Śmierć w lesie deszczowym. Ostatnie spotkanie z językiem i kulturą

Okładka książki Śmierć w lesie deszczowym. Ostatnie spotkanie z językiem i kulturą Don Kulick
Logo Lubimyczytac Patronat
Logo Lubimyczytac Patronat
Okładka książki Śmierć w lesie deszczowym. Ostatnie spotkanie z językiem i kulturą
Don Kulick Wydawnictwo: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego Seria: Mundus reportaż
256 str. 4 godz. 16 min.
Kategoria:
reportaż
Seria:
Mundus
Tytuł oryginału:
A Death in the Rainforest: How a Language and a Way of Life Came to an End in Papua New Guinea
Wydawnictwo:
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Data wydania:
2020-03-23
Data 1. wyd. pol.:
2020-03-23
Liczba stron:
256
Czas czytania
4 godz. 16 min.
Język:
polski
ISBN:
9788323348146
Tłumacz:
Aleksandra Czwojdrak
Tagi:
Papua Nowa Gwinea etnografia antropologia język język tayap
Średnia ocen

7,6 7,6 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki Language and Sexuality Deborah Cameron, Don Kulick
Ocena 0,0
Language and S... Deborah Cameron, Do...

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,6 / 10
37 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
3145
677

Na półkach: ,

Ciekawie oddany na przestrzeni lat opis życia, wierzeń i wyobrażeń na temat życia w Europie mieszkańców jednej z wiosek w Papui-Nowej Gwinei. A przy okazji rozważania na temat języka, który zanika oraz ciekawy opis, co znaczy uczyć się jakiegoś języka - gromadzimy "dźwięk za dźwiękiem, słowo za słowem, zdanie po zdaniu, stopniowo opanowałeś język, niczym sroka, która zbiera gałązki, puch, świecidełka, w nadziei uwicia przyzwoitego gniazda"; czy uczyć się języka od "małego gadania" (uczenie się systemu dźwiękowego, najmniejszych elementów budulcowych języka),czy może od "dużego gadania" (słowa, zdania - gramatyka)? Bo co z tego, że "potrafimy bezbłędnie odmieniać czasownik: iść, jeśli nie wiemy, jak powiedzieć dziecku, żeby nam przyniosło kawałek polana do podpalenia papierosa"? Ciekawy i w wielu momentach dowcipny opis mieszkańców, których zachowania czy rozmowy w dużej mierze są podobne do naszych. Polecam.

Ciekawie oddany na przestrzeni lat opis życia, wierzeń i wyobrażeń na temat życia w Europie mieszkańców jednej z wiosek w Papui-Nowej Gwinei. A przy okazji rozważania na temat języka, który zanika oraz ciekawy opis, co znaczy uczyć się jakiegoś języka - gromadzimy "dźwięk za dźwiękiem, słowo za słowem, zdanie po zdaniu, stopniowo opanowałeś język, niczym sroka, która zbiera...

więcej Pokaż mimo to

avatar
65
13

Na półkach: ,

Jak umiera język? Ile czasu trwa jego agonia i od czego się zaczyna? Czy śmierć języka wpływa na życie społeczności, która go używała? A wreszcie: czy to możliwe, że język umiera, bo… nikt go już nie chce?
Antropolog Don Kulick na przestrzeni 30 lat prowadził w Papui-Nowej Gwinei badania naukowe nad ginącym językiem tayap, używanym wyłącznie przez mieszkańców wsi Gapun. Jednak jego książka „Śmierć w lesie deszczowym”, mimo naukowej podstawy, utrzymana jest w bardzo lekkim i przystępnym dla czytelnika stylu. Jest na tyle łatwa w odbiorze, że może ją zrozumieć w pełni każdy czytelnik, nawet ten, który nie miał pojęcia o istnieniu antropologii kulturowej.

Wyścig z czasem, by zdążyć przed śmiercią języka
Don Kulick przyjeżdża do papuaskiej wioski, która jest prawie odizolowana od świata. Aby do niej dotrzeć, trzeba przedzierać się cztery dni przez pełen niebezpieczeństw las deszczowy. Nie ma tu szkoły, dostępu do opieki medycznej, elektryczności. Słowo pisane istnieje we wsi tylko w postaci kilku książek, w tym mszału, pozostawionych tu kiedyś przez misjonarzy. Wieśniacy uprawiają swoje ogrody, żywią się głównie sago, ptactwem, owocami i owadami.

