rozwińzwiń

Dzieci Darwina

Okładka książki Dzieci Darwina Greg Bear
Okładka książki Dzieci Darwina
Greg Bear Wydawnictwo: Solaris Cykl: Radio Darwina (tom 2) fantasy, science fiction
480 str. 8 godz. 0 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Cykl:
Radio Darwina (tom 2)
Tytuł oryginału:
Darwin's Children
Wydawnictwo:
Solaris
Data wydania:
2009-11-30
Data 1. wyd. pol.:
2009-11-30
Liczba stron:
480
Czas czytania
8 godz. 0 min.
Język:
polski
ISBN:
9788375900361
Tłumacz:
Janusz Pultyn
Tagi:
Dzieci Darwina
Średnia ocen

6,4 6,4 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki Future Visions: Original Science Fiction Stories Inspired by Microsoft Elizabeth Bear, Greg Bear, David Brin, Nancy Kress, Ann Leckie, Jack McDevitt, Seanan McGuire, Robert J. Sawyer
Ocena 0,0
Future Visions... Elizabeth Bear, Gre...
Okładka książki Multiverse. Exploring Poul Andersons Worlds Karen Anderson, Stephen Baxter, Astrid Anderson Bear, Greg Bear, Gregory Benford, David Brin, Terry Brooks, C.J. Cherryh, Gardner Raymond Dozois, Bob Eggleton, Raymond E. Feist, Eric Flint, Nancy Kress, Larry Niven, Jerry Eugene Pournelle, Robert Silverberg, Harry Turtledove, Tad Williams
Ocena 8,5
Multiverse. Ex... Karen Anderson, Ste...
Okładka książki Mongoliada. Tom 1 Erik Bear, Greg Bear, Joseph Brassey, Cooper Moo, Neal Stephenson, Mark Teppo, E.D. deBirmingham
Ocena 5,3
Mongoliada. Tom 1 Erik Bear, Greg Bea...

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,4 / 10
46 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
4975
4766

Na półkach:

Brr,tom drugi już nie tak porywający.
Może pomysłowo,był też dobry ale dla mnie za bardzo skomplikowany naukowo.
Tematy,tu podjęte były na poziome studenta.Biologi,fizyki i medycy.
Tylko dobra ocena.
Bo,akcja była wartka lecz wiele wyrazów nie rozumiałem.

Brr,tom drugi już nie tak porywający.
Może pomysłowo,był też dobry ale dla mnie za bardzo skomplikowany naukowo.
Tematy,tu podjęte były na poziome studenta.Biologi,fizyki i medycy.
Tylko dobra ocena.
Bo,akcja była wartka lecz wiele wyrazów nie rozumiałem.

Pokaż mimo to

avatar
417
341

Na półkach: , , , ,

O ile pierwszy tom wciągnął mnie niesamowicie, o tyle jego kontynuacja nie zrobiła na mnie już takiego wrażenia. "Radio Darwina" charakteryzowało świetne połączenie nauki, refleksji społecznych oraz akcji, dzięki której trudno się było oderwać od lektury. "Dzieciom Darwina" brak tego czegoś, tej "iskry bożej", jakby natchnienie autora się już skończyło, a książka została napisana z automatu.

Nie jest to książka zła; autor nadal może pochwalić się świetnym warsztatem, jednakże nie ma już tego poczucia celowości, jakby Bear nie do końca wiedział, co właściwie chce nam przekazać. Czytając "Dzieci Darwina" miałam poczucie, jakbym wraz z bohaterami brodziła w gęstej mgle, miotając się bez celu. Nawet wątek religijny wydał mi się wciśnięty na siłę (albo ja nie zrozumiałam, czemu miał służyć w zamyśle autora).

Czy warto przeczytać "Dzieci Darwina"? Myślę, że tak, choćby z samej ciekawości, jak wg autora potoczyłyby się dalsze losy bohaterów. To cały czas jest ten sam Bear, to samo świetne pióro, brakuje w nim tylko charyzmy i pasji, które charakteryzowały poprzedniczkę. Ode mnie ocena 6 gwiazdek - książka dobra.

