Przeciw metodzie

Okładka książki Przeciw metodzie Paul Feyerabend
Okładka książki Przeciw metodzie
Paul Feyerabend Wydawnictwo: Aletheia filozofia, etyka
458 str. 7 godz. 38 min.
Kategoria:
filozofia, etyka
Wydawnictwo:
Aletheia
Data wydania:
2021-11-01
Data 1. wyd. pol.:
2007-01-01
Liczba stron:
458
Czas czytania
7 godz. 38 min.
Język:
polski
ISBN:
9788367020084
Tłumacz:
Stefan Wiertlewski
Tagi:
filozofia nauki
Średnia ocen

7,5 7,5 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki Racjonalność i styl myślenia Macintyre Alasdair, Hans Albert, Paul Feyerabend, Clifford Geertz, Jürgen Habermas, Ernan McMullin, Edmund Mokrzycki, Peter Winch
Ocena 6,0
Racjonalność i... Macintyre Alasdair,...
Okładka książki Literatura na Świecie nr 10/1983 (147): Ekspresjonizm niemiecki Gottfried Benn, Tibor Csorba, Albert Ehrenstein, Paul Feyerabend, Hans Henny Jahnn, Georg Kaiser, Else Lasker-Schüler, Sławomir Magala, Robert Musil, Franz Pfemfert, Redakcja pisma Literatura na Świecie, Karol Sauerland, Ernst Toller, Georg Trakl
Ocena 0,0
Literatura na ... Gottfried Benn, Tib...

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,5 / 10
28 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
161
95

Na półkach:

Książka nierówna, momentami niezwykle męcząca i zadręczająca, kiedy indziej fascynująca i rozwijająca. Jak dla mnie zbyt rozwlekłe bywają Feyerabendowskie szczegółowe rozważania nt. teorii Kopernika, Galileusza, ich przedstawienie mogło by być mniej rozwlekłe, jest to ewidentnie wina autora, który nie ukrywa, że jest programowo (!) chaotyczny.
Tymczasem najistotniejsze fragmenty książki są fascynujące: autor proponuje nam pojmowanie nauki jako pewnej grupy tradycji, wzajemnie się spierających, nie dotykających, mówiąc po Kantowsku, "rzeczy samej w sobie". Nauka nie jest jednak przez to bez wartości.
Autor np. przytomnie i prowokująco upokarza dokonania współczesnych w podboju kosmosu - nasi przodkowie o wiele śmielej, zgrabniej i piękniej eksplorowali niebiosa w wizjach tysiące lat temu...
Feyerabend będzie użyteczny dla osób nie wierzących w naukę, którzy jednocześnie ją sobie cenią. Paradoksalnie, to chyba takie stanowisko okazuje się dojrzałe. Tak więc postawa z "Przeciw metodzie" jest przytomnym sceptycyzmem, który nie popada jednak w abnegację.
Ciekawa jest relacja między teorią Feyerabenda a retoryką: u niego zwycięża ta tradycja, która jest przedstawiana w sposób najpiękniejszy, najbardziej chytry, najbardziej - ogólnie rzecz biorąc - przekonujący. Auto nawet prowokacyjnie chwali naukowca (chyba Galileusza?),który przemilcza fakty, które mogłyby nie służyć umocnieniu jego teorii.
W końcu - Feyerabend posługuje się świetnym językiem, terminologią.
Jest to więc książka warta polecenia, ale nierówna, a niekiedy nawet irytująca przez zbyt skrupulatne omawianie problemów z punktu widzenia problematyki książki nieistotnych.

