rozwińzwiń

Roślinne kłamstwo

Okładka książki Roślinne kłamstwo Steven R. Gundry
Okładka książki Roślinne kłamstwo
Steven R. Gundry Wydawnictwo: Vivante, Wydawnictwo Vivante zdrowie, medycyna
456 str. 7 godz. 36 min.
Kategoria:
zdrowie, medycyna
Wydawnictwo:
Vivante, Wydawnictwo Vivante
Data wydania:
2018-03-16
Data 1. wyd. pol.:
2018-03-16
Liczba stron:
456
Czas czytania
7 godz. 36 min.
Język:
polski
ISBN:
9788365442338
Tagi:
rośliny gluten lektyny pszenica warzywa owoce ziarna dieta zdrowie odżywianie
Średnia ocen

5,5 5,5 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
5,5 / 10
27 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
19
17

Na półkach:

Poranny Dziennik Zdrowia
doktora Bartka Kulczyńskiego
piątek, 11 sie 2023 | godz. 05:56

☝ Niewiele warta wiedza o lektynach z książki Roślinne kłamstwo. Przestroga.

Dzień dobry o poranku,

jest taka książka Roślinne kłamstwo. Paradoks, bo autor Steven Gundry sporo w niej nakłamał…

Dlaczego pozwalam sobie tak pisać o czyjejś książce? Bo kto milczy, ten zdaje się zezwalać. Zezwalać na szkodliwy przekaz…

Obserwując różne profile społecznościowe, trudno przeoczyć, że bujnym pokłosiem idei z tej książki wyrasta narracja, że lektyny to poważny wróg zdrowia, więc żywność, która je zawiera – powinna być ograniczona w diecie większości osób, nawet zdrowych.

Autor Roślinnego kłamstwa zrobił z lektyn niemalże wroga nr 1 naszego zdrowia. W efekcie czytania tej książki i bezkrytycznego powielania zawartych w niej idei na portalach społecznościowych, skutek jest taki, że ludzie zaczynają podejmować gorsze decyzje w związku z odżywianiem. Stąd nie można tego przemilczeć. Trzeba odpowiednie dać rzeczy słowo. A teraz trochę merytoryki…

Czym są lektyny?

Pisząc w skrócie lektyny to białka, które mają zdolność do wiązania się z węglowodanami. Ta właściwość sprawia, że mogą się łączyć z komórkami lub błonami komórkowymi i w ten sposób wywoływać pewne reakcje biochemiczne.

Źródłem pokarmowym lektyn są głównie produkty roślinne, w tym zboża, warzywa (m.in. psiankowate, strączki) i owoce. Niemniej są one także obecne w rybach i produktach pochodzenia zwierzęcego.

Czy należy obawiać się lektyn?

Badania na zwierzętach sugerują, że lektyny mające zdolność do przyłączania się do nabłonka jelitowego, mogą zakłócać absorpcję składników odżywczych, a nawet w pewnym stopniu – upośledzać integralność błony śluzowej jelit.

Niektórzy badacze twierdzą też, że skutkiem powyższego lektyny mogą zaburzać mikrobiotę jelitową czy powodować stan zapalny i wyzwalać pewne reakcje autoimmunologiczne.

Wobec tych informacji faktycznie można wskazać, że lektyny mogą wykazywać pewne działanie toksyczne i antyodżywcze.

Tylko że… mowa o eksperymentach in vitro i doświadczeniach na zwierzętach. A co z badaniami z udziałem ludzi? Zacytuję fragment jednej z nowszych prac naukowych [1] z 2020 roku:

Nie ma mocnych dowodów z badań z udziałem ludzi, które potwierdziłyby twierdzenie, że żywność zasobna w lektyny powoduje stany zapalne, przepuszczalność jelit lub problemy z wchłanianiem składników odżywczych.

Szkodliwy pomidor?

Z uwagi na stosunkowo dużą zawartość lektyn można natknąć się na opinię, że pomidory surowe nam szkodzą.

Gdyby przyjąć, że lektyny w nich obecne są dla nas niebezpieczne, no to wtedy – opierając się na wnioskach z badań na zwierzętach – należałoby się spodziewać, że jedzenie pomidorów przyczynia się do powstania stanu zapalnego.