Mimo tej izolacji tradycyjny język Gapuńczyków, tayap, zanika i ustępuje językowi tok pisin. W obliczu szybkiego zmniejszania się liczby osób, potrafiących posługiwać się tayap, antropolog stara się go jak najlepiej opanować i udokumentować. Stara się też zrozumieć, jak przebiega proces zanikania języka oraz jakie ma to konsekwencje dla życia społeczności. Pomagają mu w tym głównie przedstawiciele starszego pokolenia mieszkańców wioski, którzy nadal posługują się biegle tayapem.

Niechciany język przodków
Praca Dona Kulicka prowadzi do wniosków, które mogą być wręcz szokujące dla przeciętnego Polaka, przyzwyczajonego do podkreślania roli tradycji w zachowaniu tożsamości kulturowej. Od szkoły podstawowej wpaja się nam, że nasz naród trwa dzięki skutecznemu oporowi przeciw rusyfikacji i germanizacji. Uczymy się o bohaterach, którzy walczyli o przetrwanie kultury i języka w czasach, gdy było to aktem odwagi i można było przypłacić to życiem.

Tymczasem język tayap umiera, ponieważ… sami Gapuńczycy nie są zainteresowani jego trwaniem. Własna kultura wydaje im się nieatrakcyjna w zderzeniu z cywilizacją zachodnią, która obiecuje piękne otoczenie, pieniądze i lżejsze życie. Przedsionkiem lepszego świata jest dla Gapuńczyków język tok pisin, oparty w pewnym stopniu o zniekształcone angielskie słowa, ale dysponujący własną gramatyką. Do wsi przynieśli go mężczyźni pracujący dla zachodnich firm działających na terenach Papui-Nowej Gwinei. Tok pisin, używany jest w wielu wioskach, co daje mu tę przewagę nad językami lokalnymi, że pozwala komunikować się na szerszym obszarze. W Papui Nowej Gwinei posługuje się nim około czterech milionów ludzi.

Jak umiera język?
Tayap umiera stopniowo. Dzieci we wsi przestają reagować na polecenia wydawane przez rodziców w tym języku, ubożeją przekleństwa, które wypowiadane są coraz częściej w tok pisin, młodzież wysyła sobie miłosne listy między wioskami korzystając z mowy, zrozumiałej dla wszystkich w regionie. Sami Gapuńczycy patrzą na białego człowieka, który chce się uczyć zanikającego języka, jak na poczciwego wariata. Śmierć języka tayap jest złożonym zjawiskiem i prowadzi Kulicka do wielu zaskakujących odkryć. Okazuje się np. że Gapuńczycy bardzo często nie zgadzają się, co do znaczenia wielu słów. Prowadzą na ten temat zajadłe spory, co ujawnia próba ustalenia przez antropologa brzmienia słowa „tęcza”. Podważanie znajomości tayapu wydaje się wręcz „sportem narodowym” miejscowej społeczności. Kulick zauważa, że z powodu ciągłego kwestionowania ich kompetencji językowych, młodzi mieszkańcy Gapun unikają publicznego posługiwania się tayapem.

Ciąg dalszy recenzji na https://wypadwswiat.pl/smierc-w-lesie-deszczowym/

Jak umiera język? Ile czasu trwa jego agonia i od czego się zaczyna? Czy śmierć języka wpływa na życie społeczności, która go używała? A wreszcie: czy to możliwe, że język umiera, bo… nikt go już nie chce?
Antropolog Don Kulick na przestrzeni 30 lat prowadził w Papui-Nowej Gwinei badania naukowe nad ginącym językiem tayap, używanym wyłącznie przez mieszkańców wsi Gapun....

więcej Pokaż mimo to

avatar
113
112

Na półkach:

Z jednej strony tytuł może wskazywać na powieść kryminalną, jednak nie odchodzi on za bardzo od tego wyobrażenia, gdyż książka ta mówi o śmierci, ale nie człowieka, a języka tayap, który jest na skraju wymarcia. Tayapem posługuje się bardzo wąska grupa ludzi – mieszkańcy maleńkiej wioski Gapun w Papui-Nowej Gwinei. Co więcej, nie wszyscy mieszkańcy, a tylko osoby starsze, używają tego języka. Jego przyszłość jest więc bardzo czarna. Amerykańsko-szwedzki antropolog Don Kulick opisuje w książce dlaczego zainteresował go język tayap, jak wyglądało jego pierwsze spotkanie z Gapuńczykami i jego życie tamże, opisuje swoją pracę badawczą, przeszłość, teraźniejszość i przyszłość języka tayap, jego zawiłości gramatyczno-leksykalne. W końcu nie brakuje też ciekawych opowieści o samych Gapuńczykach, którzy z jednej strony bardzo się od nas różnią, a z drugiej strony na wielu płaszczyznach życia są tacy sami jak my, mieszkańcy krajów rozwiniętych. Przekonajcie się sami.


