rozwiń zwiń

Opowieść zombilijna

Okładka książki Opowieść zombilijna
Adam Roberts Wydawnictwo: Zysk i S-ka horror
164 str. 2 godz. 44 min.
Kategoria:
horror
Tytuł oryginału:
I Am Scrooge: A Zombie Story for Christmas
Wydawnictwo:
Zysk i S-ka
Data wydania:
2010-11-30
Data 1. wyd. pol.:
2010-11-30
Liczba stron:
164
Czas czytania
2 godz. 44 min.
Język:
polski
ISBN:
978-83-7506-637-1
Tłumacz:
Adrian Napieralski
Tagi:
zombi
Średnia ocen

                5,1 5,1 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki The Time Travellers Almanac Part IV - Communiqués Isaac Asimov, Edward Frederick Benson, Richard Bowes, Molly Brown, Karen Haber, Nalo Hopkinson, Geoffrey A. Landis, Tanith Lee, Bob Leman, Adam Roberts, Kristine Kathryn Rusch, Pamela Sargent, Charles Stross, Harry Turtledove, Ann VanderMeer, Jeff VanderMeer, Carrie Vaughn, Gene Wolfe
Ocena 8,0
The Time Trave... Isaac Asimov, Edwar...
Okładka książki Clarkesworld Magazine, Issue 127, April 2017 Robert Brice, Vajra Chandrasekera, Neil Clarke, Fei Dao, Adam Roberts, Kelly Robson, Michael Swanwick, Bogi Takacs, Juliette Wade, Calden Wloka
Ocena 0,0
Clarkesworld M... Robert Brice, Vajra...

Mogą Cię zainteresować

Okładka książki Pradawne zło Robert Cichowlas, Łukasz Radecki
Ocena 6,2
Pradawne zło Robert Cichowlas, Ł...
Okładka książki Zaułek potworów Kevin J. Anderson, Kelley Armstrong, Chelsea Cain, Heather Graham, Simon R. Green, David Liss, Jonathan Maberry, Sharyn McCrumb
Ocena 5,4
Zaułek potworów Kevin J. Anderson, ...
Okładka książki 13 ran Robert Cichowlas, Stefan Darda, Rick Hautala, Magdalena Kałużyńska, Rob Kayman, Jack Ketchum, Anna Klejzerowicz, Kazimierz Kyrcz jr, Edward Lee, Jonathan Maberry, Graham Masterton, Carlton Mellick III, Łukasz Radecki, Aleksandra Zielińska
Ocena 6,3
13 ran Robert Cichowlas, S...
Okładka książki Trupojad. Nie ma ocalenia Tim Borys, Robert Cichowlas, Tomasz Duszyński, Agata Getek, Krzysztof Gonerski, Daniel Greps, Jarosław Grzędowicz, Wiesław Karasiński, Radosław Kowalik, Jakub Małecki, Paweł Paliński, Paweł Pietrzak, Piotr Połubiński, Anna Szczęsna, Robert Wieczorek, Aleksandra Zielińska
Ocena 5,9
Trupojad. Nie ... Tim Borys, Robert C...

Oceny

Średnia ocen
5,1 / 10
151 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
661
592

Na półkach:

Pada trup, pada trup, dzwonią dzwonki sań / "Opowieść zombilijna" - Adam Roberts/

http://alicyawkrainieslow2.blogspot.com/2013/10/pada-trup-pada-trup-dzwonia-dzwonki-san.html

Nadchodzi zombie apokalipsa w wersji wigilijnej! Najlepiej zdać się przy niej na ducha świątecznego lenistwa i potraktować ją z przymrużeniem oka, jako rozrywkę idealną dla przeciążonego obżarstwem ciała i umysłu.

Wydaje się, że wśród takich powieści jak: „Duma i uprzedzenie i zombie” Setha Grahame’a-Smitha czy „Przedwiośnie żywych trupów” Kamila Śmiałkowskiego, „Opowieść zombilijna” nie jest niczym specjalnym. Otóż w przeciwieństwie do swoich poprzedniczek nie jest ona mashupem, tylko w pełni autonomiczną powieścią zbudowaną na fabule oryginału i wykorzystująca jego bohaterów do zupełnie nowych celów. To, z czym mamy do czynienia, jest więc głównie wytworem wyobraźni Roberts’a.