Ale najnowsza praca naukowa z 2022 r. [2] wskazuje, że jedzenie pomidorów nie wpływa na poziom związków prozapalnych – CRP czy IL-6, a nawet powoduje obniżenie ich stężenia (TNF-alfa).

Czy to, co napisałem oznacza, że lektyny obecne w pomidorach na pewno nam nie zaszkodzą? Nie… Uważam, że u niektórych osób mogą pojawić się np. dolegliwości żołądkowo-jelitowe po spożyciu surowych pomidorów, co może wynikać z obecności w nich lektyn. Bo może zdarzyć się tak, że pojedyncze osoby z różnych względów będą na nie wrażliwe. Nie jest to jednak zjawisko powszechne i na jego podstawie nie możemy twierdzić, że pomidory są szkodliwe.

Wnioski ostateczne

Lektyny mogą zaszkodzić. Jeśli zależy nam, żeby sobie zaszkodzić – wystarczy jeść rośliny strączkowe tak, jak zwykle się ich nie je, tzn. na surowo. W ten sposób dostarczymy sobie dużo lektyn.

A na poważnie, to żywność, która zawiera dużo lektyn, spożywana jest najczęściej tak, jak powinna: po obróbce termicznej. Gotowanie zaś sprawia, że białka ulegają denaturacji (rozkładowi). A lektyny to właśnie białka. Przykład: fasola czarna, w której aktywność lektyn jest 100-krotnie wyższa niż w pomidorach, po ugotowaniu jest dla nas zupełnie bezpieczna.

Ściślej mówiąc, obróbka termiczna (gotowanie, pieczenie) niszczy zwykle ok. 95-99% lektyn obecnych w żywności. Fermentacja też znacząco obniża poziom lektyn.

Nie neguję pewnej szkodliwości lektyn. Niemniej w przypadku znakomitej większości osób – nie są one zagrożeniem zdrowotnym.

Jeśli ktoś źle się czuje po surowych warzywach psiankowatych (np. pomidorach, papryce),które zawierają lektyny, to można je poddać gotowaniu lub pieczeniu. Ponieważ fermentacja też znacznie obniża poziom lektyn, więc pewną alternatywą dla warzyw surowych, po których źle się czujemy, są również warzywa fermentowane.

Jeśli miałbym jednak wytypować grupę osób, która mogłaby nieco bardziej zachować ostrożność jak chodzi o spożywanie żywności zasobnej w lektyny, to byłyby to osoby zmagające się z chorobami autoimmunologicznymi.

Nie chcę nadmiernie stawać w obronie roślin, ale w odniesieniu do wspomnianej książki Roślinne kłamstwo, której przekaz w dużej mierze opiera się na szkodliwości lektyn, pragnę przypomnieć, że źródłem tych związków są również produkty zwierzęce.

Tak więc z tymi lektynami,

to burza w szklance wody i tworzenie sztucznego wroga.

Musiałem o tym napisać, gdyż jeśli nasza uwaga grawituje nie tam, gdzie potrzeba, w stronę rzeczy nieistotnych, to odwodzimy uwagę od elementów stylu życia i diety, które naprawdę mają znaczenie.

I jedną z najważniejszych rzeczy, na których należy się skupiać w swojej diecie, jest jej odpowiednie zbilansowanie, czyli to, żeby nie było w niej niedoborów. Z moich filmów wiedzą Państwo, do czego mogą doprowadzić niedobory pokarmowe.

Dobrze zbilansowana dieta to podstawa. Dlatego chciałem, by była możliwość uzyskania ode mnie takiej diety. Jednak równie dobrze mogą Państwo poprosić innego dobrego dietetyka o ułożenie diety, byle tylko nie był on podatny na sensacje jak w książce Roślinne kłamstwo. Uszczypliwy dziś jestem. Przypomniał mi się fragment z jednej starej książki: „Zrobił uszczypliwą uwagę, że najpierwszym obowiązkiem myśliwego jest odróżnić zwierzęta domowe od dzikich”.