„Odkryłem, że w Gapunie trudno przystosować się nie tylko do nieustannego dawania, lecz także do innych elementów życia: musiałem się również przyzwyczaić do braku seksu, do komarów i do błota. (…) Nie mogłem tak naprawdę nic poradzić na żadną z tych niewygód. Co do seksu, to nikt z miejscowych nigdy niczego mi nie zaproponował. Chociaż uważałem wiele osób za atrakcyjne, uznałem, że fakt, iż jestem umarły oraz cała reszta to i tak aż za wiele jak na moją głowę, by jeszcze rzucać się w związek miłosny (który, jak sądzę, mógłby zostać potraktowany przez wieśniaków z odrazą jako forma nekrofilii)”.


Wydaje mi się, że „Śmierć w lesie deszczowym” to moja pierwsza recenzja z literatury faktu na blogu. Cieszę się więc, że akurat trafił mi się tytuł, który mnie nie rozczarował. Co więcej, jestem bardzo zaskoczony, że aż tak bardzo dałem się wciągnąć w opowieść Dona Kulicka. Z wykształcenia jestem filologiem polskim, jednak nigdy nie było mi po drodze z językoznawstwem, gramatyką – zawsze bliska mojemu sercu była literatura i to ona była – w głównej mierze – przedmiotem mego zainteresowania na studiach. W językoznawstwie interesowały mnie tylko zagadnienia związanego z przynależnością języków do danych rodzin języków, kwestie powiązane z geografią i dialektami. I właśnie ta książka bardzo dobrze się w tym odnajduje. Z początków reportażu dowiadujemy się wszelkich najważniejszych informacji związanych z tayapem, ale nie jesteśmy też tymi ciekawostkami zalani. Wszystko jest wyważone i umiejętnie połączone z historią samego antropologa-językoznawcy. Oczywiście, są tu też zagadnienia ściśle językowe, które nie dla wszystkich będą w pełni jasne i interesujące (dla mnie też nie zawsze były),ale nie ma tego za dużo.
Najciekawsze informacje to na pewno takie, iż język tayap jest językiem izolowanym, czyli że nie jest podobny i spokrewniony z żadnym innym językiem na świecie (podobnie jak np. język baskijski, japoński czy koreański) oraz że formy rozkazujące czasowników przybierają różne formy w zależności, czy kierujemy je do kobiety czy do mężczyzny (czyli inaczej w tayapie powiemy np. słowo „idź!” do kobiety [o-tak], a inaczej do mężczyzny [o-tet]).

Poza kwestiami językowymi najwięcej miejsca poświęca się życiu Gapuńczyków. Jest więc o spotkaniach mieszkańców z białymi ludźmi, o ich stosunku do religii, kwestie żywieniowe (są bardzo, bardzo niecodzienne),o ich życiu codziennymi (jak wygląda zwykły dzień w wiosce Gapun),trochę o służbie zdrowia w Papui-Nowej Gwinei, wreszcie o samych ludziach – ich zmartwieniach, zainteresowaniach, rytuałach, pragnieniach (dużo krąży wokół pieniędzy),zmaganiach z codziennością, miłostkach.
Z tylnej okładki dowiadujemy się, że jest tu wiele humoru – to prawda, było kilka miejsc, w których parskałem śmiechem (np. w tym, jak jedna mieszkanka zwraca się do wszystkich swoich najbliższych w niewybrednych słowach). Są też takie miejsca w książce, które mogą, niczym kryminał, zmrozić krew w żyłach. Autor opisuje to, jak został napadnięty w jego chatce w wiosce przez bandę mężczyzn z okolicy czy o tym, jak Papua-Nowa Gwinea staje się państwem pogrążającym się w chaosie.
Oczywiście, jak w przypadku tego typu książek, nie wszystkie zagadnienia wydawały mi się ciekawe. Do tych bardzo interesujących zaliczam te wstępne, gdzie prezentuje nam się wszystkie najważniejsze informacje dotyczące języka tayap, historii Gapuńczyków oraz opowieść Kulicka o jego pierwszych wizytach w wiosce, a do tych, które mnie nie zainteresowały – o tym, jak rodzice-Gapuńczycy okłamują swoje dzieci czy o listach miłosnych, które miejscowi lowelasi wysyłają do swoich ukochanych. Ale nie zaliczam tego jako minus, po prostu mnie to nie wciągnęło.
Jedyne do czego mogę się przyczepić, to brak zdjęć i mapki. Trudno mi było umiejscowić tak malutką wioskę na mapie tak mało znanego nam, Europejczykom, kraju, więc mogłaby taka mapka, nawet nie jakaś wybitnie szczegółowa, wiele pomóc i rozjaśnić. A zdjęcia pokazałyby, jak wygląda taka wioska, jak wyglądają Gapuńczycy, pozwoliłyby lepiej zrozumieć tamten świat. Mamy, co prawda, artykuł na stronie lubimyczytać.pl (http://lubimyczytac.pl/aktualnosci/13691/czy-wiesz-jak-smakuja-czerwie-sagowe ),w którym zamieszczone jest kilka zdjęć stamtąd, ale to nie to samo. Trochę szkoda.
Muszę szczerze przyznać, że byłem bardzo zaskoczony po lekturze, iż tę książkę czytało mi się tak przyjemnie, bo nie sądziłem, że może mnie zainteresować aż tak reportaż antropologiczny na temat wymierającego i – prawdę mówiąc – nic nie znaczącego języka w kontekście języków świata, gdzieś na drugim końcu globu, w kraju, który potrafiłem tylko umiejscowić na mapie. Jak bardzo można się mylić i być nieco uprzedzonym do książki, jeszcze przed jej lekturą. Cieszę się, że można się tak pomylić. Wam naprawdę gorąco polecam „Śmierć w lesie deszczowym” Dona Kulicka, by choć trochę otworzyć się na świat i ocalić – przynajmniej w naszej pamięci – język tayap przed zginięciem.

