillerów, ale to, co autor tutaj wymyślił, przechodzi moje najśmielsze oczekiwania. I a propos śmiałości, lepiej nie da się ująć tego, o czym napisał w tej książce. Temat nastoletniej prostytucji, to jedno, ale wynaturzone fantazje, to naprawdę duży kaliber. Najbardziej przeraża jednak to, że takie “zachcianki” mogą mieć nie tyle fikcyjne postacie, co prawdziwi ludzie, których mijamy na co dzień na ulicy. Zdecydowanie w tym momencie muszę zaznaczyć, że jest to książka/audiobook dla czytelników o mocnych nerwach.
Abstrahując od trudnego do przełknięcia głównego tematu tej powieści, jest ona bardzo intrygująca. Po raz kolejny autor pozwala nam zerknąć w zakamarki psychopatycznego umysłu. Skąd biorą się takie mroczne wizje, plan zemsty i dlaczego nie załącza się moralny hamulec? Z jednej strony niepokoi fakt morderczych ciągotów, z drugiej patrzymy na postać, która momentami chce żyć normalnie. Obserwujemy tę wewnętrzną walkę z samym sobą. Chęć osiągnięcia spokoju ducha za wszelką cenę. Nie można też nie zauważyć, jak wielki wpływ na kształtowanie się psychiki młodych ludzi mają rodzice czy opiekunowie. Jak postrzeganie świata, który jest pełen zła, zdrad, cierpienia i niesprawiedliwości oddziałuje na dziecko. Jak wypacza jego system wartości. “Stella. Narodziny psychopatki” jest zatem kolejną powieścią autora, która nie pozostawia nas bez refleksji.
Powieść czy to w formie papierowej, czy audiobooka polecam wszystkim fanom autora. Jest to też idealna pozycja dla miłośników thrillerów, choć raczej będzie zbyt mocna dla bardziej wrażliwych czytelników. To historia bardzo wciągająca i intrygująca, choć niepokoi i przeraża. Dla mnie jedna z lepszych, jakie miałam okazję przesłuchać. Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg.
Współpraca reklamowa z Audioteką
Po, przyznaję, średnim spotkaniem z “Oczami lęku” Adriana Bednarka, dałam szansę jego najnowszej powieści, czyli “Stella. Narodziny psychopatki”. Byłam bardzo ciekawa, czy autor tym razem będzie w stanie mnie czymś zaskoczyć, a może pojawi się schemat znany mi z serii o Kubie Sobańskim. Czy ta książka spełniła moje oczekiwania?
Stella Skalska jako nastolatka zostaje...
2024-01-18
O tym, że kocham koty, wiecie. Że kocham książki? To również. A co, jeżeli Wam powiem, że jest książka idealna dla kociarzy i książkoholików w jednym? Jest nią właśnie “O kocie, który ratował książki” Sosuke Natsukawy. Czytałam wiele pochlebnych opinii na jej temat, a czy mi spodobała się równie mocno?
Jeśli książki z duszą, to tylko w Antykwariacie Natsuki. To wyjątkowe miejsce, choć nie jest tak popularne jak nowoczesne księgarnie. Właściciel antykwariatu umiera, a miejsce dziedziczy jego wnuk - Rintarō. Chłopak jest nieśmiały i nie bardzo wie, jak ma sobie poradzić z prowadzeniem działalności. Pewnego dnia pośród półek uginających się od nadmiaru książek, zauważa kota. Już sama jego obecność jest dziwna, a co dopiero fakt, że to kot, który mówi. Okazuje się, że Rintarō musi mu pomóc w uratowaniu książek. Rozpoczyna się niebezpieczna, a zarazem bardzo pouczająca podróż wśród labiryntów, na końcu których czekają ważne zadania do wykonania...
To jedna z tych książek, które otulają, a jednocześnie dają do myślenia. Choć misje, jakie ma wykonać główny bohater, zakrawają o świat fantastyczny, sprowadzają się tak naprawdę do zadania sobie bardzo realnych pytań. Na czym polega siła miłości? Co jest w życiu tak naprawdę ważne? Czym jest szczęście? Jak odnaleźć sens i radość życia? Dlaczego w życiu nie warto być samotnym? Na te pytania Rintarō odpowiada sobie w dużej mierze sam, realizując misje powierzone mu przez rudego kota. A to wszystko na kanwie czytania książek. Autor stworzył niesamowitą fabułę, która poprzez miłość do książek i poznawania ich treści, próbuje skłonić czytelnika do zastanowienia się nad najważniejszymi aspektami życia.