Książka nierówna, momentami niezwykle męcząca i zadręczająca, kiedy indziej fascynująca i rozwijająca. Jak dla mnie zbyt rozwlekłe bywają Feyerabendowskie szczegółowe rozważania nt. teorii Kopernika, Galileusza, ich przedstawienie mogło by być mniej rozwlekłe, jest to ewidentnie wina autora, który nie ukrywa, że jest programowo (!) chaotyczny.
Tymczasem najistotniejsze...

więcej Pokaż mimo to

avatar
648
574

Na półkach: ,

Nie należy przedwcześnie się zachwycać, tylko dlatego, że słusznie krytykuje naukizm (czyli naiwną ufność w uczciwość i obiektywność naukowców oraz ślepą wiarę w „naukę” i jej możliwości, a zwłaszcza w zabobon, jakoby istniał „naukowy światopogląd”).
Nie należy też pochopnie potępiać za „anarchizm” i relatywizm, które w przypadku Feyerabenda są umiarkowane z jednej strony, ale i niespójne z drugiej. No bo jaki anarchizm i rozdział państwa i nauki (wzorem rozdziału państwa i Kościoła),kiedy jednocześnie postuluje wzięcia nauki za mordę, kiedy wymyka się ona spod „kontroli zdrowego rozsądku”?

Jednymi z ciekawszych rozdziałów będą te o konflikcie Galileusza z Kościołem. Dla wielu będzie zaskoczeniem przyznanie, że to Kościół zachowywał się racjonalnie, zgodnie z doświadczeniem i standardami naukowymi, natomiast Galileusz zachowywał się jak pseudonaukowiec, nieposiadający naukowych dowodów. Antyteista fanatycznie ubóstwiający naukę pozostawiony jest z trudnym wyborem: albo być racjonalnym i przyznać rację Kościołowi Katolickiemu, albo być irracjonalnym i opowiedzieć się po stronie erystyki Galileusza.