Z jednej strony tytuł może wskazywać na powieść kryminalną, jednak nie odchodzi on za bardzo od tego wyobrażenia, gdyż książka ta mówi o śmierci, ale nie człowieka, a języka tayap, który jest na skraju wymarcia. Tayapem posługuje się bardzo wąska grupa ludzi – mieszkańcy maleńkiej wioski Gapun w Papui-Nowej Gwinei. Co więcej, nie wszyscy mieszkańcy, a tylko osoby starsze,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
456
249

Na półkach: ,

Don Kulick "Śmierć w lesie deszczowym"

Kolejna książka to fascynująca podróż do egzotycznej Papui-Nowej Gwinei, a ściślej precyzującej – do wioski Gapun. „Śmierć w lesie deszczowym” to kawał porządnego reportażu podróżniczego, która może zachwycać od pierwszych stron. Gapun – wieś schowana w bezkresnej dziczy Papui-Nowej Gwinei i ludzie, których nam przybliżył. Don Kulick, który z wykształcenia jest antropologiem, zabiera nas w podróż barwną, rozciągnięta w czasie łącznie blisko 30 lat. Po to czyni te starania, żeby móc badać tamtejszy lokalny język – tayap, który umiera. Dlaczego umiera? Tu autor daje odpowiedź, ale żeby ją poznać, trzeba koniecznie przeczytać książkę.

Las deszczowy jest miejscem tak niesamowitym, groźnym i tajemniczym dla postronnego obserwatora, że ciężko oderwać się. Nie ma tu nic, z filmów które możemy czasem podglądać w TV. Tam jest zachwyt, piękna zieleń, ale mało kto mówi, o grozie kryjącej się na każdym prawie kroku. Chyba inaczej nie da się opisać tej głuchej dziczy, z dala od cywilizacji. Możemy wręcz namacalnie poczuć ten strach, gdy idzie się i nie wiesz co za chwilę zewsząd może Cię zaskoczyć, lub fakt że odległości od poszczególnych miejsc zamieszkania, zajmuje nieraz przeprawę na cały dzień. Fascynujące, naprawdę.

Kulick charakteryzuje i opisuje barwne społeczeństwo. Dzięki jego zapiskom i my możemy poznać zwyczaje tam panujące, odkryć codzienne obowiązki. Z powodu słabej dostępności drogi transportu, mało osób miało okazję do tej pory, tam dotrzeć. Stąd też nic dziwnego, że literatura faktu i w ogóle antropologia o Papui -Nowej Gwinei nie wydała za dużo pozycji. W duchu bardzo się cieszę, że Kulick z takim uporem maniaka drążył, by móc poznać codzienność mieszkańców Gapun. Wiemy przez to, że są takimi samymi ludźmi jak każda jednostka na planecie Ziemi – pracują, zdobywają jedzenie, kochają, rodzą się następne pokolenia, tworzą własne społeczeństwo. I mają swój unikatowy język tayap – który Kulick badał.
Klarowny, prosty język i chwilami gawędziarski styl sprawia, że książkę pochłaniałam z przyjemnością.

