49 idzie pod młotek

Okładka książki 49 idzie pod młotek
Thomas Pynchon Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie literatura piękna
224 str. 3 godz. 44 min.
Kategoria:
literatura piękna
Tytuł oryginału:
The Crying of Lot 49
Wydawnictwo:
Wydawnictwo Literackie
Data wydania:
2009-05-08
Data 1. wyd. pol.:
2009-05-08
Liczba stron:
224
Czas czytania
3 godz. 44 min.
Język:
polski
ISBN:
978-83-08-04348-6
Tłumacz:
Piotr Siemion
Tagi:
tajemnica spisek literatura amerykańska
Średnia ocen

                6,4 6,4 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,4 / 10
476 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
520
346

Na półkach:

49 idzie pod młotek to chyba idealna książka, żeby przygodę z Pynchonem zacząć. Są w niej wszystkie charakterystyczne dla twórczości Amerykanina motywy. Jest krótka. Jest znakomita. Ma jedną, bezdyskusyjną wadę: trudno ją w bibliotekach czy antykwariatach dostać - na egzemplarz, który mam w ręku "polowałam" blisko dwa lata.

Mogłabym zatytułować tę recenzję - Ty też jesteś paranoikiem, bo Pynchon właśnie tak się z nami bawi. Oczywiście 49 idzie pod młotek to nie Tęcza Grawitacji, jeszcze możemy się nie dać, nie czytać więcej, zamknąć oczy i poczekać, aż objawienie nam przejdzie. Choć jak przykład Edypy Maas- bohaterki książki - pokazuje, łatwo nie będzie.
Edypa:
"Narzuciła sobie powoli rolę jakiejś dziwacznej Roszponki, smętnej basztowej dziewicy, którą czary uczyniły więźniarką słonych mgieł i sosen Kinneret, wypatrującej wciąż tego, który przybędzie i powie jej, cześć, to ja, rozpuść włosy."

"Być może kiedyś uda jej się zastąpić brakująca część siebie protezą, sukienką w odpowiednim kolorze, zdaniem z listu, nowym mężczyzną."

"(...)lecz wciąż miała nadzieję, że jest chora umysłowo i że na tym polega cały kłopot."

Główna bohaterka otrzymuje zawiadomienie o śmierci dawnego kochanka - milionera oraz że została wyznaczona na oficjalną wykonawczynię jego testamentu. Wyrusza w drogę do San Narciso w Kalifornii (było to nie tyle miasto, ile nagromadzenie pojęć architektonicznych) a po drodze doświadcza objawień. Z chaosu rzeczywistości wyłaniają się wzory, niezrozumiałe, lecz wyraźne reguły, uporządkowanie, tam gdzie z pewnością nie powinno go być. (Pynchon posługuje się tu metaforą demona Maxwella, lata temu 49 idzie pod młotek nauczyło mnie słowa entropia, teraz znowu zmusiło do prób [marnych] pojęcia złożoności II zasady termodynamiki). To krótka książeczka. Losy Edypy śledzimy na przestrzeni kilku tygodni, od otrzymania złych wieści do pierwszej aukcji masy spadkowej - do aukcji nawiązuje tytuł. Dlaczego streszczam, skoro zazwyczaj jak ognia unikam opowiadania treści książki?
Bo niczego nie zepsuję. Książek Pynchona opowiedzieć się nie da.

Convair puszcza sputniki,
Boeing robi rakiety,
Wszyscy wielkich zamówień
Mają pełne pakiety.
Gdzie są twoje kontrakty
Yoyodyne kochane?
Ministerstwo obrony
Wykreśliło cię z planów.

W 49 idzie pod młotek (raptem 170 stron powieści), poza historią Edypy, mamy kilkanaście stron streszczenia sztuki teatralnej (i jest to małe arcydzieło absurdu), kilkanaście piosenek (na przykład powyższa z festiwalu pieśni korporacji Yoyodyne), epizody historyczne, poszukiwania bibliofilskie, wynurzenia filatelistyczne. O tym co przydarzyło się Edypie tak naprawdę zadecyduje czytelnik, gdyż to on wybierze. Może to tylko opowieść o szaleństwie? Może krótka historia miłości i żałoby?
"Usiłowała dosięgać tego, co w nieprawdopodobny sposób trwało jeszcze dwa metry pod ziemią, zakodowane w bryle białka i wciąż opierające się rozkładowi - dosięgnąć owej upartej ciszy, która zbiera się może właśnie, do ostatecznego wybuchu, skoku przez warstwy ziemi, by ledwie migocząc, resztką sił zachowując chwilową skrzydlatą postać, wstąpić w nowego właściciela albo na zawsze rozpłynąć się w ciemnościach."

A może raczej jest to radosny taniec w wirze rzeczywistości? Bo takie są zazwyczaj pierwsze wrażenia z czytania Pynchona - ten facet jest szalony, kpi ze wszystkiego, ironizuje i przeinacza, co powieść to erupcja absurdu - dziwne pozy ludzi przebranych za pluszowe ryby w środku Sensu życia Monty Pythona. Czy też pójdźmy głębiej? To postmodernistyczna powieść obyczajowa: słodko-gorzki kabaret jako pretekst dla pokazania wyrazistego portretu Kalifornii lat sześćdziesiątych i anarchizującej, lewicowej krytyki współczesnego świata.