Wśród recept Feyerabend wymienia uwolnienie edukacji od nauki, przy takim sposobie kształcenia przez wychowawców, aby nie narzucali jakiejkolwiek drogi życiowej, a jedynie je wszystkie „obiektywnie” prezentowali tak, by każdy człowiek mógł bez nacisku wybrać swoją dla siebie. Coś zbyt utopijna ta propozycja, by nie powiedzieć „idealistyczna” („racjonalna” XD),zwłaszcza, że Feyerabend nigdzie nie zająknął się na temat praktycznych rozwiązań.
W postscriptum przybliża swoją biografię i ujawnia intencje. Częściowo posypuje głowę popiołem, ale jednocześnie ukazuje swoją ograniczoność i brak elementarnej wiedzy o Platonie i religii chrześcijańskiej! Wbrew temu co sam pisał wcześniej, na temat palącej potrzeby wprowadzenia zmian w edukacji, potępia innych, którzy poprzez edukację chcieli zmieniać świat, wymieniając jednym tchem Platona, chrześcijan, racjonalistów, faszystów i marksistów:
„Teraz uświadamiam sobie, że te rozwiązania były tylko kolejnym przejawem zarozumiałości i szaleństwa intelektualisty. Zarozumiałością jest zakładać, że ma się rozwiązania odpowiednie dla ludzi, z którymi nie dzieli się życia i których problemów się nie zna. Niemądrze jest zakładać, że takie ćwiczenie w humanizmie na odległość przyniesie efekty zadowalające zainteresowanych. Od zarania zachodniego racjonalizmu intelektualiści uważają siebie za nauczycieli, świat za szkołę, a „ludzi” za posłusznych uczniów. Widać to bardzo jasno u Platona. Takie samo zjawisko występuje u chrześcijan, racjonalistów, faszystów, marksistów”.
Że co? XD Przecież Platon (wzorem Sokratesa) nie proponował niczego „dla wszystkich”, a tylko dla chętnych, którzy się nadają! Feyerabend swoją wiedzę o Platonie czerpie chyba z popperowskiego zakłamanego „Społeczeństwa otwartego” (które czytał u początków swojej kariery). Chrześcijaństwo natomiast było bardzo blisko każdego człowieka (parafie),którego pragnęło podnieść i wyposażyć w odpowiednie narzędzia, pozwalające dobrze wybrać (a najlepszym wyborem jest zaufanie Bogu).
Jak się kolejny raz okazuje, anarchia jest tylko maską zamordyzmu dla własnej apodyktycznej wizji świata, jakakolwiek by ona nie była, choćbyśmy nazwali ją „anarchizmem”, „relatywizmem” czy „wolnością wyboru własnego światopoglądu”. Dlaczego? Bo rzekomy „brak światopoglądu” też jest światopoglądem (co Feyerabend po wielu latach zrozumiał i sam przyznał w PS),a przy okazji jest antyświatopoglądem dla innych światopoglądów – szczególnie tych, dla których istnieje Jedna, jasno określona Prawda, bo objawiona przez samego Stwórcę tego świata.
„Pozostają dwie rzeczy. Mógłbym zastosować się do własnej rady, zwracając się jedynie do tych, których – jak sądzę – rozumiem na podstawie osobistych kontaktów i próbować wpływać na nich…” (a w dalszym fragmencie parafrazując:) oraz do wszystkich chcących słuchać, o podobnej wrażliwości do mojej.
Łał. Czyli proponujesz dokładnie to samo co Platon i religia chrześcijańska, zaledwie różniąc się przy tym światopoglądem:
Platon: „Takie więc mam przekonania i dlatego, jeżeli zwraca się ktoś do mnie z prośbą o radę w jakichś bardzo ważnych dla siebie poczynaniach życiowych, w sprawie zdobycia majątku na przykład, lub też w jaki sposób ma pielęgnować zdrowie ciała czy duszy, o ile wydaje mi się, że w codziennym trybie życia wierny jest pewnym zasadom, albo też mogę przypuszczać, że zastosuje się do mojej rady w tym, co do czego porozumiewa się ze mną, chętnie służę mu moją radą i nie poprzestaję na zdawkowym tylko spełnianiu jego prośby. Gdy zaś ktoś wcale rady ode mnie nie żąda, albo też jest widoczne, że jej posłuchać bynajmniej nie ma zamiaru, nie będę się takiemu z moją radą narzucał nie proszony, a przymusu nie wywierałbym, nawet gdyby był moim synem rodzonym. Niewolnikowi, i owszem, rad bym swoich nie skąpił i, gdyby słuchać ich nie chciał, nie zawahałbym się nawet użyć względem niego przemocy. Ojca zaś i matkę nie godzi się, zdaniem moim, przymuszać do czegokolwiek, chyba że nie są przy zdrowych zmysłach; jeżeli prowadzą, taki czy inny, stały tryb życia, który im odpowiada, mnie zaś nie podoba się zgoła, nie należy, jak sądzę, ścigać ich niechęcią przez daremne strofowanie, ani też, odwrotnie, schlebiać im i usłużnie dostarczać możliwości zaspokojenia pragnień tego rodzaju, że, jeżelibym sam miał się im poddać z lubością, żyć bym nie chciał w ogóle. Tą samą zasadą powinien i wobec państwa kierować się w swoim życiu człowiek rozumny. Niech wypowiada swoje zdanie, jeżeli ma coś do zarzucenia w sprawie polityki, ale tylko wtedy, gdy wie, że mówić nie będzie próżno, ani słów swoich nie przypłaci śmiercią. Gwałtu zaś niech nie stosuje wobec ojczyzny zmieniając przemocą jej system rządów, jeżeli bez mnożenia wygnańców, bez ofiar w ludziach, ustroju najlepszego choćby wprowadzić nie można. Niech się wówczas cicho usunie na stronę i o ratunek się modli dla siebie i dla państwa”. (List VII)
Gdzie tutaj jest ten legendarny zamordyzm i totalitaryzm Platona?

Wielka szkoda, że Lakatos nie miał okazji do wzbogacenia tej książki swoją polemiką z pozycji racjonalistycznych, jak zamierzano na początku.