Lubię dowiadywać się o nieznanych mi kulturach, nacjach więc ta lektura dla mnie była czystą przyjemnością. Polecam. Jestem zdania, że spodoba się ona każdemu, i pokazuje jedną niezmienną prawdę – wszędzie są tacy sami ludzie jak my. Więc może i Wy skusicie się, w tę podróż do Papui-Nowej Gwinei? Nie pożałujecie, obiecuję!

Don Kulick "Śmierć w lesie deszczowym"

Kolejna książka to fascynująca podróż do egzotycznej Papui-Nowej Gwinei, a ściślej precyzującej – do wioski Gapun. „Śmierć w lesie deszczowym” to kawał porządnego reportażu podróżniczego, która może zachwycać od pierwszych stron. Gapun – wieś schowana w bezkresnej dziczy Papui-Nowej Gwinei i ludzie, których nam przybliżył. Don Kulick,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
117
117

Na półkach:

Autor dużo czasu mieszkał z tubylcami, dokumentował zanikający język, ale książka jest o życiu ludzi na Nowej Gwinei, w dżungli, problemach, oczekiwaniach, zmartwieniach.
Zobaczcie jak się różnimy a ile mamy wspólnego z tymi ludźmi.
Polecam.

Autor dużo czasu mieszkał z tubylcami, dokumentował zanikający język, ale książka jest o życiu ludzi na Nowej Gwinei, w dżungli, problemach, oczekiwaniach, zmartwieniach.
Zobaczcie jak się różnimy a ile mamy wspólnego z tymi ludźmi.
Polecam.

Pokaż mimo to

avatar
2600
450

Na półkach: , , , ,

Ciekawe podejście do innej kultury. Autor nie kryje swojego narcyzmu i w zasadzie więcej napisał o sobie niż o gapuńczykach. Książka także nie do końca opowiada o tym, co sugeruje jej tytuł (chociaż także),bardziej adekwatny byłby zatem "Moje przygody w Gapunie podczas badania ginącego języka tayap".
Warta jednak przeczytania, choć mam nieodparte wrażenie połebkowości autora i czuję niedosyt. W istocie mało o samym języku, słownictwie itd., więcej o kulturze i życiu Papuasów z wioski Gapun.
Mam także wrażenie niedokończenia pewnych wątków, np. autor miał etyczny dylemat czy zabrać list Luka do jego zmarłego ojca i... Nie wiem czy go w końcu zabrał i co z nim zrobił, jeśli zabrał.

Ciekawy ostatni rozdział, w zasadzie "Postscriptum" o Margaret Mead i odpowiedzialności ludzi Zachodu, tutaj przeczytałabym jeszcze więcej.

Ciekawe podejście do innej kultury. Autor nie kryje swojego narcyzmu i w zasadzie więcej napisał o sobie niż o gapuńczykach. Książka także nie do końca opowiada o tym, co sugeruje jej tytuł (chociaż także),bardziej adekwatny byłby zatem "Moje przygody w Gapunie podczas badania ginącego języka tayap".
Warta jednak przeczytania, choć mam nieodparte wrażenie połebkowości...

więcej Pokaż mimo to

avatar
2661
2655

Na półkach:

"Gdy umiera język, utracone zostaje bezpowrotnie coś wyjątkowego, delikatnego, ażurowego i prastarego."

W młodości, kiedy poszukiwałam pomysłów na zawodową aktywność brałam pod uwagę antropologię. Marzyłam o docieraniu do plemion zamieszkujących tereny nie w pełni odkryte przez europejskiego człowieka, najlepiej na wyspach otoczonych oceanicznymi wodami, i przeprowadzanie rozległych badań. Koncepcja została odrzucona, ale sympatia do artykułów i publikacji poświęconych mieszance nauk przyrodniczych, społecznych i humanistycznych wciąż się umacnia. Dlatego z wielkim zainteresowaniem sięgnęłam po książkę, licząc na przeżycie niezwykłej przygody i zdobycie nietuzinkowej wiedzy. Jak się okazało, słusznie, literatura faktu wysokich lotów, a w zasadzie unikalna podróż śladem przeszłości, która jeszcze chwilę temu należała do teraźniejszości.