O ile pierwszy tom wciągnął mnie niesamowicie, o tyle jego kontynuacja nie zrobiła na mnie już takiego wrażenia. "Radio Darwina" charakteryzowało świetne połączenie nauki, refleksji społecznych oraz akcji, dzięki której trudno się było oderwać od lektury. "Dzieciom Darwina" brak tego czegoś, tej "iskry bożej", jakby natchnienie autora się już skończyło, a książka została...

więcej Pokaż mimo to

avatar
99
10

Na półkach: ,

Zapraszam do przeczytania recenzji: http://www.lukaszmigura.com/2014/09/dzieci-darwina.html

Zapraszam do przeczytania recenzji: http://www.lukaszmigura.com/2014/09/dzieci-darwina.html

Pokaż mimo to

avatar
6397
221

Na półkach: , ,

Kolejne stadium mutacji

„Dzieci Darwina” Grega Beara to z jednej strony dobra kontynuacja „Radia Darwina”, którą można określić mianem: zaangażowana społecznie science fiction, przestrzegająca przed stereotypami, wskazująca, do czego może doprowadzić przedmiotowe traktowanie Innego; ale z drugiej – zbiór tekstów, w których mogą denerwować niedopowiedzenia lub irytować naiwność niektórych puent. Na początek kilka informacji porządkowych: na książkę składają się trzy, o zbliżonej objętości, mikropowieści (lub bardzo rozbudowane opowiadania),których akcja toczy się odpowiednio: dwanaście, piętnaście i osiemnaście lat po wybuchu epidemii SHEVY oraz króciutkiego epilogu, którego tytuł sugeruje, że SHEVA, a wraz z nią ludzie, weszli w kolejne stadium mutacji.
Przede wszystkim, książka jest bardzo science, wcale nie mniej niż jej poprzedniczka. Autor kontynuuje rozważania z „Radia Darwina” na temat wirusów, ze szczególnym uwzględnieniem skutków oddziaływania wirusów na organizmy dzieci SHEVY oraz dodatkowo, wprowadza bardzo rozbudowany wątek „zapachowy”: na bazie dotychczasowej wiedzy o feromonach spekuluje na temat wykorzystania zapachów do świadomej komunikacji oraz manipulowania ludźmi. Gdzie tu fantastyka? – W skali zjawiska. Perswazyjne oddziaływanie zapachu igliwia czy przypraw do piernika unoszącego się w niektórych sklepach przed Bożym Narodzeniem w porównaniu do działań mających miejsce w „Dzieciach Darwina” należy uznać za niewinną igraszkę, za chęć umilenia kupującym pobytu w sklepie. W książce osoba poddana takiej „aromaterapii” w krótkim czasie zostaje nakłoniona do całkowitej zmiany zdania. Tylko słowa i zapach. A odpowiednie substancje zapachowe zostały wydzielone przez organizm dziecka SHEVY ot tak, na żądanie.
A jednak nie na stronę naukową położony jest w książce główny nacisk. Zdecydowanie najbardziej wyeksponowane są wątki społeczne, pierwszoplanowe miejsce zajmuje przedstawienie wzajemnych stosunków pomiędzy „starymi” i „nowymi” ludźmi. Ponieważ od początku oficjalnie uznano, że „nowi” ludzie są mutacją, aberracją, wynaturzeniem, zatem dzieci SHEVY są traktowane jak obywatele drugiej kategorii – praktycznie nie posiadają żadnych praw, izolowane w ośrodkach odosobnienia, rozdzielone z rodzinami, służą za króliki doświadczalne różnym instytutom badawczym. Odmawia im się człowieczeństwa, ponieważ są Inne. Wydawałoby się, że już to kiedyś przerabialiśmy, że niemożliwe jest, aby ludzkość kolejny raz wchodziła w buty przodków, ba – była o krok od powtórzenia na masową skalę pseudomedycznych eksperymentów doktora Mengele. A wszystko to dzieje się w Stanach Zjednoczonych, kraju, w którym każde dziecko zna na pamięć zdanie z Deklaracji Niepodległości o niezbywalnych prawach jednostki. Kontrast jest uderzający, a implikacje – przerażające. Autor nie jest optymistą – pokazuje (zresztą, sygnalizował to już w „Radiu Darwina”),jak niewiele potrzeba, by sytuacja z poważnej stała się krytyczna, a granice etyczne zostały przekroczone. Parę drobnych, na pozór, manipulacji opinią publiczną w wykonaniu nie dość dociekliwych, konformistycznie nastawionych albo zainteresowanych jedynie wysokością słupka oglądalności dziennikarzy, wykorzystanie ludzkiej niewiedzy, stwarzanie klimatu powszechnego zagrożenia i... wystarczy – mamy uzasadnienie do wprowadzenia stanu wyższej konieczności.
