Nagość życia. Opowieści z bagien Rwandy
- Kategoria:
- reportaż
- Seria:
- Reportaż
- Tytuł oryginału:
- Dans le nu de la vie. Récits des marais rwandais
- Wydawnictwo:
- Czarne
- Data wydania:
- 2011-05-11
- Data 1. wyd. pol.:
- 2011-05-11
- Liczba stron:
- 200
- Czas czytania
- 3 godz. 20 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788375362527
- Tłumacz:
- Jacek Giszczak
- Tagi:
- literatura francuska ludobójstwo
Wiosną 1994 roku, kiedy zaczęły się rzezie Tutsich przez Hutu w Rwandzie, Jean Hatzfeld był w Sarajewie. Dziennik "Libération" wysyła go do Stanów Zjednoczonych, by relacjonował mistrzostwa świata w piłce nożnej. W hotelowym pokoju w San Francisco dowiaduje się z telewizji o ludobójstwie w Rwandzie. Później zostaje wysłany do Rwandy, by pisać o ucieczce setek tysięcy Hutu do sąsiednich krajów. Po powrocie do Paryża zastanawia się, dlaczego media tak mało miejsca poświęcają ludziom, którzy ocaleli. W 1997 roku wraca do Rwandy, by wysłuchać tych, którzy przeżyli. Świadectwa trzynastu z nich, pierwszych, którzy zdecydowali się mówić, składają się na książkę "Nagość życia. Opowieści z bagien Rwandy".
Trzynastu Tutsich opowiada o tym, jak przeżyli, całymi tygodniami nie wychodząc z bagien, leżąc w błocie, kryjąc się pod wielkimi papirusami, a ich lakoniczne, często metaforyczne słowa ocierają się niemal o poezję. Opowiadają o tym, jak ich sąsiedzi Hutu zabijali maczetą ich rodziców, ich dzieci, ich przyjaciół, jednak językiem tak lekkim, że ból wydaje się mniej bolesny, okrucieństwo nie tak okrutne. Mówią też, dlaczego nie rozumieją tego, co się stało, dlaczego tak mało jest w nich nienawiści, w jaki sposób zdołali powrócić do życia, choć stracili wszystko, rodziny, domy, stada, choć dotarli do kresu życia, do "nagości życia", jak mówi jeden z nich. Jean Hatzfeld opisuje ich wioski, rwandyjskie pejzaże, portretuje osoby składające świadectwa: nauczyciel Innocent Rwililiza, wypasający bydło Janvier, szwaczka Jeannette, osoby, z którymi polski czytelnik spotkał się już w trzeciej części rwandyjskiej trylogii Hatzfelda zatytułowanej "Strategia antylop".
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oceny
Książka na półkach
- 1 194
- 826
- 181
- 48
- 30
- 19
- 18
- 16
- 14
- 11
Opinia
„W roku 1994, od godziny jedenastej w poniedziałek 11 kwietnia do czternastej w sobotę 14 maja, około pięćdziesięciu tysięcy z pięćdziesięciu dziewięciu tysięcy miejscowych Tutsi zginęło od maczety na wzgórzach powiatu Nyamata w Rwandzie z rąk bojówkarzy interahamwe i sąsiadów Hutu, którzy zabijali codziennie od godziny dziewiątej do godziny szesnastej. Oto punkt wyjścia tej książki.”
"To były naprawdę spokojne i dobrze zorganizowane masakry."
"Celem tej książki jest (...) umożliwienie lektury tych dziwnych opowieści ludzi ocalałych." Ocalałych, którym "los pozwolił wypowiadać słowa".
"... całe wzgórze było otoczone przez interahamwe. Rano wspinali się rzędami ze śpiewem i zaczynali gonitwę, głośno wykrzykując. Trzeba było osiągać poniżej dziewięciu sekund na setkę, żeby im się wymknąć. Musiałeś pędzić między drzewami, uciekać przez cały dzień, nigdy nie zwalniając. Często urządzali pułapki. Kryli się gdzieś po cichu, ich koledzy zjawiali się później, by pędzić nas jak antylopy do miejsca zasadzki. W ten sposób mogli zabić większą ilość ludzi. Coś w rodzaju safari na Kilimandżaro, tyle że bez aparatów fotograficznych."
"Człowiek kryje w sobie tajemnicze powody, dla których chce przeżyć. Im więcej nas umierało, im bardziej byliśmy gotowi na śmierć, tym szybciej biegaliśmy, by zyskać choć chwilę życia. Nawet ci, którzy mieli obcięte nogi i ręce, prosili o wodę, żeby przetrwać choć godzinę dłużej. Nie potrafię wyjaśnić tego fenomenu."
"Czytałem, że po każdym ludobójstwie historycy wyjaśniają, iż będzie ostatnie. Ponieważ już nikt nie będzie mógł się zgodzić na coś podobnego. To kpina. Ludzie odpowiedzialni za ludobójstwo w Rwandzie to nie jacyś biedni i ciemni rolnicy ani okrutni alkoholicy z interahamwe; to ludzie wykształceni. To profesorowie, politycy, dziennikarze, którzy wyjechali do Europy, by studiować historię Rewolucji Francuskiej i nauki humanistyczne. To ci, którzy podróżowali, których zapraszano na konferencje i którzy przyjmowali białych na kolacji w swych willach. Intelektualiści, którzy mieli biblioteki sięgające sufitu."