Don Kulick przeprowadza czytelnika szlakiem jednego z wielu języków, który brzmi coraz słabiej słyszalną muzyką, dalekim echem wśród kilkudziesięciu mieszkańców Gapun, wsi usytuowanej na moczarach pośrodku lasu deszczowego, w Papui-Nowej Gwinei. Gapun to zapadła prowincja z hermetycznym językiem, unikalną linią kulturową, i co może wydawać się dziwne, pędem ku cywilizacji białego człowieka, chwytania jak najwięcej wzorców z jego stylu życia. A przecież to właśnie białemu człowiekowi, który mieszkał pośród nich i badał lokalną społeczność, wydawało się, że to on zagląda w zanikającą egzotykę. Trzydzieści lat obserwacji umierającego języka, śledzenia, w jaki sposób się to dokonuje, próby odnalezienia odpowiedzi na pytanie, dlaczego rodzice nie uczą dzieci ojczystej mowy, zaś młode pokolenie nie czuje potrzeby jej nauki. I jak to się dzieje, że pomimo odmienności językowej, każdy przedstawiciel gatunku ludzkiego podlega tym samym społecznym uwarunkowaniom.

Narracja przyjemna i wciągająca, brak żargonu mogącego utrudnić pojmowanie zaprezentowanych przesłanek, owoców wnikliwych badań, uwzględniających historyczne uwarunkowania, kulturowe ciekawostki, wierzenia, codzienność, jedzenie, a nawet aspekty związane z wychowywaniem dzieci. Spostrzeżenia zdobyte podczas bezpośredniej obserwacji, uczestnictwa w życiu Gapun, które przybierało nie tylko przyjemne i budujące odsłony, ale także mroczne i niebezpieczne. Kulick to spostrzegawczy i wnikliwy komentator, interesująco przybliżający różne aspekty egzotyki i lingwistycznych uwarunkowań. Cieszy dobry i wyważony humor, konieczna dawka sceptycyzmu, głęboka wiary w człowieka. Sterylny język podlegający stopniowemu wymieraniu, zacieraniu różnic i odmienności, zastępowany przez oficjalny, oraz pismo. Z jednej strony ogromny żal, z drugiej świadomość nieuniknionego przemijania. I pomyśleć, że dziewięćdziesiąt procent spośród około sześciu tysięcy języków świata jest zagrożonych śmiercią.

Bookendorfina.pl

"Gdy umiera język, utracone zostaje bezpowrotnie coś wyjątkowego, delikatnego, ażurowego i prastarego."

W młodości, kiedy poszukiwałam pomysłów na zawodową aktywność brałam pod uwagę antropologię. Marzyłam o docieraniu do plemion zamieszkujących tereny nie w pełni odkryte przez europejskiego człowieka, najlepiej na wyspach otoczonych oceanicznymi wodami, i przeprowadzanie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1610
1369

Na półkach:

Ogromnym plusem, obok fascynującej tematyki, jest bardzo lekki i przystępny język, jakim został napisany cały reportaż. Dzięki temu książkę czyta się jednym tchem, a przy tym zapada w pamięci. Dla mnie – rewelacja. Polecam gorąco!


Cała opinia:
http://www.kacikzksiazka.pl/2020/04/smierc-w-lesie-deszczowym-ostatnie.html

Ogromnym plusem, obok fascynującej tematyki, jest bardzo lekki i przystępny język, jakim został napisany cały reportaż. Dzięki temu książkę czyta się jednym tchem, a przy tym zapada w pamięci. Dla mnie – rewelacja. Polecam gorąco!


Cała opinia:
http://www.kacikzksiazka.pl/2020/04/smierc-w-lesie-deszczowym-ostatnie.html

Pokaż mimo to

avatar
1444
1444

Na półkach:

Zaraz na początku zaznaczę, że ta książka mnie zaskoczyła, zupełnie się nie spodziewałam po niej tego, co ostatecznie otrzymałam – i bardzo dobrze! „Śmierć w lesie deszczowym. Ostatnie spotkanie z językiem i kulturą” nastawiło mnie na doznanie raczej naukowe, a otrzymałam znakomity reportaż, który z szacunkiem pochyla się nad ludźmi zapomnianymi przez świat.
Don Kulick jest antropologiem kultury, który potrafi pisać jak autor powieści przygodowych. Już we Wstępie rozłożył mnie na łopatki u wywołał wielki uśmiech na twarzy. Jestem zaskoczona (ponownie) jego pisarskim talentem, dzięki któremu opowiada o swoich doświadczeniach w wiosce Gapun w Papui-Nowej Gwinei tak, że czytelnik nie może się oderwać od lektury i pragnie więcej i dalej. Ów „pamiętnik” jest słodko-gorzki, posiada elementy groteski i powieści sensacyjnej ocierającej się niemal o thriller, bądź kryminał z elementami realizmu magicznego. W jednej chwili śmiejesz się do łez, by zaraz łapać się za głowę albo ze złości, albo ze zgrozy.
Jest to również (o czym nie mogę zapomnieć) opowieść sentymentalna, pełna osobistych wzruszeń autora, jego wzlotów i upadków. „Śmierć w lesie deszczowym” szokuje szczerością i prywatnością. Autor nie ucieka od ludzi, o których pisze, nie odgradza się od nich, żyje z nimi, poznaje ich i po części staje się nimi, a na pewno staje się częścią wspólnoty, którą tworzą (choć uważają go za zmarłego – a raczej zwłaszcza dlatego… chcecie więcej, to czytajcie. Oczywiście taka forma niesie pewne ryzyko, które niestety tu widać. Don Kulick, jak każdy człowiek, jest istotą, która wychowała się na jakichś prawdach, wierzy w pewne rzeczy, a w inne nie wierzy i tu sam na siebie zastawił pułapkę, w którą niestety wpadł. W pewnych kwestiach nie patrzy szeroko, ocenia coś, czego sam nie zna (wiara),patrzy tylko na interpretację nauki, nie zaś na samą naukę – a jak wiemy, interpretacje bywają mylne. Lecz zostawmy ten aspekt, bo i tak nie jest on jakiś przygniatająco ważny.
Co jeszcze? Jak was zachęcić do sięgnięcia? To może z grubiej rury – Don podarował nam przykłady poetyckich przekleństw, które są domeną UWAGA werble : kobiet! One to mają wyobraźnię, że szok. Trochę głupio mi to przytaczać, ale jest to takie barwne i finezyjne, że nie mogę się powstrzymać : „ jakeście się rodzili, to was musieli wyciągać z dupy tym babom, co to je kraby w łechtaczki szczypią” – musicie przyznać, że ot tak trudno coś takiego wymyślić… a to zaledwie jedno w wielu. Przekleństwa są ważnym elementem języka, wie to chyba każdy, więc powiedz mi jak klniesz, a powiem ci kim jesteś. Mieszkańcy tej wioski (zwłaszcza kobiet),to prawdziwe poetki przeklinania.
Sam Don Kulick także jest facetem z przysłowiowym „jajem” i potrafi rozśmieszyć do łez. Jego szczerość, o której już wspomniałam, z pewnością zjednuje mu ludzi. Z rozbrajającą otwartością pisze o swoich kulinarnych doświadczeniach : „Wziąłem to do ust z nadzieją, że woń gówna nie oznacza, iż gówniany będzie również smak. Myliłem się.” Uwielbiam go za to.
Teraz nadmienię nieco o tym thrillerze, sensacji i kryminale w jednym. Otóż nasz autor w wiosce otarł się o śmierć w iście hollywoodzkim stylu. Napadnięty, zrabowany, z bronią przy twarzy i tymczasowo ślepy )zabrano mu okulary),stał się świadkiem, a i powodem morderstwa. Zainteresowani? A to jeszcze nie koniec, bo i musiał uciekać helikopterem z Gapun. Akcja! Akcja! I jeszcze raz AKCJA – taka jest tak książka.
Jakoś się tak dziwnie stało, że na koniec pozostawiam to, co najważniejsze… to, co jest kręgosłupem tej książki – czyli język, który umarł: tayap. Mamy tu wzruszające pożegnanie tego, co stare, to takie ciche umieranie, nie na oczach świata, tylko GDZIEŚ w lesie deszczowym (choć Don się na to krzywi i twierdzi, że dżungla jest odpowiedniejszym słowem). Autor przedstawia nam konsekwencje różnych decyzji, to, co złożyło się na tę śmierć. Widzimy szeroki obraz, pełny opowieści, które odchodzą wraz ze słowami, pełnym kultury, wierzeń, pełnym ludzi, którzy odeszli tak jak odchodzi tayap – skromnie, po swojemu, w cieniu wielkich cywilizacji… ale to przestroga – i proroctwo, bo nieomylnie wszystkich nas to czeka i nieważne czy mamy iPhony, kino w D, samoloty i łodzie podwodne… każda cywilizacja upadnie – jesteśmy tylko chwilą… ulotną i kruchą materią.
Kończąc napiszę tak, nie każdy musi tę książkę przeczytać, ale każdy, kto to zrobi, czasu nie zmarnuje.