Nie jestem zwolennikiem powiedzenia „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem”, dlatego nie mogę szczerze polecić „Przeciw metodzie”. (Nie ufam trosce Paula o tradycje i kulturę, kiedy jednocześnie sprzymierzał się z marksistami, dadaistami i postmodernistami. Nie można go też nazwać filozofem w klasycznym tego słowa znaczeniu, które nadał mu Pitagoras, Solon, Sokrates i Platon – zresztą Feyerabend sam siebie określił mianem intelektualisty)
Nie jest to jakaś spektakularna pozycja. Można przeczytać, skłania do przemyśleń, szczególnie gdy wcześniej nie czytało się żadnej krytyki współczesnej nauki, może zatem być dobrą odtrutką na tak popularny dziś fanatyzm naukowy; ale do tego o wiele lepiej nada się „Mit nauki. Paradygmaty i dogmaty” Brykczyńskiego albo „Struktura rewolucji naukowych” Kuhna.


Do personalnego słowniczka: „naiwny falsyfikacjonizm Poppera” :)

--------------------------------------

„Naukę należy chronić przed ideologiami, a społeczeństwa, zwłaszcza społeczeństwa demokratyczne, należy chronić przed nauką”.

„Skoro osiągnięcia naukowe można oceniać dopiero po fakcie i jeśli nie istnieje abstrakcyjny sposób zapewnienia sobie z góry powodzenia, nie istnieje więc także specjalny sposób oceniania wagi naukowych obietnic – naukowcy nie są w tych sprawach lepsi niż ktokolwiek inny, znają jedynie więcej szczegółów. Oznacza to, że społeczeństwo może uczestniczyć w tej dyskusji, nie zakłócając istniejących sposobów osiągania sukcesu (nie ma takich sposobów). Ilekroć praca naukowców wywiera wpływ na społeczeństwo, jego uczestnictwo jest wręcz wskazane: po pierwsze, ponieważ społeczeństwo jest stroną, której dotyczy (wiele rozwiązań naukowych ma wpływ na życie publiczne); po drugie, ponieważ takie uczestnictwo jest najlepszą edukacją naukową, jaką społeczeństwo może uzyskać – pełna demokratyzacja nauki (obejmująca ochronę mniejszości takiej jak naukowcy) nie koliduje z nauką. Koliduje z pewną filozofią zwaną często „racjonalizmem”, która posługuje się skostniałym wizerunkiem nauki, żeby terroryzować nieobeznanych z jej praktykami”.

„Główny motyw, którym kierowałem się, pisząc tę książkę, był natury humanistycznej, nie intelektualnej. Chciałem wesprzeć ludzi, a nie „rozwijać wiedzę”. Ludzkość wypracowała sposoby przetrwania w częściowo niebezpiecznym, częściowo sprzyjającym otoczeniu. Historie, które ludzie opowiadali, i działania, w które się angażowali, wzbogacały im życie, chroniły je i nadawały mu sens. „Postęp wiedzy i cywilizacji” – jak nazywany jest proces forsowania zachodniego sposobu postępowania i zachodnich wartości we wszystkich zakątkach kuli ziemskiej – zniszczył te cudowne wytwory ludzkiej pomysłowości i empatii bez zwrócenia na nie najmniejszej choćby uwagi. „Postęp wiedzy” w wielu wypadkach oznaczał uśmiercanie umysłów. Dziś dawne tradycje są na powrót ożywiane, ludzie próbują znowu dostosować swoje życie do poglądów przodków. Próbowałem wykazać za pomocą analizy tych dyscyplin, których naukowy status wydaje się niepodważalny, tzn. nauk przyrodniczych, że prawidłowo rozumiana nauka nie dysponuje argumentami przeciwko takim wyborom. Tak właśnie postępuje wielu naukowców. Lekarze, antropolodzy i specjaliści od środowiska naturalnego zaczynają przystosowywać własne zasady postępowania do wartości wyznawanych przez tych, którym mają służyć radą. Nie jestem przeciwny tak rozumianej nauce, gdyż taka nauka należy do najwspanialszych wytworów ludzkiego umysłu. Jestem jednak przeciwny doktrynom posługującym się nazwą nauki w celu mordu na kulturze”.