Jak widać, pomysłów na zaszczepianie wirusa zombie w szeroko rozumianej kulturze nie brakuje. To dobrze, że przynajmniej – jak na razie – nie próbuje się z nich zrobić posągowych piękności, które obryzgują czytelnika nie krwią, lecz w przedziwny sposób rozumianą przyzwoitością w postaci żelu. Z zombie nie można wdać się w dyskusję, przeciągnąć go na swoją stronę, ani oswoić, sam zombie nie zastanawia się nad swoją naturą i nie próbuje jej zmienić. W tym kontekście warto wspomnieć o „Lamencie zombie”, w tej powieści nieumarli są całkowicie świadomymi siebie istotami, walczą o prawa obywatelskie, a nawet stają się zdolni do spłodzenia zombie-dzieci - takie przedstawianie motywu jest jednak odosobnione. W książce Robertsa zombie pozostają metaforą. Możemy, więc skupić się na tym aspekcie zombiowatści funkcjonującym w mediach, w którym nieumarły nie jest ani dobry ani zły, a jego działaniem kieruje zew/impuls, który każe mu jeść mózgi żywych. Prawdziwy zombie to symbol związany z pierwotną, bezlitosną, niezaspokojoną siłą. W fenomenie nieumarłego najważniejsza jest właśnie ta siła, a nie fakt uwolnienia prymitywnych podistot, które obracają się przeciwko żywym.

W odpowiedzi na ataki obrońców klasycznych dzieł literatury, sparafrazuję pierwsze słowa powieści: „Zacząć należy od tego, że klasyka jest martwa… no prawie martwa…. Lepiej tego ująć nie można, współcześnie klasyka to zombie, powłóczące nogami i pragnące dotrzeć do jakiegokolwiek (!) mózgu. Niestety biorąc pod uwagę poziom czytelnictwa i ilość bryków – bezskutecznie. Jeżeli więc, ktoś pod wpływem „Opowieści zombilijnej” przeczyta „Opowieść wigilijną” lub spróbuje dowiedzieć się, kim był ten cały Dickens i Wells – chwała Robersowi za to. Dzięki nieumarłym i klasyka wciąż żyje, jeśli tak można powiedzieć. Poza tym, w literaturze klasycznej również tkwi siła, która nie pozwala jej umrzeć i wciąż na nowo powołuje ją do życia. Ciekawym zabiegiem reanimacyjnym jest wplatanie w treść utworów właśnie tej cechy klasyki, która stanowi o jej sile. Można na wyrost uznać nawet, że dobra literatura jest jak wirus utrzymujący przy życiu ludzki mózg, jeśli zostanie nią skażony.

Głównym bohaterem „Opowieści zombilijnej”, tak jak w oryginale, jest Ebeneezer Scrooge. Od jego pierwowzoru pod względem charakteru niewiele go różni: to skąpiec, gardzący świętami (w końcu to dzień, jak co dzień) i ludzkimi odruchami, brzydzący się dobroczynnością, to pracoholik i kombinator, dla którego jedyną wartością ważną w życiu jest jego własna praca. Dla Roberstowego Scrooga wigilia to dzień naznaczony przykrym wspomnieniem, które ukształtowało jego osobowość: gdy był małym chłopcem napadł go dziwny mężczyzna. W obecny wigilijny dzień, ze schematu codzienności wyrywa go najpierw nieznajomy (wyglądający jednak znajomo) ze swoimi nietrzymającymi się sensu radami i niespodziewana wizyta byłego wspólnika Marleya. Niespodziewana o tyle, że Marley nie żyje, a po wtargnięciu do mieszkania Scrooga, jego jedynym wyraźnym celem jest wygryzienie mu mózgu. Szybko okazuje się, że całe wydarzenie nie było odosobnionym przypadkiem i hordy krwiożerczych stworzeń opanowały już Londyn. Szybko domyślamy się, że sprawcą całej sytuacji i przywódcą zombie jest adoptowany przez Cratchitów Tim (!). Co gorsza jedyną szansą na zapobiegnięcie globalnej katastrofie i zapewnienie ludzkości przetrwania jest sam Scrooge, jedyny człowiek odporny na wirusa zombie. I tak zaczyna się dla naszego bohatera podróż w czasie i przestrzeni w towarzystwie trzech kolejnych Bożonarodzeniowych Duchów.