Sceny, dokumentujące nowe stosunki społeczne silnie oddziałują na czytelnicze emocje. Niemałą rolę pełni tu język książki – ani nie poetyczny, ani literacko wysublimowany. Przeciwnie, autor posługuje się raczej suchymi, naukowymi opisami, język powieści jest rzeczowy, ukierunkowany na przekaz treści, a nie uczuć. Paradoksalnie, zastosowanie właśnie takiego języka pozwala autorowi nie tylko „podprogowo” przekazać bardzo wiele informacji charakteryzujących bohaterów, ale również – bez czułostkowości i łzawego nudzenia – wywołać u czytelnika całkiem spore emocje, tak jak dialogiem (str. 202):
– To nazywa się gra. No, dziewczęta, wiecie, czym jest gra.
– Bawimy się – odparła obronnym tonem Stella.
– No oczywiście, że się bawicie. Wszystkie małpy się bawią – powiedziała nauczycielka.
Czy potrzebny jest jeszcze jakiś komentarz?
Stosunkowo najsłabiej ukazane są w „Dzieciach Darwina” wątki polityczne – wprawdzie przedstawione są przesłuchania przed komisją senacką, trwa polityczne poszukiwanie winnych, ale tym wydarzeniom brak jest szerszego kontekstu. Cały polityczny obraz ma bardzo rozmazane, niedookreślone kontury – nie wiadomo kiedy (i czy w ogóle) demokraci zastąpili konserwatystów (a może odwrotnie?),nie wiadomo kiedy miała miejsce kampania wyborcza (a wraz z nią zaostrzenie tonu wypowiedzi medialnych),komisja senacka pojawia się absolutnie znikąd. Autor w zasadzie nie wspomina (a jeśli, to marginalnie) o grupach nacisku społecznego, o zrzeszających się rodzicach, o wysiłkach na rzecz zmiany medialnego wizerunku dzieci SHEVY. Kłóci się to z ugruntowanym przez amerykańskie kino wizerunkiem prężnej społeczności, która samorzutnie, całkowicie z własnej inicjatywy, organizuje się, prowadzi kampanię medialną, występuje w obronie istotnych, często jedynie lokalnie, wartości. Wydawałoby się, że w obronie dzieci społeczeństwo (a przynajmniej niektórzy jego członkowie) wystąpią szczególnie silnie przeciwko rządowi, zorganizują kampanię informacyjną, marsze protestacyjne, akcję pisania listów... tymczasem nic takiego na szeroką skalę w „Dzieciach Darwina” się nie dzieje, a wzmiankowane w powieści tego rodzaju wydarzenia to jedynie incydenty. I w efekcie moment, w którym polityczny wiatr się odwraca, sprawia wrażenie prawdziwego deus ex machina, skutku bez przyczyny, a pozytywne zakończenie niektórych wątków nie wynika bezpośrednio z przebiegu wydarzeń, wydaje się sprokurowane nieco na wyrost, bardziej ku zadowoleniu (usatysfakcjonowaniu?) czytelników.
Zaskakujące jest wprowadzenie do powieści wątku epifanii, jakiej doznaje Kaye Lang, główna bohaterka cyklu. Zaskakujące, nie dlatego, że dotyczy naukowca obracającego się w świecie eksperymentów i programowo sceptycznego wobec uzyskanych wyników – w końcu zawodowy sceptycyzm nie wyklucza prywatnej wiary. Zaskakujące dlatego, że nie zostało do końca wykorzystane – Kaye przeżywa swoje własne, prywatne objawienie. I już. Poza dodatkowymi kłopotami w pracy (ale nie ma w tym nic zaskakującego – wszak Kaye kłopoty w pracy miała już wcześniej) i początkową trudnością z psychiczną akceptacją nowego stanu, upewnieniem samej siebie, że epifania nie jest tożsama z obłędem, ten nowy status bohaterki nie jest w żaden sposób wykorzystany w powieści, nie ma żadnego wpływu na akcję. Może to i lepiej?
Skupienie się autora na wątkach społecznych powoduje, że niektórym czytelnikom, spragnionym czystej science fiction, nowych pomysłów i BIO-spekulacji, „Dzieci Darwina” mogą wydawać się znacząco słabsze od tomu otwierającego dylogię. Osobiście nie jestem aż tak surowa w ocenie, w moich oczach wartość książki podnosi właśnie opis zupełnie nowej sytuacji społecznej i prezentacja reakcji ludzi postawionych wobec tej zmiany – od kurczowego trzymania się raz wygłoszonego poglądu, bez względu na jego słuszność, aż do pełnej pokory akceptacji nowych warunków. I mimo że osobiście brakuje mi pogłębienia niektórych wątków, a inne uważam za zanadto rozbudowane, to uważam „Dzieci Darwina” za pozycję niewiele ustępującą pierwszemu tomowi.