„Rosnący liberalizm w definiowaniu „faktu” może mieć groźne konsekwencje, gdy jednocześnie przekonanie, że prawda może zostać ukryta, a nawet wypaczona przez procesy uchodzące za jej ustalanie, brzmi nader sensownie. Dlatego pragnę ponownie ostrzec czytelnika, że nie jest moim zamiarem zastąpienie „starych i dogmatycznych” zasad „nowymi i bardziej libertariańskimi”. Na przykład nie jestem ani populistą, dla którego odwołanie się do „ludu” jest podstawą wszelkiej wiedzy, ani relatywistą, dla którego nie istnieje „prawda jako taka”, lecz są wyłącznie prawdy dla tej lub innej grupy i/lub jednostki. Twierdzę tylko, że osoby niebędące ekspertami częstokroć wiedzą więcej od ekspertów i dlatego należy się z nimi konsultować i że prorocy prawdy (i ci, którzy posługują się argumentami) najczęściej dają się porwać wizji kolidującej z samymi tymi zdarzeniami, które wizja w zamierzeniu ma zgłębiać”.

„(…) gdziekolwiek spojrzymy, mając dość cierpliwości, aby w nieuprzedzony sposób wybrać materiał faktyczny, stwierdzimy, że nasze teorie nie tylko zawodzą w zakresie uzyskiwania wyników ilościowych, lecz także okazują się w zdumiewającym stopniu jakościowo niewiarygodne. Nauka dostarcza niezwykle pięknych i wyrafinowanych teorii. Współczesna nauka rozwinęła struktury matematyczne, które pod względem ogólnej spójności oraz empirycznych osiągnięć przewyższają wszystko, co dotąd istniało. Aby jednak osiągnąć ten cud, należało istniejące trudności zepchnąć na kwestię relacji między teorią a faktem i ukryć je za pomocą hipotez ad hoc, aproksymacji ad hoc i innych procedur”.

„Metodolodzy mogą wskazywać na ważność falsyfikacji – a mimo to niefrasobliwie posługują się sfalsyfikowanymi teoriami. Mogą oni wygłaszać kazania o potrzebie uwzględnienia całego istotnego materiału faktycznego, nie wspominając nigdy o tych licznych i bulwersujących faktach, które pokazują, że podziwiane i akceptowane przez nich teorie są w równej mierze skażone jak odrzucone przez nich teorie wcześniejsze. W praktyce niewolniczo powtarzają najnowsze oświadczenia grubych ryb w dziedzinie fizyki, chociaż czyniąc to, muszą łamać niektóre z najbardziej podstawowych reguł swego fachu”.

„Mówiąc zatem pozytywistycznie, możemy rzec, że nauka Galileusza opiera się na zilustrowanej metafizyce”.

„Kościół w czasach Galileusza nie tylko stosował się do wskazań rozumu, tak jak określano go wówczas, a częściowo nawet określa się obecnie, ale brał także pod uwagę etyczne i społeczne konsekwencje poglądów Galileusza. Oskarżenie, które wniósł przeciwko niemu, było racjonalne i tylko oportunizm oraz brak perspektywistycznego spojrzenia mogą żądać rewizji wyroku”.

„Proces Galileusza był jednym z wielu procesów sądowych. Nie wyróżniał się żadnymi szczególnymi właściwościami, być może z wyjątkiem tego, że Galileusza potraktowano dość łagodnie mimo kłamstw i prób oszustwa z jego strony. Jednak nieliczna koteria intelektualistów, wspomagana przez złaknionych skandalu pisarzy, zdołała nadać sprawie tak potężny rozgłos, że to, co w gruncie rzeczy było sprzeczką między ekspertem a instytucją broniącą szerszego poglądu na świat, jawi się obecnie niemal jak bój między mocami światłości i ciemności”.

„Nie sposób zaprzeczy, że grupy nacisku, osobiste pretensje, zawiść, fakt, że Galileusz, „zbyt zauroczony własnym geniuszem”, był „nie do zniesienia”, a także zasady mecenatu odegrały ważną rolę, ponieważ takie lub podobne okoliczności są istotne podczas każdej rozprawy. Jednak napięcia między różnymi grupami w Kościele z jednej strony i żądaniami autonomii naukowej z drugiej były czymś realnym; w końcu ich współcześni następcy (czy nauce należy zezwolić na kierowanie naszymi instytucjami edukacyjnymi i społeczeństwem jako całością, czy raczej powinno się ją traktować jak każdą inną grupę interesu?) są nadal obecni w naszym życiu. W tym przypadku Kościół postąpił słusznie: nauka nie ma ostatniego słowa w kwestiach dotyczących człowieka, w tym wiedzy”.