W każdym razie, gdyby jednak zechcieli Państwo smaczną, prostą oraz nade wszystko – dobrze zbilansowaną dietę, bez niedoborów, mojego autorstwa, to zostawiam odsyłacz do mojej diety przeciw cukrzycy i insulinooporności, na cały miesiąc, dla całej rodziny, z samouczkiem PDF. Dieta pomaga chronić przed cukrzycą typu 2 i insulinoopornością oraz wspomaga leczenie:

dr Bartek Kulczyński


Przywołana literatura:

[1] W. Petroski, D.M. Minich, Is There Such a Thing as “Anti-Nutrients”? A Narrative Review of Perceived Problematic Plant Compounds, „Nutrients” 2020, t. 12, nr 10.

[2] G. Widjaja i wsp., Effect of tomato consumption on inflammatory markers in health and disease status: A systematic review and meta-analysis of clinical trials, „Clin Nutr ESPEN” 2022, nr 50.

Poranny Dziennik Zdrowia
doktora Bartka Kulczyńskiego
piątek, 11 sie 2023 | godz. 05:56

☝ Niewiele warta wiedza o lektynach z książki Roślinne kłamstwo. Przestroga.

Dzień dobry o poranku,

jest taka książka Roślinne kłamstwo. Paradoks, bo autor Steven Gundry sporo w niej nakłamał…

Dlaczego pozwalam sobie tak pisać o czyjejś książce? Bo kto milczy, ten zdaje się zezwalać....

więcej Pokaż mimo to

avatar
620
557

Na półkach: , ,

Mnie przekonuje. Oczywiście nie każde słowo napisane przez autora, ale wiele z jego założeń naprawdę sprawdza się, szczególnie w przypadku chorób autoimmunologicznych, których jestem żywym przykładem od dziecka. Na pewno będę do niej jeszcze niejednokrotnie zaglądać.

Mnie przekonuje. Oczywiście nie każde słowo napisane przez autora, ale wiele z jego założeń naprawdę sprawdza się, szczególnie w przypadku chorób autoimmunologicznych, których jestem żywym przykładem od dziecka. Na pewno będę do niej jeszcze niejednokrotnie zaglądać.

Pokaż mimo to

avatar
5
3

Na półkach:

Niepoważna pozycja, można ją podsumować tylko jako "fake news". Autor zrobił z lektyn jakiegoś sztucznego wroga i wszystko co pisze, pisze pod (nieprawidłową) tezę - zrobił sobie "drugi gluten", budując sensację dla ludzi nie mających pojęcia o biologii / medycynie. Lektyny NIE są niebezpieczne w przypadku spożywania jedzenia w taki sposób jak to się czyni (czy ktoś z państwa je surową fasolę???).
"Lektyny znajdują się w wielu produktach, które są bardzo zdrowe (np. warzywach strączkowych, czy psiankowatych). I choć rzeczywiście, lektyny mogą niszczyć komórki jelit oraz wchodzić w interakcje z układem immunologicznym, to bardzo łatwo je unieszkodliwić poprzez gotowanie. Poniżej zamieszczam link do badania (Pusztai, A., Grant, G. (1998). Assessment of Lectin Inactivation by Heat and Digestion. In: Rhodes, J.M., Milton, J.D. (eds) Lectin Methods and Protocols. Methods in Molecular Medicine™, vol 9. Humana Press. ),w którym udało się inaktywować lektyny w soi, gotując ją zaledwie 5-10 minut.
Lektyny są dobrym powodem, żeby nie jeść surowych strączków, 😉 ale nie są dobrym powodem, żeby nie jeść ich wcale.
Dla jasności, jest koncepcja, że niektórym osobom szkodzą nawet minimalne ilości lektyn i takie osoby muszą je odstawić (np. osoby z chorobami autoimmunologicznymi). Być może, choć trudno tutaj o silne dowody. Jednak możemy być pewni, że dotyczy to bardzo, bardzo niewielkiej części populacji." dr D. Parol
Zalecenia dietetyczne Gundry’ego są sprzeczne z „każdym zaleceniem dietetycznym reprezentowanym przez American Cancer Society, American Heart Association, American Diabetes Association itd.” (Robert H. Eckel, endokrynolog i były prezes American Heart Association).
Własne badania Gundry'ego leżą merytorycznie ze względu na brak pacjentów kontrolnych.
Był krytykowany szeroko w New Scientist za to, że ​​teorie jakie przedstawia „nie są poparte głównym nurtem nauki o żywieniu” i że dowody na korzyści płynące z diet bogatych w lektyny „są tak przytłaczające, że argumenty Gundry'ego są śmiechu warte” (New Scientist. 28 Lip, 2017).
I uwaga, wisienka na torcie:
Gundry sprzedaje suplementy, które, jak twierdzi, chronią przed szkodliwym działaniem lektyn, jak rasowy altmedowiec skaczący na kasę. Osobom, które uwierzyły w te sensacyjne łgarstwa, polecam jak najszybciej zaopatrzyć się w strukturyzator wody u Jerzego Zięby i tą "ustrukturyzowaną" cieczą polać sobie głowę, na otrzeźwienie.