Zdawałoby się, że to książka typowo dla młodzieży. Nic bardziej mylnego. Zgadza się, jest trochę bajkowa, ale przy tym wszystkim da satysfakcję również dorosłemu czytelnikowi. A to za sprawą tych wszystkich filozoficznych i życiowych pytań, jakimi raczy nas podczas lektury. Oprócz tego możemy się świetnie bawić w towarzystwie rudego, pręgowatego kota, który dzięki temu, że mówi, podkreśla swój iście koci charakter.
“O kocie, który ratował książki” jest książką, która bardzo mi się podoba. Spędziłam z nią miło czas. Czytało mi się bardzo szybko i przyjemnie, a że książki i koty to moje klimaty, to tym bardziej oceniam ją na plus. Polecam i młodszym, i starszym czytelnikom. Czeka Was ciekawa, ale i filozoficzna przygoda.
O tym, że kocham koty, wiecie. Że kocham książki? To również. A co, jeżeli Wam powiem, że jest książka idealna dla kociarzy i książkoholików w jednym? Jest nią właśnie “O kocie, który ratował książki” Sosuke Natsukawy. Czytałam wiele pochlebnych opinii na jej temat, a czy mi spodobała się równie mocno?
Jeśli książki z duszą, to tylko w Antykwariacie Natsuki. To wyjątkowe...
2024-01-23
Jakiś czas temu trafiła na moją półkę jedna z nowszych powieści Wojciecha Kulawskiego, czyli „Między światami”. To książka z pogranicza kryminału i horroru z nutą science fiction. Do tej pory moje spotkania z twórczością autora należały do udanych, a jak jest tym razem?
Leon Kowal po przymusowym odejściu z policji zakłada własne biuro detektywistyczne. Niestety, działalność nie przynosi zadowalających dochodów, a klientów wciąż brakuje. Pewnego dnia niespodziewanie zgłasza się do niego asystentka, a krótko po niej młody programista. Chłopak prosi o pomoc w odnalezieniu dziewczyny, z którą zaczął się spotykać, a która zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Z pozoru niewinna sprawa okazuje się mieć podwójne dno, a do tego dochodzą siły nadprzyrodzone, o których nikt nie śmiał nawet pomyśleć.
Jakiś czas wcześniej zostały przeprowadzone na studentach-ochotnikach kontrowersyjne eksperymenty. Doktorantki odpowiedzialne za badanie miały na celu udowodnienie istnienia zdolności paranormalnych. Niestety, nikt nie spodziewał się, że badanie zakończy się tragicznie...
Czy zaginiona dziewczyna jest w jakiś sposób powiązana z tajemniczymi eksperymentami? Czy Leonowi uda się rozwikłać zagadkę? Jaką rolę pełni jego asystentka?
Do sięgnięcia po tę powieść zachęcił mnie opis. Bardzo zaintrygowało mnie to połączenie kryminału, horroru i science fiction i w moim odczuciu jest to genialne połączenie. Historia zaczyna się tajemniczo. Pierwsza scena przypomina mi filmy z cyklu „Oszukać przeznaczenie”. Tak, taki klimat funduje nam autor na samym początku. I to już przykuło moją uwagę. Później było już tylko ciekawiej. Oto mamy dwie płaszczyzny czasowe. Jedna biegnie w czasie teraźniejszym, kiedy to Leon próbuje rozwikłać zagadkę zaginięcia dziewczyny. Z drugiej strony powoli odkrywamy, co wydarzyło się jakiś czas wcześniej i dlaczego jedna z bohaterek jest w śpiączce. Im dalej brniemy w fabułę, tym bardziej widzimy, dokąd historia zmierza i co mają wspólnego kontrowersyjne eksperymenty z tajemniczym zaginięciem. Autor perfekcyjnie wplata tutaj elementy horroru i science fiction. Dowiadujemy się trochę na temat telepatii, psychokinezy, prekognicji, a także innych wymiarów. Właśnie one nadają tej powieści taki niesamowity, mroczny, przenikający klimat. Dla mnie dodatkowym atutem jest tutaj osadzenie części akcji w Tatrach, a zwłaszcza na Orlej Perci.