Pierwszy duch - teraźniejszości - wydobywa się z nocnikowych oparów i wyjaśnia, Scroogowi, czym są zombie. Tłumaczy, że to inteligentna zaraza żywiąca się umysłami, myślami (dlatego zjadają mózgi) i dlatego nawet duchy się ich boją - zombie mogą je zabić i wchłonąć. Ten niepozorny duch zabiera go także w podróż nad Londynem ukazując skalę zniszczeń. Drugi duch – przyszłości – zabiera Scrooga w o wiele dłuższą podróż, ukazując mu postępującą inwazję zombie. Korzysta przy tym ze specjalnego pilota, dzięki, któremu przemieszczają się w coraz odleglejszą przyszłość. Stylizacja mowy tego ducha nie jest zbyt udana (lub tłumaczenie całkowicie nietrafione). Duch mówi bełkotliwie, posługuje się skrótami, jakimś mało zrozumiałym – również dla czytelnika – slangiem, składającym się z elementów rapu czy hip-hopu (?). Na szczęście dla Scrooga, duch zaopatrzył się w słownik, dzięki któremu może się z nim w miarę porozumiewać. W swej podróży spotykają również nikogo innego jak Dickensa, Wellsa i Królową Wiktorię. Duch próbuje także wyjaśnić Scroogowi, co to jest główna oś czasu, jej odnogi i paradoks czasu. Powoli niektóre wydarzenia zaczynają układać się w logiczną całość, m.in. wyjaśnia się, że mężczyzną, który napadł Scrooga w dzieciństwie i dziwnym nieznajomym był on sam z przyszłości, Tim w przyszłości udoskonala wirusa, dlatego zombie jest trudno pokonać, chce również w przeszłości zlikwidować każdego Scrooga w każdej linii czasu. Trzeci duch – przeszłości – jakby ospały i znudzony całą sytuacją, ukazuje naszemu dzielnemu sknerze skąd wzięły się zombie i uświadamia Scroogowi, jak może je powstrzymać. Celem duchów jest zatrzymanie zarazy zombie i w związku z tym sprowokowanie Scrooga do zabicia Tima, co byłoby na pewno trudne, gdyby ten pozostał w postaci małego kalekiego chłopca. Jednak ten geniusz zła popełnia zasadniczy błąd – ujawnia się, ukazuje swoją prawdziwą postać. Scrooge zabija go i ratuje świat.

Wracając jednak do istoty samego zjawiska obserwowanego w książce. Materiał wydaje się być niewdzięczny: śmierdzący, bezmyślny, gubiący poszczególne elementy ciała i sączący swą zgnilizną na prawo i lewo zombie. Robertsowe zombie są oczywiście mordercze i mózgożerne, o dziwo jednak zachowują szczątkową pamięć z czasów życia, potrafią także wypluć to, co im nie smakuje. Są zdolne nawet wycharczeć jakieś słowo (poza „móóózg” oczywiście): Marley woła Scrooga po nazwisku, a ostatnie, co usłyszał w życiu Fred od swojej żony Hildy to: „męęż” zgrabnie po zombiewemu przekształcone w „męężmózg”. Oprócz tego nieumarli – w późniejszej partii utworu - stosują strategie walki: wysadzają się w powietrze infekując ziemię i używają zwierząt pułapek. Zombie w „Opowieśći wigilijnej” nie przerażają, raczej bawią, ich naturalizm przedstawiony jest w taki sposób, by nie obrzydzać czytelnikowi świąt.

Roberts stworzył dosyć interesującą genezę powstania zombie, która kojarzy się z rozbłyskiem prafenomenu, czyli z obiektywnym prawem przyrody. Według tego prawa proces nadejścia zombie jest naturalny. Gdy powstało życie zaczęła istnieć i śmierć. Istnieje teoria, że wraz ze śmiercią Chrystusa powstały zombie. I tak śledząc myśl pisarza: Herold, okazuje się być postacią pozytywną, a boże narodzenie to tak naprawdę „zgrozy nadchodzenie” i w dawnych czasach było świętem związanym z zombie (prezenty znajdują się w pudełkach, czyli symbolicznych trumnach; angielski pudding to symbol mózgu; a choinka jest jak zombie ani żywa, ani martwa).