Niepoważna pozycja, można ją podsumować tylko jako "fake news". Autor zrobił z lektyn jakiegoś sztucznego wroga i wszystko co pisze, pisze pod (nieprawidłową) tezę - zrobił sobie "drugi gluten", budując sensację dla ludzi nie mających pojęcia o biologii / medycynie. Lektyny NIE są niebezpieczne w przypadku spożywania jedzenia w taki sposób jak to się czyni (czy ktoś z...

więcej Pokaż mimo to

avatar
10
3

Na półkach:

Jedyne co jest szkodliwe dla zdrowia (umysłu i społeczeństwa) a jest związane z treścią tej książki to uporczywa kontynuacja braku umiejętności weryfikacji informacji i niezwracanie na to uwagi w debacie publicznej, co powinno raz na zawsze zakończyć się z nastaniem ery powszechnego dostępu do internetu.
Pozycja nie jest podparta źródłami - samo to powinno ją zdyskwalifikować. W środku znajdziemy mnóstwo przekłamań, dowodów anegdotycznych, a jest ona napisana w sposób sensacyjny - co moim zdaniem nie przystoi osobie z tytułem naukowym. Przeczy wielu metaanalizom, ponieważ bazuje na założeniach, które mają za zadanie przekonać czytelnika do jakiejś tezy za pomocą manipulacji, a nie wyedukować go. Sam opis tej książki wskazuje na to.
Alergie diagnozuje się u lekarza. Diet leczniczych nie stosuje się u ludzi zdrowych z wielu powodów. Nie czytajcie niczego, co nie jest poparte źródłami, a kiedy źródła są - weryfikujcie ich jakość!!! Wiem, że nie jest to łatwe, ale jeśli chcecie uczyć się czegoś na własną rękę, to nie ma innej drogi niż nabycie tej umiejętności!

Jedyne co jest szkodliwe dla zdrowia (umysłu i społeczeństwa) a jest związane z treścią tej książki to uporczywa kontynuacja braku umiejętności weryfikacji informacji i niezwracanie na to uwagi w debacie publicznej, co powinno raz na zawsze zakończyć się z nastaniem ery powszechnego dostępu do internetu.
Pozycja nie jest podparta źródłami - samo to powinno ją...

więcej Pokaż mimo to

avatar
4
4

Na półkach:

A ja ta książkę przeczytałam i zastosowałam. Z moich doświadczeń wynika, ze wartość diety można określić tylko w praktyce. Medycyna Chinska czy makrobiotyka są dla człowieka zachodu niezrozumiałe i nie poparte dowodami a mino tego mogą być szokująco skuteczne. A że miałam problemy skórne (gdzie dermatolodzy nie mieli dla mnie rozwiązania) dla diety roślinne kłamstwo przeznaczyłam 3 miesiące. I od 2 lat ją stosuję. Organizacyjnie to koszmar bo chodzę wszędzie z własnym jedzeniem. Latem trochę sobie luzuje, ale od wrzesnia do maja daje z siebie 100%. Ale właściwie łatwo się ja stosuje. Po 3 miesiącach wraz z wygaśnięciem stanów zapalnych w ciele, uspokaja się uczycie głodu. Można zjeść obiad z warzyw albo napić się zupy i czuć się najedzonym. Łatwo kontroluje się wagę. Zniknęły mi problemy skórne. Właściwie to nie mam wyjścia muszę ją stosować bo zdarzały mi się przerwy w praktykowaniu tej diety i skóra tak zaczynała mnie palić ze myślałam że oszaleję. Za poprawę mojego życia daje książce 10 pkt.