„Między światami” to także powieść, którą czyta się ekspresowo. To jedna z tych książek, do których się siada i nie jest się w stanie oderwać. Sama przeczytałam ją jednego dnia. Autor hipnotyzuje nas stylem i fabułą, w której akcja co rusz przyspiesza. Do tego właśnie te wspomniane wcześniej dwie płaszczyzny czasowe bardzo zaciekawiają czytelnika. Po przeczytaniu rozdziału od razu chce się wiedzieć, co będzie dalej. Chce się wiedzieć, dlaczego tak, a nie inaczej. Chce się wiedzieć, dokąd zmierza cała ta historia, kim są tak naprawdę bohaterowie i czy warto igrać z nieznanym. Uwielbiam takie książki, a jeśli są w stanie zafundować mi emocjonujący rollercoaster emocji z domieszką strachu i dreszczyku, to po prostu, przepadam.
„Między światami” to powieść, którą polecam wszystkim miłośnikom kryminałów i horrorów z science fiction w naukowym klimacie. Wciągająca, przerażająca (jak na horror przystało), zapewniająca niebywałą rozrywkę. Jeżeli szukacie książki, która da Wam dreszczyk emocji, to bardzo polecam właśnie ten tytuł.
Za możliwość przeczytania dziękuję Autorowi
Jakiś czas temu trafiła na moją półkę jedna z nowszych powieści Wojciecha Kulawskiego, czyli „Między światami”. To książka z pogranicza kryminału i horroru z nutą science fiction. Do tej pory moje spotkania z twórczością autora należały do udanych, a jak jest tym razem?
Leon Kowal po przymusowym odejściu z policji zakłada własne biuro detektywistyczne. Niestety,...
2024-01-17
Jak pewnie zauważyliście, lubię od czasu do czasu sięgać po literaturę faktu. Zwłaszcza, jeżeli autor potrafi przedstawić realia w sposób przystępny i ciekawy. Tym razem miałam okazję poszerzyć swoją wiedzę na temat Śląska, a szczególnie Familoków i ich mieszkańców.
Charakterystyczne, ceglane budynki to jeden z symboli Górnego Śląska. Wraz z kopalniami tworzą wręcz nieodłączny obraz tego rejonu. Kamil Iwanicki, autor książki, jest silesianistą i twórcą projektu dotyczącego, właśnie, Familoków. Przedstawia ich historię, która sięga końca XVIII wieku. Skąd się wzięły osiedla robotnicze. Kim byli rdzenni mieszkańcy Familoków. Ponadto wplata tradycje i obyczaje charakterystyczne dla społeczności zamieszkującej te budynki. Przedstawia też ich obecną sytuację.
Przyznaję, że ta książka jest bardzo ciekawa. Sama nie wiem, w którym momencie dotarłam do ostatniej strony, bo pomimo tego, że to literatura faktu, czyta się jak intrygującą beletrystykę. Dodatkowo treść jest wzbogacona o teksty z oryginalną śląską pisownią. Mimo to nie ma problemu z ich rozczytaniem, ponieważ autor zadbał o wytłumaczenie poszczególnych fragmentów. Zdecydowanie odczarowuje to Śląsk, który do tej pory kojarzył mi się z bardzo ponurym i smutnym miejscem. Okazuje się, że to barwny, pełen tradycji i zwyczajów region. Wydaje mi się, że właśnie te zwyczaje opisane w książce są jednymi z najbardziej interesujących fragmentów. To właśnie one oddają prawdziwego śląskiego ducha i pozwalają poznać bliżej tamtejszą społeczność. Jej motywy, wierzenia, rodzinne opowieści, anegdoty.
Osobiście, bardzo zaciekawiły mnie przesądy i wierzenia. W jaki sposób tłumaczono sobie różne zjawiska? Kim jest Utopek czy bardziej znany Skarbek? Do tego tradycje związane z malowaniem okien na czerwono lub zielono. Poza tym czytając tę książkę ma się wrażenie, że przeżywa się wszystko razem z jej bohaterami. Dowiedziałam się, jak wyglądała tradycyjna wigilia Bożego Narodzenia, jak ważna była i jest Barbórka oraz dlaczego świniobicie było takim wielkim wydarzeniem lokalnej społeczności.