„Preferuję postawę Nielsa Bohra „to nie jest wystarczająco szalone”.

„Chcę tylko wykazać sprzeczność w działaniach tych, którzy wychwalają Galileusza i potępiają Kościół, ale są równie surowi jak Kościół w czasach Galileusza, gdy zabierają się za prace swych współczesnych”.

„Wyniki naukowe oraz etos nauki (o ile coś takiego istnieje) są po prostu zbyt słabą podstawą, aby nadać życiu sens. Wielu uczonych podziela ten osąd”.

„Błędne przekonanie, jakoby wiedzę pewną stanowiło tylko to, co można racjonalnie uchwycić, lub nawet tylko to, co można uzasadnić w sposób naukowy, ma fatalne konsekwencje. Zachęca bowiem «naukowo oświecone» młodsze pokolenie do odrzucania ogromnych bogactw wiedzy i mądrości zawartych w tradycji każdej kultury starożytnej oraz w nauczaniu wielkich religii świata. Każdy, kto sądzi, że wszystko to jest bez znaczenia, popełnia naturalnie inny, równie szkodliwy błąd, żyjąc w przeświadczeniu, że nauka jest w stanie, sama z siebie, stworzyć z niczego w racjonalny sposób całą kulturę ze wszystkimi jej składnikami”. Konrad Lorenz

„Ponadto wymagania stawiane przez Kościół, a mam tutaj na myśli jego najwybitniejszych rzeczników, były znacznie skromniejsze. Nie twierdził on, że należy poniechać tego, co jest sprzeczne z głoszoną przezeń interpretacją Biblii, bez względu na siłę racji naukowych przemawiających na korzyść danego poglądu. Nie odrzucano prawdy potwierdzonej za pomocą naukowej argumentacji, ale wykorzystywano ją do zrewidowania interpretacji fragmentów Biblii rzekomo z nią niezgodnych. Jest w Biblii wiele fragmentów, które zdają się sugerować, że Ziemia jest płaska, a jednak doktryna kościelna akceptowała kulistość Ziemi jako rzecz oczywistą. Z drugiej strony Kościół nie był skłonny wprowadzać zmian tylko dlatego, że ktoś wysunął jakieś niejasne przypuszczenia. Żądał on dowodu – dowodu naukowego w naukowych kwestiach”.

„Nauka jest o wiele bardziej „niechlujna” i „irracjonalna” niż jej metodologiczny obraz”.

„Otóż przekonaliśmy się już, że wiara w jedyny zbiór zasad, które zawsze gwarantowały sukces i zawsze będą go gwarantować, nie jest niczym więcej niż mrzonką. Rzekomy autorytet nauki jest o wiele mniejszy, niż się przypuszcza. Jej autorytet społeczny natomiast stał się obecnie tak przemożny, że do przywrócenia harmonijnego rozwoju niezbędna jest ingerencja polityczna. Aby osądzić skutki takiej ingerencji, nie wystarczy przebadać jakiś jeden niezanalizowany dotąd przypadek. Należy pamiętać o przypadkach, gdy nauka pozostawiona samej sobie popełniała godne ubolewania błędy, nie należy także zapominać o tych przypadkach, w których ingerencja polityczna faktycznie uzdrowiła sytuację. Taka wyważona prezentacja materiału faktycznego może nas nawet przekonać, że najwyższy czas, aby do przyjętego obecnie rozdziału państwa i Kościoła dołączyć rozdział nauki od państwa. Nauka jest tylko jednym z wielu narzędzi wymyślonym przez ludzi w celu radzenia sobie z otoczeniem. Nie jest narzędziem jedynym ani niezawodnym, a stała się zbyt potężna, zbyt pewna siebie i zbyt niebezpieczna, by pozostawić ją samej sobie”.