A ja ta książkę przeczytałam i zastosowałam. Z moich doświadczeń wynika, ze wartość diety można określić tylko w praktyce. Medycyna Chinska czy makrobiotyka są dla człowieka zachodu niezrozumiałe i nie poparte dowodami a mino tego mogą być szokująco skuteczne. A że miałam problemy skórne (gdzie dermatolodzy nie mieli dla mnie rozwiązania) dla diety roślinne kłamstwo...

więcej Pokaż mimo to

avatar
95
55

Na półkach:

Ogólnie warto przeczytać choć w mojej opinii nie należy brać każdego słowa jako prawdy objawionej. Jest tam garść sensownych informacji ale jak dla mnie brakuje badań naukowych, autor w głównej mierze bazuje na swoim autorytecie jako lekarz. Pisze mgliście o prowadzonych przez siebie badaniach ale wystarczy wejść na PubMed żeby zobaczyć, że nic nie publikuje od wielu lat, a w dziedzinie dietetyki nie publikował NIGDY nic. Ocenia między innymi takich autorów jak Campbell (patrząc na niego nieco z góry),a jednak to Campbell od kilkudziesięciu lat prowadzi regularne badania i regularnie je publikuje. Po przeczytaniu książki nie byłam już pewna, czy ewentualne efekty takiej diety są wynikiem ograniczenia lektyn, czy jednak pobocznych zaleceń czyli warzywa, ograniczenie mięsa etc. Jak wspomniałam - przeczytać warto ale raczej bym nie doszukiwała się w tym jakichś przełomowych informacji.

Ogólnie warto przeczytać choć w mojej opinii nie należy brać każdego słowa jako prawdy objawionej. Jest tam garść sensownych informacji ale jak dla mnie brakuje badań naukowych, autor w głównej mierze bazuje na swoim autorytecie jako lekarz. Pisze mgliście o prowadzonych przez siebie badaniach ale wystarczy wejść na PubMed żeby zobaczyć, że nic nie publikuje od wielu lat, a...

więcej Pokaż mimo to

avatar
11
11

Na półkach: ,

Pierwszy zgrzyt pojawia się, gdy autor stawia dietę ketogeniczną, Atkinsa, Dukana i inne w jednym rzędzie diet wysokobiałkowych. W przypadku Dukana to prawda, a ketogenicznej to nieprawda i sam to kilka stron dalej przyznaje, że w keto ogranicza się białko! Tak musi być, bo nadmiar białka zamienia się w glukozę, a więc jest antyketogeniczny. Nieco dalej twierdzi, że diety niskowęglowodanowe co prawda działają, ale po powrocie do zwykłej zachodniej diety (wysokowęglowodanowej),choroby wracają. To oczywiste, że jak wracamy do jedzenia śmieci to mamy śmieciowe zdrowie i tak samo się dzieje z jego programem żywieniowym. Sam to zresztą wielokrotnie przyznaje! Kolejna kwestia – jego programów żywieniowych. Są dwa i przy poważnych chorobach zaleca zaawansowaną wersję, czyli dietę… ketogeniczną… Jeszcze są inne „kwiatki” po drodze. Otóż jak przykład ludu wolnego od chorób cywilizacyjnych i ponoć długowiecznego podaje Kitavan. Powołuje się na badania szwedzkiego lekarza, który ustalił, że spożywają oni 60% energii z węglowodanów, 10% z białka, a 30% z tłuszczów. Chwilę później pisze, że ich węglowodany to głównie skrobia oporna, czyli w istocie rzeczy błonnik, który nie zamienia się w glukozę, a jedyna z niego energia to krótkołańcuchowe kwasy tłuszczowe, produkowane przez bakterie jelitowe. Tą niewielką ilością energii odżywiają się nasze komórki nabłonka jelita. W diecie ketognicznej liczymy tylko węgle netto, czyli zamieniające się w glukozę i te ograniczamy. Ta długowieczność Kitavan jest wątpliwa, bo dożywają zwykle 75 lat, choć on podaje, że 80-90. To i tak mało. Nieco dalej opowiada o innych długowiecznych, czyli Sardach, którzy rzeczywiście żyją dobrze ponad 100 lat. W rzeczywistości powinien uściślić, że to tylko górale z Sardynii są długowieczni, bo reszta mieszkańców Sardynii nie. A cóż oni jedzą? Całą żywność wytwarzają sami lub polują i jako pasterze mają ogrom ruchu, spalając węgle. A Kitavanie się nie przemęczają. Co jeszcze budzi wątpliwości? Deklarowana szkodliwość mięsa wołowego, wieprzowego i baraniny. Gundry to uzasadnia na poziomie molekularnych (wiążące lektyny Nen5Ac vs. Nen5Gc),ale niestety nie podaje żadnych badań na ten temat, żeby to zweryfikować, co skwapliwie robi gdzie indziej. Mimo wszystko – warto przeczytać, bo przeważająca część tej książki to wyjaśnienie, jak działają lektyny, skąd się wzięły, po co rośliny je produkują, jak wpływają na nasz organizm i jak je ograniczać. Jego zaawansowany program żywieniowy nie jest taki zły, bo w założeniu jest ketogeniczny i, co ważne przewidział wersję zarówno dla ludzi spożywających mięso, jak dla wegan i wegetarian. Trzeba tylko uważać na pewne szczegóły tego programu i nie osądzać autora przed przeczytaniem całości.