Recenzja ukazała się 2010-04-25 na portalu katedra.nast.pl

Kolejne stadium mutacji

„Dzieci Darwina” Grega Beara to z jednej strony dobra kontynuacja „Radia Darwina”, którą można określić mianem: zaangażowana społecznie science fiction, przestrzegająca przed stereotypami, wskazująca, do czego może doprowadzić przedmiotowe traktowanie Innego; ale z drugiej – zbiór tekstów, w których mogą denerwować niedopowiedzenia lub irytować...

więcej Pokaż mimo to

avatar
565
133

Na półkach: ,

Pierwsza część dużo bardziej mi się podobała - była o wiele bardziej odkrywcza i szokująca. Ale i w Dzieciach Bear się popisał. Naprawdę warta polecenia książka :)

Pierwsza część dużo bardziej mi się podobała - była o wiele bardziej odkrywcza i szokująca. Ale i w Dzieciach Bear się popisał. Naprawdę warta polecenia książka :)

Pokaż mimo to

avatar
2174
835

Na półkach:

Po kontynuację “Radia Darwina” sięgnąłem z ogromną chęcią poznania dalszych losów bohaterów; rodziny składającej się z małżeństwa naukowców i córki należącej do tzw. “nowych dzieci”, obciążonych wirusem SHEVA. I pierwsze strony powieści mnie nie zawiodły - tak samo wciągająca akcja, z mnóstwem ciekawych, naukowych faktów. Stella Nova dorasta, w samotności, nie całkiem świadoma otaczającego ją świata, chroniona przez rodziców przed rządem, skupiającym wszystkie “nowe dzieci” w specjalnych szkołach, będących czymś na kształt zamkniętych obozów.

Niestety gdy dotrzemy do końca pierwszej części, coś w książce zaczyna się psuć. Każdy kolejny rozdział to przeskok w wątku, podobnie jak w tomie pierwszym, lecz w “Dzieciach Darwina” nie wszystkie wątki okazują się być tak wciągającymi. Jesteśmy bombardowani opisami komisji rządowych do spraw wirusa, które średnio interesują czytelnika, podobnie jak dalsze losy Dickena, znanego nam naukowca, czy przygody jednego z głównych bohaterów, Mitcha, który nawiązuje chwilowy romans z antropologią, próbując powrócić do zawodu. Jedyne, co trzyma czytelnika przy lekturze i skutecznie walczy z ogarniającą sennością to rozdziały poświęcone samej Stelli, coraz starszej.

Na jej przykładzie obserwujemy kim tak naprawdę są “nowe dzieci”, później zwane Szewitami. Jak wygląda organizacja ich społeczeństwa, jakie są relacje między nimi i w jaki sposób natura ich zmieniła względem nas, homo sapiens sapiens, wyposażając w dodatkowe funkcje, pomocne w komunikacji. I te fragmenty powieści są doskonałe, i doskonale świadczą o wiedzy ale i wyobraźni autora.

“Dzieciom Darwina” brakuje charyzmy poprzednika, która jest w stanie porwać czytelnika od pierwszego rozdziału. Ale nie ma to dużego znaczenia - tom drugi świetnej opowieści i tak trzeba przeczytać, by ogarnąć całość wizji, jaką przygotował czytelnikom Greg Bear.

Po kontynuację “Radia Darwina” sięgnąłem z ogromną chęcią poznania dalszych losów bohaterów; rodziny składającej się z małżeństwa naukowców i córki należącej do tzw. “nowych dzieci”, obciążonych wirusem SHEVA. I pierwsze strony powieści mnie nie zawiodły - tak samo wciągająca akcja, z mnóstwem ciekawych, naukowych faktów. Stella Nova dorasta, w samotności, nie całkiem...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    71
  • Przeczytane
    62
  • Posiadam
    36
  • Fantastyka
    4
  • Science Fiction
    3
  • Posiadam e-book
    2
  • SF
    2
  • 2013
    2
  • Chcę mieć...
    1
  • Hard SF
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Dzieci Darwina


Podobne książki

Przeczytaj także