„Racjonaliści są zatroskani skażeniem środowiska intelektualnego. Podzielam ten niepokój. Książki pisane przez analfabetów i osoby niekompetentne zalewają rynek, pustosłowie pełne dziwnych, ezoterycznych terminów rości sobie prawo do wyrażania wielce wnikliwych sądów, „eksperci” bez pojęcia o czymkolwiek, bez charakteru, a nawet bez odrobiny intelektualnego, stylistycznego i emocjonalnego temperamentu, mówią nam o naszej „kondycji” i o tym, jak ją poprawić. Prawią kazania nie tylko nam, umiejącym przejrzeć ich zamiary; napuszcza się ich na nasze dzieci, zezwalając by ściągnęli je do poziomu własnej intelektualnej nędzy”.
[Dziś nawet bardziej aktualne, niż wtedy]

„Potrzeba było miliardów dolarów, tysięcy dobrze wyszkolonych asystentów, lat ciężkiej pracy, aby kilku naszych współczesnych, niepotrafiących się wysłowić i dość przy tym ograniczonych, wykonało bez wdzięku kilka podskoków w miejscu, którego nie odwiedziłby nikt przy zdrowych zmysłach – na wysuszonej, gorącej skale, gdzie nie ma czym oddychać. A przecież mistycy, ufni tylko w moc swoich umysłów, podróżowali przez sfery niebieskie do samego Boga, oglądając Go w całej wspaniałości i otrzymując siłę do dalszego życia, oświecenie dla siebie i swoich bliźnich. Tylko analfabetyzm szerokich mas i ich srogich nauczycieli – intelektualistów, ich zadziwiający brak wyobraźni każą im bez ceregieli odrzucać takie porównania”.

„Spotkania te odbywały się (i nadal odbywają) w Alpbach, małej górskiej wsi w Tyrolu. Poznałem tam wybitnych uczonych, artystów, polityków i przyjaznemu wsparciu niektórych z nich zawdzięczam swoją karierę akademicką. Zacząłem także żywić przekonanie, że w debacie publicznej nie liczą się argumenty, lecz sposób prezentacji swojego stanowiska. Aby sprawdzić to przypuszczenie, wdawałem się w spory i broniłem absurdalnych poglądów z wielką pewnością siebie. Panicznie się bałem – w końcu byłem zaledwie studentem otoczonym przez „grube ryby”, lecz jako byłem studentowi szkoły aktorskiej udało mi się potwierdzić swoje przypuszczenia”.

„Utworzyliśmy Klub Ratowania Fizyki Teoretycznej i zaczęliśmy omawiać proste eksperymenty. Okazało się, że związek między teorią a eksperymentem jest o wiele bardziej złożony, niż to przedstawiają podręczniki czy nawet artykuły naukowe. Owszem, jest kilka przypadków paradygmatycznych, w których można stosować teorię bez większych korekt, lecz cała reszta wymaga zastosowania czasami dość wątpliwych aproksymacji i założeń dodatkowych. Warto wspomnieć, jak nikły wpływ wywierało to wtedy na nas. Nadal woleliśmy abstrakcje, jak gdyby odkrywanie trudności nie wyrażały samej natury rzeczy, lecz można było je ominąć za pomocą jakiegoś nowatorskiego pomysłu, na który trzeba wpaść. Dopiero znaczniej później zapadła nam w pamięć lekcja Ehrenhafta, a nasza postawa w tym czasie, jak również postawa innych osób zawodowo zajmujących się tymi kwestiami dostarczyły mi wspaniałej ilustracji naukowej racjonalności”.

Obłudne deklaracje: „Mogę się mylić, to ty możesz mieć rację – lecz razem odkryjemy prawdę”, jakimi „krytyczni” racjonaliści upiększają swoje próby indoktrynacji, są zapominane w chwili, gdy ich stanowisko jest poważnie zagrożone”.