7/10 bardzo dobra robota, tytaniczna praca

Zaraz na początku zaznaczę, że ta książka mnie zaskoczyła, zupełnie się nie spodziewałam po niej tego, co ostatecznie otrzymałam – i bardzo dobrze! „Śmierć w lesie deszczowym. Ostatnie spotkanie z językiem i kulturą” nastawiło mnie na doznanie raczej naukowe, a otrzymałam znakomity reportaż, który z szacunkiem pochyla się nad ludźmi zapomnianymi przez świat.
Don Kulick...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1019
361

Na półkach: , , , , , ,

KIEDY UMIERA JĘZYK, UMIERA CAŁY ŚWIAT

Czytaliście może "Metodę wodną" Johna Irvinga? Główny bohater pracuje nad tłumaczeniem starego poematu z prawie zapomnianego już języka staro-dolno-nordyjskiego. Specyficzne poczucie humoru amerykańskiego pisarza przychodziło mi na myśl niejednokrotnie podczas lektury "Śmierci w lesie deszczowym". Autor książki przeplata bowiem swoją opowieść o pobycie w maleńkiej wiosce Gapun, leżącej w Papui-Nowej Gwinei, anegdotami i żartami. Oj, trudno powstrzymać uśmiech, kiedy czyta się o wymyślnych przekleństwach rzucanych przez tamtejszych mieszkańców!

Nie chciałabym jednak już na samym początku zdradzać tego, co jest w moim mniemaniu crème de la crème snutej przez antropologa historii. Nie są to bowiem jedynie żartobliwe opowiastki z życia poczciwych gapuńczyków, a relacja naukowca okazuje się wyjątkowo wielowymiarowa. Na przestrzeni trzydziestu lat, gdy powracał on do maleńkiej miejscowości, zdołał poznać życie jej mieszkańców bardzo dobrze, zaś jego podejście do rodzimych zwyczajów pozbawione jest uprzedzeń i przesądów. Don Kulick opowiada o niezwykłej życzliwości Papuańczyków wobec obcokrajowców. Życzliwości, przybierającej niekiedy dość kłopotliwe formy, szczególnie gdy próbują oni częstować przybysza lokalnymi rarytasami kulinarnymi lub uznają go za przybywającego w nowym wcieleniu ducha przodków.

Jeśli przeczytacie "Śmierć w lesie deszczowym", zrozumiecie jednak, iż miejsce, do którego przybył antropolog nie jest sielankową wioską w sercu przepięknej dżungli. Relację autora czyta się momentami niczym porywającą powieść akcji. Porusza ona tym bardziej, że oto mamy do czynienia z wydarzeniami, dziejącymi się gdzieś w odległych rejonach naszego globu prawie codziennie. Skorumpowane władze, które nie dbają o dobro swoich mieszkańców. Policjanci, którzy zamiast chronić ludność, nadużywają swojej władzy. Bezrozumna przemoc, zmuszająca naukowca do przerwania badań w obawie o swoje zdrowie i życie.

"Śmierć w lesie deszczowym" okazuje się przede wszystkim wnikliwym studium nad zmianami społecznymi, ekonomicznymi czy kulturowymi, jakie doprowadziły do zanikania starego języka. Kulick mówi o podobnych procesach w sposób pozbawiony dramatyzmu, jednak uświadamia nam, że wraz z zanikaniem starych dialektów tracimy bezpowrotnie cenną wiedzę.

Mądrość oraz poczucie humoru amerykańskiego antropologa przywodziły mi niekiedy na myśl styl narracji, jaki odnajdziemy w książce Davida Attenborough - "Przygody młodego podróżnika". W obydwu przypadkach mamy do czynienia z wartościową, poszerzającą horyzonty literaturą.

Chociaż nie należę do osób łatwo ulegających wzruszeniom, zakończenie książki wzbudziło we mnie głęboki smutek. Wyznanie człowieka, który prawie całe życie poświęcił pracy badawczej i pisze o przesłankach, jakie skłoniły go do zakończenia swego projektu, przesiąknięte jest takim poczuciem żalu, że po odłożeniu książki na bok wydźwięk tego przesłania na długo pozostaje w pamięci.

KIEDY UMIERA JĘZYK, UMIERA CAŁY ŚWIAT

Czytaliście może "Metodę wodną" Johna Irvinga? Główny bohater pracuje nad tłumaczeniem starego poematu z prawie zapomnianego już języka staro-dolno-nordyjskiego. Specyficzne poczucie humoru amerykańskiego pisarza przychodziło mi na myśl niejednokrotnie podczas lektury "Śmierci w lesie deszczowym". Autor książki przeplata bowiem swoją...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    193
  • Przeczytane
    42
  • Posiadam
    11
  • 2020
    5
  • Chcę w prezencie
    3
  • Reportaż
    3
  • Literatura faktu
    3
  • 2021
    2
  • Human
    1
  • 2020
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Śmierć w lesie deszczowym. Ostatnie spotkanie z językiem i kulturą


Podobne książki

Przeczytaj także