Przekaz zawarty w dziele Robertsona jest aż nazbyt oczywisty i narzucający się: żyjemy w świecie, w którym „klepiemy” regułki i powielamy bez refleksji zwyczaje nie mając nawet odrobiny pojęcia o tym skąd się wzięły. Jesteśmy ignorantami, konsumującymi świąteczną papkę. A ta świąteczna papka konsumuje nas. Wróćmy jednak do samej powieści. Jej klimat zasługuje na owacje. Tworzy go głównie londyńska mgła, wszechobecny zapach zgnilizny i zepsucia, one czynią świat ponurym i nieprzyjemnym. Czujemy, że mimo radości nadchodzących świąt coś jest nie tak. Całość dopełniają plastyczne opisy scen z zombie i bardzo sugestywne obrazy zniszczeń. Mimo to język powieści jest giętki, lekki, pełen humorystycznych porównań i gier słownych. Wiele tutaj również komizmu sytuacyjnego. np. trwa atak przerażających nieumarłych, a duch teraźniejszości spokojnie uczy Scrooga wypowiadać słowo „zombie”; zombie, który zjada mózg pijanego mężczyzny, sam zaczyna być pijany; zombie prostytutki wyrównują rachunki z Kubą Rozpruwaczem; komunikujące się między sobą mordercze zombie-indory zabijają handlarza; pojawia się również piosenka wpisująca się w nowe rozumienie znaczenia świąt – o czym Scrooge jeszcze nie wiedział, gdy ją zaintonował - „pada trup pada trup, dzwonią dzwonki sań”. Mimo, iż aurze miasteczka towarzyszy piekielna nuta, nie ma dramatu apokalipsy, zbędnego patosu, treść nie przeraża, ponieważ są sceny, które mają tylko jedną funkcję: rozbawić czytelnika. Zresztą zarówno tytuł jak i sama klimatyczna okładka nie pozostawia wątpliwości, o czym będzie ta krótka powieść. Trudno spodziewać się po tego typu książce wyrafinowanego poczucia humoru, jednak czyta się ją z uśmiechem na ustach. Zombie, to zawsze dobra zabawa.

O ile zachwalałam plastyczność języka powieści i wszelkie dobro z niego wypływające, tak ten sam język stanowi również duży minus dla autora. Początek powieści wciąga, napięcie jest odczuwalne, niestety w późniejszych partiach utworu autor ma problem z utrzymaniem zainteresowania czytelnika i spójności tekstu. Przeszkadza trochę slang ducha, dygresje narratora i ogólne wrażenie, że pisarz sam się pogubił w stworzonych paradoksach czasu i na oślep szuka sensu. Oczywiście wszystko udaje się mniej więcej wyjaśnić, ale wrażenie zagubienia pozostaje. W treść wkradło się zbyt wiele wtrętów o współczesnym znaczeniu i to nie tylko w ustach ducha przyszłości, co akurat jest usprawiedliwione konwencją, np. zabity zombie to „nieaktywny” zombie, a Fred „szpanuje” powozem. Może był to zamierzony przez autora zabieg, ale niestety chybiony. Narrator i jego zbyt długie dygresje są irytujące. Nie wnoszą niczego do powieści poza rozmydleniem treści i przerywaniem wątków. Tłumaczenie lapsusu językowego pozbawia go pierwotnego ładunku komicznego. Narrator jest zdecydowanie zbyt nachalny w swojej chęci nawiązania relacji z czytelnikiem.

Czy zombie nam się przejedzą jak wampiry i wilkołaki? Od lat te eksploatowane nurty, wciąż po kolejnych liftingach cieszą się niegasnącą popularnością. Moda niby się zmienia. W rzeczywistości wciąż wraca i wciąż żeruje na tych samych motywach. Nie sądzę, więc że kiedyś zombie znikną całkowicie. Pomysłów, które zadziwiają czytelnika nie brakuje i raczej nie zabraknie. Przykładem jest ta krótka książka Robertsa, która bawi nas i zarazem uczy dystansu do samych siebie i świata, porywając w nieznaną nam dotąd wersję dziewiętnastowiecznego Londynu. Klasyka jest martwa? Tak, ale w bardzo pozytywnym znaczeniu.

Pada trup, pada trup, dzwonią dzwonki sań / "Opowieść zombilijna" - Adam Roberts/

http://alicyawkrainieslow2.blogspot.com/2013/10/pada-trup-pada-trup-dzwonia-dzwonki-san.html

Nadchodzi zombie apokalipsa w wersji wigilijnej! Najlepiej zdać się przy niej na ducha świątecznego lenistwa i potraktować ją z przymrużeniem oka, jako rozrywkę idealną dla przeciążonego obżarstwem...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    210
  • Chcę przeczytać
    153
  • Posiadam
    99
  • Teraz czytam
    8
  • Horror
    5
  • Zombie
    4
  • Ulubione
    2
  • 2021
    2
  • Fantastyka
    2
  • Fantasy
    1

Cytaty

Więcej
Adam Roberts Opowieść zombilijna Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także