Pierwszy zgrzyt pojawia się, gdy autor stawia dietę ketogeniczną, Atkinsa, Dukana i inne w jednym rzędzie diet wysokobiałkowych. W przypadku Dukana to prawda, a ketogenicznej to nieprawda i sam to kilka stron dalej przyznaje, że w keto ogranicza się białko! Tak musi być, bo nadmiar białka zamienia się w glukozę, a więc jest antyketogeniczny. Nieco dalej twierdzi, że diety...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1534
1216

Na półkach: ,

Czy żyjąc w dzisiejszych czasach mamy pewność, że to, co jemy, jest w pełni zdrowe? Czy wszelkie produkty z etykietami „bio” czy „eko” są rzeczywiście lepszej jakości? Czytając mnóstwo mądrych książek na temat odżywiania i tego, co nas truje, odnoszę momentami wrażenie, że jedynym sensownym rozwiązaniem jest życie na totalnym pustkowiu, z dala od jakiejkolwiek cywilizacji i uprawianie własnych roślin (czy też hodowanie zwierząt, ale biorąc pod uwagę iż od lat nie jem mięsa, to w moim przypadku jest to zbędne). Po przeczytaniu książki Stevena R. Gundry’ego zaczynam się zastanawiać nad tym, czy po prostu nie przerzucić się na energię kosmiczną… Choć ona pewnie też nam szkodzi albo jest już zatruta.
Nie zrozumcie mnie źle, nie chodzi mi o to, że ta książka jest zła, bowiem naprawdę ciekawie się ją czytało. Chodzi mi jednak o to, że istnieje już tak wiele różnych teorii na temat tego, co nam szkodzi, a co nas ratuje, że człowiek może zwariować. Raz pomidory były rakotwórcze, raz broniły przed rakiem. A to tylko jeden z wielu, naprawdę wielu przykładów. A o co chodzi w książce Gundry’ego? O lektyny, czyli grupę białek, które znajdują się przede wszystkim w ziarnach zbóż, ale również w warzywach czy owocach. Głównym ich celem jest ochrona rośliny przed… zjedzeniem. Wszystko po to, żeby odstraszyć potencjalnego roślinożercę, aby móc się rozprzestrzenić. Nie tylko małe zwierzęta dają znaki ostrzegawcze drapieżnikom, że są trujące, chociażby za pomocą ubarwienia. Rośliny też to potrafią! Ostrzegają nas kolorem, smakiem i zapachem. Każdy organizm chce przetrwać i się rozmnożyć. A jak ma to zrobić roślina, gdy zjemy jej nasiona? No właśnie… Dlatego musi się bronić i robi to między innymi za pomocą lektyn.
Autor książki uważa, że lektyny w dużych ilościach są bardzo szkodliwe dla naszego zdrowia. Popiera to różnego rodzaju badaniami naukowymi, a także swoimi doświadczeniami. Gdy odkrył prawdę, która się kryje za potencjalnie zdrowymi owocami i roślinami, stworzył własny system dietetyczny, dzięki któremu wyleczył mnóstwo pacjentów z różnego rodzaju chorób. Brzmi jak złoty środek, ale tak to wygląda we wszystkich książkach tego typu, dlatego zawsze sceptycznie podchodzę do tych wszystkich przykładów z życia wziętych. Oczywiście wierzę w to, że odpowiednia dieta jest wspaniałym lekarstwem, ale przeczytałam już za dużo książek tego typu, aby ślepo ufać każdej diecie. Dalej wychodzę z założenia, że trzeba obserwować i słuchać swojego ciała. Ono wie najlepiej.