„Gdy w Bristolu kontynuowałem studia nad teorią kwantów, odkryłem, że ważne zasady fizykalne opierają się na założeniach metodologicznych, które są naruszane, ilekroć fizyka robi postępy: fizyka czerpie autorytet z idei, które propaguje, lecz których nie przestrzega w rzeczywistych badaniach, a metodolodzy odgrywający rolę klakierów wynajmowanych przez fizyków do sławienia ich wyników, którzy jednak nie dopuściliby ich do udziału w swoich projektach”.
[Czy tylko mi narzuca się na myśl pewien tępy „doktor habilitowany kwantocelebryta”, z którym pełno jest wywiadów na YouTube?]

Nie należy przedwcześnie się zachwycać, tylko dlatego, że słusznie krytykuje naukizm (czyli naiwną ufność w uczciwość i obiektywność naukowców oraz ślepą wiarę w „naukę” i jej możliwości, a zwłaszcza w zabobon, jakoby istniał „naukowy światopogląd”).
Nie należy też pochopnie potępiać za „anarchizm” i relatywizm, które w przypadku Feyerabenda są umiarkowane z jednej strony,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
80
22

Na półkach:

Doskonała odtrutka na popperyzm.

Doskonała odtrutka na popperyzm.

Pokaż mimo to

avatar
235
22

Na półkach:

Ogromne wyzwanie intelektualne. Zapomniana lub nieznana wśród wielu badaczy, jednak - moim zdaniem - jedna z najważniejszych książek z zakresu filozofii nauki. Jak żadna inna uczy pokory tak niezbędnej w pracy naukowca.

Ogromne wyzwanie intelektualne. Zapomniana lub nieznana wśród wielu badaczy, jednak - moim zdaniem - jedna z najważniejszych książek z zakresu filozofii nauki. Jak żadna inna uczy pokory tak niezbędnej w pracy naukowca.

Pokaż mimo to

avatar
183
183

Na półkach:

Całkiem ciekawe dzieło z zakresu filozofii nauki - a może filozofii antynauki? Jako naukowy laik nie powinienem zapewne wydawać zbyt kategorycznych sądów o koncepcjach autora (choć paradoksalnie on by mnie do tego zapewne mocno zachęcał),mogę natomiast powiedzieć, że brzmi on na moje ucho rozsądnie i ludzko. Nawet jeśli znajdzie się w jego rozumowaniu - dość luźnym zresztą, co może odrobinę utrudniać zrozumienie, choć jednocześnie nadaje książce lekkości - luki albo nie zgodzi z nim kategorycznie, warto to przeczytać choćby po to, żeby podjąć z samym sobą dyskusję (z jakimkolwiek skutkiem) nad tym, na ile można ufać nauce, czy racjonalizm ma ograniczenia, by zakwestionować rzekomą obiektywność nauki i metody naukowej. No i żeby przeczytać bardzo interesujące spojrzenie na walkę Galileusza w obronie teorii kopernikańskiej, które można uznać za wizytówkę książki.

6.5/10

Całkiem ciekawe dzieło z zakresu filozofii nauki - a może filozofii antynauki? Jako naukowy laik nie powinienem zapewne wydawać zbyt kategorycznych sądów o koncepcjach autora (choć paradoksalnie on by mnie do tego zapewne mocno zachęcał),mogę natomiast powiedzieć, że brzmi on na moje ucho rozsądnie i ludzko. Nawet jeśli znajdzie się w jego rozumowaniu - dość luźnym...

więcej Pokaż mimo to

avatar
244
37

Na półkach: ,

oryginalna metodologia,
i do tego świetnie się czyta :D

oryginalna metodologia,
i do tego świetnie się czyta :D

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    142
  • Przeczytane
    39
  • Posiadam
    15
  • Filozofia
    6
  • Teraz czytam
    2
  • Filozofia
    2
  • Filozoficzne
    1
  • B. Filozofia
    1
  • Filozofia i sprawy ducha
    1
  • Literatura angielska
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Przeciw metodzie


Podobne książki

Przeczytaj także