Z pewnością książka ta spodoba się jeszcze bardziej mieszkańcom Górnego Śląska, którzy na co dzień mają okazję poczuć tę atmosferę ceglanych bloków. Mogą porównać współczesność do przeszłości nie tylko dzięki opowieści autora, ale też zdjęciom, które wzbogacają książkę. Z pewnością dla wielu osób może być to wzruszająca podróż sentymentalna.
„Familoki. Śląskie mikrokosmosy. Opowieści o mieszkańcach ceglanych domów” Kamila Iwanickiego to jedna z ciekawszych książek, jakie miałam okazję przeczytać. Pełna ciekawostek, historii i fotografii dotyczących Górnego Śląska, a zwłaszcza Familoków. Napisana w przystępny sposób, dzięki czemu czyta się ją lekko i przyjemnie, jak powieść beletrystyczną. Zachęcam do sięgnięcia po ten tytuł zwłaszcza, jeżeli lubicie literaturę faktu lub interesujecie się Górnym Śląskiem.
Współpraca reklamowa z wydawnictwem Editio
Jak pewnie zauważyliście, lubię od czasu do czasu sięgać po literaturę faktu. Zwłaszcza, jeżeli autor potrafi przedstawić realia w sposób przystępny i ciekawy. Tym razem miałam okazję poszerzyć swoją wiedzę na temat Śląska, a szczególnie Familoków i ich mieszkańców.
Charakterystyczne, ceglane budynki to jeden z symboli Górnego Śląska. Wraz z kopalniami tworzą wręcz...
2024-01-15
Kto mnie obserwuje w książkowych mediach społecznościowych, ten wie, że bardzo lubię od czasu do czasu sięgać po horrory. Zawsze tak samo fascynuje mnie to, że autorzy gatunku potrafią wywołać dreszcz strachu za pomocą słowa. Że tak bardzo potrafią wpływać na wyobraźnię bez używania obrazu. Z chęcią zatem zabrałam się za lekturę “Pustych mogił” Dominika Łuszczyńskiego. Czy ta opowieść rzeczywiście straszy?
Weronika Sobczak jest poczytną pisarką. Właśnie osiąga szczyt swojej kariery. Postanawia przeprowadzić się do Siedlan - maleńkiej wsi we wschodniej Polsce. Kobieta ma nadzieję, że w nowym, wymarzonym domu odpocznie od dotychczasowych spraw i w spokoju będzie oczekiwać narodzin swojego pierwszego dziecka. Nie wie jednak, że ucieczką do małej wioski skazała siebie na prawdziwy koszmar...
I oto moi drodzy pojawia się historia mrożąca krew w żyłach. Już sam początek zwiastuje, że nie będzie to lekka lektura, a autor nie będzie szczędził nam drastycznych opisów. Jest niepokojąco, strasznie i ma się wrażenie, że z tej historii nie da się wyjść bezpiecznie. Od pierwszych stron wiadomo, że mamy do czynienia z małą, zamkniętą społecznością Siedlan, która ma własne zasady i przekonania. Oczywiście, na tle religijnym. Tutaj nie bierze się jeńców. Tutaj jest wóz albo przewóz. Tutaj Słowo Boże gra pierwsze skrzypce, choć jeżeli chodzi o miłość do bliźniego, to już nie do końca. Do tego dochodzi opowieść o dawnych przybyszach, którzy zdają się nie być zwykłymi chorymi na trąd.
W tym wszystkim nagle pojawia się nowoczesna kobieta. W dodatku kobieta, która spodziewa się nieślubnego dziecka, a sama jest raczej na bakier z wiarą. Tym samym staje się obiektem niepożądanym wśród mieszkańców wsi i choć wszystkie znaki wskazują, że powinna opuścić to miejsce dla własnego dobra, ona postanawia zostać. Towarzyszy jej Adrian, w którym kobieta pokłada nadzieje na wspólną przyszłość. Nie wie jednak, że przeszłość ma inne plany...
Ta powieść to genialne ukazanie mentalności małej, zindoktrynowanej społeczności, która zdaje się postrzegać wszystko białe lub czarne. Społeczności, którą można manipulować niczym marionetką. Ciemnoty gotowej dokonać najgorszego, skoro tak nakazuje siła wyższa. I kiedy czytelnik już wie, że tutaj nie ma sensu dyskutować, wracają demony przeszłości. Z jednej strony klątwa, z drugiej karma, która chce dosięgnąć główną bohaterkę...