Ten nadmiar rzeczywistości (na przykład świetny epizod "Hitlera Hilariusa" - wprowadzający w kilka tygodni bohaterki wielką nowożytną historię i krytyczną "moralną wpadkę" ludzkości), z którym musi, żeby przetrwać, poradzić sobie Edypa, Pynchon opisuje systematycznie i szczegółowo. Jak zawsze używa zbyt wielu nazw własnych: nie samochód, nie chevrolet nawet, tylko impala, pół strony o rysunku na znaczku pocztowym, nie książka tylko in folio, in quarto, nie obóz koncentracyjny tylko Buchenwald, nazwy antykwariatów, przedsiębiorstw, kancelarii, osiedli. W ten sposób opis staje się przesadnie wyraźny, zbyt jaskrawy i nie tylko Edypę, ale i czytelnika zanurza w świecie przedstawionym niczym w reportażu, w telewizyjnej relacji z miejsca zdarzeń, z ust bezpośredniego świadka.

"starzejący się nocny portier, smakujący kostkę mydła toaletowego, który wyćwiczył żołądek do wirtuozerii w przyjmowaniu wszystkiego od lakieru do włosów, przez dezodoranty, kosmetyki, tytoń, aż po pastę do butów, w beznadziejnym wysiłku, by wchłonąć w siebie, co się tylko da, wszystkie obietnice, nadzieje, zdrady i wrzody, zanim będzie za późno."

Edypa - jak chyba większość pynchonowskich bohaterów - odbywa wędrówkę. Niezbędną by mogła żyć, zachowując własną integralność. Groźba rozpłynięcia się w nadmiarze jest realna (Mucho) i nie jedyna. Edypę wypacza wszechobecny szum (scena, gdy Mucho przedstawia na antenie Edypę jako Ednę, w celu zachowania jasności przekazu, gdyż uwzględnia zakłócenia akustyczne). Można skończyć w objęciach Pacyfiku, albo jadąc nocą bez świateł na autostradzie. Obłąkane objawienia okazują się konieczne dla ducha. W tej interpretacji, na pytanie czy wojna dwóch systemów pocztowych jest realna, powinien odpowiedzieć sobie każdy z nas. Każdy musi się zastanowić, czy szum, w którym żyje, go nie niszczy.
"Zera i jedynki. Tak rozkładają się pary.(...) Gdyż albo za zasłoną Ameryki z testamentu kryje się jakieś Trystero, albo istnieje tylko Ameryka, a jeżeli tak, to jedyną rzeczą, która pozostawała Edypie i pozwalała jej zachować wobec niej znaczenie, jest pozostać obcą, tą która wypadła z koleiny i zatoczyła pełny krąg przed upadkiem w paranoję."

Może Pynchon mówi nam: jeśli we współczesnym świecie chcemy zachować realność (spoistość, ducha, siebie) musimy się naprawdę postarać.

Pynchon jest moralistą (właśnie w takim sensie w jakim są/byli nimi komicy z Monty Pythona). Nie narzuca nam prawd jedynych, jest zadeklarowanym przeciwnikiem totalitaryzmów i myślenia o z góry wytyczonym wektorze, ale z pewnością twierdzi, że współczesność wymaga korekt; nie rewolucji, nie przemocy (Pynchon nie usprawiedliwia żadnej jej postaci), ale wewnętrznego wysiłku każdego z nas. Motto do Wady ukrytej głosi: Pod płytami chodnika: plaża. My powinniśmy o tej plaży przynajmniej pamiętać. Dopuścić do głosu niepewność, hipotetycznego demona. Może warto też podkreślić, że osobiście zawsze odbieram książki Pynchona optymistycznie (w ogóle nie przepadam za powieściami z ducha negatywnymi). Amerykański pisarz potrafi niezwykle sugestywnie pokazywać najmroczniejsze karty z historii ludzkości (wojny, niewolnictwo), ale jego bohaterowie w swych wędrówkach idą ku dobru, potrafią je odnaleźć, i to mimo własnych wad, błędów i zwyczajności (Edypa to tylko śliczna kalifornijska żona przy mężu). I choć angielscy komicy upatrują naszego zbawienia w śmiechu, a amerykański pisarz raczej w duchowej przemianie, są to dwie bliskie sobie drogi.

49 idzie pod młotek to chyba idealna książka, żeby przygodę z Pynchonem zacząć. Są w niej wszystkie charakterystyczne dla twórczości Amerykanina motywy. Jest krótka. Jest znakomita. Ma jedną, bezdyskusyjną wadę: trudno ją w bibliotekach czy antykwariatach dostać - na egzemplarz, który mam w ręku "polowałam" blisko dwa lata.

Mogłabym zatytułować tę recenzję - Ty też jesteś...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    609
  • Chcę przeczytać
    477
  • Posiadam
    127
  • Ulubione
    15
  • Teraz czytam
    13
  • Literatura amerykańska
    9
  • 2013
    5
  • Chcę w prezencie
    5
  • 2020
    4
  • 2012
    4

Cytaty

Więcej
Thomas Pynchon 49 idzie pod młotek Zobacz więcej
Thomas Pynchon 49 idzie pod młotek Zobacz więcej
Thomas Pynchon 49 idzie pod młotek Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także