"To co się stało w Nyamacie, w kościołach, na bagnach i wzgórzach, to były nieprawdopodobne wyczyny bardzo zwykłych ludzi. Oto dlaczego to mówię. Dyrektor szkoły i szkolny inspektor z mojego sektora brali udział w rzeziach, zabijając nabitymi gwoździami pałkami. Dwaj koledzy nauczyciele, z którymi kiedyś piłem piwo i wymieniałem uwagi na temat uczniów, też maczali w tym palce, że się tak wyrażę. Pewien ksiądz, burmistrz, zastępca prefekta, lekarz zabijali własnymi rękami.
Ci wykształceni ludzie nie żyli w czasach królów Batutsi. Nikt ich nie okradł ani nie szykanował, nikt niczego od nich nie żądał. Nosili bawełniane spodnie z kantem, odpoczywali po pracy, jeździli samochodami lub na motorowerach. Ich żony nosiły biżuterię i znały miejskie zwyczaje, ich dzieci chodziły do szkół białych.
Ci światli ludzie byli całkiem spokojni i nagle zakasali rękawy, by chwycić maczetę. Więc dla kogoś takiego jak ja, kto przez całe życie uczył przedmiotów humanistycznych ci zbrodniarze pozostaną straszliwą tajemnicą.
"Wojna jest skutkiem inteligencji i głupoty. Ludobójstwo jest wynikiem zwyrodnienia inteligencji. Gdy mówię o tej epoce, jedna rzecz mnie przerasta, barbarzyństwo tych rzezi. Jeśli trzeba było zabijać, należało zabijać, ale po co obcinać ramiona i nogi?"
"(...) zbyt wiele ważnych osób podjudzało tłumy zwykłych ludzi"
"Żyliśmy jak obłąkani. Czas o nas zapomniał. Pewnie dalej płynął dla innych, dla Hutu, dla cudzoziemców, dla zwierząt, ale nie chciał już płynąć dla nas. Czas nas zlekceważył, bo już w nas nie wierzył, i w konsekwencji my nie spodziewaliśmy się po nim niczego. Więc nie czekaliśmy na nic."
"Myślę zresztą, że nikt nie napisze nigdy całej prawdy o tej dziwnej tragedii; ani profesorowie z Kigali czy z Europy, ani intelektualiści albo politycy. Każde wyjaśnienie tego, co się zdarzyło, będzie się chwiało jak stół na nierównych nogach. Ludobójstwo to nie byle chwast wyrosły na dwóch czy trzech cienkich korzonkach; tylko na węźle korzeni, które długo gniły pod ziemią i nikt ich nie zauważył."
"W rodzinach urwały się więzi, jakby teraz każdy chciał wykorzystać wyłącznie dla siebie tę resztkę życia, która mu została."
Jestem świeżo po lekturze "Teraz narysujemy śmierć" Tochmana. Jeśli miałbym porównać obydwa te reportaże, a jakoś nie jestem w stanie się od tego powstrzymać, to zdecydowanie preferuję Nagość. Dlaczego? Bo zawiera dużo więcej wartości poznawczych. Hatzfeld jest daleki od obrzucania czytelnika jelitami; nie każe chodzić po świeżych mózgach; nie każe stać obok ojców, którzy na rozkaz oprawców jedzą wątroby swoich synów.
Mamy więc odpowiedź na postawione przez Tochmana pytanie czy można opisywać cierpienie bez epatowania. Można. I to zdecydowanie w wyważony a zarazem wiarygodny sposób. Pod warunkiem oczywiście, że wychodzimy z założenia, że w istocie idzie tu o pochylenie się nad niewyobrażalnym wręcz cierpieniem ocalonych, wsłuchanie się w ich relacje, o pozostawienie im właśnie roli głównych bohaterów oraz próbę zrozumienia co tak naprawdę się tam wydarzyło i jak zachował się cywilizowany świat, nie zaś li tylko o nurzanie się we krwi i efekciarskie wywoływanie szoku. Widzimy tutaj rzeczywistych winowajców a nie kozła ofiarnego którego rzuca na pożarcie zesztywniałemu czytelnikowi Tochman. Mimo iż siłą rzeczy Nagość zawiera w sobie okrucieństwo, to faktycznie jest w niej swego rodzaju poetyckość. Relacje świadków są odseparowane opisami drogi, otoczenia w jakim mieszkają, przepięknych rwandyjskich krajobrazów. Daje to możliwość odsapnięcia i co ważne - daje czytelnikowi czas i szansę na samodzielną refleksję.
Na koniec pozwolę sobie jeszcze na trywialną w istocie refleksję: ilekroć podróżujemy do zacnej, kulturalnej, zamożnej swoją ciężką pracą i talentami menedżerskimi Europy Zachodniej, zwróćmy uwagę na osoby obok których przechodzimy na ogół obojętnie - pomywaczy, śmieciarzy, sprzątaczy, cieciów - których tak wiele na ulicach Paryża, Brukseli, Amsterdamu. Przyjrzyjmy się ich twarzom na których wyryte jest bezgraniczne cierpienie i nędza. Zastanówmy się chwilę nad ich historią. Zastanówmy się w jak ogromnym stopniu to właśnie ta światła, cywilizowana Europa do tego cierpienia i do tej nędzy się przyczyniła. To bardzo ważny element podróży. I bardzo ważny element Nagości...
„W roku 1994, od godziny jedenastej w poniedziałek 11 kwietnia do czternastej w sobotę 14 maja, około pięćdziesięciu tysięcy z pięćdziesięciu dziewięciu tysięcy miejscowych Tutsi zginęło od maczety na wzgórzach powiatu Nyamata w Rwandzie z rąk bojówkarzy interahamwe i sąsiadów Hutu, którzy zabijali codziennie od godziny dziewiątej do godziny szesnastej. Oto punkt wyjścia...
więcej Pokaż mimo to