Przeważająca część tej książki to wyjaśnienie, jak działają lektyny, skąd się wzięły, po co rośliny je produkują, jak wpływają na nasz organizm – czyli popularno-naukowy wykład. Czyta się go zaskakująco dobrze, bowiem publikacja Gundry’ego skierowana jest do wszystkich, a nie tylko do osób, które wybudzone w środku nocy podadzą definicję lektyn czy innych haseł naukowych. Przystępny język, lekko humorystyczne podejście, a co najważniejsze – zachowany zdrowy rozsądek. To właśnie podoba mi się w podejściu autora. Fakt, stale mówi o tym, że owoce czy rośliny psiankowate (z punktu widzenia botaniki pomidor, papryka czy cukinia to też owoce, nie warzywa) są trujące, ale nie wyklucza ich całkowicie z diety – po przejściu odpowiedniego detoksu można je wprowadzać na nowo, ale ostrożnie i w małych ilościach. Cały ten uzdrawiający program nie jest taki zły, jest wersja dla ludzi spożywających mięso, a także dla wegan i wegetarian, co było świetnym rozwiązaniem. Nikt nie czuje się pokrzywdzony. Może chwilami Gundry faktycznie zbyt się zagalopowuje, ale jednak da się ten zdrowy rozsądek tutaj wyczuć. Dodatkowo podaje on wiele sposobów na to, jak ograniczyć spożywanie lektyn, nie rezygnując zbytnio z jedzenia tego, co lubimy.
W ogólnym rozrachunku jest to książka ciekawa, ukazująca „zdrową żywność” w zupełnie nowym świetle. Właśnie dlatego warto się zapoznać z tym odmiennym punktem widzenia, niezależnie od tego, czy ona nas przekona, czy nie. Gundry wie, co pisze, co da się wyczuć na każdym kroku. Nie zaprzeczę temu, że facet ma ogromną wiedzę i nie boi się podejść do tematu w sposób lekko kontrowersyjny. Nie można mu też zarzucić kłamstwa, bo to, co jest tutaj prezentowane, to czysta wiedza naukowa – przynajmniej charakterystyka i sposób działania lektyn, co do przykładów z pacjentami pozostaję nadal nieco sceptyczna (myślę, że tutaj trzeba by uwzględnić wiele kwestii osobnicznych, genom i epigenom). Mimo wszystko – warto przeczytać.

www.bookeaterreality.blogspot.com

Czy żyjąc w dzisiejszych czasach mamy pewność, że to, co jemy, jest w pełni zdrowe? Czy wszelkie produkty z etykietami „bio” czy „eko” są rzeczywiście lepszej jakości? Czytając mnóstwo mądrych książek na temat odżywiania i tego, co nas truje, odnoszę momentami wrażenie, że jedynym sensownym rozwiązaniem jest życie na totalnym pustkowiu, z dala od jakiejkolwiek cywilizacji i...

więcej Pokaż mimo to

avatar
15
2

Na półkach:

Jeden wielki antynaukowy stek bzdur. W kontrze do dziesiątek badań stawia dowody anegdotyczne i domysły. W wielu kwestiach poprostu kłamie. Nie da się tego czytać.

Jeden wielki antynaukowy stek bzdur. W kontrze do dziesiątek badań stawia dowody anegdotyczne i domysły. W wielu kwestiach poprostu kłamie. Nie da się tego czytać.

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    128
  • Przeczytane
    43
  • Posiadam
    13
  • Teraz czytam
    3
  • 2019
    3
  • Popularnonaukowe
    2
  • 2020
    2
  • Zdrowie
    1
  • W domowej bibliotece
    1
  • Sandra.rozwojownik
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Roślinne kłamstwo


Podobne książki

Przeczytaj także