“Puste mogiły” to opowieść dusząca, mroczna, z lepkim i ciężkim klimatem. Autor nie szczędzi opisów okrucieństwa zarówno fizycznego jak i psychicznego. To historia, która na swój sposób przeraża, chociaż nie w klasycznym tego słowa znaczeniu, a raczej w kontekście próby przetrwania. Za to zakończenie... to jest dopiero mrożący krew w żyłach kawałek. Polecam miłośnikom gatunku.
Kto mnie obserwuje w książkowych mediach społecznościowych, ten wie, że bardzo lubię od czasu do czasu sięgać po horrory. Zawsze tak samo fascynuje mnie to, że autorzy gatunku potrafią wywołać dreszcz strachu za pomocą słowa. Że tak bardzo potrafią wpływać na wyobraźnię bez używania obrazu. Z chęcią zatem zabrałam się za lekturę “Pustych mogił” Dominika Łuszczyńskiego. Czy...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Upiór w moherze” to moje kolejne spotkanie z twórczością Iwony Banach. Tym razem zdecydowałam się sięgnąć po jej książkę ze względu na ciekawy wątek pojawiającego się w realnym świecie bohatera literackiego. Czy ta powieść skradła moje czytelnicze serce?
Pewnej nocy w bibliotece zjawia się bohater jednej z powieści. Szuka pomocy, ponieważ podejrzewa, że autor książki, z której pochodzi, jest w niebezpieczeństwie. Sytuację pogarsza fakt, że jeżeli dojdzie do morderstwa, bohater nie przeżyje upragnionej sceny miłosnej, która dopiero ma być napisana.
W tym samym czasie grupa pisarek i pisarzy wpada na dość niekonwencjonalny pomysł promocji swoich książek. Postanawiają upozorować morderstwo, jednak przypadkiem trafiają na trop prawdziwego zabójcy. Podejrzenia padają na miejscowego Upiora w moherze - postać, która ma już wiele za uszami.
Czy bohaterowi uda się uratować swojego autora? Kto okaże się prawdziwym mordercą?
Z komediami kryminalnymi bywa u mnie różnie. Raz za nimi przepadam, raz czuję ogromny zawód, a zamiast dobrej rozrywki - zażenowanie. W przypadku „Upiora w moherze” mam mieszane uczucia. Momentami dobrze się bawiłam, żeby za chwilę ten cały dobry humor minął. Zwłaszcza przy fragmentach nawiązujących do fizjologii ludzkiego ciała. To jednak nie moja bajka. Niemniej, sam pomysł sprowadzenia bohatera pewnej powieści do realnego świata i jego udział w śledztwie jest moim zdaniem genialny.
Co do samej fabuły, trochę się gubiłam. Miałam wrażenie, że wątki nie do końca ze sobą współgrają i trudno się w nich połapać. Nie ukrywam, że nieco utrudniało mi to czytanie. Trochę mi szkoda, bo historia przedstawiona w tej powieści zwraca uwagę na ważne problemy współczesności. Niepoprawne relacje rodzinne, pogoń za sławą, wyścig szczurów coraz bardziej widoczny w social mediach, wszechobecny hejt, fake newsy... Znamy to, prawda? A to wszystko przemycone pod postacią humorystycznych tekstów i sytuacji.
“Upiór w moherze” to komedia kryminalna, która być może nie wszystkich rozbawi, ale na pewno będzie dobrą rozrywką.
Ciekawy pomysł, charakterystyczni bohaterowie i literacka intryga z pewnością przypadną do gustu niektórym czytelnikom.
Współpraca recenzencka z wydawnictwem Dragon
„Upiór w moherze” to moje kolejne spotkanie z twórczością Iwony Banach. Tym razem zdecydowałam się sięgnąć po jej książkę ze względu na ciekawy wątek pojawiającego się w realnym świecie bohatera literackiego. Czy ta powieść skradła moje czytelnicze serce?
więcej Pokaż mimo toPewnej nocy w bibliotece zjawia się bohater jednej z powieści. Szuka pomocy, ponieważ podejrzewa, że autor książki, z...